
Wujot2
Members-
Liczba zawartości
734 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
15
Wujot2's Achievements
-
Sprawdziłem ile osób zginęło podczas wypadków w czasie pokazów i przygotowań do nich. Jest tego znacznie więcej niż byśmy sądzili. W tych paru największych zginęło po kilkadziesiąt osób jednorazowo. Zgadzam się 100% z @tomkly , że idiotyzmem jest ryzykowanie życia najlepszych pilotów wojskowych (szkolonych jednak do walki na odległość a nie manewrowej) oraz sprzętu, którego brakuje. Przeczytałem, że godzina lotu na f16 kosztuje prawie 60 000 zł. Czyli koszt wyszkolenia i nalotu pilota, który zginął należy ostrożnie przyjąć na 100 mln zł (wraz z kursem podstawowym). Koszt samolotu to 250 mln zł a system, który to wspiera to jeszcze praca kilkunastu osób. Czy warto ryzykować tak gigantyczne potencjalnie straty, nawet jeśli prawdopodobieństwo wypadku jest małe? Według mnie warto byłoby dokładnie przemyśleć zasady pokazów. Prosty przelot bojowych maszyn. Lądowanie, pokazy. A akrobacje na innych tańszych maszynach i jednak jak Maciek napisał - wyżej.
-
Kalkalpen dz5 Rosnące temperatury zdecydowanie wskazywały aby szukać jazdy w lasach, może nawet gdzieś blisko rzek i potoków. Czyli w obszarze Alp Wapiennych (Kalkalpen). Był jednak z naszego "punktu siedzenia" dość poważny problem - ten Park Narodowy jest dostępny wygodnie od północy. Zielone kropki to początki tras - jak widać południe odcięte jest wysokim grzbietem. Dojazd w te "oficjalne" punkty dostępowe zająłby nam autem 1,5 godz. - niezbyt nam się uśmiechało. Przestudiowałem mapę i znalazłem hipotetyczny wjazd z Unterlassa drogą na północ. OSM i satelita wskazywały, że znajdziemy tam parkingi. Wyznaczyłem pętlę, Locus wskazał mi 1500 m vericalu. Profil trasy był dość dziwny. Teren z mapy wyglądał bardzo, ale to bardzo interesująco. Dojazd samochodem 40 min - do wytrzymania. Jeszcze uwaga ogólna - w Austrii można jeździć tam gdzie są wyznaczone drogi dla rowerów. Praktyka jest taka, że ludzie jadą jednak gdzie chcą. Tutaj byliśmy jednak na terenie PN, bardzo dużo dróg miało wielkie zakazy jazdy (rowerów). Austria to kraj dość restrykcyjny, dlatego plany jazdy opierać najbezpieczniej na tych oficjalnych (tutaj niebieskich) pętlach. Szczególnie, że ktoś to jednak przemyślał i przejechał, więc można się od tego odbijać. Nasz ślad zaznaczyłem na jasnoczerwono. Dojeżdżamy do Unterlassa, droga na północ miejscami wąska. Gdy kończy się asfalt (w Mosshohe) parkujemy. I teraz zdziwko - wielka tablica z zaznaczonymi trasami rowerowymi. Szkoda, ze tego nie ma w necie (albo gdzieś głęboko zakopane). Znajduję od razu połowę "naszej trasy". Żółta pinezka to nasz parking i start. Trasa była zgodna z tym co odczytaliśmy na mapie. Czyli stromo wcięta, wzdłuż sporego potoku. Pewnym (dla mnie niemiłym) zaskoczeniem to standard. Szeroka, gładka i wyszutrowana. Ten szuter na górze ostry, luźny a ponieważ stale góra, dół to na zjazdach ostrożnie. Po dwóch godzinach osiągamy punkt zwrotny i zaczyna się clou programu. Na początku niewinnie. Przejazdem kolejowym. Akcentów tunelowych jest coraz więcej. Najlepsze, że te tunele robią się coraz dłuższe i wyprowadzają na wprost bajkowe okoliczności. Wszystko się kończy, ostatni tunel. Było ich chyba z 10. W środku przyjemnie chłodno, w dodatku z kapiącymi mroźnymi prysznicami. Ta turystyczna trasa to pozostałość po linii kolejowej do przewozu pozyskiwanego drewna. Cudeńko. Całość była luzacka 44 km i 900 m verical. Mój locus nieźle nakłamał - chyba nie miał informacji o tunelach i policzył "po wierzchu" - prognoza to 1500 m. Gdybym to wyłapał to pewnie byśmy coś dołożyli (pewnie wjazd do schroniska Anlaufalm)
- 63 odpowiedzi
-
- 4
-
-
-
Masz bardzo dobrą średnią. Na krótszych trasach we Wro (mieszkam centralnie) nie mam szans przekroczyć 12 km/h. Po prostu wystarczy parę świateł (po minucie czekania) po drodze. Nawet kombinując i jadąc ulicami gdzie jest sens, a chodnikami lub objazdami, gdy trzeba, to i tak dużo nie przyspieszę. Po prostu ruch jest naprawdę duży. Autem z parkowaniem (i szukaniem miejsca) i dochodzeniem do punktu jest przeważnie dużo dłużej jak rowerem.
- 63 odpowiedzi
-
- 1
-
-
Z tym interwałem to w Polsce. Bo w Alpach to się po prostu wspinasz przez godzinę albo dwie. Nie wiem do końca jak to z tymi e-bike jest. Bo czytam, że w praktyce ludzie robią tym np 800 m vertical i powiedzmy do 50 km (jak na Alpy to bardzo lekka trasa). Niby oszczędzając można zrobić do 1500 m vertical i te 50 km, ale to takie niepotwierdzone opowieści. Zresztą widziałem co ludzie jeżdżą i z reguły kończyli przy jakiś schroniskach/restauracjach. Nic specjalnego. Czyli nie widzę zysku w stosunku do normalnego roweru, tam mogę czasem pojechać więcej (a w pojedynczy dzień to dużo więcej). Trzeba tylko ze spokojem przyjmować, że na podjeździe wymijają cię nawet dzieci.
- 63 odpowiedzi
-
- 1
-
-
Jest już sporo dość lekkich fulli (kategoria e-MTB SL) z bardzo dużymi możliwościami np. Cannondale Moterra SL 2 (19,1-3 kg) lub ciut spokojniejszych KTM Macina Scarp SX Elite - tylko 19,8 kg (bateria 400 Wh). Bardzo ciekawy i dla mnie do rozważenia. Chyba najlżejszy Trek Fuel EXe 9.7 - 19,1 kg. swoją drogą to te wagi nie wiadomo na ile są prawdziwe (albo w jakiej wersji). Swoją drogą skoro można zrobić fulla pod 20 kg to wydawałoby się, ze dałoby radę zrobić e-HT do 16 kg. Ale nic z tych rzeczy. Nie ma nic takiego
- 63 odpowiedzi
-
Te lekkie elektryki Speca mają wspomaganie 1:1. Czyli na pojeździe od 15% na pewno by się przydały. Z drugiej strony zastanawiam się czy to ma sens - 50-70 km bujasz się z taką krową (bo to dalej jest krowa) aby zyskać na podjeździe. Ja tam nie mam stresu gdy zaczyna się więcej % i widzę, że tętno leci, z zejściem i pchaniem. Przekonałem się, że może ciut tracę czasu względem walczących kolegów ale forma lepsza. Elektryki wyprzedzam za to na zjazdach (mimo, że fulle). Co do jazdy na elektrykach to... na razie podziękuję, nie interesuje mnie już ostre enduro/dh - tam to jak najbardziej ma sens. Bardziej chodzi o wysiłek i bycie w górach. Ale być może za jakiś czas gdy nie będę mógł zamknąć jakiś fajnych pętli to zmienię podejście. Oby jak najpóźniej. Jest też inna opcja - przesiąść się na gravela albo odchudzone mtb (sztywniak).
- 63 odpowiedzi
-
- 5
-
-
Dzień czwarty Spieszeni rowerzyści czyli bike & hike Jazda na rowerze jest fajna ale... patrząc na wyniosłe szczyty Kleiner i Grosser Pyhrgas nad naszymi głowami trochę mi było szkoda, że nas tam nie ma. Udało mi się namówić Kamila na połączenie jazdy z wejściem per pedes na któryś a nich. Plan był taki aby dotrzeć na kole do schroniska Gowilalalmhutte. Końcówka to miał być już ostry wpych (z mapy). Życie trochę zweryfikowało plan, bo spory kawałek niżej był zakaz jazdy rowerem oraz... tablica, że jest to jeden z pomysłów Bike @ Hike. Trochę szkoda, że nie znaleźliśmy tego wcześniej na jakiejś stronce. W każdym razie faza 1 to było 7,7 km podjazdu (620 m vertical i do 15%). Na końcówce nawet stromiej. Po spieszeniu było tylko 2,7 km drogi na szczyt ale też 800 m (lub 1000 m) w pionie. Rowery przypinamy do jakiegoś znaku. Przebieramy buty, składamy kije (jechaliśmy od razu z plecakami, gdzie teraz wrzucamy bidony). Od początku jest bardzo efektownie. Przy schronisku trzeba się zdecydować na co idziemy. Z analizy czasu Grosser Pyhrgas dość słabo wychodzi. Poza tym przykleiła się do niego jakaś chmura (jak często do Krywania) i boimy się, że na górze możemy nic nie zobaczyć. Czyli Kleiner będzie naszym celem. Szlak szybko nabiera górskiego charakteru, jest zmienny, czasem z sporą powietrznością. Tygryski to lubią najbardziej. Na górze jest bardzo ciekawie - chmura na Grosser Pyhrgas dalej przyklejona (i tak było do zejścia). Czyli dobrze obstawiliśmy... Robimy popas, foty i po prostu lampimy się w tych okolicznościach. Pora na zejście. Po drodze ostatnie kadry. Powrót na rowerze to była po prostu wypłata. 15 km oglądania krajobrazów. To robi różnicę. Domykamy pętelkę jadąc przez miasto. Po drodze jeszcze zakupy. Razem wyszło 35 km i 1530 m vertical. Z buta dość ciężko byłoby to zrobić (przynajmniej w te 4:25 godz efektywnego ruchu).
- 63 odpowiedzi
-
- 6
-
-
-
Naprawdę sporo osiągnął (szczególnie w ostatnich latach). Na ile flirt z polityką mu się "opłaci"? Zobaczymy. Historia Muska dowodzi, że to zaminowane pole a poklask zmienny jest. Z Brzóską może być podobnie - no chyba, że to jego cel (trochę tak to wygląda).
- 458 odpowiedzi
-
- 1
-
-
- samochody
- motoryzacja
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Nawet nie trzeba nic czytać. To jest po prostu klasyczna różnica między zadatkiem a zaliczką. W pewnym wieku już wszyscy to wiedzą.
-
Dokładnie, dla mnie najbardziej obciążające są warunki "psychiczne", w pewnym sensie dużo bardziej jak te techniczne.
-
A za lat parę będą to wiekowi lokalesi w tych samych pałatkach i z balkonikami 😁
-
Mam odmienne zdanie. Oczywiście można się doskonale bawić na Górce co ją wspomniałeś, jak i cieszyć się z dnia na Śnieżniku. Nie mniej jednak wysokie góry to jest inna rzeczywistość. I nie chodzi tu tylko o rozległość krajobrazu i przestrzeni, ale dostępność różnych tras i miejsc, zmienność śniegów i stron świata. Różne konfiguracje. Obecność doskonałych narciarzy. Porównywanie możliwości (w tym nauki) jest wprost śmieszne.
-
Myślę, że każdy z krajów alpejskich jeśli chodzi o narciarstwo wysokogórskie ma wspaniałe możliwości. Wydaje mi się, że jednak w tym zakresie najwyżej oceniałbym Szwajcarię (grupa Monte Rosy). W drugiej kolejności chyba Włochy (zjawiskowe Dolomity, Masyw Ortlera, Mont Blanc. Francja zaś to co pokazane zostało na zdjęciach. Austria jest tutaj zdecydowanie na końcu (brakuje wysokości). Patrząc zaś z punktu widzenia ON ale jazdy free to dla mnie Francja byłaby na początku, Szwajcaria druga.
-
Czyli Valle Blanche?
-
Wygląda jakoś na Valle Blanche... Dość zaskakujący zestaw, bo brak śrub lodowych i czegoś typu microtraction a z drugiej strony uprząż piersiowa (???)