Skocz do zawartości

ski4ever

Members
  • Liczba zawartości

    227
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez ski4ever

  1. Ale zgodzisz się, że przejechanie kilometra trasy, będzie jednak tańsze, niż w Polsce? Pozdrawiam, Wojtek Użytkownik ski4ever edytował ten post 31 grudzień 2010 - 12:13
  2. Witaj! Mój post nawiązuje luźno do Twojego, ale piszę, bo przerabiałem już w tym sezonie pomoc poszkodowanemu na nartach. Wypadek w Predazzo, poszkodowani są ze stoku zawożeni do publicznego szpitala w Cavalese. W naszym przypadku kolega był pytany w pierwszym rzędzie o kartę ubezpieczenia wydawaną przez NFZ (której nie miał) i dopiero wtedy o inne ubezpieczenie (miał w PZU i jak najbardziej zadziałało). Co do wspomnianego szpitala w Cavalese - i tak skończyło się unieruchomieniem barku na temblaku ale nie rozpoznali złamania kości ramiennej tylko wskazywali inne miejsce na zdjęciu, dopatrując się "odprysku kości". Złamanie rozpoznał dopiero ortopeda w Łodzi (co i tak nie zmieniło sposobu leczenia). Nawiązując do problemu wyłączenia w polisie mbanku: Sednem sprawy jest nabycie wiedzy dotyczącej czasu w jakim odbywa się pierwotna rekonstrukcja aparatu więzadłowego kolan. Tego nie wiem, nie jestem ortopedą. Czy jest to czas 12, 24 a może 72 godzin (w ostatnim przypadku można byłoby się przetransportować do Polski). Oczywiście lepiej pewnie byłoby zostać zaopatrzonym od A do Z na miejscu, ale myślę, że byłoby to też możliwe w niektórych ośrodkach w Polsce. BTW, ciekawy jestem, czy ubezpieczenie NFZ pokryłoby tę procedurę poza granicami PL. Pozdrawiam, Wojtek Użytkownik ski4ever edytował ten post 29 grudzień 2010 - 23:33
  3. Trzeba było, jak na wodnych, wyjść z kilwatera, wtedy prędkość większa niż jednostki ciągnącej Pozdrawiam, Wojtek
  4. Hmm..., wiedziałem, że narta niezła, ale nie zdawałem sobie sprawy, że się do Mercedesa przesiadłem Pozdrawiam, Wojtek
  5. Dzięki za post a szczególnie tą jego część. Zawsze staram się jeździć bezpiecznie, szczególnie obawiam się kolizji z innymi narciarzami, zwłaszcza gdyby były z mojej winy. Ale jak widzę pustą trasę, to nie mogę się pohamować przed szybszą jazdą. Na razie najwięcej mi się udało 89km/h. Spotyka się to z dezaprobatą moich kolegów, którzy śmigali gdy ja raczkowałem. Czyżby nieco spierniczeli?? :-) Przecież nie jadę na krechę, tylko długim skrętem, starając się trzymać na krawędzi :-) Napisz, proszę na jakiej długości narcie przekroczyłeś 100, tak z ciekawości chciałbym wiedzieć, bo raczej nie zmierzam w kierunku bicia rekordów prędkości. Tyle co teraz na razie mi wystarczy. Pozdrawiam, Wojtek
  6. W 100% się z Tobą zgadzam, gdy przesiadłem się później na czyjeś ołówki też dało sie zjechać w miarę swobodnie, ale jak sam piszesz było trochę trudniej. Chodzi mi o to, że gdyby jednak nie wymiana nart, to myślę, że nie miałbym szans zrobić tego dalszego postępu ...
  7. Z dużą nieśmiałością i szacunkiem pozwolę sobie na polemikę. Zacząłem jeździć trochę po 20 roku życia i już samo to sprawia, że NIGDY nie osiągnej takiej techniki, jak ktoś, kto zaczął w 5 roku życia. Początkowo jeździłem na ołówkach, kolejno były to jakieś Epoxy 3200, Mediany, Heady z Makro, które w dodatku były rozklapiałe, miękkie po 7 dniach jazdy. To powodowało, że na lodzie (oskrobanym śniegu) po prostu mnie usztywniało, za wszelką cenę chciałem wytracić prędkość co było w dużej mierze skazane na niepowodzenie. Po prostu bardzo długo nie mogłem przekroczyć pewnej bariery psychicznej, uniknąć usztywniania się, wypracować prawidłowej sylwetki itd. Instruktorzy na obozach studeckich i po studiach nie byli w stanie więcej ze mnie wykrzesać. Wreszcie, gdy pojawiły się narty bardziej taliowane, wziąłem z wypożyczalni i trochę się polepszyło, ale coś było nie tak, bo z kolei narty "nie słuchały" tak , jakbym tego chciał (wiem, brak techniki), miały tendencję do nadmiernego podjeżdżania przy skrętach w górę stoku. Kolega, który jeździł bardzo dobrze, od 6 roku życia, powiedział, że chyba obaj musimy sobie w końcu kupić dobre narty a nie badziewie wypełnione styropianem. Gdy wybrałem się do sklepu wysłuchano mnie i zadano kilka dodatkowych pytań. Powiedziano mi, że owo "podjeżdżanie pod stok" jest spowodowane zapewne zbyt miękką nartą. Stanęło na tym, że stałem się właścicielem używanych racecarverów Volkl P40 z rentalowymi w dodatku wiązaniami ale za 1/4 ceny katalogowej. I zaczął dokonywać się przełom. Lód nagle przestawał być taki śliski, wszystko lepiej wychodziło, można było jeździć szybciej i nie spinać za bardzo mięśni. Ale dawny brak zaufania do sprzętu pozostawał jeszcze przez 2-3 sezony. Myślę, że tamten okres rozwoju narciarskiego był w pewnym sensie zmarnowany. Z pewnością pozostały mi jakieś patologiczne przyruchy i błedy w technice i postawie. Sądzę, że brak wymiany sprzętu może spowodować brak dalszego rozwoju techniki lub poważne spowolnienie tego procesu. Sądzę, że odpowiednio sztywna i ostra narta zwiększa (obok oczywiście umiejętności, rozwagi itp.) bezpieczeństwo narciarzy na stoku a przecież nie należy pomijać żadnych środków prowadzących do poprawy bezpieczeństwa. Dla mnie prawdziwa przyjemność z jazdy pojawiła się właśnie po odpowiednim doborze sprzętu. Nic na to nie poradzę, że dopiero wtedy zacząłem czuć się swobodny i wyluzowany. Wiem, że zjadę każdą przygotowaną trasą bez lęku. W międzyczasie nie szalałem wcale z wymianą nart i obecnie używam drugiej nowej pary, która spisuje się całkiem dobrze. Pozdrawiam, Wojtek P.S. Po ponownym przeczytaniu Mitku twojego postu, wiem, że moja odpowiedź jest trochę nieadekwatna i subiektywna. Napiszę więc jeszcze, że pewnie są osoby których to dotyczy - "Na każdej narcie można jechac smigiem jak i na każej długim skrętem i na każdej zjechać poza trasę." ale ja na przykład się po prostu do nich nie zaliczam i pewnie nigdy nie będę zaliczał. Jako 50- latek osiągnąłem pewne minimum, które mnie satysfakcjonuje i dokonało się dzięki właśnie sprzętowi i wiem też, że wyżej już "nie podskoczę". Użytkownik ski4ever edytował ten post 29 grudzień 2010 - 14:12
  8. Witam! Czytając Twój post przypominiał mi się mój ostatni wyjazd do Słowacji w 1996 roku, po którym powiedziałem sobie - NIGDY WIĘCEJ Użytkownik ski4ever edytował ten post 28 grudzień 2010 - 08:38
  9. Hej! Jak przeczytałem tytuł tego wątku, to przypomniał mi się taki reportaż sprzed kilkunastu lat, o facecie, który zjeżdżał śmigiem z bardzo stromych hałd .. bez śniegu :-) Zbierał w tym celu różne stare narty, bo po kilku takich zjazdach ulegały zniszczeniu. Oczywiście nie był to śmig carvingowy, tułów prostopadły do linii spadku. Ale jak zobaczyłem zdjęcia, to sprawa się wyjaśniła. Bardzo fajny klimat. Gratuluję i zazdroszczę.
  10. Dziękuję Ci za zainteresowanie i chęć pomocy. Donoszę zatem, że kupiłem w końcu Salomony Impact 8 CS a decydującym dla podjęcia decyzji był fakt, że jako jedyne nie uciskają mi wewnętrznych kostek. Mam teraz tydzień na przetestowanie i ewentualne oddanie, zatem w wolnej chwili pochodzę sobie w nich po domu. Ostatni raz kupowałem sobie buty w 1988r!! nie mam zatem poczucia dyskomfortu z powodu wydania 1300 PLN (dostałem jeszcze gratis profilowane wkładki). Wiem, na allegro byłoby taniej, ale jakoś głupio byłoby mi po trwających 1,5 godz. przymiarkach i "skakaniu" koło mnie powiedzieć "to ja już dziękuję" i udać się na zakupy w necie po spisaniu nazwy modelu. (Sklep bardzo zaprzyjaźniony, od 10 lat tam się zaopatruję z rodziną, głównie na posezonowych wyprzedażach 30-40% taniej od końca marca do początku października). Pozdrawiam serdecznie
  11. ski4ever

    'proste narty

    Jakieś 8 lat temu zamieniłem się z kolegą, który miał wówczas sztachetki ale z dość wysokiej półki, 195 cm (firmy, modelu nie pamiętam) Powiem, że znacznie lepiej się na tym jeździło, niż na miękkich carvingach z wypożyczlni, którym nie trzymała krawędź, przy jeździe na wprost "myszkowały" na boki i miały tendencję do podjeżdżanie pod stok przy skręcie. Dla informacji - od 10 lat jeżdżę na długich -180-183cm nartach race, twardych, dość mało taliowanych, może dlatego przesiadka na sztachetki szokiem nie była. Natomiast jakieś wcześniejsze Epoxy 3200, Mediany, Haedy z Makro - to totalna masakra była po 1 wyjeździe. Mam nawet w garażu jakieś Epoxy ale zapinać ich nie zamierzam. Użytkownik ski4ever edytował ten post 25 listopad 2010 - 02:39
  12. Może i racja ale: - Tych butów Intersporcie wogóle nie widziałem, ani w sklepie "realnym" ani w internetowym - Przede mną 2 wyjazdy, jeden w grudniu, drugi w styczniu - pewnie bym je opękał starymi Salomonami, ale naprawdę są już w stanie agonalnym, but wewnętrzny wyklepany niemożliwie, jedynie co dobre to to, że jakoś cudem nie lata mi w tym noga ale mogłyby trzymać lepiej. - Kupując po sezonie pewnie bym może 3-4 stówy zaoszczędził, ale używając Salomony ponad 20 lat, jestem i tak sporo do przodu - Zastanawiam się jeszcze nad tym flexem 80 (dostępne w sklepie normalnym za 1000PLN) ale po prostu nie wiem, co lepsze. Użytkownik ski4ever edytował ten post 25 listopad 2010 - 02:16
  13. Te z flexem 80 mierzyłem, są całkiem OK w porównaniu z innymi modelami. Tych ze 100 nie, bo ich w sklepach realnych nie ma. Natomiast kupując przez internet mam 10 dni na zwrot, jakby co.
  14. Witam wszystkich forumowiczów, to mój pierwszy post tutaj! Po latach jazdy w Salomonach SX70, takich jeszcze z Czuj-Czynu (pewnie 80 procent forumowiczów nie będzie wiedziało co to jest, więc daję link: http://pl.wikipedia....dnica_Harcerska Były to moje czwarte buty, wszystkie inne powodowały straszny ucisk i ból kostek przyśrodkowych. Buty są jednoklamrowe, nawet trzymają jeszcze nienajgorzej, ale boję się, że lada chwila po prostu sobie pękną. Mierzyłem wcześniej Tecnicę air shell z flexem 80, która mi nawet pasowała, ale znalazłem jeszcze takie buciki: http://www.ceneo.pl/8694747 z flexem 100, które właśnie sobie zamówiłem. Pewnie będę jednym z pierwszych użytkowników, bo nie udało mi się jeszcze przeczytać opinii na ich temat. Jadę 10.12 do Val di Fassa, więc sobie popróbuję (oczywiście stare też wezmę, gdybym nabawił się w trakcie pobytu ran stóp) Pozdrawiam i proszę o trzymanie kciuków za mój nowy zakup (nie piszę nabytek bo to po czesku oznacza "meble") Wojtek
×
×
  • Dodaj nową pozycję...