Skocz do zawartości

HesSki

Members
  • Liczba zawartości

    1 020
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi dodane przez HesSki

  1. Ah, te nazwy... wchodzę myśląc, że jakaś nowość, jakieś odkrywcze ćwiczenie, a toż to skręt prowadzony wyłącznie na kontakcie zewnętrznej narty ze śniegiem :) Bardzo lubię to ćwiczenie. Jest jak autokorekta. Mitek, masz gdzieś może film o tej Twojej przekładance? Bo zastanawia mnie czy słusznie to sobie wyobrażam.
  2. Cześć Przy tego typu prostych kontuzjach ubezpieczenie nigdy nie zadziala na zasadzie leczenia za granicą - zresztą w wielu wypadkach to jest po prostu gorszy wybór. Rekonstrukcje - tak jak pisał Buzz robi się - po zaleczeniu a częst0o nawet wyleczeniu innych uszkodzeń. Nie ma potrzeby wykonywania rekonstrukcji bezpoeśrednio po urazie - możę są jakieś szczególne przypadki ale to już medycy muszą się wypowiedzieć. Wbrew pozorom taki zapis w umowie jest do obronienia bo przecież bez więzadłą krzyżowego mozna calkiem normalnie żyć. Pozdro

    Tu powinien wypowiedzieć się Jan_K. Ale słyszałam o przypadku rekonstrukcji natychmiastowej. Jest to możliwe w BARDZO krótkim czasie od zaistnienia urazu, i ma to swoje oczywiste pożytki. Rekonstrukcję można robić sobie w różnym czasie od urazu - owszem, ale to już nie jest ta sama rekonstrukcja, którą można przeprowadzić w trybie niemal natychmiastowym. Na marginesie ubezpieczyciele już nie raz pokrywali takie operacje - niech forumowicze napiszą, którzy z nich zdecydowali się finansować takie zabiegi.
  3. hi Czy w Polsce snowbordzisci w kolejce do wyciagu trzepia tymi parapetami o ziemie (znaczy snieg)

    W Polsce, w Czechach, w Austrii... Gdzie bądź.

    Ps no jest jeszcze jedna najwazniejsza roznica miedzy narciarzem a snowbordzista : Narciarz ktory decyduje sie zjechac czarna trasa -umie jezdzic , a snowbordziscie sie tylko wydaje.

    Im się dużo rzeczy wydaje... :rolleyes:
  4. Chyba wielu z Was ubezpiecza się na wyjazdy, te narciarskie i nie tylko. Dla klientów BRE Bank (mBank) możliwe jest zawieranie ubezpieczenia on-line. W ofercie ubezpieczeń podróżnych można dokupić opcję chroniącą przed skutkami uprawiania dwóch sportów - narciarstwa oraz nurkowania. Nie wiem ile z Was czyta od deski do deski warunki ubezpieczenia, ale mi się raz chciało, no i znalazłam ten magiczny anty-narciarski kruczek. Niestety, nawet jeśli wykupicie sobie rozszerzony pakiet narciarski w obawie przed ewentualną kontuzją kolana (chyba najczęstsza na nartach) to uwaga na regulamin. Po przedarciu się przez ładnych "parę" stron szczegółów i objaśnień dotarłam do wyłączeń: Wyłączeniu podlegają wszelkie czynności w zakresie rekonstrukcji pierwotnej aparatu więzadłowego kolan. Także w razie "W" nie ma co liczyć na solidną pomoc. Jeśli w warunkach innych ubezpieczycieli też znaleźliście jakieś ciekawe wyłączenia do których może nie dotrzeć ten, kto nie jest na tyle cierpliwy by przebijać się przez gąszcz punktów paragrafów i szczegółowych objaśnień to piszcie o tym koniecznie. P.S. Jak już był taki wątek, to mam nadzieję że moderator odpowiednio ulokuje ten temacik.
  5. moze ktos ci podpowie kogos rozsadnego w twojej okolicy???? odpowiedz typu - niech boli albo "niech nie jezdzi" to po prostu kpina z pacjenta….

    Niestety, ale takie zdania w Polsce padają równie często jak znienawidzone przeze mnie zdanie, które słyszałam już jakieś 250 razy: "TAKA PANI URODA". Jak do tej pory miałam do czynienia tylko z dwiema poważnymi osobami - pierwsza z nich to fizykoterapeuta o genialnej wiedzy i umiejętnościach, a druga to patolog od stawu żuchwowo-skroniowego który mnie nastawiał. Efcia, kurde, to Twoje zdrowie i Twój organizm, nie daj się takim konowałom, idź z tym do kogoś z polecenia, upomnij się może o rehabilitacje chociaż, napomknij coś. Kurcze, i to jest właśnie taki kraj, gdzie wszyscy są lekarzami. Bo nie ma sytuacji, żeby iść do lekarza i wcześniej samemu nie musieć sprawdzić, nie musieć dopytać co i jak, żeby potem wiedzieć w gabinecie czy taki konował cię przypadkiem nie zbywa albo nie pcha w kalectwo.
  6. troche poparzylo……….hm masz szczescie jonoforeza ma za zadanie przemycic pewne substancje (np sterydy) po pow skory. w zasadzie trudno poparzyc, ale oczywiscie jezelidasz maxa i trzymasz nie wiadomo jak dlugo, pojawi sie odczyn zapalny skory.

    No wyglądało to mniej więcej tak - stara maszyna, na końcu kabelka przyrząd przypominający wiekową pieczątkę do stempli, na skrzynce gałka - regulator. Pan przyszedł, podkręcił, kazał kolistymi ruchami bez odrywania "masować" staw. A, że staw mały, to praktycznie ciągle to samo miejsce smarowałam. Było tak piekielnie piekące i parzące, że sama sobie regulator przekręciłam na mniej, i od tamtej pory kazałam łaskawemu panu nie dotykać się tej przeklętej regulacji. Z czasem jakoś byłam w stanie dać więcej, ale facet dowalił mi taką moc na początek, że niech go licho... Czas zabiegu też był stopniowo zwiększany. Jonofereza i ultradźwięki to rozumiem. Bardziej mnie ciekawi, jakie zadanie miał laser... Maszyna na stojaku, emitująca światło lasera prosto na staw. I co to miało dać?
  7. jezeli to jest haglund to zaden sidas nie ma znaczenia Heski - oczywiscie, nieswoiste zabiegi pzapalne jak ultradzwieki, iontophoresis etc etc maja szanse powodzenia. dlatego mowilem, ze normalny ortopeda miejscowy powinien byc pomocny oczywiscie, leczenie jest zindiwidualizowne, ale z tego co efcia pisze, zadne leczenie jeszcze nie mialo miejsca….

    No to mamy dla Efci_xD wstępnie dobrą informację, bo nie dość, że rehabilitacja jest jednak przyjemniejsza i nieinwazyjna (nie to co operacja...) to naprawdę potrafi pomóc. Ja od czasu zakończenia terapii nie miałam już nigdy problemów z tym stawem, a było to parę lat temu jednak. Efcia, teraz dziewczyno zabierz się jak najszybciej do specjalisty, bo każdy dzień może być drogą do ulgi w cierpieniu. P.S. Jonoferezę miałam wykonywaną na jakimś fastumie czy czymś podobnym, zamiast na ich standardowym żelu wodnym. Pewnie też zrobiło swoje. Zwłaszcza przy procesie zapalnym. Mimo, że troszkę mnie poparzyło, to jednak z tych wszystkich zabiegów najbardziej bolesny był masaż. Ale opłacało się. Nie musiałam bujać się po Polsce w poszukiwaniu kogoś kto wytnie mi "kawalątek palca".

    Użytkownik HesSki edytował ten post 05 grudzień 2010 - 14:59

  8. badz ostrozna, powinnas znalezc kogos, kto sie specjalizuje w tych problemach ( tutaj to sie nazywa ortho surgeon with fellowship in foot and ankle surgey). jezeli cos moge pomoc to daj mi znac

    Jakiś czas temu borykałam się z taką "naroślą", przy RTG dawało to dwojaki obraz - albo wypustki kości albo zwapnionej chrząstki. Ciężko było lekarzom się określić. Problem dotyczył I stawu palca II prawej ręki (wskazującego). Przy tym stan zapalny od ucisku przez ten badziew na tkanki, ograniczona ruchomość, opuchlizna i zupełna niemożność funkcjonowania na poziomie podstawowym (jestem praworęczna a klamki nie mogłam otworzyć, posłużyć się nożem czy chwycić szklanki). Zaproponowali mi wstępnie operację i pozbycie się tej zbędnej ilości tkanki, jednak jak przyszło co do czego to lekarz powiedział że nie podejmie się tego bo ryzyko za duże (nie wiem czego ryzyko... :-/ ) i skazał mnie na miesiąc codziennej rehabilitacji - masaż manualny, ultradźwięki, laser i jonofereza. I chociaż to było bardziej jak ostatnia deska ratunku to o dziwo pomogło. Tak jak całe życie nie wierzyłam w taką rehabilitację i jej właściwości tak nie miałam wyjścia - musiałam przyznać jej ogromne możliwości. Janie czy w takim przypadku jak Efci_xD także można się wesprzeć rehabilitacją?

    Użytkownik HesSki edytował ten post 05 grudzień 2010 - 14:10

  9. Ja Pitztal 3440 m n.p.m. - jak i pewnie dla całej rzeszy ludzi; chyba, że ktoś jeździł w Zermatt to może stuknąć w 3800 - a paru takich tu jest :) Jeszcze wyższe od Pitztalera jest Tignes (maks. 3456) i Les 2 Alpes (3669?) - krótka ta lista :) Jana K. tymczasem wykluczam - bo diabli wiedzą gdzie on w tym Chile wlazł, żeby zjechać ;)

    No tak, Jana_K wykluczamy z konkursu, on już raz rzucił ponad 4 tysie, to i tak już wystarczy. :) Lepiej żeby nas nie denerwował. P.S. Powyżej jakiej wysokości zaczyna się prawdziwa walka z organizmem?
  10. Jakieś 'zwykłe' z decathlony "wed'ze" bodajrze, dają radę, troszkę za grube może, ale daje radę.

    Ojej, Wed'ze straszne są jak dla mnie. Kupiłam, ale tak - u góry ściągacz, który w ogóle nie trzymał, więc zjeżdżały na kostkę, a zresztą w ogóle nie opina, jest jak podłużny worek ze ściągaczem. Tak szerokie w stopie (szczególnie palce) że okręcają się i potrafią powodować dyskomfort (szew się przesuwa). To był raczej optymistyczny zakup za drobne pieniądze, ale mam też moje ulubione zielono-czarne Elany - przeciepłe, wygodne, opinające i misiate. Nie marznę w nich. Druga para Alpiny już nieco cieńsza (kupiona cieńsza tylko dlatego że lepiej zgrywała się z ortezą) ale na tyle fajnie zrobiona że też wystarczająco grzeje. I Elan i Alpina coś koło 25-30 zł kosztowały.
  11. - smar strasznie się lepi do cykliny. Czyścicie cykliny jakoś specjalnie czy tylko usuwacie to co samo odpada i nie przejmujecie się? - pył z cyklinowania i smarowania lubi się przyczepić do boku narty- macie na to jakiś patent? - smar zbierający sie przy plastikowej osłonie czubów- co z tym robicie?

    1. Polejesz cyklinę wrzątkiem, wycierasz i masz jak nówkę. 2. obklejam taśmą malarską jak mi się chce :) ale już nie zdarza mi się ani kapanie, ani wyciekanie smaru na krawędź, a pyłek zbieram bardzo miękką szmatką o strukturze jak microfibra. 3. cyklinujemy :) ale w zasadzie wczuwam się już na tyle przy smarowaniu, że problem z nadmiarem i zbieraniem się tam smaru znika. Ale jak coś tam Ci się zbierze to przecież nic - w jeździe to nie przeszkadza, tylko w oczy gryzie. P.S. Co do cykliny - jeśli nie chcecie kupować ostrzałki do cyklin, to przy okazji bycia w porządnym serwisie polecam zabrać ją ze sobą i ładnie poprosić o naostrzenie. Nawet w Austrii robią to bez problemu, a cyklina jak krawędź - musi być ostra ;)

    Użytkownik HesSki edytował ten post 01 grudzień 2010 - 19:16

  12. Czy ktoś wie czy w Alpach (IT, AT) można jeździć rowerem po stoku? :) Wiem, że abstrakcyjnie brzmi ale są tacy amatorzy (to nie ja). Czy ktoś zna jakieś regulacje, ew. ograniczenia albo ma pewność co do braku takowych? Myślę sobie, że na stokach ludzie czasem poruszają się rozmaitymi skibobami, skikke itp., do tego np. niepełnosprawni mają też swoje sprzęty, nieraz pewnie dość ciężkie - chyba nikt tego nie zabrania, więc na rowerze też nie powinien :) Wiem tyle, że na Gasienicowej, na Kasprowym nie było większych problemów :) PS. Nie mam pojęcia gdzie to umieścić, z góry więc przepraszam, że tymczasem tu - jeśli trzeba to proszę przenieść na właściwe miejsce :)

    W Alpach byłoby bosko! My z Sese zjeżdżaliśmy tylko w Zakopcu po Szymoszkowej. Oczywiście po ośnieżonym stoku - bo widzę, że tu niektórzy mają wątpliwości :) Myślę, że na innych stokach też nie byłoby problemu. Jazda po śniegu jest świetna, sama zastanawiam się nad tym żeby sobie zrobić kółka na śnieg, kilo nitów, silikon i oponki i kilka godzin roboty. Bo standardowe "łyse" oponki to jednak troszkę za mało... Marzy mi się zabrać na stok narty w aucie i rowery na dachu.. ech, coś wspaniałego :) Jak masz wątpliwości napisz do nich maila, przecież Ci odpiszą. Zresztą, może jest też jakiś regulamin, który NIE wyklucza innych sprzętów poza nartami, snowboardem, monoski itp. A jak nie wyklucza to znaczy że można. ;)
  13. Czy to ważne ? Jeżeli posmarujemy narty smarem w płynie to na zdrowy rozsądek, po co używać miedzianej szczotki ? Ona zbiera bardzo dużo smaru więc lepiej jest wypolerować nałożony smar zamiast go "ściągać" z powrotem ze ślizgu.

    Pomijając fakt, że smar w płynie to jednak profanacja... ale moment, bo nie wiem czy dobrze się rozumiemy - piszesz o szczotkowaniu narty PO nałożeniu smaru w płynie, na wzór szczotkowania narty po smarowaniu na gorąco i cyklinowaniu???? Jeśli tak, to nie widzę sensu szczotkowania w ogóle. Przetarcie miękką szmatką i gra. Ale jeśli mowa tu o poważnym smarze - nakładanym na gorąco - to nie chce być inaczej - miedź na początku idzie w ruch w celu otwarcia struktury ślizgu. Używałam twardych smarów, i zawsze po cyklinowaniu używałam nylonu, nigdy miedzi.
  14. janie - to nie rady, tylko dyskusja nt zabezpieczeń i ich skuteczności.

    Właśnie. Tu popieram w całej rozciągłości :)

    HesSki - nie piszemy o zdrowym stawie, tylko o stawie po jakims powaznym zabiegu. Logiczne, ze taki bark jest słabszy (zwłaszcza, ze zabieg był relatywnie niedawno). "I mylisz się też z tą energią, którą trzeba całą rozprzestrzenić by nic człowiekowi nie groziło. Gdyby wedle tej myśli były np takie były samochody (chyba z betonu...) to oczywiście - auto po zderzeniu byłoby całe, ale Tobie by bebechy porozrywało od energii którą przejmiesz TY, że tak się obrazowo wyrażę " Tutaj własnie jest sedno tego o czym pisze. W samochodzie po to są strefy zgniotu, zeby odpowiednio rozproszyć energie zdezenia. Im bardziej ją rozproszysz, tym bezpieczniejszy jest ten co w środku. Plastikowy ochraniacz nie absorbuje wystarczającej ilości energii, żeby zabezpieczyć uszkodzony bark, bo nie ma jej w co zaabsorbowac. Dlatego równiez pisałem, ze raczej nie ma mozliwości zrobienia takiego w 100% zabezpieczajacego ochraniacza.

    Tą strefą zgniotu jest w tym przypadku chyba ta wstawka z gąbki/pianki okalająca plastik z jednej bądź obu stron. (Podobnie jak w kasku)

    Nie twierdzę również, ze ochraniacze nic nie dają. Jedynie nie wierzę w to, ze taki naramiennik zabezpieczy odpowiednio już osłabiony bark. Ale jak już wspomniałem, to tylko moje przemyślenia i mogę sie grubo mylić - nie upieram sie. ;)

    Czy zabezpieczy - oby nigdy nie musiał spełnić swojej roli... ale myślę, że ma szansę ograniczyć jakoś niszczący wpływ uderzenia. Niestety sama miałam już szansę się przekonać o wypadku z ochraniaczem z m.in. plastiku (i gąbki) oraz bez... (wtedy "bez" trafiłam na pogotowie z podejrzeniem złamania kości w stawie łokciowym... :rolleyes:). Powiem krótko - na sobie sprawdziłam rezultaty noszenia plastików i ich braku. Stąd mój optymizm. Oby nikt nie musiał się sam o tym przekonywać :) Kurm, mam nadzieję, że też nie będziesz musiał stawać się praktykiem w tej dziedzinie :);)
  15. ok. osobiście uważam, ze taki naramiennik (orteza z gabką) nie zabezpieczy przed uszkodzeniem stawu barkowego w przypadku uderzenia/upadku. wynika to zwyczajnie z samej mecahniki uderzenia - działających sił itd. skoro jednak masz pozytywne doswidczenia z takimi rzeczami, to trzymam kciuki. :) BTW - ładny awatar. ;)

    Kurm, gdyby było jak mówisz, to ludzie na motocyklach, nartach, rowerach, rolkach.... itp nie nosili TAKICH właśnie form zabezpieczenia. A to co mówisz niestety jest tylko pesymistyczną wersją oczywistej kwestii-wiadomo, że nic nie jest w stanie zagwarantować nam totalnego bezpieczeństwa, ale są sposoby by bezpieczeństwo ZWIĘKSZYĆ i minimalizować urazy. I wbrew temu co piszesz wiele razy takie właśnie takie twarde kawałki skorupki założone na różnych częściach ciała ocaliły moje kości i stawy przed wizytą u ortopedy. I mylisz się też z tą energią, którą trzeba całą rozprzestrzenić by nic człowiekowi nie groziło. Gdyby wedle tej myśli były np takie były samochody (chyba z betonu...) to oczywiście - auto po zderzeniu byłoby całe, ale Tobie by bebechy porozrywało od energii którą przejmiesz TY, że tak się obrazowo wyrażę :) Apofi, każda ochrona jest dobra, oczywiście nie zawsze idzie to w parze z wygodą, ale kto powiedział że lekarstwo ma mieć smak malin... Tym bardziej, że nie będziesz musiała nosić tej zbroi zawsze.
  16. Chyba jednak może się jej taki jacket przydać, bo jednak w procesie "gojenia" lepiej jest unikać stłuczeń tego barku. Zerwania i skręcenia nie biorą się tylko od wywichnięcia wybranej części ciała. Ja np naciągnęłam sobie ACL i pouszkadzałam bebechy w kolanie właśnie w wyniku uderzenia o twardy metalowy przedmiot. A bark pierwszy raz wybiłam sobie uderzając nim o framugę drzwi... Oczywiście, że nie chodzi o to, by ta zbroja miała uchronić przez jakimś kolejnym poważnym urazem, bo ŻADNE zabezpieczenie na 100% nie zagwarantuje że nic się nie wydarzy, ale by chociaż ta ochrona miała szansę przyczynić się do tego, żeby zminimalizować kolejny uraz bądź pogłębienie obecnego w wyniku uderzenia. A uderzyć się na nartach można nie tylko d... o śnieg... A jak ktoś wyżej już wspomniał - rehabilitacja to będzie po prostu reszta życia dbania o wzmocnienie konkretnych partii mięśni i ćwiczenia bardziej wzmacniające niż rozciągające. Po pewnym czasie przypuszczam, że apofi nauczy się nastawiać sobie bark, bo niestety to chyba będzie już jej chleb powszedni... Zresztą, ja codziennie nastawiam sobie palce u rąk i stóp, bark prawy, oba nadgarstki, oba stawy biodrowe, stawy skokowe, mostek i żuchwę. Jeden mały bark to będzie pikuś apofi, wierz mi ;)
  17. Zamiast ortez nie lepiej zainwestować w dobrą rehabilitację ?:) Jakbyś była z Poznania mógłbym polecić świetnych specjalistów. Baa nawet w Warszawie znam kilku. (Przemawia weteran kontuzji wszelakich ;))

    Przy pewnych schorzeniach i urazach rehabilitacja to niestety trwa już całe życie. I niekoniecznie wystarczy. Apofi, taka moja uroda, bo inaczej tego nazwać nie mogę - mam taką przypadłość wrodzoną, że stawy mi "wypadają" na zawołanie, liczne dysplazje (nawykowe zwichnięcia), blokady, kolana np wykazują właściwości braku wiązadeł mimo, że je posiadam :)

    Coś takiego znalazłam: http://www.motocyklo...etowa-2163.html Możesz dać jakiegoś linka do tej bluzy Twojej?

    A ten jacket to mniej więcej właśnie taki jak znalazłaś tylko na narty można trafić lżejszy i troszkę mniej zabudowany. Przykładowo: http://allegro.pl/zb...1335125082.html

    Użytkownik HesSki edytował ten post 24 listopad 2010 - 20:17

  18. Albo kupisz sobie ochrony jacket (rodzaj "koszulki" naszpikowanej ochraniaczami - m.in. barków) albo ewentualnie orteza ale oczywiście nie unieruchamiająca, może coś tego typu: http://image.ceneo.p...tToCategory.jpg http://www.norwayspo...055_150x107.jpg tylko wiesz, dobra orteza to już droższa zabawa. Ja co do barku za dużo się nie wypowiem. Wypada to nastawiam, ale taka moja "uroda", Tobie jednak może się przydać pomoc zwłaszcza w okresie powrotu do formy..
×
×
  • Dodaj nową pozycję...