Skocz do zawartości

Nauka Jazdy na Nartach dla BBBBBBardzo małego dziecka metodyką SKI-21


Mazby

Rekomendowane odpowiedzi

Witam, Za aprobatą kilku forumowiczów otwieram nowy wątek, a raczej Kurs dla Rodziców (Jeżdżących... i nie!) pod tytułem: Nauka Jazdy na Nartach dla BBBBBBardzo małego dziecka metodyką SKI-21 Uprzedzam, że nie będzie to pomysł, propozycja czy inny wynik odcisków na d... od siedzenia przy kompie, tylko: materiał do mojego następnego podręcznika: Nauka Jazdy na nartach w XXI wieku dla dzieci ŚKI-21, czyli metody sprawdzona na żywych (do dziś !) organizmach, za ich....(nie!)... za zgodą ich rodziców. Publikacja tych materiałów jest możliwa, gdyż: 1: Wydawca nie podpisał jeszcze umowy końcowej 2: Kancelaria prawna zajmująca się ochroną moich praw autorskich nie może mnie przycisnąć z powodu : jak w p:1 3: problemów z przyszłą sprzedażą książki wśród forumowiczów nie będę miał bo TO forum jest forum mistrzów i nic nowego im pewnie nie ujawnię. 4: Wykorzystam Was , jako materiał doświadczalny na reakcję po pojawieniu się poniższych treści. Zastrzegam sobie prawo do NIE kasowania wątku i do NIE obrażania się, nawet w przypadku obrażania mnie i innych agresywnych reakcji forumowiczów. Zastrzegam sobie prawo zamieszczenia w książce nicków i komentarzy forumowiczów, którzy będą zarówno produktywne jak i destruktywne. No to do pracy mazby

Użytkownik Mazby edytował ten post 08 październik 2012 - 11:39

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 56
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

Nie ma sprawy! ja naprawdę nie muszę tego robić. Koledzy z sąsiedniego wątku prosili o przedstawienie metodyki dla najmłodszych. Forma dyskusji i komentarzy doda tylko smaczku, ale czy chcecie czy nie , to forma będzie narracyjna i raczej "książkowata". Jeśli uważacie, że to kryptoreklama to zwijam temat JUŻ. nawet mi to pasuje bo mój wydawca już mnie opier...że psuje mu rynek. nawet nie mam parcia, żeby to robić na swojej stronie:http://ski21.prv.pl/, bo wydam to na paierze i bedzie na Alle. To był tylko taki gest w stronę forum. błagam tylko bez textów, że się dąsam i napinam....
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

czas by na temat...... Zacznijmy od momentu jeszcze PRZED górką : stroj i sprzet ( zakładamy że delikwent -ka) ma max 4 lata ;) ...

trafiłeś w 10tkę. Właśnie miałem zapytać, czy chcecie od poczatku czy wyrwac z kontekstu sama naukę a potem uzupełnić "logistyką"? Wracając do poprzednich wniosków, poproszę Admina o ustosunkowanie sie do takiego "wykładop-dyskusji", bo nie wiem czy odpalać?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na początku..... było dziecko........

Gdzie jedziemy? czym jest 2-3 latek dla taty, dla mamy.... ten tylko wie, kto to przeżył I pamiętaj o tym Tato i Mamo Tak więc pakując się na ferie zimowe musimy sobie odpowiedzieć, dla kogo są te ferie? Czy dla taty, dobrego narciarza, co musi jakoś uruchomić Pikusia, żeby mu nie przeszkadzał w szusowaniu po ścianach? " Mój syn miał 3 lata i już zjechał ze mną z Kasprowego".......no comments. Czy jest on moim oczkiem w głowie i Zima jest dla niego: czytaj - okolica, stok i sprzęt i .....cały mój czas jest dla niego? Mamy więc i okolice i stoczek, który odpowiada naszemu maluchowi.... inne opcje odpadają. Modne stacje narciarskie, alpejskie ośrodki dla dzieci.... na pewno dla dzieci? Czy patrząc jego oczami, dojrzymy te zalety? Omówmy się, Ja wam napisze jak ja to widzę, a Wy zdecydujecie o odstępstwach. Pamiętajcie jednak, że czym dalej od wzorca tym słabsze efekty. Mamy więc i spokojną okolicę i stoczek, który odpowiada naszemu maluchowi.... . .. a zapomniałem zdefiniować taki stoczek. Nasz stok narciarski Nasz stoczek ma niewielkie nachylenie, ale u jego stóp jest wypłaszczenie, bezpieczne, nie jakiś parking. Co znaczy niewielkie nachylenie? Już pierwszego dnia poznamy definicję, jeśli będziemy musieli popychać malucha, lub rozpaczliwie go gonić. Zapewne nasz stoczek jest nie ubity, to super. Zakładamy narty i ubijamy razem z maluchem. Pamiętajmy, by zostawić połowę stoczku nieubitego. Oczywiście w miarę rozsądku, bo 1/2 metrowy puch dla 3 latka, to przesada. Taki na tyle,że chodząc w butach nie musi okraczać, tylko przesuwa nóżki swobodnie. Jeśli śnieg jest ciężki lub mokry to pozorna grubość się zwiększa. Nasz świeży śnieg ma trzymać nartki podczas jazdy w linii prostej i amortyzować bam-bamy. Resztę pólka udeptujemy. Mamy stok. Wróćmy jeszcze do przygotowań przedwyjazdowych i pomyślmy o zakupach. Ubranko. W mojej blisko 40 letniej karierze na stoku, tylko raz spotkałem dziecko z przypiętymi nartami, które marzło. Chłopak stał na przystanku autobusowym z tornistrem. Do dziś nie wiem, dlaczego miał przypięte narty. Dziecko to mały generator energii o ogromnej mocy. Skąd więc w rodzicach i dziadkach tak silne przekonanie, że trzeba go grubiej ubrać, niż nas samych. Polarowe kominiarki pod kaskami przy zerowej temperaturze, kiedy my się opalamy z gołą głową. Rozbieram te maluchy widząc podziękowania w ich oczach i wiem, że babcia mnie już przekreśliła na następną lekcję. Jest niewielu instruktorów, którzy zaryzykują dalsze godziny pracy za zwrócenie wam uwagi, więc to od nas zależy samopoczucie, czyli motywacja do pracy, naszego narciarza. Tak technicznie. Nasz kombinezon czy kurtka, jest z tego samego materiału, te same nici i szwy co ciuchy dla małego. Ale Pikuś jest mały i wielkości zszytych fragmentów kurtki czy spodni są mniejsze, co czyni jego kurteczkę sztywną, a spodnie ciężkie. Warto więc poświecić więcej czasu przy wyborze ubranka. Jak ubierać? Tak jak my się ubieramy. Bielizna, bluza i kurtka. Nie będę uczył rodziców , że ciepłe dłonie są zapewnieniem , że jest OK. Spocone,czy zmarznięte- alarm. Polecam, bawełnianą bieliznę, lekki polar i wiatrówkę na pogodę +5 do -5 Bielizna, bawełniana bluza i lekka kurtka na -5 do -10 pidżama, pantofle i dobra bajka w TV poniżej -12/-15 kask jak miło, że już nie muszę uzasadniać jego obecności. Ale warto przyjrzeć się jaki to kask. Szczególnie ważne jest by miał wyściółkę, bo to ona będzie czapką. Do -5 wystarczy sam taki kask. Co pod kask? Od -5 w dół, cieniutka bawełniana kominiarka, najlepsze są w sklepach motocyklowych. Są to bawełny przeciw alergiczne, nie drażnią skóry. Polarowa kominiarka jest wredna, bo Pikuś się poci i robi sobie mokry kompres na głowie. Zakrywanie ust szalikiem lub kominiarką, to szukanie kłopotów. Skraplający się oddech zamarza i dziecko wdycha powietrze schłodzone poniżej temperatury otoczenia. Sprzęt Mistrza: Istniej świetnie działający rynek wtórny sprzętu dla dzieci. Narty dziecięce, praktycznie nie ulegają odkształceniu i zużyciu. Namawiam do kupowania używanych nart i butów. Lepiej kupić używane narty markowe, jak bezimienne nowe. Dziecko jest tak lekkie, że producenci wolą zrobić nartę zbyt sztywną niż dopasowaną do wagi. Producenci markowych nart podejmują takie ryzyko , ale cena jest znaczna. Nasz maluch bankowo wyrośnie na następny sezon ze sprzętu i dlatego szkoda nam trochę pieniędzy na dobry sprzęt. Tu wkracza rynek wtórny i coroczna wymiana kosztuje nas tylko dołożenie 20-30% wartości nowego. Sprzętu. Jak zauważyliście, nic nie wspomniałem o wypożyczalniach. I nie wspomnę. Narty: Dla naszego malucha (do 5 roku) nie będziemy dopasowywać nart do wzrostu. Szukamy więc nartek od 60 cm do 100 wraz z kolejnymi sezonami. Warunkiem jest by miały oznaczenie „R”. Sam fakt oznaczenia dziecięcej narty wartością promienia skrętu znaczy, że narta posiada promień skrętu. My szukamy R do 6m (najpopularniejsze R-5). Jeśli trafimy ładne narty i wyraźnie taliowane,bez oznaczenia R to muszą mieć podane 3 wymiary: szerokość piętki ,środka i czubka. Brak choć tych parametrów, jest już niepolecany. Te 3 parametry pozwolą dzięki specjalnemu kalkulatorowi, obliczyć R, i musi on być do 6m. Wszelkie próby metodyki SKI-21 bez nart taliowanych są skazane na porażkę. Buty. Buty też kupujemy. Na palcach jednej ręki mogę policzyć wypożyczalnie, które mają odpowiednie buty dla maluchów. Większość to buty odtylcowe, łatwe do wkładania, łatwe do zarabiania na wypożyczaniu, zmora dla instruktora...metody SKI-21 Nie jest to miłe dla malucha, ale buty muszą mieć co najmniej 2 klamry. 3 klamrowe buty dla przedszkolaka to rarytas, ale nie znaczy, że kupimy taki skarb na wyrost. But, jak i nasz. Ma być dopasowany. Jak i u nas, po zapięciu dokładnym ( nie pisze : ciasnym, ale...), ma zmusić Pikusia do ugięcia kolan w pozycji stojącej. To jest but idealny i bardzo go trudno znaleźć. Buty zawodnicze są od 5 lat więc , może będziecie mieli szczęście. Dopuszczalnym odstępstwem będzie dopasowany but ale z wysoką cholewką. Pamiętajmy o trzymaniu buta w cieple, bo po 300km w bagażniku dachowym ten but nie pozwoli na bezbolesne włożenie małej stópki. Kijki Po co maluchowi kijki? Po to by uczył się jazdy … bez kijków! Ale nauka jazdy dla malucha to 25% jego czasu na stoku. Gdy robimy przerwę, lub zaczynamy zabawę na śniegu, kijki są w jego zasięgu cały czas. W zasięgu , nie zmuszamy do ich użycia. Pikus sam odkryje,że dużo lepiej się chodzi, wstaje i bawi z nartami, jak ma kijki. Ale to już edukacja. Kijkami, będzie poszerzał obszar ryzyka wywrotki, odzyskując równowagę. Tylko dzięki kijkom zaryzykuje, czyli będzie przesuwał próg ryzyka, czyli zwiększał kąt wychylenia poza stan równowagi. Bez kijków każda wywrotka będzie karana mozolnym wygrzebywaniem się z śniegu, co go szybko zniechęci do eksploracji własnych możliwości. Nie wspomnę o zaprzyjaźnianiu się ze sprzętem , który będzie mu towarzyszył w dorosłych podbojach. Gogle Żaden temat, prawda? Zapraszam na stok i policzymy le maluchów jeździ w goglach. Dlaczego? Jeśli obserwujemy Świat z wysokości 70cm to nie wygląda on tak bezpiecznie. Do tego znajdziemy się w terenie przelatujących 100kg pocisków, gdzie kolizja grozi nam z każdej strony. Podświadomie, mamy stracha. Dużo bezpieczniej się czujemy za szybą naszego kosmicznego pojazdu. Że szyba jest tylko na nosie, a kosmiczny pojazd w naszej wyobraźni... o tym wiemy tylko my. Ale to złudne poczucie bezpieczeństwa jest złudne. Złudne i podstępne, bo gogle tak zawężają dziecku pole widzenia, że zabierają te cenne sekundy na unikniecie kolizji. Kochani, nie dajmy się pokonać łzom (tak, tak) i błaganiom, że maluch musi mieć gogle w piękny słoneczny i bezśnieżny dzień. Rękawiczki: bardzo, bardzo ważny element wyposażenia mikronarciarza, tak bardzo niedoceniany. Rączki malucha to najmniejsza kończyna o najmniejszych naczynkach krwionośnych najbardziej narażonych na zmiany temperatury. Rączki malucha to nasz czujnika „temperatury ogólnej” i musimy o niego szczególnie dbać. Zawsze mamy przy sobie 3 pary rękawiczek. Polarkowe (5 palcowe) na bardzo rozgrzane ręce, narciarskie 5 palcowe na stabilną temperaturę rąk i jednopalcowe, bardzo ciepłe na wychłodzone ręce. Jak zauważyliście rękawiczki dziecka dostosowane są do temperatury jego rąk, a nie do temperatury otoczenia. Musimy stabilizować tą temperaturę w zależności od aktywności dziecka, wtedy dowiemy się czy reszta ciała ma stabilną, bezpieczną temperaturę. CDN

Użytkownik Mazby edytował ten post 08 październik 2012 - 20:30

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ponieważ ja zajmuje się już niemal głównie bardzo małymi dziećmi, co jakiś czas dopiszę coś niekontrowersyjnego :)... czyli nic o technice i metodologii, bo o tej chcę/mogę jedynie na stoku, więcej o praktycznych sprawach... Rękawiczki... to co dla mnie w nich ważne to, oprócz tego o czym napisałeś wyżej, wysoki fartuch, czy jak to zwać, naciągany na przedramię (zapobiega przedostawaniu się śniegu do rękawiczki przy wywrotce, a przy nadwrażliwych dotykowo maluchach, to jest czasem wielka przeszkoda)... Kijki... nie wiem, skąd producenci kijków biorą pomysł na grubość rączki/uchwytu kijka dla dziecka, ale w większości przypadków t grubośc nie odbiega jakoś szczególnie od kijka dla dorosłych... zachęcam, żeby na to zwracac uwagę kupując kijki, bo niemożnośc uchwycenia dziecięcą rączką kijka podczas jazdy potrafi skutecznie odwrócić uwagę od czegokolwiek... gogle lub cokolwiek innego, chroniącego oczy dziecka przed słońcem (jestem przykładem na to, czym może skończyc się jazda bez uv na oczach)...ja w Alpach w słoneczny dzień, powyżej linii drzew nie wypuszczam dzieci na śnieg bez czegokolwiek chroniącego oczy przed słońcem... podobnie z padającym lub nawiewanym sniegiem na razie tyle...

Użytkownik berry edytował ten post 08 październik 2012 - 20:49

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem warto jednak postawić na gogle - świetnie chronią oczy przed własnymi kijami.

tak.. miałem to napisac, ale pomyslałem, że uznacie, że przesadzam :D :D... tak... takie rzeczy się również dzieją przy wywrotkach... już kilka sytuacji w których gogle ratowały oczy dziecka widziałem...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za cenne uwagi. mam nadzieję, że nie zabronicie mi ich dodać do materiału, z waszym autorstwem oczywiści. To co piszecie o bezpieczeństwie oczy jest bardzo ważne, każdy oddział SWAT je ma, nawet nie na stoku. Naciskałbym jednak na producentów o poszerzanie pola widzenia na boki. Mój materiał tyczy BBBardzo małych adeptów na małym stoczku i w obecności czujnych rodziców, tak więc wiele kwestii odłożyłem na później. Zabezpieczenie oczy przy zajęciach z przedszkolakiem nie pomaga. Dobór ubrania i sprzętu będzie się powtarzał dla każdej grupy wiekowej i dzięki Wam uniknę wpadki na etapie młodzieży i Alp, dziękuję serdecznie

Część 2, w jakim wieku uczymy jazdy na nartach

Mam wątpliwości , czy ten fragment ma być na naszym forum. To pytanie przewija się cały czas przez fora i jest już tysiące odpowiedzi. Skoro tak, to nie powinno zabraknąć i mojej. Motywacją do zgłębienia tego zagadnienia była... moja chorobliwa niechęć do uczenia dzieci. Są małe, gadatliwe, zadają mnóstwo kłopotliwych pytań. Nie kumają teorii i trzeba im wszystko wciskać podstępem. Przełomem było spotkanie z pewną małą dziewczynką. Staliśmy na stoczku i patrzyliśmy na siebie. „ A mój dziadek, był zawodnikiem i jeździł na zawody z Panem Bachledą” - promienny uśmiech małej buzi i ...drżenie rąk, pana instruktora. „ A potem jedziemy z mamą do La Grave, bo tam jest przewodnikiem..” - kolejny gwoźdź do trumny. Po 4 dniach waliła całą Szymoszkową ciętym skrętem. Skąd mogłem wtedy wiedzieć, że są dzieci genetycznie skazane na sukces. Że dzieci da się uczyć pojąłem. „ A od ilu lat można uczyć dziecko jazdy na nartach”:- Pyta mnie zatroskana mama na stoku. „ A tym , to już zajęli się posłowie. Ustawa mówi, że już od 6 lat” - równie wredny uśmiech z mojej strony. „ A tamte dzieci są młodsze i jeżdżą” - ręka wskazała stok. „ Bo one się jeszcze nie uczą. One się bawią !”- Ot i cała sprawa. Maluchy nie uczymy! Z maluchami bawimy się na stoku. Dlaczego? Do 6 roku życia czynności umysłowe dziecka jeszcze nie organizują się w określone struktury logiczne. Dziecko jeszcze nie dostrzega, że postrzegane przez nie sytuacje są wynikiem zachodzących zmian i czynności. Nie pozwala to dziecku na przewidywanie bardziej trafnych skutków własnych czynności. Powoli zaczyna magazynowanie doświadczeń i je interpretuje. Myślenie logiczne staje się abstrakcyjne. Wszelkie próby przekazywania materiału teoretycznego i egzekwowania jego wykonania są bezcelowe i ...stresujące. Maluch w tym okresie świetnie postrzega otoczenie i je naśladuje. Tu teorię zastępuje demonstracja , postrzeganie i kopiowanie. Musimy jednak pamiętać, że kopiowanie to zasadniczo jednorazowa czynność i jedynie powtarzalność daje szansę na zapamiętanie...uczenie się. Najlepsze efekty dają czynności synchroniczne, wykonywane wraz z demonstratorem w jednym czasie, stąd rewelacyjne wyniki podczas wspólnej jazdy na kijku (ale o tem potem). Ale uczenie przez kopiowanie ma i ciemną stronę. Wystarczy, że maluch dostrzeże kątem oka jakąś czynność, która jest mu jeszcze obca i przez naszą nieuwagę zapamięta niewłaściwą ewolucję. Przykładem jest „samoistne” użycie układu kątowego, pługu. Zjawisko to jest mylnie interpretowane jako naturalna skłonność do tej ewolucji. O ile układ stóp na zewnątrz i rozwarcie ud jest związane z naturalną budową i czynnościami fizjologicznymi od momentu urodzenia, to przeciwstawny układ, rozwieranie ud z zaciskaniem kolan i stóp do wewnątrz, jest anomalią układu nerwowego człowieka. Gdyby homosapiens wstając na nogi próbował biec ze stopami do wewnątrz, to zbudowanie stacji kosmicznej zajęłoby mu trochę więcej czasu. Z każdym rokiem życia maluszka jego ciało ułatwia mu jazdę na nartach. Coraz wyżej położony środek ciężkości rozwija zmysł równowagi i układ statyczny rozkraczonych nóżek jest coraz mniej przydatny. Nauczenie przedszkolaka jazdy na nartach jest bardzo trudnym wyzwaniem, ale i nieskończenie wielką satysfakcją. Ta nagroda należy się rodzicom i to oni winni dźwigać to brzemię. Scedowanie tego wysiłku na instruktora jest tak dużym ryzykiem, że stosunek zysków do strat jest niepoliczalny. Obowiązujący program nauki jazdy na nartach PZN nie obejmuje dzieci. Program jest opracowany dla dorosłych sprawnych i wysportowanych ludzi i nie uległ zasadniczej modyfikacji od ...40 lat. Metodyka pracy na stoku z dziećmi jest indywidualną interpretacją przypadkowych materiałów dydaktycznych przez bardziej lub mniej zdolnych instruktorów. Wprowadzane w postaci dodatków ćwiczenia dla dzieci są bardziej urozmaiceniem monotonnych powtórzeń ewolucji, jak uzasadnionymi dydaktycznie elementami programu. Demoralizacja pracy instruktorów systemem rozdziału zajęć, brakiem wyboru stoku i sprzętu i 1-godzinnymi zajęciami, nie pomaga. Rynek wymusił obecność instruktorów na każdym stoku, jako źródła dochodu dla nich i właścicieli ośrodków. Górująca podaż nad popytem tego zawodu jeszcze pogorszyła poziom nauczania, który już na etapie szkolenia kadr jest niezadowalający. Pierwsze ślizgi na nartach powinni pokazać swojemu dziecku rodzice. Zapewniam Was, ze nawet z wiedzą teoretyczną lepiej to zrobią niż losowo wybrany instruktor na przypadkowym stoku. Jeśli do tego poszerzą swoją wiedzę o prawidłowy wybór stoku i sprzętu narciarskiego, to jesteśmy na dobrej drodze. jak to zrobić, już wkrótce. Nie odpowiedziałem Wam na pytanie w temacie. Podałem wam tylko istotne zmienne tego równania. Czy to wystarczy? Wasze dziecko – Wasza decyzja.

Użytkownik Mazby edytował ten post 09 październik 2012 - 10:02

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Część 2

Metodyka uczenia jazdy na nartach bardzo małego dziecka

Na opracowanie poniższej metodyki miało duży wpływ pewne zdarzenie podczas pracy w szkole narciarskiej. Kompletując materiał do opracowania kompleksowego programu i metodyki uczenia na nartach potrzebne mi były doświadczenia stosowania mojej metodyki w szkole narciarskiej. Dotychczasowa praca w szkołach narciarskich była pracą zawodową, dostosowaną do postawionych mi warunków przez właściciela szkoły i klienta. Jak duża to różnica przekonacie się sami. Pracę instruktora w szkole narciarskiej na danym stoku , można porównać do pracy pana do towarzystwa, by nie dać bardziej wulgarnego porównania. Instruktor wraz z kolegami czeka na klienta, który we większości przypadków jest przypadkowy. Bywa, że klient sam wybiera instruktora, wg kryteriów wyglądu czy płci. Instruktor nie ma żadnego wpływu na wybór klienta. We większości szkół nie ma możliwości odmówić nie łamiąc warunków przyjęcia go do pracy. We większości przypadków jest to „najem” na 1-2 godziny. Instruktor nie ma czasu na skonsultowanie wyboru sprzętu, a wprowadzenie obowiązkowej rozgrzewki jest często zarzucane przez klienta jako marnowanie czasu. Zadaniem instruktora jest tak poprowadzić zajęcia, by klient wrócił na następną lekcję i wybrał właśnie jego. Pamiętając, że to tylko 1 lub 2 godziny, nie ma mowy by priorytetem tych zajęć był prawidłowo przeprowadzony program. Klient musi być zadowolony. Tak więc dąży się do jak najszybszego uzyskania efektu „jazdy na nartach”. W ogromnej większości przypadków jest to zsuwanie się hamując z rozstawionymi szeroko nogami. Nie należy tego mylić z nauką ewolucji oporowej- pługiem. Ewolucja pług, jest dość skomplikowana i trudna, więc w tak krótkim czasie niewykonalna. Zastępuję ją jej karykatura. Tak szybko uczący się klient teraz zdecyduje, czy kontynuuje u tak dobrego instruktora, czy oświadcza, ze już umie jeździć i instruktor wraca grzać ławę. Taki system pracy bardzo negatywnie wpływa na odczucia instruktora, który z czasem traci wszelką motywację do rzetelnej pracy. Do tego dochodzi stres sposobu przydzielania klientów przez recepcję szkoły i brak możliwości wyboru stoku dla danego ćwiczenia. W tak narzuconych warunkach postanowiłem przetestować metodykę SKI-21. Mój luksus polegał na tym, że chęć zarobku i walka o klienta nie były moim priorytetem. Z czasem odmienność moich działań na stoku została zauważona. W pierwszej fazie komentarze były złośliwymi dowcipami. Gdy wzrosło zainteresowanie wśród klientów efektami mojej pracy, nastąpiła faza obserwacji ze strony kolegów instruktorów. Kiedy pod koniec sezonu nikt już nie kwestionował skuteczności metody, zaczęło się kopiowanie i pytania. Wtedy nastąpiło to wydarzenie. Przydzielono mi klienta: 2,5 roczną dziewczynkę. Moje podejrzenia o spisek umocniły się, gdy skierowałem się z mikro-adeptką w kierunku stoku. Za nami podążała grupka instruktorów.... Na Stoku Bardzo małe dziecko, wg moje definicji to góra 4 latka. Do tego wieku, kontakt z obcą osobą jest bardzo ograniczony. Dla polepszenia go, z zasady wybiera się panie instruktorki, które bardziej się kojarzą z przedszkolankami. Podstawą sukcesu jest obecność rodziców. Przy tej metodzie, bez rodziców nie mamy szans. Prezentacja metody będzie z perspektywy instruktora, ale Ci z Was , którzy sami będziecie uczyć swoje dzieci, wykreślicie odpowiednie fragmenty. Rodziców trzymamy na podorędziu skupiając całą uwagę dziecka na sobie. Przy pierwszej oznace „podkówki” na buzi, krok do tyłu i zasłaniamy się mamą. Do nawiązania pierwszego kontaktu, najlepszy jest spacer w stronę stoku. Próbujemy dać do niesienia dziecku jedną nartę, by zaznaczyć inny, bardziej warunkowy nasz do niego stosunek. Docieramy na stoczek. Część stoku, powinna być nieprzygotowana, czyli coś do deptania winno zostać. Tu się kierujemy. Oczywiście to my przypinamy narty maluchowi. Tu należy wspomnieć o regulacji wiązań dla Pikusia. Przy tak małej wadze dziecka, zaufanie do skali wiązań musi być ograniczone. Instruktorzy nigdy nie ingerują w regulacje wiązań. Jest to sprawa wypożyczalni i rodziców. W naszej sytuacji nie poruszenie tego tematu byłoby nieuczciwe. To co tu przeczytacie zostało sprawdzone bez skutków zdrowotnych na dziesiątkach dzieci. Wiązania ustawiamy na 50% wskazań skali. W większości wiązań 1 oznacza 10kg wagi narciarza. Dla dziecka 16kg ustawiamy na mniej niż 1 ( brak skali ułamkowej). W czasie pierwszej zabawy na śniegu , jaką jest chodzenie i zawracanie, po każdych dwóch wypięciach się wiązania dokręcamy o 0,5 skali. Należy zwrócić baczną uwagę które wiązanie puściło. Do czasu, kiedy samoistne wypięcie byłoby niewskazane będziemy mieli już bezpiecznie wyregulowany sprzęt. Faza 1 Zabawa na płaskim stoczku winna mieć jakiś cel. Tak więc ubijamy razem stoczek do jazdy. Maluchy są bardzo dokładne i każda nierówność podłoża zostanie wykryta. To jest moment kiedy stawiamy obok Pikusia kijki. On podpatrzy jak my je używamy i zrobi to samo. Walkę z paseczkami odpuszczamy. Jeśli wilgotność śniegu na to pozwala, odpinamy od czasu do czasu narty i budujemy zamki z „piasku”. Obserwujemy czy dziecko chętnie bawi się bez nart. Inicjatywa ponownego przypięcia nart powinna wyjść od dziecka. Objawia się ona użyciem nartki do kopania w śniegu, potem próba jazdy trzymając je w rekach aż do momentu kiedy zacznie stąpać po nich nóżkami. Wtedy dyskretnie je przypinamy i kontynuujemy chodzenie. Faza 2 Sygnałem do następnej fazy jest brak potykania się o narty i brak siłowego skręcania stóp, blokowanych przez narty. Dziecko zaczyna wybaczać nartom ich despotyczność i zaczyna małymi kroczkami przestępować celem zmiany kierunku. To wymaga czasu, ale my mamy czas dla naszego malucha. Pamiętajmy, że nie mówimy dziecku wprost co ma zrobić. Pokazujemy i zachęcamy do kopiowania. Teraz już stąpamy w stronę nachylenia stoku do momentu, kiedy narty uciekają maluchowi do tyłu. Kiedy już będzie wyraźnie niezadowolony, podchodzimy bokiem i czekamy na naśladowanie. Dziecku to przyjdzie bardzo łatwo bo jego nawyk chodzenia tylko do przodu jest bardzo świeży. Należy unikać wszelkiego popychania pod górkę i przytrzymywania przy utracie równowagi. Teraz jego zmysł równowagi walczy na pełnych obrotach i nie wolno wyrywać wtyczki z gniazdka. Podnosimy kolesia szybko po upadku. Jeśli uda nam się podejść choć kawałek pod górkę to My zjeżdżamy, a dziecko nas obserwuje. Kiedy zauważymy objawy radości na widok jadącego Taty i chęć kopiowania, szybko zaczynamy kluczowa fazę 3 Faza 3 Mama zostaje na wypłaszczeniu, a Tata zanosi dziecko na minimalne wzniesienie. Kijki idą w odstawkę. Ustawiamy malucha w linii spadku stoku z lekko rozsuniętymi na boki nartami. Pokazujemy mu mamę i jak ją już „namierzy” lekko go popychamy. Bardzo ważnym jest by w czasie tego zjazdu nie dotykać dziecka. Gdy tylko poczuje ono jakiekolwiek podparcie, jego zmysł równowagi się wyłącza i maluch osuwa się na rękę. Pikuś dojeżdża do mamy ( w razie zwalniania mama dyskretnie podchodzi) i nagrodą są jej ramiona. Tak długo jak mu się to podoba, tak zjeżdżamy. Chęć wydłużenia trasy, czy zwiększenia nachylenia (prędkość) musi być przez nas hamowana, mimo radości z widoku małego narciarza. To zabawa na cały dzień. Gdy następnego dnia zaczynamy zabawę, dobrze jest przejść płynnie wszystkie etapy. Jeśli nie ma wyraźnej inicjatywy ze strony malucha do zjeżdżania, to powtórzenie cyklu go zachęci. Mając już „opanowany” kilkumetrowy szus możemy przejść do fazy 4 faza 4 "...dzień jak co dzień. Mam na Dole a JA jadę do niej.... ale co to, gdzie jest mama?" Po 2-3 zjazdach, czyli złapaniu rutyny z dnia poprzedniego, mama po rozpoczęciu zjazdu daje 2-3 kroki w bok. Zdziwiony Maluch dojeżdża do miejsca gdzie... nie ma mamy! Teraz już będzie dokładnie obserwował gdzie mama ucieka. Wodząc za jej ruchem w bok oczami zacznie się lekko przechylać w jej stronę. To jest moment w którym się dowiemy czy dobrze wydaliśmy kasę na narty. To lekkie wychylenie w stronę mamy spowoduje, że wewnętrzna krawędź narty przejmie władzę i maluch zacznie skręcać w jej stronę. Po kilku udanych skrętach zmieniamy stronę. Przednia zabawa. Nie należy zwracać uwagi na szeroko rozstawione narty malucha. Jego równowaga to 70% statyki trójkąta, a 30% pracy błędnika. Zmiana tych proporcji będzie mierzona malejącym rozstawem nart. Jak zauważyliście, nic nie wspomniałem o nartach mamy czy taty, bo ich nie mają! NIE wolno Wam założyć nart przy tych ćwiczenia. Dlaczego? Owszem nie są wam potrzebne ale nie to jest ważne. W kolejnych fazach maluch doświadcza fenomenu kontroli kierunku. Nie wie jak to się dzieje. Dla niego siłą sprawczą jest widok mamy, tylko. Jeśli choć przez moment zobaczy układ kątowy jakichkolwiek nart. A, o zgrozo nart taty zapartego w Pługu, to wirus zaatakuje. Wykluje się dużo później, ale już tam będzie. Faza 5 Sami wiecie. Mama w czasie zjazdu (już o wiele dłuższego) przechodzi szybko z lewej do prawej i na przemian. Zdezorientowany Pikuś raz się do niej kieruje w lewo raz w prawo, potem w lewo.... …. to jest ten widok, kiedy tego pamiętnego dnia grupa moich kolegów stała z rozdziawionymi gębami...... Wydłużamy stok, zwiększamy prędkość zjazdu...mama dalej odbiega..itd Nim przejdziemy do dalszego etapu uprzykrzania dzieciństwa naszemu ukochanemu dziecko, wyjaśnijmy sobie pewne sprawy. Powyższa metoda nazwana przeze mnie uczeniem Malucha jazdy na nartach jest w zasadzie sposobem „uruchomienia” go na nartach. Równie szczerą radość u niego wzbudzi mały piesek, czy film w TV. Nie obudzi się jeszcze w nim duch narciarza. Wmawianie sobie, że syn „ pokochał narty jak ja, w wieku 3 lat” nie jest tak bardzo trafne. Póki nie nastąpi związek przyczynowo skutkowy, póki nie będzie miał radości , że to on zmienia kierunek i prędkość, tak pozostanie. Świadomość tego jest bardzo ważna w następnym etapie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

to ja znowu bez polemiki ze szczegółami szkolenia: instruktor regulujący wiązania w nartach dziecka, w razie jakiegokolwiek zdarzenia może mieć kłopoty, bo nie posiada (no chyba, że posiada :)) uprawnienia do regulacji tychże... ja jednakowoż nie dotykam wiązań dziecka.. w przypadku jakichkolwiek podejrzeń, narty wędrują do rodzica lub serwisu...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

pidżama, pantofle i dobra bajka w TV poniżej -12/-15

Co do tego to nie do końca się zgodzę. Ja ze swoim synem jakieś dwa lata temu, kiedy miał niecałe 4 latka bawiliśmy się na śniegu w Karpaczu przy temperaturze -16 stopni. Może ktoś powiedzieć, że to nie do końca mądre ale pogoda byłą cudna. Była godzina 9.30 zero wiatru i pięknie wznosiło się słoneczko. Tamtego dnia max temperatura to -12 stopni. Bawiliśmy się na śniegu ok 3 godziny ( oczywiście z małymi przerwami ), było SUPER. Czasami nawet przy temperaturze -5 stopni, silnym wietrze i silnych opadach śniegu nie ryzykowaliśmy spotkania z taką aurą na stoku. Także, według mnie nie zawsze należy kierować się dokładnie i tylko wskazaniem termometru. Pozdrawiam Dominik
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiązania ustawiamy na 50% wskazań skali. W większości wiązań 1 oznacza 10kg wagi narciarza.

Oj weź to zmień, bo zaraz cię Maciek ruską stroną potraktuje ;) Tak, wiem, że po potraktowaniu tego przez 0,5 nie będzie źle, ale uproszczenie "1DIN =10kg" nie jest zbyt dobre. Tabela dla DIN: http://www.dinsetting.com/dinchart.htm Może dla dziesiątków dzieci było OK, ale jak setnemu coś się stanie, to niestety twoja wina. Pozdr Marcin

Użytkownik bocian74 edytował ten post 10 październik 2012 - 08:47

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak na szybko odpiszę, bo zaraz jadę na regaty... Jeśli chodzi o jazdę dzieci z rodzicami, juz po zajęciach, to przy całkiem początkującym dziecku, w zależności od sytuacji, relacji, i umiejętności rodziców, ZDARZA mi się zabronić jazdy z dzieckiem (do czasu, kiedy nie przyuczę do tego rodzica, nawet tego słabo jeżdżącego - w takim wypadku uczę zakładac poprawny tor jazdy), a czasem wręcz od razu do tejże jazdy zachęcać (ale to zawsze dzieje się po moim przeszkoleniu rodzica w obsłudze dziecka :D)... z reguły jest to, jesli już taką zabraniającą decyzje podejmuję, kwestia jednego, dwóch dni... kiedy uważam, że dziecko jest gotowe, a rodzic przeze mnie przygotowany (przygotowuję do roli przewodnika, w trakcie jazdy ze mną i z dzieckiem), wypuszczam ich wtedy samodzielnie instruując jak jechać i gdzie... z dnia na dzień pozwalając na nowsze stoki... zresztą jeden forumowicz zebrał burę w zeszłym chyba sezonie :D, bo się wybrał wbrew moim zaleceniom, beze mnie, i w kolejnym dniu był dramat, bo młodzież bała się jeździć :D... zresztą jakoś tak się dzieje, że rodzice, których poziom jazdy nie jest wysoki, oddając do nas dzieci do szkolenia, najczęściej sami proszą o szkolenie dla siebie, bo często dziecko po kilku, kilkunastu dniach jazdy jedzie tam, gdzie niewprawny rodzic ma opory... A jeśli chodzi o grupę... dążę do tego, żeby dziecko, kiedy osiągnie poziom: skręcanie i hamowanie na łatwych trasach, dostało kompana lub dwóch, do wspólnego szkolenia.. i wtedy właśnie wychodzi ta potrzeba zabawy... ja juz wtedy niewiele muszę :D, tylko dbac o ślad, kontakt z bąkami, urozmaicanie trasy, i swoją sylwetkę :D :D.. Przy czym tu jeszcze., przy tak małych dzieciach, na czoło wychodzi kontakt z dzieckiem, a cała reszta na dalszy plan... i jeszcze... co do relacji w rodzinie... ja juz teraz nie osmiele się nazwać jakichkolwiek relacji (nie mam na mysli rozmaitych dysfunkcji) właściwymi lub nie... raczej każdą z sytuacji rodzinnych nazwałbym specyficzną dla danej rodziny... i do tej specyficznej dla danej rodziny relacji dostosowuję całośc szkolenia... A po Polsku: - są mamy, które nie mogą byc obecne przy szkoleniu, bo specyfika ich relacji z dziećmi jest taka a nie inna, - są mamy, które dla optymalnego szkolenia muszą byc obecne, - są tatowie :D, których obecność motywuje dzieci do działania, albo demotywuje, - są instruktorzy, którzy lepiej czują się w obecności rodziców dzieci, a inni lepiej bez tychże... Im więcej o tych rzeczach wiemy, tym łatwiej i szybciej uczyć... nie tylko narciarstwa... I jeszcze... Jesli rodzice mają byc jawnie obecni (czasem im mówię, że mają być w ukryciu, i dopiero kiedy dam znać moga podjechać), to ZAWSZE nie w roli obserwatora, tylko czynnego uczestnika szkolenia (albo raczej ruchomej przeszkody w różnych konfiguracjach :D :D itp.)... Jesli rodzice uczestniczą w szkoleniu, to :D ja decyduję kiedy mogą się włączyć. Nie ma czegos takiego jak strofowanie dziecka przy mnie, albo tłumaczenia moich słów dziecku itd. itd. temat rzeka :D... i mimo, że to wszystko w tej strasznej opowieści tak wygląda, nie robię niczego bez zgody rodziców i dzieci... :D... i to jest coś, co bardzo podobało mi się w treści Mazbyego... a miałem duzo nie pisac :D... Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

aż nie wiem, czy mam się do tego odnosić.. Mazby... Duzo radykalizmów u Ciebie...

Tak, owszem. Wynika to z pobieżnego zapoznania się z materiałem na który poświęciłem bardzo dużo czasu. Wynika to z sytuacji, gdzie próbuje otworzyć oczy a jestem bity po łapach. Oczywiście przewidziałem to , ale to jest forum i ja też mam prawo do spontanicznych reakcji..

Mam za sobą jakieś 17 lat pracy z dziećmi, również w wieku o którym piszemy... I nie mam tu na mysli pracy głównie instruktorskiej... własciwie tej, patrząc na resztę, jest stosunkowo najmniej.

Praca na stoku to ogromne doświadczenie. Właściwie to można ją podzielić na pozytywne doznania, z kontaktu z dziećmi, ich rodzicami i efekty pracy, negatywne to system pracy i płacy w szkołach.

Zajmowałem się pracą z umysłami i emocjami tych dzieci, ich relacjami i ogólnie funkcjonowaniem w społeczeństwie, rozwojem etc. w różnych formach. Patrzę na nie trochę inaczej niż na pikusie, które trzeba nauczyć jeździć...

Pikusie to pieszczotliwa nazwa, która używam w obecności rodziców. Gdybym nie miał pozytywnego stosunku do małych narciarzy to bym tego nie robił. Podziwiam Cię za to co robisz i darzę ogromnym szacunkiem. Szkoda,że nie mam właściwego przygotowania do takiej pracy, bo to musi być pasjonujące, choć zapewne czasem bardzo trudne.

i jeszcze te 4 x 6... :D życie nie kończy sie na pracy instruktora, a jesli kiedys zostanę zmuszony do pracy instruktorskiej (bo w tym temacie my o tym) niezgodnie ze swoimi przekonaniami i wiedza, to po prostu przestanę to robić... Kiedy będę musiał, a nie mógł... Kiedy ktoś w szkółce powie mi, że mam pracować inaczej, a nie będzie to zgodne z moją na ten czas wiedzą...

To 4x6 tyczy pracy na stoku którą kocham robić. Ale też te 4x6 oznacz, że mam duże doświadczenie. Oznacza to też, o czym ciągle zapomina się w tej dyskusji, że moje wnioski, i metody są wynikiem doświadczenia praktycznego, nie wydumania. Tak ustawiłem pracę, że nie muszę robić co mi każą i walczę z tym. Walczę z systemem pracy "najemnych" instruktorów i walczę z wykorzystywaniem naiwności rodziców. jeśli wygooglujesz mazby to znajdziesz mnóstwo tematów którymi się zajmuję i wypalenie w pracy na stoku mi nie grozi. Gdyby tak było, to byśmy się na tym forum nie spotkali. Wypaliłem się 15 lat temu kiedy prowadziłem szkołę paralotniową i walczyłem z systemem, który totalnie zniszczył tą dyscyplinę w Polsce (Google).

mam tych dzieci na koncie :D :D wystarczająco wiele ( w zawodowo różnych sytuacjach życiowych, żeby wiedzieć o czym piszę)... Mając na uwadze powyższe: - nie musze sie spieszyć, bo mam wystarczająco duzo czasu dla każdego dziecka, - nie mam tłoku w grupce na stoku, - jesli nie chce kogoś szkolić, z jakiegos merytorycznego lub niemerytorycznego powodu, to go nie szkolę, itd.

jak bym siebie słyszał.

Acha... I żebys mnie dobrze zrozumiał... Bez względu na to, czy zgadzam się, czy nie zgadzam z rzeczami o których piszesz, mam wielki szacunek do Ciebie, ponieważ próbujesz rozmawiac o swoim pomysle na szkolenie na forum, a to wymaga jednak odwagi i wiary w to co sie robi...

Może nie odwagi ale cierpliwości. .....mam jej coraz mniej... jak na sobie odczułeś.

żeby nie było... ja, jakieś 10 lat temu równiez miałem etap, w którym myślałem, że (a może mi tak było łatwiej) rodzice powinni być z dala, przy pracy z dziećmi... poglądy, które mam na tą sprawę teraz ewoluowały więc z czasem...

Nie można wszystkich rodziców i dzieci do jednego worka. Skrajnych przykładów mam tysiące. Odrzucam je. najważniejsze to nie przenosić złych doświadczeń na nowych kursantów bo każdy jest odrębną historią... z tym mam największy kłopot bo uogólniam. Bardzo bym chciał się z Tobą spotkać na stoku i pogadać o sprawach w których jesteś doświadczony.

Jeśli chodzi o jazdę dzieci z rodzicami,..............

znowu to samo. Nie przeczytałes dokładnie tematu! Cały ten wątek tyczy bbbbardzo małych dzieci 2-4 rocznych! Czy Twój tekst to bierze pod uwagę???

Użytkownik Mazby edytował ten post 11 październik 2012 - 15:52

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć Cóz dodać?? Z mojego doświadczenia obecnośc rodzica czasami jest niezbędna ale praktycznie zawsze w taki czy inny sposób wpływa hamująco na tok szkolenia. Wynika to z bardzo róznych czasami zupełnie psrzecznych przyczyn o których pisaliście. Naczęstrze to: - nadopiekunczośc - niecierpliwośc - wygórowane ambicje - brak świadomości własnych braków - brak zaufania do umiejetności dziecka - brak zaufania do instruktora - brak wiedzy o narciarstwie, górach itd. - wygórowane wymagania na zasadzie płacę i ma byc zrobione - niechęć do nawiązania bliższego kontaktu z instruktorem - obojętnośc na postępy dziecka czy tez ich brak i pewnie jeszcze wiele wiele innych. Z tym instruktor musi sobie proadzić i podjąc decyzje czy szkolenie ma sens czy nie a jeżeli ma sens to jak je realizować. Niestety nadzwyczaj często spotykamy się u rodziców z brakiem realnej oceny umiejętności i mozliwości swoich dzieci. Ten brak obiektywizmyu jest dośc oczywisty jednak wpływa bardzo destrukcyjnie na postep szkolenia. Jakże często możemy waobserwowac filmiki gdy dumny rodzic prezentuje zsuwającą się w zablokowanym pługu pociechę i z duma swtierdza jak to ona wspaniale jeździ na sugestię jednak, że nie o to chodzi pada natychmiast odpowiedź, że przeciez nie każdy musi być zawodnikiem. Otóż nie każdy musi i nie każdy będzie ale poprawnie może sie nauczyc na nartach jeździc każdy a juz dzieci moga tego dokonąć wyjatkowo szybko. Podstawa to dobry wzór. Nieprzpadkowo Barry napisał, że musi: "dbać o ślad, kontakt, urozmiacenie i sylwetkę" czyli po prostu musi jeździć idealnie na tyle na ile umie i na ile to jest możliwe w danej chwili. To idealnie rozumiane byc powinno nie tylko jako idealna jazda techniczna ale również taktyczna z dbałościa o poprawność wszystkich narciarskich zachowań. Każde zatrzymanie, pokonanie przeszkody, reakcja na zmianę podłoża, sposób wkładani i zdejmowania buta, nart, rękawiczek itd. powinien być opatrzony króciutkim komentarzem - tak robimy i dlaczego. Króciutkim to trzy cztery słowa bo dziecko i tak na więcej nie zwróci uwagi ale gdy zdanie: "tutaj sie zatrzymujemy bo jest bezpiecznie i na słoneczku" zostanie powtórzone przy każdej okazji utkwi na lata - i o to chodzi. Bardzo czesto niestety rodzice jeżdżąc z dziecmi zapominają o tym, że dziecko patrzy na nich i przejmuje od nich wszystkie zachowania. W tym kontekście rzadko zdarza się że jazda z czy za rodzicem przynosi wymierne efekty w nauczaniu - a mogłaby gdyby rodzice zadbali o własna jazdę. Kolejny element to brak zaufania. Miałem wielokrotnie do czynienia z dziećmi, które na zajęciach grupowych czy w trakcie innego szkolenia radziły sobie znakomicie w bardzo dorosły sposób podchodząc do sprawy. Niestety później gdy jeździły z rodzicami wszelkie odruchy samodzilności były w nich skutecznie hamowane i nastepnego dnia trzeba było zaczynać od początku. Rodzice często po prostu nie akceptują tego, że dziecko choć małe może zachowywac sie stosunkowo samodzielnie a często mieć większe (dzięki szkoleniu) pojęcie o narciarstwie niz oni. Serdecznie pozdrawiam

Użytkownik Mitek edytował ten post 12 październik 2012 - 09:36

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...
Mitek zgoda jeśli mamy uogólniać i określić gotową teorię. Świadczy o tym system edukacji, gdzie rodzice nie mają wstępu do szkoły. na gruncie narciarskim mamy kluby, gdzie rodziców też nie ma. na stoku z 4-latkiem podczas zabawy z instruktorem rodzice powinni być obecni. Musimy jednak wyraźnie rozdzielić małe dzieci do lat 5 a dzieci w wieku szkolnym. Te małe nie pojmują zjawiska nauki, tylko zabawę. jeśli zabawa to nie może być zabawy bez rodziców. tak więc odpowiadając na wątpliwości uczenia 4 latka- zgoda ja też nie jestem za tym by takiego malucha uczyć. Tylko zabawa. jak wiemy i jak to występuje naturze, zabawa nie jest niczym innym jak naśladowaniem rodziców. małe psiaki się gryzą, kotki walczą itd. małe dzieci w każdej formie zabawy naśladują dorosłych bo z natury zabawa to przygotowanie do tych samych czynności, tyle, że nie na serio. tak więc można się bawić na śniegu i bawić się z nartami. metodyka jaką prezentowałem jest zabawą ukierunkowaną- NIE NAUKĄ. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...