Spiochu
Members-
Liczba zawartości
4 672 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
42
Zawartość dodana przez Spiochu
-
Na początkowym etapie, ani slalomka, ani gigantka. Do nauki bierzesz średnio twarde i niezbyt długie narty a czy promień mają 12 czy 18 to jedn ch... Już większy wpływ na ewolucje ślizgowe ma przygotowanie krawędzi. Zaczynamy na dość tępych a wraz ze wzrostem poziomu można ostrzyć narty coraz bardziej agresywnie . Wymusi to prawidłowe wykonanie odciążeń NW, inaczej będziemy haczyć krawędzią i się wywalać.
-
A znasz kogoś, kto umie?
-
To co podaje trener to jest droga standardowa. Ty przedstawiasz jakieś emeryckie teorie, bo zatrzymałeś się w poprzedniej epoce. Popatrz na siebie. Ile się nauczyłeś przez 30 lat jazdy? Dalej nie umiesz dobrze skrecać, nawet na slalomkach. Ześlzgowe śmigi to możesz sobie jeździć na czymkolwiek, bo to i tak nie robi różnicy. Na slalomce uczy się jazdy na krwędzi bo tak jest łatwiej i bezpieczniej. Dopiero jak ktoś ogarnia wprowadza się gs. Gigantka wymusza lepszą technikę, ale tym samym trudniej załapać czucice krawędzi. Dodatkowo duża prędkość zwiększa strach i ryzyko wypadku.
-
Nie zgodzisz się pewnie też z twierdzeniem, że gigantki są w Zwardoniu bezużyteczne, a są. Tak, wiem, że zaraz zaczniesz szukać filmów z jazdy na gs po tym stoku, ale te narty nie do tego służą. One są na długie alpejskie stoki i do jazdy z prękdościami powyżej 70km/h a nie do żadnej nauki. GS są dobre do doskonalenia na Twoim poziomie jazdy. Mitek nawet nie doszedł do poziomu, by zacząć jeździć na takich nartach. A to że od 20 lat wozi je po stoku, nie ma żadnego znaczenia.
-
Najpierw slalomka a potem gigantka, nie odwrotnie. Co do wieloletniego procesu to na tym polega prawdiłowa nauka czegokolwiek, nie tylko nart. Krótkie incydentalne sesje to wypaczenie procesu nauczania. Nie ma znaczenia, że 99% klientów narciarskich jest zainteresowana tylko krótkimi lekcjami, prawidłowy proces to regularna nauka przez wiele lat.
-
🙂 W myśl zasady, że lepiej być sądzonym niż niesionym, w sytuacji bez innych wyjść, lepiej jak ktoś trafi w kursanta niż w Ciebie. Niemoralny, (oficjalnie) niepopularny, ale w pełni racjonalny wybór.
-
Posiedzieć to sobie mozesz nawet pod budką w Wa-wie. Narty z dobrą ekipą to zupełnie inna jakość. Do wymiany doświadczeń, próbowania nowych ewolucji czy terenu potrzebni są nie tylko ludzie, ale również miejsce i pewna różnorodność stoków. Pogodać można na wyciągu, czy w przerwie, a piwa napić się wieczorem. Taki zlot jest wtedy kompletny.
-
Jedno nie wyklucza drugiego a zlot narciarski to oba te punkty jednocześnie. Po co katować Zawrdoń jak są lepsze możliwości? Przy okazji, Adam by się wreszcie ruszył poza swój grajdołek.
-
Zabierzcie Adama do Austrii, zamiast się kisić w tym Zwardoniu. On już chyba od lat w Alpach nie był, o ile w ogóle je odwiedził.
-
Dalej chodze na piesze wycieczki. Ostatnio bylem na pieszo. Na rowerze jestem za cienki na wiekszosc tras a jak juz jade to raczej zaden pieszy sie nie przestraszy. (Tak wolno)
-
Jak zapierdala na plecy to podpada pod punkt debil. Jak zwolni i będzie go słychać to piesi zwykle zrobią miejsce. W górach jestem głównie pieszym i ustępuję rowerzystom, tym na koniach też ustapie ale rzadko się ich widuje. Quady wypad na tory i piachy. Otatnio w górach byłem w Niedzielę. Nie wiem czy to aż taka prehistoria.
-
W kwestii pierwszeństwa nie potrzeba żadnych znaków. Jest naturalna zasada, która obowiązuje, bez potrzeby prowadzenia szkoleń i egzaminów. "Większy ma pierwszeństwo" tak działa ruch drogowy w dizkich krajach i wszyscy się stosują. Jest w tym sporo logiki. Łatwiej zatrzymać się pieszemu niż ciężarówce. Na szlaku też pieszemu łatwiej ustapić miejsca rowerzyście, niż na odwrót. Potrzebny jest jednak rozsądek i zrozumienie dla obu stron. Jeśli ktoś zapierdziela w tłumie to jest debilem i żadne zasady nie pomogą.
-
Nie taki zrozumiały ten znak. Jak pierwszy raz zobaczylem to kompletnie nie wiedziałem o co chodzi. Słowo yield znałem tylko w znaczeniu rezultat, wynik. Brytyjskie "give way" jest jednak znacznie prostsze dla obcokrajowca.
-
Szkoda Mitku, że nie spróbowałeś. Może jednak spróbowaleś, ale się nie przyznajesz? Dobrze jednak, że podjazd Cię nie zabił, czasem lepiej odpuścić, niż przekroczyć granicę. Nie wiem jeszcze kiedy, ale może mnie się uda zmierzyć z tym podjazdem, tylko na pewno nie w taki upał jak teraz.
-
Cieżko stwierdzić, pewnie nie, bo to rejony, które raczej się omija.
-
Wątpie by coś to zmieniło. Byłem na tej polanie przynajmniej z 10 razy, ale nazwy nie śłyszałem, nie jest popularna.
-
Spedziłem setki dni w Tatrach, wielokrotnie byłem w dolinie Chochołowskiej, a o Iwanówce też nigdy wcześniej nie słyszałem.
-
Wy sie smiejecie a ja serio sie martwie co z Mitkiem. Juz drugi dzien sie nie odzywa.
-
Zaczynam się martwić, czy podjazd go nie wykończył.
-
Przykład progranowania twojego syna to NIE jest narciarski poziom PI, który prawie każdy może osiągnąć, choć nie w rok czasu. To jest poziom czołówki Polski FIS. Potrzebne są do tego odopiednie zdolności, psychika, determinacja i wieloletni świadomy i prawidłowy trening (nauka). Dodatkowo trochę szczęścia. Wystarczy, że któregoś punktu zabraknie i szanse przepadają. On się dostał do firm, do których tysiącom innych się nie udaje, choć też wiele razy próbują. Piszesz, że nie miałeś takich szans. Identycznych nie, ale inne dużo większe. Dla zaradnych i odważnych lata 90-te to były najlepsze czasy w dziejach. Dorabiali się dużo głupsi od Cieibie i startujacy bez żadnych perspektyw. Jedni handlowali byle czym, inni zarobili kapitał za granicą i kupowali śmiesznie tanią ziemię pod miastami. Jeszcze inni wchodzili w nowe branże, gdzie w kraju nie było prawie żadnej konkurencji. Znam przynajmniej kilka takich przypadków. Głównie z Twojej lub trochę młodszej grupy wiekowej. Teraz o taki spektakularny rozwój trudniej, bo rynek się już wyregulował. Widać zresztą, że obaj nie myślimy biznesowo. Zastanawia nas kariera specjalisty, lub budowanie firmy produkcyjnej od podstaw. Tym czasem wystarczyło kilka lat temu zostać pośrednikiem nieruchomości. Zero wymaganej wiedzy, zerowe ryzyko, można nawet być przygłupem. Trzeba tylko dobrze kit cisnąć i szybko dzwonić na nowe ogłoszenia. Od jednej transakcji koszą po kilkadzisiat tysięcy, więc pewnie najlepsi zarobili więcej od Twojego syna.
-
@Mitek I jak wrażenia z podjazdu? Napiszesz jakąś relację? Mam nadzieję, że nie padłeś po drodze.
-
@Mitek A tak w ramach motywacji, pamiętaj że Ty nie jeździsz mtb, tylko same płaskie asfalty na mazowszu 😉
-
Zmierz sobie czas, a jeśli nie da rady czegoś podjechac to zanotuj jaki odcinek. Jak będzie okazja to też spróbuję.
-
To mniej wiecej to samo co napisalem. Mialem na mysli zarobki "na reke". Brutto to tak absurdalny twor ze nie ma sensu z niego korzystac. Powinno sie podawac netto dla pracownika albo koszt pracodawcy.
-
Jak brakuje inżynierów to słyszę już od dzisięcioleci. A realia? Gdy zmianiam pracę na 100 wysłanych CV z 90 firm nawet nikt się nie odzywa. Na rozmowach większość kręci nosem na "wysokie" oczekiwania finansowe. W obecnej firmie są ogromne braki w dziale konstrukcyjnym, ale podobno nie ma chętnych. Wszystkie projekty opóźnione. Na propozycję żeby wystawić ogłoszenie z wysokimi (ale i tak poniżej 10k) widełkami płacowymi, zarząd mówi że tak to nie robią. Cały czas brakuje milionów ludzi do pracy, ale tylko za gównianą stawkę. Jak ktoś zaoferuje lepsze pieniądzę (i to wcale nie z pułapów Wujota) to jest 100 chętnych na miejsce.
