Skocz do zawartości

Hilly_billy

Members
  • Liczba zawartości

    107
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Hilly_billy

  1. Ostrzenie cykliny robię na pilniku. Przykładam „na stojąco” pod kątem 90 stopni i pare razy przesuwam. Chodziło mi o czyszczenie cykliny z wosku podczas cyklinowania bo się strasznie brudzi. Ten temat też już ogarnąłem. Mniej wosku:) nasączone chusteczki tez dobrze działają. Dzisiaj pudełko po kasecie pewnie by wyszło drożej niż ten zestaw:) Zresztą jaki to wypas? Tu takie rzeczy nie są jakość szczególnie drogie. Usługi za to, tak. Po 2 serwisach 4 par nart, koszt się zwraca. Przy okazji, trzecia para wyszła już całkiem ok. Dzisiaj jeszcze jeden krok, zalewanie ubytku w ślizgu. Sent from my iPhone using Tapatalk
  2. Co nowego w tym roku w Val Thorens. Fajnie, że gondola Cime de Caron będzie już działać. Peclet Funitel w lutym ponownie otwarty do 6:30pm!  
  3. To samo mi się pokazuje tylko inne gogle. Gdzieś w komentarzach widziałem, że ktoś się zastanawiał jak ten wspomagacz kolan działa na wyciągach:) 
  4. Nieznaczne przemeblowanie w naszej narciarni. Dynastar TeamComp 140cm przechodzą ze starszej córki na młodszą, a w zamian nówki RaceTiger SL WC Jr. 150cm. Deski dużo na wyrost, ale tak to jest jak ojciec przekłada swoje niezrealizowane cele na dzieci... Zostają żony Volkl Flair SC E 155cm (bardzo zadowolona) i moje Racetiger SL 170cm, oraz Rossignol Soul7 188cm (bardzo zadowolony:). Sent from my iPhone using Tapatalk
  5. W Genewie na lotnisku jest przynajmniej 10 różnych przewoźników. Czekają w hali przylotów. Do wyboru, do koloru. Można zarezerwować przez internet. My w zeszłym roku jechaliśmy Swiss Taxi do i z ValThorens w 7 osób. Bardzo wygodnie i bezproblemowo. Ceny u wszystkich bardzo podobne. Są też tańsze autobusy, ale z tych nie korzystałem. Wątpię, żebyś znalazł taniej niż 50 euro. Moim zdaniem, opcja wygodniejsza i tańsza niż wynajem samochodu. 
  6. Hilly_billy

    Muldy czy garby?

    No dobra, a wracając do tematu i kwestii nomenklatury. Cały czas obowiązuje "strażnik muld", czy mam zmieniać plakietkę na "strażnik garbów"?
  7. Hilly_billy

    Podsumowanie sezonu

    Dzięki za podsumowanie sezonu:) Ja czytałem z zainteresowaniem. Mój sezon skończył się dość wcześnie bo 9tego marca, ale i tak zaliczam rok do zdecydowanie udanych. Kilka lokalnych weekendów w okolicy, to znaczy Nowy Jork i Pennsylwania, tydzień w 3 dolinach (nawet wrzuciłem relację i tydzień w Dolomitach. Miał być Whistler-Blackcomb w Kanadzie, ale jakoś zawsze znajomi na Alpy naciągną. Najbliższe plany to właśnie ta Kanada, a jak fortuna będzie sprzyjać, a Perun i Swarożyc spojrzą przychylnym okiem to może Japonia. Coraz bardziej wciąga mnie odbijanie poza trasę. W tym roku fajnie się jeździło przy Marmoladzie po konkretym opadzie. We Francji niestety brak świeżego śniegu w moim terminie. Kolega z Koleżanką wrzucili fajną relację z wyprawy w granicach USA. Może w końcu udałoby się styknąć. Sent from my iPhone using Tapatalk
  8. Hilly_billy

    Pasje

    Nie chciałbym, żeby zabrzmiało płytko, ale u mnie dość klasycznie w tym temacie. Karty, wódka i kobiety.
  9. U mnie jakieś 0.5cm Tak przy okazji. Nie było mnie na forum kilka tygodni. Przeglądam wątki i jestem w szoku co się w niektórych wyprawia. Sent from my iPhone using Tapatalk
  10. W zeszłym roku na Sylwestra. Rano było -37C. Do tego wiatr. Ciężko było jeździć. Na krzesełkach przechlapane. Po jednym zjeździe bar i kominek. Sent from my iPhone using Tapatalk
  11. Które to pozostałe 2? Sent from my iPhone using Tapatalk
  12. Mam dokładnie takie same wrażenia. Austriackie wyciągi są świetne. Dolomity wspaniałe. 3 doliny wymiatają. W Orelle byliśmy 1szego i 2giego dnia. Ładnie, ciepło. Trasy trochę mniej wymagające. Sent from my iPhone using Tapatalk
  13. No i skończyły się ferie. W tym roku wybraliśmy się z rodziną i znajomymi do tytułowych, francuskich trzech dolin. Tym co byli, miejsca nie trzeba przedstawiać. Tym których jeszcze nie było, chyba też nie. Bądź co bądź to wybierany przez różnorakie rankingi, numer 1 wśród kurortów narciarskich na świecie. Subiektywnie dodam, że jak najbardziej zasłużenie.    3 doliny były na mojej liście miejsc do odwiedzenia od dłuższego czasu. Nie mogę jednak napisać, że z listy tej je wykreślam. Wręcz przeciwnie. Zagoszczą tam na stałe. Miejscówka jest niesamowita. Prawdziwe paradis du ski. Postaram się tam wrócić w przyszłym sezonie. Zostało nam jakieś 60% terenu trasowego i jakieś 99.999% terenu pozatrasowego do objeżdżenia, a to wszystko po 6 dniach na nartach i mniej więcej 8 godzinach dziennie.   Wylecieliśmy Swiss airlines z JFK w piątek wieczorem. Po niecałych 8 godzinach lotu zameldowaliśmy się w Zurichu. Godzina oczekiwania na połączenie, potem dodatkowa godzina lotu i jesteśmy w Genewie. Przed wylotem coś mnie tchnęło i sprawdziłem transport z lotniska. Okazało się, że za połowę ceny wypożyczenia 2 samochodów, dostępny jest transfer pod same drzwi komfortowym, prywatnym busem. W sam raz dla naszej 7ki. Przewoźnik nazywa się Swiss-Taxi, ale jest ich do wyboru i koloru. Okolo 6pm jesteśmy pod Cheval Blanc w Val Thorens.       Kwatera jest dokładnie taka jak opisywana w internetowych opiniach. Bardzo ciasna. Łazienka, mikroskopijna kuchnia połączona z living room. Rozkładana sofa do spania i dodatkowy aneks z dwoma pojedynczymi łóżkami. Jeszcze szafa i to w sumie tyle. 15m2. 3 gwiazdki trochę na wyrost. W standardach amerykańskich to raczej 1.5. Jest jednak jedna rzecz, której nie da się przebić na typowym wyjeździe narciarskim. Od momentu przekroczenia progu pokoju do wpięcia nart na stoku mija, uwaga.... 38 sekund. Na ten czas składa się: zamknięcie drzwi, przejście 4 (czterech) średnich kroków do ski room, potem jeszcze 5 (pięć) średnich kroków do szafki z nartami, kod, wyjęcie desek, kolejnych 10 (dziesięć) średnich kroków, wyjście przez próg hotelu, wbicie kijków, rzucenie nart na śnieg, wpięcie w wiązania. 38 sekund... Voila. Widok z pokoju     Szkółka narciarska. Oddaliśmy córki na 6 dni do ESF. To chyba największy program w tamtym regionie. Na pewno mają ponad 100 instruktorów. Nam trafił się Michel. Najfajniejszy instruktor jakiego do tej pory mieliśmy. Na oko, około 60 lat, bardzo dobry angielski, poczucie humoru, opalenizna i czapka z pomponem. Klasyka. Stara, dobra, alpejska szkoła. Dziewczyny go uwielbiały, mimo, że klął pod nosem, a przynajmniej tak mówili ich francuskojęzyczni koledzy i koleżanki. Grupa do południa 8, a popołudniu 6 osobowa. od 9am do 5pm z 2 godzinną przerwą na posiłek między 12-2pm. Inaczej niż w Austrii i we Włoszech, na końcu programu nie było zawodów. Jedynie wewnętrzny test na tyczkach sugerujący kolejny poziom. Po pierwszym dniu     Karnety. Oczywiście na cały region. Przy naszej konfiguracji rodzinnej 2+2, dorośli płacą jak dzieci czyli 244 euro. Not bad.   Jedzenie. Bardzo serowe. Zapach roztopionego sera roznosił się wszędzie. Klasyczne danie to tartiflette: ziemniaki z boczkiem polane rozpuszczonym serem, ale menu bardzo różnorodne. Zdecydowanie ponad stokową przeciętność. Szczególnie restauracje, które były kilka klas wyżej niż “self service”. W tych lepszych, trzeba było robić rezerwacje na lunch… na stoku. Wypieki, doskonałe. Szczególnie tarty owocowe. Polecam miejscówkę Cave des Creux w Courchevel, choć ceny zdecydowanie Courchevelowskie.     Tak przy okazji, trochę powiało tam gazpromową walutą. Podczas gdy kontemplowaliśmy piękno stworzenia na leżaczkach, przy kawie. Zaczęły się zjeżdzać snieżne taksówki z pańciami w futrach, albo jednoczęściowych kombinezonach z futrzanymi kapturami (te ostatnie jak najbardziej w moim stylu. Serio. Próbuję namówić żonę, ale się broni).   Pogoda. Niestety nie trafiona. Na 6 dni, 6 dni lampa baz jednej chmury. Liczyłem przynajmniej na 1 dzień opadowy, żeby zaliczyć fajny wypad za trasę. A tak, codziennie smarowałem się 30tką. Bardziej lajtowa część wycieczki była zachwycona. Instruktorzy mówili, że to jakaś anomalia o tej porze roku. Od 2 tygodni nie mieli opadu, a taka temperatura i słońce jest zwykle pod koniec marca. Nic, przynajmniej złapało się trochę witaminy D. W tym miejscu, wreszcie przechodzimy płynnie do tego co działo się na trasach. Może zacznę od końca, czyli   Dzień 6 – piątek. Słońce, bezchmurne niebo. Na ten dzień mamy z żoną zaplanowany wypad pozatrasowy z przewodnikiem. Niestety puchu ani widu, ani słychu. Nie wiem jakim cudem, ale akurat w tym dniu, zagrożenie lawinowe z 1 przechodzi na 2. Może pomyłka. Po 5 dniach na wyścigowych tygrysach, przesiadam się na Soul 7, które trgałem specjalnie na tą okoliczność. Żona w wypożyczonych Sky 7. O 12:30 jesteśmy w ESF u szczytu wyciągu /taśmy Castor&Pollux. Tam czeka na nas Julien-nasz przewodnik tego dnia. Dostajemy szybki kurs lawinowy, transmitery, łopaty, “probes” i ruszamy. Pierwszy “run” od góry wyciągu Boismint w stronę “wilczego stawu”. Widoki zapierające dech. Nikogo w pobliżu. Cisza, aż dzwoni w uszach. Tylko od czasu do czasu Julien krzyczy na nas, żebyśmy się nie spieszyli i jechali długimi skrętami bo jest twardy śnieg. Dużo trawersujemy w poszukiwaniu najlepszego śniegu. Miał nas wziąć na łatwe stoki. Pierwszy zjazd tak mi dał popalić, że przez kilka minut nie mogłem złapać tchu. Niezła ścianka. Potem było już łatwiej. Może dlatego, że zobaczył jak moja alpejska opalenizna w mgnieniu oka zmieniła się w odcień młodego ziemniaka. Jeżdzimy między trasami w okolicach Combe de Caron przez około godziny. Na drugą połowę kursu, przenosimy się na drugą stronę Val Thorens w okolice szczytu Col de la Chambre. Mimo kiepskiego śniegu, wypad zaliczm do udanych. Dostaliśmy kilka wskazówek technicznych. Wykład o rodzajach śniegu i wywoływaniu lawin. Do tego opis krajoznawczy. Umówiliśmy się z Julien’em na następny rok jak sypnie. Obiecał, że będzie znał więcej polskich słówek. Jest na to szansa bo ma polską narzeczoną. Na razie tylko dzień dobry i pospolity przerywnik na literę “k”.         Dzień 5 – czwartek Słońce, bezchmurne niebo. Nasze córki przechodzą kryzys. Kumulacja jet lag, wysokości oraz wycisku w szkółce dała się we znaki. Obie zostają w łóżkach. Na szczęście to tylko przejściowe osłabienie i pod koniec dnia są już ok. My z żoną jeździmy na zmianę. Ja po południu. Trochę pokrzyżowało nam to plany bo mieliśmy wybijać w stronę Saulire na przełomie Meribel i Courchevel, ale było ok. Jeździmy na naszych śmieciach. Ja na mojej ulubionej trasce w Val Thorens – Christine. Głównie dlatego, że gondolka Peclet przez 2 tygodnie jest otwarta do 6:30pm. Niby tylko pół dnia jazdy, a wyszalałem się jak dziki. Po 4pm otwierają traski czerwoną Adrien Theaux I czarną Stade Yannick Richard normalnie zamknięte na treningi zawodników. Obok wyjeżdzonych kolein, trasy są utrzymane idealnie. Można pograsować, szczególnie, że o tej porze nie ma już zbyt wielu współzjeżdżaczy. Co raz tylko śmignie obok jakiś harpagan. Jeżdzę do 6:15pm. Wyganiają mnie ratraki I zachodzące słońce. Przy zjedzie na kwaterkę zostawiam jeszcze kilka wycięć w świeżym sztruksie. A co, niech ranne ptaszki nie myślą, że cały sztruks tylko dla nich.         Dzień 4 – środa Słońce, bezchmurne niebo. Najfajniejszy dzień na wyjeździe. Zaraz po rozpoczęciu szkólki o 9am przebijamy się w stronę Courchevel. Krzesło Pionniers, krzesło 3 Valles I jesteśmy na szczycie Col de la Chambre. Tam niebieską dojazdówkąLac de la Chambre do podstawy Mont Vallon I dalej do dluuuugiej gondoli Pas du Lac. Trzeba bardzo długo szukać, żeby przebić widoki ze szczytu Sauliere. Tam też zaczyna się moja ulubiona trasa w 3 dolinach – niebieska Creux. W sumie, początek, śmiało mógłby być czerwony, potem sie fajnie wypłaszcza i mogłem szlifować redukcję mojego idealnego A-frame. Robimy tam 3 zjazdy I przebijamy się dalej. Krzesłem Roc Mugnier do malowniczych trasek Pyramides. Bardzo trafna nazwa. Ten rejon to śniegowa pustynia z 3 szczytami w kształcie egipskich piramid. Bardzo ładnie, ale traski mało wymagające. Orczykiem udaje nam się przebić na “właściwą” stronę Courchevel. Robimy widokową zieloną traskę do centrum I powoli zaczynamy powrót do Val Thorens. Po drodze zjeżdzamy jeszcze traską Sauliere do wyciągu o tej samej nazwie. Ponownie, niesamowite widoki. Stamtąd zaczynają się 2 hardcorowe czarne traski: Grand Couloir I GoPro Couloir. Nie będę zgrywał twardziela. Wymiękłem. Za cienki jeszcze na nie jestem. W zamian robimy bardzo przyjemną, czerwoną Niverolle i Aigle do gondoli Plattieres. Z niej krzesło Cote Brune  i jesteśmy u siebie.       Dzień 3 – wtorek Słońce, bezchmurne niebo. To pierwszy dzień kiedy opuszczamy naszą dolinę I udajemy się w stronę Meribel. Zaczynamy troche później bo pojeździliśmy troche za szkółką, żeby pofilmować nasze dziewczyny. Około 11:30 jesteśmy na Mont Vallon. Piękny widok na Mt. Blanc. Zjedzamy cerwoną Campagnoi i dalej do wcześniej wspomnianej Creux. Samo Meribel zrobiło na mnie najmniejsze wrażenie z 3 dolin. Strasznie dużo ludzi i najdłuższe kolejki do wyciągów. Traski za to piękne. Praktycznie same czerwone.         Dzień 2 – poniedziałek Słońce, bezchmurne niebo. Cały czas jesteśmy pod wrażeniem Val Thorens. Nie wyobrażam sobie, że w pozostałych 2 dolinach może być równie pięknie. Dlatego też zostajemy na miejscu I objeżdzamy traski w Orelle. Bardzo łatwe i przyjemne niebieskie. Czerwone też jakby takie niebieskie. W sam raz do rozjeżdzenia na początek. Słońce daje się we znaki.         Dzień 1 – niedziela Narciarski raj. Otwieram zasłony i jestem w szoku. Święty Gral, zapach napalmu o poranku, pudełko ze złotym światłem z Pulp Fiction – wszystko w jednym. Chcę uruchomić jak najszybciej mój nowy nabytek. Volkl Racetiger Sl 170cm. Nie pamiętam gdzie jeździłem tego pierwszego dnia. Chyba gdzieś z aniołami. Zaraz, zaraz. Z jakimi aniołami. Z żoną byłem. Zresztą…nie wiem, nie ogarniam, zarobiony jestem. No i pogoda: słonce, bezchmurne niebo.
  14. Jestem po 2 dniach w Val Thorens na tych deskach. Jeśli ktoś myśli o ich zakupie, a jeszcze nie jest do końca zdecydowany to nie ma co tracić czasu. Ja żałuję, że nie zainteresowałem się nimi wcześniej. Idealne do średniego skrętu. Można włączyć cruise control i wozić się na krawędziach cały dzień po niebieskich trasach. Jak chce się zmęczyć i pojechać krótszym, to czuć że fabryka dała. Bardzo dobre do szurania po czerwonych ściankach (to właśnie mój poziom, hehe). Moja domena-Śmig, rewelacyjne. Nie to żebym lubił jeździć po muldach, ale bez problemu można się zwozić po mocno przeoranym, popołudniowym stoku. W głębszym śniegu nie jeździłem (udało mi się zabrać 2gą parę). Podejrzewam, że spisywałyby się kiepsko. Tak samo w jeździe na kreskę-szukają krawędzi. Największa wada moim zdaniem to malowanie. Zupełnie nie moje kolory. W sumie większość wątków „które narty dla...”, można zamknąć w dwóch słowach RACETIGER SL. Sent from my iPhone using Tapatalk
  15. Dzięki Panowie. Sent from my iPhone using Tapatalk
  16. Przede wszystkim dzięki za relację. Pozwolę sobie dołączyć do wątku.   Pomoglibyście rozwiązać mój dylemat? Jedziemy do Val Thorens w ten piątek. Nie wiem które deski wziąć ze sobą. Linie lotnicze trochę nas ograniczają w ilości bagażu i nie mogę wziąć 2 par. Mam Rossi Soul 7 (108mm) i Racetiger SL (68mm). Skłaniam się do tych 2gich bo to nowy zakup, jeszcze nie śmigane, a podobno same jeżdżą.   Jak wygląda w 3V sytuacja z przygotowaniem stoków? Planuję 1 dzień z przewodnikiem poza trasą, ale na ten czas coś bym ewentualnie wypożyczył, gdyby padło na SL. Czy jednak wziąć dość uniwersalne grubasy ze względu na ostatnie, solidne opady śniegu?   Za dobrą poradę obiecuję kontrybucję w postaci mini sprawozdania z wyjazdu;)
  17. Sie pracuje, sie ma:) Prawie 4k za volkle to cena katalogowa. Można znaleźć dużo taniej. Sent from my iPhone using Tapatalk
  18. Jan, na zachód tez jeżdżę. Głównie sam:) Ostatnio, tak od 3 lat w ferie zimowe jeździmy z rodzina w Alpy. Praktycznie ta sama droga. Dodatkowo, jest okazja spotkać się ze znajomymi, którym nie po drodze do US. Sent from my iPhone using Tapatalk
  19. 2 dni temu coś takiego do mnie przyszło. Wcześniej miałem Fischer RX8 na których jeździło mi się znakomicie. Miałem dylemat czy jako nowe deski wybrać Fischer SC, czy Volkl SL. Jak zwykle forum stanęło na wysokości zadania. Wybrałem Volkl, głównie po opisach seniora (wydaje mi się, ze mamy bardzo podobne podejście do sprzętu i narciarstwa generalnie). Teraz liczę że same będą jeździły, a ja będę się tylko lansował jak pro. Długość 170cm przy moich 186/90. Przeznaczenie: rekreacja przez cały dzień. Doskonalenie jazdy na krawędziach, często śmig. Stoki: ubity, twardy, często sztuczny śnieg na wschodzie US, Vermont/NY plus raz w roku tydzień/dwa w Alpach. Przy okazji, miałem bardzo pozytywne doświadczenie ze sklepem internetowym SkatePro. Narty przyszły z Danii na Brooklyn w 4 dni robocze. Bezpłatna przesyłka. Sent from my iPhone using Tapatalk
  20. Ja bym brał wygodniejsze. Zamęczysz się tym odbarczaniem, wygrzewaniem i innymi duperelami. Dobre buty wybrałeś. Wskakuj na narty i ciesz się jazdą. 
  21. Piszę na forum od niedawna, czytam długo, na nartach jeżdżę bardzo długo (i skrętem i czasowo, hehe). Mitka zawsze dobrze poczytać, choć nie zawsze pisze w zgodzie z moimi doświadczeniami. Sugeruję, żeby ten post był przez jakieś boty automatycznie dodawany jako pierwszy pod pytaniami o wybór nart. W punkt. O sorry. Jako drugi. Pierwszy to oczywiście „najpierw buty. Buty najważniejsze”. Wiadomo że fajnie jest podyskutować i poczytać opinie o danym modelu desek. To istota, serce i dusza forum;) Sam skorzystałem. Poza tym to bardzo relaksująca i pouczająca lektura. Mitek jednak wskazał szeroką perspektywę. Bardzo niedoceniana rada: „bierz te które ci się podobają”. Serio piszę. Sent from my iPhone using Tapatalk
  22. Sprowokowałeś mnie do głębszego porównania. Rzeczywiście, męskie SC są "powered by steel", a Flair SC e "powered by carbon". Wygląda na to, że w ofercie Volkl są też męskie SC carbon, które są lżejsze od "stalowych" o 220g, a od Flair SC e różnią się tylko malowaniem. Jeśli nie przegapiłem czegoś to reszta technologi oraz wymiary są identyczne. Wychodzi na to, że Volkl zrobił 2 wersje męskiej SC (stal i karbon), oraz 2 wersje kobiecej SC (UVO karbon i bez UVO stal z trochę innym taliowaniem). Poprawcie mnie jeśli się mylę.  Swoją drogą, mają rozmach z liczbą modeli.
  23. Moja żona ma Flair SC E. Z opisu wynika że to są kobiece odpowiedniki Racetiger SC. Też mają UVO. Praktycznie więc te same deski tylko w innym malowaniu. Sent from my iPhone using Tapatalk
  24. Soul7 kupiłem używane po jednym sezonie. Są z rocznika 2016, 188cm (mój wzrost 186) taliowanie 136-108-126. Nigdy wcześniej nie jeździłem na takich szerokich deskach i początkowo miałem wiele obaw. Kupiłem je ze względu na moje zapędy pozatrasowe, ale całkiem ok radzą sobie na przygotowanych trasach. Naprawdę byłem pozytywnie zaskoczony tym jak łatwo wchodzą w skręt. To pewnie zaleta potężnego rockera, choć ktoś mógłby pomyśleć, że po prostu mam do perfekcji opanowaną kontrolę nad tymi bestiami:) Narty polecili mi chłopaki z forum. Konkretna rada. Dla takich chwil warto było poświęcić kilkaset godzin życia czytając forumkę Generalnie bardzo fajne, lajtowe deski do zabawy pozatrasowej. Spokojnie można je też wykorzystywać do całodziennej rekreacyjnej jazdy po ubitym, bądź mniej ubitym, popołudniowym stoku. Moim zdaniem narty bardzo uniwersalne. Jeśli nie ma się ciągot slalomowo-sportowych to „będzie Pan zadowolony”. Między choinkami idą jak złe, hehe. Sent from my iPhone using Tapatalk
×
×
  • Dodaj nową pozycję...