Skocz do zawartości

Szymon

Members
  • Liczba zawartości

    425
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Szymon

  1.   A Ty wiesz? To czemu uważasz, że jednokrotne roztopienie w temperaturze zalecanej przez producenta jest OK, ale kilkakrotne już nie. Rafinacja parafin to ponad 350 st.C.       To trzeba się postarać, żeby tak nałożyć. Przy prawidłowym prasowaniu parafina jest roztapiana w całości (aż do ślizgu), a żelazko nie pływa po niej tylko w niej tonie, opierając się co najmniej w kilku punktach o ślizg czy krawędzie. Przy idealnie płaskim ślizgu pod żelazkiem zostanie tylko bardzo cienki film parafinowy, każdy rodzaj nierówności powoduje, że tej parafiny zostaje trochę więcej, ale nie milimetr. Żeby tak nałożyć trzeba szybko operować żelazkiem nie roztapiając całej warstwy, ale tak się nie robi, bo po co. Krótko mówiąc, przy prawidłowym prasowaniu nadmiar spłynie, zostanie ułamek milimetra.       Oczywiście, że się da, to zależy na ile kto swój czas wycenia żeby stwierdzić czy się opłaca.       Topiłeś kiedyś smary w precyzyjnie kontrolowanej temperaturze? Ja tak - http://www.skiforum....mobox/?p=512634. Smar nr 3 o zalecanej temperaturze 125C w 60C ulega całkowitemu roztopieniu. Smar nr 4 o zalecanej temperaturze 130-140C w 60C puszcza już soki. To są mieszaniny parafin o dużym przedziale temperatury topnienia i co do wartości dużo niższym niż podawana temperatura żelazka. Temperatura żelazka ma niewiele wspólnego z temperaturą topnienia, to temperatura w której smar się fajnie i szybko prasuje bez większego dymienia (parowania) i długiego trzymania żelazka w jednym miejscu na ślizgu. Temperatury topnienia są znacznie niższe od temperatur żelazka i nawet jak nałożysz twardy molibden, a na to miękką bazę żelazkiem o temp. 100C to uzyskasz stop tych smarów. Nakładanie i cyklinowanie kolejnych warstw powoduje tylko, że w tym stopie jest coraz mniejszy udział smaru bazowego. Porządnie czyszcząc nartę ze smaru bazowego zwiększasz udział smaru finalnego w tym co zostanie po szczotkowaniu. Ale i tak bazy trochę zostanie, jeśli ma ona pełnić rolę jakiegoś łącznika ze ślizgiem, który być może lepiej wnika tam, gdzie ten twardszy nie daje rady. Żadną szczotką nie da się go wydrapać w całości, jeśli się gdzieś w mikrostrukturach pochował to niech se tam siedzi, to wystarczająca ilość, żeby być "łącznikiem".       Moje smarowanie ogranicza się do punktów 1, 2, 5. Jeśli baza ma pełnić funkcję łącznika, zostaje jej trochę po punkcie 2. Po punkcie 5 i porządnym szczotkowaniu smaru na ślizgu jest na tyle mało, że wg mnie nie ma mowy o jakichś warstwach, a pozostawienie większej ilości smaru bazowego z punktu 3 wg mnie zmniejszy ilość smaru finalnego z punktu 5. Powtórzenie punktu 5 kilka razy za pewne pomaga w zmniejszeniu udziału bazy, ale nie mam czasu na takie zabawy skoro ten sam efekt wg mnie daje pominięcie punktu 3 i 4.
  2.   Sorry ale to o czym piszesz to dla mnie nadal gusła. 1. Smar możesz topić ile razy chcesz bez utraty właściwości (zanim go kupisz był wielokrotnie roztapiany a nawet odparowywany w procesie rafinacji i na innych etapach produkcji). 2. Gruba warstwa smaru po przejechaniu żelazkiem robi się "akuratną" warstwą smaru (nadmiar spływa poza krawędź) i jest na tyle cienka (ułamki milimetra) że rozpatrywanie zjawiska rozchodzenia się w niej ciepła i ewentualnego niedogrzania jest śmieszne. Takie problemy prędzej będą dotyczyły zbyt cienkiej warstwy smaru (po cyklinowaniu) bo nierówności ślizgu, mogą spowodować że między smarem a żelazkiem pojawi się powietrze. 3. Serwisy nie wykorzystują wiórów smaru bo są brudne (zawierają pyły po ostrzeniu i piach z podłogi), są mieszaniną różnych smarów i im się nie chce, koszt smaru to nadal ułamek kosztu samej usługi, te oszczędności nie są warte pracy włożonej w odzyskanie tego smaru.       Smaruję po ostrzeniu (ostrzę przed każdym smarowaniem) i czymś trzeba ślizg oczyścić (bazowy jest tańszy i łatwiejszy w obróbce od LF). Po ostrzeniu diamentami zawsze zostaje czarny pył na ślizgu, którego nie sposób inaczej usunąć, a podczas pierwszego cyklinowania ewidentnie widać go w wiórach. Później staram się ten smar bazowy usunąć możliwie najdokładniej, ale i tak go trochę zostaje po szczotkowaniu bo ślizg ma głęboką czerń z połyskiem i na pewno nie jest suchy. Nakładając na to kolejną warstwę smaru wierzchniego i rozprowadzając go żelazkiem, ta pozostałość bazowego też się na bank topi (ma niższą temperaturę zwykle) i teraz są 2 możliwości: - albo te 2 smary w stanie ciekłym się mieszają i powstaje nowy "stop" smaru - w co wierzę, - albo się nie mieszają i ten wierzchni pozostaje na wierzchu a bazowy pod spodem.   Jeżeli pierwsza możliwość jest prawdziwa, finalny smar który pozostanie na ślizgu ma w sobie udział smaru bazowego (tym mniejszy im mniej go będzie po pierwszym szczotkowaniu i tym bardziej będzie wtedy podobny do tego, który nakładałem jako ostatni).   Jeżeli druga możliwość jest prawdziwa (smary nie mieszają się i pozostają w warstwach), to po wycyklinowaniu i szczotkowaniu, masz na wierzchu smar bazowy ze śladową ilością smaru wierzchniego, tym mniejszą im mniej dokładnie usunąłeś smar bazowy.   Ale to tylko mój punkt widzenia na zagadnienie, oczywiście nie zabraniam wierzyć w to, że smar układa się warstwach i im więcej ich nałożysz tym więcej smaru będzie na ślizgu, nawet po sumiennym wyszczotkowaniu odsłaniającym strukturę. Oczywiście rzecz dotyczy smarowania na gorąco, bo na zimno z pewnością da się nałożyć inny smar na wierzch.
  3. Lukaszo86 - wiem, że takie zalecenia można poczytać w różnych poradnikach serwisowych, ale dla mnie to są gusła. Jaki sens ma ściąganie cykliną warstwy smaru, żeby za chwilę nałożyć nową warstwę tego samego smaru o tych samych parametrach i prasować od nowa. Jaka jest przewaga tej metody nad dłuższym czy kilkakrotnym prasowaniem jednej warstwy (pod warunkiem, że jest odpowiednio gruba i nie jest go za mało na ślizgu). Przecież pod żelazkiem i tak wszystko się stapia w jedną całość i nie ma tam żadnych warstw, dla ślizgu to bez różnicy czy nakładałeś i zdejmowałeś smar na raty czy nie, ważne jak długo smar był w stanie ciekłym na ślizgu, a to zależy od czasu prasowania, a nie ilości cyklinowań.   Ja zaczynam od miękkiego smaru bazowego, prasuję go dość długo (kilka przebiegów żelazkiem), ściągam w miarę możliwości póki ciepły i czyszczę szczotką mosiężną. Potem idzie smar właściwy (też długo prasowany) ale pozostawiony do pełnego ostygnięcia, cyklina, nylon, końskie włosie. Nakładanie po sobie 2 warstw tego samego smaru jest wg mnie bez sensu. Po co go ściągać jak za chwile chcesz go jeszcze raz nałożyć?
  4. Samaru nawaliłeś tyle, że na 3 pary by wystarczyło.
  5. Szymon

    Rocker vs camber...

      Mam wrażenie że w tym modelu zrobili go, bo dział marketingu tego wymagał, żeby załapać się w ten chwilowo modny segment rynku, ale tak go zrobili, żeby narty nie zepsuć (niby jest ale za mały żeby działał i przeszkadzał na twardym). W każdym razie, żeby poczuć wpływ rockera trzeba by założyć bardziej zrockerowaną nartę, wg mnie.
  6. Szymon

    Rocker vs camber...

      brelo, te narty dostały rocker ale w następnym sezonie, w dodatku malutki, jeździłem na modelu 13 wypożyczonym a sam kupiłem 14 z rockerem - nie było zauważalnej różnicy. To fajne narty i fajnie skręcają bez względu na obecność rockera, dlatego nie wiem czy to dobry przykład. Ja akurat byłem zły, że zrobili tam rocker, ale okazało się, że on w tych nartach nie przeszkadza.
  7. Śpiochu - ja się na tym nie znam ale mam wrażenie że pier... jak potłuczony. Wszyscy mający o tym pojęcie (którzy wchodzili na takie góry) mówią, że to mega  wyczyn a Ty piszesz o himalajskich turystach łażących po polach śnieżnych. Może jeszcze dla porównania podaj w jakim tempie wchodzi po schodach na 3 piętro stara baba bez maski tlenowej wracająca z rynku i niosąca w torbie 5 kg ziemniaków i główkę kapusty pod pachą. Było wiele wypraw na tą górę, które nawet na 6 tys. nie weszły i ponad 60 osób tam zginęło, to nie są pola śnieżne.   A o ile wiem, na ten moment ciągle są powyżej 5900 mnpm więc schodzić praktycznie nie zaczęli i nie wiadomo, czy już nie przeszarżowali, czy powrót zakończy się szczęśliwie a akcja chociaż połowicznym sukcesem. Mieli odpocząć z 1-2 godziny i schodzić, a minęło z 6 i ciągle tam siedzą bez istotnej zmiany pozycji, więc trudności muszą być bardzo poważne, oby im się udało wrócić.
  8.   na tym streamie kilka minut temu pojawił się komunikat, że ją znaleźli, 5978 mnpm, nie wiem na ile to wiarygodne. To w ile godzin te ponad 1100m pokonali a ile prognozowano? Nie wiem o której zaczęli. tvn24 na pasku też potwierdza jej odnalezienie.
  9.   większe podniesienie na dziobach i piętkach, lepiej niż worldcup tunning bo z płynnym przejściem między kątami. Tylko pan Zenek z Łodzi tak umi.
  10. Dochodzę do wniosku, że kamień szlifierski był zużyty (niewyrównany - wklęsły na środku) i im szerszy fragment narty, tym większy kąt podniesienia zakładał, pod butem w miarę OK, na dziobach i piętkach znacznie większy.
  11. Co do Nart-Polu przy Piotrkowskiej - chwalą się tymi maszynami więc byłem tam w zeszłym sezonie, planowanie, struktura, podniesienie krawędzi na 0,5 (bo mniej się nie da - OK). Na oko wszystko ok, w domu chciałem poprawić spód diamentem (mam precyzyjne prawidło) i wyszło, że nie 0,5 stopnia tylko gdzieś 0,8, ale ujdzie. Teraz poszedłem jeszcze raz i nawet specjalnie karteczkę na narcie przykleiłem, tylko planowanie i struktura, bez ostrzenia, bez podnoszenia krawędzi, bez smarowania - resztę sam sobie ręcznie zrobię. Krawędź ma być na 0 stopni z widoczną na niej strukturą! Pan zrobił niby jak chciałem, chociaż tej struktury na krawędzi nie specjalnie mogłem się dopatrzyć, ale dość płytką założył więc na oko ciężko ocenić. Wracam do domu, biorę prawidło na 0,5 i pilnik jedzie po ślizgu, a tylko na krótkim odcinku pod butem po krawędzi, co kawałek to inny kąt podniesienia, zamalowałem krawędź flamastrem i widać jak ślad pilnika wężykiem przechodzi od ślizgu do ostrza krawędzi i z powrotem. Ustawiam na 0,7 i ta sama sytuacja. No żesz ku.., rozstrzał kąta podniesienia na tej samej krawędzi od 0 do 1 a może 1,5 stopnia, cena niska bo 45zł za takie coś, ale spierdzielił mi narty, które miały wszędzie niecały 1 st., a chciałem mniej. Nie mam już czasu na inne serwisy przed wyjazdem, więc pojechałem wszystko na 0,7 wchodząc w ślizg, ale w ch... roboty, cena za usługę + 2 wyjazdy do Łodzi i jest gorzej niż przed serwisem.   Nie wiem gdzie on ma te cudowne maszyny, bo  w tej klitce tylko jedną widać (nie znam się do czego ona jest - wg mnie od planowania ślizgu z jakąś taśmą ścierną). Nie wiem też czy maszyna jest do dupy, czy pan nie potrafi jej obsługiwać, a może po prostu stara, dawno serwisowana nie była i parametrów nie trzyma. W każdym razie na oko narta wygląda OK, ale nic z nią nie jest OK, a kąt 0 stopni po strukturze (czy w ogóle jakikolwiek kąt) przekracza możliwości tego serwisu, skoro na 1 krawędzi jest taki rozstrzał, można powiedzieć, że zakładają pełną gamę kątów - płacisz za jeden, a wszystkie inne gratis.  Rok temu zakładali kąt inny niż zamawiany, ale chociaż jednakowy na całej krawędzi, teraz już tragedia.   Coś czuję, że w stolarni u kumpla tak bym sobie ślizg splanował, że mucha nie siada, tylko jeszcze ta struktura.   Jedyny sensowny serwis "w okolicy", który zrobił mi bez zastrzeżeń to Piela w Warszawie.
  12. Te narty są sprzedawane bez wiązań, różne rzeczy ludzie przykręcają. Są w katalogu race, np tu http://www.skiteambu...og-20162017.pdf L39141700, używane bywają do slalomów równoległych, bramki rzadziej niż w SL ale ciaśniej niż w GS.   Płyta jest oryginalna P69 i wg mnie wywiercono w niej 2 dodatkowe otwory (te przy skistopie), żeby to razem w fischerem pożenić. Pozostałe otwory chyba pasowały patrząc na zdjęcia z netu gołej płyty.      
  13. Kupiłem Salomony X-Race Lab 175cm R15 z sezonu 16/17, dokładnie te https://skiracecente...0000181752.html tyle, że używki. Numerek na narcie to L39141700, brakuje tylko naklejek LAB, ale mogły zostać usunięte lub z jakichś powodów nie naklejone. Na sezon 17/18 w katalogu race jest dokładnie ten sam model, a w 15/16 był L37768800 z inną płytą i grafiką. Dość długo wisiały na allegro za 1200, stargowałem na 1000 i mam je już w domu, ale mogę oddać.                 Historia nart nieznana, gość wziął je w jakimś większym pakiecie używek ze Szwajcarii, pewnie jeździły w jakimś klubie/szkółce/wypożyczalni, na nartach wyryte litery "SAS", może to stąd https://www.sas-ski.ch/- zresztą nieistotne. Wiązania nastawione były na 5,5-6 din, więc przynajmniej ostatni jeździec to jakiś dzieciak lub dziewczyna. Na moje oko ślizg nigdy nie był planowany na maszynie, wysokość krawędzi dość duża 1,7-1,8mm, gorzej jest z grubością. Środek narty to ok 1,0-1,1mm, na końcach (tam gdzie się nie ostrzy) jest 1,5mm. Wizualnie na wierzchu trochę porysowane, szczególnie na piętkach, kilka odprysków laminatu wierzchniego (do zalania poxipolem), ale generalnie nie ma dramatu. Ślizgi całkiem ok, nawet do planowania chyba jeszcze nie dam jeśli kąt od spodu będzie dobry. Próby gięcia i znęcania się nad nimi nie wykazały niczego niepokojącego. Przy moim ręcznym ostrzeniu krawędzi bocznej powinno wystarczyć minimum na 2-3 sezony i spokojnie ze 2-3 panowania ślizgu powinny wytrzymać.   Brać czy oddawać? Zdecydowany jestem na tak, ale może czegoś nie zauważyłem albo nie wiem?
  14. Szymon

    Wiatr

      Skoro uważasz, że w siedzeniu na kanapie jesteś najlepszy, nie będę się spierał.
  15. Szymon

    Wiatr

      Może słabo widzę na tym filmie ale nie mogę się doszukać istotnych uchybień. Siedzą 3 osoby mniej więcej na środku, najmniejsza mogłaby być w środku, a te większe na skrajach kanapy, ale to pikuś. Nierównomierne rozłożenie masy wprawdzie wpływa na wstępne pochylenie kanapy, ale niewiele ma do rzeczy w kwestii odporności na bujanie na wietrze, wszak moment bezwładności w tym przypadku liczy się względem osi obrotu pokrywającej się z liną (a nawet powyżej liny na osi między podporami) a nie ze środkiem kanapy, dlatego (przy niesymetrycznym siadaniu) zmienia się on w sposób mało istotny. A może o coś innego Ci chodziło, czego nie zauważyłem?   PS. Teraz dojrzałem, że to jednak 2 osoby a nie 3 (myślałem że po naszej prawej jest dziecko, ale to podpórka pod narty), wiec nie siedzą na środku, co nie zmienia faktu że gdyby usiadły na przeciwnych skrajach kanapy bujałoby prawie tak samo. Inne krzesła są bliżej podpór dlatego tak nimi nie rzuca.
  16.   Dlaczego tylko na pierwszy wyjazd? Ja kilka razy sam organizowałem wyjazdy w Alpy dla grupy znajomych (4 do 12 osób ), a odkąd zacząłem jeździć z Gajowym odpuściłem takie pomysły i już 7 sezon leci jak tylko z nim jeżdżę. Odpada rezerwacja kwater na kilka miesięcy przed wyjazdem, martwienie się czy śnieg będzie na obrzeżach sezonu, czy zbiorę ekipę i ktoś w ostatniej chwili się nie wykruszy, itd. Teraz wystarczy, że mam ochotę pojeździć, zadzwonię kilka dni/tygodni wcześniej, wsadzę tyłek do busa i reszta mnie nie obchodzi. Dobre towarzystwo jest zawsze, najlepsze w danym momencie ośrodki do pojeżdżenia również, kwatery co najmniej przyzwoite, czego chcieć więcej? Samodzielnie organizując wyjazdy nie byłbym w stanie tyle razy w Alpy pojechać w sezonie co z Gajowym. Nawet jak mam większą własną ekipę (6-7 osób ) to też wolimy z nim jechać niż na własną rękę.   Pamiętacie jak w 2011 w grudniu w Livigno śniegu nie było (jedna "ścieżka" naśnieżona) i większość ludzi przez tydzień nawet nart nie zapięła? Też mieliśmy tam być, ale dzień przed wyjazdem dzwoni Gajowy i mówi, "nie martw się, przecież cię tam nie zawiozę na siłę, jedziemy na Moltka" - i było zaj.... Od tamtej pory się nie martwię. Gdybym wtedy sam to organizował to pewnie byśmy pojeździli w Kuhstallu pod stołami.   Albo w tym roku - rozpoczęcie sezonu 7 października, gdybym sam chciał ekipę na taki termin zebrać to każdy by się w łeb popukał, a tak to tylko narty musiałem nasmarować i heja.
  17.   http://www.skiforum....profil/?p=21921
  18.   Np. przed stłuczeniem czy złamaniem żeber, stłuczenie żeber zdarzyło mi się dwukrotnie i nie należy do przyjemnych, co najmniej 2 miesiące skutki odczuwałem. Raz mój własny łokieć znalazł się między podłożem o żebrami, przez co uderzenie było bardziej punktowe, zbroja pewnie by to rozproszyła na większej powierzchni i złagodziła skutki. Ale i tak nie odczuwam specjalnej potrzeby jej kupowania i noszenia, poza tymi 2 przypadkami nie przypominam sobie innych urazów na nartach. Chociaż miałem jeszcze ze 2-3 przypadki, że ktoś na mnie wpadł, czy mnie podciął, ale obyło się bez obrażeń.
  19. Mamy w Polsce przedstawiciela Daleboot http://www.skifanatic.pl/daleboot/. Podobno tańsze od Strolzów (słyszałem o okolicach 2,5 tys - Strolz ok. 3,5 tys), a przede wszystkim nie trzeba urlopu w Austrii marnować na przymierzanie.   Ktoś miał z nimi styczność, jakieś opinie?  
  20. Krzychu, chciałbym wcześniej ale nie dam rady, zapisz mnie chociaż na 9 grudnia. I pamiętaj, że w pierwszej połowie lutego z dużą ekipą jadę, a w styczniu też obowiązkowo na kilka dni tyłek do Twojego busa wsadzę.   Ps. O zakwasach w łydkach po październikowym Hintertuxie już dawno zapomniałem, nie będę miał Ci tego za złe, że mnie wtedy tak zciochrałeś.
  21. Byłem dziś w Łodzi na Włókniarzy, szukałem spodni w rozmiarze L i o dziwo znalazłem ze 6 modeli z kilku firm, ale po przymiarkach ostały się 2, przytuliłem Schoffela za 400, może być. Ale generalnie słabo z rozmiarówką (M dla syna nie znalazłem) a z kurtami jeszcze gorzej bo nawet modeli fajnych nie dostrzegłem, a w rozmiarach królują S-ki. Podobno wszystko na sklep wystawione i w magazynie nic więcej nie ma. Nie miałem już czasu w Manufakturze sprawdzać.
  22. Szymon

    taka sytuacja...

      Za trzy lata chcę, żeby jeździł rozważnie i z głową, wzrost prędkości jazdy powinien być poprzedzony nabyciem doświadczenia i przebytymi kilometrami (podobnie jak na nartach), sam musi oceniać do którego momentu czuje się bezpiecznie.   Zauważ, że na nartach nie ma znaków z dopuszczalną prędkością. Jakiś czas temu były momenty, że mu uciekałem a on bał się tak wypuścić, żeby mnie dogonić (a nie zabraniałem mu), teraz nie ma już z tym większych problemów - jeździ bezpiecznie z głową a upadki u niego to naprawdę rzadkość (z raz na sezon). Nie boję się zostawić go samego w wielkim ośrodku, a często oddaję mu pod opiekę jego młodszą siostrę i razem znikają na pół dnia i jeżdżą gdzie chcą i jak chcą, oczywiście zaliczają również najtrudniejsze trasy a ja im tylko gratuluję. Czy sądzisz, że kiedy był mniejszy i nie był w stanie mnie dogonić powinienem jeździć wolniej? Czy to by zaowocowało progresem?   Po zdobyciu prawka z pewnością będę mu towarzyszył w pierwszych jazdach, do czasu jak nabiorę do niego zaufania, ale cel jest taki, żeby jak najszybciej poczuł się samodzielny i wiedział, że to na nim spoczywa odpowiedzialność, a nie na mnie ani na znakach.   Tak chciałbym, żeby kiedyś jeździł tak samo jak ja, albo lepiej.
  23. Szymon

    taka sytuacja...

      Nie usprawiedliwiam tylko stwierdzam fakt, zawalidrogi podnoszą niektórym ciśnienie, tak jest i kropka. EOT.
  24. Szymon

    taka sytuacja...

      To Ty się pogrążyłeś, ludzie którzy nie umieją czytać ze zrozumieniem, nie powinni zabierać głosu - gdzie wyczytałeś, że nie potrafię opanować ciśnienia, z moich wypowiedzi (i bezwypadkowej jazdy) wynikało, że nie podejmuję ryzykownych manewrów .   Ale kończę, czasem fajnie kopać się z koniem, ale po 2 dobach zaczyna to być nudne.
  25. Szymon

    taka sytuacja...

      O ja pier.... Określenie sieroty użyła Estka (odpowiadałem na jej post), mały samochodzik użyłem w określeniu do małego samochodziku, który przy dojechaniu do osi jezdni zostawia wystarczającą ilość miejsca z prawej, żeby go ominąć, taki manewr np. tirem nie ma zbytniego sensu. Jak należy mówić na mały samochodzik? Ale nie odpowiadaj, nie chcę wiedzieć, i tak się nie dostosuję i będę nazywał rzeczy tak jak logika mi podpowiada i żeby to było zrozumiałe.   A sierota jest winna nie koniecznie wypadkom, ale wielu kierowcom podnosi ciśnienie, a to z kolei bywa przyczyną wypadków.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...