Skocz do zawartości

Plus80

Members
  • Liczba zawartości

    491
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    9

Odpowiedzi dodane przez Plus80

  1. Godzinę temu, KrzysiekK napisał:

    Ja mam (a mam nadzieje miałem) też problem z tym schematem kontr rotacji. Na sucho sobie to robię i mam wrażenie, że udało mi się wczoraj powtórzyć to na stoku. To zejście w dół i "skręcenie" ...

    kontra.png.68f90224f8575b9b1501a438e018cc2c.png

    popełniłem takie coś...

    Przepraszam praktyków 😄 

    Potem z tej niskiej pozycji robiłem NW i skręcało 🙂 .... ale po skręceniu często trafiałem na nierówności i to wytrzącało mnie z rytmu i pozycji... Trzeba się ojeździć przestrzegając stałej sekwencji pozycji... ot co.

     

    No fajnie, jak jeszcze miałeś takie kolorowe ubranko i ładne deseczki.

    Ale napisz, czy jak zrobiłeś to NW.  I byłeś "W", czyli odciążony, to co dalej ? Dalej stopniowo powinieneś wrócić do tej niskiej pozycji. Nierówości to dodatkowe utrudnienie. Więc na początek trzeba szukać gładkiego ideału. Kierunek jest dobry. 

  2. 41 minut temu, KrzysiekK napisał:

    ale wciąż obawiam się oderwania nart od śniegu i konsekwencji które za tym mogą iść, czyli zjawiska udarowe, wstrząsy, utraty równowagi etc... 

    Obawa przed oderwaniem nart od śniegu - ponieważ będą niemiłe konsekwencje ?

    Czy chcę je oderwać, ponieważ to mi jest potrzebne, ale nie bardzo wiem jakie będą dalej konsekwencje ?

    Generalnie nie należy odrywać nart od śniegu ! Ponieważ bez reakcji śniegu na narty nic w zasadzie  nie jesteśmy w stanie zrobić(np. skręcać). Ale możemy celowo dążyć do oderwania nart od śniegu(skok, obrót nart w powietrzu z przeciwskrętem torsu).

    Jak z tego widać wszystko jest względne. Narciarz świadomie sobie wybiera pewne działanie. Ale też coś się zdarzyło(przypadkowo) i powinien umieć prawidłowo zareagować, by nie prowadziło to do niemiłych konsekwencji. 

  3. 41 minut temu, Mitek napisał:

    Cześć

    Krzychu weź sobie w domu wagę - wiesz taką dla ludzi, nie do ważenia mąki na ciasto - stań na niej i popatrz jaki ruch jest potrzebny do odciążenia w górę, jaki w dół. To są stosunkowo krótkie dynamiczne ruchy ( odróżnieniu od obniżania i podwyższania pozycji, które zawsze wiążą się dociążaniem) ale ważne jest wyczucie chwili w której występuje odciążenie, bo musi być ono zgrane z rotacją, zmianą krawędzi czy zmianą obciążenia nart.

    Pozdrowienia

     

    U Le Mastera(Narciarz Doskonały) jest rysunek narciarza, który  z niskiej pozycji się prostuje w górę i potem "spada" znowu do tej wyściowej. Pod nim jest wskazówka wagi. Najpierw nacisk na wagę rośnie. Gdy jego ruch w górę się skończy, spada wskazówka prawie do zera. Chwilę się utrzymuje w pobliżu zera i wraca do pozycji wyjściowej.  To jest ta chwila.

    Odciążenie("poderwanie nóg") jest znacznie trudniejsze. To przypomina bardzo "połykanie górek" w jeździe na muldach. Ułatwione teraz przez "sprężyste" narty. Które się prostując(od zgięcia) "podrzucają" do góry nogi narciarza. To jest ten słynny "kop" nart.  Bawię się tym teraz, ponieważ wymaga to mniej siły odemnie. Ale potrzebna jest pewna szybkość(bez przesady !).  I coś jeszcze we mnie siedzi z dawnych  zmuldzonych stoków. 

    • Like 1
    • Thanks 1
  4. Lubisz się włóczyć po Tatrach lub jeszcze po innych górach w ryzykownym terenie. To twoja sprawa.  Jest to skialpinizm. Zarówno umiejętnośc jazdy na nartach, jak i znajmość gór. Znajomośc umiejętnego poruszania się w nich, by nie zrobić sobie krzywdy.

    Te chłopaki dołożyły sobie andrenaliny. Tylko po co takie głupie tytuły - "niezamierzony ryzykowny zjazd", "niepotrzebna tura". Jak się gdzieś wepchali i musieli do przodu, ponieważ do tyłu było bardziej ryzykownie. To znaczy, że nie rozpoznali wcześniej terenu. Mnie nie interesują trudności w rozpoznaniu. Ja znam uczucie "wepchania się".  Świadczy o małym doświadczeniu, lub głupocie.

  5. Proszę kolegów, którzy są na początkowym etapie uczenia się jeździć na nartach, o nieczytanie wielu moich postów dotyczących szczegółów(niuansów) techniki jazdy. Prowadzę czasem takie dyskusje  z kolegami. Niech zaufają własnym instruktorom i starają się robić to, co im zalecono.

    Niuanse techniki stają się zrozumiałe, gdy samemu w praktyce się je, w jakimś stopniu opanowało. Bez tej praktycznej wiedzy jest to pewnego rodzaju bełkot(żargon). Stwarzający wrażenie, że zwykła jazda, na ogólno dostępnych stokach jest czymś tajemniczym, nie do opanowania dla normalnego śmiertelnika.

    • Like 2
  6. Tramwaj(ślad na śniegu i sylwetka narciarza w skręcie) niektórzy wykonują w ten sposób.

    1. Tramwaj o szerokim rozstawie nart. Gwałtowny "rzut" ciałem" przy zmianie krawędzi. Jazda szeroko na zablokowanych nartach i ciele. Noga zewnętrzna wyprężona na krawędzi.  Noga wewnętrzna "wlecze" się pd ciałem. Bardzo wyraźne "A".

    2. Tramwaj wąskotorowy. O wiele lepsza jazda.  Długie, regularne łuki, zbyt wysoka sylwetka. Brak chęci do zacieśniania skrętu na krawędzi. 

    Staram się to opisać, w miarę jasno. O wiele łatwiej byłoby mi to wyjaśnić na stoku, w spokojnej dyskusji, z próbą pokazania w praktyce o co chodzi.  Wiele nieporozumień polega na tym, że każda jazda na krawędzi(a wszystkie narty jadą więcej lub mniej na krawędzi) to "karwing". A "karwing" według pojęć instruktorsko-trenerskich to  najszybsza jazda na krawędzi nart, przy której narta sama prowadzi swój łuk skrętu.  Tak sobie to tłumaczę.

    Oczywiście w "normalnej" jeździe wszystko się miesza. Mieszają się "dawniejsze" techniki z próbami karwingu w wersji "instruktorsko-trenerskiej".  Na plan pierwszy wychodzi coś innego, gdy stok się pogarsza.  I w końcu najlepszymi narciarzami są ci , co rozpoczęli rano na sztruksiku.  I kończą stopniowo  jazdę, gdy są odsypy i wyślizgania. Starając się je opanować, a nie uciekać przed nimi.

     

    • Like 1
    • Thanks 1
  7. Tak doprecyzuję.  Widzę jadąc na Mosorny, często ślady nart, zostawiane przez jadącego. Ślady są bardzo wyraźne, rano, do południa, w dzień powszedni. Jak rusza wyciąg stok jest w miarę gładki, ze sztruksem. Takie szczególnie fajne miejsce do obserwacji jest, gdy widzi się gościa ruszającego z przełamania, na górnej części stoku. Jedzie, widać jego skręt i zostawiony ślad od krawędzi nart.

    Analizuję sylwetkę i widzę ślady jego krawędzi. Pierwsze sylwetka. Dość wysoka, mało w niej zmian, raczej dość statyczna. Albo też bardzo ruchliwa. Rzut ciała w jedna stronę, rzut w druga stronę. 

    Ślady krawędzi są ładnie zaznaczone. Przechodzą z jednego kierunku w drugi. Nie ma problemów, ponieważ śnieg jest równy, nie beton więc "trzyma" krawędzie nart i zmusza nartę do ugięcia. Łuk skrętu jest bardzo długi. Ciągnie się co najmniej kilkadziesiąt metrów. Jazda może być bardzo szybka. Na pustawym i równym stoku można tak swobodnie zjechać do samgo dołu.  Zjechać błyskawicznie, ile się da, na równym stoku i pojechać do domu.

    Ale teraz co ja chcę i co  oceniam jako dobrą jazdę. I co mi imponuje.

    Imponują mi krótkie, szybkie skręty w linii spadku stoku. Z jak największym użyciem krawędzi. I czym bardziej stromy stok, to bardziej to podziwiam, szczególnie gdy jest twardy.

    Imponuje mi szybka zmiana rytmu. Długi skręt przez pół stoku, potem krótkie i znowu długie. 

    Imponuje mi swobodna, płynna, kontrolowana jazda, gdy stok zostanie zryty, pojawią się odsypy.

    Jaki mam problem w ocenie narciarzy ?

    Taki, że widzę sporo "ładnie" jeżdżących, gdy są dobre warunki. I nie wiem jak oni jeżdżą, gdy się stok  wyraźnie pogorszy. Dlatego, że ich niema, albo ich jazda nie rzuca się w oczy i nie robi na mnie wrażenia.   Dlatego na forum dość rzadko kogoś oceniam na załączonym filmie. Które są z reguły robione na idealnym sztruksiku, na alpejskim, pustym stoku. Albo też u nas w kraju, na stosukowo równym, nie za stromym stoku.

     

     

  8. Godzinę temu, Marcos73 napisał:

    Cześć

    Ale Henio się tu nie rozkręca, po prostu ćwiczy skręt, później robi to szybko na pędzelkach i finalnie na tyczkach. Tutaj chodziło o stopniowe rozbujanie się przed właściwymi skrętami w miarę nabierania prędkości.

    pozdrawiam

    Dla mnie to forma rozkręcanie  się. Polegająca na tym, że pierwsze skręty na równoległych nartach są wolne, w pewnym stopniu wymuszone, sterowane. Ale szybkość rośnie, skręt jest zacieśniany,  i w większym stopniu na krawędziach. Dalej rośnie szybkość i zacieśnienie skrętu oraz wzrost zakrawędziowania.  Pędzeliki są mało ważne. Tyczki by tylko rozpraszały widza. Chodzi o same skręty.

    Jazda na równoległych nartach, z coraz większą szybkością i z coraz większym zacieśnieniem skrętu prowadzi do podziwianego karwingu. Jeśli sobie ktoś wyobraża, że jest inna droga, to się bardzo myli.  No, może przez  podziwiany przez niektórych "tramwaj", o różnym rozstawie "szyn"(nart).

  9. W dniu 21.02.2022 o 09:45, Wojcio napisał:

    Córka zaproponowała mi ćwiczenie, które ma prowadzić do jazdy na krawędzi przez stopniowe pogłębianie skrętu - takie "rozbujanie" się - wpierw tylko z nóg i stopniowo ze zwiększaniem kąta. Zrobiłem filmik...

    Nie zauważyłem tego postu. Dopiero teraz. To świetne ćwiczenie.  Znam go, ponieważ mam taki film z Kristofersenem, jak zaczyna się "rozkręcać".  I chyba też Rydinga widziałem na takim filmie. Ćwiczenie przydatne do przyswojenia sobie 

    utrzymywania równoległości łydek.

    Zauważyłem w praktyce, że łatwiej jest robić bardziej podkręcone skręty, gdy się rozpędzimy na stromszym terenie w długich skrętach(łukach). Przypisuję to temu, że narty wjeżdżając na bardziej płaski teren, nieco przyhamowują, i środek ciężkości ciała(tors) przesuwa się do przodu nart, doginając nieco ich przednią część. Przez to pozwalając na większe wychylenie ciała do środka łuku.

    Zupełnie inaczej wygląda sytuacja, gdy rozbujanie nastąpi przed przełamaniem. I za nim należy zacieśnić skręt. Taką próbę parę razy zrobiłem, gdy stał "bezpański" slalom gigant na Mosornym. Bramka stała na przełamaniu. Mijając tyczkę należało płynnie zacieśnić skręt(w lewo), by następny też był płynny(w prawo). Kończyło się to na prawie locie i brutalnym hamowaniu, na idących bokiem krawędziach, by zdążyć zrobić skręt(w prawo). 

  10. Najważniejsza jest taktyka.  Tak jak na froncie. Brak właściwej taktyki prowadzi do zguby. Ale taktyka bez techniki(sprzęt i jego użycie) jest niewiele warta. Taktyka bez rozeznania terenu, też może prowadzić do poważnych perturbacji. Czyli reasumując, wybierając się na zjazd w jakimś terenie, należy:

    - rozpoznać go, pod względem zagrożeń,

    -  ocenić własną technikę i sprzęt,

    -  zastosować odpowiednią taktykę zjazdu, biorąc pod uwagę warunki klimatyczne.

    Najtrudniejsza z tych wszystkich jest jednak "technika". Ponieważ wymaga czasu do opanowania. I  opanowywanie jej się odbywa w terenie, który poznajemy bliżej, ze wszystkimi jego niespodziankami. Co nam ułatwia rozpoznanie takiego terenu, wybór odpowiedniej taktyki i lepszą ocenę warunków klimatycznych.

    Czy zapomniałem czegoś istotnego ? Chyba nie !

    • Like 1
  11. 2 godziny temu, Chertan napisał:

    Jeździłem na przełomie lat 70. i 80., Gubałówka, Długa Polana, Szklarska Poręba, Świeradów Zdrój,  ratraka nie widziałem. Deptaliśmy własnymi nartami. To pamiętam. 

    Ratrak w Polsce ?  Jeździłem na Gąsienicowe. Pamiętam stałem w kolejce do krzesełka.  Od strony Murowańca jechały dwie czerwone maszyny na gąsienicach. Ktoś powiedział - "ratrak". Kiedy to było ? Przed rokiem osiemdziesiątym napewno. Maszyna za dewizy. Na Kasprowy, gdzie jeździli Warszawiacy. Warszawa to był dysponent kasy. 

    Deptanie to w przenośni. I tylko na pólku bez wyciągu. Jak był wyciąg to nikt nie deptał. Poprostu jechał w dół. Za każdym przejazdem stok był "udeptany" więcej. Na drugi dzień był już cały "udeptany" i coraz gorszy, jeśli nie było opadów. Opady, wiatr niwelowały stok. Mocny wiatr pozostawiał wyszlifowane lodowe garby. 

    Narty które widzimy na filmie był całkiem fajne. Poprostu narty. Dało się skręcać, jeździć na wprost, czy w skos stoku. W puchu też dawały radę. Na łagodniejszym stoku jechało się równolegle, prawie bez ześlizgu(sterowanie). Na stromszym terenie łuk był bardziej zakręcony. Na taki terenie, w puchu(nie zrytym) śmig wyglądał tak, jak u starych mistrzów. To była mordercza praca. Ten ruch ciała w górę  z jednoczesnym przekręcaniem nart nad śniegiem(Stivot -teraz zwą) był wykańczający -zapewniam ! I na krawędziach ten narty też jechały. Cały sezon się tak wprawiałem. Ale nie były tak chętne do skrętu.  Jednego te dawne narty nie są w stanie zapewnić. Bezpieczeństwa na sztucznym betonie. 

    Ah ! To były piękne czasy. 

  12. To są skręty typu "Z".  Gwałtowny obrót nart nogami. A trzeba dążyć do "S". Najlepiej to robić na łagodnym stoku, by nie było obawy, że narty się bardziej rozpędzą(stąd  "Z").  Ten skręt nart nogami powinien być taki "dozowany", ciągły, mówi się o sterowaniu nart(takim , jak łagodny obrót kierownicą samochodu). Te narty powinny zostawić ślad na stoku, w postaci takiego  "łagodnego" łuku, o szerokości takiej jak są rozstawione narty.

    Jest dobrze. Trzeba jeździć, zwracając uwagę, by nie wkładać za dużo siły w skręt.  I jeździć po różnych stokach. I różnych śniegach(twardych, miękkich).  I wyciągać za każdym razem wnioski. Dlaczego moje narty się tak zachowały ? Na co trzeba zwrócić uwagę ? Bedę kibicował !

    • Like 1
    • Thanks 1
  13. Spokojnie się dojedzie do Kuźnic. Nie jest płaska. Koniec to kręta droga w lesie. Żleb był "trudny" dawniej. Na wiosnę, gdy leżał w nim firn, ładnie wyglądał do zjazdu. W samej Dolinie ok. 1200 npm mogą być braki śniegu, później w kwietniu. Ta trasa to najszybszy zjazd do Kuźnic z Hali Gąsienicowej. Zjazd fri. Po drugiej strony Boczania jest nartostrada nad Doliną Olczyską. A zjazd wzdłuż "perci" oznakowanej przez Boczań to takie moje dawniejsze  wygłupy. Szkoda mi, że nie zaliczyłem tego żlebu, ale tak wyszło. Wiele razy w zimie wychodziłem z nartami na plecach na Halę. na początku zimy, by jeździć na udeptanym półku.  Przez Dolinę Jaworzynki to tylko w lecie. W zimie nie było wydeptane.

    • Like 5
  14. 14 minut temu, Jan napisał:

    ścieszka przez Boczań trawersuje zbocze Wielkiej Kopy Królowej a ścieżka przez Dolinę Jaworzynki (żółty szlak)

    trawersuje zbocze Małej Kopy Królowej i tam jest takie miejsce (teraz chyba zabezpieczone barierką) gdzie przecina ów legendarny żleb

    Jaki legendarny żleb ? Żleb pod Czerwienicą jest z prawej strony żółtego szlaku z Kuznic przez Dolinę Jaworzynki. I przez niego się nie przechodzi. Ścieszka biegnie zboczem Małej Kopy Królowej kierując się w lewo  trawersem na Przelęcz miedzy Kopami. I na tym trawersie jest może jakiś skalisty żlebek(coś mi świta) łączący się z Długim Żlebem. Nie mogę wykluczyć, że nim przy dużych śniegach się dało zjechać do Długiego Żlebu i do Doliny Jaworzynki. Zaruski i koledzy penetrowali na nartach po wszystkim, co się dało w okolicy Zakopanego. Jeździli po wszystkich "dziurach", zostawiając swoje zapiski.

    A więc to ten żleb z Małej Kopy Królowej jest tym żlebem legendarnym ! Łączącym się niżej z Długim Żlebem(moimi "Wściekłymi Wężami"). Od czasów Zaruskiego do moich penetracji w tych okolicach, 1964-70 i później upłynęło sporo czasu. I pewne nazwy ulegały różnym przekrętom, przez kolejne pokolenia turystów i narciarzy.

    • Like 1
  15. Wyjaśnimy to bliżej.

    Pierwsze zdjęcie z sieci. Szałas w dolinie Jaworzynki i widok na Wielką Kopę Królowej(pierwsza od Kuznic ścieszką). Przełęcz między Kopami. Długi Żleb(Moje "Wściekłe Węże). Mała Kopa Królowa i trasa ścieszki z Doliny Jaworzynki na Halę Gąsienicową poprzez Przełęcz między Kopami. Na Kopie Magury chyba nigdy nie byłem. Jeśli nawet, to z Karczmiska. 

    Pisałem o żlebie z Wielkiej Kopy, ale na północ w stronę Doliny Olczyskiej. Gdzie raz na sylwetra zrobiliśmy sobie z koleżankami z Klubu Tatrzańskiego  w Krakowie ucztę w bacówce. Przywożąc sankami z Jaszczurówki bigos, kiełbaski i "Igristnoje". 

    Dolina_Jaworzynka_T15.thumb.jpg.1c44a65f3221c52f46d3f3eda1c3b37c.jpg

    Kopa_Magury.jpg

    • Like 1
  16. 43 minuty temu, Jan napisał:

    Jak zwykle masz rację, żleb Wściekłych Wężów (nie Węże)

    jest górnym odgałęzieniem Długiego żlebu w Dolinie Jaworzynki. Spada z pod szczytu Małej Kopy Królowej.

    Nazwał go tak Mariusz Zaruski na widok własnych śladów narciarskich.

     

    Tego nie powiedziałbym. Idąc z Kuznic przez Boczań ścieszka prowadzi trawersem u podnóża "pierwszej " Kopy. Tu  na Kopie nie ma żlebu. Jest(majaczy mi w głowie) żleb z tej Kopy(skalisty) w stronę Doliny Olczyskiej. Nie mam w domu, ponieważ została w Koninkach  "Encyklopedii Tatrzańskiej" Paryskiego, bo bym sprawdził, jak to tam jest. 

  17. W dniu 5.02.2022 o 06:58, star napisał:

    No to w kontekście Kasprowego, może ktoś zna trase:

    Przygody zdarzały się też Ujkowi podczas zimowych dyżurów na Kasprowym Wierchu. Jednego razu narciarze zjeżdżali do Kuźnic z Hali Gąsienicowej. Ujek miał dyżur na Kasprowym i pojechał z nimi po zakończeniu pracy. Było mało śniegu i wracali przez  Karczmisko,  ale  nie nartostradą, tylko wyszli na Przełęcz Mechy, chcieli  zjeżdżać  przez  Stare  Kopalnie, bo tam zawsze wiosną było więcej śniegu. W końcu jedzie Ujek. A ściemniało się powoli. Kręci, ale nagle wywrócił się i spadł w dół. Wreszcie stanął. Był cały obsypany śnieżnym puchem. Reszta narciarzy podjechała do niego. Patrzą, a on klęknął na śniegu i mówi:  – W  imię  Ojca i Syna i Ducha Świętego. Dzięki  ci Boze co to śnieg, a nie  błoto.

    CF46275B-246F-4511-A3C3-1F64540DA01E.jpeg

    Z przełęczy Mechy prowadził w dół trawiasty żleb, zwany popularnie "Wściekłe Węże". Z powodu wściekłego kręcenia na nartach, by się nie rozpędzić. Dalej jest już płaska Dolina Jaworzynki i potem Kuźnice. W tej dolinie raz spałem w jesieni w pustej bacówce. Ponieważ w "Dzień Goprowca" w  Murowańcu nie pozwolili mi spać na korytarzu. Była już noc i wszystko w Kuźnicach pozamykane. Leżałem w bacówce w ubraniu. Wpadając w jakieś  krótkie drzemki.

    Tym żlebem nie jechałem nigdy na nartach. Z Hali głównie nartostradami(łączą się potem) z Karczmiska. Raz zjechałem ścieszką przez Boczań do Kuźnic.  Stokiem "Zielone Korycisko" prowadzi szlak turystyczny z Kuźnic na Halę Gąsienicową. 

    • Like 2
  18. 8 godzin temu, Jan napisał:

    a to ten sam co Kubuś na filmikach czy masz teraz następnego ?

    Na moim kanale w YT są tylko moje filmy. Żony, Kubusia(Kuby) i moje. Nauka(coraz trudniejsza) się szybko skończyła. On już umie jeździć !  Materiał na instruktora w przyszłości, gdy będzie chciał się w to bawić.  Nie mam nikogo do wyładowywania moich zapędów pedagogicznych.  Siebie ciągle "udoskonalam". I czasem żonie coś się wciśnie.  

  19. 12 godzin temu, Plus80 napisał:

    Tam jest dużo błędów.  Przede wszystkim brak rozluźnienia.  Łatwiej jest zrobić skręt jadąc w skos stoku(jeden przejazd). Ale ze skrętem w druga stronę, to już trudniej. Ja robiłem próby od samej góry. Śnieg musi być idealnie równy. Malutkie równości powodują, że jak ślizgam się na jednej narcie w łuku to ten łuk robił się poszarpany. Zrobiłem nieco przejazdów i w pewnym momencie, chyba nacisnąłem nartę na nartę i bęć.  Nie jestem już sprawny cieleśnie i musiałem leżeć i odpinać narty, by się podnieść. Nawet młody chłopak mi jedną odpiął.  Ale się dzisiaj i może jeszcze, jak pojedziemy na narty i będzie pusto to się pobawię. Ja zawsze miałem przeświadczenie, że takie zabawy, naprawdę dużo dają. Wpływają na miękką jazdę. Na czucie śniegu. Walenie ciągle takim samymi skrętami z góry, nigdy tego nie nauczy. I zresztą się mi one znudziły.

     

    Dzisiaj już mi lepiej szło.  Więcej uwagi poświęcam ćwiczeniu zwanym "stork turns"(stork-bocian). Podniesiony tył wewnętrznej i narty ustawiają się w  "dziób bociana".  Tak próbowałem jeździć od góry Mosornego. Warunki były idealne. Jak nieco puściło, to się bawiłem w takie skręty. Nie jest to łatwe. Narty(jedna) się rozpędza. Nie można za mocno podkręcić, ponieważ szybkość za bardzo zmaleje. Wlokłem kijki, by rozluźnić grzbiet. No i to stanie na narcie zewnętrznej. Szukanie takiego "punktu", by nie uciekła z pod tyłka i "ładnie" robiła regularny łuk.

    "Jevelin turn" jest jeszcze trudniejszy. Lepiej mi wychodził dzisiaj na płaskiej części Mosornego. Trzeba bardzo uważać, wystarczył moment, gdy robiłem to wyżej, na części stoku lekko nachylonej, coś mi nie wyszło. Nawet się nie spostrzegłem co. I leżałem. Tym razem wstałem bez odpinania nart.  Tak się mi wydaje, że lepsze czucie nart(równowaga), osiągnięta  przy tych ćwiczeniach, wpływa na "normalną" jazdę. Robi się taka bardziej płynna, łatwiejsza.  Patrzyłem na własne łuki z krzesła. Nie zatarte, ponieważ było bardzo mało narciarzy. Niektórzy nieźle jeździli.  Łuki są dobre. Bardziej podkręcone przypominają półokrąg.  

    Tak się bawię. Pierwsze zjazdy na "moją szybkość' do dołu. Zawsze piewsza jazda  jest jakaś strasznie sztywna. Muszę się rozgrzać(mięśnie). Potem, gdy zmięknie,to robię przerwy na stoku i ćwiczenia. Jak się coś takiego robi na równiutkim śniegu i próbuje to poprawić, to zaraz pojawia się myśl - co dalej ? Załóżmy, że jest już idealnie, na idealnym stoku. To gdy nie będzie on idealny, to też będzie idealnie ?  Nie będzie !  Poprzeczka jest wyżej. Poprzeczka będzie uciekać do góry. Nauka się nigdy nie skończy !  I zawsze można mieć wyzwanie. Jak ktoś to lubi. 

  20. Tam jest dużo błędów.  Przede wszystkim brak rozluźnienia.  Łatwiej jest zrobić skręt jadąc w skos stoku(jeden przejazd). Ale ze skrętem w druga stronę, to już trudniej. Ja robiłem próby od samej góry. Śnieg musi być idealnie równy. Malutkie równości powodują, że jak ślizgam się na jednej narcie w łuku to ten łuk robił się poszarpany. Zrobiłem nieco przejazdów i w pewnym momencie, chyba nacisnąłem nartę na nartę i bęć.  Nie jestem już sprawny cieleśnie i musiałem leżeć i odpinać narty, by się podnieść. Nawet młody chłopak mi jedną odpiął.  Ale się dzisiaj i może jeszcze, jak pojedziemy na narty i będzie pusto to się pobawię. Ja zawsze miałem przeświadczenie, że takie zabawy, naprawdę dużo dają. Wpływają na miękką jazdę. Na czucie śniegu. Walenie ciągle takim samymi skrętami z góry, nigdy tego nie nauczy. I zresztą się mi one znudziły.

     

    • Like 1
  21. 41 minut temu, Jan napisał:

    genialny ten PAN instruktor - mieliście całą trasę zarezerwowaną dla Was ?

    Pamiętam jak moją 4 letnią wnusię puściłem trasą to musiała slalomować między tłumem narciarzy

    Tam było pusto w tygodniu.  Najpierw Kuba jeździł na malutkim wyciągu  z liną, której dzieci się trzymały. Obok były ustawione tyczki w postaci "krasnali'. Zachęcony do skręcania je objeżdżał. A wcześniej ubiłem mu pólko przed  domkiem i wbiłem ze sześć patyków, jako tyczki. Przejechałem po tych "tyczkach". I miał jeździć jak dziadek. Największy kłopot był z "wyciągiem" .  Dwa złączone kijki, duży tależyk pod pupę i babcia pracowała jako wyciąg.  To była cała nauka.   Później pojawił się problem, za dwa lata. Na Mosornym, na którym jeździł wcześniej z nami. Nagle na dolnej stromej części powiedział, że nie pojedzie. Widziałem strach w jego oczach(on ma charakter asekuranta). Ale po spokojnej dyskusji i na końcu nacisku z mojej strony ruszył z płaczem. Już to się później nie powtórzyło. Ma lat 16 i jeździ bardzo szybko długim skrętem.

    • Like 1
  22. Mam nowe wyzwanie do pracy. Podobają mi się  ćwiczenia Glashana.  Zaleca przed sezonem. Ja spróbuję je robić na koniec sezonu. Zacząłem już nawet ćwiczyć.  Posyłam dwa filmy Glashana i mój, z mojego ulubionego stoku.  Już widzę nad czym powinienem pracować.  Nad rozluźnieniem pleców. Kijki też trzymam tak dość pokracznie.  Luz w nogach też by się przydał. 

    https://youtu.be/mDQGIw6fphM

     

     

    • Like 1
  23. Nieżyjący już sąsiad z Koninek opowiedział mi pewnego dnia, że w czerwcu spadło jednego roku 30 cm śniegu.  Ja osobiście wybrałem  się raz na narty na stok w Koninkach 15 kwietnia. Ostatni śnieg już zniknął na nim dwa tygodnie temu. Ale wyciąg jeździł i było ok. 30 cm mokrego śniegu. Las w słońcu wyglądał wspaniale. Słońce grzało. A ja zjeżdżałem po tym śniegu na 2 metrowych boazeriach. Jeszcze jeździły ze dwie osoby. To bardzo ciekawa jazda. Narta wpadała do tej gęstej papy śnieżnej. Ktoś powie, że pługiem skręcać. Bzdura, żaden pług. To się nie da przesunąć, za cholerę. Nie przesuwać na boki, tylko prosto. Ale jednak narty się rozpędzają. Więc równoległy skręt. Nogi blisko, by nie wpadać głębiej. Lekkie odchylenie do tyłu(tak się mi teraz wydaje), by dzioby się nie nurzały. Tam gdzie już ktoś przejechał, nieco ubił, dało się nieco skręcić. I tam mi wyszedł post o technice jazdy na wiosennym, dwudniowym śniegu leżącym na trawie. Więc jak taka rzecz się trafi gdzieś u nas w górach w maju, czy czerwcu, to należy zabrać dechy i poćwiczyć, wydłużając sezon.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...