Skocz do zawartości

Kiedy można "przesiąść" się z tras niebieskich na czerwone?


alfa74

Rekomendowane odpowiedzi

Od kilku lat jeżdżę na trasach niebieskich, moje umiejętności są takie sobie, jestem na etapie prostowania nart, tak żeby narta wewnętrzna nie odchylała się tworząc A. Wydaje mi się, że panuję nad nartami, w każdym razie narty jadą tam gdzie JA chcę i potrafię się zatrzymać też tam gdzie chcę (oczywiście mowa tu o trasach niebieskich). Ostatnio znajomi zaczęli mnie namawiać na przesiadkę z tras niebieskich na trasy czerwone. Według ich teorii, żeby się rozwijać należy stopniować sobie stale trudność zjazdów i tylko w ten sposób można się czegoś nauczyć. Ja podobno zatrzymałam się w miejscu i zdaniem znajomych nie mam szans na dalszy rozwój jeżeli nie zmienię tras. Obawiam się jednak czy nie będę stanowiła zagrożenia dla innych no i dla samej siebie. Czy ktoś pamięta swoją przesiadkę z tras łatwych niebieskich na bardziej trudne czerwone? Czy jest jakiś wyznacznik, który mówi, że taka osoba może już spróbować? Idealnym chyba rozwiązaniem byłby instruktor, który fachowym okiem oceniłby moje umiejętności. W sobotę wyjazd, znajomi naciskają a ja mam dylemat, czy spróbować. A jeżeli tak, to co zrobić, żeby się „nie zabić” i zjechać w jednym kawałku. Ps. Tą trasą na której miałabym spróbować to stok w Czechach na Ramzovej.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja akurat nie pamiętam - było to baaardzo dawno - ale odpowiedź mam: natychmiast :) Na co czekasz? Przecież uprawnień to nie wymaga a nic się nie stanie złego; najlepiej z kimś znajomym - w najgorszym wypadku jakoś tam się ześlizgniesz, nawet jeśli jesteś na etapie początkowym. Jesteś w stanie opisać jaką techniką skręcasz itp. rzeczy?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jesteś w stanie opisać jaką techniką skręcasz itp. rzeczy?

Obawiam się, że nie jestem w stanie tego opisać (to po prostu trzeba zobaczyć :). Staram się stosować do zasad i póki o tym pamiętam i tego pilnuję to wszystko ok. Gorzej kiedy chwila nieuwagi i rozproszenia sprawia, że narty zaczynają nabierać niebezpiecznej (dla mnie) prędkości. Ostatnio to mi się właśnie zdarzyło, dlatego znowu zaczęłam wątpić w swoje umiejętności...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obawiam się że bez instruktora ani rusz- z twojego opisu wynika mi że masz blokadę psychiczną przed prędkością która tak na prawdę ułatwi poprawne wykonywanie skrętów. Ale mogę się oczywiście mylić, to się da zweryfikować tylko i wyłącznie na żywo. A na trasę czerwoną można iść już po paru dniach nauki. Pozdr Marcin
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obawiam się, że nie jestem w stanie tego opisać (to po prostu trzeba zobaczyć :). Staram się stosować do zasad i póki o tym pamiętam i tego pilnuję to wszystko ok. Gorzej kiedy chwila nieuwagi i rozproszenia sprawia, że narty zaczynają nabierać niebezpiecznej (dla mnie) prędkości. Ostatnio to mi się właśnie zdarzyło, dlatego znowu zaczęłam wątpić w swoje umiejętności...

Wracając do pierwszego posta: jak rozumiem to "A" to coś na etapie łuków płużnych? W sumie to nie ma nad czym deliberować: instruktor to jest to co ci najbardziej potrzebne - oszczędzi ci to prawdopodobnie wiele ...cierpień :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od kilku lat jeżdżę na trasach niebieskich, moje umiejętności są takie sobie, jestem na etapie prostowania nart, tak żeby narta wewnętrzna nie odchylała się tworząc A. Wydaje mi się, że panuję nad nartami, w każdym razie narty jadą tam gdzie JA chcę i potrafię się zatrzymać też tam gdzie chcę (oczywiście mowa tu o trasach niebieskich). .

Problemu nie będzie jesli popróbujesz , na trasie niebieskiej, wykonac łuki w których z jednego trawersu przechodzisz w drugi będący w odległosci 10 - 15 m. Chodzi tu o wykonanie pełnego łuku. W tym ćwiczeniu czeka Cię wykonanie jazdy ze zmieniającą się prędkoscią. W trawersie masz jazdę "wolno, wolno" , przy wykonywaniu łuku "szybko szybko szybko" i znowu w trawersie "wolno, wolno". Jesli psychicznie zniesiesz taka jazdę to nie widzę problemu w zjechaniu trasy czerwonej. Dobra trasa na początek to niebiesko-czerwona - niebieska. Powodzenia!!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spróbuj wyjechac na narty do Włoch czy Austrii.... Tu zjeżdzasz na nartach z określonej góry w określonym kierunku - właściwie mieszając trasy.. Zaczynasz niebieską, za chwile jest czerwona, kawałek znów niebieskiej.. Oczywiscie są też trasy bardzo trudne, ale z grubsza większość tras w Alpach jest zaskakujaco łatwych ;-) To pochodna szerokości, braku muld - przesiadając sie z nartostrad polskich czy czeskich można sie zachłysnąć... Poradzisz sobie - na początek koniecznie z któryms dobrze jeżdzących Przyjaciół Pozdrawiam al
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Według ich teorii, żeby się rozwijać należy stopniować sobie stale trudność zjazdów i tylko w ten sposób można się czegoś nauczyć. Ja podobno zatrzymałam się w miejscu i zdaniem znajomych nie mam szans na dalszy rozwój jeżeli nie zmienię tras.

Moim skromnym zdaniem nie ma szans na dalszy rozwój, jeżeli nie zdobędziesz się na doskonalenie techniki przez szkolenie z instruktorem, lub potrafiącym dobrze przekazać właściwą wiedzę przyjacielem. Natomiast przeskoczenie z tras niebieskich na czerwone jest obowiązkowe, choćby po to, żeby zweryfikować swoje umiejętności. Wiem z autopsji, że gdy na świetnie przygotowanych trasach w alpach wydawało mi się, że jestem niezłym narciarzem to po powrocie na ciężkie warunki do polski, moja samoocena zaniżała się o dwa pkt procentowe ;) Dopiero kilkanaście godzin z instruktorami pozwoliło mi wreszcie świadomie szusować nawet po tych niebieskich, a i tak na tym nie poprzestanę, bo mam ochotę umówić się z niko na małe szkolenie.:D
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie myśl o tym czy to czerwona czy niebieska, tylko jedź. Niektóre niebieskie bywają trudniejsze od czerwonych, bo jest na nich wiecej ludzi, zwożą się, przystają, panikują, wykonują trudne do przewidzenia skręty. Ale żeby ta inicjacja nie była przykra wybierz słoneczny dzień. Będziesz uskrzydlona tym osiągnięciem na dole trasy i zatęsknisz za nastepnymi wyzwaniami. Co do wyjazdu w Alpy - popieram, jest tam łatwiej : chociaż to wyzsze góry trasy są łatwiejsze, lepiej przygotowane, mniej zatłoczone. Postępy są błyskawiczne. Do zobaczenia na trasie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiesz co jest tak naprawdę potrzebne do uprawiania tego sportu? narciarz, para desek i GÓRA. prawdziwi instruktorzy pewnie powiedzą ze sadzę straszne herezje, ale moim zdaniem równie ważne jak opanowanie prawidłowej techniki, stylu etc, jest opanowanie GÓRY, zmierzenie się z nią, pokonanie jej a w końcu pokochanie. Podstawowa sprawa to NIE BAĆ SIE GÓRY. Każdą (lub prawie każdą) górę da się pokonac TRAWERSEM i nic złego sie ne stanie. Może przestraszyć tylko moment kiedy robisz nawrót i przez chwilę musisz pojechać w dół stoku- jeśli się nie wystraszysz i nie pozwolisz nartom wyjechać spod siebie a zamiast tego porządnie dociążysz przody to jesteś uratowana. Ostatecznie można zawsze zsunąć się bokiem. W swoim pierwszym prawdziwym sezonie (nie liczę daremnych prób przypinania mi nart przez rodziców we wczesnym dzieciństwie) zjechałam z Łomnicy przy bardzo trudnych warunkach właśnie w ten sposób. Oczywiście był to totalny hardcore którego nikomu normalnemu nie mogę polecić. Za pierwszym podejściem tak się bałam zawrócić na końcu trawersu że odpięłam narty i przełożyłam je czubami w drugą strone, ale potem sie zawzięłam i następne zakręty już pokonałam normalnie. Tej samej zimy znalazłam się w ValThorens i traf chciał że musiałam zjechać najgorszą czarną trasą z Cime de Caron- na szczęście pomogli mi uroczy francuzi z górskiej służby którzy zamykali górę i musieli wygonić ostatnich maruderów (ostatnia kolejka w dół oczywiście dawno odjechała) - jeden jechał przodem i pokazywał mi drogę między muldami a dwaj po bokach zagrzewali mnie do walki okrzykami- ale jednak udało mi się zjechać! NIE TWIERDZĘ ŻE TO JEST DOBRA METODA NAUKI, ale jak przeskoczysz siebie i poszerzysz granice swojego doświadczenia nawet w taki ekstremalny sposób to potem jazda z instruktorem, doskonalenie stylu itp. przyjdą ci sto razy łatwiej. W pewnym momencie musisz dokonac epokowego odkrycia że im szybciej jedziesz tym łatwiej skręcisz. Jak już to złapiesz to dalej juz z górki (dosłownie). Super jest jeśli masz koło siebie kogoś kto cię od razu będzie korygował (instruktor, kolega, pomaga nawet ktoś obcy za którym pojedziesz i będziesz się starała naśladować) . ja bardzo dużo zawdzięczam dwóm wariatom z którymi pojachałam na drugi wyjazd do ValThorens, a którzy nie zważając na mój totalny brak umiejętności zaciągnęli mnie na parę ekstremalnych tras na których naprawdę myślałam że się zesram ze strachu. Po takiej szkole lepiej/gorzej jestem w stanie zjechać niemal wszędzie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tej samej zimy znalazłam się w ValThorens i traf chciał że musiałam zjechać najgorszą czarną trasą z Cime de Caron- na szczęście pomogli mi uroczy francuzi z górskiej służby którzy zamykali górę i musieli wygonić ostatnich maruderów (ostatnia kolejka w dół oczywiście dawno odjechała) - jeden jechał przodem i pokazywał mi drogę między muldami a dwaj po bokach zagrzewali mnie do walki okrzykami- ale jednak udało mi się zjechać! NIE TWIERDZĘ ŻE TO JEST DOBRA METODA NAUKI, ale jak przeskoczysz siebie i poszerzysz granice swojego doświadczenia nawet w taki ekstremalny sposób to potem jazda z instruktorem, doskonalenie stylu itp. przyjdą ci sto razy łatwiej. .

A tak z ciekawości - w którą stronę jechałaś? - czy powrotną do Val Thorens czy Combe de Rosael do Orelle? Jeśli do Val Thorens, to ze szczytu mogłaś jechać też czerwoną:D. A;we czarna - to lepszy "kop", zwłaszcza, że na ogół nie ratrakowane:D

Użytkownik moris edytował ten post 06 marzec 2010 - 21:58

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A tak z ciekawości - w którą stronę jechałaś? - czy powrotną do Val Thorens czy Combe de Rosael do Orelle? Jeśli do Val Thorens, to ze szczytu mogłaś jechać też czerwoną:D. A;we czarna - to lepszy "kop", zwłaszcza, że na ogół nie ratrakowane:D

Tą czarną z muldami w stronę ValTho:) Do Orelle wtedy jeszcze chyba nie było trasy tylko off piste - zjechałam tam dopiero w drugim sezonie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Bajaderkatyrolska, to było to czego mi trzeba było. Dzisiaj postanowiłam w końcu zjechać i zjechałam, i to w jednym kawałku. Zaliczyłam jeden bardzo widowiskowy upadek, ale sobie poradziłam. Niestety jednak chyba miałam pecha, bo mój pierwszy zjazd przypadł na godzinę popołudniową, kiedy stok był już tak rozjechany i dodatkowo oblodzony, że mogłam zapomnieć o łukach, trawersach i tych wszystkich innych zasadach, które tłukłam sobie do głowy i tak wytrwale ćwiczyłam na stokach, bo po prostu się nie dało. Mój zjazd, to było omijanie muld, walka z płatami lodu i stromymi zboczami po bokach stoku (ciekawe, co by było jakbym tam wpadła?). Może na mój pierwszy raz wybrałam sobie nie ten stok? Może Ramzova w Czechach do takiej "inicjacji" się nie nadaje? A może znowu się czepiam i wszystkie czerwone trasy to muldy, oblodzenia i inne tego typu atrakcje? Za każdy następnym razem było lepiej (wiedziałam, których miejsc szczególnie unikać), ale jazda dla mnie to była "walka" o utrzymanie się na nartach. Bocian74, myślę że prędkości się nie boję, ale każdy ma swój taki punkt krytyczny, który jak się przekroczy, to ma się wrażenie, że nie panuje się już nad nartami, jakby narty chciały wyprzedzić narciarza. Jestem z siebie bardzo zadowolona (i dumna...), bo w końcu zrobiłam krok do przodu a tego co się dzisiaj nauczyłam to nie odbierze mi już nikt.

Użytkownik alfa74 edytował ten post 07 marzec 2010 - 22:26

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Bajaderkatyrolska, to było to czego mi trzeba było. Dzisiaj postanowiłam w końcu zjechać i zjechałam, i to w jednym kawałku. Zaliczyłam jeden bardzo widowiskowy upadek, ale sobie poradziłam. Niestety jednak chyba miałam pecha, bo mój pierwszy zjazd przypadł na godzinę popołudniową, kiedy stok był już tak rozjechany i dodatkowo oblodzony, że mogłam zapomnieć o łukach, trawersach i tych wszystkich innych zasadach, które tłukłam sobie do głowy i tak wytrwale ćwiczyłam na stokach, bo po prostu się nie dało. Mój zjazd, to było omijanie muld, walka z płatami lodu i stromymi zboczami po bokach stoku (ciekawe, co by było jakbym tam wpadła?). Może na mój pierwszy raz wybrałam sobie nie ten stok? Może Ramzova w Czechach do takiej "inicjacji" się nie nadaje? A może znowu się czepiam i wszystkie czerwone trasy to muldy, oblodzenia i inne tego typu atrakcje? Za każdy następnym razem było lepiej (wiedziałam, których miejsc szczególnie unikać), ale jazda dla mnie to była "walka" o utrzymanie się na nartach. Bocian74, myślę że prędkości się nie boję, ale każdy ma swój taki punkt krytyczny, który jak się przekroczy, to ma się wrażenie, że nie panuje się już nad nartami, jakby narty chciały wyprzedzić narciarza. Jestem z siebie bardzo zadowolona (i dumna...), bo w końcu zrobiłam krok do przodu a tego co się dzisiaj nauczyłam to nie odbierze mi już nikt.

BRAWO!!!!! A widzisz , było warto??? Do zobaczenia w Alpach na wszystkich czerwonych, czarnych i off piste!:)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...