a_senior
Members-
Liczba zawartości
2 864 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
37
Ostatnia wygrana a_senior w dniu 17 Listopada
Użytkownicy przyznają a_senior punkty reputacji!
Ostatnie wizyty
Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.
a_senior's Achievements
-
A łańcuszków panda przypadkiem nie ubrała? 🙂
-
E, nie było tak źle z regulacją. Niby jednopunktowy wtrysk benzyny był w Niemczech standardem w latach 80., ale jeździło się też niemieckimi garbusami. Regulacja gaźnika nie była specjalnie trudna. Ja takim garbuskiem jeździłem ponad 10 lat, w tym kilka razy jechałem nim do Francji. ABSu nie było, nawet wspomagania kierownicy nie było, ale był duch. Poniżej np. nasz lekko 🙂 załadowany garbusek w trakcie powrotu w sierpniu 1985 r. z Francji po rocznym pobycie. 🙂
-
Prawie nie mam swoich filmów z jazdą. Ten ostatni to kilka skrętów w Saalbach (patrz link). Typowy łatwy stok czerwony, prawie pusty. Przypomina ten z Alp di Siusi, gdzie zostałem trafiony. Warunki, pustota stoku tudzież. Jadę swoim tempem i szybkością. Tak najczęściej jeżdżę. I co? Mam co jakiś czas odwracać głowę by sprawdzić czy ktoś nie zamierza mi przypie... Przecież to jest właśnie paranoja. Gdzie przyjemność z jazdy? To już wolę być od czasu do czasu (na razie były 2-3 razy w życiu) niegroźnie puknięty od tyłu niż lękliwie sprawdzać co sie za mną dzieje. 🙂 https://youtu.be/OQC1-D3I5bc?si=h8gOiy2WJUqkBHEh Tak najczęściej robię, ale te miały jakiś tam związek z rzeczywistością (płacę Google za chmurę) i dlatego je sprawdziłem.
-
Jechałem swoim średnim tempem. Nie takim znów wolnym. Pustym stokiem. Czy naprawdę trzeba cały czas skanować co sie dzieje za tobą? Paranoja. Kask może nieco ogranicza widoczność na boki, ale tylko trochę. Gdybym jechał bokiem też mógłbym zostac najechany przez jakiegoś palanta. Tak mnie kiedyś trafił w Zawoi jakis koleś. Tyle, że w Siusi był młody chłopak, któremu można sporo wybaczyć, a w Zawoi dorosły palant, którego chyba czymś zdenerwowałem. Mam nawet świadka tamtego wydarzenia z forum. 🙂
-
Ja też często, ale to zależy od sytuacji. Gdy widzę przed soba puste pole to jadę środkiem. A zasadę ograniczonego zaufania stosuję wszędzie i zawsze. Zwłaszcza w internecie. 🙂 Właśnie wczoraj dostałem maila, że zalegam ze zwrotem jakiejś pożyczki i drugiego, że nie zapłaciłem za usługę chmurową i blokuja mi dostęp. 🙂 Trochę jak u Edwina. Najpierw trzeba wyjaśnić kwestie zdrowotne.
-
Czy wiesz co to jest reakcja intuicyjna albo inaczej odruchowa? To reakcja, która uruchamia się m.in. w sytuacji krytycznej. Odruchowo! Bez udziału swiadomości. Naprawde jeździsz zawsze bokiem? Nawet gdy stok jest pusty? Kończę tę bezproduktywną wymianę zdań. Szkoda psuć wątek.
-
Nikogo nie było gdy zaczynałem zjeżdżać! Szerokie czerwone pólko, zjeżdżam jego środkiem, nikogo ani z prawej ani z lewej ani nawet w górze, kilku ludzi daleko w dole. Po kilkunastu metrach nagle widzę kątem oka nadjeżdżającego z tyłu i boku jak pocisk narciarza. Coś musiałem zadziałać intuicyjnie bo ów narciarz przypakował we mnie, mocno mną zachwiał, ale mnie nie przewrócił. Sam spektakularnie zrobił kilka fikołków i padł. Na szczęście nic mu się nie stało. Skąd się wziął? Jedyne wytłumaczenie, że z owego dojazdu z prawej. Musiał nadjechać bardzo szybko, szybko jechał dojazdem i szybko, bezmyślnie, pólkiem. Zacząłem wściekły na niego krzyczeć by wziął kilka lekcji jazdy na nartach. Ale szybko, jak to u mnie, mi przeszło. Chłopak i jego ojciec mocno mnie przepraszali. Potem jeszcze rozmawiałem z nimi pokojowo na wyciągu. 🙂 Byc może kask spowodował, że zobaczyłem go później niż gdybym jechał w czapce. Mitku, wszyscy długo jeżdżący stosują, mniej lub bardziej świadomie, zasady czy rady jakie podałeś. Życie ich tego nauczyło. Podobnie do Ciebie ruszam, gdy jest mniej ludzi. Na bardziej zagęszczonych trasach jadę bokiem, nawet po odsypach, nie jadę długimi skretami carvingowymi gdy są ludzie, itp. Ale nie da się w 100% uniknąć niechcianych i groźnych zdarzeń, typu podanych przeze mnie. Choćbyś nie wiem jak sie starał ich nie unikniesz. Możesz je ograniczyć do minimum, możesz ograniczyć ich skutki, ale zawsze potencjalnie mogą się przydarzyć. Na nartach, w końcu aktywności wypadkogennej, na rowerze, jadąc samochodem czy idąc pieszo. Pamiętam z młodości jak dwóch ludzi biegło do autobusu na przystanku i zderzyło się ze sobą. Przyjechało pogotowie.
-
Widziałem. Pusty. Z prawej strony. Nikogo na nim nie było.
-
Nie śledziłem. To na nartach zrobiłeś krzywdę kregosłupowi czy gdzie indziej? Anyway, trzymaj się. 🙂
-
No i tak możemy sie droczyć bez końca. I bez sensu. 🙂 Pamiętaj, że zarówno szwagier jak i ja jesteśmy starymi narciarskimi wygami. Jeździmy na nartach regularnie dłużej od Ciebie. 🙂 Po prostu nie da się wszystkiego przewidzieć, bo to jest niemożliwe. Na nartach i w życiu. Gdyby stosować wszystkie możlwie zabezpieczenia to należałoby zostać w domu na kanapie. I dobrze zakręcić kurki gazowe oraz byc pewnym, że żaden dron czy rakieta na nas nie spadnie. 🙂
-
Mitku, to są wszystko zalecenia, które doświdczony narciarz stosuje mimowolnie. Ale czasem nie da się ich zastosować. Opiszę Ci przypadek szwagra, o którym wspomniałem. To była dość wąska trasa, raczej łagodna, z kilkoma przewyższeniami. Dojazd do wyciągu. Cały czas sporo zjeżdżających ludzi. Szwagier, bardzo doświadczony narciarz, pojechał sobie spokojnie jak wielu innych zjeżdżających. Ale trafił się pirat, który jechał wariacko z góry. Pewnie nic by sie nie stało i zdążyłby szwagra ominąć, ale szwagier był już za przewyższeniem a pirat przed i miał krótkie pole widzenia. Który z Twoich punktów zastosowałbyś? A który zastosowałbyś do przypadku, w którym 13-latek wjechał we mnie. Wyjechał nagle z bocznego dojazdu. Wcześniej nie mogłem go zauważyć.
-
Mieć oczy z tyłu? 🙂
-
Ale te 100% jest nieosiągalne. Zawsze zostaje jakis mały margines. Np. taki typ jak ja, który wiele lat temu o mało nie rozjechał jakiegoś malucha włoskiego szkolonego przez bardzo uważnego instruktora. Coś sobie głupio wymyśliłem, że się zmieszczę między dwoma maluchami. Zmieściłem się, że o mało co. Wstyd był. Żeby nie było, bynajmniej nie zachęcam Cię do noszenia kasku. Na nartach go używam, ale na rowerze sporadycznie. Ale apelowałbym, dla Twojego dobra, o większą pokorę. Np. by nikt nie wjechał na Ciebie od tyłu, gdy sobie spokojnie zjeżdżasz Twoim płynnym śmigiem. Czy aby nigdy żadna "uwolniona" deska snowboardowa nie przyładowała w Ciebie, gdy grzecznie sobie stoisz z boku trasy.
-
Na YT już byś bana dostał za takie dosadności. 🙂 Piszesz poważnie czy żartujesz? Ja zacząłem jeździć w kasku kilka lat temu. Nie po łączkach. 😉 I szczerze mówiąc żadnej ujmy w przyjemności (jeżdżenia nie du... 🙂) nie zauważyłem. Powiedziałbym, że jest nawet przyjemniej. Ciepło, wygodnie, ochrona gogli przed padającym śniegiem i zamgleniem szybki. Trochę gorzej słychać, fakt, i chyba nieco gorsza jest widoczność na boki. Może gdybym był bez kasku zobaczyłbym tego chłopaka co przypakował we mnie w Alpe di Siusi. No i kasku nie schowa się tak jak czapki do kieszeni.
-
Mitku, prowokujesz los takim pisaniem. Dawałem przykłady z ostatniego nartowania w Alpe di Siusi. W jadącego spokojnie w dół stoku szwagra wjechał od tyłu rozpędzony młody niemieckojęzyczny człowiek. Szwagier jest starszym, dobrym narciarzem. Jeździ na nartach dłużej od Ciebie i dużo ćwiczył w młodości na tyczkach w klubie narciarskim. 🙂 Efektem zderzenia była dla niego abstynecja od nart do końca pobytu. Na szczęście nie doszło do większych obrażeń. We mnie, spokojnie jadącego śmigiem, wjechał od baksztagu (z tyłu i z boku) polski 13-latek. Sam się poturbował, ja nie upadłem, ale kręgosłup czułem jeszcze przez kilka tygodni. A potem przeżyłem pędzącą obok mnie w odległości kilkunastu cm rozpędzoną deskę snowboardową. Komuś się zgubiła. 🙂 Wszystko to w czasie jednego pobytu. Można ograniczyć niebezpieczeństwo, ale ono wciąż na nas czyha i może dopaść każdego. Odnośnie używania kasków. Sądzę podobnie do Ciebie, że narzucanie obowiązku ich noszenia dorosłym narciarzom jest nadmiarowe. Typowy kask narciarski chroni co prawda przed urazami, nie tyle głowy co czaszki, typu stłuczenia, krwiaki czy pęknięcia czaszki, ale, o czym sie często zapomina, zupełnie nie chroni przed wstrząśnieniem mózgu i jego skutami. Nawet go nie osłabia. Do tego zwiększa prawdopodobieństwo urazów kręgów szyjnych. Oczywiście suma korzyści jego używania nad wadami przeważa. I dlatego go używam od kilku lat. Ale to powinien byc nasz indywidualny wybór. Kask nie jest żadnym panaceum i nie powinien dawać złudnego wrażenia, że używając go możemy sobie pozwolić na więcej. Porównywanie stosowania kasków narciarskich do pasów w samochodzie, które naprawdę ratują, jest zupełnie nietrafione.
