Skocz do zawartości

a_senior

Members
  • Liczba zawartości

    2 642
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    24

Odpowiedzi dodane przez a_senior

  1. 3 godziny temu, a_senior napisał:

    Nie chodzi o to czy ktoś jeździ lepiej czy gorzej po 2-3 sezonach jazdy, ale czy nie robi, w sposób systematyczny, istotnych błędów. Bo jeśli robi, to niestety mogą się utrwalić na całe życie.

    Cytuję sam siebie bo chcę pokazać to co napisałem na przykładzie. Na filmiku z Val Gardena 2016 r. jadą dwie panie. Żona (w niebieskim, BTW, o zgrozo, jeszcze bez kasku :)) i koleżanka (w czerwonym), z którą często wyjeżdżaliśmy razem na narty w Alpy. Obie panie były dobrze 6+, choć o wieku pań... Obie ze sportem mają niewiele wspólnego. Żona zaczęła jeździć ok. 22-23. roku życia. Byłem jej jedynym instruktorem narciarskim. Mam nadzieję, że jedynym. 🙂 Koleżanka jest typowym samoukiem. Starałem się jej wytłumaczyć to i owo, ale to daremny trud.

    https://youtu.be/Z1eUG-ZKgao?si=liRHAkiLbvKZjFT-

    A uderzając w tony refleksyjno-filozoficzne, można sobie zadać pytanie. Po co eliminować błędy i poprawiać swoją jazdę? Koleżanka z punktu widzenia poprawności techniki jazdy jedzie źle, by nie powiedzieć fatalnie, ale nie przeszkadza jej to zjeżdżać po każdej, nawet czarnej trasie. Nie męczy się przy tym bardziej niż inni i ma wielką radochę z tej jazdy. Nigdy na nartach nie zrobiła krzywdy sobie samej czy innemu. No więc po co eliminować tzw. błedy, doskonalić swoją jazdę? Pozostawiam pytanie bez odpowiedzi, choć oczywiście mam swoje przemyślenia.

     

    • Like 1
    • Thanks 2
  2. Godzinę temu, Jan napisał:

    no już bez przesady - jeździłeś lepiej w 2 sezonie swojej jazdy ?

    @Max żadnego przysiadania i wgryzania poradników ani youtubów - max. czas spędzić na stoku inwestując w kogoś kto potrafi szkolić

     

    Janie, w 3. sezonie. W 3. 🙂 Nie pamiętam jak ja jeździłem w 3. sezonie mojej jazdy, ale myślę, że lepiej niż Max. Tyle że prawie w każdą niedzielę zimową byłem na Kasprowym. 🙂 Połowa lat 60. ubiegłego wieku. 🙂 Nie chodzi o to czy ktoś jeździ lepiej czy gorzej po 2-3 sezonach jazdy, ale czy nie robi, w sposób systematyczny, istotnych błędów. Bo jeśli robi, to niestety mogą się utrwalić na całe życie.

    Pełna zgoda co do szkolenia. Dobry istruktor. Poradniki i YT to tylko dodatkowa pomoc i to warunkowa, bo bez szkolenia w realu nic nie pomogą.

  3. 11 godzin temu, Max napisał:

    Trochę żenua, ale niech będzie. Z początku roku, na testowych nartach z wypożyczalni i na równym/dobrym stoku, przy gorszych warunkach walczę jeszcze bardziej.. i mam problem z szerokim prowadzeniem nart. To nie temat na ocenę jazdy i tipy, ale jeśli ktoś ma ochotę można bić 🙂 Mieszkam pod Wawą, mogę wybrać się gdzieś tutaj do bootfittera. 

    Hmmm... Nie jest dobrze. Dużo do poprawy a raczej nauczenia. Twoje skręty są robionę trochę na zasadzie przerzucania nart w druga stronę z wyraźną rotacją tułowia. Prawidłowy skręt powinien byc pełny, powinien rysować na śniegu duże "C", praktycznie bez rotacji tułowia (oczywiście są wyjątki) z wyraźna fazą prowadzenia skrętu. Tego u Ciebie nie ma. Szerokość prowadzenia nart ma mniejsze znaczenie i tym bym się na razie nie przejmował. Brak pracy kijków.

    Buty, zarówno te Salomony (BTW jeździłem na nich) jak i Fischery (jeżdżę na nich obecnie tyle że z flexem 130) są OK. Narty też (znów przypadek, ale jeździłem na Fischerach RC4 race SC i podobnych do Redsterów Atomic SL9). Dla Ciebie długość nart ok. 165 cm. Jeśli z butami coś nie tak idź do bootfittera. Te Fischery RC4 można nieźle dopasować do stopy specjalnym wygrzewaniem.

    • Like 1
    • Thanks 1
    • Haha 1
  4. 8 godzin temu, Marcos73 napisał:

    Andrzejku, już się zmieniło, bo za szkolenie odpowiada tylko SITiN bez udziału PZN.

    Chryste Panie, jakie to skomplikowane. 🙂 Za moich czasów, przełom lat 60. i 70., SITiN nie było. Był tylko PZN i trzy stopnie: pomocnik intruktora PZN, instruktor PZN i instruktor wykładowca. Nie trzeba było uczestniczyc w żadnych zawodach, choć w przypadku IW nie wiem, bo tak daleko nie zaszedłem. Przed kursem na instruktora trzeba było się wykazać szkoleniem innych. Proste. I komu to przeszkadzało? 🙂 A ludzie jeździli nie gorzej niż dziś, choc niewątpliwie inaczej. 🙂

    W sumie ciekawie masz. Masz kogo popychać do przodu. 🙂 Moje dzieci nie skończyły żadnych kursów instruktorskich. Nie chciały a i ja ich do tego nie zachęcałem. Zresztą miały co robić prócz zwykłej szkoły. Ale sam pomysł b. dobry.

    • Like 3
  5. 1 godzinę temu, Edwin napisał:

    W PL uczą tak. Śmig,to śmig, skręt rownoległy krótki to skręt krótki.

    Chyba, że coś się zmieniło od 2013r.

    Ano właśnie. Podobno się zmienia. Od 2025 "śmig" to będzie "skręt podstawowy krótki".  Przypominam wpis Dyziek, BTW szkoda, że się tak rzadko odzywa, bo wielu oszczędziłoby sobie wiele niepotrzebnej pisaniny.

     

    • Like 1
  6. A tak BTW. Czym smarujecie łańcuchy?

    Ja od pewnego czasu olejkiem z Decathlonu O3. Uniwersalny, całkiem dobrze się sprawdza. Cross, MTB.

    Na suche i piaszczyste nadmorskie jazdy stosuję parafinowy White Lightning. Nie brudzi się, piasek sie nie klei do łańcucha, nawet jak sypnie go wiatr. Drobny deszczyk mu nie szkodzi, ale przy większym kontakcie z wodą trzeba pponownie posmarować.

    A łańcuch mieszczucha smaruję Finish Line wet. Dobry na mokre jazdy, ale strasznie sie lepi syf do łańcucha. Tyle że w mieszczuchu łańcuch jest w całkowitej osłonie. Ostatnio, po dobrym roku jeżdżenia sprawdziłem czy nie trzeba posmarować. Łańcuch wciąż dobrze posmarowany, czysty. 

    • Thanks 1
  7. 3 godziny temu, Mitek napisał:

    Od tygodnie pogoda na rower znakomita, zwłaszcza rano. W tygodniu 4x60 w dobrym tempie. Oby taka pogoda się utrzymała jak najdłużej, no mogłoby być trochę zimniej bo wtedy ludzi wymiata i jest w ogóle ekstra.

    Ja cały czas roweruję, ale w górach. Przebiegi niewielkie, ale podjazdy, i zjazdy, konkretne. Z dzisiejszego urzekł mnie taki widoczek. Czuje się jesień.

    20240926_180321.jpg

    • Like 2
  8. 3 godziny temu, Mitek napisał:

    Andrzej a gdzie to było? Na tych zaporówkach pod Pruszczem.

    Do Pruszcza niedaleko. Na Raduni jest w tych okolicach 5 albo 6 elektrowni wodnych zbudowanych jeszcze przez Niemców na początku zeszłego wieku. Każda taka elektrownia jest jednocześnie zaporą. Ten dziki, choć krótki odcinek Raduni na zdjęciach jest między elektrownią Juszkowo i elektrownią Kuźnice w Straszynie. Ogólnie biorąc ładna okolica. Przy następnej okazji (syn tam mieszka) spróbuję objechać Jezioro Straszyńskie.

    • Like 1
    • Thanks 1
  9. W dniu 25.09.2024 o 11:23, Gabrik napisał:

    Teraz, można to łatwo przenieść na "nasz" świat, czyli dorosłych, ale dopiero się uczących.

    Temat, jak sam piszesz, mocno kontrowersyjny. Nie mam większych doświadczeń instruktorskich. Ostatnie pochodzą z lat ...70. ubiegłego wieku. Ciut inny sprzęt wtedy był do dyspozycji i ciut inne techniki jazdy. 🙂 Własne dzieci też uczyłem jeszcze w "klasycznych" czasach, a wnuki szkoli kto inny, choć jednemu z nich kupowałem ostatnio narty. Małe slalomki Volkla o długości, ciut nadmiarowej, ok. nosa. Oczywiście używane.

    Opinie jakie narty i jakiej długości do nauki są różne, a niekiedy bardzo różne. Klasyczni, cokolwiek to znaczy, polscy instruktorzy, radzą uczącym się narty stosunkowo długie, ok. wzrostu, a nawet więcej. Dlaczego? Bo taka długość wymusza lepszą i bardziej dogłębną naukę... technik ześlizgowych. I jest w tym sporo racji. Na naukę technik ciętych przyjdzie czas później, być może już na krótszych nartach, ale najważniejsze są dobre podstawy technik ześlizgowych. Mój syn np., gdzieś ok. poczatku tego wieku, nie chciał przechodzić na narty carvingowe, które wtedy juz mocno wchodziły na rynek. Twierdził, że musi najpierw dobrze opanować skręt klasyczny na swoich 2 m klasykach. I faktycznie opanował, a później stosunkowo łatwo technikę ciętą na nartach carvingowych.

    Ale niektórzy proponują inne podejście. Kilku instruktorów francuskich, których filmy "tłumaczyłem", ale nie tylko ci, sądzi inaczej. Jeśli już jako tako umiesz skręcać, ale wciąż czujesz się początkujący, kupuj narty stosunkowo krótkie, ale z górnej półki. Najlepiej slalomki, choć nie zawodnicze. I też mają swoje racje. Na tego typu narcie szybko poczujesz dynamikę współczesnej narty, jej wygięcie w skręcie, załapiesz cięte prowadzenie skrętu. A techniki klasyczne i tak przyjdą, bo na tego typu nartach łatwo się klasycznie skręca.

    I komu tu wierzyć i kogo tu słuchać? 🙂 Na szczęście etap nauki na nartach mam dawno za sobą, a wnuki szkolone są przez dobrych fachowców.

    • Like 2
  10. I jeszcze kilka zdjęć z okolic Gdańska, gdzie spędziłem ostatnio kilka "roboczych" dni. Dokładnie Straszyn, Juszkowo... Wybraliśmy się na mały rowerek w okolice rzeki Raduni. 7-8 km, ale 5 letni wnuk na małym rowerku przejechał bez problemu. Przy okazji pożyczyliśmy z synem łabędzia (na zdjęciu) i popływali po rzece. 10-12 km od Gdańska a dziko jak na niezłym zadupiu. 🙂

    20240921_122007.jpg

    20240921_123731.jpg

    20240921_130814.jpg

    20240921_131714.jpg

    20240921_131811.jpg

    20240921_133027.jpg

    • Like 5
  11. W dniu 19.09.2024 o 08:33, Gabrik napisał:

    Pytania do osób z wieloletnim doświadczeniem. Kupujesz narty - nówki sztuki, nieśmigane.

    Dla siebie i żony zawsze nówki. Dla dorastających dzieci zawsze używane.

    Czy i po jakim czasie odczuwasz faktyczne zmęczenie "materiału"?

    Nigdy nie odczuwałem. Zawsze był inny powód by zmienić narty. Podobno narty wytrzymują, tzn. zachowują swoje właściwości, ok. 100 dni intensywnej jazdy. Co to znaczy intensywna jazda to dobre pytanie. Mnie się nigdy nie udało przekroczyć tego limitu. 

    Czy narty tracą właściwości/odczuwasz to zanim ilość serwisów "zje" krawędzie?

    Nie wiem. Krawędzi też nigdy mi nie zjadło. Rzadko serwisuję narty w serwisie, tylko do zrobienia tzw. bazy, czyli podszlifowania spodów. Zawsze sam serwisowałem rodzinne narty. Często je ostrzyłem, ale ręcznie, a więc oszczędnie dla krawędzi.

    Czy przy założeniu, że narty są tzw strzałem w 10. Zmieniasz narty, bo faktycznie już są "wyklepane", czy raczej, ponieważ chcesz/korci Cię tylko zmiana na coś innego?

    W nowej epoce, a więc powiedzmy od początku tego wieku, szukałem dla siebie optymalnej narty. Pierwsze "carvingi", coś w rodzaju GS, bo wcześniej były różne klasyki, okazały się takie sobie. Potem przetestowałem różne typy nart firmy Blizzard w ich dniu "otwartym". Stwiedziłem, że najbardziej pasuje mi slalomka. I dalej nastąpiła seria różnych slalomek. Pierwsze, Fischer SC, okazały się za miękkie, drugie - Volkl SC takie trochę nijakie. Wreszcie padło na Volkl SL, które są dla mnie strzałem w 10. Dodam, że starych nart nie wyrzucałem, tylko przekazywałem synowi, który jest ode mnie sporo lżejszy. Pierwsze mu ukradli, drugie wciąż używa.

     

    • Like 1
    • Thanks 2
  12. 4 godziny temu, Wujot2 napisał:

    Takie dywagacje jak są w tym artykule czy prowadzi @Spiochu mogą (i są) obarczone fundamentalnymi błędami wynikającymi z nieznajomości tematu.

    Ale pytanie zostało postawione i jest zasadne. Dlaczego Wody Polskie nie zdecydowały się opróżnić zbiorników? I padła odpowiedź ze strony Wód Polskich. Niestety, jak by to powiedział mój wnuk - słaba:

    Wg stanu prognoz na 13.09.2024 r. przepływy w rzece Nysie Kłodzkiej miały być zdecydowanie niższe, niż były w rzeczywistości, co wymagało zwiększonych odpływów m.in. ze Zbiornika Nysa. Dodatkowo sytuację utrudniła awaria zbiornika Stronie Śląskie, która spowodowała dodatkowy napływ wody z górnych części zlewni – taka sytuacja ma wpływ także na prognozowane przepływy, które ulegają dynamicznym zmianom. Zmienność danych wymaga bieżącej korekty odpływów ze zbiorników, tak aby pomieściły one możliwie największą ilość wody i jednocześnie pozwoliły uniknąć kulminacji fal na Odrze" — wyjaśniło nam państwowe przedsiębiorstwo odpowiedzialne za wody w Polsce.

    I komentarz redakcji:

     

    W skrócie pisząc, szala winy przesuwa się coraz bardziej na błędne prognozy IMGW. Nie niknie oczywiście pytanie zasadnicze, dlaczego skoro nawet dziennikarze "Nyskich Nowin" dostrzegli, że coś jest nie tak, i mimo informacji o zrzutach z czeskich zbiorników, to w polskich zbiornikach zbudowanych na właśnie takie przypadki za miliardy złotych wspólnych pieniędzy znajdowało się wciąż tak dużo wody?

    Co komu szkodziło zadziałać bezpiecznie, zachowawczo? Dlaczego instrukcje nie dają możliwości bardziej bezpiecznej reakcji w takich wypadkach, skoro nie był to błąd poszczególnych osób? Wiele pytań, na które nie otrzymaliśmy niestety odpowiedzi.

    Czyli zawiniły prognozy. Nawet nie ma próby poważniejszego, bardziej technicznego wytłumaczenia się. Nawet laik przetłumaczy to tak: reakcja Wód Polskich była stosowna do prognoz, które były bardziej optymistyczne niż rzeczywistość pokazała. Czyli: zabrakło rozsądku i wyobraźni. 🙂

    Ale nawet nie silę się na obwinianie kogokolwiek czy jakiejkolwiek instytucji ani nie chcę dywagować czy wcześniejszy zrzut cokolwiek zmieniłby. Łatwo oskarżać po fakcie, ludzie są tylko ludźmi, z ich doświadczeniem, ale i ograniczeniami. Zwłaszcza w sytuacjach ekstremalnych łatwo o pomyłkę czy niedocenienie niebezpieczeństwa.

     
    • Like 1
  13. Nie śledzę dyskusji o opróżnianiu lub nie zbiorników. Z doświadczenia wiem, że takie dywagacje amatorskie, nie znając dobrze istoty rzeczy i nie będąc specjalistą w dziedzinie, niewiele wnoszą. Ale znalazłem artykuł, który potwierdza tezy Piotra. Może już tutaj był. Jeśli tak, to sorry.

    https://businessinsider.com.pl/wiadomosci/wody-polskie-nie-chcialy-oproznic-zbiornikow-dzien-przed-powodzia-nie-bylo-takiej/e2hyv4j

    PS Chyba już było, ale nie zaszkodzi powtórzyć w innym wydaniu. 🙂

    I świeże (18.09.24 godz. 11.01) wyjaśnie Wód Polskich. Wychodzi, że winny jest IMiGW. 🙂

    https://businessinsider.com.pl/gospodarka/mamy-wyjasnienia-wod-polskich-dlaczego-nie-oprozniali-zbiornikow-dzien-przed-powodzia/gsdrepn

  14. 7 godzin temu, Lexi napisał:

    Przecie po Waszemu to "chujmorgen" ..czy jakoś tak podobnie brzydko - w radio slyszałem ..

    To po holendersku czy niderlandzu jak kto woli. A Vicor we Flandrii mieszka. Zwrot poznałem jako "ch... w mordę" 🙂, z wyrażnie charczącym "ch", gdy pracowałem przy kwiatkach w holenderskim Aalsmeer dawno temu. Flamandowie mówią bardziej miękko, przyjemniej dla ucha.

    • Like 1
  15. 34 minuty temu, Mitek napisał:

    Panowie dziadkowie dajcie spokój. To specyficzny temat o książce Wiesława i uszanujcie to. Stwórzcie sobie temat na swoje emeryckie wspominki - z pewnością będzie popularny.

    Po primo. Trudno coś więcej powiedzieć o książce nie przeczytawszy jej, a przynajmniej sporych jej fragmentów. 1/3 książki jest dostępna za darmo na komputer. Zacząłem czytać, ale trochę to zajmie. Pierwsze wrażenie jest następujące. Książka mnie, amatora i laika fotograficznego, który mimo wszystko lubi cykać fotki, wyraźnie przerasta. W pewnym sensie jest dla mnie, "inżyniera", za mądra. Jej targetem wydają się zawodowi fotografowie i osoby chcące nimi zostać. Ale się zobaczy.

    Po secundo. Jak dobrze wiesz, bo bardzo często sam w tym uczestniczysz, z wątku głównego wychodzą poboczne, niekiedy bardzo interesujące. Książka jest o szeroko pojętej fotografii. W pewnym sensie każdy z nas jest nią w dość ograniczonym sensie zainteresowany. Stąd uwagi poboczne, w których BTW uczestniczy i sam autor wątku.

    Howgh! 🙂

    • Like 1
    • Thanks 2
  16. 4 godziny temu, Wujot2 napisał:

    Teraz wymiar sensora można wykorzystać w 30x powiększeniu. Czyli z 24 mm "wychodzi" spokojnie b2. Mój smartfon ma 1,5 cm bok matrycy i po lekkich zabiegach też wychodzi format A2+.

    Jest jeszcze jeden aspekt - są od pewnego czasu kapitalne programy AI (np Topaz AI) do resamplowania (powiększania rozdzielczości). Wyniki wbijają w podłogę. Jeśli materiał wyjściowy jest dobry (ostry) to pozwalają powiększyć go 6x (liniowo). I wtedy z dobrej jakościowo klatki 24 mm możemy mieć obrazki na fototapetę. Mnie pozwoliło to podnieść jakość starych zaszumionych klatek z pierwszych cyfrówek do współczesnych topowych aparatów.

    Amazing. 🙂 Czyli z takiego porządnego smarfona dostajesz aż 42x60 cm. Do tego niektóre posiadają kilka obiektywów. Ten mój Samsung S22 ma tele 3x z ciut mniejszą rozdzielczością niż obiektyw główny. Często z niego korzystam, jak i z szerokokątnego 0.6x. Tego ostatniego nawet niezły kompakt Canon G7X nie ma, choć ma zoom optyczny 4.2. Dlatego kompakt poszedł w odstawkę. Jedynie lepszy w filmach, zwłaszcza, gdy chcesz płynnie zoomować. W smarfonie taki płynny zoom jest, hmm... słaby. Dlatego na narty wciąż zabierałem kompakt. Właśnie do filmów.

    Ale mnie, typowemu amatorowi, w zasadzie powiększone odbitki niepotrzebne. Wszystko trzymam na google czy dysku po uprzednim przycięciu, obróceniu, podkręceniu kontrastu, jasności, itp. Nic nie przekładam na papier, co zapewne jest błędem. Bo te wszystkie eletroniczne zapisy szlag trafi po pewnym czasie, a papier przetrwa długo. M.in. dlatego zachowały się zdjęcia mojej mamy narciarki z lat 30 ubiegłego wieku. Już to zdjęcie wstawiałem. Ale ponawiam prośbę. Ktoś podpowie gdzie było zrobione. Raczej Beskidy, ale niekoniecznie.

    Dzięki za namiar programy do resamplowania. Kto wie czy jeszcze nie skorzystam z nich. Mam całą kolekcję starych zdjęć.

    mama.jpg

    • Like 2
    • Thanks 1
  17. 6 godzin temu, Victor napisał:

    Z chęcią przeczytam. Kiedyś miałem fazę na fotografię nawet kupiłem jakiegoś Canona EOSa który do dziś leży 😅 pewnie zakurzony w szafce 🤷‍♂️

    Tak jak moja Minolta i właśnie Canon EOS. Ja też miałem fazę fotograficzną w młodości. Czyli koniec lat 60. i początek 70. Zorka 4 (z dalmierzem) a potem Zenith lustrzanka. A jeszcze wczesniej był Start, taki aparat na klisze 6 cm z okienkiem 6 cm (miało osobny obiektyw) do kompozycji zdjęć. Kupiłem sprzęt do wywoływania kliszy i zdjęć. Zagospodarowałem pomieszczenie w piwnicy i zrobiłem sobie ciemnię. I książki też poczytałem, zwłaszcza jedną, klasyka, której tytułu nie pomnę. To trwało kilka lat. Żona twierdzi, że wtedy robiłem najlepsze zdjęcia. Poniżej jedno z nich. "Plecy" kolegi. 🙂

    Potem była Minolta, pierwsza poważna lustrzanka. Nacykałem nią sporo rodzinnych zdjęć. Potem seria kompaktowych Canonów z ostatnim Canon G7X, jedna lustrzanka Canona. A dziś? Smartfony. Gdy porównuję jakość zdjęć z mojego Samsung S22 do tych z Canona G7X (1" matryca) to te ze smartfona są lepsze, cokowiek to znaczy. Na pewno dla takiego jak ja amatora.

    park12.jpg

    • Thanks 4
  18. Godzinę temu, Mitek napisał:

    Ruch jest modny, bardzo wiele osób jeździ na rowerze, ćwiczy, chodzi na zajęcia, narty, tenis, bieganie. Z moich obserwacji wynika, że bardzo wiele z tych osób - jeżeli nie większość - nie lubi ruchu jako takiego. Ćwiczą, jeżdżą i coś tam robią bo jest moda, bo tak należy, bo sąsiedzi też itd. natomiast gdyby nie ten przymus nie robiliby nic. Nie mają wewnętrznej potrzeby tylko zewnętrzną.

    Ale i tak dobrze, że sie ruszają. Jakkolwiek. Taką wewnętrzną potrzebę ruchu niektórzy mają wrodzona lub nauczoną. Obaj ją mamy jak widzę. Moje dzieci też, bo je tego nauczyłem. Zresztą do niektórych form aktywności, jak choćby codzienna krótka gimnastyka, o której wspomniałem, i ja muszę się przez rozum zmuszać. 

    Ale większość ludzi w pewnym wieku nie ma potrzeby ruchu ani się do niego nie zmusza. Spędziłem tydzień w dość wypasionym hotelu na Węgrzech. Zdecydowana większość gości to niemieccy emeryci. Nie brakowało też Rosjan (a może Ukrainców) i Czechów. Tylko jedna 8-osobowa nasza polska grupa. Pogoda znakomita, ciepło 30-32 stopnie, słońce. I co robiła zdecydowana większość ludzi? Leżakowała i od czasu do czasu wchodziła do basenu by się niemrawo poruszać. Pływających na palcach jednej ręki. Jedynym wyjątkiem była grupa naszych pań, które robiły codzienną gimnastykę w wodzie wzbudzając tym zazdrość innych pań, zwłaszcza Czeszek. Efekt takiego tryby życia wychodzi m.in. w sylwetkach tych niemrawych ludzi. Faceci z poteżnymi brzuchami, panie z potężnymi tyłkami. 🙂

    • Like 2
  19. 6 godzin temu, zając napisał:

    W ramach narzekań na niesprawiedliwość losu w kwestii żywotności organizmu pochwalę się zepsutym kręgosłupem w odcinku lędźwiowym w 35 roku życia kiedy to dopadła mnie dwukrotnie tzw. rwa kulszowa (powód: przepuklina jądra miażdżystego przechodząca w sekwestr), która spacyfikowała mnie na ok. pół roku (ucisk na nerw kulszowy i zagrożenie jego przerwania), a skończyło się "wyssaniem" tejże przepukliny metodą laparoskopową.
    Dorobiłam się tego chodząc po górach, pływając regularnie 1x w tygodniu, ćwicząc codziennie, grając w tenisa 1x/tydz. i co jakiś czas: rower, rolki, narty i co tam jeszcze się udało wcisnąć w zależności od pory roku. Tak że cóż, nie ma reguły...

    Ale być może ćwiczyłaś niekorzystnie dla odcinka lędźwiowego? I wystarczył jakiś głupi ruch. Np. podnoszenie pełnego wiaderka w skręcie bocznym tułowia. Tak właśnie zrobiła moja żona, choć konsekwencje nie były tak poważne jak u Ciebie.

    Ja sobie mocno podpsułem lędźwie jeżdżąc po wertepach na rowerze MTB typu HT (bez tylnej amortyzacji). Skutki nie były katastrofalne, ale powiedziałem basta. Pełna amortyzacja i... codzienne ćwiczenia na wzmocnienie obręczy barkowej. Niewiele, ok. 10-12 min prawie każdego dnia. I póki co nie jest źle. Czuję kregosłup, a jakże, ale da sie żyć bez większych problemów, w tym jeździć na rowerze po wertepach i na nartach. Odnośnie codziennych ćwiczeń na obręcz barkową jest tu na forum ekspert. 🙂 Może sie odezwie.

    A na razie przeniosłem sie na krótko na wieś i oczywiście wybrałem się na krótkie górskie rowerowanie z pięknymi widokami.

    widok1.jpg

    widok2.jpg

    • Like 5
×
×
  • Dodaj nową pozycję...