Skocz do zawartości

jag24

Members
  • Liczba zawartości

    421
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez jag24

  1. Nie odpowiem na wszystkie pytania,bo w Val Gardenie byłam kilka/kilkanaście?razy,ale zawsze przejazdem,nie korzystałam tam ani z noclegów,ani ze szkółek.Ale jeśli taka jest,to na pewno działa profesjonalnie,a że córki mówią po angielsku to i z porozumiewaniem się nie będzie kłopotu. Z tego,co widzę,to mieszkacie nad "kretem" łączącym Saslong z Secedą. Żeby się dostać na Sella Rondę wystarczy  wjechać Saslongiem,a potem krzesłem na Ciampinoi i już jesteś na słynnym kole.Wolne 6 godzin między 10 a 16 powinno wystarczyć.Pętla jest do ogarnięcia dla średniozaawansowanych narciarzy.Pomarańczowa Sella Ronda /zgodnie ze wskazówkami zegara/ jest szybsza-jej przejechanie zajmuje mniej czasu.Problemem może być pogoda -rzadko we Włoszech,ale zdarza się-trzeba przed wyruszeniem sprawdzić,czy połączenia między 4 dolinami są czynne.Raczej celować w ładną pogodę/te widoki!/Drugim ograniczeniem mogą być korki na kluczowych wyciągach-szczególnie w połowie lutego. Proponuję pojeździć po okolicy,trochę w tę stronę,trochę w drugą i ocenić własne tempo i możliwości. Alpe di Siusi-czy warto-zdania narciarzy są podzielone:"połykacze" czarnych,trudnych tras raczej się tam nudzą,reszta może spędzić miło czas i ew.załapać się na wycieczkę krajoznawczą skibusem na łańcuchach z Monte Pana do Saltria /lub odwrotnie/. Za "plecami" apartamentu macie Secedę-myślę,ze spędzicie tam masę czasu,zjeżdżając w obie strony :zjazd w Waszą stronę to słynna Gardenissima-wiosenny 4,5 km GS dla amatorów;a do Ortisei trasa bardzo długa i ciekawa widokowo. Oprócz słynnego Saslongu /bardzo obleganego/ z Ciampinoi jest też czerwona i czarna trasa do Selvy-fajne i mniej zatłoczone/rozjeżdżone.Po drugiej stronie Selvy też bardzo fajna z kilkoma wariantami trasa z Dantercepies . Miły jest też zjazd z Piz Sella do Monte Pana-raczej bez tłumów. Jak lubicie trasy WC to można z Waszej lokalizacji dotrzeć do Gran Risa w Alta Badia-zjazd do La Villa. Wycieczki na Marmoladę,Kronplatz czy Langazuoi już są problematyczne /czasowo/.  
  2. Niezłe-jesteś filozofem?A może kaznodzieją?   A poważnie-nie bądź taki protekcjonalny.Sam sobie przemyśl tę i parę innych kwestii.
  3. Nie dyskutuję  w tym temacie z osobami,które porównują karmienie piersią z wypróżnianiem,oddawaniem moczu,puszczaniem bąków czy dłubaniem w nosie. Jeżeli ktoś nie łapie różnicy,to sorry.   Nie dyskutuję również z tymi,którzy twierdzą,że karmienie jest obleśne,mają odruch wymiotny,jak to widzą,nazywają matki karmiące krowami itp. Bo o czym tu można rozmawiać?
  4. To nie są ograniczenia w mojej głowie-te 16 dni + 2-3 dni na Wieżycy to CAŁY czas jaki mogę poświęcić na narciarstwo.Gdybym chciała więcej musiałabym rzucić pracę (dobrą i dobrze płatną),przeprowadzić się i porzucić rodzinę-to trochę duże poświęcenie,nie uważasz?Zwłaszcza,że dla mnie narciarstwo to tylko sposób na miłe spędzanie zimowego urlopu,nigdy nie będzie to główna część mojego życia,którą stanowi rodzina i praca.Owszem,chciałabym jeździć lepiej,ale nie za WSZELKĄ cenę.I chyba mi się to udaje,aczkolwiek sukcesy nie są tak szybkie i spektakularne jak w przypadku Sary.   Jeszcze sprawdziłam zapisy na Skiline z ostatnich kilku sezonów,bo pamięć jest zawodna: rzeczywiście mój narciarski dzień to średnio 50 km,ale przewyższenie średnio ok.7,000vm. Max.było prawie 10.000 tzn.9,666vm.Od tego schematu odstaje zwykle pierwszy dzień jazdy-zwykle ok.30 km; i jakaś pogodowa katastrofa-znalazłam taki dzień,gdzie wyszło tylko 18 km i 2,873 vm- pamiętam,że wtedy była okropna mgła i pół metra świeżego śniegu na trasach-jak na te warunki to i tak był rewelacyjny wynik-znajomi po godzinie walki zjechali do hotelu.   Ale nie ma się co tym przejmować tymi wynikami- robią go głównie szybkie wyciągi i długie trasy-czyli bardzo zależy on od tego,GDZIE uprawiamy narciarstwo.Trzeba wziąć też pod uwagę,JAK się jeździ.Jeśli dajesz z siebie 100% na każdym przejeździe to na pewno szybciej skończą się baterie (z tego co wiem alpejczycy spędzają na treningu typowo narciarskim tylko 2 godzinny dziennie).Ja uprawiam narciarstwo turystyczne-jadę do ośrodka,który ma 300 km tras i zwiedzam je wszystkie lub prawie wszystkie;te co mi się podobają powtarzam raz czy dwa i tak to wygląda.Część czasu przykładam się do jazdy,część się tylko wożę i tak rozkładam siły,żeby starczyło na cały dzień.
  5. 2 godziny/25 zjazdów wyciąg orczyk,parametry dopisałam wyżej narciarski dzień-ok.6 godzin jazdy,ok.50 km,przewyższenie różnie,bo ja wiem?7.500m-do chyba max.10.000; w tym roku mogło być więcej,ale nie sprawdzałam
  6. Jest,jedna sensowna-Wieżyca.Zwykle jestem tam 2-3 razy w sezonie po 2 godziny (co daje 25 zjazdów).Nie liczę tego do dni na nartach (tylko 2 godziny to dla mnie nie jest narciarski dzień),to taki mały gratis.   I sprawdziłam parametry trasy: 300m długość /45m przewyższenie.
  7. Pozostaje jeszcze kwestia kobiet,które są oburzone,że ICH mężczyźni :synowie,mężowie,ojcowie,narzeczeni itd.są narażeni NA TAKIE widoki.
  8. Może i humorystycznie,ale typowy przykład argumentu ad personam mający na celu dyskredytację rozmówcy....
  9.   Chodzi o to,że nie da się znormalizować,co jest obleśne,a co jest z pogranicza sztuki (czyżby uroda karmiącej?-nawet Estka zaznaczyła,że kobieta karmiąca w pociągu była młoda i piękna-a gdyby była niemłoda i niepiękna to co?) To indywidualne odczucia i u każdego mogą być inne.Można tylko zgadzać się lub nie na karmienie publiczne,ale trzeba pamiętać,że niezgoda w zasadzie ogranicza podstawowe prawa człowieka,bo narzuca kobietom karmiącym całkowitą izolację społeczną.Rozumiecie,czy nie?
  10. Estka-jeszcze raz spokojnie-karmienie piersią nie ma nic wspólnego ani ze zdjęciami jak to określiłaś dupy,ani z zanikiem wstydu,czy z Tym ,kto towarzyszył Ci przy porodzie.Może te "Murzynki"nie są zbyt rozgarnięte i nie widzą tych zgorszonych spojrzeń,ale w sumie nie robią nic złego,ani nie robią nikomu krzywdy,żeby za karę zamknąć je i wszystkie kobiety karmiące w domach,bez możliwości wyjścia.Zawsze znajdzie się jakiś moralista,dla którego KAŻDY sposób w jaki kobieta karmi jest zbyt ekshibicjonistyczny.
  11. 1/Nie napisałeś,ale użyłeś sformułowania,które to sugerowało i tylko tego się czepiam ,bo jak zaznaczyłam jestem czepialska. 2/Miały marginalna znaczenie,ale BYŁY-znowu jestem czepialska. 3/tego nie wiem,ale wierzę Ci na słowo. 5/Zakończyłam dziesiąty ,ale max to było 16 dni (nie żebym się tłumaczyła,tylko gwoli uniknięcia nieporozumień)-dla mnie to szczyt możliwości.Jak widzisz w profilu oceniam swoją jazdę na 5 ,może 5,5 w Twojej skali.Więc oczywiście zazdroszczę szybkich postępów,ale próbuje też Wam uzmysłowić,że to naprawdę nadzwyczajny wyczyn i nie da się tak w każdym przypadku.Na ile w Swojej skali oceniasz teraz jazdę Sary? 4/Wszystkie to sposoby to właśnie zawodowstwo lub pół-zawodowstwo lub nienormalna praca-ja mam normalną i nie będę jej zmieniać.Aha-mieszkam na Pomorzu i też nie zmienię miejsca zamieszkania tylko dla nart.
  12. Są,ale nie wszędzie.Poza tym czasem dziecko jest tak niecierpliwe,że zwyczajnie nie zdążysz znaleźć takiego miejsca.   Jeszcze co do biegania półnago po sklepie-owszem zauważyłam,że jest pewne bardzo nieliczne w polskim społeczeństwie grono kobiet,które potrafią karmić prawie w każdych warunkach.Trochę jak te Murzynki rozebrane do pasa z dzieckiem przy piersi.Są to zazwyczaj dziewczyny,które karmią bardzo długo,często któreś kolejne dziecko,jest to dla nich tak naturalne,że nawet przestają widzieć te zgorszone i zażenowane spojrzenia tych nadmiernie "moralnych".Ja im w zasadzie zazdroszczę,bo ja musiałam chociaż usiąść,żeby dziecko nakarmić.Ale czy one naprawdę swoim postępowaniem robią komuś jakąś realną krzywdę?   Natomiast Ci nadmiernie moralni-tak robią krzywdę,całej szerokiej rzeszy kobiet (i ich dzieci),które nie karmią piersią,albo karmią swoje dzieci zbyt krótko,żeby nie narażać się na konieczność karmienia publicznego i związanego z tym dyskomfortu.   I jeszcze a propos zupy-ja raczej nie,ale widziałam matki,które potrafią nie takie rzeczy robić w biegu....Robią komuś krzywdę?   Estka-piszę w tym temacie głównie dlatego,bo w Polsce naprawdę z karmieniem piersią jest problem.Między innymi właśnie przez taki stosunek do tej sprawy jaki Ty demonstrujesz.Naprawdę nie mogłaś zignorować tego w sumie prawie humorystycznego incydentu?
  13. Odpowiem w Twoim stylu-jak spędzić 100 dni w sezonie na śniegu nie robiąc tego zawodowo lub prawie zawodowo (bo jednoczasowo normalnie pracujesz ?)
  14. Ja też.   Ale gwoli ścisłości te trzy lata i miesiąc (KALENDARZOWE) to sumie 5 sezonów narciarskich:   -pierwszy-krótki i mało efektywny,o którym bohaterka i jej trener wspomina tylko mimochodem (co nie zmienia faktu,że BYŁ), -trzy pełne,bardzo intensywne sezony, i piąty-przynajmniej połowa ,bo egzamin był w lutym.   Ach tak,jestem czepialska.Efekt i tak jest fantastyczny,więc czemu koloryzować rzeczywistość?   I do Spiocha-wierz mi na słowo,ale trzydzieści kilka dni na śniegu w sezonie to naprawdę baaardzo dużo.Dla Ciebie 100 dni-jeśli tyle chcesz spędzać na nartach w każdym sezonie to musisz to robić zawodowo,albo prawie zawodowo-inaczej się NIE DA.
  15. jag24

    Moje Espace Killy

    Moris "popełnił" i zamieścił na tym forum jeszcze dwa równie doskonałe poradniki : Trzy Doliny i Paradiski-zamierzam z nich intensywnie korzystać w kolejnych sezonach.
  16. jag24

    Moje Espace Killy

    W mojej opinii może całkiem o tym zapomnieć.   Ja na skiforum mam swoją metodę-jeśli dyskusja robi się bezprzedmiotowa,zaczynają się osobiste wycieczki,ludzie tracą nerwy lub podstawową kindersztubę to wycofuję się i po prostu nie kontynuuję rozmowy.Proste i bardzo skuteczne,choć pewnie niektórzy uważają,że wygrali spór-niech sobie tkwią w błędzie,mogę z tym żyć.Bardzo polecam.Ale jest tu także kilka osób,których warto posłuchać i od których można się sporo nauczyć,a czasem nawet ktoś,kogo raczej nie trawię też powie coś do rzeczy,więc jednak tutaj zostaję i jak zawsze-głównie czytam.
  17. jag24

    Moje Espace Killy

    W niedzielę wróciłam z wyprawy do EK. Drogi Morisie-BARDZO DZIĘKUJĘ za rekomendację tego ośrodka i za Twoją relację.Jak podpowiedział kolega wyżej,wydrukowałam ją sobie i codziennie wieczorem pilnie zapoznawałam się z jakże bogatą i szczegółową treścią.Pozwoliło mi to na naprawdę skuteczne zwiedzanie niemałego przecież ośrodka i jednoczesne porównywanie wrażeń (z Twoimi). Nie pokuszę się o narciarski opis,bo zrobiłeś to wyśmienicie,pozwolę sobie tylko na kilka małych dygresji,co było inaczej,co mnie zdziwiło lub zaskoczyło. Po pierwsze-podział na 5 grup tras bardzo mi się spodobał-zielone to świetne trasy dla już jeżdżących,ale początkujących narciarzy-raczej nic Cię na nich nie zaskoczy;niebieskie to w innych krajach lekkie czerwone (ale jak je rozpoznać?),czerwone to już dość wymagające trasy,czarne wiadomo,a natur-na własną odpowiedzialność.Jasne i czytelne. Po drugie-wielka ilość narciarzy pozatrasowych-tam tak jeżdżą wszyscy,także matki z przedszkolakami! My nie (może troszeczkę)-brak ubezpieczenia skutecznie studził nasze zapędy.Ale gdyby ktoś chciał zaczynać jeździć w ten sposób,to chyba idealne miejsce... Po trzecie-było stosunkowo mało śniegu,w związku z czym realnego zagrożenia lawinowego nie było,więc wszystkie wątpliwe trasy były czynne (L-piste,Santos i ta czarna obok);natomiast zupełny dół,poniżej Tignes 1800,nie działał. Po czwarte-duża różnica temperatur między górą (3400) a dołem (1800-2100)-w niektóre dni kilkanaście stopni,co sprawiało trudności w dobraniu odpowiedniego ubrania. Po piąte-wysokość+słońce= poparzenia słoneczne,na twarz wiadomo krem z filtrem 50,ale można sobie również poparzyć czerwień wargową (Francuzi mają jakąś taką białą maść,w której nieco dziwnie wyglądają,ale pewnie jest skuteczna-ktoś wie co to jest,jak się nazywa?) Po szóste-przygotowanie tras;czytając o luźnym stosunku Francuzów do tej części pracy ośrodka spodziewałam się,że będzie gorzej-tymczasem trasy były przygotowane perfekcyjnie,a że czasem pogoda i ilość narciarzy nie pozwalała dotrwać im do końca dnia w idealnym stanie to raczej nieuniknione...Dobrym przykładem jest najsłynniejsza ichniejsza trasa,czyli Face de Bellevarde.Wzięta pod włos przez swoją całkiem nieletnią córkę,postanowiłam jednak ją zaliczyć (najpierw obejrzałam ją starannie z gondoli stwierdzając,że niektórzy na niej zsuwają się wyraźnie gorzej ode mnie).Wybraliśmy się tam z samego rana,w zdecydowanie mroźną pogodę.Trasa była idealna i w zasadzie nie sprawiła nikomu większych problemów-dzieci to w ogóle obśmiały pomysł,że jest to trasa Only for Expert Skiers .Drugi raz było już ciepło,tylko 1/3 górna gładka,potem już miękko i bardzo miękko, muldziasto,wiosna w pełni,pokonanie trasy było dużo trudniejsze (choć między nami mówiąc wolę miękko,niż baaardzo twardo). Po siódme-czerwono-czarny zjazd do Le Lac z Toviere-nie udało mi się go polubić,przejechałam go tylko 2 razy i to objazdem -nie chodzi o stromiznę,tylko wyjątkową wąskość i zlodowacenie,co przy dużym obłożeniem ludźmi jest już dla mnie zbyt trudne;nie wracaliśmy jednak gondolą tylko przez Val Claret i drugą stroną (pod Uchem) prosto do apartamentu (ostatni odcinek to też taki mały freeride-ciekawe jak ubezpieczyciel by potraktował wypadek w tym miejscu?) Po ósme-trasą OK udało się zjechać tylko w Poniedziałek Wielkanocny,poza tym wieczny trening wszystkich możliwych grup wiekowych,łącznie z kadrą francuską. Po dziewiąte-z 4 sposobów przejazdu z Bellevarde do Solaise polecam tylko 2: zjazd Face albo zjazd do Daille i skibusem do Val d'Isere pod czarną gondolę Solaise.Jazda dalej jest tylko wycieczką krajoznawczą i stratą czasu-przejazd górą na nartach zdecydowanie przyjemniejszy.A wagon i gondola w Le Fornet do historia narciarstwa w pigułce;polecam wagon (jeśli ktoś zjechał na sam dół),a potem kanapa+orczyk,znacznie szybciej i przyjemniej niż starożytna gondola) Po dziesiąte-lodowce lubię tak sobie-silnie wieje,jest bardzo zimno i trochę strasznie.Ale za to jakie widoki... I jeszcze z takich ogólnych: 1/Dojazd do Francji-ode mnie (Pomorze) prawie 1800 km,dzięki dobremu rozplanowaniu podróży,bez większych strat fizycznych/moralnych;ale z wyraźną stratą finansową (+2 pełne baki benzyny+ winieta na Szwajcarię+opłata za autostradę francuską i jeden dzień nartowania mniej:7,a nie 8 jak zazwyczaj jeździmy). 2/Jednak drożej (niż Austria i Włochy)-i to zarówno jeśli chodzi o kwatery przy porównywalnym standardzie,jak i licząc przekąski/ jedzenie na stoku;jedynie karnety mniej więcej kosztują tyle samo za porównywalny obszar narciarski. 3/Francuzi może nie są mistrzami języków obcych,ale jak mogą unikać mówienia po angielsku,jeśli połowę narciarzy w ośrodku w naszym terminie stanowili,że użyję języka młodzieżowego,Brytole?Do tego są bardzo uprzejmi i kulturalni,w taki jakiś naturalny sposób,co było bardzo miłe. 4/I jeszcze zupełnie na marginesie-Francuzi w każdym wieku są naprawdę szczupli i wysportowani;a grubych dzieci nie ma wcale;jedzą po prostu mniej i to widać także w serwowanych porcjach jedzenia. Podsumowując: Espace Killy to wspaniały ośrodek,na pewno do powtórzenia,za kilka lat ,z lepszymi umiejętnościami i pełnym ubezpieczeniem,w optymalnym dla tego ośrodka terminie (jak sądzę),czyli koniec marca/początek kwietnia .
  18. Dzięki za słowa poparcia,ale chyba się do końca nie zrozumieliśmy-ja w sprawie karmienia akurat popieram te "walczące",bo może dzięki nim takie "normalne"jak ja,będą mogły spokojnie żyć-karmiąc.Bo teraz raczej się nie da-jak niektóre wypowiedzi nawet w tym wątku dobitnie pokazują.
  19. To forum nieustannie mnie zadziwia...Głównie niespodziewanymi kierunkami w jakich może ewoluować wątek...I tu dotarliśmy do karmienia piersią ???Ponieważ moja praktyka w tym temacie z całą pewnością jest o niebo większa niż wszystkich do tej pory obecnych w tym wątku (w sumie prawie 2 i pół roku naturalnego karmienia) to pozwolę sobie napisać co nie co.   Drodzy koledzy Jakbyście nie zaklinali rzeczywistości  jesteśmy ssakami,czyli nasze młode są przystosowane do karmienia piersią i do tego właśnie piersi zostały "stworzone".To,że macie inne skojarzenia to tylko wynik uwarunkowań społeczno-kulturowych.Kobiety walczące o prawo do karmienia w miejscach publicznych walczą tak naprawdę o powrót do normalności i chwała im za to.Tak jak kiedyś feministki walczyły o prawa wyborcze.   Dziecko nie jada co 2 godziny,ani co 4,tylko NA ŻĄDANIE-czyli jeśli jest głodne lub spragnione (bo karmiąc dziecko piersią dajemy mu 2 w jednym,czyli i jedzenie i picie) to matki obowiązkiem jest wyjąć pierś i zaspokoić jego potrzeby NATYCHMIAST (przeciętny niemowlak wytrzyma bez wrzasku tylko tyle czasu,żeby matka znalazła miejsce,żeby usiąść-zazwyczaj już odpakowując pierś z ubrania ma gratis głośny akompaniament...)   Ludzki noworodek jest totalnie uzależniony od opieki innych.Jeśli tej opieki nie dostanie to po prostu zginie.Ma więc wbudowany bardzo prosty mechanizm,który umożliwia mu przetrwanie-w razie dyskomfortu,a głód i pragnienie to podstawowe potrzeby,zaczyna krzyczeć,zwykle bardzo donośnie.Dodatkowo,jak naukowo dowiedziono,krzyk ten jest wybitnie nieprzyjemny i denerwujący dla innych osobników homo sapiens,po to ,żeby nie byli w stanie zignorować wrzasku ,tylko zareagowali i udzielili dziecku niezbędnej pomocy.Czyli jeśli jesteśmy w towarzystwie matki karmiącej i jej pociechy,to również w naszym interesie jest,żeby bez zbędnej zwłoki,szybko sprawę załatwić,bez wysłuchiwania decybeli.   Biorąc pod uwagę te uwarunkowania i to,żę mały człowiek powinien być karmiony piersią do wieku kilku lat (bo tak właśnie wygląda sytuacja w plemionach żyjących z dala od naszej wspaniałej cywilizacji) to jak kobieta ma funkcjonować-nie wychodzić kilka lat z domu?Do tej pory pamiętam z własnej praktyki kilka sytuacji podbramkowych,gdzie żadną miarą nie dało się uniknąć karmienia"publicznego".Chciałabym,żeby żadna kobieta mająca małe dziecko nie musiała przeżywać takich stresów robiąc rzeczy absolutnie naturalne i nikomu nie szkodzące.I najlepsze dla jej dziecka. Raz nawet dostałam po głowie za karmienie-uwaga-w poradni dziecięcej!Do takich absurdów dochodzi.   A jeszcze oprócz siedzenia w domu w trakcie karmienia,trzeba też siedzeć w domu w zaawansowanej ciąży-bo epatuje się tym wielkim brzuchem i gorszy dzieci! (w końcu naoczny dowód na to,żę uprawia się seks-prawda?) Autentyczna uwaga,którą też usłyszałam.   Czyli w moim przypadku (jedynie dwójka dzieci) przymusowa izolacja przez 3 lata-trzeba nieźle narozrabiać,żeby załapać taki wyrok! I niektórzy twierdzą,że nasze społeczeństwo jest tolerancyjne...Albo się dziwią,że kobiety rodzą tak mało dzieci...   I jeszcze a propos tematu wątku: nie słyszałam dotąd o EDK- czego to ludzie nie wymyślą...Myślałam,że piesze pielgrzymki to największe fizyczne wyzwanie dla katolików (mam taką kilkunastodniową na koncie),a tu proszę.A wątek jak najbardziej ma prawo znaleźć się w HP,choć LudwiczekR  rzeczywiście wydaje się nadmiernie przejęty misją ewangelizowania.              
  20. Spiochu-dzięki za ten post,fajnie poczytać,że można i się da.Ale nie byłabym sobą,gdybym nie zwróciła uwagi na pewne"drobiazgi".   O kasie już było (to oczywiste,że całkiem bez się nie da,Wasz wariant był i tak chyba najbardziej ekonomiczny);podobnie o wielkiej ilości wolnego czasu,który trzeba w tym układzie wykroić: średnio 30 dni w sezonie to 2 wyjazdy po 6 dni +9 dwudniowych weekendów-tak się da tylko w wyjątkowych,zawodowych i rodzinnych,uwarunkowaniach.   Następnie:   Kiedy zaczynaliście Sara nie miała nart pierwszy raz na nogach-znała te absolutne podstawy i choć minęło trochę czasu,to pamięć mięśniowa funkcjonuje i ciało szybko sobie przypomina co i jak.Dla porównania-mnie na ogarniecie takich podstaw zszedł cały pierwszy sezon (wiem,narciarsko jestem tępa;na usprawiedliwienie mam fakt znikomej ilości czasu jaki mogłam na to wykroić- w sumie 18 godzin,z czego z instruktorem była mniej niż połowa;no i zaczynając byłam prawie 2 x starsza).   Ale najbardziej uderzyła mnie uwaga,że Sara nie miała  żadnych indywidualnych lekcji z instruktorem! To doprawdy kuriozalne stwierdzenie,w rzeczywistości pewnie nie jeździła ani jednej godziny BEZ INSTRUKTORA.Miała do dyspozycji całkiem osobistego trenera/instruktora,żywotnie zainteresowanego jej jak najszybszymi postępami.I który dokładnie wiedział,co trzeba robić i jak.Jest to opcja absolutnie niedostępna dla większości narciarzy.Znów nawiążę do swoich doświadczeń-wejście na czarne trasy-jak jedziesz za instruktorem jest bardzo proste,ale samemu pokonanie czarnej trasy,której się kompletnie nie zna -to już inna para kaloszy...Tutaj przykład z forum-sam polecałeś koleżance naukę zjeżdżania z Dzikowca z instruktorem.Sara tego problemu nie miała.   Wreszcie-Waszym celem od razu była jazda sportowa;zupełnie odwrotnie niż większości narciarzy,których celem jest rekreacja.Pytanie,czy aby bezpiecznie i swobodnie poruszać się na stokach naprawdę trzeba tłuc tyczki? Moim zadaniem niekoniecznie-świadzą o tym tłumy przyzwoicie jeżdżących Austriaków i Włochów,absolutnie nie przypominających zawodników.   I na koniec nurtujące mnie pytanie-co dalej?Zaczniecie już teraz jeździć rekreacyjnie,czy dalej tylko sport?   A,jeszcze jedno-piszesz,że na SL objeżdżasz Sarę o 10%.Czy to przypadkiem nie jest różnica między kobietą a mężczyzną?Tzn.ile HIrscher byłby szybszy na tym samym slalomie od Shiffrin?  
  21. Twoje buty mają numer 23 tylko teoretycznie,bo chyba Twoje stopy nie kurczą się o 15 i 17 mm po włożeniu do buta narciarskiego?
  22. A czy to istotne,czy mieszkałam OSOBIŚCIE czy nie? Najwyraźniej jest to duży problem dla tych,którzy mieszkają,skoro regulacje prawne poszły w tym kierunku.
  23. Bo oni tak na poważnie.Gdyby mandat był 50 euro to większości by nie odstraszył.Ale 2 tys?Tu już nawet po kilku piwach włącza się wyobraźnia...A czemu taki zakaz?Spróbujcie pomieszkać trochę przy głównej trasie z takiej imprezowni...Po kilku nocach na pewno zmienicie zdanie.A jak byście mieszkali tam na stałe....Może tylko przesadzili z godziną -22 byłaby bardziej odpowiednia.   I mam niezły pomysł na biznes-sprzedaż jednorazowych tanich chińskich trampek na powrót do domu,plus worek na buty narciarskie.
  24. Miałam na myśli jakiś hotelik POD stokiem...   Tak szczerze,to jeszcze nigdy nie nocowałam w takim wysokogórskim schronisku zimą (latem na jedną noc i owszem).Trochę mnie przeraża perspektywa utknięcia tam na tydzień prawie bez możliwości wyjścia "do miasta".Bo nocny powrót tylko skuterem,czyż nie?
  25. A no to Stubai odpada-nie da się mieszkać na stoku.   Widzę,że decyzja już podjęta,ale znalazłam jeszcze ciekawy ośrodek,który spełnia w zasadzie wszystkie kryteria,więc ku pamięci jeszcze go tutaj wpiszę,może się komuś przyda-Turracher Hohe w austriackiej Karyntii.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...