Skocz do zawartości

tomal

Members
  • Liczba zawartości

    1 277
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi dodane przez tomal

  1. no to chyba nie jest model vacuum fit ani custom fit tylko perfomance fit. perfomance fit jak dobrze znam to wkładka dopasowująca się do stopy pod wpływem temperatury ciała i nacisku, a nie dopasowujący się cały but z plastiku-specjalnej mieszanki. jak plastik dopasuje ci sie do nóg? na podstawie czego? nacisku czy temperatury ciała 36,6 ? buty w piecu nagrzewa się do 80 stopni i są tak plastyczne ze uginają się pod byle naciskiem.?  Może się mylę chociaż mi się nie wydaje. Poza tym buty które pokazujesz są z sezonu 07/08 vacuum fit i custom fit wtedy nie było...

    koniec off topa.

    osoby które jeździły sezon lub dwa proszę o info ile to dogrzewanie jest w stanie poprawić i tak już bardzo dobre dopasowanie? Jakie odczucia są po sezonie lub dwóch jazdy w takich butach? czy nie odkształcają sie?

    ja na pewno podzielę się wrażeniami w sezonie.

    osoby które jeździły sezon lub dwa proszę o info ile to dogrzewanie jest w stanie poprawić i tak już bardzo dobre dopasowanie

     

    Po co wyważać otwarte drzwi ? .Wez człowieku się zastanów . Pojeżdzisz to zobaczysz  

  2. no to chyba nie znasz tej technologii. But się sam nie dopasuje. jestem juz po wygrzewaniu - cholewka rewelacyjnie dopasowała się do krzywizny goleni (podudzi) przez co pomimo krzywizny nóg nacisk na nartę będzie idelanie w osi, a nie gdzieś bokiem, lewa jest delikatnie bardziej do wewnątrz niż prwa noga, poza tym lewa kostka wystaje mi bardziej niz prawa ci w butach odczuwałem po całym dniu, a tu jest dopasowane idealnie, prawy but do prawej lewy do lewej.  Przynajmniej na sucho bez jazdy wygląda to idealnie. Jestem na prawdę pod wrażeniem tej technologii. Oczywiscie da się jeździć bez niej ale to niweluje wszelkie odstępstwa od normalności i podnosi komfort jeżdżącego. zobaczymy co na stoku. A poza tym w butach do wygrzewania nie powinno się jeździć bez wygrzewania, bo jest to półprodukt i użytkownik może być nie do końca zadowolony, a w takim przypadku po co placić za technologię?.

     

    dla zainteresowanych

     

    no to chyba nie znasz tej technologii.

     

    Wczoraj się nie urodziłem i na nartach też nie jeżdżę od wczoraj znam to i wiem o co chodzi nawet sam w skiteam w Poznaniu przymierzałem i wygrzewali vacumy 130  nie kupiłem bo były za wygodne  :) .

     

     But się sam nie dopasuje. jestem juz po wygrzewaniu 

     

    To po co kombinujesz ? .Czekaj na śnieg  :)

     

    A poza tym w butach do wygrzewania nie powinno się jeździć bez wygrzewania, bo jest to półprodukt

     

    No co Ty , jakoś nie wygrzałem swoich http://www.skionline...n-110,1634.html

     

    i dało się 

  3. wygodnie w sensie nie ma ucisków miejscowych np na którejś kości itp. mam mocny ucisk na podbiciu (maks na drugi ząbek zapinam) - stopa wysoko wysklepiona mocne wydrążenie, co już zrobiliśmy poprzez dystans na wygrzewaniu. Ogólnie buty mają dobry rozmiar, nie są to moje pierwsze buty i sprzedawca/serwisant kompetentny w ski team - wielotelni narciarz.
    Pytam "Zastanawiam się ile to dogrzewanie jest w stanie poprawić i tak już bardzo dobre dopasowanie? Jakie odczucia są po sezonie lub dwóch jazdy w takich butach?"


    Ja bym juz ni nie robił w takiej sytuacji but sam sie dopasuje
  4. Witam,

    szukam i szukam i nie mogę znaleźć, jeździ ktoś lub jeździł w butach Fischer vacuum. Mierzyłem kilka butów o flexach 110-130 i najbardziej wygodne (bez grzania itp) były Fischer rc4 vacuum 110. Mam wąską stopę 93 mm. Do tej pory miałem Rossignol Zenith senssor 3 110. po 2 sezonach lekko kapciowate (nie były dobierane pod szerokość stopy).

    Zastanawiam się ile to dogrzewanie jest w stanie poprawić i tak już bardzo dobre dopasowanie? Jakie odczucia są po sezonie lub dwóch jazdy w takich butach?

    Zastanawiam się ile to dogrzewanie jest w stanie poprawić i tak już bardzo dobre dopasowanie? Jakie odczucia są po sezonie lub dwóch jazdy

     

     

    Jak teraz jest wygodnie to znaczy że but za duży , powinno być na początku nie wygodnie i rozmiar mniejsze niż cywilne 

  5. Po podjęciu wielu prób dopięcia domowego budżetu okazało się, że Tyrol w tym sezonie będzie musiał sobie jakoś poradzić beze mnie... :(
    Aż płakać się chcę... Tęskno będzie i to bardzo... W sumie nie będę nawet tęsknić za SFL, Ischglem, Zillertalem czy ogólnie Tyrolem, ale za Towarzystwem z pewnego czerwonego busa. Towarzystwem dzięki któremu w końcu udało mi się w zeszłym sezonie posmakować narciarstwa takiego jakiego zawsze pragnąłem i w atmosferze, której życzyłbym każdemu. Nie będę się tu więcej rozpływać na Ich temat, bo Im morale spadnie i jeszcze nie zareagują odpowiednio na pierwsze płatki białego. Mam tylko nadzieje, że w przyszłym sezonie dane mi będzie powrócić na moje ulubione - środkowe miejsce w pierwszym rzędzie wspomnianego busa :)
    Uprzedzając ewentualne wezwania do zastosowania kreatywnej księgowości lub/i zaciągnięcia chwilówki, informuje, iż klamka zapadła - TCS w tym sezonie nie dla mnie. Raz, że jego cena jest sama w sobie trochę zaporowa, a dwa - że nie najprawdopodobniej nie wykorzystałbym tej sezonówki w godny sposób.

    W rozpaczy zacząłem szukać tańszej alternatywy:
    Do wyboru miałem

    • SSSC - 680 Euro
    • Dachstein West Saisonkarte (Gosau, Russbach, Zwieselalm, Annaberg, Freesports Arena Dachstein Krippenstein/Obertraun, Lungötz, Karkogel/Abtenau & Sonnleiten lifts, St. Martin/TG, Feuerkogel/Ebensee, Zinkenlifte/Bad Dürrnberg) - 308 Euro
    • Snow & Fun (Freesports Arena Dachstein Krippenstein, Gosau, Russbach, Zwieselalm, Annaberg, Hinterstoder, Hochficht, Kasberg, Wurzeralm, Feuerkogel) - 415 Euro
    • Sunny Card (Hochkossen, Wurzeralm, Hochficht, Kasberg, Heiligenblut, Otscher i Hochkar) - 370 Euro lub 420 Euro (droższa opcja z dodatkiem 3 dni w MasoCorto lub Savognin)
    • TopSki - 559 Euro
    • SkiHit - 504 Euro
    • Amade - 537 Euro
    • Lungo - 460 Euro
    Na dzień dzisiejszy jako najsensowniejszą opcję rozważam Amade - najlepszy stosunek ceny do ilości tras, blisko z Wrocławia i same topowe ośrodki.
    Druga opcja to... Dachstein West Saisonkarte + dwa extra wyjazdy do Tyrolu - np. tygodniowe grudniowe "freeski" w SFL (skipass 141 Euro) i wiosenna 4/5 dniówka w Ischgl czy innej patologii :) (około 150-160 euro)

    Dla dalszego snucia narciarskich planów niezbędne jest jednak towarzystwo, a więc rodzą się dwa pytania:
    1) czy ktoś z forumowych "hurtowników" :) obstawia w tym sezonie Salzburg ? - chętnie się dołączę do wyjazdów zmierzających w stronę Amade.
    2) czy może kogoś zafascynowała wizja spędzenia kilkunastu/kilkudziesięciu dni na stokach Amade w bardziej kameralnym gronie?

    Dla ewentualnych wyznawców opcji nr 2 zrobiłem wstępne wyliczenia przy założeniu jednej pięciodniówki w miesiącu (liczyłem dla 3 osób ponieważ w komfortowych warunkach mogę swoim samochodem zabrać jedynie 2 dodatkowe osoby):
    - dojazd: paliwo + winiety około 500-550 zł/wyjazd = około 170-180 zł/osobę
    - noclegi: sprawdziłem dzisiaj ceny dla pięciodniówek (4 noclegi) w okolicach Schladming, Haus, Flachau, Wagrain, Dienten w poszczególnych tygodniach listopada, grudnia i stycznia. Kształtują się one na poziomie 750 - 1300 zł za apartament, czyli 270 - 450 zł na osobę.
    Jest więc realna szansa żeby jeden wyjazd zamykał się w 500 zł.

    Pozdrawiam

    Sebastian salzburg to chyba tylko Scatman który wylamal sie ze Szlachty :-) . Reszta to raczej Tyrol . No szkoda Seba ze w tym sezonie razem nie polatamy .
  6. @kordiankw, po poprzednim urlopie w Polsce, zjazd w Dover na BP a wyjazd rondem... pod prąd! Na szczęście było puste :)

    @polm, rzeczywiście za "dużo-gabarytowymi" to wielka niewiadoma jechać. Za autobusem jechałem, w Polsce, nagle zaczął mi uciekać na pobocze, a przede mną z naprzeciwka rosło jakieś auto, które wyprzedzało. Odbiłem też na bok i zobaczyłem dziewczynę z wózkiem, która spierniczała do rowu przed tym autobusem, czy nawet przede mną. A ile tam ludzi z grzybami, jagodami czy orzechami teraz siedzi.

    @Mitek, też nie zrozumiałeś i pewnie nie zrozumiesz. Chociaż jak zwykle wiesz lepiej. Też wyprzedzam, nawet w Polsce, nie mam problemu z oceną odległości czy sytuacji, podobnie jak z włączaniem się do ruchu z podporządkowanej - kolejna nauka od mojego instruktora: jeżeli uważasz że tą samą drogę zdążyłbyś spokojnie przejść pieszo to znaczy, że i spokojnie zdążysz na drogę wjechać i włączyć się do ruchu.
    Większość dróg na lubelszczyźnie ma naprawdę świetną nawierzchnię i nie ma się czego wstydzić :) Ale 17-tka to jedna z najgorszych dróg UE pod względem wypadków - szczęśliwie budują już dla niej bezpieczną alternatywę :)

    Cieszę się, że jestem z innej gliny. Nawet żona ostatnio powiedziała, że mentalnie już do Polski nie pasuję. (Twój świat to zupełnie inna galaktyka jest).

    Cieszę się, że jestem z innej gliny. Nawet żona ostatnio powiedziała, że mentalnie już do Polski nie pasuję. (Twój świat to zupełnie inna galaktyka jest).

    To co tu jeszcze gościu robisz ? Skoro mentalnie do Polski nie pasujesz to spieprzaj na angielskie forum bo chyba te flegmy maja . Kocham takich pajacow :-) można tez ich spotkać w Niemczech , język polski zapomniał a niemieckiego jeszcze sie nie nauczył . Ile Ty w uk jestes ? Mysle ze kilka lat i juz gwiazdorzysz . Koleś jak ktoś ma tzw dwie szare komórki to i w Polsce zarobi szmal i wcale nie trzeba uciekać za granice to tylko melepety nieudaczniki wyjeżdżają . Czepiales sie cos o oponach wielozesnowych co ty możesz wiedziedz na ten temat zwykły zjadaczu chleba .
  7. nie wiem o jakiej przepasci mowisz...
    co do kilometrazu - mam inny zawod...
    problemem jest to, ze kierowcy w Pl (prawdopodobnie Ty masz podstawy, zeby twierdzic, ze jezdzisz BEZPIECZNIE) uwazaja sie za zawodowcow, niezaleznie od umiejetnosci i poziomu jazdy....


    Przepaść to miałem na myśli umiejętności jazdy na na nartach i na tym polu nie śmie z Tobą dyskutować , ale w samochodzie czuje sie jak ryba w wodzie i na motocyklu tez
  8. A co, panowie w kapeluszach w Tico nie mają prawa z dróg korzystać? Wolę takich niż malinowych dziadków, którym ego wraz z przyrostem prostaty rośnie i "jeżdżą szybko ale bezpiecznie", "a ten czerwony kolor na sygnalizacji to nie mi ale temu za mną się zaświecił".

    Przejedź się kiedyś drogą Krasnobród - Tomaszów Lubelski na Zamojszczyźnie to zrozumiesz o co mi chodzi.

    Mitek adwokata nie potrzebuje bo nie masz cwaniaka nad Warszawiaka :)

    Ale Bydgoszcz - Hamburg to nawet mapy google pokazują 6 godzin, więc co to za wyczyn? :mellow: :huh: :blink:

    Jeżeli wiesz co piszesz na temat jazdy samochodem, podobnie do tego co napisałeś kiedyś o wielosezonówkach... to bracie... :blink: :lol:




    Lepszy taki, co wyprzedza i zaraz hamuje bo musi skręcić w lewo, nie?

    Co do lewego pasa - to ja rozumiem, że w Polsce moda na ten narodowościowy bełkot i Niemcom krzywdy trzeba przypominać, ale czy Polacy rzeczywiście muszą dla odmiany okupować środkowe pasy niemieckich autostrad? Wszyscy bez wyjątku, na polskich i brytyjskich blachach.


    @Estka, mnie instruktor uczył by jeździć tak, jakbym miał dziecko śpiące w foteliku z tyłu.
    Uwielbiam "eco-driving", ale w przeciwieństwie do powszechnej opinii, że żeby paliwo oszczędzić to trzeba się wlec, ja uważam, że wystarczy umiejętnie używać hamulec, a najlepiej nie używać go wcale. Można jeździć dynamicznie, sprawnie, nie być zawalidrogą, a rzadziej tankować czy klocki zmieniać.
    Ale w Walii, gdzie krajobraz żywcem przeniesiony z gry Colin McRae to mnie trochę poniosło i po 15 minutach żona mi się pożygała na poboczu :D

    @mig12345



    Wyobrażam sobie ;) Strasznie roztrzepani kierowcy przede wszystkim. A Jeremy Clarkson powiedział ostatnio, że używający hamulców na autostradach powinni być karani śmiercią. A co wyczyniają włączając się do ruchu na autostradach... :blink: Albo, jak to mój instruktor nazywał: kierowcy 50 mil na godzinę - jeżdżą 50 w mieści, by za chwilę jechać 50 po autostradzie.
    Niemniej liczba wypadków śmiertelnych na brytyjskich drogach od lat jest dwa razy mniejsza niż w Polsce. I nie jest to kewstia dróg, bo i w Polsce coraz lepsze. Nawet za dobre czasem. Jak u teściów na wsi gdzie ładnie wyrównali i zaczęło się szaleństwo. Dla mnie to kompletny brak szacunku dla miejscowych. Mieszkańcy mówią, że drogę mogliby z powrotem przeorać bo nie tylko inwentarza szkoda, ale strach o dzieci i miejscowych.



    Ale Bydgoszcz - Hamburg to nawet mapy google pokazują 6 godzin, więc co to za wyczyn?


    Odlicz jeszcze tankowanie , obiad i kupno waluty i to Busem 160 km/h
  9. ~Mitek

    Jak sam piszesz powyżej, spodziewasz się, że w końcu kogoś zabijesz.   Zacznij zatem podchodzić do wyprzedzania jak do bardzo niebezpiecznego manewru, jakim w rzeczywistości jest. Może wtedy Twoje szanse na dalsze lata bezpiecznej jazdy wzrosną.  

     

    Wszystkich którzy lubią pędzić zapraszam na tor czy choćby na gokarty. Na drodze i tak nie da się jechać na 100+% możliwości.

    Jadąc na te 90% bardzo ryzykujemy, robimy z siebie idiotów i uprzykrzamy życie tym co chcą normalnie dojechać z pracy do domu. Taka jazda nie da natomiast nawet ułamka frajdy w porównaniu do prób sportowych, w których można przekraczać własne granice.

    Śpiochu prawda jest taka że ten co za....la to ma tego świadomość i potrafi jeżdzić , zagrożenie stwarzają ci ja ich nazywam melepety co się wloką lewym pasem 80 km/h i bo za 10 km będzie skręcał w lewo 

  10. Co kogo obraża. Odnoszę wrażenie, że Ciebie to, że mam taką, nie inną, opinię na temat polskich kierowców. Zauważ, że w postach (i na codzień też mam taką zasadę) nie używam słów "głupi", "kretyn", "idiota", "debil" w stosunku do innych ludzi.


    Rutyna też może doprowadzić do nieszczęścia. I zauważyłem, że starsi wiekiem kierowcy trywializują zagrożenia.


    Wyprzedzanie nie jest zakazane, ale co przyświecało kierowcy leciwego Lublina ciągnącego auto na lawecie by mnie wyprzedzić na strasznie paskudnej drodze z koleinami, gdzie trudno było i kierunek jazdy utrzymać i zęby w gębie. Facet o mało nie skończył w rowie a do najbliższej miejscowości dojechaliśmy i tak niemal równocześnie. Z tym, że on z przodu.

    Albo zjeżdżanie, czy wymuszanie zjeżdżania na pobocze. Co chwila ktoś z jagodami, grzybami, orzechami, rowerzyści... I dylemat: walić na czołówkę czy w bezbronnego człowieka. Widziałem raz, jak autobus by uniknąć zderzenia z takim wyprzedzającym omal nie trzepnął dziewczyny z dzieckiem w wózku.
    Można mnożyć jakie wspomnienia przywożę z wakacji z Polski.

    Wyprzedzanie nie jest zakazane, ale co przyświecało kierowcy leciwego Lublina ciągnącego auto na lawecie by mnie wyprzedzić na strasznie paskudnej drodze z koleinami, gdzie trudno było i kierunek jazdy utrzymać i zęby w gębie. Facet o mało nie skończył w rowie a do najbliższej miejscowości dojechaliśmy i tak niemal równocześnie. Z tym, że on z przodu.

    Wynika z tego ze jechales jak melepeta skoro gościu z Laweta cię machnol . Juz po tym co piszesz kojarzysz mi sie jako pan w kapeluszu w Tico w niedziele .

    Ps bydgosz - Hamburg w 6 godz Busem i nikt z Laweta mnie nie wyprzedza

    A Mirka sie nie czepiaj bo sam głupoty wypisujesz
  11. Cześć
    Kontroli poślizgu nauczyć się możesz jak jesteś już w miarę doświadczonym kierowcą na kursie jazdy sportowej.
    Sarny na drodze nie widziałem nigdy a przejeździłem1500000 km mniej więcej, pies - wystarczy patrzeć i przewidywać. Zresztą co da jedno czy dwa ćwiczenia jak i tak w pierwszym odruchu wciśniesz hebel do dna i będziesz trzymać. Żeby ktoś Cię nauczył dobrze jeździć kurs musiałby trwać trzy lata.
    Pozdro

    Mitek to nie tak ze kurs ma trwać 3 lata bo to albo sie ma albo sie niema i dobrze jak ktoś co tego niema jeździ MPK . Z nartami jest tak samo ktoś złapie szybko a inny ...... No właśnie
  12. Nie wiem, czy na wszystkich, ale na moim - na pewno.
    Instruktorzy, z którymi jeździłam i jeżdżę cały czas mi mówią "co będzie na egzaminie" i "co powie egzaminator". Podczas teorii dowiedziałam się tylko tyle, co sama mogłam przeczytać z książki: definicje, znaki itd. Ponieważ jest lato, ani razu nie padło słowo "poślizg" czy "oblodzona jezdnia". Nikt nie wspomniał o takich zagrożeniach jak sarna na drodze, pies na autostradzie, czy pęknięta opona. Pierwsza pomoc skończyła się na reanimacji manekina. Żadnych złamań, drgawek, poparzeń, zawałów...
    A wybrałam, po długich porównaniach, jedną z najwyżej notowanych szkół w mieście (spośród chyba kilkudziesięciu).

    Zareczam ze we wszystkich do sprawdzajacego kwalifikacje podchodzilem 2 razy trzeci zalatwil mi kolega za skrzynke wyborowej testy za pierwszym razem i co jazdy nie zdam ja nie zdam :-) prawko od 27 lat trasy Bydgoszcz -Hamburg 4 razy w miesiącu a dwie to minimum , żadnego wypadku a te matoly chcą sprawdzać czy potrafię jeździć samochodem . Kurs na kat A robiłem u kolegi 6 godz wyjezdzone reszta godz zaliczona pokazał mi którędy jeżdżą egzaminatorzy i na egzamin zdany za pierwszym razem . Właśnie na kursie na A powinien byc większy nacisk bo motycykl to nie samochod w miejscu nie stanie jak baran ci wyjedzie . Estka ja robiłem tak 5 testów dziennie i stop bo jak robisz duzo to sie wszystko miesza . Nie czytaj żadnych książek bo szkoda czasu testy i jeszcze raz testy . Niech mąż weźmie Cię na lotnisko , czy jakieś inne miejsce tam sobie trenuj , ale męża z kabiny wygon :-)! Bo tylko bedzie Cię niepotrzebnie stresowal . To tyle . Powodzenia
  13. Cześć

    Zdanie z jazdą nie ma wiele wspólnego - dlatego napisałem Ci wcześniej - po prostu zdaj.

    Podam Ci mój przykład:

    Jakieś 10 lat temu zupełnie niespodziewanie dostałem liścik z Urzędu Gminy, że muszę się w przeciągu miesiąc zgłosić na egzamin potwierdzający posiadanie umiejętności do jazdy samochodem - punkty po prostu.

    Wziąłem sobie dwie lekcje Lanosem zerknąłem na testy i poszedłem. Prawo jazdy miałem już wtedy mniej więcej 25 lat i nie jeździłem w tym okresie po 5000 czy 8000 tysięcy rocznie. W latach 1996 -2000 pracowałem w zespole rajdowym i miałem okazje jeździć z najlepszymi kierowcami w Polsce a nawet być uczonym. Nie jestem dumny ze swoich umiejętności jazdy ale są one zdecydowanie wyższe niż obecna przeciętna. W jednym aspekcie jazdy - mogę to spokojnie powiedzieć bez fałszywej skromności - jestem dobry - w manewrach. Potrafię wjechać wszędzie - jeżeli tylko to jest możliwe, zaparkować w każdym miejscu jeżeli tylko jego obrys jest większy niż samochodu, którym jadę i mogę to zrobić praktycznie dowolnym samochodem osobowym czy dostawczym bez przyczepy. Teraz już wiesz czego nie zdałem na egzaminie - manewrów na placyku. Popełniłem błąd taktyczny - nawet nie będąc świadom, że oczywiste zachowanie może być niedozwolone.

    Sposób manewrowania na placyku, zasady wykonywania tych manewrów, zupełnie sztuczne punkty odniesienia itd. Nie mają nic wspólnego z normalnymi zachowaniami na drodze czy parkingu.

    Musiałem wziąć dwie czy trzy jazdy i nauczyć się tego w sposób wymagany na egzaminie.

    Podobnie niestety jest z jazdą - tak jak tam uczą jeździ może promil a Ci którzy tak jeżdżą stanowią bardziej niebezpieczną część kierujących.

    Życzę więc, żebyś zdała a później na luzie nabierzesz doświadczenia i odruchów.

    Z prowadzeniem jest dokładnie tak samo jak z nartami - bazuje na wpojonych odruchach i doświadczeniu.

    Pozdrowienia

    Bo na kursach się uczy pod egzamin , a nie jeździć bo co może potrafić taki człowiek po 30 godz praktyki niektórzy ruszyć nie potrafią . Tez musiałem zdawać egzamin , i też punkty i pamiętam taką sytuację gdy chciałem wpuścić faceta który wyjeżdżał ze stacji benzynowej a i tak miałem czerwone i co usłyszałem od egzaminatora ... kto pana upoważnił do kierowania ruchem .Teraz już wiem skąd brak kultury jazdy .   

  14. Wszyscy którzy chodzili do technicznych szkół mieli kontakt z tzw. nauczycielami zawodu.
    Nie wiem dlaczego ale prawie 100% z nich to kompletni kretyni.
    Mam wrażenie, że pytania w testach na Prawo Jazdy wymyślił któryś z nich.


    Masz racje bo po jaka cholerę sa pytania np od ilu lat A1 B1 i inne lub wymiary tablicy rejstracyjnej
  15. Witam

    A tak na poważnie, jeśli chodzi o "żywienie" na stoku. Owoce suszone, owoce(pomarańcze, mandarynki, klementynki), małe soczki w kartonikach, czekolada(gorzka), różne batony - były przez nas używane jako zestawy, gdy cały dzień przemieszczaliśmy się po stokach z wyciągu na wyciąg(np. mieszkając w Cervinii i jeżdżąc nad Zermattem). Plecak nie był obciążony, dawało to zastrzyk energii i nie trzeba było wydawać nieraz "ciężkiej" kasy, czy tracić czasu w barach, czy knajpach.

    Kwestia gustu i zasobności kieszeni. Podane wyżej zestawy plus dobra kiełbasa suszona to dosyć typowe żywienie łazika górskiego, który obywał się bez schronisk, czy hoteli górskich. W górach przy poważniejszych wyrypach stosuje się różne "odżywki" dające energię i jednocześnie lekkostrawne. Ale to działa na krótką metę i jako ostateczność. I nieraz jest lepsza wędlina z bułką plus coś "zielonego".

    Jak co kawałek są bary na stoku, to można jeść wszystko, co smakuje. Jak jest zimno, to nieocenione są wszelkie ciepłe zupy z kawałkami mięsa.

    Pozdrawiam


    Co racja to racja
×
×
  • Dodaj nową pozycję...