Ir3k
Members-
Liczba zawartości
245 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Ir3k's Achievements
-
Moim zdaniem w punkt. Oczywiście, o ile dywagacje dotyczące słuszności ilości szkoleń, kolejnych stopni, zdobywania umiejętności są słuszne, tak gdybyśmy mieli powiedzmy dwu-etapowe szkolenia, po których uzyskujemy stopień Instruktora, nijak miałoby się to do umiejętności ludzi jeżdżących od dziecka po Alpach i ich poziomu wyszkolenia. Jeżeli wg regulacji mamy prezentować podobny poziom no to drogi są dwie, albo wzorem ich jeździmy od dziecka, wybierając na pewnym etapie drogę szkolenia innych albo przechodzimy naprawdę długoletni kurs. W tej profesji nie ma drogi na skróty, jest za dużo zmiennych, za dużo ryzyka włącznie z narażeniem na utratę zdrowia. Pomijając wiedzę o samej jeździe, metodykę nauczania, zróżnicowany poziom kursantów, różnorodność stoków, wiedzę o sprzęcie, jego doborze i na pewno jeszcze kilku niuansach, o którym nie wspominam, nie da się nauczyć tego na kilku kursach. Odnajdywanie się i skuteczna reakcja w nagłych sytuacjach powinna być dla instruktora odruchem bezwarunkowym. Narty to nie tenis (swoją drogą również trudny technicznie), piłka, czy skok w dal. Występuję tutaj szereg ryzyk, na które instruktor powinien reagować natychmiastowo jeżeli zachodzi taka potrzeba.
-
Kiedyś styl Reillego bardzo mi się podobał, dalej chłop wg mnie jeździ świetnie pokazowo. Widać na jego stronce certyfikacje na poziomie PSIA Level 3 między innymi, a ukierunkowany jest na jazdę demo/pokazową, taki kierunek sobie obrał. Dodając niski wzrost, idealną separację i świetnie wypracowaną technikę, wygląda to tak jak wygląda, moim zdaniem bardzo solidnie. Świetnie prezentuję krótki skręt, nazwijmy to śmigiem carvingowym przy bliskim ustawieniu stóp. Na innych filmach też super jedzie średni i krótki skręt oczywiście już stojąc szerzej. To, że jeździ po idealnie równym i nachylonym stoku, no cóż kto by nie chciał. Niech dalej nagrywa bo robi to świetnie. Poniżej przykład chłopaków jeżdżących w zupełnie innych warunkach, myślę, że po tak płaskim stole jak Reilly, po kilku dniach wspólnej jazdy złapaliby podobny flow, jak nie szybciej 😉 Teraz pytanie, kto ma lepszy styl?
-
Pamiętam przede wszystkim jedne z pierwszych polskojęzycznych filmów narciarskich sprzed bagatela 20 lat i opisywanie m.in. techniki carvingowej. Była to bardo fajna lektura jak na tamten czas. Zawsze uważałem Marku, że masz nowatorskie i wyróżniające się sposoby szkolenia narciarskiego vs to co proponują powiedzmy ogólnodostępne materiały. Na nartach mamy jeździć zrelaksowani, widzę, że inner.ski dokładnie skupia się w dużym stopniu do takiego podejścia. Relaksujemy ciało, rozciągamy, dbamy o motorykę. Nie mam wątpliwości, że wzorowałeś się podejściem do narciarstwa tych najlepszych. Reszta jest wszystkim dobrze znana, cały sztab, treningi siłowe, ogromna ilość godzin spędzanych na nartach. Mamy tu fundament tworzenia solidnych narciarskich podstaw i fajnego rozwoju. Dobrze wiemy jak wygląda teraźniejszość, żyjemy w biegu, praca za biurkiem, stres. Dotyczy to na pewno wielu, a świadomość zmiany tego połączona z aktywnością albo wysokie skupienie na tym podczas szkolenia może nas fajnie nakierować. Zajęcia typu joga czy stretching zresztą na co dzień dają nam bardzo dużo dobrego. P.S. Mieliśmy okazję Marku rozmawiać telefonicznie może 3-4 lata temu, wspomniałem o projekcie narciarskim powiązanym z metodyką nauczania. Zapraszałeś do Białej, żeby ustalić termin i porozmawiać na żywo, nie skorzystałem wówczas czego nie ukrywam troszkę żałuję;) Pozdrawiam
-
Przepraszam, miałem na myśli kurs przewodnika wysokogórskiego, dokładniej ivbv
-
Z nartami dokladnie jest tak jak myslalem. Choć pewnie fajnie wziac na kurs i sl i gs, nawet ewolucje ćwiczyć zmiennie, bo czemu nie. A zjechanie giganta ustawionego w takich odległościach, że łatwiej na sl to nie brzmi też jak wielkie wyzwanie, ciekawe na jakich nartach zjeżdżają egzaminujący 😉 czyli kurs mlodszy instruktor, już dochodzi slalom? Narobili tych poziomów, 3 conajmniej, żeby być po prostu tytulowym instruktorem. Choć kurs wspinaczkowy trwa znacznie dłużej, wymaga wcześniej zaliczonych trudnych dróg i kosztuje nie mało, tak tutaj powiedzmy kilka wyjazdów, egzaminów i się da. Jednak na nartach nauczyć się jeździć, prezentując odpowiedni poziom nauczania i nienaganny przejazd sportowy, napewno nie da się tak szybko, w pare tygodni czy nawet miesięcy. Wystarczy popatrzyć jak jeżdżą naprawdę dobrzy instruktorzy. Patrząc np na włochów na stokach, nie da się nie widzieć lekkości i łatwości w poruszaniu się. Niezależnie czy po twardym czy po za trasą. Widać, że jeżdżą po tych górach od dawna. Oczywiście naszych rodaków też jest bardzo dużo, głównie z dziećmi. Umówmy się, że jeśli z dziećmi, to muszą to być ludzie odpowiedzialni i sprawnościowo także świetni narciarze. Jazda po za stokiem powinna być elementem, do którego przykłada się sporą uwagę. Zakładam, że każdy zawodowy instruktor czy wykładowca o stopniu sitn powinien po takiej ścieżce szkolenia tak właśnie potrafić jeździć, i nie tylko.
-
Marcos, dzięki bardzo za rzeczowo i przede wszystkim życiowo objaśnioną sprawę. Zastanawiam się nad tym co piszesz w kontekście zdawalności kursu na pomocnika, a konkretniej jego części sportowej. Fakt, kompletny instruktor musi umieć poprawnie zademonstrować jazdę między tyczkami, "głupio" byłoby nie mieć tej umiejętności w przypadku prośby prezentacji takiej jazdy przez kursanta, powiedzmy gdzieś na otwartym gigancie dla "ludu". Natomiast nie ukrywajmy, takich klientów instruktorzy mają minimalną ilość, albo i nawet wcale. Nie wnikam w program kursu, szkolenia, norm itp, nie mam aż tyle wiedzy. Widocznie dla dalszego rozwoju jako instruktor jest to niezbędne. Ale ta liczba, a raczej procent zdawalności jest naprawdę niski. I tutaj pojawia się pytanie, czy na kursie P1 mogą pojawić się przypadkowe osoby, które umieją jeździć, jednak czas przejazdu jest naprawdę podkręcony, że nie dają rady? Wcześniej weryfikowały to zawody regionalne, teraz kurs kwalifikacyjny, ale zdziwiło mnie, że jest taki odsiew. Przecież na takim kursie pojawiają się albo osoby już mające styczność z jazdą sportową, po AWF, czy po wcześniejszym kursie, trudno to u ludzi z przypadku, moze jednak się mylę. No i mieliśmy slalom, teraz zmieniło się to na slalom gigant. Jako szanujący się narciarz powininem mieć narty gigantowe, jednak mam tylko allroundy 183cm 90mm pod butem i niestandardowe slalomki 170cm od heada, które zresztą bardzo lubię. No, ale chyba bez gigantek trochę nie wypada jechać na taki kurs? 😉 Co prawda rozglądam się za długimi i szybkimi nartami, ale co zrobić kiedy, wszelkie inne zakupy narciarskie przyćmiewają mi black crowsy mirus cow.. i jeszcze ta cena😉
-
Cześć Dziękuję za odpowiedzi, nie ukrywam, że temat założyłem żeby pozyskać trochę ciekawych informacji, bo o samym systemie szkolenia, czy bardzo dobrze wykwalifikowanych fachowcach, którzy obecnie działają na naszym podwórku - informacji na forum nie jest tak wiele. Nigdy nie rozumiałem szczerze mówiąc, podziału bądź jeśli używam złego słowa, poróżnienia między samym PZN a SITN, choć to drugie zawsze swoją zawiłością w mnogości kursów, kwalifikacji na nie, i już samym uzyskiwaniem uprawnień ,wydawało się jedynym i najwłaściwszym organem szkolącym instruktorów. Doszedłem natomiast do wniosku, że sam proces szkolenia w istocie, a dokładniej jego przebieg (po mimo wewnętrznych procedur dotyczących jego schematu), jest uwarunkowany tym, kto go prowadzi. Jestem z Warszawy, na nartach jeżdżę 2/3 życia, ponad 20 lat, szkolę jako instruktor od niespełna 7, posiadam najprostsze uprawnienia oświatowe. W zależności od sezonu spędzam 30-50 dni na nartach wliczając w to szkolenia, jest to moja dodatkowa praca. Na ten sezon zapadła decyzja - rozwój. Wiele lat poświeciłem na samodoskonalenie się, co robię dalej. Współpracowałem z wieloma instruktorami, zawsze wymieniając doświadczenia. Teraz chcę nieco więcej, chcę porządnej jazdy szkoleniowej, tym razem tylko dla siebie. 🙂 Odczuwam natomiast wrażenie, że instruktor w PL bez uprawnień SITN to co najmniej klasa niżej, nie wspominając o współpracy stowarzyszenia z innymi stowarzyszeniami z całego świata i możliwości zdobywania uprawnień międzynarodowych. Także chętnie pojeżdżę na nartach z kimś, kto robi to wzorcowo wg norm polskich czy międzynarodowych. Świetnie jeździ, świetnie to prezentuje i potrafi przekazać wiedzę dla nauczania innych. Chętnie za to zapłacę, zaplanowałem sobie dojść do stopnia pomocnika, być może nawet w tym sezonie, co dalej zobaczymy. Nie mam przeszłości zawodniczej, nie jeździłem w klubie narciarskim, po za incydentalnymi wypadami na tyczki, gdziekolwiek była taka możliwość będąc na nartach - kiedyś troszkę mnie to kręciło. Tutaj na pewno będzie duże pole do rozwoju.
-
Cześć, Dawno nie pisałem nic tutaj, to też witam po przerwie szanowne towarzystwo. Są tutaj osoby napewno dobrze zaznajomione z system kształcenia instruktorów w Polsce, znające przebieg szkoleń, kadrę, szkoły narciarskie. Wg wytycznych na obecny sezon rezygnujemy z zawodów regionalnych i obowiązuje kurs kwalifikacyjny dla przyszłych uczących - jako przepustka do kursu na pomocnika. W skrócie uznano, że dotychczasz szkoli się dość mało(liczba zainteresowanych szkoleniem), a jakościowo pojawiają się przypadki wśród pomocników, gdzie mamy problem z poprawnym zaprezentowaniem ewolucji skrętu pługiem. Stąd decyzja o kursie kwalifikacyjnym i zniesieniu zawodów, co ma nam teoretycznie dać więcej chętnych na szkolenia, a sam 'odsiew' procentowo ma być większy z uwagi na zaostrzenie kryteriów ocen egzaminacyjnych - o ile wszystko dobrze zrozumiałem jednym uchem słuchając konferencji, jednocześnie robiąc sobotnie porządki w domu. W tym temacie jestem troszkę zielony, zapytam więc wprost. Czy ktoś obecnie potrafi polecić szkołę, która przeprowadza kurs kwalifikacyjny w naszych górach, z możliwe najlepszym poziomem IW uczestniczącego w kursie? Myślalem o szkole od Bartka Ptaka z Zakopanego, albo FUN RACE z Anią Buczek. Może macie tzw "polecajki" 🙂 żeby trafić do kogoś z naprawdę bardzo wysokim warsztatem szkoleniowym w naszym kraju? Pozdrawiam
-
Kastle, świetna mniej popularna u nas narta. Patrz na szerokość narty pod butem - jeździsz dużo po przygotowanych stokach <=70mm, chcesz jeździć po za stokiem, częściej po rozjeżdżonym śniegu wtedy narty 70-85mm pod butem. Im szersze, tym będą mniej dynamiczne między skrętami, za to stabilniejsze w gorszych warunkach
-
Dostałeś już dużo odpowiedzi od kolegów wyżej, po mimo środka upalnego lata i chwilowo naszych zainteresowań skierowanych w innym kierunku niż narty (rower,rolki,wind,tenis etc) to możesz liczyć na fachową pomoc , modnie to nazywając - zdalnie. Narty masz dość krótkie, na filmiku jednak prezentujesz jazdę bez większej utraty równowagi, da się odnieść wrażenie, że czujesz śnieg i masz kontrolę. Chcac jezdzic carving, musisz zmienić swoj styl. Nowe narty nie nauczą Cię tego, jednak postęp technologiczny napewno to ułatwi. Jeśli SL (które bardzo lubią krawędź i szybką jej zmianę) wybierz narty o minimalnej długości 165cm, producent mniej istotny w tej chwili. Jeśli narty top, a SL wpisuje się w to, budżet 2000 na nowe może wystarczyć w sezonie ogórkowym jest obecnie trochę taniej. Jeśli jeździsz we Włoszech to wiesz, że nasłonecznienie stoków da się odczuć już po 12, w Polsce za to ludzie potrafią do tej 12 też mocno rozjeździc stok, biorąc to pod uwage może warto pomyśleć o narcie bardziej uniwersalnej, jednak lubiącej szybkie skręty i krawędź. Wyżej wspomniano o max 70mm pod butem.. obecnie można kupić narty o szerokości 130-140mm w dziobie i ponad 80mm pod butem, które znacznie lepiej poradzą sobie w rozjeżdżonym stoku, a również postawią cię na krawędź (tutaj kryterium długości conajmniej -10 od wzrostu). SL to super sprzęt, ale wymaga więcej zaangażowania na stoku, który nie jest twardy i przygotowany.
-
//edit tymi Volkl tez nie pogardzilbym 😁
-
Sprzedajesz Enforcer?
-
Dzięki,szukałem potwierdzenia dla tych przypuszczeń. Fenomenem jest to, że narty tego typu i w tych długościach można kupić naprawdę za małe pieniądze
-
Szczerze tytul tematu kompletnie na szybko, przeniesiony z działu wypożyczalnia, może żeby nieco podbić zasięgi:) bez ironii w żadnym kierunku, brakuje mi trochę w ostatnim czasie rozmów o nartach, może to jest podświadome wyrażenie tego
-
Tytul tematu trochę zaczepny, ale no wlasnie....przymierzam się do zakupu nart, ale najpierw chciałbym coś objechać. Precyzyjniej... Szukam deseczek +/- 180cm pokroju salomon force, head titan/rally, kastle mx84/ stockli ax. Ogólnie szukam bandyty, który po przygotowanym zwiezie mnie na dół z maksymalna precyzja, średnim/dłuższym skrętem. Ale w popołudniowych warunkach czy nawet małym puchu da trochę radości i też świetnie popłynie. Ciągnie mnie też w kierunku head core, ale nie wiem jak narta o budowie twin tip z dedykacją jednak inna zwiezie mnie po porannym sztruksie czy lodzie (tu mam obawy). Precyzując szukam czegoś bardzo pewnego do jazdy, ale też dającego dużo możliwości i funu. Może ktoś ma coś fajnego, objezdzonego i podzieli się opinią (na tym mi zależy najbardziej i chodzi głównie o osoby, które potrafią jeździć na krawędzi) albo poleci wypożyczalnie w Warszawie albo w regionie Val di Sole.
