Skocz do zawartości

bajaderkatyrolska

Members
  • Liczba zawartości

    134
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez bajaderkatyrolska

  1. Wielkie dzięki za odpowiedź. Zaintetesował mnie bardzo Hochkenig. Czy mówimy o tej części od Dienten w stronę Maria Alm czy też w drugą stronę do Muhlbach? Może będzie szansa o niego zahaczyć. Cóż, w Saalbach byliśmy już 5 czy 6 razy, ja jestem wprost uzależniona od tego miejsca, ale mąż już pożądał nowych wrażeń więc ostatecznie skikniemy do Gastein. Natomiast widzę na mapie że Hochkenig jest w odległości półgodzinnej jazdy więc może faktycznie spróbujemy poświęcić mu jeden dzień, tak żeby wyrobić sobie zdanie.
  2. Kochani miłośnicy nart w Austrii!Chcemy jechać na ostatni tydzień lutego. Pomóżcie nam zdecydować czy lepiej do Saalbach czy Bad Gastein (konkretnie B. Hofgastein). Zbieramy głosy. Tylko dzisiaj! Do wieczora musimy potwierdzić nocleg.
  3. Kochani miłośnicy nart w Austrii!Chcemy jechać na ostatni tydzień lutego. Pomóżcie nam zdecydować czy lepiej do Saalbach czy Bad Gastein (konkretnie B. Hofgastein). Zbieramy głosy. Tylko dzisiaj! Do wieczora musimy potwierdzić nocleg.
  4. Dyskusja o wyższości świąt Wielkanocy nad świętami Bożego Narodzenia. Nawet jeśli w pierwszym punkcie Francja wygrywa, to w pozostałych już traci swoją przewagę, zwłaszcza jeśli chodzi o infrastrukturę i przygotowanie tras. Pojedź sobie do SFL albo Saalbach to się przekonasz. Z Aguille du Midi zjechałam parę lat temu, doświadczenie typu "once in a lifetime" rewelacyjne ale nie do powtórzenia. 
  5. Schladming tak wysoko w rankingu a ja tam jeszcze nie byłam? No wstyd. A jak wypada w porównaniu do FSL? Warto tam pojechać jeśli się zachwyciło tym drugim?  Czy trasy są jakkolwiek porównywalne jeśli chodzi o jakość i długość? u mnie jak narazie w rankingu na podium Saalbach, SFL i Zillertal wraz z lodowcem TUX :-) 
  6. Trochę dziwny ten ranking, nie wiem jakie brano kryteria pod uwagę. Taki na przykład Stubai jest na 73 miejscu a jak dla mnie to zajefajna miejscówka. Z resztą z austriackich top-miejscówek zaliczyłam (nie chwaląc się) znakomitą większość, oprócz Pitztalu- i właśnie o niego chciałabym zapytac szanowne gremium: mam wolny tydzien 18-25 stycznia - czy w tym czasie warto tam jechać? Jak się on przedstawia na tle powiedzmy Tuxa , Stubaiu czy Solden? (acha, od razu zaznaczam że zimno mi w ogóle nie przeszkadza, natomiast liczę na dobrą widoczność i oczywiście znakomicie przygotowane trasy) . Bardzo proszę o opinię: warto zaatakować ten Pitztal czy też nie koniecznie? Jeśli nie to podrzućcie jakieś inne pomysły, pliz.
  7. no wiesz, jak się mieszka w Wałbrzychu to luzik! Ale nawet w Wa-wie teoretycznie mogę pojechać (autobusem oczywiście) na Górkę Szczęśliwicką (długość trasy 227m), wypożyczyć sprzęt za 20-30 zł i kupić karnet godzinny w dzień powszedni za 19 zł, albo zaszaleć na 3-godzinny w weekend za 50zł. Wychodzi taniej niż kręgle w Hulakula, i troszke drożej niż kino. W takiej wersji to faktycznie narciarstwo jest własciwie dla każdego :-)
  8. No niestety, miło pomarzyć ...ale obawiam się ze ja już okres sportowej ambicji mam za sobą. Zjazd z Aguille du Midi już w życiu zaliczyłam. A traz mam rozwalone kolano które wymaga operacji, jeżdżę niejako na kredyt, bo nie powinnam, każdy kolejny sezon traktuję jako bonus od Pana Boga, w związku z tym interesują mnie wyłącznie świetnie przygotowane trasy, sztruksik, taki nie za twardy i nie za miękki w który nartki wchodzą jak w masełko, i oczywiście zero muld. Nie mogę sobie pozwolić na to żeby walczyć z górą, mogę się z nią co najwyżej zaprzyjaźnić. Na szczęscie na Weisseseespitze jest planowana nowa kolejka, jak zbudują to chętnie sie przejadę :-) A co do porównania wielkich i małych ośrodków to zaczynam ostatnio mieć wątpliwości. Przez lata całe byłam takim typem zwiedzacza który musi mieć tych tras mnóstwo i przemieszczać się stale na następną i następną. Jak juz zadawałam sobie trud żeby dotrzeć w Alpy, to taka stacja musiała mieć z 200km tras albo więcej, w związku z tym jeździłam przez szereg lat z rzędu do Zillertalu , który uwielbiam i jest świetny, albo do Saalbach czy Gasteinertal. Aż w ubiegłym roku przypadkowo trafiłam do Warth, kameralnej stacyjki na pograniczu Tyrolu i Vorarlbergu i ...byłam zauroczona. 70km niezbyt długich tras, ale wyjeździłam się jak nigdy. Zwiedzanie rozległych ośrodków-tak,oczywiście, ale żeby się tak kompletnie nasycić jazdą, czasami wystarczy dosłownie parę tras, a może nawet jedna. Zawsze przytaczam przykład Maso Corto gdzie jest jedna sensowna trasa (nie liczę tych pobocznych dwóch górek)ale przyjeżdżali na nią prawdziwi spotrowcy, rozstawiali tyczki i łojili jak głupi. Nawet Tomba la Bomba tam przyjeżdżał. Prosze bardzo: Sese pisze że też z 200km tras w SFL wybierał dwie- trzy, góra pięć ulubionych które warto powtarzać znów i znów . Odkładasz jeden smaczny kąsek żeby spróbować czegoś nowego, a za chwilę żałujesz bo wcale nie wiadomo czy to nowe jest smaczniejsze, a tamtego jeszcze się nie najadłeś do syta. Samam byłam zdziwiona że Kaunertal mi się tak podobał, bo w sumie do Hintertuxu czy Stubaiu nie ma porównania, ale kurcze, to były naprawdę świetnie spędzone dni. To miejsce ma to COŚ i będę go bronić.
  9. To z tego wynika że SFL jest za dobry dla mnie bo ja off-piste w ogóle nie jeżdżę. coż za strata! :-)
  10. Nie, no to w ogóle tanio jak barszcz! :-) Możesz mi polecić tę miejscówkę? jak myśmy szukali , fakt że parę dni przed wyjazdem, to nie udało mi się znaleźć w SFL niczego poniżej 60 ojro od łebka. masakra. W Kauns płaciliśmy jakieś 21-22 ojro od osoby za bardzo ładny apartamnecik, no ale kilkanaście km trzeba było dojechać, więc siłą rzeczy trochę wachy też poszło (wiem wiem są skibusy, ale "I can't be bothered" a poza tym prowadzenie auta w górach to też fun) Podejrzewam że to kwestia odległości (z Wawy ponad 1200km) ale my też właściwie nie spotykaliśmy rodaków. Szczerze powiedziawszy dopisuję to do plusów tego ośrodka :-) Twoj wybór tras jak najbardziej popieram! I stanowczo do powtórki w przyszłych sezonach :-) A tak zupełnie z innej beczki: czy ktoś z obecnych może coś dobrego powiedzieć o Pitztalu? Będąc w Kaunertalu znaleźliśmy taką opcję obydwu lodowców z jednego karnetu. Czy sądzicie że byłaby to jakaś sensowna alternetywa dla SFL? Kaunertal zachwycił mnie właśnie kompletnym brakiem ludzi. A jaki jest pod tym względem Pitztal?
  11. A jak oceniasz ilość śniegu w grudniu? Czy wszystkie trasy były otwarte? Poprzednio dwa lata temu byliśmy w połowie stycznia i na dole w Ried śniegu nie było w ogóle a na górze owszem trasy wszystkie przygotowane,gdzieniegdzie tylko maleńkie przecierki, ale śniegu w krojobrazie jak na lekarstwo, a ja te limby ośnieżone jednak muszę mieć do pełni szczęścia. Tym razem, ostatni tydzień lutego był pod tym względem znakomity, śniegu wbród, ale za to niestety tłumy ludzi. Na trasach to się jakoś rozprowadzało, nie było wrażenia ciasnoty, no może tylko na Komperdell gdzie przewalają się tabuny niezbornej dzieciarni i łatwo na kogoś wpaść, ale gdzieś w okolicach 10-11 w newralgicznych punktach pojawiał się parominutowy tłoczek przy wyciągach. Dla osobników do cna rozbestwionych bezkolejkowymi ośrodkami był to pewien psychologiczny dyskomfort. Jeśli już o dyskomfortach mowa, to pamiętajmy że Serfaus jest zimową stolicą Holandii. Holendrzy ( a wraz z nimi ich język ojczysty przypominający pacjentów cierpiących na chroniczny nieżyt gardła) są wszędzie. A że naród to dość ekstrawertyczny, obcowanie z nimi nie sprzyja kontemplacji. I na tym się dla mnie lista minusów w zasadzie kończy.
  12. Ależ oczywiście u lekarza byłam, bardzo dobrego, sportwego, a jakże (chyba nawet był osobny wątek na ten temat z mojej strony) tudzież zasięgałam opinii naszego nieocenionego Doktora Jana. Ale jeśli opcją jest wyłącznie operacja za kilkanaście tysięcy to jakoś się nie palę. Mam nadzieję że może coś jeszcze da się zrobić "zachowawczo". Co nie wyklucz że gdy inne metody zawiodą to pozostanie ta ewentualność.
  13. [quote name=' Przez 3 miesiące zażywałem glukozaminę + smarowanie kolana maścią na stawy z wyciągiem z żywokostu i pomogło mi bardzo bo teraz jest już dużo lepiej ale nadal np po 4-5 godz na nartach kolano się odzywa. QUOTE'] To chyba jednak sprawa maści, bo glukozaminy pod różnymi postaciami , niektóre nawet na receptę, zjadłam już wagon a rezultatu jak nie ma tak nie ma. Możesz mi napisać jak się ta maść dokładnie nazywała? W tym sezonie o dziwo dałam radę przez tydzień na stoku, ale raz że warunki były rewelacyjne, a dwa że nie rozstawałam się z ketonalem w masci i doustnie (zwłaszcza doustnie). No i wieczorem oczywiście zimne okłady żeby nie spuchło zanadto. Niemniej po powrocie jest dużo gorzej, boli nawet przy chodzeniu po płaskim, nie mówiąc już o wchodzeniu na schody.
  14. Mam od dawna poważne problemy z chrząstką w kolanie- chondromalacja . Ktoś ze znajomych bardzo zachwalał preparat Flexagen- suplement z kolaganem. Czy ktoś z forumowiczów może to stosował i z jakim skutkiem? czy w ogóle warto zawracać sobie głowę tego typu specyfikami?
  15. Czy lekarz wie więcej o moim organizmie niż ja sama- to bym polemizowała. Może w Stanach. Ale w polskich realiach- wątpię. Kiedy zapytałam ginekologa przed operacją (histerectomy) czy będę mogła jeździć na nartach w tym sezonie to za przykład dał mi swoja pacjentkę która dwa tygodnie po "cesarce" pojechała w Alpy. Czy uważasz że to była odpowiedzialna opinia? Po dwóch tygodniach od operacji to ja dopiero wychodziłam ze szpitala, zgięta w pół i z najwyższym trudem dojechałam do domu. Jeszcze 3 miesiące po tym nie byłam pewna czy dam radę w ogóle przbyć te 1200km za kierownicą, nie mówiąc o szaleństwach na stoku. Koniec końców oczywiście udało mi się zmartwychwstać i odbyć jeden z lepszych tygodni w Serfaus i Kaunertalu, pokonując codziennie grubo ponad 50 km (a jednego dnia nawet ponad 70). Lekarz może mieć fachową wiedzę, informacje, doświadczenie, ale o moim organizmie najlepiej wiem ja. I tylko ja. Co do nart po przeszczepie, moja kuzynka Agnieszka Durlik jest mistzynią WTGF w narciarstwie alpejskim- po przeszczepie nerki dziewczyna śmiga jak szatan :-)
  16. Oto kolejny raz stanęłam przed filozoficznym dylematem: eksplorować, czy się "wyjeździć"? Serfaus znałam już sprzed dwóch sezonów i zakochałam się wówczas od pierwszego wejrzenia (nie jestem w tym odosobniona- w tym roku SFL zdobyło zaszczytny tytuł najlepszego ośrodka w Alpach). Ponad 200km świetnie skomunikowanych tras które ledwo da się "rozpoznać bojem" a co dopiero na poważnie "zjeździć"! Od wielu z nich wprost nie mogłam sie oderwać. Prawie bezludny 3,5 km Waldabfahrt z Alpkopf do Serfaus zupełnie mnie uzależnił- "to co , jeszcze raz?" Mąż tylko kiwał głową porozumiewawczo, ale za czwartym razem tracił cierpliwość. No bo przecież jest jeszcze TO i TO i TO i jeszcze TAMTO. Więc jeszcze Plansegg ze swoim wspaniałym szerokim grzbietem na którym można sie nieźle rozpędzić w szerokich skrętach, jeszcze ObrerScheid , Pezid i Masner (chodź mąż nie podziela mojego zapału do "czarnych"), jeszcze parę śmignięć z Sheid i Lazid, ale czas ucieka, więc szybko wracamy na "naszą" stronę -Sattelkopf, Moseralm i wreszcie na koniec 10 km Frommesabfahrt po którym padamy bez ducha przy parkingu w Fiss. GPS pokazuje przejechane 73km. Dwa lata temu mieliśmy bazę w Ried (niestety mieszkanie w samym SFL, zwłaszcza organizowane na ostatnią chwilę, jest raczej poza zasięgiem cenowym)i doszliśmy do wniosku że ten jeden ośrodek wystarczy nam w zupełności. Tym razem znaleźliśmy świetną miejscówkę w Kauns- więc Kaunertal nasunął się niejako w sposób oczywisty. Oba te rejony łączy jeden skipass Ski6 (7-dniowy kosztuje 266 ojro w wysokim sezonie- biorąc osobno 6 dni w Serfaus i 1 w Kaunertal zaoszczędzilibyśmy wprawdzie 8 ojro, ale dzięki karnetowi na region mieliśmy wolny wybór dnia). Tak więc po dwóch dniach "łojenia" w Serfaus wybraliśmy się dla odmiany na lodowiec. Nie spodziewałam się po nim za wiele, ot 4 orczyki, kabina i krzesło, wszystkiego 38km tras. Jakże się myliłam! Lodowiec jest GENIALNY. najpierw droga: 32km sepentyn w tak cudnych "okolicznościach przyrody" że chwilami klimat jest jak w dolinie Kościeliskiej tylko do n-tej potęgi. Nie do opisania. Chociaż jechaliśmy prawie godzinę wrzeszcząc co chwila "zobacz to!" "widziałeś? widziałeś?!" a ja musiałam z najwyższym trudem dzielić uwage miedzy podziwianie okolicy i trzymanie się wąskiej na jedno auto drożyny wiszącej nad przepaścią za prowizoryczną drewnianą barierką, to sama podróż warta jest każdej ceny. poprostu BAJKA. Lądujemy przy dolnym parkingu. Niektórzy jadą jeszcze 500m wyżej ,ale zimą to bez sensu bo sam zjazd na nartach do dolnej stacji jest świetny. Na parkingu dosłownie kilkanaście aut i dwa ski-busy. To wszystko. Więcej ludzi nie ma. Cisza. Spokój. Zero narciarskiego cyrku, tyrolskiej muzyki i grillowanych wurstów. Są tylko góry i my. Wjeżdżamy najpierw dwuetapowym krzesełkiem (bez przesiadki) a potem gondolką Karlesjochbahn, wyłazimy zza stacji na przełęcz i... z młodych piersi wyrywa się czerstwe słowiańskie "o rzesz ku... ja pie.....!" pod stopami jak okiem sięgnąć mamy bezkresne połacie południowego Tyrolu po horyzont! majestetyczny Ortler i czterotysięcznik Piz Bernina i setki innych szczytów bieli się w wyzłoconym powietrzu poranka. Wokoło cisza. Trasy są technicznie łatwe (nawet czarna która na jednej ściance ma bodajże 75% nachylenia, ale można je śmiało pokonać na dwa skręty). Ale nie o trudność tu chodzi. Takiego przygotowania tras i takiej jakości śniegu nie spotkałam NIGDZIE I NIGDY. Jeśli do tego dodać praktycznie puste stoki, to jesteśmy w narciarskim niebie. Trasa z Karlesjoch na sam dół ma chyba z 5 km i chcesz nią jechać jeszcze raz , jeszcze raz i znów, słysząc jak wiatr gwiżdże ci w nausznikach kasku. Widzisz wszystko jak na dłoni, bez niespodzianek, więc nareszcie można spuścić ze smyczy demona prędkości. Szalejemy do ostatniego wyciągu, bez przerwy, nie czując zmęczenia. Ktoś powie "zwózka" - ja powiem "lewitacja". Wreszcie czuję że JADĘ NA NARTACH. Daję im pojechać tak jak są do tego stworzone. poddaję się łagodnemu promieniowi skrętu. Zaliczamy też wszystkie orczyki, choć ten na Falginjoch jest naprawdę dłuuugi i na końcu dość stromy (mąż jeździ na desce więc dla niego to podwójnie niewygodne, ale daje się namówić). Zjeżdżamy kiedy łagodny cień wieczoru opada już w doliny. SFL i Kaunertal- dwa narciarskie światy. Z jednej strony perfekcyjny wypoczynkowy mega-kombinat który w swoich dobrze naoliwionych trybach miele tysiące narciarzy na godzinę. Z drugiej- góry niemal dziewicze, niszowe, mimo nowoczesnej gondolki i krzesełek mające w sobie coś z poprzedniej epoki. Miejsce dla ludzi poprostu kochających góry. Można się tu wspinać (po drodze spotykamu przy szosie dwóch młodych ludzi ze wspinaczkowym sprzętem), wędrować na nartach ski-turowych, zjeżdżać off-piste a na przełeczy popijać z termosu herbatę z prądem. Kiedy wracamy na lodowiec dwa dni później ze znajomymi, koleżance kojarzy się to miejsce z jakimś ośrodkiem szkoleniowym dla żołnierzy Wehrmachtu albo miejscem wypoczynku asów Luftwaffe. Coś w tym jest. Zanjdujemy pamiątki po nich niemal w każdym okolicznym kościółku, gdzie tyrolski barok wnetrza łaczy się z niekiedy trzynastowiecznym gotykiem budowli. Wszędzie tabliczki "Unsere Gefallen" z których patrzą na nas pożółkłe fotografie chłopców poległych na froncie wschodnim. Dzielimy nasz 7-dniowy pobyt na 5 dni w SFL i dwa w Kaunertalu. W karnecie pozostają jeszcze niewykorzystane Nauders, Fendels i Vent. I z jednej strony żal- bo może któreś z nich, mimo orczyków i mniejszej ilości tras zachwyciłoby nas klimatem, widokiem, atmosferą. Moze przegapiliśmy coś ważnego, nieuchwytnego , cudownego. Moze jedna wspaniała trasa (jak Paradiso w Tonale) wystarczyłaby za cały dzień? Z drugiej strony już znajome i ulubione stoki tak bardzo przywiązują do siebie. Jedziemy więc kolejny raz Adlerpiste i do zmęczenia powtarzamy zajzdy z Sho"njoch i wreszcie pożegnalny Frommesabfahrt. Co by się stało gdyby te nowe niepoznane okazały sie mimo wszystko gorsze? Czy pozostałby żal za niepotrzebnie straconym dla nich bezcennym czasem? cóż... tego już się nie dowiem. Może za rok?...
  17. Ponieważ od kilku sezonów prawe kolano mi dokucza, tak że pod koniec dnia jazdy mam już problem nawet z wpięciem wiązania (przy tupnięciu mam wrażenie jakby mnie kto walił bejzbolem w kolano:-), udałam się na rezonans magnetyczny. dostałam dwie stromy opisu maczkiem i oto czego się dowiedziałam (między innymi): "postrzępieniowa chondromalacja 2 i 3st. 1,6 x 2,4cm powierzchni bocznej rzepki sięgająca wyniosłości międzypowierzchniowej z torbielą podchrzęstną 2mm i niewielką podchgrzęstną sklerotyzacją rzepki" . Doktor Słynarski z warszawskiego Centrum Medycyny Sportu ( o którego pytałam już na tym forum w innym wątku) chciał mi od razu reperować tę chrząstkę operacyjnie bo twierdzi że jest całkiem zepsuta i sama sie nie naprawi ani rehabilitacją ani zastrzykami. Pomijam że operacja kosztowałaby minimum 13 tysięcy co dla przeciętnego obywatela jest sumą raczej abstrakcyjną, ale chciałabym upewnić sie czy rzeczywiście nie ma innego wyjścia. Czekam na opinie osób które same zmagaja się z tą dolegliwością, przeszły podobną operację (u kogo i z jakim rezultatem) tudzież na opinę sław medycyny takich jak nasz nieoceniony doktor Jan Koval :-) Kochani, jestem przerażona. Cała ta sytuacja nie mieści się w zakresie moich doświadczeń i wyobraźni. No bo jak człowieka zabierają ze stoku helikopterem, sterczy mu złamana kość, albo noga trzyma się tylko na strzępie spodni to sprawa jest jasna: zoperują, naprawią i będzie OK. Ale przyjść do szpitala z własnej woli, sprężystym krokiem, a wrócić do domu o kulach, nie , to się nie mieści w moim doświadczeniu. Naturalnym odruchem jest ucieczka: boli kolano? co tam, zażyję ketonal i będzie OK. Co się stanie jeśli zbagatelizuję sprawę i będę udawać że nić mi nie jest?
  18. Czy ktoś z Kolegów miał może doczynienia z dr Słynarskim z kliniki CMS? Musze wreszcie zrobić porządek ze swoim kolanem i chciałabym wiedzieć czy to właściwa osoba by się tym zająć. Na stronie Dobry Lekarz/ Znany Lekarz ma full pozytywów.
  19. Gdybyś mógł mi wytłumaczyć jedną rzecz: mam nowe narty, wyregulowane wiązania profesjonalnie na maszynie. teraz piszesz że po sezonie zmniejszasz im docisk- to jak potem je ustawisz z powrotem przed jazdą? trzeba za każdym razem ustawiać w serwisie??? Sorry, może pytam o coś oczywistego, ale jak zyje nie rozkręcałam wiązań na lato bo nie wiedziałam w ogóle że trzeba, gorzej że nie wiem czy będe miała zaufanie do czegoś co własnoręcznie potem ustawię :-)
  20. z nieba mi spadłeś! właśnie szukałam dobrego serwisu w Wa-wie dla moich nowych przecudnych nartek :-) a powiedz mi jeszcze, korzystałeś z jakichś innych serwisów? masz porównanie co do jakości? tak się dopytuję bo ja swoje stare narty dawałam do Bronikowskiego na Poznańską i zawsze byłam happy ale on ostrzy maszynowo, a tu na forum dowiedziałam sie właśnie że to beee i ze trzeba ręcznie. możesz naprawdę ręczyć za tego swojego znajomego że mi nie zepsuje sprzętu? ;-)
  21. To ja sie dołączę do wątku bo mam podobny problem: kupiłam nowe narty (atomic varioflex 75) na styczniowym wyjeździe do Austrii, nie robiłam z nimi nic, wyszłam ze sklepu, przypięłam, jeździłam na nich 3 dni i odstawiłam do szafy. Dwa dni temu wróciłam z drugiego tygodniowego wyjazdu, jeździliśmy sporo (skiline nam pokazywał 60km dziennie)- czy myślicie że przez to że nie robiłam zadnego smarowania od nowości mogłam sobie zepsuć sprzęt??? Da sie to jeszcze uratować? co teraz powinnam zrobić: serwisować PO sezonie, czy też odstawić i serwisować PRZED następnym sezonem? Czy tylko nasmarować smarem toko na gorąco, czy po w sumie 10 dniach jazdy trzeba już koniecznie ostrzyć? (mnie sie subiektywnie wydają jeszcze całkiem ostre, ale nie jestem ekspertem, i podobnie jak któreś z przedmówców też miałam zawsze wrażenie że narty od nowości są najbardziej i najdłużej ostre, więc starałam się jaknajpóźniej je dawać do ostrzenia) jestem z Wa-wy, swoje porzednie sprzęty zawsze serwisowałam u p. Bronikowskiego na Poznańskiej (maszynowo)i wydawał mi się OK, czy ktoś z Was zna ten serwis? uważacie że można mu bezpiecznie powierzyć sprzęt? (raz dałam do ostrzenia ręcznego na Ateńskiej, bardzo polecanego, ale nie byłam zadowolona), a może lepiej zaufać serwisowi na miejscu w Austrii- cenowo wychodzi niewiele drożej , a może znaja się lepiej???? naprawdę chciałabym żeby mi nikt tego sprzętu nie zepsuł bo jest fajny i świetnie mi się na nim jeździ, a jak zaczęłam tu czytać na forum o tych kątach krawędzi i sposobach ostrzenia to popadłam w totalną paranoję. proszę więc o jakąś wyważoną spokojną opinię. Zaznaczam że nie jestem maniakiem, fanatykiem, nie modlę się do swojego sprzętu, poprostu lubię sobie pozjeżdżać w pięknych okolicznościach przyrody i niepowtarzalnych :-)
  22. A mógłbyś polecić tę DOBRĄ SZKOŁĘ? też bym chciała tak jeździć! :-)
  23. Oczywiście, ale st.Anton i Kitzbuhel płatne parkingi są TYLKO W MIEŚCIE, podobnie jak w Mayerhofen (coś jak strefa płatnego parkowania) więc tego nie liczę- natomiast nie ma konieczności korzystania z nich bo te same górki sa dostępne z innych parkingów darmowych. Przez 15 lat NIGDY nie płaciłam w Austrii za parking przy wyciągu.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...