Skocz do zawartości

bajaderkatyrolska

Members
  • Liczba zawartości

    134
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez bajaderkatyrolska

  1. Mój bratanek został pierwszy raz zabrany na narty jak miał 2 lata i 8 miesięcy. Wjechaliśmy z nim na górę (było to w Maso Corto więc ponad 3000m) gdzie troszke podreptał na nartkach i zjechał sobie z jakiejś niewielkiej kopki śniegu, poczym stwierdził : babciu, ja jestem chyba za mały do tych nart. Brat (troszkę nieodpowiedzialnie) zwiózł go na barana co małemy strasznie się podobało, podobnie jak wjazd na krzesełku, nie przestraszył się, domagał się jeszcze. Dzisiaj ma 11 lat i jeździ najlepiej z naszej rodziny, mimo że w wieku 4 lat złamał sobie nogę na nartach. To jest przypadek ekstremalny oczywiście, podobnie jak dziewczynka którą spotkałam we włoszech: jechała pięknym carvingowym skrętem jak dorosła, tyle że mama jadąca za nią asekurowała ją na smyczy z szelkami a dziecko miało jeszcze w buzi smoczek. Generalnie z tego co słyszałam od znajomych lekarzy dolną granicą powinno byc mniej więcej 4 lata- do tego czasu kości i stawy dziecka są jeszcze za słabo ukształtowane.
  2. o to mi mniej więcej chodziło. Jak jeżdżę można trochę zobaczyć w sąsiednim wątku (chętnie poczytam uwagi), ale w w/w opisanych warunkach udawało mi się dotychczas jakoś dociążyć przody, wychylić się bardziej do przodu i dawałm sobie radę, a przy tych nartach mi to nie wychodziło. (Oczywiście zakładam że od nowości są ostre tak jak powinny być). czy ja cierpię na powszechny syndrom złej baletnicy, czy też dałam się wpuścić w kupienie nie do końca dobrego sprzętu? W wielu miejscach tego forum wyczytałam takie coś że jeździ się "w głowie"- to jest moim zdaniem 100% prawdy- jak sobie powiem że dam radę, mam zaufanie do siebie i sprzętu to normalnie jadę o dwa poziomy lepiej, a jak sie przestraszę, jak wtedy na tym lodzie, to jest kompletna zwózka. Mam wrażenie że z wiekiem to się robi coraz gorsze bo człowiek już zaliczył parę kontuzji i go ta świadomość paraliżuje. Pracuje wyobraźnia. Sama czuję że im szybciej, dynamiczniej jadę tym fajniej to wychodzi, ale jak sobie zdam sprawę z tej masy razy przyśpieszenie, to od razu gdzieś w głowie słyszę chrzęst łamanej kości. Zazdroszczę ludziom którzy pocinają ostro bez takich obciązeń.
  3. Tak jak to się pojawiło w dyskusji z Twojego drugiego linku: po pierwsze zmartwiłam sie że może kupiłam sobie złe narty- to był ich pierwszy dzień. Przesiadłam się z Salomonów x-scream 179 na Atomic D2 Varioflex75 166 (przy wzroście 177 i masie 85+). Nie miałam w ogóle takiego poczucie że te narty się chcą wgryźć krawędziami w podłoże. Oczywiście narciarze w pucharze świata jadą po lodzie, tylko że tam chodzi tylko o to żeby zjechać maksymalnie szybko, czyli cały wektor siły jest skierowany do przodu, natomiast w moim przypadki jeśli chcę kontrolować prędkość to wektor musi się rozłożyć na do przodu i w bok. i teraz jeśli nie poradzę sobie z wcięciem krawędzi, a wektor w bok będzie większy niż do przodu to narty wysuną się spode mnie bokiem- i tak też zrobiły. Gdybym pojechała bardziej agresywnie czyli do przodu to tak by sie nie stało, ale mogłabym zabić siebie albo kogoś na stoku bo nie kontrolowałabym prędkości. Co robić?
  4. Taka oto sytuacja sprawia mi na stoku duże trudności: poprzedniego dnia było plus 10 i padał deszcz (w tym roku- drugi tydzień stycznia) poczym następnego dnia chwycił mrozik- trasa wyratrakowana na sztruks i zamarznięta na beton. W takich warunkach przy próbie skrętu zamiast wyhamować jadę dalej z tą samą prędkością tylko bokiem. (Oczywiście nie próbowałam wówczas jechać żadnym stylem carvingo-podobnym, bo generalnie walczyłam o zycie). Jak sobie radzić w takich warunkach, co zrobić żeby narty chciały się wgryźć w to twarde. Jak należy to zrobić prawidłowo i skutecznie, czy w ogóle jest jakiś sposób?
  5. Miejsce faktycznie urocze, pozazdrościć pięknego urlopu, ale TE PŁATNE PARKINGI TO TOTALNA ŻENÓWKA zwłaszcza jak płaci się za skipas tyle samo co we wszystkich alpejskich ośrodkach. No naprawdę mnie to irytuje i zniechęca do Włochów- brak klasy, panowie.
  6. Bardzo fajny program! Zgadzam się. W Cortinie byłam niestety tylko turystycznie i bardzo żałowałam że nie dane mi było skosztowałć przedwojennego uroku tamtejszych tras (pierwszego dnia pobytu w Caprille - Civetta- rozwaliłam sobie kolano, więc pojechałam do Cortiny kupić stabilizator) widokowo to BAJKA, zarówno samo miasteczko jak i przejazd przez przełęcz Falzarego i Giau. Niestety wspominam pobyt w tym pieknym miejscu raczej niemiło: pomimo stosunkowo wczesnej pory (ferie) nie było grama śniegu w krajobrazie, tylko sztuczny na trasach, i chyba z tego powodu strasznie dużo było wypadków. Oczywiście ja na swojej zepsutej nodze następnego dnia zjawiłam sie na stoku, w myśl hasła zapłacone-zjedzone (rozciągnięte więzadła mam do dziś), ale jeden kolega z połamanymi żebrami wrócił do domu samolotem. Z pozostałych: Kronplatz mam jeszcze w planach- własnie z powodu zachwalanych przez Ciebie tras, ale kolejny rok nie mogę sie zmobilizować bo zawsze w ostatniej chwili ktoś mnie zdemotywuje że to miejsce dla dzieci. (w zeszłym sezonie usiłowałam nawet dowiedzieć się na forum czy lepszy Kronplatz czy Nassfeld, lecz z braku konsensusu pojechałam w końcu do Alpes d'Huez). Z ValGardeny zapamiętałam okolice Arabby, jakaś pusta (chyba czarna) trasa z Porta Vescovo która była całkiem fajna, i po drugiej stronie mapy Seceda (bo też było na niej stosunkowo mało ludzi), no i Fisowska (wcale nie jakaś morderczo trudna). Na Marmoladę nie starczyło nam czasu. Jednak w dalszym ciągu w porównaniu z Zillertalem narciarsko mi sie tam mniej podobało. Podkreślam narciarsko, bo oczywiście krajobrazowo było CUDOWNIE. Pozostaje jeszcze oczywiście Francja, do której mam wielki sentyment bo tam zaczynałam swoją przygodę z nartami (dlatego też do dzisiaj jeżdżę "bezstylowo" - wówczas rzuciłam się od razu na trasy o lata świetlne przekraczające moje umiejętności i nigdy nie zdołałam sie już nauczyć jeździć ŁADNIE). Val d'Isere/Tignes czy 3Doliny to klasa sama w sobie (nie widziałam ich 10 lat i tęsknię!), na LaGrave jeszcze jestem za cienka, pozostałe miejscówki czekają w kolejce. Niestety jestem dość specyficznym podróżnikiem, a mianowicie uzależnionym od własnego auta (autokar w ogóle nie wchodzi w grę, a samolot naprawdę niechętnie) jeszcze 10 lat temu byłam niezłym hardkorem za fajerką, potrafiłam do Francji dojechać z Wa-wy non stop. Ba, jednego sezonu byłam 31 dni w Alpach, ale w pięciu różnych miejscach i przejechałam w sumie 11 000 km! A teraz...zwyczajnie mi się nie chce. Chyba jestem za stara. Myślę sobie: góra to góra, liczy się długość trasy i różnica poziomów (i oczywiście podgrzewane kanapy). Ale gdzieś tam w głębi serca zjechałabym jeszcze chętnie z Cime de Caron czy Grand Motte... No i Szwajcaria- ale to już na emeryturze, albo jak wygram 15 baniek w totka :-) się rozmarzyłam.....
  7. No właśnie, wyjadłam już większość wisienek na torcie i wylizałam śmietankę :-) Bylismy w Kitzbuhel dwa lata temu i gdyby nie hardkorowe warunki pogodowe- miejscami zerowa widoczność- bylibyśmy naprawdę ZACHWYCENI. To jest teren wprost bezkresny , MNÓSTWO wyciągów, fajne długie trasy. Ze skipasem Allstar potrzebaby chyba z miesiąc żeby to wszystko przejeździć, w każdym razie przez tydzień to ledwie liznęliśmy. Jak się mieszka w odpowiednim miejscu, najlepiej własnie powyzej Kirchbergu to da się na bardzo wiele tras dotrzeć wprost na nartach bez dojazdów. Myśmy stacjonowali nad jeziorkiem Schwarzee więc mieliśmy wszędzie dość daleko, ale za to widoki- BEZCENNE. Napewno chętnie tam wrócimy.
  8. No może faktycznie przesadziłam że SAME orczyki (widziałm tę samą mapkę na stronie miejscowości i rzeczywiście były dwa :-) Ale chyba chodzi o cos więcej. tak mi sie wydaje że narty w Szwajcarii to już kompletnie inny sposób wypoczynku. należałoby tam oczywiście polecieć samolotem, dać się zawieźć do wielogwiazdkowego hotelu luksusową limuzyną i nie taszczyć ze sobą wszystkich szpejów i sprzętu. Dla takich gości przygotowane są urocze miasteczka do których nie mozna wjechać autem, za to wożą gości bezszelestne meleksy. wieczorem panie spacerują w futrach, można zaopatrzyć się na miejscu w gustowną biżuterię, wszystko jest świetnie zorganizowane, urocze i bardzo drogie. Już sie tak kiedys podłożyłam: znajomi zachwalali mi "wyjątkowo tanie" wakacje w tej właśnie dolinie (opodal Sionu)- już sie prawie zgłosiłam tylko że w trakcie rozmowy wynikło że mówili o cenie za dzień a nie za tydzień :-) W Cervinii byłam równe 10 lat temu więc nie wykluczam że mogli do tego czasu wymienić wszystkie wyciągi, łącznie z chyba najdłuzszym na swiecie orczykiem po stronie szwajcarskiej jadącym w kierunku Kleines Matterhorn (masakra!). Piętrową kolejką z Samnaun jechałam przy okazji bytności w Ischgl ale jak mawia młodzież szału nie ma ("żelazko" w ValThorens jest większe a kolejka na Aguille du Midi bardziej spektakularna) Jeśli zaś chodzi o wynalazki to oczywiście historycznie mogą się one wywodzić ze Szwajcarii, lecz i tak wiekszość alpejskiej Europy posługuje sie albo wyciągami POMA naszego rodaka Pomagalskiego albo austriaka Dopplemayera. Jak chcesz zobaczyć infrastrukturę na NAJWYŻSZYM poziomie wybierz się koniecznie do Serfaus- pierwsza miejscówka w której ANI RAZU nie jechałam orczykiem. jak mawiają agenci nieruchomości GORĄCO POLECAM :-) Miło że zachwalasz Szwajcarię, to z pewnoscią SUPER miejsce, a ja oczywiście kontestuję jedynie przez zazdrość :-)
  9. No niestety. Obejrzałam sobie na mapce i tam są prawie SAME ORCZYKI :-( mnie to osobiście nie przeszkadza, chciaż oczywiście wolę wozić swoja rufę na podgrzewanych kanapach, ale małżonek śmiga na parapecie i nienawidzi jazdy orczykiem, więc to niestety odpada (chyba że kiedyś zorganizuję ladies'week i pojadę z kumpelkami) Tak generalnie to słyszałam od wielu osób opinę że Szwajcaria ma dużo gorszą infrastukturę niż Austria i to się chyba sprawdza. Sama narazie zajrzałam tylko na chwilę do Zermatt przy okazji bytności w Cervinii i tam faktycznie jechaliśmy kolejką linową do złudzenia przypominającą przedwojenny wagonik na Kasprowy (poza tym że uroczy starszy pan który go obsługiwał potrafił powiedzieć dzień dobry w każdym mozliwym języku, nawet po japońsku, czym mnie kompletnie ujął). Niemniej myslę że do tej Szwajcarii musze jeszcze trochę "dojrzeć" mentalnie. Póki co preferuje bardziej lajtowy klimat :-)
  10. Interesuje nas tylko jakość tras, czyli długość , stopień trudności i ilość ludzi na trasie. Chcemy się wyjeździć do zwałki. Jeśli chodzi o pogodę to faktycznie w Austrii zdarzało nam się trafić na prawdziwy hardcore, podczas tegorocznej naszej bytności w Serfaus w drugim tyg. stycznia lał deszcz, a kiedyś właśnie w Gastein trafiliśmy taka ulewę śniego-deszczu że na końcu wyciągu zapalali świało żeby było widać gdzie wysiadać i w południe w ogóle zamknęli gore. Ale we Włoszech też trafiałm na dni z zerową widocznością albo zimowe (nie wiosenne) wyjazdy z zerową ilością śniegu w krajobrazie, tylko sztuczny na trasach. Imprezki są chyba tak samo dobre i tu i tu ( mnie się w każdym razie austriackie apres-ski podoba tak samo jak włoskie, nie przeszkadzają mi wiązanki melodii tyrolskich, z nieśmiertelnym Anotn aus Tirol na czele, piwo też wolę w Austrii, natomiast bombardino jest zdecydowanie przereklamowane- jedyne naprawdę dobre piłam na górze w Maso Corto- swoją drogą genialna miescówka, hotel na czubku góry na 3000 kosztuje tyle samo co na dole a wrażenia bez porównania) tak czy owak analizując wypowiedzi przedmówców, chyba się jednak nie przekonam do Włoch tym razem :-)
  11. no patrz, tak profesjonalnie się wypowiadałeś to myślałam żeś medyk- a ty pacjent :-( życze zdrówka!
  12. A mógłbys może rozwinąc temat? jakie elementy może uszkodzić taka zepsuta łąkotka? Usiłuję się wstępnie dowiedzieć od specjalistów na forum jak to właściwie wygląda, w którym momencie pacjent ma prawo przypuszczać że z łąkotką jest coś nie tak (pomijam uraz)? U mnie ta boczna (to znaczy COŚ z boku kolana) mnie tak dziwnie kłuje, a szczególnie boli przy próbie klęknięcia, nawet na miękkim typu sofa. Czy łakotki mogą się uszkodzić zmęczeniowo, nie urazowo, na przykład po tygodniu intensywnej jazdy ze słabym przygotowaniem i za dużym obciążeniem wagowym? Znając realia sużby zdrowia, wolę sie zawczasu zorientować w temcia zamnim zacznę się zapisywać w różne kolejki do specjalistów (po cichu licząc że ktoś na froum mi powie "spoko, samo przejdzie")
  13. [quote name='alfiski']Trochę pojeździliśmy po 4 dolinach w dniach 23.12 - 01.01 . Zaczynaliśmy co dzień z innej stacji więc objechaliśmy chyba wszystkie. Najbardziej podobało się nam Thyon. W wolnej chwili dodam opis ośrodka na forum, bo to co można przeczytać o 4 dolinach w wielu publikacjach w sieci jaki w przewodnikach jest mocno przesadzone. Poniżej kilka fotek: http://www.gozdziuch...ss10/index.html Boszzz jak pięknie! UMARŁAM! Ja tam chcę!!! :-)
  14. Jak bym była złośliwą egoistką to bym napisała: nie, absolutnie nie jedźcie tam, to beznadziejne miejsce, szkoda czasu. W końcu z jakichś względów prawie nie ma tam Polaków! Ale egoisgtką nie jestem. I powiem że Serfaus to narciarska BAJKA. Byliśmy tydzień temu i mimo że w krajobrazie były jedynie resztki śniegu, jakimś cudem dobrze trzymał się na trasach . A trasy długie, szerokie, w większości mocne czerwone. Przez tydzień nie zdołaliśmy nawet przejeździć wszystkiego i cały kawał tego tortu zostawiliśmy sobie na następny raz. Trafiliśmy na ostatni tydzień przed feriami więc były PUSTKI, na niektórych trasach byliśmy praktycznie sami! Genialna infarstruktura (bardzo dużo podgrzewanych kanap), połaczenia właściwie bez nudnych dojazdówek na których sie trzeba odpychać kijkami, wspaniałe widoki majestatycznych turni wokoło, naprawdę DUŻE GÓRY. My mieszkaliśmy na dole w Ried i codziennie pokonywaliśmy 7km po 11 mrożących krew w żyłach agrafkach, ale traktowaliśmy to jako dodatkową atrakcję. Osoby z większym budżetem najwygodniej moga kwaterować w Fis, do niektórych domostw zjeżdżając wprost ze stoku. Juz planujemu wrócić tam w przyszłym sezonie.
  15. Tak tak, z tym ostatnim zgadzam się w 100%, także uwielbiem to miesce, tylko że juz byłby mój... 10 wyjazd do Zillertalu :-)))
  16. Piszesz że termy Alpin-center w Bad Hof Gastein są słabe??? Mnie się wydawały wręcz super: te mnóstwo różnych saun z wyjściem na świeże powietrze, jacuzzi na świeżym powietrzu, basen z podświetlaną wodą i tego typu bajery (zwłaszcza jak nazewnątrz jest -15 i snieg ci pada na łeb). bardzo czysto, przyjemnie, atmosfera relaksu i totalny sybaryzm jak dla mnie. Pewnie w Szwajcarii sa lepsze, ale za 20 E? raczej wątpię. A we Włoszech? Napisz gdzie to chetnie się wybiorę :-) Tak miałam nadzieję że napotkam na forum kogoś kto mnie jakoś do tych Włoch zachęci, że okaże się że jest jakieś miejsce w tych całych Dolomitach gdzie trasy są faktycznie LEPSZE niz w Austrii, że atrakcją nie jest głównie słoneczna pogoda, ładne widoki i bombardino. Byłam parę lat temu w ValGardenie, konkretnie w Wolkenstein i naprawdę byłam rozczarowana . Pomijam juz milczeniem totalnie przereklamowaną wycieczkę wokół Selli (kompletna strata czasu) to poza paroma trasami w Arabbie naprawdę niczego wyjątkowego tam dla siebie nie znalazłam. Widoki, no tak, ale zaręczam ci że na przykład widok ze szczytu w Sport-Gastein który ma chyba 2700 jeśli dobrze pamietam jest jednym z piękniejszych jakie widziałam: morze chmur w dole a z nich wyłaniają się majestatyczne trzytysięczniki, ze słynnym Grossclocknerem na horyzoncie. No bajka poprostu. jedyna upierdliwa dojazdówka była gdzieś w Dorfie na przejeździe do Grossarl, a tak w ogóle nie przypominam sobie żebym musiała uzywac kijków do odpychania. A zaznaczam że dolina Gastein to NIE JEST jeszcze moje ulubione miejsce w Austrii. Byłam też kiedyś w Val di Sole, poza paroma trasami w Madonnie i SŁOWNIE JEDNĄ trasą w Tonale też mi się tam NARCIARSKO nie podobało (każda ze stacji w Zillertalu jest moim zdaniem ciekawsza) Czy Twoim zdaniem Val di Fiemme jest ciekawsza od Val di Sole? Dwa razy byłam w Maso Corto i wyjątkowo lubię to miejsce , ale to już nie są Dolomity, tylko coś bardziej jak Otztal, który jest z tamtąd z resztą o rzut beretem. No i jest jeszcze oczywiście Aosta, Cervinia którą ubóstwiam właśnie za widoki ale która jest tak niemożliwie daleko że raczej długo tam znów nie zawitam. To jak, namówisz mnie na te Dolomity? :-) Chciałabym poznać coś nowego bo jak będę jeździła 10 razy w to samo miejsce to mi zycia nie starczy. Jaką stację w tamtej okoliczy polecasz? A dokąd zupełnie nie warto ?
  17. 19-26 luty, chcielibyśmy sie wybrać w Alpy (2 dorosłe osoby). Mamy do wyboru: Val di Fiemme, a konkretnie miejscowość Tesero (jadą tam znajomi którzy strasznie zachwalają), a z drugiej strony Bad Gastein (byliśmy tam już 3 razy i lubimy) (lub coś innego w Salzburgerlandzie jeśli bardziej polecicie) . Wiem że jest pewna grupa narciarzy która dla niewiadomych wzlędów poprostu woli Włochy. Ja jadę w Alpy na narty a nie żaby sie opalać, więc kwestia słonecznych dni mnie nie interesuje. Chodzi mi o długość tras, ze szczególnym uwzględnieniem czerwonych, szansa dobrych warunków śniegowych, przygotowanie tras, dobre nowoczesne wyciągi, brak dojazdówek na których się trzeba odpychać kijkami, stosunkowo niewielkie zgęszczenie ludzi na trasach (czyli duża przepustowość wyciągów skorelowana z dużą ilością szerokich tras które tych ludzi wchłoną). Postarajcie sie obiektywnie porównać oba rejony przede wszystkim pod względem narciarskim. Pewnym czynnikiem jest też to że do Austrii z Wa-wy dojedziemy w ciągu jednego dnia, do Włoch musielibyśmy nocować (jeden kierowca). Czy waszym zdaniem Włochy warte są zachodu? jeśli tak to dlaczego?
  18. To co oni ci dokładnie zrobili z tym rogiem łąkotki: wycięli czy przyszyli? Dopytuje sie bo ch. wie może to samo będę miała. Załamka. :-(
  19. Czy ktoś może polecić mi gdzie takie wkładki można profesjonalnie zrobic w Wa-wie? Mam jakiś problem ze stopami, jak zapinam buty nawet lekko to dociskam sobie jakis nerw i potwornie bolą mnie środkowe palce, normalnie jakbym do wrzątku włożyła. masakra. mam tak w każdych butach narciarskich.
  20. Zgodnie z Twoją prośbą: oto wrażenia z drugiego podejścia do bucików- tym razem w lepszych warunkach. Po paru miesiącach przerwy letniej, nie mając na świeżo porównania z butami miększymi, przyjęłam te swoje twardziochy jako coś zupełnie normalnego. Zapinałam tylko tak żeby zamknąć, nie na maxa, więc w ciągu dnia nie musiałam ich właściwie odpinać (co miało nagminnie miejsce w przypadku butów miększych które musiałam dopinać do samego końca żeby w ogóle ruszać nartą a nie nogą w bucie) Poza tym że pierwszego dnia zdobiłam sobie dziurę do mięsa na jednej goleni i musiał zalepiać ją plastami przez resztę pobytu, większych szkód nie doznałam. W stopie absolutnie OK, pięta się nie podnosi, jedynie miałam dość mocno obite miejsce gdzie stopa buta łaczy się z cholewką, w tym zgięciu z przodu- nie mam pojęcia dlaczego , bo w zeszłym sezonie tego nie stwierdziłam. Mogło to mieć związek z tym że miewam dość dużą objętość łydki (puchnie), te buty są dość wąskie w cholewce i z związku z tym trzeba bardzo czujnie ustawić język zwdłuż goleni i starannie zapiąć żeby sie nic nie ruszało w niekontrolowany sposób. Mam w nich oczywiście taki wkurzający problem który występuje u mnie we wszystkich absolutnie butach (także tych do chodzenia po górach) a mianowicie że gdzieś dociskam sobie jakiś nerw (podeszwowy?) co powoduje że drętwieją mi dwa środkowe palce, przy czym to drętwienie boli tak jakbym je włożyła do wrzątku i nie przechodzi od razu po zdjęciu butów. podejrzewam że będę musiał zainwestować we wkładki Sidasa albo poszukać światłego ortopedy. Reasumując, człowiek na szczęscie jest "adaptable" w dość znacznym zakresie, nawet jeśli te buty w pierwszej chwili sprawiaja wrażenie dybów, to po niedługim czasie w ogóle się o nich zapomina- czyli generalnie tak jak przewidywaliście, nie jest tak źle jak się obawiałam. Wygląda jednak na to że zarówno te buty jaki i nowe nartki które nabyłam w tym sezonie (Atomic D2 varioflex75 dł.166) będą wymagały dopracowania nowej techniki jazdy, bo to jednak kompletnie inny sprzęt od tego na jakim uczyłam sie jeździć 15 lat temu :-) Co więcej, mam w ogóel wrażenie że tych nowych nart nie byłabym w stanie opanować przy pomocy swoich starych butów. a poza tym sa śliczne jedne i drugie bialutkie z wzorkami, o matko jedyna jeszcze w życiu nie miałam takiego pańciowatego sprzętu :-) :-) :-) Wszystkim któży podtrzymywali mnie na duchu w poczynionym wariackim zakupie bardzo dziękuje i pozdrawiam
  21. gdyby to co piszesz było prawdą to narty mogłyby się różnić tylko kolorem :-) Oczywiście że złej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy a dobry pilot poleci nawet na drzwiach od stodoły, ale nie o to chodzi. W pewnym sensie oczywiście wszystkie nowoczesne narty są dobre, jak nie masz porównania w danej chwili to przy średnich umiejętnościach pojedziesz na każdej- dlatego że każdy model musi się sprzedać a średni odbiorca jest właśnie ŚREDNI. natomiast niuanse, subiektywna ocena : dobrze/nie dobrze mi sie jeździ na danym modelu powodują moim zdaniem że klient szybciej będzie jeździł ŁADNIEJ , szybciej będzie jeździł odważniej, po trudniejszych trasach- czyli podskoczy w naszej skali umiejętności- ergo ROZWINIE SIĘ. Twoja żona prawdopodobnie bardzo dobrzej jeździ, może ma wrodzony talent, jest sprawna, wysportowana, miała dobrego nauczyciela, od razu nabrała dobrych nawyków. Dla takiej osoby przejście na ekspercki sprzęt może być niezauważalne. 30 dni to wcale nie jest mało- ja tyle przejeździłam przez pierwsze 4 lata! Wiesz co mnie przekonało do kupna moich nart, oprócz subiektywnego odczucia że mi "pasują"? Mąż który sam nie jest narciarzem tylko snowboardzistą powiedział że nie mógł mnie rozpoznać na stoku bo jechłam "jak nie ja"- uznałam to za oznakę ROZWOJOWOŚCI sprzętu :-)
  22. myślę że cała ta sprawa jest konsekwencją tego że narty ze sportu elitarnego stały sie egalitarnym, a w masówce rządzi marketing. podstawową zasadą jest to żeby jaknajwięcej osób potrafiło sobie poradzić na nartach- ten sport musiał więc stać się łatwiejszy- stąd wynalezienie nart które "same skręcają", które dają poczucie bycia "ekspertem" już po pierwszym sezonie. Stąd prawdopodobnie Twoje wrażenie że żadne narty nie sprawiały Ci szczególnej trudności, że właściwie na każdej można pojechać dobrze. Tak, to prawda: ktoś kto ma techniczne podstawy z prawdziwego zdarzenia i lata praktyki na stoku, zjedzie nawet na sztachetkach z płotu. Ale już ktoś taki jak ja: samouk po 15 sezonach prób i błędów poszukuje nart rozwojowych czyli takich na których jazda przy tym samym stopniu umiejętności będzie bardziej skuteczna, płynniejsza, poprostu będzie WYGLĄDAŁA lepiej. W końcu jazda na nartach to dla większości ludzi nie extremalne wyzwanie ale relaks i przyjemność , nawet jeśli subiektywnie im się wydaje że zasuwają jak Bode Miller. Moje dotychczasowe narty były dla mnie "rozwojowe" bo nauczyły mnie skręcać. Kiedy 10 lat temu przesiadłam się z prostych desek na których generalnie potrafiłam zsunąć się boczkiem z każdej góry na carvingowe Salomony x-scream które jechały do przodu i skręcały ,to nagle w swoich oczach stałam się osobą "dobrze jeżdżącą". Psychicznie odblokowały mi się pewne połączenia między mózgiem a ciałem: kiedy widziałam jak ktoś dobrze jedzie na stoku, to te narty dawały mi możliwość powtórzenia jego ruchu. To było objawienie. Te narty dawały mi taką pewność, że żadna trasa nie stanowiła już problemu. nawet jeśli dla patrzącego z boku eksperta to była iluzja, dla mnie skok umiejętności był o lata świetlne. W ubiegłym sezonie zaczęłam się przymierzać do zmiany sprzętu i oczywiście poszłam tropem włacicieli Volkswagenów- czyli chciałam kupić takie narty jakie już mam- tylko nowe. lektura matriałów marketingowych doprowadziła mnie do znakomitych skądinąd nart Salomon x-wing tornado, które wzięłam ochoczo do testowania i... oddałam po pierwszym zjeździe, dziękując Bogu że ich od razu nie kupiłam. To był właśnie klasyczny przykład narty "za trudnej" - mimo sporej masy własnej nie miałam wystarczającej siły by zmusić ten twardy męski sprzęt do skrętu. Sympatyczny pan w sklepie który wszak chciał żeby zadowolony klient wyszedł z parą zakupionych nart, dał mi do testowania Salomony race 24h które były o niebo lepsze na moje umiejętności. Wykorzystałam swoje trzy dni darmowego testowania i byłam gotowa do kupna, choć miałam pewne wątpliwości: jeździło mi się na nowych Salomonach ciut łatwiej niż na swoich starych (pewnie dlatego że były krótsze i miały mniejszy promień skrętu) ale ta różnica nie była aż tak spektakularna- były więc jakby "za mało rozwojowe". Wtedy w moje ręce przypadkiem wpadły narty któych w ogóle nie śmiałam brać pod uwagę: Atomic D2 GS, absolutnie topowy model króry kosztował majątek i ...był rewelacyjny! Rzuciłam się z góry jak jastrząb, mknęłam jak wiatr! TO BYŁO TO! nowa jakość. Oczywiście subiektywna. jechałam zapewne podobnie jak poprzednio, tylko zaufanie do tego ostrego i precyzyjnego sprzętu zdjęło mi wszelkie blokady psychiczne, dodało prędkości i pewności ruchów. byłam w swoim żywiole. A koniec tej historii? Na szczęście dałam sobie wyperswadować że to świetny sprzęt ale TYLKO na przygotowane trasy. Kiedy wzięłam go powtórnie do testów w zeszłym tygodniu przy dużo trudniejszych warunkach, o mało się na nim nie zabiłam: odpadłam tyłem od stromej ścianki głową w dół (całe szczęście że jeżdżę w kasku!). Kolejny sympatyczny pan w sklepie podsunął mi model o którym w ogóle wcześniej nie słyszałam: także Atomic z systemem D2 ale damski allround varioflex75. Czy to jest narta rozwojowa? MYślę że na dłuższą metę tak, bo w tej chwili pozwala mi "zwozić się" z dużo mniejszym wysiłkiem (tego mi na obecną chwilę potrzeba żeby sie nie zniechęcać przy kiepskiej formie i kondycji), ale wiem że drzemią w niej dużo większe możliwości. Może nie trzyma na lodzie i "betonie" z maszyny tak jak GS-y, ale za to na mokrym czy rozjeżdżonym śniegu poprostu płynie - a wszak takie właśnie warunki spotykamy na trasach najczęściej. Kupiłam je mimo że nie dały mi takiego "kopa" jak gigantki, ale są rozsądne i mnie nie męczą. będę dalej jeździć na nartach, może wreszcie wezmę instruktora, popracuję nad stylem- rozowojowo.
  23. Byłam w Tonale w drugim tygodniu marca parę lat temu i generalnie była WIOSNA czyli słonecznie i ciepło: oczywiście śnieg na trasach był, przygotowany tak jak trzeba,nie ma sie do czego przyczepić, ale jak jest kilka stopni na plusie to nie ma też co liczyć że śnieg będzie jak w styczniu. Jak przyjechaliśmy to przez cała Europę lało, tam padał mokry snieg i to w takiej ilości że przed samą miejscowością policja kazała nam zakładać łańcuchy. Jednego dnia była mgła jak mleko, co nie znaczy ze się nie dało jeździć- zwłaszcza że trasy nie są trudne i nie można zabłądzić. Jeden dzień mieliśmy w cenie karnetu możliwość jazdy w Madonnie, i to była całkiem przyjemna wycieczka, zwłaszcza widokowo. Tonale nie jest napewno w mojej pierwszej piątce ulubionych stacji, ale nie zgodzę się też że jest kompletnie do doopy. "Lodowiec" to oczywiście propaganda, zgadzam się, nijak nie umywa się do żadnego z Austriackich, jest tam słownie jedna "ścianka" obsługiwana przez dwa orczyki, ale chociaż jest krótka, zjazd trwa może z minutę, ma fajne nachylenie i kilka ładnych skrętów można na niej potrenować- zwłaszcza jak niżej jest za ciepło i robi się breja. Natomiast czarna trasa Paradiso moim zdaniem jest genialna, kto uważa inaczej jest snobem i malkontentem. Jak tam byłam, obsługiwała to kolejka linowa pamiętająca chyba czasy Mussoliniego Za mojego pobytu nie było jeszcze połączenia wyciągiem z Ponte di Legno, więc podjechałam tam autem i byłam oczarowana: przemiłe trasy wśród lasu, błogość, ptaszki śpiewają, a do tego ani żywej duszy! Byłam JEDYNĄ OSOBĄ NA STOKU. Nie powiedziałabym że sam ośrodek jest jakiś szczególnie szpetny- w porównaniu do stacji narciarskich we Francji (zjeżdżasz na dół a tam... Ursynów :-) to powiedziałabym że nawet ładny. Jeśli lubisz Włochy, wiosenne narty, nie jesteś jakimś hardcorem i nie nastawiasz się na łojenie po czarnych trasach od rana do nocy tylko przyjemny wypoczynek na świeżym powietrzu to w Tonale moze Ci się spodobać.
  24. Wobec tego polecam Ci moją ukochaną miejscóweczkę w Saalbach, a dokładnie w Kollingweg na końcu doliny aż za Hinterglemm ,ale za to POD SAMYM WYCIĄGIEM! Miodzio. Carina´s Appartements, Familie Hutter Glemmtaler Landesstr. 317 5754 Hinterglemm [email protected] Tel. 0043/(0)6541/6353-0 Na parterze są dwa bliżniacze apartamenty z dwoma sypialniami i opcjonalnym spaniem w pokoju dziennym, trzeci apartament jest chyba trochę większy ale w przyziemiu. Mili gospodarze, znają nawet dwa słowa po angielsku. Jeśli chodzi o Zillertal to zawsze braliśmy pokój ze śniadaniem,bo nas było za mało na apartament, więc musisz sam czegoś poszukać.
  25. Nie napisałeś na ile osób i jaki typ kwatery Cię interesuje, więc trudno mi cokolwiek Ci polecić(my jeździmy naogół we dwójkę więc szukamy małych skromnych miejscóweczek blisko stoku) Wejdź sobie na stronę bergfex.com- jest tam MNÓSTWO ofert, my z tamtąd braliśmy zawsze namiary.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...