Skocz do zawartości

Dziecko na stoku


Mitek

Rekomendowane odpowiedzi

Witam

Oczywiście zdarza się też tak, że wyjeżdżam sam ze starszym synem. Ale są to wypady jednodniowe w promieniu 120-140 km od Wrocka. Wtedy to zwykle polega na bezwzględnym wyeksploatowaniu sił, jakimi dysponujemy ;)

Fajnie masz. My to nawet na grzyby musimy prawie 200 w jedna strone zrobic. A gdzie w tym roku? Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 73
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

Witam Co do prędkości na drogach to chyba janku dawno u nas samochodem nie jeździłeś. Możemy pogadac na priv bo motoryzacja to jeden to troszke mój zawód. Co do rozumienia i reagowania na swiat moich dzieci nie bede dyskutował. Moje dzieci nie są genialne tylko sa po prostu normalne a Ja spędzam z nimi od urodznie bardzo dużo czasu, Nigdy nie korzystałem ze żłobków, dziadkowie gdzies od końca 1 roku zycia. dzieci zabieralismy praktycznie wszedzie od najmłodszych lat i wyjazdy były zawsze nastawione POD NIE a nie POD NAS więc wierz mi nauczyłem się je rozumiec i jeżeli widzisz jak dziecko powiedzmy 6 miesięczne smieje sie całym ciałem to chyba jest to radość piękna i spontaniczna a nie - projection. Zdanie o potoku adrenaliny i pokazaniu się na stoku pozwól, że pominę bo jakbym miał je wziąc osobiście to byłoby mi przykro, że mnie tak nisko osądzasz. Zgodze się co do zdania: "Zresztą jak jest malutki - rok czy dwa to tez może z nami jeździć w nosidełku." to zgadzam się, że nie jest ścisłe i mówi o jeżdżeniu co mozna rozumieć jako: "Zabieram dziecko i idę jeździć tak jak normalnie tylko, że ono jest na plecach". Już pisałem wcześniej, że uważam iz nasze społeczeństwo nie jest jeszcze na pozimie amerykańskiego i potrzebuje szczegółową instrukcje do obsługi korkociąga. Pozwól, że przynajmnije piszących na tym forum będziemy trakatowali normalnie jako ludzi myslących. "...co my robilismy w rodzinie to po prostu jak ja wyjezdzalem na narty to zona zostawala i pozniej sie zmienialismy........ nie jest to jedyna recepta sluszna ale jeden ze sposobow..." i My tez tak robilismy to chyba normalne choć zazwyczaj jak dzieci były małe to udawał sie tylkomjeden 7 dniowy wyjazd na narty w sezonie + jeden wyjazd ewki w Alpy - tydzień i jeden Mój - jakieś szkolenie, więc tych nart było mini "poza tym dla dzieka 1-2 letniego spedzenie czasu w gronine rowiesnikow wcale nie musi byc barbarzynstwem; rozwija tzw social skills i sprzyja rozwojowi dziecka..." jasne pełna zgoda tylko dlaczego mam pozbawiać sie przyjemności bycie z moim dzieckiem, ja sie juz na nartach sporo najeździłem a one tak szybko rosną i juz na zawsze tracimy okazję byc z nimi takimi małymi.

mysle ze myslimy podobnie tylko inaczej to wyrazamy POZWOL ZE POMINE UWAGE NT INSTRUKCJI KORKOCUIAGU BO GDYBYM TO PRZYJAL JAKO OSOBISTA WYCIECZKE BYLO BY MI PRZYKRO ZE TAK MNIE OCENIASZ................... przepraszam za duze literyy ale wlaczylem i sie nie wylaczyly (same..) co do rozwoju dziexcka (prawdopodbnie i ty tez tak myslisz) mam jednak nieco inne zdanie. mianowicie spedzanie przez dziecka czasu tylko i wylacznie z rodzicami nie jest prawidlowe ; czlowiek jest formacja socjalna i od najmlodszych lat powinien uczestniczyc w zyciu spoleczenstwa. to jest tak jak w sytuacji kiedy pozwalasz dziecku na pierwszy samodzielny wypad do ogrodu, pierwszy dzien szkoly, pierwszy wyjazd samodzielny na oboz itp; w rodzicielskiej duszy sie kotluje bo jestes przerazony coto dziecko SAMO zrobi ale w gruncie rzeczy wiesz ze jest to nieuniknione i w pewnym momencie musi nastapic bo inaczej twoje dziecko bedzie inwalida spolecznym. wiec mimo ze wszystko krzyczy zeby dziecka nie puszczac samego, tojednak ze wgledu na prawidlowy rozwoj coraz bardziej pozwalamy na autonomiczny rozwoj. oczywiscie kontrolujac w miare mozliwosci sytuacje.... dobrze dobrana mieszanka rodzicow, dziadkow dlaszej rodziny czy rowiiesnikow zapewnia rownowage rozwoju. nie odbieraj mnie blednie; to rodzice powinni i sa na pierwszym miejscu. natomiast gdy dziecko stopniowo jest przyzwyczajane i UCZONE do obcowania w spoleczenstwie, ma pozniej mniej problemow z interakcja w zyciu doroslym. cala nasz dyskusja polega na tym, ze w kazdej rodzinie (mowie o NORMALNEJ rodzinie) te proporcje sa inne , bo nie moga byc identyczne.......... wazne jest zeby dziecko bylo czescia naszej rodziny ale tez powazane jako osoba ktora w przyszlosci ma znalezc miejsce w spoleczenstwie Pozdrawiam pozdr

Użytkownik jan koval edytował ten post 01 październik 2008 - 12:58

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...i to był problem na nartach największy, bo dziewczę chude jak wieszak w przedpokoju, w nogi i ręce marzło i rękawiczki wielu firm i nawet techniczne podrękawiczki/taka pierwsza warstwa/na niewiele się zdały, i buty różne /nordica chyba najcieplejsze/, i wkładki grzejące chemiczne...ale w ostatnim sezonie jakby lepiej, może metabolizm się zmienił a i trochę przytyła...ale zanim te korzystne zmiany nastały, to po kilku zjazdach musieliśmy do knajpki na herbatę, którą córa grzała zgrabiałe dłonie a ja musiałem jej zdjąć buty by nogi rozgrzać i odbywało się to na tyle często, że mimo zmieniania miejsc, personel w lokalach nas rozpoznawał i współczuł nam w równej mierze... i myślę, że będzie mi brakować tego płaczu, jak już całkiem mi Kasia wyrośnie... I jeszcze o tych naszych intencjach /lżej, bo w temacie ciężko jakoś/: ...bo ja swoje dzieci w cieple trzymam- oświadczyła baba jaga otwierając piekarnik... Pozdr.-a.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...i to był problem na nartach największy, bo dziewczę chude jak wieszak w przedpokoju, w nogi i ręce marzło i rękawiczki wielu firm i nawet techniczne podrękawiczki/taka pierwsza warstwa/na niewiele się zdały, i buty różne /nordica chyba najcieplejsze/, i wkładki grzejące chemiczne...ale w ostatnim sezonie jakby lepiej, może metabolizm się zmienił a i trochę przytyła...ale zanim te korzystne zmiany nastały, to po kilku zjazdach musieliśmy do knajpki na herbatę, którą córa grzała zgrabiałe dłonie a ja musiałem jej zdjąć buty by nogi rozgrzać i odbywało się to na tyle często, że mimo zmieniania miejsc, personel w lokalach nas rozpoznawał i współczuł nam w równej mierze... i myślę, że będzie mi brakować tego płaczu, jak już całkiem mi Kasia wyrośnie... I jeszcze o tych naszych intencjach /lżej, bo w temacie ciężko jakoś/: ...bo ja swoje dzieci w cieple trzymam- oświadczyła baba jaga otwierając piekarnik... Pozdr.-a.

Witam Wspólczuc tylko strasznie Twojej córeczce mogę bo na to się chyba nic nie poradzi. I naprawdę nie wiadomo od czego to zależy, że zupełnie nagle kupuje sie cos co okazuje się chronic przed zimnem idealnie a czesto z najwyższej pólki nie jest. Podstawowa sprawa to nie dopuścic do wilgotnienia rąk, i innych częsci ciała (dlatego te grzałki do butów codziennie). Tak częste na przykład zdejmowanie rekawic i chuchanie powoduje własnie zawilgotnienie a w efekcie po chwilowym ogrzaniu totalne przemarzniecie. No i może znowu gromy pójda ale jest cos takiego jak zahartowanie i dziala. Róznica w odczuciu komfortu cieplnego czesto jest bardzo duża. (Ja np. prze cała zime biegam w spodenkach i Tshircie (ewentualnie bluza i lekka podkoszulka) a kolega w dresie, czapce i rekawiczkach) Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A gdzie w tym roku?

Zaplanowany mamy już pierwszy tydzień ferii dolnośląskich tj. 17-24.01 Wracamy po raz drugi do Val Gardeny/Alpe di Siusi. Kiedy byłem tam pierwszy raz (St. Cristina) miejsce to zachwyciło mnie (może dlatego, że to był mój pierwszy raz w Alpach/Dolomitach)... a poza tym to słońce ;) Jeżeli chodzi o jednodniowe wypady ze starszym synem, czasami całą rodziną, to przede wszystkim czeskie stoki (Spindler, Jańskie, Pec, Zalcerz, Ricky itd.) Wczesnym rankiem pobudka, tak by między 8:00 a 9:00 być na stoku, potem niemal ciągła jazda na nartach z krótkimi przerwami, jedzenie w drodze powrotnej - mamy już kilka ulubionych knajpek z dobrym jedzeniem :) Choć mamy dosyć blisko na narty, niestety nie mamy zbyt wiele wolnego czasu. Chociaż w ubiegłym roku udało nam się wygospodarowac dodatkowych kilka chwil i wybraliśmy się na kilka dni po Sylwestrze na Słowację do Habovki - rewelacja, mało ludzi, warunki super, no i ... wody termalne :D

...i to był problem na nartach największy, bo dziewczę chude jak wieszak w przedpokoju, w nogi i ręce marzło i rękawiczki wielu firm i nawet techniczne podrękawiczki/taka pierwsza warstwa/na niewiele się zdały, i buty różne /nordica chyba najcieplejsze/, i wkładki grzejące chemiczne...[ciach]

Podpatrzyłem u mojego znajomego, jak stosował specjalne grzałki elektryczne do butów. Odkąd sam je zakupiłem i zamontowałem w butach mojego syna, ale i żony... straszny "zmarzluch" z Niej... problem zniknął. Zasilane są akumulatorkami, mają regulację siły grzania, wystarczają na cały dzień jazdy. Zaleta: dziecku ciepło w nogi i co ważne niemal zupełnie suche (czyt. nieprzepocone) buty. Spróbuj, może u Ciebie da równie dobre efekty. Sprawdź tutaj. Polecam SYSTEM THERMIC BASIX+CLASIC WKŁADKA. Cena dość wysoka, ale w zeszłym roku mimo podobnej ceny katalogowej, kupiłem je w intersporcie za ok.180zł.

I jeszcze o tych naszych intencjach /lżej, bo w temacie ciężko jakoś/: ...bo ja swoje dzieci w cieple trzymam- oświadczyła baba jaga otwierając piekarnik...

:D:D:D
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podpatrzyłem u mojego znajomego, jak stosował specjalne grzałki elektryczne do butów. Odkąd sam je zakupiłem i zamontowałem w butach mojego syna, ale i żony... straszny "zmarzluch" z Niej... problem zniknął. Zasilane są akumulatorkami, mają regulację siły grzania, wystarczają na cały dzień jazdy. Zaleta: dziecku ciepło w nogi i co ważne niemal zupełnie suche (czyt. nieprzepocone) buty. Spróbuj, może u Ciebie da równie dobre efekty. Sprawdź tutaj. Polecam SYSTEM THERMIC BASIX+CLASIC WKŁADKA. Cena dość wysoka, ale w zeszłym roku mimo podobnej ceny katalogowej, kupiłem je w intersporcie za ok.180zł. :D:D:D

dzięki za info o wkładkach, myślę, że też sobie będę musiała sprawić :) jak jest niższa temperatura niż -5, to jazda przestaje być dla mnie przyjemnością po godzinie właśnie przez skostniałe do bólu nogi... Tylko czy te wkładki nie zmniejszają jakoś buta? No bo przecież but narciarski i tak się kupuje dość ciasny, ta wkładka nie przeszkadza? A co do dzieci, to na razie byliśmy z nimi na jednym narciarskim wyjeździe i sprawę rozwiązaliśmy w ten sposób, że część towarzystwa wyruszała rano i jeździła parę godzin, a druga część z dziećmi docierała na stok koło południa i się zmienialiśmy. Kiedy jedno z nas zajmowało się dziećmi, drugie jeździło. Mam nadzieję, że Tymek w tym roku też złapie bakcyla i będziemy mogli troszkę jeździć wszyscy razem :) W tym roku Tosia była ze mną również na wieczornej jeździe i było super - mało ludzi, podobało jej się bardzo. My również tak jak Mitek nie jeździmy do hoteli, ale jedzonko organizujemy sobie we własnym zakresie, jak się jedzie większym składem, to każdy ze dwa razy jakiś obiad upichci i jest ok ;)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tylko czy te wkładki nie zmniejszają jakoś buta? No bo przecież but narciarski i tak się kupuje dość ciasny, ta wkładka nie przeszkadza?

Nie przeszkadza, ponieważ wyjmujesz "orginalną" i wkładasz nową z grzałką elektryczną. Jak zauważyłaś pewnie na stronie, którą podałem są różne wkładki grzejne (zwykłe, profilowane itd.) Ale wydaje mi się, że zupełnie wystarczające są te najprostsze, przy okazji najtańsze. Wszystko inne to "marketing" ;) My, a dokładnie moja piękniejsza połówka i 9 letni syn korzystają z tych zwykłych i twierdzą, że jest wszystko OK, ciepło, nic nie uwiera. Zaletą tych zwykłych jest również to, że można je "przyciąć" dokładnie do wielkości buta. Ja poprostu odrysowałem kszałt wkładek orginalnych i odpowiednio przyciąłem te z grzałką. Poza tym, dzieci rosną i zawsze można dokupić samą podstawową wkładkę i przyciąć do nowego buta. I jeszcze jedno! Grzałki te można montować do każdego buta narciarskiego, nie musimy posiadać tych z wbudowanym system grzania. Myślę, że jest to dobre rozwiązanie, tym bardziej że zakup jednorazowych "grzałek" chemicznych nie jest tanim rozwiązaniem.

A co do dzieci, to na razie byliśmy z nimi na jednym narciarskim wyjeździe i sprawę rozwiązaliśmy w ten sposób, że część towarzystwa wyruszała rano i jeździła parę godzin, a druga część z dziećmi docierała na stok koło południa i się zmienialiśmy.

Robimy bardzo podobnie, kiedy są z nami najmłodsze dzieci za małe by rozpocząć naukę jazdy na nartach :)

[ciach] ale jedzonko organizujemy sobie we własnym zakresie, jak się jedzie większym składem, to każdy ze dwa razy jakiś obiad upichci i jest ok ;)

Pełna komuna, jak u nas. Jest sympatycznie, tanio i każdy ma okazję wykazać się w kuchni ;)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...
Witam

a dlaczego nie na lodowcu przeciez na lodowcu nawet i niebieskie trasy bywają, a dzieciora do szkółki oddać nawet jak nie zna języka ale naśladuje instruktora i inne dzieciory, wiem co pisze tak zrobilśmy jak po drugim wyjeździe w Alpy nie było efektów no oczywiście nie roczne dziecko ale 3, 4 latka spokojnie można oddać.

Nie na lodowcu bo nie wiesz jak zareaguje na wysokośc organizm Twojego rocznego dziecka oraz ze wzgledu na nieprzewidywalna pogodę. W wieku 4 lat to Mój synek juz ciął samodzielnie z własnym karnetem. :) Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Cała sprawa polega na równowadze miedzy przyjemnością dziecka a ryzykiem. Jeśli wybierzemy się na oślą łączkę gdzie bawią się dzieci a nie na stok pełen rozszalałych 100kg-owych szaleńców to ryzyko się zmniejsza a zabawa jest super. problem w tym , ze Tatuś (mamusia rzadziej) pod pretekstem "świetnej zabawy" dziecka, sam chce poszusować bo to jego "wachta" przy małym. Nie oszukujmy się, wielu z nas pod pretekstem dobrej zabawy dziecka , realizuje własne zachcianki. Wystarczy przeczytać parę książek, nie tak grubych i poznać świat doznań i potrzeb małego człowieka. Ewa

Bardzo często rodzice "katują" na stoku własne pociechy spełniając przy tym własne zachcianki.:) Wszystko pod pretekstem robienia przyjemności dzieciom, oczywiście.:) A to nie tędy droga do sukcesu. Tak na prawdę wystarczy umieć słuchać dziecka, mieć oczy szeroko otwarte i wychodzić na przeciw oczekiwaniom małego człowieka. On też ma swoje moje jak dorosły egzemplarz, a jazda na nartach powinna być przyjemnością jak dobra zabawa.:) Dzieciaki zabawę mają we krwi.:)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

potwierdzam dzieci muszą mieć przedewszystkim dobra zabawę bo inaczej nic z tego nie będzie - jeszcze jedno co zauważyłem a znajomi też potwierdzili - rodzić instruktor to kiepski pomysł - jakoś dzieci bardziej starają się (słuchają:) ) "obcego" mnie osobiście nie udało się nauczyć syna jeżdzić na nartach i pływać -chociaż próbowałem a "obcemu" poszło i dzisiaj śmiga lepiej niż ja (na nartach i w basenie). jedynie na rowerze nauczyłem go jeżdzić sam ale już byłem bliski poddania się. Jeszcze raz - jak dzieci nie beda miały frajdy z jazdy to nic z tego nie bedzie. Pozdrowienia.:D
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

potwierdzam dzieci muszą mieć przedewszystkim dobra zabawę bo inaczej nic z tego nie będzie - jeszcze jedno co zauważyłem a znajomi też potwierdzili - rodzić instruktor to kiepski pomysł - jakoś dzieci bardziej starają się (słuchają:) ) "obcego" mnie osobiście nie udało się nauczyć syna jeżdzić na nartach i pływać -chociaż próbowałem a "obcemu" poszło i dzisiaj śmiga lepiej niż ja (na nartach i w basenie). jedynie na rowerze nauczyłem go jeżdzić sam ale już byłem bliski poddania się. Jeszcze raz - jak dzieci nie beda miały frajdy z jazdy to nic z tego nie bedzie. Pozdrowienia.:D

Nie wątpię w Twoje pedagogiczne zdolności, ale nie zgadzam się z Twoim uogólnieniem. Coś bym tu dodał ,ale lepiej nie. Ktoś mógłby się poczuć urażony, czego bym nie chciał.:) Są dzieci, które chcą się uczyć tylko z rodzicem, a do obcego nie pójdą.:) Wiem, bo sam tego doświadczyłem.:) Być może, że ma na to wpływ też to, kiedy z dzieckiem zaczynamy. Moja Córka miała rok z kawałkiem, kiedy pierwszy raz przypięła narty na nogi.:) Ma się świetnie od tamtej pory i rozwija się bardzo dobrze.:) To też przykład na to, że bzdurą jest to, iż przed 4 rokiem życia ze względów zdrowotnych nie należy dziecka zabierać na stok, na narty.:) Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam

Nie wątpię w Twoje pedagogiczne zdolności, ale nie zgadzam się z Twoim uogólnieniem. Coś bym tu dodał ,ale lepiej nie. Ktoś mógłby się poczuć urażony, czego bym nie chciał.:) Są dzieci, które chcą się uczyć tylko z rodzicem, a do obcego nie pójdą.:) Wiem, bo sam tego doświadczyłem.:) Być może, że ma na to wpływ też to, kiedy z dzieckiem zaczynamy. Moja Córka miała rok z kawałkiem, kiedy pierwszy raz przypięła narty na nogi.:) Ma się świetnie od tamtej pory i rozwija się bardzo dobrze.:)

Zgadza się ale myslę, że może miec to związek z tym kim jest rodzic, czy w tym wypadku jak jeździ. Ty uczysz jeździć więc wiesż co robisz że swoim dzieckiem od poczatku do końca, wcześniej je indoktrynujesz w tej dziedzinie, narciarstwo jest dla niego nieuchronne, wtedy dziecko Ci ufa bezgranicznie bo wie że wiesz co robisz. Jak wiemy doskonale rzadko tak bywa a czasami próbują uczyć rodzice którzy nie umieją uczyć a do tego np. jeszcze nie umieją jeździć.

To też przykład na to, że bzdurą jest to, iż przed 4 rokiem życia ze względów zdrowotnych nie należy dziecka zabierać na stok, na narty.:) Pozdrawiam

Zgadza sie w100%. Wiek nie ma nic do rzeczy, liczą sie indywidualne predyspozycje. Choć przy bardzo młodych dzieciach to musi byc praca 1 na 1 raczej. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Masz rację.:) Zresztą przy maluchach nie może być mowy o nauce grupy, właściwie w ogóle o nauce w pojęciu dorosłych homo sapiens. Powiem Ci, że jak patrzę na ludzi (nie tylko na stoku) to często się zastanawiam, czy powyższe określenie jest właściwe.:) Niektórych wręcz pytam, czy kochają swoje dzieci.:) Łatwo się domyślić ich reakcji na tak zadane pytanie.:) Wiadomo, że jak ktoś nie ma pojęcia jak prowadzić zajęcia to lepiej się za to nie zabierać, bo można tylko zniechęcić szkraba. Wcale to nie oznacza, że wszyscy instruktorzy wiedzą i ich pociechy z nimi jeżdżą.:) Stąd niektórym się wydaje, że instruktor nie powinien uczyć swoje dzieci, żonę, itd. - swoją rodzinę.:) Moim zdaniem jest to bzdura i takie szastanie wyrokami tylko wprowadza w błąd mniej zorientowanych czytających.:) Myślę, że się z tym zgodzisz.:) Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Masz rację.:) Zresztą przy maluchach nie może być mowy o nauce grupy, właściwie w ogóle o nauce w pojęciu dorosłych homo sapiens. Powiem Ci, że jak patrzę na ludzi (nie tylko na stoku) to często się zastanawiam, czy powyższe określenie jest właściwe.:) Niektórych wręcz pytam, czy kochają swoje dzieci.:) Łatwo się domyślić ich reakcji na tak zadane pytanie.:) Wiadomo, że jak ktoś nie ma pojęcia jak prowadzić zajęcia to lepiej się za to nie zabierać, bo można tylko zniechęcić szkraba. Wcale to nie oznacza, że wszyscy instruktorzy wiedzą i ich pociechy z nimi jeżdżą.:) Stąd niektórym się wydaje, że instruktor nie powinien uczyć swoje dzieci, żonę, itd. - swoją rodzinę.:) Moim zdaniem jest to bzdura i takie szastanie wyrokami tylko wprowadza w błąd mniej zorientowanych czytających.:) Myślę, że się z tym zgodzisz.:) Pozdrawiam

dobrze to z mitkiem ujeliscie chociaz nauka swej zony na przyklad, niesie w sobie prawdopodobienstwo czarnych dni kobiety, z jakiejs przyczyny, zdecydowanie odbieraja lepiej bodzce od osoby obcej........ nic na to nie poradzisz. to tak jak z jazda samochodem..... co do dzieci, to doskonale wlasnie sprawdza sie nauka w grupie. to oczywiscie nie ma nic wspolnego z siedzeniem w lawkach i wkuwaniu teorii a raczej w zabawach na sniegu wspolnych jazdach i, juz w tym wieku iobecnym, wspolzawodnictwie. (mysle tutaj o wieku ok 4-5 lat chociaz granica jest b indywidualna). oczywiscie bez obecnosci rodzica w tym procesie nie ma co mowic o prawidlowej relacji dziecko-rodzice....... moje byly skazane calkowicie na mnie, ale gdybym jeszcze raz zaczynal, to prawdopodobnie polowe dnia na nartach zachecalbym je do spedzenia z rowiesnikami a polowe ze mna. chociaz..........to tak latwo powiedziec, a chce sie byc z dziecmi jak najdluzej wspolnie..................
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No może rzeczywiście z tym oddawaniem dziecka "obcemu na nauke" troche uogólniłem ale napisałem na podstawie własnych obserwacji zarówno z basenu jeżeli chodzi o naukę pływania jak i ze stoku jeżeli chodzi o narty. Mam znajomego nauczyciela WF -jest tez instruktorem w szkółce narciarskiej w której jeździ mój mały, widziałem go tez nie raz z szkolnymi grupami na basenie więc naucznie pływania też nie jest mu obce ale najpierw syna a teraz córeczkę posłał "po nauki"(pływania) do swojego kolegi- jak powiedział dla swoich dzieci jest "za miękki" i dzieci zawsze w końcu wymuszą rezygnację z jakiegoś ćwiczenia itp. Podobnie z nauką jazdy na nartach w szkółce swoje jego pociechy są w grupie koleżanki. Wiem że na pweno bardzo wielu instruktorów lub po prostu rodziców uczy samemu własne dzieci. W moim przypadku- na basenie po prostu "byłem za miękki", a jeżeli chodzi o narty to po prostu ja jestem "samoukiem" i wiem teraz jak ważne są podstawy i jak ciężko poźniej walczyć ze złymi nawykami i jeszcze jedno widziałem rodziców którzy usiłowali uczyć swoje pociechy które nie miały na to najmniejszej ochoty byłu krzyki był płacz9 i były niestety ostre słowa) nie wiem czy w moim przypadku tak by było ale wolałem nie ryzykować. Zapisałem syna do szkółki narciarskiej i jestem zadowolony a najważniejsze -dziecko też- jeździ w grupie rówieśników. Często jeżdżę z nimi na narty, obserwuję jak sobie radzi ale tak z boku. Jeżdzimy też indywidualnie na narty ale wtedy nie wtrącam się do jego jazdy po prosty bowimy sie na śniegu. Nie chciałem i nie chcę nikogo zniechęcać do nauki własnych dzieci. Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No może rzeczywiście z tym oddawaniem dziecka "obcemu na nauke" troche uogólniłem ale napisałem na podstawie własnych obserwacji zarówno z basenu jeżeli chodzi o naukę pływania jak i ze stoku jeżeli chodzi o narty. Mam znajomego nauczyciela WF -jest tez instruktorem w szkółce narciarskiej w której jeździ mój mały, widziałem go tez nie raz z szkolnymi grupami na basenie więc naucznie pływania też nie jest mu obce ale najpierw syna a teraz córeczkę posłał "po nauki"(pływania) do swojego kolegi- jak powiedział dla swoich dzieci jest "za miękki" i dzieci zawsze w końcu wymuszą rezygnację z jakiegoś ćwiczenia itp. Podobnie z nauką jazdy na nartach w szkółce swoje jego pociechy są w grupie koleżanki. Wiem że na pweno bardzo wielu instruktorów lub po prostu rodziców uczy samemu własne dzieci. W moim przypadku- na basenie po prostu "byłem za miękki", a jeżeli chodzi o narty to po prostu ja jestem "samoukiem" i wiem teraz jak ważne są podstawy i jak ciężko poźniej walczyć ze złymi nawykami i jeszcze jedno widziałem rodziców którzy usiłowali uczyć swoje pociechy które nie miały na to najmniejszej ochoty byłu krzyki był płacz9 i były niestety ostre słowa) nie wiem czy w moim przypadku tak by było ale wolałem nie ryzykować. Zapisałem syna do szkółki narciarskiej i jestem zadowolony a najważniejsze -dziecko też- jeździ w grupie rówieśników. Często jeżdżę z nimi na narty, obserwuję jak sobie radzi ale tak z boku. Jeżdzimy też indywidualnie na narty ale wtedy nie wtrącam się do jego jazdy po prosty bowimy sie na śniegu. Nie chciałem i nie chcę nikogo zniechęcać do nauki własnych dzieci. Pozdrawiam.

I dobrze robisz, bo jak sam napisałeś "jesteś za miękki" dla swoich dzieci.:) Poruszyłeś sedno sprawy. Problem (jeśli w ogóle istnieje) tkwi w dorosłych, a nie dzieciach.:) Dobrze robisz, że nie wtrącasz się w jazdy syna, ale warto mieć nad tym kontrolę, jeśli się na tym znasz. Instruktor jest tylko człowiekiem i może popełniać błędy.:) Wielu rodziców myśli i robi inaczej. Wszytko ze szkodą dla dziecka, bo instruktor pod nosem się trochę powścieka, a potem odpuści. Z punktu widzenia jego finansów lepiej, bo więcej lekcji potrzeba na osiągnięcie zamierzonych celów, ale z drugiej strony syzyfowa praca zniechęca zarówno dziecko, jak i nauczyciela, a rodzic może pomyśleć, że instruktor jest kiepski, skoro dziecko nie łapie wszystkiego szybko.:)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...