Skocz do zawartości

sese

Members
  • Liczba zawartości

    1 043
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi dodane przez sese

  1. Atomic Vantage 86 C 

    181 cm, geometria 125/86/108, radius 18,9 m

    Wg nomenklatury Atomica "All Mountain Rocker" = 10 % tip rocker, 90 % camber (camber zresztą bardzo delikatny)

    Nie napisałem, że są to rewelacyjne deski, ale mega przyjemne i przyjazne deski :)

    Jak się okazało, ja nic więcej do szczęścia nie potrzebuje.

     

     

     
  2. Po powrocie do domowych pieleszy i dorwaniu się do kompa, mogę pokusić się o troszkę bardziej wylewną relację.

    Nartki testowane przez trzy dni po około sześć godzin w trzech różnych ośrodkach (Kitzbuhel, Moltek, Ankogel) i w trzech różnych warunkach śniegowo-pogodowych (grubo na plusie ale bez słońca w Kitzbuhel - niemal wyłącznie sztuczny śnieg, delikatne popołudniowe odsypy, dużo lodowych przetarć; około 10 stopni na minusie na Moltku, wszystko zmrożone ale bez lodu, delikatny opad śniegu; pełna lampa na Ankoglu, na górze delikatnie przymrożony i z czasem puszczający sztruks, na dole miękko, w paru miejscach wręcz kasza)

    • Po pierwsze primo: Skrętność. Poza czystym lodem narty zachowują się rewelacyjnie. Śmig, krótkie skręty, średnie skręty, długie skręty. Wszystko na nich wychodzi i z każdego skrętu byłem zadowolony. Mają uroczą tendencję do zacieśniania skrętu w jego drugiej połowie. Mi to odpowiadało i bawiło. Krawędź nigdy nie puściła mimo, że na Vantage'ach próbowałem akrobacji rodem ze slalomek. Zawsze jechały tam gdzie chcę i tak jak chce. Na twardym i przy dużej prędkości wydają wprawdzie odgłos kartonu przesuwanego po betonie, ale o dziwo nie klepią aż tak bardzo. Nie mówię że nie klepią, ale na pewno klepią znacznie mniej niż Chamy albo Gotamy. 
    • Po drugie secundo: Lekkość, ach ta lekkość. Niby szerokie (86 mm), ale błyskawicznie zmieniają krawędź. Pewnie za przyczyną znikomej wagi.
    • Po trzecie tertio: Łatwość, łatwość i jeszcze raz łatwość. Jadąc na tych paździerzach nie trzeba nic analizować, nie trzeba myśleć o tym co i kiedy odciążyć, kiedy docisnąć; jak bardzo docisnąć; jak bardzo się złożyć, żeby nam wyszedł  taki skręt  jak chcemy. Po prostu skręcamy. Bezmyślnie. I bez użycia jakiejkolwiek siły. I się cieszymy że nam wyszło. I możemy się w międzyczasie rozglądać, podziwiać, zachwycać się, a nie tylko się koncentrować na następnym skręcie. Możemy płynąć. Możemy szybować. Wprawdzie nie poruszamy się wówczas tak szybko jak na GS FIS, ale cieszymy się chyba bardziej. Przynajmniej mój uśmiech był szerszy.  
    • Po czwarte quarto: Na lód Vantage 86 C nie zabieramy. Pod żadnym pozorem. A jak zabierzemy to zostaje nam ześlizg... A może to ja czegoś nie potrafię...
    • Po piąte quinto: Po przeczytaniu postów Worta zaczynam mieć obawy czy jakość wykonania jest ok. Po kupnie nie były na planowaniu ani w ogóle na maszynie. Jak włożyłem pilnik do prawidła 1 st. to zdzierał mi on 2-3 mm ślizgu bezpośrednio przylegającego do krawędzi i ledwie muskał wewnętrzną część krawędzi. Samej "zewnętrznej krawędzi :) "  krawędzi pilnik nawet nie dotykał...
    • Po szóste sexto: w zestawie wiązania rentalowe Warden Mnc11. Mogłby być lepsze

     

    Reasumując: gdyby ktoś kazał mi dziś wybrać z mojej kolekcji (Volkl Racetiger SL, Salomon Enduro XW, Dynastar Cham 107, Rossignol Bandit SC80, Volkl Gotama, Dynastar Speed Course, Atomic Vantage 86 C) tylko jedne narty, to wybrałbym chyba ostatnio zakupione paździerze...

     

    Co do wyścigów na Hahnenkamm to każdy narciarz powinien to zobaczyć na żywo. Tego nie da się poczuć siedząc przed TV. Telewizja wypłaszcza. Telewizja spowalnia.

    Na miejscu panowała rewelacyjna atmosfera. Mając karnet (w promocji za 40 Euro) oraz bilet wstępu (dodatkowe 30 Euro) można było być w każdym ważnym miejscu - na starcie i w strefie rozgrzewki, przejechać familienabfahrt wzdłuż streify i na koniec z wybranego przez siebie miejsca obserwować metę. Gondola Hahnenkammbahn była czynna więc można było powtórzyć to wielokrotnie.

     

    Innym zaskoczeniem wyjazdu była pierwsza w życiu wizyta na Ankoglu, ale o tym będzie w innym wątku...

  3. Narty wcale nie taki paździerz. Od ponad 40 minut opisywałem tu swoje wrażenia ale niestety cały post poszedł w cholerę. Wrócę do tematu jak będę miał dostęp do kompa. Na razie jedno zdanie - może nie trzymają na lodzie ale są to najbardziej przyjazne narty jakie miałem kiedykolwiek na nogach. Taki rtm84 w wersji light
  4. Nawet jak teraz się Wam nie spodobają, to kiedyś będą idealne - do zwożenia dzieci ;) .  

     

    A z "ps2." to pojechałeś. Jak dostała Monisia do opieki, to pojawiła się i miękkość w jeździe i automatyzmy. Po prostu musiała puścić głowa.  

     

    Przyjemnej jazdy Życzę.

     

    Oferta odkupienia Córki nadal aktualna :D

  5. A ja jako wylajtowany skiturowiec, kupiłem sobie używane narty SL WC (sklepowe) i się zdziwiłem jakie miło się na tym jeździ.
    Trafiłem na jakieś miłe slalomki Fischer, w porównaniu z komórkami to przepaść w przyjazności. Nigdy więcej komórek.


    Dwa tygodnie temu do Szczyrku zabrałem moje sklepowe slalomki Volkla,a przez ostatnie pełne dwa sezony jeździłem tylko i wyłącznie na Chamach 107. Olbrzymie zaskoczenie tym jak inna jest jazda. Tak jakby porównywać jazdę po autostradzie ciężkim suvem z jazdą gokartem po drodze stu zakrętów.
  6. Przedwczoraj kupiłem to:

     

    vantage.jpg

     

    Po latach podniecania się magicznymi literkami WC, FIS, RD i kupowaniu nart jak najcięższych i z jak największą zawartością drewna i titanalu uznałem, że sam muszę się przekonać czy tak naprawdę jest mi to wszystko potrzebne.

     

    Tak więc już pojutrze na stokach Kitzbuhel zobaczymy, co jest wart Atomic Vantage 86 C (z premedytacją bez Ti :) )

    Trochę strach się bać, gdyż:

    - brak titanalu

    - odchudzony rdzeń z topoli i to nie na całej długości ani nie na całej szerokości narty

    - waga pomiędzy kategorią papierową a muszą

    - relatywnie duża szerokość co z pewnością nie będzie pomagać w zachowaniu sztywności poprzecznej

     

    Eksperyment kosztował 1.099 zł w Decathlonie. Wersja damska Vantage 86 CW kosztuje 999 zł. Ceny z wiązaniami

  7. Nie, bo po piwie jeżdżę lepiej technicznie. :) I z lepsza dynamiką. Trochę mi wtedy odpuszcza kręgosłup, który mi mocno w jeździe doskwiera. Zwłaszcza w lewym skręcie.

     

    Jakbym czytał samego siebie :)

    Ja jestem jeszcze gorszy niż Andrzej, Mitek i inni pijący piwo w połowie narciarskiego dnia do posiłku.

    Ja ZACZYNAM narciarski dzień od MAŁEGO piwa połączonego z espresso. To takie moje narciarskie śniadanie.

    Bardzo często jestem pierwszą osobą zamawiającą piwo na danym stoku, często dzieje się to jeszcze przed 9 rano.

    I nie robię z tego z powodu kaca, przymusu picia, czy choroby alkoholowej. 

    Od około 8 lat poważnie doskwiera mi dyskopatia. Ogół przeżytych przeze mnie "przygód" związanych z tym schorzeniem (m.in. atak ostrej rwy kulszowej, zabieranie przez karetkę ze stoku), powoduje, iż każdy dzień na nartach to jednocześnie wielka frajda, ale zarazem wielka obawa o to czy uda mi się dokończyć dany dzień w takiej samej formie jak go zacząłem.

    Z tego powodu bez oszukania zmysłów jednym małym piwem, moja jazda jest bardzo sztywna, kołkowata, a wręcz szarpana.

    Krzywe wchłaniania i eliminacji alkoholu mam w jednym palcu i doskonale wiem, że jedno małe piwo (0,33 l) w moim przypadku (powyżej 1,9 m i powyżej 90 kg) prowadzi do maksymalnego stężenia 0,13 - 0,15 promila (czyli około 0,06-0,07 mg/l). Alkomat wskazuje nawet na mniej, bo wynik dmuchania wykonanego 15 minut od wypicia piwa nigdy nie był wyższy od 0,11 promila.

    Krzywe eliminacji i kilkukrotne badania alkomatem wskazują, iż po godzinie w moim organizmie już nie ma żadnego alkoholu. 

    Wszystkie badania medyczne wskazują, że takie małe stężenie alkoholu w organizmie (poniżej 0,2 promila lub 0,1 mg/l) nie ma żadnego wpływu na zdolności psychomotoryczne spożywającego. Dodatkowo jest to mniej od "stanu nietrzeźwości" i "stanu po użyciu alkoholu".

    Tym niemniej to jedno małe piwo wypite przed jazdą ewidentnie "odblokowuje" mnie i umożliwia mi płynną, miękką i moim zdaniem lepszą technicznie jazdę.

    Na szczęście ten poranny narciarski rytuał nie skutkuje powstaniem ochoty na drugie, trzecie lub kolejne piwa. Alkoholizmu też udało mi się uniknąć, a w moim życiu bywają okresy, że alkoholu nie ruszam miesiącami. Najlepszy przykład - marcowy Gosser kupiony w połowie grudnia we Flattach wciąż chłodzi się w lodówce.

  8. Ale bliżej do Bielan jest Bergsport, który w budynku obok ma konkurencję. Śmieszni w tych dwóch sklepach są parkingowi naganiacze, każdy macha ręką i kieruje na swój sklep. Walka o klienta...

     

    Walka pomiędzy Kraft Sportem a sąsiadującym dosłownie przez ścianę Bergsportem jest doskonałym przykładem tego, jak bardzo mogą poróżnić się ludzie, którzy dotychczas nie tylko prowadzili jedną firmę ale też wspólne życie...

  9. A ja mam sentyment do Obertauern i będę go gorąco polecać.

    Nie wyobrażam sobie wizyty w Lungau bez odwiedzenia w/w ośrodka.

    Wiem, że trasy krótkie, że małe przewyższenia, że drogo i tłoczno... 

    Nie można jednak zapominać o tym, że mało jest miejsc w którym tak dobrze udało się połączyć wiele tras i zamknąć pętle dookoła ośrodka... Do tego umiejscowienie ośrodka w dość wąskiej dolinie oraz wielość wyciągów i tras daje moim zdaniem niesamowite wrażenie. 

    Aineck mnie też zachwycił, a A1 to jedna z moich ulubionych tras w całej Austrii

    Nie przepadam natomiast za chwalonym tu Grosseckiem, a na Fanninbergu byłem raz i chyba wystarczy (doceniam jednak brak tłumów i opisany bodajże przez Wujota potencjał offpiste)

    Różnica w cenie jest pomijalna przy uwzględnieniu całościowych kosztów wyjazdu, zwłaszcza, iż w Lungo dostaje się gratis nocną jazdą w Obertauern

    Dla porównania: 

    karnet Lungo (z Obertauern) od 1/2/2020 to 263 Euro

    karnet Lungau (bez Obertauern) od 1/2/2020 to 251 Euro

    Idealna miejscówka do spania to wspomniany przez Kaema Mautendorf - stamtąd jest najbliżej na Groszka ale po równo do wszystkich 3 pozostałych ośrodków. Wszędzie da radę dojechać skibusami bez ruszania samochodu.

  10. Wszystko się zmienia jak w kalejdoskopie.

    Dzisiaj wprawdzie nie dojechałem, ale bardzo miła obsługa hotelu przebookowała mi rezerwacje o jeden dzień.Ja w międzyczasie posprzątałem nieco blokujące mnie we Wro "rodzinne sprawy" i mam szczerą nadzieję, że za równe 12 godzin będę wyjeżdżać w stronę Szczyrku.

    Będę wdzięczny za krótką relację z dzisiaj. Z kamerek wiem tylko że było tłoczno...

  11. 10 minut temu się dowiedziałem, że jednak nie mogę jechać. Poważna sprawa rodzinna.

    Mam opłacony nocleg z niedzieli na poniedziałek w hotelu Gronie Ski & Bike.150 metrów od dolnej stacji gondoli.

    Dwuosobowy pokój ze śniadaniem. W cenie sauna, fitness i parking. Na miejscu także piłkarzyki, bilard i ping-pong.

    https://www.groniesz...gronie-ski-bike

    Zapłaciłem 300 zł. 

    Do przejęcia za 50% czyli za 150 zł

    Jeżeli do południa nikt się nie zgłosi będę negocjował z hotelem zwrot kosztów bo przyczyny rezygnacji z wyjazdu są niezależne ode mnie.

    Pozdrawiam

    Kontakt na priv żeby nie zaśmiecać wątku.

    Pozdrawiam

    Seba

  12. I tak jutro jadę. Nocleg zarezerwowany i zapłacony w opcji bezzwrotnej. Gdyby nie to to pewnie bym zrezygnował.

    Wszystkie portale pogodowe pokazują przymrozek od 23:00 i ciągły opad śniegu przez całą noc.

    Będzie dobrze.

    Planowałem dojazd przez Salmopol, ale skoro ma padać całą noc, a zakładanie łańcuchów przy moim rozmiarze 245/40 jest katorgą, to zostaje mi droga przez Bielsko

  13. A propos kosztów wyjazdów do Austrii. Wyjazd od 12 do 17 grudnia na Moltka-4 noclegi na miejscu w apartamencie 80 m2 z dostępem do spa-1600 zł; 1 nocleg po drodze w Salzburgu (można było pominąć ale chcieliśmy być wyspani na stoku)-440 zł; paliwo winiety, opłata za A10 w jedną i pociąg w drugą stronę-810 zł; składkowe jedzenie wraz z alko i słodyczami 700 zł. Wszystko do podziału na 4 osoby = 887 zł na osobę. Do tego sprytna sezonowka, której koszt przy planowanych 25 dniach na białym w sezonie wynosi mnie 50 zł/dzień
    Raczej tanio.
    Ps. W Szczyrku nie znalazłem 4 osobowego apartamentu z 2 sypialniami, 2 lazienkami,kuchnią, salonem i nieograniczonym dostępem do spa za 400 zł za dobę
  14. My dzisiaj w nocy wróciliśmy z Moltka. 5 dni szusowania w tym trzy (sobota, niedziela i poniedziałek) idealne pogodowo. Bez tłumów i bez kolejek. Po 13:00 były momenty że byłem jedyną osobą na trasie. Wczoraj góra pokazała swą bardzo wietrzną twarz więc aktywność ograniczyła się zaledwie do dwóch zjazdów. Wyznacznikiem siły wiatru niech będzie to że jeden ze skitourowców jechał pod górę używając jako żagla swojej kurtki i rozłożonych rąk. Gondole nie mogły trafić w peron i były zatrzymywane co 10, 15 sekund. Za to w sobotę i niedzielę było tak :
    IMG-20191214-WA0000.jpg
    Szkoda że nie udało się spotkać innej forumowej grupy
    Pozdrawiam.
  15. A ile palisz z załączonym systemem S&S ????
    Te 13-14 litrów to raczej nie jazda tylko stanie. A może grzanie silnika???

    Taki stan z ostatnich 4 dni
    Screenshot_20191210_190443_com.daimler.mm.android.jpg

    A to z dzisiejszego popołudnia
    Screenshot_20191210_190819_com.daimler.mm.android.jpg
  16. Cześć

    Annę Marię kojarzę w Małym Cichym a na Antałówce Marię (parę ich, nawet znam Marię) to gdzieś tam. W ogóle nie kojarzę tych nazw albo mylę?

    Pozdro

     

    Wpisz do google maps adres Droga Do Wantuli 12, 34-500 Zakopane

    Ta polana to właśnie Wierszyki

    Szału nie ma ;D

  17. Cześć

    Przepraszam, ale nie chcę mi się wierzyć: 3,8 km jedziesz do pracy samochodem??? Codziennie?? P...........sz (wiesz i tutaj taki specyficzny akcent)???

    Pozdrowienia

     

     

    Smutne ale prawdziwe. Jak się codziennie albo prawie codziennie taszczy ze sobą kilkanaście kilogramów papierzysk (zazwyczaj są to dwie mega XXL torby laptopowe, czasem walizka na kółkach), to na rowerze się tego nie ogarnie.

    Zresztą w garniturze, pod krawatem, w pikolakach? 

    Komunikacja miejsca też odpada, bo papierzyska dosyć ważne są i głupio byłoby gdyby się coś im przytrafiło...  

    W mojej firmie dochodzi nawet do takich absurdów, że ci, którzy w dzień przyjeżdżają do pracy zbiorkomem albo rowerem, to wieczorem  raz jeszcze przyjeżdżają samochodem, tylko po to żeby zabrać do domu papiery "na drugą zmianę". 

  18. Podobnie jak Kasprowy (za żart można uznać 2 osobowa ławkę na goryczkowej, która planują do 2023 zastąpić 4 os krzeslem...powinno być minimum 6 os, ale co ja tam wiem), Gubałówka, Butorowy...Ręce opadają na sama myśl o marnowaniu potencjału narciarskiego Zakopanego i okolic.
    Na Nosalu cisza.

     

     

    Czlowieku pojedz tam chociaz raz i zobacz na swoje oczy jak to wyglada a nie piszesz co ci sie wydaje. Na gasienicowej jest 4 osobowa a i tak chodzi w sezonie w oblozeniu 10%. Na goryczkowej robia sie kolejki ale glownie w weekendy w szczegolosci kwietniowe gdzie nic w pl nie bungla. Wszyscy i tak siedza w białce lub podobnych w sezonie.

     

    A mnie też szlag trafia jak widzę jak obecnie wygląda "zimowa stolica Polski".

    Mam olbrzymi sentyment do Zakopanego.

    Pierwsze kroki na nartach stawiałem na Lipkach.

    Potem był stopniowy progres - Wierszyki, Antałówka, Koziniec, polana pod Nosalem, polana na Kalatówkach, polana na Gubałówce.

    Następnie awansowałem do "I ligi" - zaliczony pierwszy w życiu podwójny orczyk na Kotelnicy (tej na Gubałówce nie w Białce : ) ); zaliczone pierwsze krzesełko na Butorowym i zjazd z Butorowego z przejazdem przez drogę; zaliczony zjazd główną trasą z Gubałówki i pokonanie osławionego mostku.

    Na końcu była Święta Góra Narciarstwa Polskiego z jej nie ratrakowanymi wówczas dwoma dolinami.

    Od dłuższego czasu mam 3 narciarskie marzenia związane z Zakopanym:

    1) zjazd z Nosala

    2) zjazd trasami FIS I i II z Goryczkowej

    3) totalny extrem - zjazd źlebem pod Palcem

     

    Smutne jest to, że nawet to najbardziej racjonalne z marzeń (Nosal) prawdopodobnie na zawsze pozostanie tylko marzeniem.

    O ile staram się zrozumieć ochronę KW i najbliższej mu części Tatr, to kompletnie nie rozumiem tego co się dzieje, a raczej nie dzieje na Nosalu.

  19. pali średnio 4,2 l na 100km

     

     

     

    Ja mam średnie koło 6 - myślę, że gazu by było 10-11 w 2.0 PB

     

     

     

    Trasa (autostrada z tempomatem 120-130): 5 do 5,5l. 

    Mieszany z przewagą trasy (krajówki): 6,5l 

    Miasto: 7,5

     

    Fajnie macie. Ja w lekko zakorkowanym mieście mam 13 - 14 litrów/100 km, a to tylko 1.6 turbobenzyna 156 KM. Jak jadę rano to na odcinku 3,8 km między domem a pracą średnie spalanie liczone od uruchomienia nie spada poniżej 20 litrów. Dodam że jeżdżę z wyłączonym start-stop.

    Rozważałem poważnie hybrydę Plug in licząc na miejską jazdę niemal za darmo, ale wyliczyłem sobie że przez 4-5 lat użytkowania  (przy rocznych przebiegach 18.000 - 20.000 km) nie zwróci mi się różnica w cenie zakupu samochodu z takim silnikiem, zwłaszcza, że nie samym miastem człowiek żyje

  20. Jeszcze jedna rada dla tych, którzy chcą "wygrać" reklamację bazując na podstawach formalnych. Rada dla kupujących i ostrzeżenie dla sprzedających.

    W zgłoszeniu reklamacyjnym zazwyczaj jest rubryczka "wyrażam zgodę na poinformowanie mnie o sposobie rozpatrzenia reklamacji mailowo/telefonicznie" i jest pozostawione miejsce na nasz adres mailowy/numer telefonu. Wszyscy z tego korzystamy bo tak wygodniej, szybciej itd.

    W sytuacji gdy jednak w/w danych nie podamy tylko wpiszemy w to miejsce tradycyjny adres korespondencyjny, to sprzedawca najpóźniej w 14 dniu od zgłoszenia reklamacji musi wysłać do nas list zawierający oświadczenie o ewentualnym nieuwzględnieniu reklamacji.

    Jeżeli sprzedawca zapomni o formie pisemnej lub nie będzie mógł udowodnić daty nadania listu oraz jego treści, mamy w cuglach wygraną reklamację.

    Znam przypadki gdy ludzie celowo niszczyli w pełni sprawne rzeczy i potem je reklamowali. Reklamacja oczywiście była niezasadna i sprzedawca wysyłał do nich informację o jej nieuwzględnieniu   ale problem w tym że wysyłał ją np. 15 dnia, a nie 14. 

     

     

     

  21. Spróbuje ustosunkować się do powyższych postów oraz pytań i spróbuje wyjaśnić pewne zawiłości prawne.

     

    Cała moja reklamacja odbywała się na podstawie roszczeń z rękojmi, a nie gwarancji. Roszczenia z tytułu rękojmi służą przeciwko sprzedawcy ("sprzedawca jest odpowiedzialny względem kupującego, jeżeli rzecz sprzedana ma wadę fizyczną lub prawną"

    Gwarancja jest natomiast  odpowiedzialnością producenta, a nie sprzedawcy i to producent w karcie gwarancyjnej określa jej zasady.

     

    Ja w moich sprawach wybieram zawsze rękojmię i od czasów studiów nie przegrałem jeszcze ani jednej reklamacji (2-3 razy doszło do sporu sądowego, ale zazwyczaj sprawa kończyła się na "przedsądowym wezwaniu do doprowadzeniu przedmiotu sprzedaży do stanu zgodnego z umową" )

     

    To konsument pierwotnie wybiera czego żąda.

    Ma 2 główne możliwości:

    - żądanie obniżenia ceny

    - odstąpienie od umowy czyli zwrot pieniędzy.

    Jeżeli kupujący zażąda obniżenia ceny lub zwrotu pieniędzy to sprzedawca może nie zastosować się do któregokolwiek z w/w żądań kupującego jeżeli niezwłocznie i bez nadmiernych niedogodności dla kupującego wymieni rzecz wadliwą na wolną od wad lub wykona naprawę.

     

    Niezależnie od powyższego kupujący ma też 2 kolejne uprawnienia:

    - żądanie naprawy

    - żądanie wymiany towaru na nowy

    Tutaj sytuacja wygląda inaczej, bo sprzedawca ma naprawić lub wymienić rzecz w rozsądnym terminie i może odmówić wykonania tych żądań, jeżeli naprawa/wymiana  byłaby niemożliwa albo wymagałaby poniesienia nadmiernych kosztów w porównaniu do innych sposobów rozstrzygnięcia reklamacji (może się przecież zdarzyć że koszt naprawy przekracza cenę jaką klient zapłacił za dany towar)

     

    Gdybym od początku żądał tylko obniżenia ceny lub zwrotu pieniędzy, to przy uwzględnieniu tego że moim zdaniem naprawa w 26 dni nie odpowiada pojęciu niezwłocznie, teraz miałbym wobec sprzedawcy roszczenie o zapłatę, a on nie mógłby się wykpić naprawą. Ewentualnie mógłbym łaskawie wyrazić zgodę na wymianę butów na nowe.

     

    Skoro natomiast od początku wyraziłem  zgodę na naprawę to troszeczkę zmienia się moja pozycja, bo sprzedawca w tym przypadku miał:

    1. obowiązek w ciągu 14 dni poinformować mnie o rozstrzygnięciu reklamacji (to zrobił - poinformował mnie o tym  że  uwzględnił reklamację i zgodził się na naprawę buta),
    2. obowiązek w rozsądnym czasie i bez nadmiernych niedogodności dla kupującego usunąć wadę (to też zrobił w terminie 26 dni od zgłoszenia reklamacji).

    Przy okazji - bzdury pisze Rega twierdząc, że czas naprawy nie jest niczym limitowany - zarówno art 561 par 2 k.c. jak i art. 3 ust. 3 Dyrektywy 1999/44/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 25 maja 1999 r. w sprawie niektórych aspektów sprzedaży towarów konsumpcyjnych i związanych z tym gwarancji z dnia 25 maja 1999 r. mówią o rozsądnym czasie i o braku wywoływania nadmiernych niedogodności dla klienta. W doktrynie prawa cywilnego znane są też stanowiska które utożsamiają zwrot "w rozsądnym czasie" z pojęciem "niezwłocznie" (vide komentarz do Kodeksu cywilnego pod red. prof. dr hab. K Osajdy)

     

    Skoro sprzedawca w mojej sprawie zrobił jedno i drugie to teraz nie  za bardzo mogę się przyczepić do samego sposobu rozpatrzenia reklamacji , bo sam przecież wybrałem "naprawę". No chyba, że będę twierdził że  26 dni nie mieści się w pojęciu "rozsądnego czasu" 

     

    Problem w mojej sprawie polega na tym, że but został fizycznie uszkodzony w czasie naprawy.

     

    Nie mogę tego uszkodzenia reklamować na zasadach gwarancji/rękojmi, bowiem:

    - nie jest to wada fizyczna wynikająca z właściwości buta

    - wada nie powstała wskutek normalnego użytkowania buta

    wada nie powstała podczas użytkowania buta przez konsumenta.

     

    Skandalem jest, iż sprzedający wypiera się uszkodzenia buta w czasie procesu reklamacyjnego, podczas gdy oczywistym jest, iż nie przyjąłby on butów do reklamacji gdyby miały one przetarcie w tym samym kapciu co rozprucie (przecież twierdziłby że skoro doprowadziłem do przetarcia buta to pewnie też w ten sam sposób doprowadziłem do jego rozdarcia - oba uszkodzenia były po tej samej stronie). Jeżeli już przyjąłby kapcia z dodatkowym uszkodzeniem do reklamacji to przynajmniej opisałby to uszkodzenie w protokole. Po drugie oczywistym jest, iż żądałbym naprawienia (nawet odpłatnego) tego przetarcia w sytuacji gdybym wiedział że buty i tak jadą do szewca.

  22. Na początku listopada - podczas przedsezonowego sprawdzenia sprzętu - skapnąłem się, iż rozdarciu uległ kapeć w jednym z moich butów (puścił szew na łączeniu plastiku z neoprenową częścią buta)

    Salomon'ki XMax 120 były jeszcze na gwarancji/rękojmi, więc udałem się do sklepu i 9 listopada oddałem je do reklamacji.

    Ponieważ sklep był znany i zaufany (kupiłem tam dla siebie i moich bliskich 5-6 par butów i chyba ze 4 pary nart)  poszedłem do niego w trybie "uf uf" i "uśpiona czujność"

    Bez większych ceregieli spisaliśmy protokół reklamacyjny. Nie widziwiałem - jako żądanie podałem naprawę. Nie wygłupiałem się z wymianą na nowe/odstąpieniem od umowy bo butki miały przecież prawie dwa lata.

    Po tygodniu miła pani telefonicznie poinformowała mnie o uwzględnieniu reklamacji i o odesłaniu butów do naprawy.

    Lekko nerwowo zrobiło się po upływie 14 dni od zgłoszenia reklamacji, ale kierując się sympatią do sklepu i osobistą znajomością z szefem nie żądałem niezwłocznego wydania nowej pary butów ani nie odstępowałem od umowy, tylko cierpliwie czekałem.

    W czwartek odebrałem telefon - buty gotowe do odbioru.

    Przyjeżdżam, wyciągam kapcia, oglądam.

    Pierwsze wrażenie - jest dobrze: piękny nowy szew w reklamowanym miejscu. Szkoda że zrobiony "na wylot", bo może będzie uciskać w kostkę, ale i tak lepiej niż sterczące 3 cm plastiku.

    Drugie wrażenie - jest bardzo źle - na czubku buta symetryczne dwa przetarcia kapcia (mam teorie, że szewc w tym miejscu złapał kapcia imadłem lub innym ustrojstwem, żeby użyć siły potrzebnej do przebicia igła plastiku w wyższej części botka)

     

    IMG_20191205_192315.jpg

     

    I zaczyna się jazda: 

    Ja: "but został uszkodzony podczas naprawy"

    Pracownik sklepu 1: "to uszkodzenie już było wcześniej"

    Ja: "to dlaczego nie opisaliście tego w protokole?"

    Pracownik sklepu 1" "nie wiem"

    Pracownik sklepu 2 (przyjmujący reklamacje): "wydaje mi się, że tego uszkodzenia jednak nie było. Zwróciłbym na to uwagę"

    Pracownik sklepu 1: "musiało być wcześniej. To jest wytarcie - uszkodzenie mechaniczne"

    Ja: "nie było. Myśli Pan, że nie reklamowałbym od razu obu uszkodzeń, skoro reklamowałem jedno i to mniej istotne?"

    Pracownik sklepu 1: "pewnie pan wiedział, że tego i tak nie naprawimy"

    Ja: "elementarne zasady logiki przecież wskazują na to, iż przy składaniu reklamacji opisałbym oba uszkodzenia buta, a jeżeli nie, to z pewnością Wy opisalibyście to drugie uszkodzenie, żeby nie było na Was."

    Pracownik sklepu 1: "buty często się w tym miejscu przecierają. To ewidentnie pana wina i pana stóp, że w tym miejscu but się wytarł"

    Ja: "przecież ja nie mam ani halluksów, ani ostróg. But nie był odbarczany ani nawet wygrzewany. Poza tym drugi but nie ma nawet śladu otarć w tym miejscu"

    Pracownik sklepu 1: "ewentualnie możemy wysłać to do ponownej reklamacji. Za 2 tygodnie będzie pan miał naprawione"

    Ja: "ale ja wyjeżdżam w tym tygodniu na narty. Poza tym nie chcę żadnych łatek w tak drastycznym miejscu, które  jest przecież najbardziej problemowe i najczęściej odbarczane"

    Dalsza część rozmowy była w stylu "nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi"

     

    Skończyło się złożeniem oświadczenia o nie przyjęciu butów z naprawy i złożeniem oświadczenia o odstąpieniu od umowy.

     

    Jeżeli nie zwrócą pełnej ceny butów, to dla samej zasady spotkam się z tą firmą w Sądzie. Jak oni muszą traktować klientów nie mających pojęcia o prawie, skoro na moje literalne cytaty z Kodeksu cywilnego pani sprzedawczyni miała jedną odpowiedź: "na szkoleniu mówili mi że jest inaczej"

     

    Na szczęście ja się znam lepiej na prawie niż oni na sprzęcie sportowym :)

     

    DWA MORAŁY:

    1) TAM GDZIE CHODZI O PIENIĄDZE I INTERESY, NIE MA MIEJSCA NA SENTYMENTY I KOLEŻEŃSKOŚĆ (gdybym nie szedł im na rękę i od razu złożył żądanie wymiany butów/zwrotu pieniędzy to w myśl przepisów KC przy trwającym blisko miesiąc rozpoznawaniu reklamacji już byłoby po sprawie)

    2) FOTOGRAFOWAĆ WSZYSTKO PRZY ODDAWANIU DO NAPRAWY 

     

     

     

     

     

     

     

     

     

  23. Teraz taka ciekawostka. Za tydzień jedziemy na Moltka w 4 osoby. W parku maszyn mamy do wyboru:

    - Mercedesa C z 2018 roku

    - Land Rovera Discovery Sport z 2018 roku

    - Nissana Qashqaia z 2019 roku na full wypasie

    a jedziemy starym, wysłużonym C4 Grand Picasso z 2014 roku :)

    Tak więc niby bycie "premium" jest ważne, a jak przychodzi do konkretów to nagle liczą się takie przyziemne rzeczy jak wygodne fotele, komfortowe zagłówki, duży bagażnik i oszczędne HDI :D

  24. Niektóre marki próbują być na wyrost premium i same zadzierają tyłek wyżej głowy.

    Ponad rok temu przez chwilę byłem zainteresowany Infiniti Q30. Byłem w salonie, zgromadziłem pełną papierologię i porównałem oferty Infiniti z innymi markami premium.

    Oferta Infiniti była najmniej konkurencyjna, więc pozwoliłem sobie zadać pytanie z jakich to powodów mam płacić o 20.000 zł więcej niż za porównywalne Audi, BMW czy Mercedesa, zwłaszcza, że Infiniti Q30 to technologicznie Mercedes GLA (ten sam silnik, ta sama skrzynia biegów, to samo zawieszenie, a nawet te same przełączniki przy kierownicy oraz przyciski na konsoli centralnej) Jedyna różnica to inna deska rozdzielcza i inne multimedia (nawigacja w Infiniti w sierpniu 2018 roku miała stan map na lipiec 2016 roku :) )

    Na moje pytania dostałem taką odpowiedź: "Pozostajemy ze stanowiskiem, że klienci który wybierają naszą marką są nastawieni na zalety, jakość wykonania naszych aut oraz bezpieczeństwo, wobec wykonania wozów  „wielkiej trójki” o której Pan wspomniał. W INFINITI nie chodzi o to, aby iść utartym szlakiem. Nie chodzi o kopiowanie tradycyjnych, konserwatywnych wzorców luksusu. Nie uda mi się spełnić  wszystkich Pana oczekiwań, lecz dzięki temu dla niektórych ludzi staniemy się wszystkim."

    Ostatnie zdanie PR-owcy wszystkich marek a nawet wszystkich branż powinni wrzucić sobie w stopkę korespondencji firmowej ;)

    W tym miesiącu byłem na jeździe próbnej wspomnianą wcześniej Skodą Kamiq. W każdym aspekcie Kamiq bije takie Infiniti Q30 na głowę (silnik, skrzynia, multimedia, systemy asystujące, virtual cokpit, matrixowe LEDy, elektryczna klapa, spasowanie elementów wnętrza). Tylko trzeba zaakceptować tą nieszczęsną "kurę" na masce, a to już kwestia tego, co siedzi w głowie. 

×
×
  • Dodaj nową pozycję...