Skocz do zawartości

Szymon

Members
  • Liczba zawartości

    425
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi dodane przez Szymon

  1. MOPWIMY O TYM SAMYM - rownoczesnie moze byc sytuacja (zwlaszcza w early riser "pierwszej generacji) ze najszerszy punkt dziobu jest p-tem podparcia narty I koncem przedniego rocker'a..

     

    Mówimy o definicji rockera (zostawmy te inne poza tematem). Dla mnie rocker jest wtedy, jeżeli najszerszy punkt narty występuje przed punktem podparcia płasko leżącej narty (bliżej dziobów), narta jaką opisujesz w cytacie, która ma punkt podparcia w najszerszym miejscu wg mnie nie ma rockera. Punkt podparcia jest zawsze przednim końcem cambera. Rocker jest od punktu podparcia w przód do najszerszego miejsca, jeszcze dalej w przód mogą sobie być tapery czy coś tam (po prostu dzioby), nie ważne jak zwał.


  2. to jest zupelnie odmienna (chociaz prawdopodobnie zalezna ) czesc geometri - tzw early taper

     

    early taper to odsunięcie najszerszego miejsca na narcie dalej od dziobu, i od niego zaczyna się podgięcie dziobów do góry,

    rocker to przesunięcie podgięcia do góry dalej od dziobów niż najszerszy punkt na narcie (czyli narta jest najszersza już na podgiętym w górę fragmencie). Co nie znaczy, że jedno i drugie nie może wystąpić równocześnie, czyli najszerszy punkt narty jest odsunięty od dziobu (early taper) i dodatkowo znajduje się już na części uniesionej do góry (rocker).

     

    Mówię o tym, że jeżeli Kneissl za definicję rockera (żartobliwie) przyjął samo podgięcie dziobów do góry (bez dodatkowych warunków) to tak, ich narty i wszystkie inne zawsze miały taki "rocker".

    Ale jeżeli uznamy, że rocker jest wtedy, kiedy najszerszy punkt na narcie nie leży (na płasko) na śniegu tylko jest już lekko uniesiony (znajduje się już na podgięciu), to takiego rockera raczej ich narty nie miały.


  3. Według nich rocker to nic innego jak przesunięcie podniesienia dziobu czyli żadna nowość i innowacja.

     

    W dzisiejszym rockerze raczej chodzi o przesunięcie podniesienia, ale poza punkt, w którym narta jest najszersza (a nie tylko wywinięcie do góry zwężających się dziobów). Myślę, że te stare modele w takiej definicji się nie mieszczą, a Kneissl powiedział to z przymrużeniem oka.

  4. ale gdzie jest to uszkodzenie, bo coś nie widzę?

    Może weź pozapinaj klamry tak jak do jazdy, potem wygnij tą cholewkę tak jak było tuż po upadku i wtedy zrób zdjęcia.

    A w ogóle jest jakieś uszkodzenie, czy może w zbyt lekko zapiętych butach jechałeś?

    Oglądałeś skorupę od środka po wyjęciu botka?

  5. WYKLAD niezly - przy Twoim rozumowaniu, kazdy przysiad powinien zerwac Achillesa ( bo przeciez dochodzi do max dorsiflexion w st skokowym......
    wyobraz sobie, ze biomechanika to jeden z elementow mojego wyksztalcenia.....

     

    Przysiad jest kontrolowany i stosunkowo powolny. Ale dobry przykład, np. ja i moja córka stojąc boso na równym podłożu bez problemu potrafimy zrobić pełny przysiad (dotykając pośladkami do pięt) nie tracąc przy tym równowagi i nie odrywając pięt od ziemi, nawet mamy lekki zapas i możliwość jeszcze mocniejszego pochylenia podudzi do przodu. Ale już moja żona czy syn nie są w stanie tego zrobić, podudzie za mało zgina się do przodu, tyłek i środek ciężkości zostaje za bardzo z tyłu i kończy się to przewrotką na dupę. Żeby nie upaść w końcowej fazie przysiadu muszą oderwać pięty od podłogi. Pytanie co się stanie, jeśli w tym momencie (gdy ma podniesione pięty) docisnąłbym syna do podłogi całym ciężarem własnego ciała? Pójdzie Achilles czy uszkodzę mu staw (w sensie kości)?

     

    Inny przykład, niektórzy ludzie potrafią robić szpagat, ci co nie potrafią mogą poprzez trening rozciągający się tego nauczyć (ograniczeniem są za mało rozciągnięte mięśnie/ścięgna a nie budowa stawu biodrowego). Co się stanie jak gościa będącego w połowie szpagatu (dalej nie potrafi) ktoś dociśnie do podłogi?

     

    Sztywna cholewka buta trzyma staw skokowy w bezpiecznej granicy od jego maksymalnego zgięcia, jeśli nagle przestała być sztywna siła bezwładności podczas upadku mogła spowodować, że ta granica ruchomości stawu (rozciągnięcia ścięgna) została przekroczona.

    Zapnij but bardzo mocno na 2 dolne klamry (żeby nie dało się pięty unieść), a klamry na cholewce zostaw całkowicie rozpięte, zapnij się w narty i spróbuj bezwładnie upaść do przodu, albo niech ktoś stanie na tyłach nart i Cię popchnie. Zaryzykujesz? W zapiętych klamrach na cholewce nie ma żadnego problemu, w odpiętych bym się nie odważył.

  6. czy to jest dowcip czy spam? wniosek, ze but zerwal Achillesa jest co najmniej zabawne

     

    Bez pochopnych wniosków, najpierw przeczytaj ze zrozumieniem, później uznaj za zabawne lub nie (warto wcześniej rozumieć pojęcie "ramię siły" albo "dźwignia" - może wikipedia?).

    Kolega opisał zdarzenie całkiem sensownie. O ile zrozumiałem upadał do przodu i w tej sytuacji powinien wypiąć się tył wiązania. Zwykle nogę mamy przynajmniej do połowy podudzia ubraną w sztywną cholewkę buta, działa duże ramię siły, podczas takiego upadku podudzie mocno naciska na języki, a sztywność cholewki powoduję, że piętka wiązania wypina się bez specjalnego obciążenia ścięgna Achillesa. Siła wypięcia wiązania (kalkulatory czy tabela Markera) uwzględnia to, że mamy stopę usztywnioną w kostce.

    Co jednak się stanie, jeśli w tylnej części skorupy buta coś pęknie i cholewka się złoży do przodu w stopniu przekraczającym rozciągliwość ścięgna Achillesa? Puści piętka wiązania czy ścięgno?

     

    Wyobraź sobie, że masz płytki "but narciarski", który kończy się poniżej kostki, będziesz w stanie bezpiecznie wypiąć piętkę (przy nastawach wiązania takich jak zwykle) nie narażając się na zerwanie Achillesa? Zaryzykowałbyś próbę?

     

    I o tym pisze kolega, coś mu zepsuło się w bucie, cholewka złożyła się do przodu bardziej niż powinna, puścił Achilles a nie wiązanie.

     

    Nie wiem co doradzić, jeśli faktycznie pękł jakiś element skorupy i cholewka składa się do przodu, teoretycznie jest szansa na odszkodowanie od producenta, jak je wyegzekwować to już nie wiem, porada prawnika by się przydała. Ale przyczyną zerwania ścięgna wg mnie była wada buta, w sprawnych butach narciarskich takie kontuzje chyba się nie zdarzają.

  7. Mam wolne miejsca:

    18-22.02, 5 lub 6 dni w Tyrolu - ski-safari, region zależnie od pogody i warunków, 1 miejsce w busie z Krakowa + ew. 1 miejsce w dodatkowym aucie w centralnej Polski

    25-28.02/1.03 - 4 lub 5 dni - Osttirol: Kals-Matrei, Sillian, St. Jakob, Lienz + coś ekstra np. Wildkogel - zapraszam

    4-7/8.03 - 4 lub 5 dni w Tyrolu - ski-safari, region zależnie od pogody i warunków - zapraszam :)

     

    Krzychu, biorę 2 miejsca na 25.02 - Osttirol, tam mnie jeszcze nie było. :) Ktoś się jeszcze decyduje, może będzie nas więcej niż 2 os.


  8. Możliwe, ale uwierzę tylko w eksperyment. :)

    Sam mam kanting, wiec nie muszę się tym zajmować. Artur ma problem, więc niech się martwi i eksperymentuje... :D

    Ja spokojnie poczekam na wyniki...

    Tadek

     

    Tzn. teoretycznie to możesz mieć rację, ale buty są tak robione, że tylna i zewnętrzna część skorupy są sztywniejsze niż przednia i wewnętrzna. Podczas dopinania klamer podudzie jest dociskane do tylnej i zewnętrznej części skorupy i one praktycznie się nie odkształcają. Ale w drugą stronę, gdyby miał nogi w X, to mogłoby to prędzej zadziałać.

  9. Rys 5.

    Podkładka pomiędzy skorupą a kapciem. Najprostszy sposób, zapewne pogorszy trzymanie butów. Ale czy znacząco? Nie wiem. Z powodzeniem stosuję w celu zwiększenia pochylenia podudzia do przodu. W tym zastosowaniu nie pogarsza trzymania ani trochę.

     

    Ze wszystkim co napisałeś się zgadzam, z wyjątkiem rys. 5. 

    Jeżeli stosujesz to do pochylenia podudzia w przód to wszystko jest ok, z tyłu "zabierasz miejsce" podkładką, z przodu "dodajesz wolną przestrzeń" słabiej dopinając klamry - w konsekwencji podudzie się przemieści do przodu.

    Jednak na tym rysunku zabierasz miejsce podkładką po wewnętrznej stronie, ale nie odejmujesz grubości botka po stronie zewnętrznej. Oczekujesz, że cholewka skorupy trochę się rozegnie na jedną i drugą stronę, ale w tym kierunku ona ma olbrzymią sztywność. Znacznie mniejszą sztywność ma po obwodzie, czyli tyle ile zabierzesz miejsca podkładką musisz poluzować klamrą i cały ten dodatkowy obwód skorupy wyjdzie na stronę wewnętrzną. Nie zmieni to ani trochę ustawienia zewnętrznej strony cholewki buta, ani podeszwy.

     

    Jak masz cienkościenną rurę z jakiegokolwiek materiału, to znacznie łatwiej ją zgnieść w przekrój eliptyczny (po obwodzie) niż wygiąć po długości w łuk.

  10.  Tak jak NIEZNANEGO 70-latka, któremu może zdarzył się wypadek i w kogoś wjechał, nazywać staruchem i wskazywać drogę do bujanego fotela, tak niektórym ZNANEGO śp. Forumowicza NIKO, również chyba 70 latka, wskazywać jako WZÓR narciarza / i nie tylko/.

     

    Nie wycieraj sobie twarzy forumowiczem Niko, on tak nie jeździł. Nie zakazuje nikomu jeździć ze względu na wiek, zresztą wiek nie miał tu nic do rzeczy, gość zachował się jak kretyn jadąc ze sporą prędkością pomiędzy stojącymi i chodzącymi ludźmi obok trasy, żadne OC ani jego aparycja nie naprawi trwałego uszczerbku na zdrowiu, jaki mógł komuś zafundować. Ten starszy i miły facet jest po prostu świetnym kontrastem od zachlanej świni, która szerzy spustoszenie na stoku, wcale nie mniej groźnym, ale tworzącym pozytywny obraz na stoku.

     

     

     

    Zauważam jednak, że to OC jest bardziej dla MNIE niż dla sprawcy. MI daje poczucie bezpieczeństwa i odszkodowanie. 

     

    Gdyby OC miało być dla poszkodowanego, to zapewniło by Ci wypłatę dopiero po wyczerpaniu możliwości finansowych sprawcy i nie zrzucało z niego odpowiedzialności.

  11. Głupoty piszesz . Masz kolizje drogowa nawet to nie bedzie z Twojej winy , ale jak ci wykaże . To jestes winny

     

    Oczywiście to bzdura, to co piszesz to "wieści gminne". Jeżeli da się odtworzyć przebieg zdarzenia, to ustala się winnego niezależnie od spożycia. Pewien sędzia opowiadał mi casus, gdzie pijany kierowca tira wjechał w przystanek i zabił kilka osób. Ukarano go za jazdę po pijaku. Siedzieć poszedł mechanik, który dzień wcześniej coś spieprzył przy naprawie hamulców i nastąpiła awaria. Biegli orzekli, że wszelkie manewry, które podejmował kierowca po awarii, przeprowadził bez zarzutu i gdyby był trzeźwy lepiej tego nie dało się zrobić.

     

    Problem może się pojawić np., kiedy trzeźwy wjechał na czerwonym, nie ma świadków i kłamie, że miał zielone. Ale nawet jakby obaj byli trzeźwi, to w takiej sytuacji nadal będzie trudno ustalić prawdę.

     

    Alko będzie traktowane jako okoliczność podwyższającą karę.

     

     

    Na pewno? Pytam na serio, nie będę się upierał, że mam rację bo nie siedzę w tych przepisach, ale jak tak paragrafami sypiesz z rękawa, to może podasz?

    Na mój gust, kara za spowodowanie wypadku to jedno, za prowadzenie po pijaku to drugie, mogą się sumować, ale ta druga nie powoduje podwyższenia tej pierwszej, a oprócz tego dodają do tego tą drugą.

     

     

    Zerknij sobie na twoją polisę ubezpieczeniową w ten dział który mówi o wyłączeniu odpowiedzialności ubezpieczyciela. Spotkasz tam punkt o alkoholu.

     

    I to jest tak naprawdę jedyna (dodatkowa kara) za picie, która zresztą nie dotyczy tych, którzy z alkoholu korzystają w sposób odpowiedzialny i nie są sprawcami zdarzeń. :)

    Chociaż wg mnie, główną przyczyną wypadków komunikacyjnych (i innych) jest właśnie istnienie OC, co gorsza przymusowego. To kompletnie porąbane, że za parę złociszy można zrzec się odpowiedzialności za swoje czyny popełniane na trzeźwo, bezkarnie (lub prawie bezkarnie) można ludzi zabijać i powodować szkody materialne. Ale na trzeźwo, to przecież wiadomo, że nie chciał. :D

    OC powinno być zakazane i w ogóle nie było by problemu, czy ktoś coś pił, wąchał, czy jest trzeźwy jak pies czy ślepy jak kura, ani nawet czy ma prawo jazdy. Spowodował by szkodę z własnej winy, to by popłynął bardzo grubo. Zapewniam, że każdy uważał by aż do przesady i nawet ograniczenia prędkości nie byłyby potrzebne. Prowadzenia podejmowali by się tylko ludzie odważni i odpowiedzialni, a nie tak jak teraz byle kto i byle jak.

    Ale, to trochę offtop, więc EOT.

     

    Ogólnie ta dyskusja nie doprowadzi do sensownych wniosków i mam ochotę ją skończyć. Ktoś pomyśli, że bronię pijaków na nartach, ale to nie prawda. Po prostu jestem przeciwny wszelkim niebezpiecznym zachowaniom, bez względu na to jaka jest ich przyczyna. Nie lubię bezsensownych zakazów i nie lubię uogólnień. Jest zupełnie bez znaczenia, dlaczego ktoś spowodował wypadek, skoro skutki są takie same. Czasem może to być alkohol, ale znacznie częściej w praktyce są to inne czynniki. I one nie uprawniają do taryfy ulgowej. Nie tylko ten co pije alkohol powinien przewidzieć, że to może być niebezpieczne. Każdy inny również może to zrobić, jeśli niedowidzi, niedosłyszy, jest mniej sprawny, słabiej hamuje, zakręca czy cokolwiek innego, to powinien tak jechać, żeby nic go nie zaskoczyło. Rozsądek obowiązuje niezależnie od innych okoliczności i nic nie usprawiedliwia jego braku. A te inne okoliczności też nie mogą nikogo obciążać, jeśli jeździ rozsądnie. A da się to robić nawet po spożyciu, dlatego nie wiem skąd u niektórych bierze się to zaślepienie na alkohol, jako jedną z nielicznych przyczyn wypadków. Skąd ta chęć do regulowania wszystkiego zakazami, odebrania innym możliwości podejmowania świadomych wyborów i spędzania czasu tak jak chcą, a jednocześnie zrzucenie z siebie odpowiedzialności poprzez wykupienie OC i bycie trzeźwym. To nie jest pójście na łatwiznę?

     

    W zeszłym roku w mojego syna wjechał 70-letni staruszek, Austriak jeżdżący na nartach razem z żoną w podobnym wieku. Aż miło popatrzeć, że ludzie w tym wieku sobie jeżdżą. Oczywiście bardzo kulturalny, nie kwestionował swojej winy, bardzo przepraszał, proponował wezwanie pomocy, itp, itd. Na pewno był trzeźwy, pewnie miał też OC, ale co mi po tym, skoro dobre 5 minut zastanawiałem się, czy chłopak miał wstrząs mózgu i czy wzywać pomoc, czy raczej dojdzie do siebie. Ostatecznie się pozbierał i nic poważnego się nie stało. Ale prawda jest taka, że jak stary zgrzybiały ramol ma problemy z oceną sytuacji, a jego sprawność fizyczna i refleks pozostawia wiele do życzenia, to niech ********** na bujany fotel, zamiast próbować ekwilibrystyki pomiędzy ludźmi, stojącymi w "zatoczce widokowej" z boku trasy. Osobiście wolałbym, żeby to był młody i pijany koleś, bo bym mu bez skrupułów i bezkarnie łomot mógł spuścić, co pewnie spotkało by się z poklaskiem, a tak to miałem związane ręce i gość żadnych konsekwencji nie poniósł.

    Użytkownik jark edytował ten post 28 marzec 2016 - 06:23 wulgarne słownictwo i chmskie zachowanie ... będzie karteczka

  12. Odróżnijmy dwie sytuacje, zupełnie czym innym jest dla mnie narciarstwo w Polsce na zatłoczonych stokach i w Alpach, często na pustych stokach i wyciągach.

     

    Kiedy jestem w Polsce zupełnie nie mam spinki na nabijanie kilometrów bo wiem, że się nie da, a w Austrii nadrobię. Jeżdżę sobie bardzo rekreacyjnie, towarzysko, często robimy przerwę na piwko, grzańca czy fajkę. Na kanapie zawsze jeżdżę w towarzystwie obcych, nigdy nie palę, rozmawiam z nimi, itp. Dbam o to, żeby puste miejsca nie jechały na górę, kiedy jest kolejka. Jedyną rzeczą, która może mnie z równowagi wyprowadzić jest przejechanie kogoś na dużej prędkości niebezpiecznie blisko mojej 8-letniej córki, na resztę mam wywalone.

     

    Kiedy jestem w Austrii, zawsze staramy się jeździć tam gdzie jest mało ludzi (na ogół się to udaje). Jeździmy dużo, prawie bez przerwy, szkoda nam czasu na siedzenie w knajpie (zdarzy się raz dziennie na góra pół godziny), a nawet szkoda czasu żeby poszukać miejsca w którym można zapalić. Ponadto, ze względu na spore niedociągnięcia językowe, rzadko udaje się sensownie z kimś porozmawiać na krześle, dlatego specjalnie nie szukam towarzystwa bo i tak nic ciekawego z tego nie wyjdzie. Wbrew pozorom pomimo zakazu, krzesło jest jednym z najlepszych miejsc do palenia, mam gwarancję że nikt w tym czasie nie zbliży się do mnie bardziej niż kilkadziesiąt metrów, tylko przy wietrze wiejącym dokładnie wzdłuż wyciągu lub przy pogodzie bezwietrznej, ktoś z innego krzesła może poczuć dym. Ponadto nie tracę dodatkowego czasu na fajkę.

    Jeżeli ktoś się do mnie dosiądzie:

    - raczej nie pogadamy,

    - być może będzie szwargotał i zakłóci mi wsłuchiwanie się w szum wiatru,

    - być może ja będę szeleścił po polsku i będę go wkurzał, bo nic nie zrozumie,

    - na pewno nie zapalę

    - itd.

    - ale ani się nie obrażam, ani nie traktuję tego jako chamstwo, po prostu myślę sobie, że brak mu trochę taktu.

    Nie wiem co tu jest trudnego do zrozumienia, za nami jedzie co najmniej kilka wolnych kanap, nie mógł 10 sekund poczekać?

     

    Jeszcze odnośnie palenia, na stoku (trasie) palić się wstydzę, w kolejce do wyciągu nigdy w życiu, na krześle tylko jak nie ma obcych, w knajpie przy stołach na otwartym powietrzu, czy na parkingu to jedyne miejsce, gdzie mogę to zrobić bez skrępowania, chociaż i tak staram się wybrać miejsce nie narzucające się innym, nie zawsze to możliwe i w pełni skuteczne. Jeżeli ktoś grzecznie poprosi o niepalenie, to jeszcze pół biedy, chociaż nie koniecznie się dostosuję, ale jeśli ktoś domaga się tego natarczywym tonem, to mam ochotę przemodelować mu facjatę, nie pozwolę, żeby ktokolwiek potraktował mnie jak bezdomnego menela przeganianego z dworcowej poczekalni. Ale i tak kończy się tylko na odpowiedzi w stylu "człowieku, tu wolno palić".

    Swoją drogą ciekawe, że niewielu jest chętnych do zwracania uwagi w bardziej irytujących sytuacjach, a palenie jest tępione bez zahamowań.

     

    Dziękuję też tym, którzy troszczą się o moje zdrowie, tak jestem uświadomiony, niedawno pochowałem z tego powodu teściową (zawinęła się w 3 miesiące od wykrycia nowotworu), nawet rzuciłem na kilka miesięcy, teraz jest gorzej, ale na ostatnim wyjeździe wypaliłem z 15% tego co zazwyczaj, będę jeszcze walczył.

     

    Pozdrawiam.

  13. Uwierz jednak, że warunki sprzyjające czuciu dymu na kolejnym krześle występują zdecydowanie częściej niż Ci się wydaje. Knajpa to nie jest dobry przykład, tam możesz się przesiąść, wybrać miejsce z dala od palaczy lub poprosić o odejście lub zgaszenie papierosa (co ciekawe w kontekście restauracyjnym wszystkie prośby papierosowe były przyjmowane raczej ciepło, na parkingu zawsze nerwy), jadąc na wyciągu jesteś skazany na wolę palacza.

     

    Dlatego na krześle zwracam uwagę na to, żeby nikt tego wdychać nie musiał.

    Natomiast knajpa, gdzie na zewnątrz na stolikach stoją popielniczki to inna bajka, tam prośbę o zgaszenie papierosa bym zignorował, po kiego grzyba tam siadasz?

    To samo na parkingu, równie dobrze mógłbym prosić żebyś silnik zgasił, bo spaliny wdycham.

    Niestety żyjemy między innymi ludźmi i tam gdzie pewne zachowania są dozwolone musimy je tolerować, chociaż nas denerwują, fakt bycia niepalącym nie daje Ci większych praw.


  14.  

    Natomiast palenie na wyciągu świadczy o braku pomyślunku z kilku powodów:
    - celofan leci w krzaki,
    - kiep leci w krzaki,
    - kolejne krzesło/talerzyk/orczyk najczęściej wjeżdża w chmurę smrodu.
     

     

    A u smarkających chusteczka higieniczna leci w krzaki?

     

    Otóż nic u mnie w krzaki nie leci, pety (ustniki po wytrzepaniu popiołu i tytoniu) lądują w kieszeni, tak jedna z moich kieszeni w kurtce to popielniczka, kolega miał nawet kiedyś kieszonkową popielniczkę z metalu, ale zgubił i też wrzuca do kieszeni. W krzaki leci popiół i niedopalony tytoń - sama natura.

    Kolejne krzesło najczęściej jest puste kiedy palę, a nawet jak nie jest, to jest oddalone o 20-30m i spotkanie takich warunków, żeby kolejne krzesło wjechało w dym należy do rzadkości.

    Znacznie częściej poczujesz dym z papierosów, zbliżając się do knajpy, gdzie przy stolikach na zewnątrz palić wolno i wielu to robi.


  15.  

    Po czwarte Szymon nie pisze fajnie!

    Co prawda jak chodzą puste krzesła to specjalnie się nie pcham, ale pretensje, że ktoś się do mnie dosiadł nie przyszły by mi do głowy, choćbym rok myślał. To jakieś horrendum!

     

     

    Tadeusz, a jak jedziesz sobie prawie pustym autobusem, gdzie jest co najmniej ze 30 wolnych miejsc siedzących, a ktoś wsiada i przysiada się do Ciebie dupa w dupę, to też uznasz to za normalne?

    Wiem, następne krzesło to 10 sekund straty więc nie do końca to samo, ale do roboty się spieszy?

     

    Z takich rzeczy denerwują mnie też bardzo głośne rozmowy, czy wręcz przekrzykiwanie się (obcych) współpasażerów na krześle, a przodują w tym głównie Niemcy. Kiedyś jechały ze mną 2 babki z 1 facetem i tak głośno jazgotali (właściwie wszyscy na raz), że myślałem że łeb mi pęknie - chamstwo totalne.


  16. a skąd ten obcy może wiedzieć, że wam się zanosi na intymne rozmowy? Na publicznym krześle 90 % jazdy to jazda z tzw. obcymi. Jeśli komuś bardzo zależy na intymnej atmosferze, to albo sam zaczeka na moment gdy nikogo nie będzie w kolejce i może sobie sam usiąść z partnerką/em na krześle albo udadzą się w ustronne miejsce, w którym można zapalić lub porozmawiać o sprawach osobistych.  

    Szanuję współjeżdżących na krześle, którzy pytają mnie, czy mogą zapalić i nie reagują niezadowoleniem, gdy powiem: "wolałbym nie". Zresztą szanuję wszystkich, którzy swoją tzw. wolnością, nie ograbiają z wolności innych.

     

    W warunkach dużego czy średniego obłożenia, oczywiście jeździ się z obcymi i to jest normalne. Są jednak ośrodki, gdzie w pewnych okresach, albo na pewnych wyciągach jest zajęte mniej niż 10% krzeseł jadących na górę. I stoicie sobie w bramce a w ostatniej chwili ktoś podjeżdża i się dosiada (nikogo za nim już nie ma w kolejce).

    W warunkach gdy ktoś już się dosiądzie, samo zapytanie czy można zapalić jest wg. mnie nietaktowne, bo może nie będzie asertywny i mi pozwoli, dlatego po prostu odpuszczam.


  17. W dobrym tonie jest też nie dosiadać się na krzesło do obcych, kiedy nie ma kolejki a na górę jedzie dużo pustych krzeseł. Czasem chcą pogadać bez świadków, albo po prostu zapalić, tak żeby nie przeszkadzać innym.

    I taki delikwent, który chce być o 10 sekund wcześniej na górze, zakłuca nam 5 minut jazdy.


  18. Pytam dlatego, że czeka mnie po sezonie zmiana kątów bocznych w jednej parze nart i zastanawiam się, czy robić to ręcznie (już to robiłem, ale narty nie były prawie nowe... :) ), czy dać do serwisu?

    Tadek

     

    Jak narta prawie nowa do serwisu bym nie dawał. Maszyna w jednym przebiegu zbiera więcej materiału nie Ty pilnikiem i jak serwisant zobaczy, że już wystarczy, zapewne zbierze więcej krawędzi niż zrobiłbyś to sam. Zmieniałem kąty na kilku parach (w tym nowych) i zawsze wychodziło ładnie (z wyjątkiem pierwszego razu kiedy pazur mi się omsknął :D ).

    Tylko grubszy pilnik by się przydał, żeby się nie spocić zanadto.

     

    Z drugiej strony nadmierne oszczędzanie krawędzi u mnie kończy się tym, że jak narty wymieniam na inne, to jeszcze zostaje full krawędzi, za którą i tak nikt nie chce zapłacić przy sprzedaży, jak miałbym pewny serwis pod nosem, to pewnie znacznie częściej dawałbym nartę na pełny serwis i nie martwił się zbytnio o krawędź, samodzielnie poprawiałbym bym tylko po serwisie diamentami.

  19. Nie śledzę ostatnio nowinek sprzętowych i chciałem Was zapytać, jakie firmy (z powszechnie dostępnych) robią buty, w których skorupy da się uformować w dość dużym zakresie, szczególnie na podbiciu?

     

    Prawdę mówiąc ostatnio nic nie mierzyłem, ale z poprzednich sezonów pamiętam, że nie spotkałem butów sklepowych z dostatecznie wysokim podbiciem (modele o flexie od 100 w górę). Poprzednio wybrałem Salomony Impact 9, bo były najmniej dokuczliwe, ale i tak musiałem samodzielnie o kilka milimetrów piętę obniżyć, żeby stały się w miarę wygodne. Ale po latach zrobiły się już trochę kapciowate i powoli trzeba się rozglądać za nowymi.

     

    Czytałem o firmie Strolz i może nawet bym się na nie szarpnął, ale jakoś nie składa się, żebym był w tamtych rejonach, a tracić 2 dni nartowania na dojechanie np. z Ischgl średnio mi się uśmiecha, cena też trochę skłania do puknięcia się w głowę.

     

    Jakie popularne marki dają możliwość formowania podbicia w dużym zakresie, pojawiło się coś nowego ostatnio? Nie mam na myśli odbarczania u pana Heńka w serwisie, tylko dopasowania przewidzianego przez producenta, coś jak fischer vacuum (które akurat z podbiciem podobno słabo sobie radzą). Mogą być też jakieś modele z wstrzykiwaniem pianki.

     

     

×
×
  • Dodaj nową pozycję...