Skocz do zawartości

bajaderkatyrolska

Members
  • Liczba zawartości

    134
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez bajaderkatyrolska

  1. Dla przypomnienia: jestem babą 43-letnią, moje wymiary 177/85 umiejętnosci oscylują w okolicach 7 (radykalnie spadając w obecności muld i innych nieporządanych okoliczności przyrody) jeżdżę tylko na przygotowanych trasach uważając na mocno juz nadpsute kolano. dotychczasowy sprzęt z którym zżyłam sie przez bezmała 10lat : Technica innotec7x + salomony x-scream 179cm. Zasięgnąłwszy opinii na forum kupiłam ostatnio nowe buty nordica speedmachine 115 (używałam póki co lżejszego ustawienia 105) i niestety mimo że buty jako takie są bardzo wygodne i dobrze trzymają piętę, jednak jeździło mi sie o dziwo bardzo ciężko. Kiedy mierzyłam je w domu nie sprawiały wrażenia dużo twardszych niż moje stare, jednak na stoku, pomimo tego że temperatury były zdecydowanie dodatnie skorupy bardzo znacząco stwardniały, miałam wrażenie że bardzo trudno je w ogóle ugiąć do przodu. poza tym miałam wrażenie że cholewka buta jest nawet mniej pochylona niż w moich starych co utrudniało mi prawidłowe rozłożenie ciężaru. Czy mozliwe jest że dobrałam poprostu za twarde buty? czy też jest to kwestia przyzwyczajenia- miałam na to tylko 6 dni, w dodatku przy bardzo trudnych warunkach: extremalnie miękki rozmoczony śnieg plus muldy? Liczę na to że uczeni forumowicze albo przekonają mnie że wszystko OK, nie ma co histeryzować, albo poradzą coprędzej wymienić buty na inne. chciałabym się też dowiedzieć czy długość nart jest także czynnikiem istotnym w sprawie- czy na przykład 10cm krótsze narty będą lepiej współpracować z mniej pochylonymi twardszymi butami. Słowem: CO Z TYM FANTEM ZROBIĆ???
  2. To jak, kupiłeś już tę kurtkę? bardzo jestem ciekawa co w końcu wybrałeś. A swoją drogą bardzo mi się podoba ta dyskusja. Myślałam że tylko baby gadają o ciuchach (nawet sportowych) a tu prosze bardzo fachowe uwagi panów. Najs. Tak się złożyło że sama musiałam wyposażyć się w nową kurtkę na ten sezon gdyż ze starego rossignola raptownie wyrosłam. Przypadkiem zawędrowałam do firmowego sklepu salomona gdzie za niecałe 1200zł czyli 300eur dostałam bardzo przyjemną kurteczkę z gore-texu (ocieplaną, zakładam pod nią tylko bieliźniany golfik nawet w mrozy) plus w promocji mogłam sobie wybrać super-fajne rękawiczki gratis. Moim zdaniem jakość za rozsądną cenę. Mierzyłam w sąsiednim sklepie rossignola kurtkę z kolekcji Castelbejaca która po przecenie kosztowała prawie 3000. Parametry miała identyczne, żadnych nowinek technicznych etc tylko dizajnerski wzorek- gdybym ją kupiła też byłabym z niej zadowolona na stoku ale byłby to czysty lans który nie jest mi do niczego potrzebny więc odpada. parę dni później w ski-teamie natrafiłam na kurtkę descente która mnie wprost zachwyciła. Przymierzyłam i zawyłam. Jakiś specjalny japoński materiał, podszewka ze srebrna nitką przeciwzapachową, kieszonki, specjalny kołnierz z dziurkami do oddychania, cuda wianki, piękny krój lażał jak ulał. ALE kurteczka kosztowała bagatela 3600zł. OK moze w mojej subiektywnej opinii była dwa razy fajniejsza- tylko że kosztowała TRZY razy drożej. Brutalna ekonomia mówi: nie warta skórka za wyprawkę. Mniej więcej takimi kryteriami myślę że może się kierować przeciętny użytkownik- nie mówię tu o miłośnikach heliski którzy z konieczności potrzebują specjalistycznego wysokogórskiego sprzętu. Ale przeciętny narciarz korzystający z wyciągów i przygotowanych tras w kulturalnych alpejskich ośrodkach potrzebuje dobrej średniej klasy sprzętu. i tyle. Reszta to albo lans, albo coś czego się w praktyce w ogóle nie wykorzysta. Szkoda kasy- nawet jak się ma jej całkiem sporo. Która marka jest warta kupienia? własciwie każda z wymienionych przez przedmówców. W pewnym przedziale cenowym wszystko jest naprawdę porównywalnej jakości, a i tak wszystko uszyte jest w chinach:) A tak na marginesie: najpiękniejsze ciuszki sportowe jakie widziałam występowały w Chamonix- jak dla mnie absolutna stolica sportowej mody z najwyższej półki. Jak założyłam kurtką marmota, wyglądałam tak jakbym nie stała w sklepie przed lustrem ale właśnie na szczycie mtBlanc:) Kupiłam wtedy fajny komplet Mileta spodnie i kurtkę z pack-lite'u duuużo taniej niż u nas, spodnie tylko do chodzenia po górach, ale w kurtce czasem jeżdżę na nartach jak jest bardzo ciepło. Bardzo przydatne.
  3. BRAWO!!!!! A widzisz , było warto??? Do zobaczenia w Alpach na wszystkich czerwonych, czarnych i off piste!
  4. Tą czarną z muldami w stronę ValTho:) Do Orelle wtedy jeszcze chyba nie było trasy tylko off piste - zjechałam tam dopiero w drugim sezonie.
  5. Wiesz co jest tak naprawdę potrzebne do uprawiania tego sportu? narciarz, para desek i GÓRA. prawdziwi instruktorzy pewnie powiedzą ze sadzę straszne herezje, ale moim zdaniem równie ważne jak opanowanie prawidłowej techniki, stylu etc, jest opanowanie GÓRY, zmierzenie się z nią, pokonanie jej a w końcu pokochanie. Podstawowa sprawa to NIE BAĆ SIE GÓRY. Każdą (lub prawie każdą) górę da się pokonac TRAWERSEM i nic złego sie ne stanie. Może przestraszyć tylko moment kiedy robisz nawrót i przez chwilę musisz pojechać w dół stoku- jeśli się nie wystraszysz i nie pozwolisz nartom wyjechać spod siebie a zamiast tego porządnie dociążysz przody to jesteś uratowana. Ostatecznie można zawsze zsunąć się bokiem. W swoim pierwszym prawdziwym sezonie (nie liczę daremnych prób przypinania mi nart przez rodziców we wczesnym dzieciństwie) zjechałam z Łomnicy przy bardzo trudnych warunkach właśnie w ten sposób. Oczywiście był to totalny hardcore którego nikomu normalnemu nie mogę polecić. Za pierwszym podejściem tak się bałam zawrócić na końcu trawersu że odpięłam narty i przełożyłam je czubami w drugą strone, ale potem sie zawzięłam i następne zakręty już pokonałam normalnie. Tej samej zimy znalazłam się w ValThorens i traf chciał że musiałam zjechać najgorszą czarną trasą z Cime de Caron- na szczęście pomogli mi uroczy francuzi z górskiej służby którzy zamykali górę i musieli wygonić ostatnich maruderów (ostatnia kolejka w dół oczywiście dawno odjechała) - jeden jechał przodem i pokazywał mi drogę między muldami a dwaj po bokach zagrzewali mnie do walki okrzykami- ale jednak udało mi się zjechać! NIE TWIERDZĘ ŻE TO JEST DOBRA METODA NAUKI, ale jak przeskoczysz siebie i poszerzysz granice swojego doświadczenia nawet w taki ekstremalny sposób to potem jazda z instruktorem, doskonalenie stylu itp. przyjdą ci sto razy łatwiej. W pewnym momencie musisz dokonac epokowego odkrycia że im szybciej jedziesz tym łatwiej skręcisz. Jak już to złapiesz to dalej juz z górki (dosłownie). Super jest jeśli masz koło siebie kogoś kto cię od razu będzie korygował (instruktor, kolega, pomaga nawet ktoś obcy za którym pojedziesz i będziesz się starała naśladować) . ja bardzo dużo zawdzięczam dwóm wariatom z którymi pojachałam na drugi wyjazd do ValThorens, a którzy nie zważając na mój totalny brak umiejętności zaciągnęli mnie na parę ekstremalnych tras na których naprawdę myślałam że się zesram ze strachu. Po takiej szkole lepiej/gorzej jestem w stanie zjechać niemal wszędzie.
  6. Taa, tylko wszędzie w instrukcjach pisze żeby NIE stawiać przy źródle ciepła, a broń Boże na grzejniku (ze starymi tak oczywiście robiłam ale tych nowych nie chciałabym popsuć) To samo zresztą z rękawiczkami, spróbuj wysuszyć BEZ kaloryfera! A oczywiście jak jest skórzane wykończenie to ono jednak się szybko niszczy- twardnieje i traci elastyczność a w końcu się drze.
  7. Drodzy forumowicze, z baraku pomysłu w którym dziale umieścić ten post piszę tu- no bo o butach- tyle że nie o sam wybór chodzi tym razem ale o użytkowanie. Nie wykluczam że ten temat był juz wałkowany (sorki, nie bardzo umien znaleźć) ale chciałabym zeby ktoś kompetentny mi odpowiedział jak należy prawidłowo suszyć buty. W wielu miejscówkach które odwiedzałam były niby specjalne rurki do suszenia butów w narciarni ale naogół nie dawały efektu. Na początku wypychałam też buty na noc papierem toaletowym i to działało świetnie ale było dość upierdliwe więc dałam spokój. Niestety jak wiadomo but nie dokońca wysuszony ma taka przypadłość że może stęchnąć. Jak się przed tym uchronić? Mam nowe buciki na które wywaliłam górę kasy i chciałabym żeby w miarę bezwonnie służyły mi wiele lat. Co sądzicie o używaniu grzałek elektrycznych? czy wolno/trzeba wyjmować botki? (ja tego nie robiłam, raz tylko w starych butach wyjęłam i uprałam bo juz wstyd było używać przy ludziach:o)
  8. Tak jak pisałam, rezonans miałam parę lat temu i nic szczególnego nie wykazał, natomiast możesz mieć rację ze to jakaś wada wrodzona bo kolana trzeszczały mi OD ZAWSZE ale lekarze to kompletnie zlewali. Ten typ tak ma- to ulubione zdanie niedouczonych konowałów.
  9. O! To ja tak mniej więcej jeździłam w tym sezonie jak Dziadek! Oczywiście dopóki sobie nie wypozyczyłam Atomiców GS D2, bo wtedy to dałam po garach!
  10. I niestety doprecyzuję: MI na kolana glukozamina pomaga jak umarłemu świeczka- zeżarłam już tego wagon, pod różnymi nazwami handlowymi. W MOIM PRZYPADKU szkoda kasy. Pomaga na stany ostre chłodzenie, na stany przewlekłe (czyli pomiedzy sezonami) terapuls (głębokie nagrzewanie jakimśtam polem)- od czasu do czasu udaje mi się załapać na rehabilitację w ramach Kasy to na to chodzę. Poza tym w minimalnym stopniu ketonal w maści i ewentualnie w najgorszych przypadkach w tabletkach (na recepte). Z metod alternatywnych nacieranie spirytusem bursztynowym. Słyszałam też o wielkiej skuteczności okładów z liści kapusty ale sama póki co warzywo stosuję tylko doustnie:)
  11. To może jeszcze raz doprecyuję: nie chciałabym dyskutowac o tym co mam popsute i boli, bo to oczywiste, natomiast chciałam się dowiedzić czy przez poprawę techniki jazdy mogę sprawić że będzie bolało MNIEJ (lub wcale) . Przykład: ktoś mi kiedyś powiedział że jak bolą uda to źle bo znaczy że siadam na tyłach- czy to prawda? O tego typu porady mi chodzi. Żeby sobie nie pogarszać. Albo usłyszeć: tak , to normalne, przy prawidłowej jeździe te mięśnie pracują intensywnie więc mają prawo boleć- wtedy wiem że z mojej strony nie ma tu żadnej winy, poprostu narciarstwo ma to do siebie i już
  12. To by się zgadzało: na prawej nodze nosze stabilizator, a buty faktycznie zapinałam na maxa bo były o numer za duże (ale już je wywaliłam). Natomiast z tym kolanem to mnie przestraszyła informacja którą gdzieś wyczytałam że chrząstka jako taka nie boli bo nie jest unerwiona- jeśli pojawia się ból to znaczy że powierzchnia stawu jest już uszkodzona- czyli generalnie do piachu. Miałam robiony rezonans tego kolana parę lat temu jak pierdyknęłam ze schodów i pękła mi rzepka (wchodzę po zdjęciu gipsu, o kulach do doktora i pierwsze moje pytanie: panie doktorze czy ja w tym sezonie bedę jeszcze jeździć na nartach?) ale wtedy niczego nie znaleźli, poza tym że mam rozciągnięte wiązadła boczne po wcześniejszych (nieleczonych) kontuzjach (do dziś się boję swieżego rozkopanego śniegu bo wtedy zawsze mi się coś dzieje). Teraz natomiast mam wrażenie jakbym nie miała w ogóle w tym kolanie amortyzacji, jakby mi kość uderzała o kość. No i to wrażenie niestabilności.
  13. Dziękuję Ci bardzo za te szczere żołnierskie słowa. No cóż, bolesna to prawda, ale PRAWDA. Jest dla mnie nadzieja: w lutym przez 2 tygodnie w Alpach schudłam 5 kg!
  14. No wiec tak: jeżdżę gdzieś od 15 lat więc raczej nie jestem juz początkująca, niemniej w zasadzie (poza dwoma towarzyskimi wyjazdami z instruktorem 10 lat temu) jestem samoukiem. No i zaczęłam jeździć dopiero jako dorosła więc siłą rzeczy nie mam takiej lekkości jak osoby które jeżdżą od czwartego roku zycia. Jeżdżę trochę carvingowo (przy sprzyjających warunkach), ale więcej jednak tradycyjnie. Co do formy to przyznaję że bywała lepsza- zwłaszcza jak się zajmowałam fitnessem (pare godzin dziennie codziennie) i wtedy faktycznie potrafiłam zjechać w Maso Corto z samej góry do samego dołu bez zatrzymania (8 km o ile dobrze pamiętam) ale to było juz pare lat temu (ze 6 będzie). Obecnie, no cóż, jestem kobietą w średnim wieku (43) praca biurowa, co najwyżej okazjonalnie rower albo marsz z kijkami. Przed wyjazdem dwa tygodnie robiłam zestaw ćwiczeń na nogi i rozciąganie, ale to tyle co nic- więc mozesz mieć rację że mięśnie poprostu nie wytrzymały. Dopytywałam się o tę strone techniczną bo zauważyłam taką rzecz: przy idealnych warunkach kiedy jadę sobie długimi skrętami tylko przerzucając krawędzie to w ogóle sie nie męczę, natomiast wystarczy trochę kopnego śniegu i/lub muldy i od razu masakra. Jakbym w ogóle zapominała jak sie jeździ, totalna zwózka. I przy tym męczą mi się uda i łydki najbardziej. Owszem do rana mi prawie zejdzie opuchlizna (puchną mi nawet golenie powyżej butów, nie tylko tyły) ale też nie do końca- po paru dniach już rano miałam trudności z zapięciem góry butów, musiał mi mąż przekręcić klamry na drugą dziurkę. Po powrocie ze dwa tygodnie tak mnie w środku darły mięśnie i łapały skurcze że nie mogłam spać. I to głównie dotyczyło górnej cześci łydki, tóż poniżej kolana. Podobny efekt występuje jak wykonam bardzo dużo powtórzeń wspięcia na palce- czy to może znaczyć że stopa w bucie mi jakoś źle pracuje, czy niewłaściwie rozkładam ciężar? Kupiłam dwa dni temu nowe buty (Nordica speedmachine, naprawdę bardzo porządnie trzymające i wygodne) ale nawet jak je "rozchadzam" po domu to efekt z puchnięciem też występuje- mimo że mam ledwie co spięte, tyle żeby zamknąć skorupę. Natomiast co do kolana to ból występuje właściwie przy każdym napięciu mięśnia czworogłowego (przyparcie rzepki?), na przykład przy przysiadzie zwłaśzcza z obciążeniem tej nogi, a nawet jak siedzę i chcę wstać- to już przy tym ruchu jest ból. A, no i to kolano mi na nartach puchło, codziennie sobie musiałam przykładać lód i różne maście. Zaznczam że umieszczam ten wątek medyczny w dziale nauka jazdy bo przypuszczam że winą są błędy techniczne narciarza a nie że mam staw kolanowy do wymiany. Mam nadzieję że ktoś mi podpowie co powinnam poprawić, co robię źle. A żebra? Czy od jeżdżenia na nartach mogą boleć żebra??? Po ostatnim wyjeździe to normalnie myślałam że któreś mi pękło (tu w dolnej części po bokach), ale nie było możliwości bo nie zaliczyłam nawet żednej gleby:)
  15. Mam pytanie do szanownego Gremium- (może było to już gdzieś wcześniej poruszone, ale zanim się doczytam to wolę zapytać raz jeszcze- najwyżej dostanę reprymendę) Otóż pytanie jest takie: co ma prawo boleć narciarza po całodziennej jeździe (nie mam na myśli potłuczonego tyłka:) ? Chodzi mi o to czy jakaś konkretna przypadłość jest wyznacznikiem złej postawy. Ja mam na przykład od pewnego czasu taki problem że potwornie bolą mnie łydki (i puchną). Nie są odbite jak to się może dziać kiedy się za bardzo daje wywozić na tyłach, ale spięte tak jakbym je miała cały czas przykurczone. To samo uda i z tyłu uda pod kolanami. Rozciąganie niewiele daje, poprostu mam te łydki twarde jak kamień. Czy ja coś źle robię czy też może to normalne? I druga sprawa- kolana: czy podczas jazdy kolana mają prawo boleć? Czy też wynika to ze złej techniki? Czy ktoś z Was spotkał się z taką sytuacją że kolano boli w czasie jazdy i potem juz po zdjęciu sprzętu w środku przy każdy mocniejszym oparciu ciężaru ciała, na przykład tupnięciu tą nogą ale dosłownie tak jakby mnie ktoś walnął bejzbolem. Zaznaczam że to nie jest pytanie medyczne tylko techniczne- bo jeśli to normalne że w ogóle nogi bolą przy jeździe na nartach, to OK, jak mawiał jeden mój kolega "boli- znaczy że sie rozwija":)
  16. Obejrzałam Waszą stronę i....szkoda że już zapłaciłam za tamten wyjazd bo pojechałabym z Wami - macie naprawdę KONKURENCYJNE ceny! Ale nic straconego, może w przyszłym sezonie ?
  17. Drodzy forumowicze, plany marcowego wypadu zmieniają się jak w kalejdoskopie: ostatecznie postanowiłam wybrać się jednak do Alpes d'huez (akurat znajomi mieli wolne miejsce w apartamencie więc wyjazd się jakby sam zorganizował). Proszę więc tych co byli w tym miescu o opinie i rady: jakie najciekawsze trasy? Co warto zaliczyć? jakie atrakcje apres ski? Mam nadzieje że napiszecie że to świetna miescówka i w ogóle warto, a nie naprzykład że to staraszna kicha. Cóż, zaliczka zapłacona, klamka zapadła:)
  18. KOCHAM SAALBACH !!!! Myśmy byli w pierwszym tygodniu lutego- mimo że to podobno ferie, nie stwierdziłam jakichś zatrważających tłumów, a rodaków też nie spotykaliśmy w nadmiarze. Miejscówkę wyszukałam w necie na tydzień przed wyjazdem (Kollingweg, odrobine na uboczu, 2km za Hinterglemm), płaciliśmy 24 EUR od osoby z obfitym śniadaniem (przy tej samej ulicy miałam propozycję komfortowego apartamentu za 34 od osoby), do wyciągów na Hochalm mieliśmy może...20m bo startowaliśmy po drugiej stronie ulicy, tak że przez tydzień nie musiałam ruszać auta ani niepokoić się o płatne czy bezpłatne parkingi. Każdemu kto jeszcze nie był szczerze polecam: są szrokie trasy na rozjeżdżenie i carving ale też mrożące krew w żyłach ścianki dla ekspertów- jak choćby północny zjazd z Zwoelferkogel. Są fajne trasy FISowskie , wreszcie runda wokół doliny którą nawet przy średnich umiejętnościach można pokonać bez trudu w ciągu dnia jazdy (ok 40km trasy , nie licząc wyciągów, najdłuższy zjazd do Vorderglemm chyba 7km jeśli dobrze pamiętam). Jak zwykle w Austrii nienaganna infrastruktura i przygotowanie tras. Tu jeszcze dodatkowo fajny szczegół: kibelki na prawie wszystkich stacjach kolejek, bez konieczności schodzenia po schodach w butach narciarskich- małe a cieszy! Switena atmosfera, zachwyca zaufanie do klienta na każdym miejscu: w Hinterglemm w wypozyczalni sprzętu wystarczy wypełnic ankietę w komputerze, nie sprawdzają ŻADNYCH dokumentów! (wyobrażacie sobie coś takiego u nas????) miła kompetentna obsługa. Wzięłam parę nart do testowania, odniosłam następnego dnia bo mi nie pasiły, pan mi natychmiast wyszukał inną lepszą propozycję, wymienił, jeździłam następny dzień (wszystko za friko, mimo ze koniec końców do zakupu nie doszło- z czymś takim się nigdy dotąd nie spotkałam). Jesli ktoś planuje dwutygodniowe ferie w dwóch różnych miescówkach (myśmy pojechali na drugi tydzień do Bad Gastein) to warto skorzystać ze skipasu regionalnego Salzburgerland (zaoszczędziliśmy ok 80 eur od osoby) oczywiscie wszędzie można płacić za skipasy kartą. Reasumując, bardzo fajne przyjazne miejsce. Mnóstwo tras, można poszaleć przez tydzień i się nie znudzić, a wielkość ośrodka jest jeszcze do ogarnięcia, wszędzie można dotrzeć na nartach, wyjątkowa jak na Austrię opcja bez auta (i skibusa!)
  19. chcę jechać na tydzień. Trochę jestem w kropce bo bardzo wiele osób straszeni chwali Kronplatz, tylko że to są osoby które w ogóle uwielbiaja narty we Włoszech więc nie są do końca obiektywne. Ja niestety do nich nie należę, choć chciałabym dać tym Dolomitom jeszcze jedną szansę bo wizualnie są CUDOWNE. Dotychczas byłam na Civecie (w ogóle mi się nie podobało- a masa ludzie ubóstwia tę górę), w Val Gardenie (totalnie przereklamowana Sella Ronda, znowu ładna wizualnie, nie mogę zaprzeczyć, ale dosłownie garstka tras które mogły usatysfakcjonować, plus horrendalne tłumy ludzi) wszędzie śnieg z maszyny. No nie wiem, nie chciałabym się ograniczać tylko do Austrii, ale co tam pojadę to zawsze jest LEPIEJ niż we Włoszech.
  20. A gdybym sie zdecydowała na Nassfeld to jaką miejscówkę byś polecał? Znajomi będą w Hermagor, ale ja bym chciała coś bliżej (szkoda wachy a przede wszystkim czasu). na przykład Tropolach- co o nim sądzisz? Czy w samym Nassfeld (tam mi się narazie nie udało znaleźć tenich miejscówek) A co do tras: jak długie, szerokie, jak oceniasz możliwe warunki na 2- 3 tydzień marca, czy mogą być tłumy ludzi? W tym sezonie byłam już (po raz n-ty z resztą) w Saalbach i Gastein, było REWELACYJNIE więc nie chciałabym sobie popsuć wrażenia, ale zależy mi też na poznaniu jakiegoś nowego miejsca.
  21. Drodzy forumowicze, proszę pilnie o radę: mam możliwiść wyjazdu do Nassfeld lub Kronplatz na początku marca- moze ktoś z Was był w jednym i drugim i mógłby porównać i polecić który z nich warto wybrać? (dotychczas moimi ulubionymi miescówkami są Zillertal, Saalbach i Gastein, chciałabym trafić gdzieś gdzie nie będzie gorzej)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...