Skocz do zawartości

paolomario

Members
  • Liczba zawartości

    429
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi dodane przez paolomario

  1. Cześć

    Wcale nie super. Z pewnością jak jeździsz to widzisz ile dzieci, które mogłyby już zupełnie samodzielnie i swobodnie poginać po każdej trasie męczy się przypadkowym skręcaniem. Mnie po prostu szkoda widząc taki zmarnowany potencjał.

    Pozdrowienia

     

    Nic nie rozumiem. Do czego potencjał?

    I jaki ma to związek z tym, że ktoś kupuje swojemu dziecku narty za tysiaka a ja po roku odkupuję je za 200zł?

  2. Cześć

    Czy ja wysuwam w Twoim kierunku jakieś oceny, sugeruję Ci zagubienie... nieładnie kolego. O lodówce to już w ogóle nie kumam.

    Co do jazdy dzieci:

    Zawsze głosiłem tezę, że naczelna ideą w nauce jest cel - samodzielny, bezpieczny i świadomy narciarz. Czy gdzieś tu jest zastrzeżenie, że ma to nie być fajne?

    Można sto razy bardziej skutecznie, szybko i z fantastyczną zabawą jeżeli tylko człowiek przestanie się zachwycać byle czym i odrzuci bajki o wiecznej zabawie.

    Pozdrowienia

     

    I super :)

  3. @bocian74 I o tym traktował mój pierwszy post w tym temacie :) Długość narty do wzrostu dziecka, a resztę niech sobie dziecko samo wybierze. I tak wszystko to samo. Moja córa pierwsze narty wybrała w potworki ;) (były to jakieś Atomicy). I co? I mogę zdecydowanie powiedzieć, że narty w potworki są najlepsze na pierwsze narty dla dziecka :D :) ;) :P
    A teraz - bo akcenty motywu z wierzchu nart są i na ślizgach (Dynastar).
    Wszystko z allegro, gruuuubo przed sezonem. :)
  4. Żeby pojawił się kontrargument, winien pojawić się argument, nie opinia, czyż nie tak?


    Dokładnie, niech Mitek nas przekonuje. Bo do mnie przemawiają testy z NTN, mimo że Mitek nazywa je bzdurnymi.
  5. Cześć
    A ja tak i podaj mi jakiś solidny kontrargument?
    Pozdrowienia

    Twoja sprawa :)
    Przed chwilą pultałeś się, że wszystkich wrzuca się do złodziejskiego worka w innym wątku. Konsekwencji trochę :)
  6. Cześć

    Nie deprecjonował bym opinii kolegi bo widać od razu, że zna temat i wie na czym polega  jazda na nartach. W katalogach i testach często wypisane są różne bzdury nie wytrzymujące porównania z własnym doświadczeniem.

    Pozdrowienia

     

    Że zna to widać - czytam z zainteresowaniem :) Fajna dyskusja. Ale ostatnio świat zapierdziela do przodu niesamowicie szybko. We wszystkim. Niektóre marki wybijają się marketingiem a inne rzeczywiście polepszają swój sprzęt. Nawet Chińczycy mają kilka dobrych i solidnych marek. Nie deprecjonowałbym tak od razu nart, bo spod szyldu sportowego marketu :)

  7. Tak jak pisałem, nie pamiętam dokładnego modelu tej narty, to było 8 lat temu.

     

    I swoją opinię sprzed ośmiu lat przekładasz na sprzęt dostępny nawet w spoertowych "supermarketach"? Skonfrotntujesz z opiniami ludzi, którzy zawodowo testują narty i całkiem dobre opinie padły o sprzęcie Wedze w jednym z ostatnich magazynów NTN (zajrzyj na stronę, magazyn dostępny on-line).

    Tu do tego jest o sprzęcie, z którego korzystają dzieci.

    Ale ktoś musi wydać na takie narty te 500 czy 800PLN, by potem można je było kupić za 200 :)

  8. Trzeba się przez dwa dni pozmuszać i już potem nie odłożycie :)

     

    Jeżeli wszystkie argumenty się kończą, pomaga trochę płaskiego, gdzie te kijki byłyby jak znalazł. Jak zbawienie nawet. Tak się przekonały moje dziewczyny :)

  9. Ale co na rodzicach robi różnicę? Długość nart? Bo nie bardzo rozumiem. Sama lubię mieć narty z 15cm niższe niż wzrost. Nie znam się na tym więc pytam. Gdy miała ok 100cm instruktorzy polecali 80cm, takie miała i bylo ok. Teraz na sylwestra jeszcze na nich pojeździ a potem muszę coś kupić.

    Wysłane z mojego SM-G950F przy użyciu Tapatalka


    Zmień instruktorów :)
  10. Moja córka na setkach jeździła rok temu mając 6lat i ze 110cm w kapeluszu i były zdecydowanie za krótkie.
    Co widać:
    https://youtu.be/VHCGwCg_z0E?t=153
    A i do tego na Wedze. Ale chyba nie przeszkodziło jej to dobrze się bawić :)
    Wybór prosty na tym etapie: tanio, równe wzrostowi, i ma się podobać (wtedy te Wedze wziąłem ja, bo Decathlon wyprzedawał za grosze, tym razem wybrała takie, że szatę na ślizgach i wierzchu sam bym chciał mieć. Spodobałyby się jej Wedze, wziąłbym Wedze). Za rok do wymiany przecież.

    Teraz ma narty równe wzrostowi. Nie robi to dla niej różnicy. Na dzieciach to nie robi. Na rodzicach tak. Ale po co?
  11. Oczywiście, jeżeli ten ekstremalny odcinek pokonujesz bardzo często i wiesz, że inaczej byłaby trudno. Z pewnością pomaga też ten napęd 4x4 (ale dlaczego "pseudo"? Blokuje napęd na wszystki 4 koła przecież, zmniejsza ryzyku poślizgu, poprawia trakcję. W takim aucie nikt nie potrzebuje reduktora, czy blokady mechanizmów różnicowych, o odpowiednim zawieszeniu nie wspominając).
    I jeżeli opony i felgi są tanie. Chociaż pewnie i tak sumując, droższe niż dobrej klasy wielosezonówki. U mnie nie dość, że opony drogie (letnie, zimowe i wielosezonowe) to na zimę powinienem kupić mniejsze felgi, bo na te, co mam, producent auta nie przewiduje używania łańcuchów. W razie czego - "skarpety" :) .
    Ciągle widzę więcej pozytywów w wielosezonówkach niż w wymianie opon co sezon.
    Ale nie przekonanych pewnie nikt nie przekona. Ja nawet nie próbuję. Pisałem już pewnie, że podczas zjazdów rodzinnych, tradycyjnie, musi być pogadanka o naszych autach. I przy pierwszej flaszce wszyscy chwalą te swoje dieslowskie VW czy Skody, a przy drugiej zaczyna się litania, kto ile wydał na naprawy. U nich pokutuje fama 1.9TDI, ja biorę tylko japońskie, benzyniaki i tylko z łańcuchem rozrządu (nawet na wymianie tego skąpię - na serio w poprzednim wcieleniu musiałem być Szkotem :D ). I właściwie nie mam czym się "chwalić" - zepsutym radiem? Mazda trochę zawiodła rdzą, i jednym silnikiem, który brał olej. Ale tylko w jednej serii, bo z innym silnikiem w takim samy aucie tego problemu nie było.
    Ale i tak w rodzinie nikt nie "zaryzykuje" odmiany. Może czasami kupią benzyniaka do zagazowania. Oczywiście fanaberie takie, jak hybrydy to odsądzają od czci i wiary. Cóż, Ruskie w zeszłym tygodniu dokopali się na Arktyce do jakichś mega złóż - przecież za darmo tego nie rozdadzą, i lobby zrobi swoje (ale kropla Tesli czy Mirai Toyoty drąży skałę :) ).
  12. Na jazdę w Anglii to letnie spokojnie wystarczają. Tutaj nikt zimówek nie zakłada, a wielosezonówki ma, gdy fabrycznie założone. Na narty latają, albo pociągami jeżdżą.
    Ja kupiłem specjalnie, mając w głowie, że pewnie trafi mi się jazda po ośnieżonych drogach w górach podczas wypadów na narty. I tej jazdy było nawet więcej niż się spodziewałem (chociaż może nie koniecznie w tych spodziewanych miejscach). Super się spisywały :) Kilka nawet ciekawych sytuacji było.
    Ale co najważniejsze, bardzo dobrze przez resztę roku się spisują, na suchym czy mokrym.
    A z tego, co słyszę od rodziny to pogoda nie różni się już w Polsce, od tej w Zjednoczonym Królestwie. W Zamościu to może z dwa czy trzy dni śniegu czy brei mieli raptem dotąd. Narazie nie widać perspektywy na więcej. A nawet jeżeli... Warto specjalnie na to zimówki zakładać? Nawet, jeżeli ktoś, jak my, jeździ w góry na narty? Pod stok nie podjedzie? Ja podjeżdżałem. Nawet, gdy ktoś przede mną ześlizgiwał się na mnie i trzeba było odbijać na chodnik by ominąć i uniknąć kolizji (może miał letnie, czy sliki ;) ). A jeżeli ta opona traci te zimowe właściwości po dwóch czy trzech latach, to tym bardziej po co? Szkoda i czasu i kasy na dwa komplety (nawet z felgami). No ale co warsztaty oponiarskie miałyby do roboty (u mnie za to niektóre nie zamieniają opon, jeżeli nie kupione u nich). I co producenci na to?
    Jak pisałem, 90% kierowców nie uświadczy ekstremalnych sytuacji,gdzie nie tylko zimówki, kolce czy łańcuchy by się przydały, ale i odpowiednie auto :)

    Oby nasze opony i auta bezpiecznie nas dowoziły na narty :) Wesołych Świąt :)
  13. Powiedz gdzie i w jakich warunkach jeździłeś na tej wielosezonówce? Najłatwiej nas przekonasz. Ja na letniej wczesną zimą wjechałem na Karkonoską Przełęcz. Nie polecam.


    Ale co mam napisać? Że od Alaski po Nową Zelandię w Drużynie Pierścienia?

    Nie, zwykłe jeżdżenie. Europa. Polska. Przez ostatni rok zrobiłem 30tyś km. Paradoksalnie, śnieg opony widziały tylko w Polsce, podczas urlopów świątecznych (tych Wielkanocnych też, bo Boże Narodzenie w okolicach Zamościa mieliśmy w tamtym roku pięknie białe). Wypad na narty do Krynicy (super "utrzymane" drogi - w zimowym klimacie ;), taki bonus dla kuracjuszy, kto by tam koło Sylwestra zaprzątał sobie głowę odśnieżaniem :D ). Autko szło jak po sznurku. Bo nawet w Andorze, w Pirenejach, w lutym, podjazd do Soldeu na 1700 po super odśnieżonej drodze :)

    Bardziej bałem się lata, że auto będzie "pływać", a, paradoksalnie, najwyższe temperatury złapały nas znowu w Polsce, w sierpniu. Nic podobnego. Wszystko w porządku.

    W Krainie Deszczowców bez zarzutu. Tutaj zachowanie na mokrym jest najważniejsze.
    U nas tylko przymrozki się zdarzają, ala za domem mam spory i stromy podjazd. Ja jeżdżę, komunikacja staje, zamykają szkoły, ludzie do pracy nie przychodzą.
    Kupiłem najlepsze (w opiniach i testach) dostępne opony na swoje koła (Vredestein Quatrac 5). Mam duże koła, 18-tki, więc nie było tanio (pewnie jedna opona kosztowała tyle, co nie jeden komplet zimówek).
    Po roku ciągle wyglądają bardzo dobrze. Całkiem nieźle jeżeli chodzi o spalanie. Po wymianie końcówek drążków kierowniczych i ustawieniu zbieżności nawet spadło o literek na setkę :)

    Kiedyś, w innym aucie, przez około dwa lata jeździłem na Goodyear Vector 4 Seasons (1 gen). W tej grupie - ekstraklasa opon. Podobne warunki. Super! Inne auto miało fabryczne jeszcze (podejrzewam) wielosezonówki. Też OK. Zastanawiam się, czy obecne nie podobnie, bo jak kupiłem to były już masakrycznie wyślizgane.

    Generalnie, mam bardzo dobre doświadczenia z wielosezonówkami. W jakichś ekstremach nie przychodzi, i pewnie, nie przyjdzie mi jeździć. Z pewnością nie na codzień. Pewnie 90% kierowców też. Więc po co co pół roku zawracać sobie głowę zamianą?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...