Skocz do zawartości

Szymon

Members
  • Liczba zawartości

    425
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Szymon

  1. Szymon

    taka sytuacja...

      Nie podejmuję ryzykownych manewrów nawet jak jadę sam, a często jestem z rodziną.   BTW. Jeszcze mi się 2 sytuację przypomniały świadczące o braku wyszkolenia. Niektórzy skręt w prawo w drogę prostopadłą podporządkowaną wykonują z prędkością z jaką się parkuje w ciasnej luce na zatłoczonym parkingu. Jadę 100 czy 200m za kimś i widzę, że skręca w prawo, nie zwalniam bo za 5 sekund już go nie będzie na moim pasie (zwolni do 15-20km/h, zrobi myk i go nie ma), ale dupa, okazuje się, że 15 sekund to dla niego mało na taki manewr i trzeba dohamowywać.   No i to nieszczęsne dotykanie hamulca przy próbie zwolnienia o 1km/h. Jedziemy w sznurze samochodów w niezabudowanym, 90km/h bo ruch duży, wyprzedzać nawet nie ma sensu próbować - nuda, nic się nie dzieje ale ktoś przede mną co 5 sekund muska hamulec nie zmieniając prędkości jazdy albo zmieniając ją nieznacznie (jakby gazu o milimetr nie mógł cofnąć). Zapalenie świateł stop dla kierowcy z tyłu oznacza, że będziemy hamować i każdy myślący od razu przekłada nogę na drugi pedał. Spróbujcie kiedyś się z tym wstrzymać i policzyć ile razy podczas takiej monotonnej jazdy ktoś zapali światła stop, zanim wy będziecie musieli zdjąć nogę z gazu - zdarzało mi się doliczyć do 300-500, a 50 to pęka w ciągu 3 minut. Masakra - to jest wysyłanie mylnych sygnałów dla innych uczestników ruchu - powinno być karane. Jak mnie do tego przyzwyczai a później naprawdę będzie chciał zahamować, to mogę nie zdążyć. To tak jakby kierunkowskaz przed skrzyżowaniem włączyć i pojechać prosto. Jak można dać prawko komuś, kto nie umie operować pedałem gazu i hamować silnikiem.
  2. Szymon

    taka sytuacja...

      Wg mnie jest dokładnie odwrotnie, większość czołówek jest spowodowanych wyprzedzaniem tych sierot, a ilekroć ktoś zaklnie pod nosem za kierownicą to na 90% ma przed sobą właśnie takiego, ale warunki nie pozwalają bezpiecznie go wyprzedzić. I wtedy co bardziej impulsywni zaczynają ryzykować i do tragedii coraz bliżej. Ja bym kierowców na 3 kategorie podzielił: - debile szalejący kompletnie bez  rozsądku, - jeżdżący z rozsądkiem i w miarę możliwości szybko i sprawnie, - zawalidrogi (tych jest najwięcej).   Ci pierwsi prędzej czy później sami eliminują się z ruchu drogowego, tych ostatnich należałoby eliminować już na egzaminie. Jeżeli ktoś nie umie w przyzwoitych warunkach nawet na granicy dozwolonej prędkości jechać, nie powinien mieć prawa jazdy bo kierowanie pojazdem przerasta jego możliwości.   Poziom wyszkolenia kierowców jest dziś tragiczny, zwróćcie uwagę tylko na jedną przykładową rzecz. Kiedyś uczono, że przed skrętem w lewo należy dojechać do osi jezdni i tam zaczekać, aż będzie droga wolna i dokończyć manewr, dzięki temu ci jadący prosto mogą go ominąć z prawej strony i nie czekać, a większość dróg jest wystarczająco szeroka, żeby dwie osobówki na jednym pasie się minęły. Kto dziś tak robi - 20% kierowców? A pozostali małym samochodzikiem na środku pasa czekają na skręt w lewo, blokując cały sznur samochodów jadących prosto (szczególnie to widać w miastach). Tego naprawdę nie ma na już na kursach?
  3. Szymon

    taka sytuacja...

      Niedorzeczna jest ocena bezpieczeństwa przy danej prędkości (w ciemno) w oderwaniu od konkretnego odcinka drogi i określonych warunków. 50 km/h (albo 90, 120, 150) może być prędkością stanowczo za dużą i stanowczo za małą, zależy gdzie i kiedy - i tu rozsądek jest ważniejszy od znaków. Wiem, że niektórzy "przepisowi" mają wyobrażenie, że jedzie się tyle co znaki pokazują, dlatego jak napisałem do 150 to wydaje im się, że na każdej drodze za wszelką cenę właśnie tyle. O potem pierwszy śnieg i rowy pełne przepisowych, bo przecież 90km/h było, pierwsza mgła i karambol na A1, znaki zwalniają ludzi od myślenia? A może można myśleć ale tylko jednokierunkowo, znaczy zwolnić? Skoro znaki są "obliczone" na przeciętne warunki ruchu, a w złych trzeba zwolnić, to w bardzo dobrych nie można przyspieszyć? Nie przeszkadza wam, że pojazdy ciężarowe i autobusy też mogą 90km/h w niezabudowanym jechać, a drogę hamowania i manewrowość mają znacznie gorszą od sprawnych osobówek?
  4. Szymon

    taka sytuacja...

    Spodziewałem się takich ("poprawnych politycznie") reakcji.     ... o ile warunki pozwalają...  tzn. że jest wiele dróg a przynajmniej fragmentów z równą nawierzchnią, szerokimi poboczami, gdzie przy dobrej pogodzie i nie za dużym ruchu można tyle bezpiecznie jechać. Co nie oznacza, że tak wchodzę w ciasne zakręty czy przejeżdżam przez skrzyżowania, warunki to nie tylko pogoda, ale ruch na drodze, stan nawierzchni, szerokość jezdni, obecność ciasnych zakrętów, itd. Czasem się da 150, czasem się nie da 70, a najczęściej trochę tak, trochę tak, w zależności od tego co widzisz przed sobą.        To ile Ty jeździsz zakładając pęknięcie opony - 60 km/h - jesteś pewien, że to nie za szybko? Wiesz co się stanie jak uderzysz z tą prędkością w drzewo - nie jest pewne czy w ogóle przeżyjesz. O auto trzeba dbać i liczyć na odrobinę szczęścia, albo w ogóle z domu nie wychodzić jeśli nie akceptujesz nawet małego poziomu ryzyka. Wtargnięcie na drogę? Kreta, który wykopał się z ziemi z przydrożnego skoszonego pola? Otoczenie lasów czy pól, dziury w jezdni też się składają na warunki i mają wpływ na prędkość którą uznam za bezpieczną na danym odcinku.       No o tym właśnie mowa, a pewnie z tego połowę zawalidrogi i niedzielni kierowcy, to dlaczego penalizować tylko prędkość i alkohol?     To jest przykład gdzie przepisy w ogóle nie powinny w to ingerować jeśli nie da się tego zrobić sensownie, niech się trują jeśli chcą a rodzice nie wytłumaczyli. Tak samo bezsensowne byłoby kategoryzowanie wszystkich przyczyn wypadków (w takim kontekście o tym wspomniałem).       Nie własne prawo, po prostu nie respektuje ograniczeń mojej wolności i odbierania mi możliwości decydowania o sobie, wtedy gdy widzę, że w danym miejscu, czasie i warunkach te ograniczenia są uzasadnione tylko tym, że ustawodawca nie umiał tego mądrzej rozwiązać. A nie umiał, bo uznał że ludzie są kompletnie nieodpowiedzialni i wszyscy chcą siebie lub kogoś zabić, nie można im pozwolić decydować nawet o tym z jaką prędkością są w stanie bezpiecznie jechać. Sam o tym zadecyduję i w razie czego sam będę odpowiadał, nie zasłaniając się, że jechałem przepisowo.   Może kiedyś dojdzie do tego, że będzie zakaz wychodzenia z domów w obawie przed różnorakim ryzykiem, dostosujesz się? To gdzie jest ta granica, kiedy będziesz robił odstępstwa od przestrzegania prawa? Dla mnie ta granica pęka np. w momencie kiedy jadę trasą jak lotnisko na której jest 90km/h, albo przejeżdżam przez "teren zabudowany", w którym chodniki od jezdni oddziela 2m rów ale i tak nie widać na nich żadnego człowieka, a jest 50 czy często 40km/h.
  5. Szymon

    taka sytuacja...

      Dokładnie - ukarać prewencyjnie ku uciesze gawiedzi i pod pozorem troski o nich.   Prawko mam 25 lat, przejechałem na pewno ponad pół miliona km, bez żadnego wypadku czy nawet stłuczki - zdarzyła się jedna "mini-obcierka" (uważam, że nie z mojej winy), ale załatwiłem to wręczając gościowi 30zł bo nie miałem czasu na policję czekać i z debilem się kłócić. Przez cały ten czas kojarzę może ze 3 przypadki, kiedy musiałem awaryjnie hamować w wyniku błędu innego użytkownika, który mnie zaskoczył, większość cudzych błędów potrafiłem przewidzieć w odpowiednim czasie i obyło się bez żadnej paniki. Oczywiście sam też kilka razy popełniłem jakiś błąd, jednak niezbyt poważny i do żadnego zdarzenia nie doszło.   Wszyscy co ze mną jeżdżą czują się bezpiecznie i nigdy nie mieli zastrzeżeń.   A jak jeżdżę? Drogi dwupasmowe - 160-180 km/h (o ile są do tego warunki), Drogi jednopasmowe - do 150km/h (o ile warunki pozwalają), ale jak droga pusta i gołoledź to i 30km/h czasem trzeba mimo, że 90 dopuszczalna. Wyprzedzanie na ciągłej - oczywiście - jeśli np. jest namalowana z powodu zatoczki parkingowej po przeciwnej stronie, która akurat jest pusta i z przeciwka nic nie jedzie i jeszcze w wielu innych przypadkach, kiedy w danej chwili i warunkach linia ciągła nie ma uzasadnienia. Ale nigdy przed zakrętem lub wzniesieniem bez pełnej widoczności, nawet jeśli nie ma żadnej linii lub jest przerywana. Przekraczanie prędkości w zabudowanym - obowiązkowo (jeśli w danej chwili i warunkach jest to bezpieczne).   To teraz ktoś powie, że jeżdżę jak wariat, ale to nie prawda, statystyka mówi co innego i po takim przebiegu nie jest dziełem przypadku.   Punkty karne - 0 - ratuje mnie yanosik, na drodze bardziej kieruje się rozsądkiem niż przepisami i jeśli uznam, że są nieadekwatne do sytuacji nie mam najmniejszych oporów, żeby je ignorować.   Moja żona - przebieg z 5 razy mniejszy, jeździ w miarę przepisowo, 4 wypadki (2 z jej winy), samochody zawsze dość istotnie uszkodzone łącznie ze szkodą całkowitą, na szczęście zawsze bez żadnych obrażeń u uczestników wypadków. Lepiej, żeby nie brać z niej przykładu pomimo w miarę przepisowej jazdy.
  6. Szymon

    taka sytuacja...

      Nie wiem czy kogoś z nas, ale wielu odratowano i wielu nie odratowano, ale i tak znacznie mniej niż po wypadkach w których przyczyna była inna niż alkohol. Tak postawione pytanie świadczy, że niczego z mojej wypowiedzi nie zrozumiałeś i masz subiektywny stosunek do tematu, co bardziej przypomina właśnie zemstę niż obiektywny głos w dyskusji. Gdyby takie osoby mogły tworzyć prawo, to byśmy mieli specjalny wymiar kary np. dla okularników, cukrzyków, niewyspanych czy choćby kobitek poprawiających makijaż, a co 2 tygodnie byłaby nowelizacja dopisująca kolejne przypadki (jak z dopalaczami).   Dla mnie EOT.   dodane:   Po to jest sędzia, żeby prawo mogło być możliwie uniwersalne i każdy przypadek mógł być oceniany indywidualnie na podstawie jego skutków i przyczyn, na ile był zawiniony przez sprawcę a ile w tym było przypadku, itd. Inaczej należy ocenić trzeźwego, który notorycznie jeździ niebezpiecznie i ma odebrane prawko za punkty, a inaczej kogoś, kto mając 1 promil wiezie do szpitala np. poparzone dziecko które na biwaku z dala od cywilizacji dolewało rozpałki do grilla. Przypadków takich będą miliony i każdy jest inny - od tego jest bezstronny sędzia, a nie oszołomy piszący ustawy pod popularność w najbliższych wyborach czy realizujący jakieś własne cele, zemsty, itp.   Ale dla mnie EOT, kto miał zrozumieć to już zrozumiał.
  7. Szymon

    Nasze rekordy prędkości

    No dobra, sezon już zakończyłem to pobawmy jeszcze trochę w teorię.   Ten współczynnik Cx*A ma tutaj decydujące znaczenie, żeby analogii z rowerów nie brać zajrzyjcie na  http://www.cft.edu.p...011/narty11.pdf Są tam ze 2-3 slajdy na ten temat i dość wiarygodnie wyliczony przykład.   Podają tam, że Cx dla narciarza to zakres 0,6 - 2, powierzchnia czołowa na jajo ok. 0,4m2. W przykładzie Cx*A przyjęli ok. 0,25 - ale to dla zawodnika w konkurencji speedskiing.   Niewielkie podwyższenie pozycji skutkuje gwałtownym wzrostem Cx i również wzrostem powierzchni czołowej, do tego amatorski strój itd, mogą dziać się cuda z Cx*A.   Spróbujmy policzyć jakie ja miałem Cx*A jadąc 90km/h na 17 stopniach. Potrzebujemy jeszcze - gęstość powietrza - przyjęli 0,87 kg/m3 - nie wiem dla jakiej wysokości, dla atmosfery wzorcowej na 2800 m npm wychodzi mi 0,928, przyjmijmy wartość 0,9kg/m3, w stosunku do ok. 1,3 na poziomie morza jest to różnica istotna a w aptece nie jesteśmy i rzeczywistych warunków i tak odtworzyć się nie da, - współczynnik tarcia podali 0,04 - przyjmę 0,05 - masę narciarza - w pełnym rynsztunku mogłem mieć ok. 95 kg   Wyliczenia wg wzorów podanych na ww stronie, zamieszczam tylko wynik. Moje Cx*A wyszło ok. 0,81m2 - prawda że szok?   Gdybym jechał w takiej samej pozycji i stroju na 26 stopniach moja prędkość wyniosłaby ok. 114 km/h.   Gdybym miał sprzęt i umiejętności pozwalające uzyskać (Cx*A=0,25) pojechałby pewnie w okolicach 162 km/h na 17 stopniach i 205 km/h na 26 stopniach.   A gdybym na Rettenbachu chciał pojechać 130 km/h musiałbym poprawić swój Cx*A do wartości ok. 0,62.   Zaznaczam, że bardzo rzadko mam okazje wypuścić się na jajo, nie jestem w tym dobry. Zawodnicy kolana mają schowane pod pachami, ja myślę że miałem je bliżej łokci, chciałem mieć zapas na amortyzację nierówności i pewnie podświadomie w obawie przed nadmierną prędkością nie schodziłem bardzo nisko. Nawet kolega zwracał mi uwagę, że moja pozycja była daleka od "na jajo". Spokojnie mogłem zejść jeszcze ze 20cm niżej, pewnie by to wystarczyło.   Między moim 0,81 a 0,25 zawodników jest spory przedział, zapewne w dużej części dostępny dla amatorów w cywilnym ubraniu.
  8. Szymon

    Nasze rekordy prędkości

    Powiem szczerze, widząc ten film i prędkość w pierwszej chwili się uśmiałem, osobiście udawało mi się osiągać zmierzone prędkości w okolicach 90km/h, niezmierzone być może bliżej 100km/h z raz czy 2 i to z mocno zaciśniętym zwieraczem. A jeszcze ten nieszczęsny GPS, którego wiarygodność wszyscy kwestionują przy każdej okazji. Ale właściwie dlaczego kwestionują? Nie zastanawiałem się zbytnio nad tym i przyjmowałem, że chyba mają rację.   Połóżcie takie urządzenie nieruchomo pod gołym niebem i obejrzyjcie ścieżkę z kilkunastu minut. Zaraz po włączeniu kolejne zmierzone punkty potrafią być rozstrzelone o kilkadziesiąt a nawet więcej metrów, ale już po minucie jak złapie większą ilość satelitów wszystko się stabilizuje i jesteśmy w okręgu o średnicy 1-2m, być może z jakimś większym przypadkowym odstrzałem w bok, raz na kilkadziesiąt czy kilkaset punktów pomiarowych, które bez problemu identyfikujemy. Geoida, elipsoida, niedokładna pozycja - wszystko OK, ale bezwzględna pozycja nas nie obchodzi, nie będziemy trafiać w dziurę w płocie przy pomocy gps, jeśli chodzi o prędkość to interesują nas tylko względne odległości pomiędzy kolejnymi zmierzonymi punktami. Jeżeli oglądamy ścieżkę z przejazdu na mapie - jest prosta bez dziwnych odstrzałów w bok, oglądamy profil wysokościowy - jest zgodny z profilem trasy bez odstrzałów w górę i w dół, profil prędkości - płynnie rośnie, przez jakiś czas się utrzymuje w okolicy prędkości maksymalnej, później płynnie zwalnia, to wg mnie nie ma się tu do czego przyczepić. Być może trasa na mapie jest narysowana 15 m obok tej rzeczywistej a profil wysokościowy jest o 30m za wysoko w stosunku do rzeczywistego poziomu terenu - nie ma to znaczenia w kwestii pomiaru prędkości o ile nie ma przypadkowych pików i któryś z wykresów nie wygląda jak EKG. No i jeszcze pytanie - prędkość jest obliczana w poziomie (na płaszczyźnie mapy) czy uwzględnia zmianę wysokości. Jeżeli w poziomie to GPS zaniża, jeżeli nie w poziomie to fajnie. Gorsza widoczność nieba w górach - trochę tak, czasem bardziej czasem mniej, ale powinna chyba skutkować przypadkowymi odstrzałami od wykresu (EKG).   A teraz trochę z praktyki - nie spotkałem pomiaru prędkości w ośrodkach, które byłyby wystarczająco strome i długie, żeby przeciętny narciarz był w stanie przekroczyć 90km/h. Pamiętam, że mieściłem się zawsze w przedziale 81-87. Przecież oni muszą się z tym liczyć, że jakiś melepeta tam się wypuści, a później to już nie ma odwrotu, będzie tragedia co jakiś czas, ktoś ich pozwie, itd, musi być względnie bezpiecznie.   Na otwartych trasach też prawie nigdy nie ma warunków do takich zabaw, a nawet jeżeli jest puściutko to jeszcze musimy mieć pogodę, równy i bardzo stromy stok przechodzący łagodnie w wypłaszczenie. Dlatego jak się słyszy o prędkościach 100+ to każdy normalny puka się w czoło, że niby kiedy i gdzie tyle jechałeś, to musi być bzdura, pewnie GPSem zmierzone - to zamyka temat.   Kiedyś bawiłem się GPSem na Moltku, równe szerokie lotnisko, brak ludzi, na dole bezpieczne wypłaszczenie, cały stok nachylony tak samo pod kątem 17 st. (30%) - można to dość dokładnie zmierzyć i policzyć na GoogleEarth. Długość stromego odcinka co najmniej 700m, później zaczyna się wypłaszczać. Początkowo puszczałem się z ostatnich 200m stromego odcinka, później zaczynałem coraz wyżej i wyżej, 7 czy 8 przejazd puściłem się z samej góry. I wiecie co, we wszystkich przejazdach prędkość maksymalna mieściła się w granicach 87-91 km/h. Ślady GPSa ładne, płynne, bez pików - wiarygodne. Nie miało znaczenia jak wysoko zaczynałem, na pierwszych 150-200m osiągałem prędkość niemożliwą już dla mnie do zwiększenia ze względu na opory powietrza. Żeby to poprawić musiałbym w gumę się ubrać i dopracować pozycję, albo znaleźć wyraźnie mocniej nachylony stok.   A co mamy w Białce, tam gdzie 120-130 najlepsi osiągają? 16 st. (28%) w najbardziej stromym środkowym odcinku - i te prędkości to przepaść w stosunku do amatora w zwykłej kurtce, na przypadkowych nartach, nasmarowanych lub nie i na tym samym stoku. Ale stoczek bardzo mizerny, a prędkości imponujące - na takim gówienku? Szacun dla zawodników.   A co mamy na Rettenbachu? 26 st. (48%) dokładnie na tych 300m gdzie kolega wg GPSa do v-max się zbliżał i ją osiągał. Między 17 st. a 26 st składowy wektor przyspieszenia ziemskiego jest o 50% większy, można pokonać o 50% większą siłę oporu powietrza, co przekłada się na prędkość o 22% większą (przy innych czynnikach bez zmian). Przy moich 90km/h na 17 st. dałoby to 110 km/h przy 26 st. Siła tarcia nart na stromym też jest mniejsza. Trzeba by się w ogóle w jajo nie złożyć, żeby 100 nie przekroczyć, a w jajo też się najlepiej składać nie umiem i na Moltku ktoś inny też w zwykłych ciuchach pewnie 100 by przekraczał bez problemu, więc czemu nie 120 na Rettenbachu?   Krótko mówiąc, mimo że moja pierwsza reakcja była inna, nie za bardzo widzę podstaw do podważania tego wyniku, chyba że będziemy się opierali na wieściach gminnych i na tym, że kilka razy komuś GPS bzdurę pokazał (pewnie był to przypadkowy odstrzał pomiaru a przebiegu wykresów nikt nie analizował). Na tak stromym jest to jak najbardziej osiągalne dla amatora, jeśli ma sprawne zwieracze.
  9.   Na stronie ma napisane, że przeniósł się jesienią na Kilińskiego 1 (Dynamo).
  10.   Znam, byłem tam w połowie lat 90-tych, wtedy tam był taki starszy facet dobrze po 60-ce i chyba jego syn po 40-ce. Maiłem "nowe" narty i wiązania, które przeleżały z 10 lat w piwnicy i chciałem, żeby wiązania mi zamontowali, problem w tym że zgubiłem oryginalną i nietypową śrubę do mocowania tych wiązań. Poszedłem najpierw do innego serwisu, tam nie mieli, ale żeby po mieście z nartami nie latać to zostawiłem je w tym pierwszym serwisie i poszedłem dalej szukać śruby. Znalazłem ją u nich, ale nie chcieli mi jej sprzedać (chciałem nawet więcej zapłacić byle uniknąć straty czasu i włóczenia się tramwajami z nartami po mieście). Krótko mówiąc wymusili na mnie, żeby montaż wiązań był przez nich zrobiony, przy okazji rzucając pod adresem tamtego serwisu coś w stylu "chłopek se śrubokręt kupił i myśli, że ma serwis". Co do ich fachowości zdania nie mam, ale ja od takiego buractwa trzymam się z daleka.   Narty zaniosę na Piotrkowską, przynajmniej wiem, że mają odpowiednie maszyny, a jak zrobią zobaczymy.
  11.   Opis na aukcji jest prawidłowy, w opakowaniu też miałem pomieszane, wyglądają bardzo OK, w działaniu nie sprawdzałem jeszcze.
  12.   Napisałem to, żeby w paranoje nie popadać z tym cackaniem się z pilnikami, skoro wytrzymują konfrontację ze stalą to szczoteczka to dla nich pikuś, a ilość tego szlamu i wygląd krawędzi świadczą, że nadal skutecznie zbierają, mimo że w dotyku kompletnie wyślizgane są. Ja po pierwszym sezonie stwierdziłem, że są już do wyrzucenia więc chciałem je dobić traktując jakby do jakiś pilnik widiowy był, chyba do dziś mi się nie udało.
  13. Z tymi diamentami to dziwna sprawa, ja kupiłem swoje jakieś 6 lat temu Sorma monoflex 200 i 600. Na początku wyraźnie było czuć pod palcem ten pył diamentowy, ale bardzo szybko zrobiły się gładkie w dotyku. Mimo to działają do dziś niewiele gorzej niż na początku (ze 30 ostrzeń), a w ogóle się z nimi nie patyczkuję, tzn. potrafię mocniej docisnąć, jadę dość szybko w obie strony i zwilżam je czystą wodą bez żadnych dodatków. W każdym razie zbierają skutecznie, a w tej miseczce z wodą w której je zwilżam przy pomocy szczoteczki do zębów, zawsze po ostrzeniu jest mnóstwo brudnego osadu (opiłków metalu), po 600 krawędź wygląda jak lusterko.   Zamówiłem jednak te Am-Tech, pieniądz żaden a będę miał porównanie.
  14. Szymon

    Nasze upadki :)

      Dzięki Mitku, ale jeszcze ze 2 razy w Alpy w tym sezonie chcę wyskoczyć, a i to będzie przegięciem pały dla mojej kobity (byłem już 3 razy), więc nie dam rady.
  15. Szymon

    Nasze upadki :)

      Nie widziałeś jak początkujących na tyłach ponosi, robią kibelek i puszczają przody wiązań albo się kładą na plecy? Wstań z takiej pozycji gdy poniosło cię na muldach, wiem - często się uda, do czasu. Właśnie wtedy kurczowa obrona przed upadkiem jest groźna dla kolan.
  16. Szymon

    Nasze upadki :)

      Świadomy upadek można bezpiecznie wykonać tylko w jeden sposób, w bok na w miarę prostych kolanach uderzając tyłkiem (a nie biodrem) o śnieg i najlepiej do stoku. Chyba że jest drzewo, narciarz czy inna przeszkoda, to w wyjątkowych wypadkach od stoku. W ten sposób prawdopodobnie narty nie będą miały potrzeby się wypiąć, a jeżeli nawet to wyprostowane nogi w kolanach najmniej narażają na kontuzję. Nie wolno kucać próbując usiąść na śniegu tuż obok nart. O ile w wysokiej pozycji lecąc do tyłu dość łatwo jest wypiąć przody wiązań do góry (wysoko środek ciężkości i duża dźwignia), to po ukucnięciu (nisko środek ciężkości) masz niewielkie szanse na takie wypięcie wiązań a kolana będą wtedy bardzo obciążone. Na bok przody po ukucnięciu też mogą się nie wypiąć i pójdą wiązadła w kolanach.   Ale jak się myśli to nie ma potrzeby upadać świadomie. Przypominam sobie tylko jedną sytuację, kiedy tak się ratowałem, mój tor jazdy skrzyżował się z torem jakiejś narciarki (starsza kobitka) na szczycie garbu. Oboje podjeżdżaliśmy pod górkę z przeciwnych stron (garb szedł równolegle do linii spadku stoku) i zobaczyliśmy się na pół sekundy przed czołowym zderzeniem. Rzuciłem się od stoku, a raczej zdążyłem się tylko trochę pochylić bo w tym momencie dostałem uderzenie w bok, właściwie to była ocierka, która z powrotem przywróciła mnie do pionu i nawet nie upadłem, ale tułów obróciło mi tak, że widziałem jak za mną koziołkowała. Chyba zwichnęła/nadwyrężyła sobie nadgarstek (tą ręką we mnie uderzyła), ale nic poważnego bo kila godzin później widziałem, że dalej jeździ. Ja miałem obite przedramię. Ale jakbym się nie odchylił byłaby czołówka i by nas zwozili.  Wina obopólna, za duża szybkość przy braku widoczności co jest za garbem a przede wszystkim zaskoczenie, że ktoś może jechać w przeciwnym kierunku i to z podobną prędkością.   Do tyłu - wynikające z nadmiernego odchylenia, albo podcięcia przez innego narciarza od tyłu kiedy np. stoisz. Nie wolno dopuścić do przykucnięcia i większego ugięcia nóg w kolanach, lepiej niech wiązanie się wypnie kiedy jesteś jeszcze w miarę wysoko, bo później może się już nie wypiąć. Jeśli już przykucniesz to decyzja zależy od tego co jest przed Tobą, jak jest w miarę płasko i równo, nie ma przeszkód, można powoli wstać, jak jest stromo, muldy lub przeszkody to uciekać z tyłkiem na bok jak najdalej od nart (najlepiej do stoku) i jak najszybciej unieść narty żeby wyprostować nogi w kolanach.   Zaznaczam, że żaden za mnie ekspert, ale takie zachowania podpowiadała mi intuicja i przez blisko 40 lat jazdy na nartach raptem ze 2 razy żebra udało mi się obić przez upadki do przodu, w nogi nigdy nic sobie nie zrobiłem.
  17. Szymon

    Nasze upadki :)

      Kij między nogami to nie ta dyscyplina   , nie licząc początków narciarstwa, gdzie z taką długą laską między nogami jeżdżono, jak babajaga na miotle. Początkujący na małych prędkościach mogą się ratować siadając na tyłku w bok (do stoku) i wypychając narty w dół stoku. Później nie ratujemy się upadkiem, ani przed upadkiem, a na większych prędkościach upadek jest bez kontroli, albo się wywrócisz albo nie, celowy upadek jest bez sensu, a próby ratowania się przed upadkiem też nie wychodzą na dobre, można sobie to i owo pozrywać. Jak się błąd popełni to trzeba zapłacić glebą, nie ma sensu się wzbraniać.
  18. Dzięki wszystkim, tak się spodziewałem, że jest lipa, ostatnio raz planowanie robiłem u Pieli w Warszawie, może będę miał jakiś wyjazd w tamtą stronę, to przy okazji podrzucę. On też nie należał do miłych ale na robocie się znał, a wódki z nim pić nie zamierzałem. Ale w Łodzi bywam zdecydowanie częściej, jakbyście musieli zrobić to w Łodzi to u kogo?
  19. Doradzi ktoś coś? Chodzi mi o planowanie ślizgu i nową strukturę, do Goldsportu zanieść czy jest coś lepszego?  
  20. Szymon

    Rocker-Ski

    Przyszedł mi do głowy pewien eksperyment, który nie wymaga dużo wyobraźni, żeby zrozumieć, że dopóki rocker chciałby jechać ciaśniej to nie ma prawa dotknąć płaszczyzny. Dociśnij nartę bez rockera na jakiejś stabilnej płaszczyźnie (np. gumoleum, itp) pod jakimś kątem zakrawędziowania, dla małych i średnich kątów zakrawędziowania ona naprawdę układa się w coś bardzo zbliżonego do łuku okręgu (kiedyś to liczyłem i dopiero dla kątów powyżej 70 st. rozbieżności od łuku okręgu robiły się istotne, szczególnie na dziobach i piętkach z tendencją do zacieśnienia promienia). No i teraz cała krawędź pięknie dotyka do podłoża, więc spróbuj wygiąć na tej narcie rockerek na dziobie, jeśli to zrobisz to ten fragment krawędzi musi stracić kontakt z podłożem, bo jeśli nie straci, to znaczy, że jeszcze go nie wygiąłeś. Chyba nie zaprzeczysz teraz.   W praktyce śnieg jest przynajmniej trochę miękki i rocker będzie "haczył" o podłożę trochę wcześniej powodując wkurwienie.   Ale muszę wycofać się z tej dyskusji i się pakować, bo jutro rano melduję się pod jakimś wyciągiem w Tyrolu.
  21. Szymon

    Rocker-Ski

      To zagadnienie jest dosyć skomplikowane i trudne od strony teoretycznej, jeżeli jest tak jak mówisz i mały fragment krawędzi z przodu (nie dociążony i ledwo muskający śnieg) chciałby jechać mniejszym promieniem, a 80-90% dociążonej krawędzi chciałoby jechać trochę większym, to ten rocker nie spowoduje nic innego jak lekkie przyhamowanie. Porównałbym to do płynięcia kajakiem, jak chcesz skręcić w prawo to albo dajesz mocniej lewym wiosłem, albo dajesz kontrę prawym. Ten rocker daje właśnie taką kontrę, ale nieudolną bo tylko hamuje a nie skręca.   Ale wg mnie dopóki rocker chciałby jechać mniejszym promieniem, to nie ma prawa dotknąć płaszczyzny (twardego) śniegu, z geometrii wynika, że będzie lekko uniesiony, zacznie dotykać śniegu dopiero w momencie, gdy cała narta zostanie dogięta tak, że zrówna się z jego promieniem, a w tym momencie on nie będzie już chciał jechać mniejszym promieniem tylko takim samym, nie może spowodować zacieśnienia skrętu.   W rzeczywistości jednak śnieg nie jest doskonale twardy, krawędź zapada się np. na centymetr i ten rocker dotyka śniegu trochę wcześniej, musi spowodować lekkie przyhamowanie ale działa zbyt słabo, aby narzucić narcie inny promień i zmusić narciarza do zwiększenia kąta zakrawędziowania. Bo bez zmiany kąta zakrawędziowania narta nie pojedzie ciaśniej, a ta część krawędzi która chciała by pojechać ciaśniej ugnie się i straci kontakt ze śniegiem w skrajnym przypadku powodując klepanie dziobów.   Mam heady magnumki z kilku centymetrowym rockerkiem, w praktyce w ogóle nie wyczuwam, że on tam jest, myślę że cały kładzie się na śniegu już przy niewielkim kącie zakrawędziowania i wcale nie chce jechać ciaśniej, ta narta jest za mało zepsuta żeby to wyczuć.
  22. Szymon

    Rocker-Ski

      Nie prawda, nie rozumiesz co to jest promień! Długość (łuku) nie ma związku z promieniem! Weź do ręki cyrkiel i narysuj na kartce kawałek łuku, potem weź gumkę i wymaż jego fragment. Łuk jest teraz krótszy, czy zmienił się jego promień?   To samo jest z nartą, jeżeli masz nartę 185cm R18 i odetniesz 20cm (np. z tyłu) to będziesz miał nartę 165cm R18. Podniesienie dziobu na dłuższym odcinku nie zmienia geometrii narty (patrząc z góry) i promień się nie zmienia.   Przyzwyczaiłeś się do tego, że ten sam model narty w większej długości ma większy promień, jest tak dlatego, że producent zachowuje to samo taliowanie bez względu na długość, czego konsekwencją jest inny promień dla narty dłuższej. Równie dobrze mogli sobie wymyślić, że w każdej długości jest ten sam promień a inne taliowanie (te dłuższe miały by szersze dzioby i piętki).       przez zwrotność w tym kontekście rozumiem łatwość wykonania rotacji.
  23. Szymon

    Rocker-Ski

      Nigdy nie zgadzałem się z tezą, że rocker skraca promień skrętu, inna długość krawędzi ma kontakt ze śniegiem przy różnym stopniu zakrawędziowania, ale wg mnie nie wpływa to na tor jazdy a co najwyżej na pewniejsze trzymanie krawędzi przy większych kątach i przeciążeniach. Natomiast skrócenie aktywnej krawędzi na względnie płaskiej narcie zapewne ułatwia jej rotacje i zwrotność, ale to jest ześlizg a nie jazda na krawędzi po jakimś promieniu.   Poza tym to co producenci podają pod nazwą "promień skrętu" tak naprawdę jest promieniem krawędzi płasko leżącej narty, więc w momencie gdy ona nie skręca. Jeżeli patrząc z góry geometria obu nart jest taka sama to muszą mieć ten sam promień, co nie ma związku z tym jak one jadą i na jakim odcinku dziób jest podniesiony.
  24. Szymon

    Rocker-Ski

      Właśnie taka definicja jest bardzo nieprecyzyjna i pozwala podciągnąć pod rockera praktycznie każdą nartę, bo każda ma wywinięty do góry dziób i prawie przy każdej można postawić inną nartę, która ma ten dziób trochę krótszy. O ile wiem nie było umowy między producentami, że dziób nie może mieć więcej niż np. 15 cm. Jest to więc tylko kwestia uznania.   Nie znalazłem nawet na stronach producentów precyzyjnej definicji. Ale jest jedna istotna rzecz, która różni rocker od dziobu i tutaj wszyscy producenci są zgodni i piszą o tym, że przy zakrawędziowaniu w przypadku rockera zmienia się długość aktywnej krawędzi mającej kontakt ze śniegiem. A ten warunek już jednoznacznie narzuca, że musi chodzić o fragment krawędzi między najszerszym punktem narty a wiązaniami, w dodatku o fragment który na płasko nie dotyka do podłoża (czyli pomiędzy najbardziej wysuniętym do przodu punktem podparcia, a najszerszym punktem na narcie). Nikt nie napisał wprost takiej definicji, ale jednoznacznie wynika ona z geometrii, bo tylko ten odcinek ma szanse wchodzić w kontakt ze śniegiem lub go tracić, w zależności od kąta zakrawędziowania. Wszystko to, co jest wywinięte do góry przed najszerszym punktem narty (bliżej dziobu) nigdy nie dotyka do równego podłoża (przy żadnym kącie zakrawędziowania między 0 a 90 st.) i można sobie to nazywać jak się chce (dla mnie to po prostu krótszy lub dłuższy dziób, ale nigdy nie spełni funkcji jaką przypisuje się rockerowi (zmiana długości aktywnej krawędzi po zakrawędziowaniu) więc rockerem nie jest.
  25. Szymon

    Rocker-Ski

      A jaka jest ogólnie przyjęta?       To te narty nie mają punktu podparcia czy najszerszego miejsca, że definicja idzie w rozsypkę?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...