Skocz do zawartości

Wujot

Members
  • Liczba zawartości

    2 858
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    24

Zawartość dodana przez Wujot

  1. Wujot

    Nasze rekordy prędkości

    Maćku ale jak rozumiem potwierdzasz, że metodologia jaką podałem, pozwala wyliczyć najmniejszą możliwą prędkość z jaką jechał narciarz. Co do zasady to nie ma możliwości określenia przebytej drogi znając tylko punkty. Podobnie jak przez ileś tam podanych punktów można przeprowadzić dowolną ilość różnych funkcji. BraCuru mógłby między dwoma punktami pomiaru włączyć dopalacz i w ciągu tej sekundy okrążyć z prędkością światła 7,5 raza Ziemię i GPS by tego fenomenu nie wyłapał. Oczywiście jak wprowadzimy dynamiczne (tzn z dynamiki) czynniki to takie fenomeny nie będą miały miejsca. Ale tak czy tak nie można nijak określić rzeczywistej drogi z grupy punktów. I to nie ma nic wspólnego z rachunkiem błędów. Dlatego droga minimalna (czyli prędkość minimalna) jest całkiem sensowna. A unikamy łamigłówki z błędami pomiarowymi.
  2. Wujot

    Nasze rekordy prędkości

    Będziemy mieli coś pewnego - dolną granicę uzyskiwanych prędkości. Bez problemu (choć dużo wiecej roboty) można byłoby (przy znanych błędach pomiarowych) też określić drogę najdłuższą budując zewnętrzną łamaną. A nawet opisać wszystkie inne alternatywne łamane. Na końcu przypisać prawdopodobieństwo każdej z dróg o danej długości. Kojarzy mi się to z Feynmanowskim całkowaniem po trajektorii 😉 Ale mnie wystarczy wiedza z jakąż to minimalną predkością poruszać się musiał nasz narciarz. I mój inżynierski nos podpowiada mi, że w tym przypadku nie będzie to odbiegało więcej jak 10% od prawdziwej. Bo tak. Oczywiście jeżeli w rodzinie wyników pojawi się jakaś wartość dziwnie odbiegająca od reszty to bym ją usunął jako błąd nadzwyczajny. Czyli jeśli wyjdzie 1 x 50, 5 x 70-90, 1 x 120 to odrzucam oba skrajne wyniki.
  3. Wujot

    Nasze rekordy prędkości

    A może podejść do tego inaczej? Wystarczy przyjąć punkt początkowy i końcowy - obliczyć długość odcinka, odjąć od tego błędy pomiarowe (2 x 5-10 m)oraz odczytać czas jazdy (tutaj chyba błąd pomiaru nie będzie istotny). Iloraz da nam prędkość średnią odcinka. Najlepsze jest to, że przy takim założeniu wszystkie inne możliwe drogi są dłuższe od tej pierwszej. Wobec tego uzyskana prędkość będzie najmniejszą z jaką @BraCuru mógł jechać. Bo przecież zdolności teleportacji nie ma.
  4. Wujot

    Nasze rekordy prędkości

    Jeszcze raz zajrzałem na Czarodziejską Górę i to wygląda tak, że 5 tracków niebieskich otrzymałem od lokalsów a cztery różowe są z mojej inwentaryzacji atrakcji rowerowych Jedliny Zdrój. Odszukałem jeszcze plik z pętli Łąszczowej gdzie miałem wyjątkowo dobry ślad, a na mapie jest opracowany przez autorów OSM. Zwróccie uwagę jak bardzo różni się droga (tzn jej długość) Pliki z Czarodziejskiej G. zaraz Ci wyślę.
  5. Wujot

    Nasze rekordy prędkości

    Żarty sobie stroisz... Tutaj jest tylko jedna ścieżka podjazdowa (okolice Czarodziejskiej Góry). Masz zaznaczoną linijkę i możesz ocenić wiarygodność śladu.
  6. Wujot

    Nasze rekordy prędkości

    Należę do tych co bardzo dokładnie przyglądają się wyprodukowanemu trackowi. Jakkolwiek dotyczy to głównie mojej działalności rowerowej. Ruszyłeś bardzo ciekawy temat. Odróżniłbym dwie sytuacje jazdę w płaskim terenie i stromym. W tym pierwszym włączenie weryfikacji (co w moim Locusie Pro nazywane jest aktualizacją wysokości) zmniejsza sumę przewyższeń w praktyce o 50%. Jednak ten wynik dalej nie jest pewny bo przecież program ma dane z mapy z warstwicami a te są co... 20 m (???). Patrzę na ten zweryfikowany ślad i tam są wysokościowe wahania śladu plus minus 1 m. I dalej nie wiem czy rzeczywiście był tam postęp tego metra na powiedzmy 100 m. Czy program interpolował powiedzmy liniowo kolejne miniwarstwice i dopiero do tego odniósł ślad czy robił to za pomocą jakiegoś algorytmu. W każdym razie dalej nie mam zielonego pojęcia czy pozostawiony wynik jest wiarygodny czy być może dalej należałoby go zmniejszyć o kolejne 50% (raczej tak). Natomiast ślad poziomy przeważnie wygląda wiarygodnie pokrywając się z drogami czy tam ścieżkami na mapie i tutaj weryfikacja zmienia wynik do 10%. W stromym terenie jest inaczej. Włączenie aktualizacji wysokości zmienia wynik o 10%. Jest tak ponieważ ewentualne błędy pomiarowe są mniejsze niż odcinki w pionie pokonane między punktami pomiarowymi. Niejako błędy giną tu w trendzie. Nie chce mi się tego wyjaśniać więc kto rozumie mechanizm to rozumie, o kto nie to nie. Inaczej jest z błędami w poziomie. Te 5 m w górach to można między bajki włożyć, 20 m to normalka, ale rejestrowałem i 50 m odchylenia od pozycji na mapie. Jakkolwiek nie miały one charakteru stochastycznego tylko raczej błędu systematycznego. Czyli moja linia była równoległa do tej na mapie. Oczywiście powstawały też wątpliwości czy mapa jest prawdziwa bo wiem, że bardzo często obarczone są one dużymi błędami. Aby sprawdzić odchylenia pionowe parę razy zsumowałem drogę po trasie za pomocą warstwic i podanych rzędnych i muszę powiedzieć, że zgodność z wynikami z funkcji aktualizacji była wysoka - tak do 10% różnicy. Odległości nie chciało mi się sprawdzać bo musiałbym mieć planimetr i jeszcze przypomnieć sobie jak się go używa. Zresztą i tak zawsze rysuję trasę z funkcją przyciągania i tam są jeszcze inne liczby. Widać, że w przypadku interpretacji śladu potraktowanego programem do usuwania błędów można mieć w miarę wiarygodne wyniki ale dopiero przerysowanie trasy, gdzie komputer ciągnie po cyfrowym modelu wysokościowym, interpolując wszystkie wartości, da coś, co pewnie jest bliskie rzeczywistości. Dlatego ślady, które mam traktuję jako pewnego rodzaju zapiski. Dopiero z nich projektuję trasy, które rozpowszechniam. Jak widać na poziomie większych całości (10-200 km) zapis z GPS może być dobrym narzędziem w kwesti parametrów geometrycznych trasy. Natomiast w pomiarach prędkości chwilowych nie przyszłoby mi do głowy go używać. Pewnie na ustabilizowanym odcinku 500 m drogi o stałym spadzie, po sprawdzeniu zgodności w pionie i poziomie, wynik tak otrzymanej prędkości uznałbym za wiarygodny. Narciarstwo przypominałoby mi jazdę po agrafkach singletracków - tam moje zapisy wyglądaja wprost humorystycznie i nawet nie próbuję z nich cokolwiek wyciągnąć.
  7. Wujot

    MTB - wątek sprzętowy

    Ten ProX to inna liga. Diody ma rozłożone w pionowych pasach na obwodzie połowy walca. Trybów jest z 10 od stałego światła poprzez takie gdzie część pali się stale a część pulsuje i oczywiście różne ruchome. Bardzo przemyślany jest montaż, który możesz założyć od bardzo szerokich rur po wąskie na bagażniku bo są tam dodatkowe przeguby. I oczywiście pod sklepem można ściągnąć samą lampkę i zamocować ją w obu kierunkach na szybkozłączce. W recenzjach ludzie tego jakoś nie zauważają a to jest super sprawa. Obudowa IPX4 - i ten deszcz rzeczywiście wytrzymuje. Moc świelna 80 lm - duużo. Akumulator wystarcza od 1 do 8 godzin pracy w zależności od trybu.
  8. Wujot

    MTB - wątek sprzętowy

    To masz ten "najlepszy" uchwyt, mnie się udało go jednak urwać. W terenie to są konkretne przyspieszenia i jak coś nie jest aluminiowe to trwałość może mieć ograniczoną. Najlepsze ogniwa 21700 mają pod 5000 mAh to jest sporo więcej jak 3400 mAH w 18650. Ale inaczej to już wygląda na cenę, bo wiarygodne, większe, ogniwo kosztuje 50 zł a mniejsze 20 zł. Zakładając, że ma się zapasowe (ja mam kilka) to z powiększenia aku zysk jest umiarkowany. Inną kwestią jest też jaką chcemy mieć siłę światła. 1000 lm to jest już bardzo dużo, choć w intensywnym ruchu drogowym to być może warto tyle mieć na stałe. W każdym razie wtedy ważniejszy jest bardzo mocny tył (nie wiem co używasz ale ProX Zeta S w tym zakresie wymiata - cena/jakość). Natomiast ile światła w terenie to jest już kwestia bardzo indywidualna - ja wolę jak się da postawić na akomodację i rzadko kiedy mam więcej jak 500 lm, normą jest 250. Ponieważ widać, że nie masz kolimatora eliptycznego (łączę się w bólu - jak raz kupisz to nie będziesz mógł uwierzyć, ze da się jeździć bez tego) to zamów sobie (na Allegro) dedykowany "obcinacz" strumienia. Ludzie sobie to mocno chwalą, a ponieważ robione jest to jednostkowo to pewnie i do tej latarki bez problemu zamówisz.
  9. Wujot

    MTB - wątek sprzętowy

    Jeśli chodzi o convoya to zasadniczo polecam jednak mod-y. Oryginalny Convoy to bardzo dobra obudowa w którą wsadzono nie zawsze najlepsze komponenty i staranność wykonania. O ile się nie mylę to też nie ma tam optyki TIR i możliwości zastosowania kolimatora eliptycznego. A wszystko to trafia do modów, czy to Bociana, czy Grega. To robi z wyjściowej w miarę niezłej latarki produkt o półkę wyższy. Bardzo ciekaw jestem jak Ci się sprawdzi, bo jak się ostatnio zastanawiałem to doszedłem do wniosku, że zbyt dużą masa (a siłą rzeczy 21700 jest trochę cięższe od 18650) raczej nie jest wskazana - i tak znalezienie dobrego uchwytu jest prawie niewykonalne. Oczywiście dobrego w terenie. Przetestowałem jak dotąd chyba z 5 i powiedzmy, że pierwszy (ten od którego zacząłem parę lat temu i szybko urwałem) po modyfikacji okazał się najlepszy (czyli jako taki).
  10. Wujot

    Nasze rekordy prędkości

    Zgodnie z zasadami metrologii odrzucasz pomiary wątpliwe (zbyt odbiegające) a z pozostałych wyliczasz średnią oraz kwadrat błędu. Możesz też w oparciu o rozkład normalny i założony przedział ufności określić osiągniętą prędkość.
  11. Wujot

    Nasze rekordy prędkości

    Spróbuj na Harakiri - widziałem tam kozaków jadących na krechę i w jajo. Da się.
  12. Wujot

    Zamiast nart, na poligon.

    Zachowam to dla potomności.
  13. Wujot

    Zamiast nart, na poligon.

    Aby sobie to lepiej ustawić proponuję popatrzeć na Ukrainę. Z kraju wyjechało pewnie z 5 mln obywateli. Czy ktoś ich nazywa zdrajcami? Dokładnie odwrotnie - władze państwa dziękują wszystkim za ich przyjęcie. Teraz ci co zostali wcale nie zawsze są pożądani. Poczytajcie sobie wypowiedzi wolontariuszy dostarczających pomoc w rejonie walk. Oni są wprost wkurzeni na tych zostali bo ryzykują swoim życiem z każdą wizytą. Dlatego pomagają starszym a rodzinom z dziećmi... już nie. Dalej. Obywatele w czasie wojny to jest dla Państwa spory problem. Można znów ich podzielić na walczących na froncie i zapleczu oraz tych co utrzymują infrastrukturę w ciągłości i pracują w przemyśle wojennym, ale bezproduktywną resztę trzeba żywić i chronić. A to jest koszt. Teraz popatrzcie na żołnierzy. Otóż w Ukrainie mają świadomość, że każdy szeregowy kosztuje (logistyka) a warunki w okopach są ekstremalnie trudne i w kamasze trafiają tam młodzi i sprawni. Nikt tam nie chce 60-latków. Wobec tego widać, że część obywateli (stosunkowo niewielka) jest na froncie, kolejni ludzie będą w formacjach wspierających walkę i kontrolującej państwo. Część będzie tyrać w przemyśle wojennym a część jest po prostu zbędna. O tym kto jest w jakiej grupie, po części decydują czynniki obiektywne a po części psychologiczne. Dlatego bohaterem jest ten kto walczy na froncie ale nie jest zdrajcą ten co z rodziną wyjedzie (czy jak ktoś ostrzej napisze - ucieknie). Ten ostatni schodzi z garba administracji, zachowa zasoby i nauczy się czegoś nowego i wróci odbudować kraj. Z jego pozostania nic dobrego (w skali całej grupy) nic by nie wynikło.
  14. Dlatego wspólczesne pipsy to układy co najmniej trzy antenowe (pod kątami prostymi). Taki układ oczywiście powiększałby bardzo reflektor recco (i zmniejszał siłę sygnału do 1/3). Przy niekorzystnym układzie anten może to więc bardzo różnie działać. Ale mimo wszystko lepiej mieć wstawkę z recco jak jej nie mieć. Natomiast nie należy zapominać o tej zasadzie 18 min na odkopanie. A będąc freeriderem, nawet przytrasowym, należy mieć świadomość, że to jest naprawdę mało czasu i tam recco jest tylko mało przydatnym gadżetem, którego w kalkulacjach w ogóle nie można brać pod uwagę.
  15. Recco u narciarza to antena plus układ elektroniczny. Odbiera fale o określonej częstotliwości i zmienia je na niższe i emituje. Nadajnik służb ratowniczych emituje te pierwsze a odbiera drugie. O ile sam reflektor (czyli to co ma wszyte w ubranie narciarz) jest niewielki (powiedzmy połowa grubego pióra) to ratownicy mają spore urządzenie. System ten nie wymaga żadnych umiejętności od beneficjentów, po ich stronie jest bardzo tani. Wadą fundamentalną jest, ze wymaga przyjazdu/przylotu ratowników. Zakładając, że nawet jest to 10-15 min to radykalnie skraca tzw okno życia (około 18 min) dla zasypanego. W pewnych przypadkach - na przykład zawodów, gdy urządzenia ratowników są na miejscu Recco może być wprost idealną ochroną dla dużych ilości uczestników. Podobnie jest w ON gdy służby na miejscu mogą być nawet w 10 min. Natomiast w odleglejszych górach czy złą pogodę system świetnie przyda się do lokalizacji zwłok 😉 Dlatego freeriderzy czy skiturowcy użytkują systemy aktywne i odbywają szkolenia z samoratownictwa. Tam w 10 min można odkopać nawet parę osób. Był opisywany przypadek gdy lawina zasypała niecałą połowę z kilkunastosobowego teamu i ostatnią osobę odkopali w 11 minucie. Zasadniczo zwiększa to szanse przeżycia. Oczywiście pod warunkiem gdy wszyscy potrafią się posługiwać ABC, poruszali się w bezpiecznych odległościach, przysypanie było płytkie (do 1 m) i nie ściągnęło na skały czy drzewa.
  16. To najczęstszy przypadek. Lawinę przeważnie uruchamia jakiś impuls. Na pewno przytrasowcy to bardzo realne zagrożenie bo trasy narciarskie są często puszczone w formacjach wklęsłych i nawet niewielka ilość śniegu, wyzwolona przez zjeżdżającego wyżej, może tam szybko zabić. Nawiasem mówiąc może się to wiązać z zasądzonym w milionach euro odszkodowaniem, więc oprócz ostrożności (czyli jazdy tam gdzie zagrażamy tylko sobie) warto mieć solidne, liczone w milionach OC.
  17. Nie wiem jak tutaj jest ale na wielu stacjach, stoki zagrożone lawinami są po prostu odstrzeliwane. Na przykład w Ischgl są dziesiątki armatek hukowych (głównie w okolicach Greispitze), widziałem też wyzwalanie lawin przez ładunki zrzucane z helikoptera (np w Saas Fee) i wydaje mi się, że też przez narciarzy, którzy rozmieszczali ładunki (przynajmniej tak to wygladało). Acha, bardziej na wschód w tym celu używa się artylerii. Normalką jest też zamykanie całych fragmentów ON. Tak jak napisałeś personel ma sporą wiedzę co, gdzie i kiedy schodzi, więc przeważnie jest bezpiecznie. Ale nawet ich rzeczywistość potrafi zaskoczyć. Sam na własne oczy miałem sytuację gdzie lawina zeszła na trasę. A nawet brałem tam udział w poszukiwaniach, bo byliśmy tam tuż po epizodzie, jeszcze przed dużą grupą ratowników. Dołączyliśmy do pierwszych lokalsów co zabezpieczali teren i razem sondowaliśmy lawinisko. Wtedy dotarło do mnie, że nie ma bezwarunkowo bezpiecznych miejsc. W każdym razie im stromiej i wietrzniej tym niebezpieczeństwo rośnie. Na pewno jak ktoś dużo jeździ to antena recco nic nie waży, a ekipy zawodowców mają nadajniki/odbiorniki, więc moim zdaniem warto kupić. Oczywiście lepiej mieć pipsa (system aktywny) ale to już jest zupełnie inna liga.
  18. Wujot

    Zamiast nart, na poligon.

    Znów zaczynasz kacapską retorykę? Zamilknij proszę.
  19. No widzisz, napisałem nie o konkurowaniu i hodowaniu jednostek tylko o przeciwieństwie tego - masowej kulturze fizycznej. Dla mnie szkoda środków na to pierwsze. Bo kasa zawsze jest ograniczona.
  20. Moim zdaniem zapominasz o statystyce. W krajach alpejskich w bezpośredniej bliskości setek stoków mieszkają milony dzieci. Przez wiele lat można "bawić" się w narciarstwo bezkosztowo. Rano trening zaraz po nim do pobliskiej szkoły. narciarstwo uzupełnia normalne życie. Więc na etapie wstępnym zostają przemielone olbrzymie ilości potencjalnych zawodników. Najlepsi wchodzą później w etap pół zawodowy czy wręcz zawodowy. Zresztą na tym etapie też jest jednak łatwiej w kraju gdzie do lodowca jest 50-100 km a nie 1000. Dla mnie idiotyczna jest próba konkurowania z krajami które mają naturalny potencjał narciarski. Gdzie dosłownie lekcje wf są na stokach i nie ma najmniejszych problemów infrastrukturalnych. Dalej, o zgrozo, uważam, że nasze wspólne pieniądze zdecydowanie lepiej jest wydać na szeroko pojęto kulturę fizyczną przypasowaną do możliwości i potrzeb. W tym na przykład na bardzo istotną naukę i doskonalenie pływania (podstawa do innych działalności) czy różne gry zespołowe, bieganie w terenie, może rowery. Słowem wszystko to co można bezproblemowo robić na miejscu, w oparciu o w miarę tanią infrastrukturę (nie dotyczy to basenów ale ich dramatycznie brakuje a wykorzystanie to dosłownie 110% możliwości). Zupełnie nie rozumiem dlaczego MUSIMY mieć sukcesy narciarskie. W sytuacji gdy ocieplenie klimatyczne za 10-20 lat może jeszcze bardziej ograniczyć sensowność i dostępnośc tej dyscypliny. Oczywiście jeśli ktoś chce to ma prawo wydawać swoje pieniądze i wyznaczyć taki a nie inny los dla swoich dzieci. To zresztą jest temat na ciekawą dyskusję, bo jako wieloletni zawodnik w sporcie olimpijskim, i z jakimiś osiągnięciami, dobrze wiem co to jest sport zawodowy. I tu też uważam, że to jest absolutny debilizm. Na etapie wydawania publicznych pieniędzy powinniśmy prowadzić świadomą politykę mającą na celu budowanie zdrowego społeczeństwa, przyzwyczajonego od najmłodszych lat do systematycznego rozsądnego obciążenia wysiłkiem fizycznym. Tak aby KAŻDY młody człowiek miał obowiązkowy kontak z ruchem fizycznym w szkole ale też mógł coś więcej porobić po szkole. W każdym miejscu w Polsce. I na miejscu.
  21. Te 3/4 gacie używam też w zimie na rowerze, razem z spodenkami za kolana (czyli też 3/4). Na górę koszulka (też z nart) i kurtka SS. Czyli na nartach i rowerze mam bardzo podobne zestawy. Jedyne co, że na rower biorę starą, mocno wysłużoną kurtkę bo po jednej jeździe wszystko musi wylądować w pralce.
  22. Zawsze używam kalesonów (za kolana) i wysokich skarpetek. Spodnie do tego - goła membrana.
  23. Uważam, że ich jakość i trwałość jest nawet wyższa od ceny. Jak się patrzy jak te ciuchy są zrobione to wydają się naprawdę tanie.
  24. Wujot

    MTB wątek krajobrazowy

    Z domu musiałem się wczoraj ruszyć bo mimo, że podczas ostatniej (przedwczorajszej) wycieczki ściągnąłem ręcznie ze dwa kilo błota z pojazdu (kto twierdzi, że roweru mtb nie da się całkowicie unieruchomić) to resztę trzeba było już potraktować karcherem. Pojechałem, okrężną drogą na myjnię. Po mocnym prysznicu (za jedyne 6 zeta!) rumak zmienił maść z kasztanowatej na, voila, karą. Ale pomyślałem sobie, że jeszcze się trochę przewietrzę. Oczywiście po asfaltach aby zachować odzyskaną elegancję. Takoż było. Przez jakiś czas trzymałem się konsekwentnie założeń. Niestety księżyc mocno zajrzał mi w oczy. Świecił nad wyraz jasno... uruchamiając moje wilkołacze skłonności. Zew był potężny. Ruszyłem za nim. Po dłuższym polnym fragmencie jakaś zapomniana wioska na końcy świata. tutaj przekroczyłem rzekę Zewsząd świeciły oczy pochowanych bestii, słyszałem szurgot kopyt. Na szczęście magiczny krąg roztaczany przez moją latarkę utrzymał to stado wampirycznych strzyg w bezpiecznej odległości. Jeszcze tylko przejechać przez pole drzewców i przygodę mam za sobą. Wracałem przez taki oficjalny już most. Jeszcze kąpielowa powtórka, tym razem dwa zety wystarczyły. I już bardzo spokojnie szutrami i asfaltami (aby zachować kolor kary) do domku. Od nocnych jesiennych jazd lepsze są tylko nocne zimowe jazdy. Pod warunkiem, że śniegu jest tylko troszkę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...