Skocz do zawartości

bajaderkatyrolska

Members
  • Liczba zawartości

    134
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi dodane przez bajaderkatyrolska

  1. Wybieramy się do Serfaus-Fis-Ladis 8-15.01. To dla nas nowa miescówka, ale natknęliśmy się w necie na pozytywne opinie więc postanowiliśmy zaryzykować (zamiast dziesiąty raz jechać do Zillertalu :)) Czy ktoś z Was tam był? Chciałabym usłyszeć opinie forumowczów, polecane trasy, fajne miejsca. Będziemy kwatrować w Ried in Oberinntal :czy dojazd stamtąd do stoków jest jakiś uciążliwy? Skąd polecacie startować. Będę wdzięczna z wszelkie wskazówki.
  2. Zapodam zatem link do postu Rosy z Nassfeld:) A swoja relacje z ostatniego wypadu stworze jesli lenistwo ode mnie odejdzie...A mysle, ze po reszte szczegolow to do Berrego i jesli rzeczywiscie tak nie lubisz biur podrozy jak ja to do zobaczenia gdzies w przyszlym roku:) http://www.skiforum....8811#post278811 Pozdrawiam:) Aniouk

    Dzięki! Tekst Rosy oczywiście już wcześniej czytałam kiedy robiłam research na temat nassfeld (no i oczywiście bardzo mnie zainteresował pewien szczególny aspekt wypraw w Twoim towarzystwie- może się kiedyś zdołam załapać na takową? :)) Natomiast Berry odesłam mnie do Ciebie w sprawie relacji ze szkolenia- czy mogłabys napisać parę szczerych słów z pozycji kursanta? (może być na priv:)) pozdr
  3. jeszcze w zyciu sie takowym nie skalalam, jednak ta ichna masowosc mnie nieco przeraza...lubie wszystko sama sobie zalatwic i jak do tej pory z kazdego wyjazdu narciarskiego organizowanego samodzielnie bylam zadowolona. Fakt, ze duzo czasu zawsze poswiecalam na organizacje, ale mysle, ze warto bylo.

    No to jednak mamy wiele wspólnego!:) tak jak pisałam wcześniej to był pierwszy i OSTATNI mój wyjazd z biurem. Dotychczas preferowałam totalny spontan, wyjazdy, często w pojedynkę, organizowałam zazwyczaj dosłownie w przeddzień i NIGDY nie było wpadki (no może poza rewelacyjną miejscówką w Juns, opodal lodowca Tux która okazała się być na szczycie bardzo stromego zbocza i ledwie zdołałam podjechać- w pewnym momencie auto zamiast w górę zaczęło mi zjeżdżać w dół tyłem do przepaści, oczywiście bez żadnych barierek. jakimś cudem udało mi się odbić do stoku i oprzeć sie o zaspę, inaczej pewnie dziś byśmy nie rozmawiały- ale za to JAKI był WIDOK! odtąd już zawsze sprawdzam na google-earth :)) Napisz mi proszę o wyjeździe z Berrym. Korespondowałam z nim przez moment kiedy rozważałam w wyjazd do Nassfeld, on mi obiecał dać namiar na miescówkę, jakoś do tego nie doszło , koniec końców pojechałam gdzieindziej. Czy on się zajmuje komercyjnie tymi wyjazdami? To jest jakkieś biuro, czy też usługa bardziej towarzyska? Głupio mi się go było wypytywać bo byłam naonczas kompletnie nowa na forum i trochę nie znałam zwyczajów... Nie ukrywam że chętnie podczepiłabym się w przyszłym roku pod jakieś jeżdżące towarzystwo bo niestety moi znajomi uprawiają obecnie wyłącznie wyjazdy z małymi dziećmi, a to jakby nie moja bajka. pozdr. BT
  4. Wpływ uprawiania amatorskiego narciarstwa zjazdowego na kontuzje paznokcia u małego palca lewej ręki. Ten temat może być fascynujący, ale może jeszcze poczekajmy. Aż ktoś go zacznie zgłębiać. Jeśli chodzi o używanie kijków, to używanie nart jest o wiele bardziej od nich niebezpieczne. Więc należałoby w pierwszej kolejności z nich zrezygnować. Ewentualnie pójść inna drogą i poświęcić główną uwagę na nartach doskonaleniu upadków, może w pierwszej kolejności zwracając uwagę na kciuk i jego kontuzje. Ale czy pozostałe palce są mniej ważne? Może nieco z innej beczki. Byłem ostatnio z żona w prywatnej klinice ortopedycznej w Bielsku Białej. Chodziło o kłopoty z palcem, ale głównie związane z pracą w kuchni. Przeczytałem tam sobie na ścianie duży afisz, poświęcony wypadkom narciarskim. Kilku lekarzy się tam, jak można powiedzieć, specjalizuje w wypadkach narciarskich. Teren w pobliżu im wyraźnie sprzyja. Postawili sobie kilka pytań. Między innymi, czy narty karwingowe wpływają w większym stopniu na wzrost kontuzji. Co do tych nart, to w porównaniu z poprzednimi, nie nastąpił wzrost a raczej zmniejszenie liczby kontuzji, z tym że pojawiły się przypadki niebezpiecznych kontuzji związanych z "zaczepianiem" nart. Natomiast nastąpił gwałtowny wzrost wypadków narciarskich związanych ze zderzeniami, z drzewami, słupami, ludźmi. Powodem tego jest duża szybkość i małe umiejętności narciarskie. Wracając do kciuka, to wydaje się, że jego kwestia jest zupełnie marginalna. Chcąc poprawić statystykę urazów, należałoby w pierwszej kolejności wyciąć lasy, tam gdzie jeszcze są. Zlikwidować słupy wyciągów. Z tym nie ma problemów, odkąd są helikoptery. Pozbyć się ludzi. Jak się korzysta z helikoptera, to zagęszczenie narciarzy na kilometr kwadratowy terenu jest bardzo małe. Więc się dobrze składa. W tym miejscu pozdrawiam świątecznie "jana kovola" za propagowanie mało kontuzjo-gennej formy zjazdów. A jak tam się coś przydarzy, to kwestia kciuka jest zupełnie bez znaczenia. Pozdrawiam

    Dzięki, DziadkuKuby za wyważony i należycie ironiczny komentarz. Muszę z żalem stwierdzić że istnienie tego wątku mocno podważyło moją wiarę w sensowność forum jako takiego. A poniekąd sama nieświadomie sie do tego przyczyniłam bo dyskusję zapoczątkowała moja niefortunna wzmianka o wybitym kciuku (oczywiście w całkiem innym konekście i wątku) To co tu widzę to klasyczne BICIE PIANY. Drodzy forumowicze, nie komrpmitujcie się na litość Boską.
  5. nasz wiad sie zbiegly w czasie, dlatego to przytoczylem bo nie bylem swiadowmy twej wiad... jka kolano? mam nadz ze dobrze??? btw gamekeeper to nie wiem, jaki jest polski odpowiednik w obrazowym tlumaczeniu to raczej bylby pasterz. aniouk jak w brytyjskim ang to wyglada?? bo w am ang nazwa "game" to nie stado dowolne, ale stado dzikie. wiesz z ksiazek kulinarnych ze "games" w najlepszym tlumaczeniu z am ang to dziczyzna. czyli z kolei, opierajac sie na am ang, przetlumaczenie na pasterz tez nie ma wiekszego sensu, bo jaki pasterz "keeps" (strzeze) dzikie zwierzeta?? chyba ze w bryt ang "game" = stado, bez rozrozniania czy dzikie czy "cywilizowane".

    Jeśli mogę się wtrącić: gamekeeper to zdecydowanie facet od dzikiego zwierza (game to zwierzyna łowna, taka na którą się poluje). A jeśli mowa o stadzie to co najwyżej jeleni czy saren. Ja bym optowała za "gajowym" poprostu. Zgaduje że owa kontuzja mogła byc skutkiem użycia fuzji (odrzut). Kciuk gajowego? brzmi nienajgorzej. :)
  6. [quote name='Aniouk']Mocno rozdraznia mnie przekladanie cech kilku spotkanych osob z danego panstwa na cechy narodowe...dla mnie to niepotrzebna generalizacja i uprzedzenia...jesli jeszcze to sa cechy mile (co jest rzadkoscia) to moge sie nawet ucieszyc z tej zakladki...ale nazywanie narodu aroganckim to dla mnie okreslenie mocno porazkowe... Podrozowalam po Francji kilka razy i nie moge sobie przypomniec sytuacji, w ktorej bylabym zle potraktowana przez kogokolwiek...nawet w sklepie...gdzie znajac tylko pare francuskich slow, nie bylam lekcewazona, ale z usmiechem obslugiwana...zapodajac takze usmiech i uzywajac: poprosze to, dziekuje, dzien dobry, do widzenia... Fakt, ze duzo ludzi slabo tam mowi w jezyku angielskim...ale hmmm, to my do nich przyjezdzamy, a nie oni do nas...aczkolwiek nawet najgorzej mowiaca po angielsku osoba zawsze starala sie nam pomoc gdy prosilismy o wskazowki...Bylo tej pomocy mnostwo...wymieniam tylko te, wedlug mnie najwieksze...co rzeczywiscie Ci ludzie zupelnie nieproszeni, pomogli turystom mowiacym po angielsku...ale usmiechajacym sie non stop i mowiacym dziekuje po francusku...: - wlascicielka kempingu w gorach nie wziela pieniedzy od nas za noc kiedy zalalo nasze namioty, gdyz podloze kempingu bylo bardziej przygotowane na domki kempingowe niz namioty - zawiadowca stacji, gdy widzial, ze bedziemy czekac na pociag o 3.30 rano...otworzyl dla nas pusta sale na dworcu, dal klucze, zebysmy mogly sie zamknac od wewnatrz, obudzil nas o 3 , gestami prosil , zebysmy podazyly za nim...zaparzyl herbate i poczestowal cieplymi rogalikami - u podnoza skaly czekala na nas Pani z parasolka, ktora zaprosila nas do siebie do domu, zebysmy sie wysuszyli i ogrzali, gdyz widziala nas jak zjezdzalismy z drogi wielowyciagowej w deszczu i burzy...pozwolila zostawic liny i ciezsze rzeczy do wysuszenia w stodole...jako, ze musielismy rzeczy odebrac na drugi dzien w nocy...pani obiecala, ze zostawi obejscie dla nas otwarte na noc...odwdzieczylismy sie wtedy butelka dobrego wina...francuskiego. Mysle, ze w duzej mierze to jak jestesmy odbierani i traktowani zalezy od nas samych (sama to wiem, gdy pracowalam obslugujac klientow w restauarcji)...ktos mily, usmiechniety byl tak przeze mnie traktowany...osoba traktujaca mnie z gory, chamska i zaczepliwa zostala obsluzona, nazwijmy to poprawnie... I tak to mniej wiecej funkjonuje, nastawiajac sie, ze zostaniemy arogancko potraktowani juz podchodzimy do takiego czlowieka naburmuszeni i nastroszeni...w zamian dostaniemy to samo... Moze i uczciwie...ale z malkontenckim zacieciem...ja musialam o 3, w nocy badz jak ktos woli nad ranem, wyjsc z domu aby zdazyc na samolot (moja podroz trwala 12 godzin gdyz z powodu bagazy nie zdazylam na wczesniejszy autobus) moje bagaze nie dolecialy ze mna, musialam w niedziele (gdzie wszystko zamkniete w Austrii) kupic chociaz szczoteczke i plyn do soczewek, dwa pierwsze dni to byla jazda w wietrze i mleku....a zwyczajnie sie ciesze z mojego wyjazdu i z napotkanych ludzi na mojej drodze...ktorzy mi pomogli...a gdy nie znali angielskiego szukali swoich znajomych, ktorzy mowili po takowemu, zeby mi pomoc... bo po niemiecku ciut wiecej niz po francusku...ale zawsze ze szczerym usmiechem na twarzy... takze mysle, ze to wszysko zalezy bardziej od naszych glow niz od innych ludzi...a ci spotkani na naszej drodze tez zaleza od nas...taka dziwna figura kolastych zaleznosci... Pozdrawiam z usmiechem:) Aniouk PS Byc moze wyjawia sie z tego postu opis wiecznie usmiechnietej wariatki...ale ja zupelnie normalna jestem...wychodze z zalozenia ze, szczegolnie w podrozy, wsrod obych ludzi w innym kraju...tak to dziala jak opisalam.[/quote] Po pierwsze: nie jestem malkontentką, solennie zapewniam i mam na to świadków!:) (gdybym była- wątpię żebym zachwycała sie zeszłoroczną miejscówkę w Zillertalu w chałupie z oborą pod jednym dachem! A zachwycałam się bo gospodyni była szalenie sympatyczna i była zajebista atmosfera- i nie mam tu na myśli aromatu świeżego obornika) Nie należe do typu wygodnickich pańc i nie obcy mi podróżniczy hardcore. Po drugie tytuł mojego postu jest pewną figurą literacką i podobnie jak pewne tendencyjne uogólnienia oczywiście nie musi byc brany dosłownie:) Po trzecie tak, oczywiście znam fajnych Francuzów, tak, byłam spontanicznie częstowana winem na kempingach i doznałam wielu normalnych ludzkich odruchów od tubylców na przykład podczas letnich trampingów rowerowych w Owerni i Prowansji. Natomiast w stacjach narciarskich częściej niz gdziekolwiek indziej spotykałam się z ludźmi stosunkowo mało sympatycznymi którzy w oczywisty sposób zlewali klientów. Oczywiście nie wszyscy i nie zawsze. W ValThorens panowie z górskiej służby pomogli mi zjechać z za trudniej dla mnie góry na którą nieopatrznie wjechałam i jeszcze poprosili kierowcę ratraka zeby mnie podwiózł do stacji bo nie miałam juz połączenia wyciągiem. Inna sprawa czy zrobili to z uprzejmości czy dlatego że ich obowiązkiem było dopilnowac żeby na stoku nikt nie został po zakończeniu dnia. Wiem natomiast że inni panowie z wyciągu, kiedy rozwaliło mi się wiązanie (odpadła skrzynka w starych tyroliach) i nie mogłam jechać odesłali mnie lekceważącym ruchem ręki zebym sobie zeszła do miasteczka (dobre 2-3 km)- to był mój pierwszy raz w VT, nie znałam tras i byłam dość tym zajściem sfrustrowana. W Austrii to raczej byłoby nie do pomyślenia bo widzę badrdzo często ludzi podwożonych skuterami śnieżnymi i nie zawsze są to ofiary wypadku. Ci ludzie mogli mi chociaż zaproponować taką opcje odpłatnie a nie kazać mi złazić z dechami na plecach. Natomiast to o czym tutaj pisze nie ma nic wspólnego z uprzejmością, to pewna biznesowa uczciwość: w stacji takiej jak Alpe d'Huez nie jesteśmy gościem w niczyim domu ale klientem przedsiębiorstwa pod tytułem biuro turystyczne , hotel, wyciąg etc. Nikt nikomu łaski nie robi- w takim miejscu jestem poprostu klientem i oczekuję good value for money i zero sentymentów. W takim mijescu towarem który kupuję jest także mój komfort i dobre samopoczucie. Moja kiepska ocena tego wyjazdu wynikła zapewne z fałszywego założenia że płacąc stosunkowo dużo spodziewałam się także przyzwoitej jakości usług. Tymczasem otrzymałam jakość identyczną jak na studenckich wyjazdach za grosze. Stąd może mój dysonans poznawczy i zdaniem wielu krzywdząca ocena tej miescówki. Cóż, jest to moja prywatna ocena. Każdy może mieć inną. Proponuję wybierz się tam w przyszłym sezonie i sprawdź na własne oczy, mam nadzieje że spodoba Ci się bardziej.:) [quote name='moris'][quote name='bajaderkatyrolska'] Przykładowo z St Gervais pojechaliśmy na "zjazd życia" z Aguille di Midi tzw. Białą Doliną - a we wspomnianym Alpe d'Huez jest kilka fenomenalnych tras (choćby Tunel, Balme, - to z trudniejszych, zjazd do Oz wsród przepięknych sopli lodu - tak z 8-10- metrów wysokości, czy wspaniała widokowo Serenne - tu oczywiście musi ona być w większości płaska, bo przy 2 tysiącach metrów przewyższenia i długości kilkunastu km nie może być cała stroma - ale ta trasa ma być widokową - i jest!! A najwspanialsze są wrażenia z jazdy Serenną w nocy, przy świetle księżyca:)[/quote] Co do Valle Blanche zgadzam sie z tobą w zupełności : - zjazd z Aguille di Midi sama zaliczyłam w 2001 przy okazji bytnosciw Chamonix i do dziś wspominam z zachwytem. Natomiast nie przesadzajmy: Tunel poza tym ze jest zajebiście stromy i nieratrakowany nic fenomenalnego w sobie nie ma. Balme było niestety zamknięte, fajne zjazdy do Oz a szczególnie czarna trasa do Vaujany miała potencjał, nie przeczę, ale żeby go wykorzystać musiałabym przyjechac raz jeszcze - w styczniu lub lutym.:)
  7. moze powinnas wysunac nieco czulki i wypasc za ocean? dalo by ci to inne wymiary i oceny - nie mowie lepsze czy gorsze , ale inne....

    Ależ oczywiście, bardzo chętnie! Marzę o tym od dawna, zwłaszcza po przeczytaniu znakomitej książki Rolanda Huntforda " Two Planks and a Passion". Tylko wpierw muszę BARDZO poprawić umiejętności. Inaczej to byłaby poprostu strata kasy. To co sprawdza się w rodzinnym austriackim ośrodku, na Alasce byłoby raczej żałosne. Twego postu o paskach faktycznie nie miałam okazji przeczytać- poroszę o linka lub streszczenie:) pozdrawiam serdecznie i Wesołych Świąt:)
  8. - Trois Valees - Espace Killy - La Plagne - Les Arcs to wspaniałe systemy, naprawdę trudno znaleźć podobne w innych krajach.

    Absolutnie sie z Tobą zgadzam- bylam w 3V w sumie 5razy i raz w Tignes. te stacje są klasą samą w sobie i na tyle odstaja poziomem od "średniej alpejskiej" że warto tam wpaść chociaż raz w życiu. jednak mam wrażenie że z tego powodu my, narciarze z mazowsza, jesteśmy dla Francuzów zbyt tolerancyjni, pobłażliwi, za wiele im wybaczamy. To że mają wspaniałe góry to nie ich zasługa- od nich zależy co z nimi zrobią, jak je przygotują dla nas, jak sprawią że się w nich będziemy czuli. Myślę że wyrośliśmy juz z etapu kiedy jesteśmy wdzięczni za to że w ogóle mozemy BYĆ a Alpach, które przeciez przez długie dziesięciolecia były dla zwykłych smiertelników niedostępne. Ja w każdym razie wyrosłam z etapu studenckich wyjazdów do ValThorens rozklekotanymi autokarami (36 godzin w jedna stronę! Tak, naprawdę to czasami tyle trwało!) i spania na piętrówce w przedpokoju- wtedy punktem odniesienia był Szczyrk czy Kasprowy, teraz tym punktem odniesienia są niezliczone stacje alpejskie które miałam okazję odwiedzić przez te półtorej dekady. Nie można w nieskończoność godzić się na marny standard- nie jesteśmy już ubogimi krewnymi z za kurtyny, ale obywatelami europy. Płacimy takie same ceny jak cała reszta. Arogancja francuzów jast dla mnie bardzo podobna do arogancji sprzedawdczyni z mięsnego za komuny: po co się starać, byc uprzejmym, dbać o dobry towar , nie warto ładnie go pakować skoro ludzie i tak wszystko kupią. We Francuzach irytuje mnie właśnie ta komunistyczna olewcza postawa. Cóż, pewnie to nie ich wina, mają socjalne państwo które do reszty ich rozpuściło i zdemoralizowało. Nie wiem jak bardzo socjalne jest państwo austriackie, ale najwyraźniej swoim obywatelom nie robi krzywdy. Tam na każdym kroku czuję że ludziom sie CHCE chociaż przecież wcale by nie musieli. ja naprawdę nie oczekuję że w skromnej góralskiej chatce za kilkanaście euro dziennie gospodyni będzie sprzątać codziennie od piwnicy po dach jakby jutro miała byc wigilia, nie oczekuję że na śniadanie bedzie domowe jedzenie super ekologiczne bo z własnego gospodarstwa, nie spodziewam się że gospodyni na powitanie postawi domowego sznapsa- ale straszeni mi miło jak tak się dzieje, bo jak ktoś nie musi a mu się chce to naprawdę dobrze o nim świadczy. Rozczulają mnie te babiny tyrolskie - jak pewna staruszka z Juns u której stacjonowałam parę lat temu. Przyszłam rano do jadalni z ręką obwiązaną chusteczką bo poprzedniego dnia niefortunie wybiłam sobie kciuk kijkiem. patrze, po chwili pani przychodzi z rolką bandaża elastycznego. na musiała... nawet nie mogłam jej poządnie podziękować- niestety nie znam niemieckiego :o
  9. Zgadzamy sie wiec co do biura podrozy, ja nie korzystam z zdanych, wiec nie mam problemu ;) Jezdzilem w Alpe d'Huez w styczniu, piekna pogoda, ladne widoki, trasy dobrze przygotowane, infrastruktura moze nie powala na kolana, ale widzialem juz gorsze miejsca. Dobrze trafilem? Bylem tez na jednodniowym wypadzie w tak zachwalanym austriackim Obergurgl-Hochgurgl, na forum czytam same zachwyty, ochy i achy nad swietna infrastruktura, perfekcyjnie przygotowanymi trasami. Pogoda nie byla najlepsza, lekkie opady sniegu, chmury, ale co trzeba zaznaczyc droga do samego Obergurgl byla czarna. W Hochgurgl czynna tylko kolejka do pierwszej stacji, dalej wszystko zamkniete, da sie zjechac tylko czerwona trasa 25, a wlasciwie to jej dolna czescia. 42,50 euro za to zeby pojezdzic na jednej trasie to troche za duzo. Pakuje wiec narty i jade do Obergurgl, na nartach sie nie da - polaczenie nie dziala. W Obergurgl jest lepiej, dziala cala infrastruktura, ale trasy sa zupelnie nieprzygotowane. Wlasciwie to trudno mowic o trasach bo gdyby nie tyczki to nie dalo by sie odroznic gdzie jest trasa a gdzie jej nie ma. Wyglada na to, ze ktos stwierdzil, ze nie ma sensu przygotowywac tras skoro praktycznie caly Hochgurgl nie dziala. No i jaki z tego wniosek? A no zaden, po prostu zle trafilem i nie podejmuje sie oceny tego osrodka. Pojade tam jeszcze raz w innym terminie. ;)

    Oczywiście masz -i trochę nie masz racji: miałam bardzo podobne doświadczenie w Soelden gdzie na 7 dni pobytu było ładne tylko jedno przedpołudnie, z lodowca zjechałam raz w kompletnej mgle więc nic o tym nie moge powiedzieć, właściwie non stop zjeżdżałam z dwóch- trzech tras, czyli totalna kicha. Niemniej mam przekonanie że to BARDZO DOBRA STACJA i chętnie jeszcze tam wrócę. To się jakoś czuje. A może czuje się to bardzo indywidualnie, subiektywnie? Alpe d'Huez nawet za pierwszym podejściem kiedy aura była zdecydowanie lepsza podobało mi się ALE nigdy nie zaliczyłabym go do swoich ulubionych miesc- najlepszy dowód że powrót tam zajął mi 11 lat ( w tym czasie w Zillertalu byłam chyba z 7 razy) . Są takie miejsca w których poprostu nie łapię fazy. I wtedy zaczyna przszkadzać wszystko, nawet takie pierdoły które w innym miejscu pozostałyby w ogóle niezauważone. To jak z dziewczyną: jeśli się zakochasz wydaje ci się skończoną pięknością, jeśli nie, to irytuje cie nawet sposób jaki miesza herbatę:)

    To współczuję, ale absolutnie nie zgodzę się,że Francja to zła miejscówka - osobiście byłem już 11 razy we Francji i nigdy nie narzekałem - a ostatni raz to właśnie była stacja Alpe d'Huez - przepiękna pogoda, super przygotowane stoki, apartament w porządku (choć włoskie są lepsze - prawda - mówiąc o tej samej cenie za apartament). I prawdę pisząc bardziej mi się tam podobało niż w Les2Alpes, ale to kwestia gustu Bajaderka - zła pogoda zdarzyć się może każdemu (ja np, w styczniu w 3 Dolinach miałem trzy dni mgły - ale czy to powód, by narzekać na stację?) Może warto popatrzeć na swoje decyzje trochę krytycznie: 1. koniec marca - zawsze ryzyko wysokich temperatur, mokrego śniegu (mgła zdarza się nawet w Austrii (pewnie nawet częściej niż we Francji) 2 - lot samolotem - wiadomo przecież że odprawy przed lotem,odbiór bagażu trwają, do tego transfer autokarem - a cenę znałaś przed imprezą Ja od lat jeżdżę do Francji autokarem (korzystam z dwóch sprawdzonych biur, jedno z Krakowa drugie z Warszawy - w zależności od terminu i oferty do danej stacji. Samochodem to trochę daleko - do Włoch jadę autkiem - zdecydowanie bliżej Uogólnianie, że do Francji nie należy jeździć chyba nie jest zbyt sprawiedliwe, nie uzasadnia tego pretensja do biura? - ja tam spośród krajów alpejskich najbardziej właśnie lubię jeździć do Francji.

    Ależ ja UWIELBIAM Francję i na przykład zjazd trasą pucharu świata w Val d'Isere w 2000 roku uważam za swój najlepszy przejazd w zyciu, albo zjazd off piste z przełęczy nie pamietam w tej chwili nazwy z Val Thorens w stronę Orelle taką cudowną pogrążoną w ciszy doliną w złotym popołudnoiwym słońcu, to niemal mam łzy w oczach jak przypomnę sobie słodycz tego krajobrazu- a mimo to sądze że nie warto tam jeździć na narty właśnie dlatego że cena i odległość nie znajdują uzasadnienia w jakości- a prościej , ze nie jest tam na tyle fajniej żeby chciało mi się tam jechać (za często). Nie warta skórka za wyprawkę. Wiem że to zabrzmi kontrowersyjnie, ale cóż, od tego jest forum:)

    Uwierz mi, ze we Francji sa takze bardzo ladne, duze, swietnie wyposazone, luksusowe apartamenty, ale one tez normalnie kosztuja.

    Tak, oczywiście że są. Nawet znam ludzi którzy w nich mieszkają. Mam znajomych któży lataja na narty samolotami, ale potem nie tłuką sie autokarem tylko wypozyczają sobie auto na lotnisku. W zeszłym roku nieźle się podłozylam bo chłopak opowiada mi jaką to swietną okazję znalazł na wyjazd i koszt zakwaterowania tylko 90 ojro, więc ja: ależ tak swietnie, czy moge sie dołączyć... tylko że za chwilę sie okazało że to 90 to za osobe ZA DZIEŃ. Sorry ale dla mnie to wyrzucanie kasy, wolę pojechac na 3 tygodnie po 30 :)
  10. Co do kwater porównywanie francuskich z austriackimi wypada zdecydowanie na korzyść tych drugich, jednak zawsze jest coś za coś: kosztem wielkości dostajemy kwatery na stoku i na wysokości niedostępnej w Austrii. [/QUOTE] Z wysokościami masz rację ( chociaż nie wiem czy to wartość sama w sobie, zwłaszcza że niektóre osoby czują się gorzej nocując powyżej 2000- kwestia ciśnienia) natomiast z odległością od stoku niekoniecznie: nasza tegoroczna miejscówka w Saalbach miała stok dosłownie po drugiej stronie ulicy (ile to jest, 10-20m?), a do tego cały ośrodek jest połączony trasami i wszędzie można dotrzeć prawie nie zdejmując nart, a w każdym razie nie korzystając z auta czy skibusa. Podobnie w Zillertalu są miescowości położone pod wyciągami- ja parę razy jeździłam do Vorderlannersbach gdzie do wyciągu miałam może 100m i zjeżdżałam na nartach pod sam dom. wystarczy zerknąć w googlemaps i sensownie wybrać miescówkę. Z resztą dojazdy nie są aż tak uciążliwe a parkingi własciwie wszędzie gratisowe. Za to francuzi robia często taki motyw że niżej położone miescowości teoretycznie należą do jednego ośrodka, ale tak naprawdę 20-30minut spędzasz w gondolce wiozącej cie na miesce startu. Tak jest naprzykład w Brides le Bain które podczepione jest do 3V a dokładniej do Meribel. Inna sprawa że motyw dojazdówek dotyczy właściwie wszystkich "przerośniętych" ośrodków, czy to we Francji czy we Włoszech czy nawet w Austrii. Wiadomo że turyści rzucą się na te setki kilometrów tras, na tej zasadzie jak maniacy fotografii rzucają sie na megapiksele, w ogóle nie zdając sobie sprawy że powyżej pewnej wielkości to już komplenie nieefektywne. żeby dojechac z najdalszego końca Val Thorens do najdalszego końca Curchevel i z powrotem ledwie starczy dnia!To samo ze słynną Sella Ronda- człowiek się tylko śpieszy żeby zdążyć zamknąć kółko zanim zamkną wyciągi i trzeba będzie wracać taksówką do domu. Z mojego doświadczenia żeby naprawdę sie najeździć, a nie tylko zwiedzać stoki, na tygodniowy wyjazd wystarczy 100-150km DOBRYCH długich tras, czasami nawet mniej.
  11. Mam kilka uwag odnosnie relacji. Po pierwsze ocenianie jakiegokolwiek osrodka narciarskiego czy to we Francji czy w innym kraju jadac tam na sam poczatek lub koniec sezonu, na wszelkie "free ski" itp. jest bez sensu (nie te warunki, nie ta pogoda, nie ta obsluga). Alpe d'Huez wedlug mnie nie jest wcale takie zle, jesli pojedzie sie tam w normalnym terminie i trafi na dobre warunki pogodowe, a osrodek raczej nie ma na to wplywu. Po drugie wiekszosc osob jadac do Francji wybiera najtansze zakwaterowanie jakie tylko jest mozliwe a potem sie dziwi, ze warunki sa nie takie jak to sobie wyobrazalismy. Koszt takiego apartamentu jak opisujesz dla 4 osob w tym terminie to maksimum 200 euro (50 euro za osobe), a przewaznie jeszcze taniej. Jesli wiec zaplacilas 1800 zl (nie wiem ile kosztuje przelot) to biuro niezle na tym zarobilo. Na drugi raz jedz na wlasna reke to bedzie znacznie taniej. Uwierz mi, ze we Francji sa takze bardzo ladne, duze, swietnie wyposazone, luksusowe apartamenty, ale one tez normalnie kosztuja.

    ALEŻ Z CAŁĄ PEWNOŚCIĄ NASTĘPNYM RAZEM POJADĘ NA WŁASNA RĘKĘ! Tylko że po pierwsze koniec marca to nie jest jeszcze koniec sezonu w tej stacji , o czym świadczą wysokie ceny skipasów (indywidualnie zapłacilibyśmy 210 eur, grupowy 184), z resztą niejednokrotnie jeździłam w kwietniu i było super . Nie pojechałam tam bo akurat było taniej (nie było!) tylko dlatego że znajomi mieli wolne miejsce i chciałam się do nich podczepić. nie mam też pretensji do ośrodka bo we Francji byłam nie raz i znam realia. Wkurza mnie za to instytucja polskiego biura podróży które bierze forse za nic,oszukuje ludzi bo dostaje kolosalne zniżki od managerów rezydencji, którymi nie dzieli się z klientami, organizuje dowóz klientów z kilku niejscowości jednocześnie co trwa wieki i w ogóle idzie na łatwiznę. Pretensję mam o to że wyjazd był naprawdę drogi i przez myśl nie przeszło mi że za taką kase dostanę warunki jak na studenckim wyjeździe do ValThorens 15 lat temu. Gdyby to kosztowało 1000zł to nawet bym nie miauknęła bo dostaje to za co płace. Jestem wkurzona bo dostałam DUŻO MNIEJ. Był to pierwszy raz w życiu kiedy skorzystałam z usług biura podróży- I OSTATNI. Miałam o tym nie wspominać, bo koniec końców facet mnie przeprosił i się pokajał, ale pobyt zaczął się od koszmarnej awantury z rezydentem który nie chciał wydać mi opłaconego wcześniej skipasa, bo coś mu sie nie zgadzało w wyliczeniach i wychodziło że ma o jeden za mało. Gdyby nie rzeczowa interwencja koleżanki która nie jeden remanent w życiu zrobiła to chyba doszłoby do rękoczynów. Sorry ale tego typu historie dyskwalifikują dla mnie to biuro. W biznesie klient ma zawsze rację, a jak sprzedawczyni ma manko na kasie to odpowiada ona a nie klient. Sorry gregory ale tak jest. Może małe specjalistyczne biura są bardziej godne zaufania ale taki moloch jak Rainbow Tours napewno nie.
  12. http://www.skiforum....ramp#post278730 Dla ulatwienia przekopiuje to, co napisal Lobo:Sorry, powinienem zacząć od elementarza Myślę że rysunki sporo wyjaśnią http://www.head.com/....ag=boot&id=142 kliknij na pdf na powyższej stronie. Kąt rampowy ( ramp angle ) to stopień nachylenia zeppy wewnątrz buta czyli de facto różnica wysokości umiejscowienia piety i palców stopy, z reguły wynosi 5 stp. Kąt rampowy wiązania ( delta angle ) to różnica wysokosci między piętką a przodem wiązania. Czyli, oba katy rampowe wymuszają pochylenie sylwetki w przód a kąt pochylenia mankietu wymusza z kolei pochylenie piszczeli. Reasumując - im większy kąt rampowy ( suma rampy buta i wiązania ) oraz im większe nachylenie mankietu tym wiecej rotacji i uślizgu napotykasz wchodząc na krawędzie. Czyli w przypadku zmiany butow (i wiazan) mozna sie liczyc z innym katem rampowym (suma katow z buta i wiazania), ktory powoduje wieksze lub mniejsze pochylenie sylwetki i innym katem pochylenia cholewki (forwar lean angle), ktory powoduje wieksze lub rozne ugiecie podudzi (jedziesz w wiekszym lub mniejszym przysiadzie). Do tego dochodzi (wciaz czekam na komentarze) wieksza lub mniejsza ruchomosc cholewki w kierunku przod-tyl. Bajaderko, nie przejmuj sie tym za bardzo. Do niedawna nie wiedzialem co to jest kat rampowy. Dzieki Lobo juz wiem. Na to praktycznie nie mamy wplywu kupujac buty czy wiazania. Natomiast przy wyborze butow masz wybor pomiedzy roznymi katami pochylenia cholewki i jej ruchomosci. Roznice sa zauwazalne. Moj typ dla Ciebie to Tecnica Attiva Phoenix 90. Dosc duze pochylenie i dosc duza ruchomosc cholewki przod-tyl. :)

    O matko ,ratunku! fizyka kwantowa! Ja uciekam!:) Niestety Phoenixy mierzyłam- były za szerokie w kostce, straszenie słabo mi trzymały piętę. Dragony z reszto też- choć faktycznie masz rację że były dużo bardziej pochylone do przodu.
  13. Od początku miałam przeczucie że coś z tym wyjazdem będzie nie tak- i miałam rację. Skusiłam się jednak nie tylko dla towarzystwa (dla którego jak wiemy cygan dał sie powiesić) ale także dlatego że raz juz byłam tam 11 lat temu. Wtedy przyjachałam SAMA własnym autem, spędzając za fajerka ponad 20 godzin i żeby nie zasnąć w kółko słuchałam na cały regulator pedalskiej płyty Savage Garden (pamięta to ktoś jeszcze??). Miejsce jednak tak zachwyciło mnie wówczas swoim pełnym grozy krajobrazem że wracając, jeszcze długi czas we wstecznych lusterkach podziwiałam ośnieżone szczyty. Teraz opcja była z pozoru ekskluzywna: wyjazd organizowało biuro podróży Rainbow Tours, lecieliśmy samolotem do Grenoble, a dalej krótki transfer autokarem do hotelu. Koszt wcale nie mały - ponad 1800 zł za przelot i zakwaterowanie, plus 184 Eur skipas 6-dniowy. Łączenie z niedozownymi zakupami na miejscu (żywność ale bez chodzenia po knajpach) poszło w sumie ok 3000zł. Jak na 6 dniowy wyjazd to naprawdę sporo. Co za to otrzymaliśmy: podróż która netto powinna trwać 2,5+ 1,5h trwała w sumie ponad 10 godzin- od pojawienia sie na lotnisku do dotarcia do hotelu. Niby to i tak połowe krócej niz autem, ale zmęczenie naprawdę niewiele mniejsze. Poziom komfortu lotniska w Grenoble wynosi zero, przyloty odbywają się dosłownie w baraku, maleńką hale odlotów wypełnia zaś zwarty tłum narciarzy i snowboardzistów, tak że z baraku miejsc siedzących masa ludzi koczuje czy poprostu leży na glebie. Bardziej przypomina to ewakuację ofiar kataklizmu niż podróż w cywilizowanych warunkach. Warunki mieszkaniowe Alpes d'Huez w ciągu minionej dekady nie poprawiły się ani na jotę. "Apartament" 4 osobowy to niewielki pokój dzienny z czymś w rodzaju wersalki, i piętrówka w korytarzu bądź wnęce. totalna ciasnota. Prześcieradła i ręczniki trzeba zamnawiać i opłacać oddzielnie, albo wziąć z domu. Oczywiście na koniec trzeba samemy wysprzątać, poczym jakiś murzyn z obsługi przychodzi sprawdzić czy dokładnie umyliśmy kibel i czy zgadza sie ilość widelców w szufladzie. Nie jestem rasistką ale troche to żenujące. Ktoś może powiedzieć: cóż, tanie mięso jedzą psy. Tyle że to mięso nie było wcale tanie. Standard który uchodził w czasach studenckich kiedy naprawdę liczyła się tylko taniość, teraz jest poprostu nie do przyjęcia. Oczywiście nic z tych rzeczy nie zrażało nas w ogóle wobec perspektywy cudownych szusów. Niestety: następnego dnia powitała nas ulewa i marna widoczność. Ambitnie wjechaliśmy na 3000 w nadziei na lepszy śnieg. Nic podobnego. We wnętrzu gęstej chmury i w padającym lepkim sniegu ledwie widać było czubki własnych nart, co w kontekście wielkich gór jest conajmniej stresujące- kiedy za Boga nie wiesz po czym i dokąd jedziesz a w około czają się potencjalne przepaści. W pewnym momencie zastanawiałm się poważnie czy nie należało wezwać kogoś z górskiej służby żeby pomógł nam dostać się na dół. Oczywiście mocno dodatnia temperatura panowała także na tych wysokościach.Tego dnia odkryliśmy też nowy gatunek sniegu który towarzyszył nam przez cały pobyt- a mianowicie SORBET. Kto pił ten wie o czym mowa:) Następne dni były na szczęście lepsze jeśli chodzi o widoczność, natomiast beznadziejne jeśli chodzi o warunki śniegowe, rano przez pierwsze zjazdy bywał lód nierówno lub w ogłóle nie wyratrakowany, koło południa sorbet i wielkie muldy, w niektórych miejscach przecierki i kamienie. ostatniego dnia pogoda uraczyła nas regularną burzą śniegową. Słowem totalny hardcore. Dla prawdziwego sportowca zapewne kaszka z mlekiem, dla biurowego pseudo-narciarza z ambicjami -masakra. Co nie znaczy że Alpe d'Huez jest złą miejscówką. Reklamuje się 240km tras co jest CZĘŚCIOWO prawdą bo wiele z nich przecina we wszystkich kierunkach wielką słabo nachylona polanę wokół której rozłożona jest miescowość. Polanę flankują dwie góry Signal i Signal de l'Home na których dzieje się więcej i mozna juz sobie trochę pojechać (jak jest po czym). nawprost następne piętro stanowią szczyty Clocher de Macle i Petites Russes, oba po 2800 z których więcej jest tras czerwonych i czarnych, niestety wiele z nich było zamkniętych. Wreszcie nad całą panoramą góruje Pic Blanc 3330. Widokowo piękny, ale nijak się ma do przyzwoitych alpejskich lodowców. Najbardziej mrożąca krew w żyłach trasa to słynny Tunel z którego wychodzi się nagle jak na balkon z oberwaną barierką a pod nim kilkanaście pięter w dół. Z kolejki wygląda to dramatycznie- narciarze jak insekty pełzają w dół kurczowo przywierając do zamuldzonej ściany. Iście masochistyczna przyjemność. Drugą możliwością zjechania z Pic Blanc jest słynniejsza jeszcze Sarenne- podobno najdłuższa trasa w Alpach (ponad 18km) poza początkowym wąskim odcinkiem nie tak trudna, końcowe kilka kilometrów to zwykła dojazdówka po płaskim. na tak zwanym lodowcu są tylko dwa mocno wiekowe i niezbyt długie krzesełka- najprzyjemniejsza trasa Herpi ma jednak zaledwie kilometr. Mnie najbardziej podobały się rejony lac balnc, zjazdy do Oz en Oisins i Vaujany a także do Villard - które przy sprzyjających warunkach śniegowych mogłyby być naprawdę fajne. Niestety te miescowości leża juz ponizej Alpe d'huez i warunki także były poniżej (krytyki) . Za pogodę oczywiście trudno winić gospodarzy-za to za słabo przygotowane trasy można a nawet trzeba. Także ze znaczną ilość starych krzesełek walących niemiłosiernie po łydkach i orczyków, a raczej talerzyków na gumach które miotają nieprzyzwyczajonym narciarzem w przód i w tył (trudno mi sobie wyobrazić małe dziecko na takim wyciągu). Irytuje też totalny brak infrastruktury sanitarnej przy wyciągach, nieliczne knajpy na stoku rezerwują sanitariaty dla klientów, niejednokrotnie są one płatne. Wszystko to razem robi naprawdę słabe wrażenie. Co dziwniejsze, mimo nadchodzącego końca sezonu było BARDZO DUŻO ludzi, zdecydowanie więcej niż spotkaniśmy w Austrii w szczycie sezonu. I tu dochdzimy do sedna: Pierwszą połowe lutego spędziliśmy w tym roku w Salzburgerlandzie, a konkretniej w Saalbach i BadGastein. Za 2/3 tych kosztów czyli 4 tyś za osobe za dwa tygodnie (łącznie z drogim dojazdem bo nasze auto dużo pali) mieliśmy pokój z obfitym sniadaniem albo prawdziwy apartament, większy od naszego warszawskiego mieszkania. Gospodyni sprzątała nasz pokój CODZIENNIE , wszędzie było czysto do obłędu. W obu tych stacjach trasy są szerokie, różnorodne, nienagannie przygotowane i wypozażone w nowoczesne wyciągi (tylko raz korzystaliśmy z orczyka i był to normalny przyzwoity T-bar) a do tego wszędzie uprzejma i nienarzucająca sie obsługa. Dojazd zajął nam porównywalną ilość czasu (wyjeżdżając rano z Warszawy damy radę byc na miejscu wczesnym wieczorem) a do tego mamy kolosalny komfort dysponowania własnym transportem na miescu. Same plusy? W zasadzie tak. SORRY FRANCE. Nie warto. Naprawdę nie warto.
  14. Cześć Bajaderko! Nie gniewaj się, ale po prostu histeryzujesz! :rolleyes: Już wyjaśniam.... :) Twoje zastrzeżenia do butów w skrócie: 1. Zmasakrowały mi kolano 2. Są za mało pochylone do przodu. 3. Są za twarde - nie poddają się w przód. 4. Same nie jeżdżą super techniką, a myślałam że będą - wredne buciska :confused:. To teraz odpowiedzi: Ad.1. Już pisałem, ale powtórzę: Zmasakrowały Ci kolano warunki i zbyt forsowna jazda. Jaką taktykę jazdy powinnaś stosować pisałem dwa razy. Ad.2. Zastosuj podkładki (pisałem jakie) i/lub zwiększ twardość. Jak pisał właściciel podobnych butów to pochyli je do przodu. Ad.3. Znowu Ci się narażę. :D Nie jesteś małą dziewczynką, tylko sporą kobietą. Jak się przyłożysz to spoko je ugniesz tyle ile trzeba. Szczególnie jak wyregulujesz pochylenie. Wtedy będzie łatwiej. I nie pisz, że nie masz tyle siły. Jesteś sporą kobietą - to wystarczy... :D Ad.4. Po prostu spodziewałaś się cudów. A jak wiesz cudów nie ma. Buty same nie jeżdżą. I tyko Ci się wydaje, że w starych byłoby lepiej. Na pocieszenie dodam. Jak wjedziesz na łatwy sztruksik będzie rewelacyjnie. Wspomnisz moje słowa... :rolleyes: . W średnich warunkach również... No i masz motywację do dalszej nauki... :) Podsumowując. Masz wspaniałe buty. Wygodne, dobrze trzymające - po prost super!!!! Zastosuj się do punktów 1 i 2, a wszystko będzie OK. Jeszcze raz napiszę - histeryzujesz. Miała byś do tego prawo, gdybyś po godzinie jazdy płakała z bólu (nie z powodu kolana, tylko z powodu niedopasowanych, za małych, za wąskich itd butów). A po dniu jazdy, musiała robić 2-3 dni przerwy!!!! Pozdrawiam serdecznie. Tadek. :)

    Ależ Tadziu, jak ja mogę się gniewać na kogoś kto mówi mi PRAWDĘ w oczy?:) naprawdę jestem ogromnie wdzięczna za Twoje opinie i palę sie ze wstydu że zrobiłam z siebie histeryczkę przed całym forum. Tak, rzeczywiście w swojej naiwności spodziewałam się CUDU , zwałaszcza że cena sprzętu zdawała się to sugerować :) A na wszelki wypadek, jako że niestety nie mam bladego pojęcia o tuningowaniu sprzętu, powiedz mi proszę co to są za podkładki o których wspominasz: czy to jest coś co kupuje się w sklepie, czy trzeba zrobić samemu (jak) i w ogóle o co dokładnie biega. Wybacz, poza wszystkim naprawdę jestem blondynką:)
  15. Tak, ramp angle, zgadza sie! Ma duze znaczenie rowniez gdy zmienia sie buty czy nawet wiazania. Nie doswiadczylem tego do czasu gdy przesiadlem sie z innych wiazan na salomon, uzywajac tych samych butow (dzieki Lobo za naswietlenie faktu, ze rozne wiazania tak jak i buty maja ten kat mniejszy lub wiekszy). Nie wiedzac dlaczego, wypychalem kolana do przodu w celu uzyskania podobnego komfortu, do ktorego sie przyzwyczailem. Oczywiscie po jakims czasie problem zniknal, ale zastanawialem sie dlaczego sie tak dzialo? Po przeczytaniu dyskusji na forum juz wiem. Obecnie uzywam innych butow, w ktorych stwierdzam wiekszy ramp angle niz w tamtych Rossi i "problem" z wiazaniami salomona nie istnieje. Jest komfortowo jak za starych, dobrych czasow.:) Moral jest taki, ze przyzwyczajenie odgrywa duza role rowniez w narciarstwie. Nowym butom trzeba dac czas i byc moze pobawic sie mozliwoscia regulacji, a nie panikowac, ze nie pasuja czy za twarde. ps. Flex index moich obecnych butow po "udoskonaleniach" szacuje na 140 (uklon w strone a_seniora;)), dodatkowo wstawilem kliny w celu wiekszego nachylenia cholewki (nie mylic z katem rampowym) i teraz sa wygodniejsze, a przede wszystkim lepiej sie w nich jezdzi niz w miekkich salomonach, ktore kiedys mialem. Pozdro.

    A masz moze linka do tego artykułu Lobo na temat ramp angle? W dalszym ciągu nie bardzo wiem o co biega:o
  16. Niko... Przecież w tym wątku nikt nie kazał koleżance kupować drogiego sprzętu! Zmieniła buty, przestraszyła się tej zmiany. Staramy się jej pomóc sugerując poprawę techniki (dokładnie) i pracę nad sobą. A także staranne dopasowanie sprzętu bo na odległość trudno jest jednoznacznie zdiagnozować przyczynę kłopotów. Też uważam, że nic nie zastąpi pracy nad sobą i dobry narciarz pojedzie na wszystkim. Ale z pewnością zauważy on różnicę miedzy jednym deskami i drugimi. A co wybierze to jego sprawa. Nikt tu nie jest z lobby handlowego. ;-))) Pozdro

    Potwierdzam, nikt mnie na drogi sprzęt nie namawiał, zwłaszcza że ta cena i tak kompletnie nie grała roli- jak coś się kupuje raz na 10 lat to naprawdę parę stówek w jedną czy drugą jest zaniedbywalne. To prawda że nie sprzęt czyni z nas dobrych narciarzy, ale z drugiej strony ja swoim nartom Salomonom zawdzięczam to że ODWAŻYŁAM SIĘ zjechać z paru fajnych gór tak naprawdę nie mając wystarczających umiejętności- to było coś takiego że kiedy je przypięłam pierwszy raz to nagle ja i sprzęt to było jedno, łatwość z jaką ten cały układ pracował była zaskakująca w porównaniu do poprzednich konfiguracji. Tym razem z tymi nowymi butami tak nie jest. Problem polega na tym że żadne opisy , charakterystyki, opinie na forum nie zastąpia indywidualnego wrażenia. Z nartami poszło mi łatwiej: też miałam deski upatrzone dzięki różnym opiniom i publikacjom , ale już po dwóch godzinach testów wiedziałam że nie są dla mnie. Świetne narty, wspaniałe, i owszem zjechałam na nich parę razy nie robiąc sobie krzywdy ale z jakichś względów ze mną nie współgrały, nie miałam frajdy. Z tymi butami może być podobnie, tyle że już je kupiłam i używałam przez tydzień. Zdania uczonych są podzielone: lobby miłośników twardego buta, mistrzowie dobrej techniki, zwolennicy sensownej eksploatacji kolan- każdy mówi co innego. Cała ta internetowa wiedza dotycząca prawidłowego mierzenia i dopasowywania w domu nie uchroniła mnie przed tym że już po pierwszym zjeździe jęknęłam "o matko, to nie o to chodziło". Nie wiem, może powinnam była mierzyć je na balkonie przy -18? najgorzej że z całej tej przygody nie umiem wyciągnąć sensownych wniosków, gdybym miała wymienić te buty na inne to nie mam pojęcia na jakie- bo w sklepie czy w domu tego nie wychwycę, a na stoku będzie za późno.Czy wymiana modelu 115 na 105 czy 85 coś da zważywszy że niższe modele mają mniej dopasowaną wkładkę? Może się okazać że zamienił stryjek siekierke na kijek. Buty wygodne od niewygodnych odróżni każdy, tu nie trzeba żadnej filozofii (chyba że jest się skończonym masochistą i kupuje sie buty Lange) natomiast odróżnić odpowiednie od nieodpowiednich to juz wiedza tajemną której za grosz nie posiadłam. Nawet opisać tego problemu za bardzo nie potrafię bo nie znam fachowego języka. w warunkach domowych, tak jak pisałam, Nordici nie wydawały się dużo twardsze od starych Technic, pochylenie też miały podobne, mogłam sie oprzeć na językach i noga mi nie leciała zanadto do przodu (wiele innych butów np. Technica dragon miały to pochylenie od razu głębsze i te wydawały mi sie mniej wygodne, bo moja noga nie chce się zgiąć tak daleko do przodu w stawie skokowym). Natomiast w warunkach polowych stare dalej były zbliżonej twardości i łatwiej poddawały się ugięciu do przodu, natomiast nowe kompletnie nie. Oczywiście TO NIE JEST WINA SPRZĘTU. Mam natomiast podejrzenie że przez ostatnie 10 lat oficjalnie obowiązująca technika jazdy mogła na tyle ulec zmianie że nowe produkty są dostosowane do zupełnie innego stylu jazdy niż mój. Poprzednie buty kupowałam z wiedzą mniejszą niz obecnie: wiedziałam tylko ze mają być Technici, damskie, jaknajwyższy model. W sklepie najlepsze mieli innotec 7x , ja następnego dnia jechałam do Cervini, stare buty po operacji scięgna achillesa mi sie nie dopinały, więc zasadniczo nie miałam wyboru i zakup trwał 10 minut. Niemniej jakimś cudem okazały się całkiem dobre (choć trochę za duże- co z resztą zaczęło mi przeszkadzać dopiero po paru latach jak się kompletnie rozklepały) Tym razem poświęciłam dużo więcej czasu na research, ale efekt okazał się gorszy, może więc te wszystkie magiczne metody doboru są poprostu niedoskonałe. Jak głupia łażę teraz w tych butach po mieszkaniu (ku rozpaczy sąsiadów z dołu) tudzież wykonuję głębokie przysiady przed lustrem i wszystko wydaje się OK... ale... I na rozwiązanie tego ALE przyjdzie mi czekać całe lato, chyba że nie wytrzymam nerwowo, wsiądę w samochód i pojadę na Tux :)
  17. Do doskonałego podsumowania Wujota dodam jeszcze jedno zagadnienie. Jestem prawie pewien, że przyczyną Twoich problemów z kolanem, były trudne warunki i przeforsowanie go, a nie buty. Po prostu jak jest bardzo nierówno, miękki śnieg, kupy śniegu i muldy, to jazda wymaga 10 razy większego wysiłku i generuje olbrzymie przeciążenia. Jeśli nie zatrzymywałaś się przy pierwszych objawach zmęczenia mięśni, to one już nie amortyzowały w ułamku sekundy zmian śniegu i całe te przeciążenia waliły w Twoje biedne kolano. Wniosek: banalnie prosty. Zatrzymuj się jak tylko poczujesz, że mięśnie są nawet lekko zmęczone. Wystarczy nawet 10-15 sekund odpoczynku. Daj im szansę na błyskawiczne amortyzowanie przeciążeń. Oczywiście ta rada jest tym ważniejsza im trudniejszy śnieg. Pozdrawiam. Tadek

    no niestety zgadłeś: poprostu zakatowałam się na śmierć w myśl zasady zapłacone-zjedzone. Wychodziłam na pierwszy wyciąg a wracałam jak już zamykali górę. Muszę naprawdę skończyć wreszcie z takim podejściem! Ale jak tu odpoczywać jak człowiek podejmie taki kolosalny trud logistyczny żeby w ogóle sie w te góry dostać poczym ma tylko 6 dni na jazdę? zachłanność to jest niestety grzech ciężki :)

    wujot czesc twojej wypowiedzi dodam tylko jeszcze jedna rzecz, ktora w tej dyskusji nie byla wspomniana a moze miec kolosalne (nei przesadzam) znaczenie a nazywa sie to RAMP ANGLE !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    A jak to sprawdzić, czy to jest gdześ napisane w instrukcji... a w ogóle co to takiego?:)

    to sprzedaj i kup inne:p

    Oczywiącie to była moja pierwsza myśl,zapewniam, ale mąż mi zrobił wykład na temat jak lepszy sprzęt poprawia nam styl jazdy, no ii w ogóle nie chciał o tym słyszeć- łatwo mu mówić bo jeździ za przeproszeniam na parapecie:) mało tego wygłosił nawet śmiałą teorię z fizyki ciała stałego że im krótsza narta tym but może być mniej pochylony. Ma rację??? Ja jakoś nie widzę związku.
  18. Bajaderko, nie doradze Ci wprost. Byc moze poprawe osiagniesz, jak radza powyzej, przez zmiane na Hard, ktore pochyli nieco cholewke do przodu, byc moze przez dolozenie wkladki. Mysle jednak, ze kupilas buty nie dla siebie. Ale pozwole sobie przy okazji na dwa komentarz, oba bardzo niepopularne na tym forum. 1. Nie rozumiem tego forumowego parcia do bardzo twardych butow. Po jaka cholere? Co to za mania czy wrecz obsesja twardosci. O co tu chodzi? O lans? Dobrze jezdzacy musza miec twarde buty, bo inaczej nie wypada? Jakos nie widze tych super jezdzacych na stokach. Dla moich pan kupilem buty Technica Attiva o flexie 80 (zona) i 70. Ostatnio dla corki, bardzo dobrze jezdzacej, wlasnie te 70. Sam zaczalem juz wydziwiac (wplyw forum?) i sugerowac jej, ze moze jednak cos twardszego. I moja madra cora powiedziala cos takiego: "tato, odbilo Ci?". Buty zaliczyly juz dwa wyjazdy alpejskie i wszystko jest super. Wiem, ze flex flexowi nierowny, wiec ogranicze sie tylko do dwoch firm, ktore znam: Tecnici i Salomona. Dla dobrze jezdzacych pan flex 80-90, dla dobrze jezdzacych panow 90-100. I nie widze sensu, poza wyjatkami, wychodzenia powyzej tych wartosci. 2. Wielkosc. Wszyscy, na forum, w sklepach dopuszczaja sytuacje, w ktorej po zapieciu klamer palce dotykaja przodow, ale nacisk powinien ustapic po pochyleniu goleni do przodu. Moim zdaniem nie jest to dobry sposob. Po pierwsze, przyciasne buty, a za takie uwazam te powyzej, groza odmozeniami palcow w bardzo mrozne dni. Przezylem to ja, przezyl moj kolega instruktor. Po drugie, dretwieje noga. To przezyla corka (i moja kieszen, bo musialem kupic inne, wieksze buty), ktorej kupilem kiedys buty wg. powyzszych kryteriow. MSZ z przodu musi byc wyrazny luz, palce nie moga (po zapieciu klamer) w zadnym wypadku dotykac przodow, bez wzgledu na pochylenie sylwetki! Wiem, ze powyzsze uwagi sa wbrew i przeciw, ze to wolanie na puszczy, ale takie sa moje poglady w tej sprawie.

    ŚWIĘTA RACJA. dzięki za głos rozsądku. Sama sobie jestem winna i teraz się bdę męczyć przez najbliższe n sezonów :(
  19. kto ci wmowil ze nordica i tecnica to te same buty???????[/QUOTE] no właśnie ten pan u którego kupowałam tak powiedzaił :) to znaczy nie że to jest ta sama firma tylko jeden koncern. Nie miało to oczywiście wielkiego znaczenia przy wyborze , ale przyjęłam że jedne i drugie są porównywalne jeśli chodzi o jakość. Oczywiście zaczęłam od Technici do której juz jestem przyzwyczajona i w ogóle jestem fanką tej marki, ale Attiva Dragon 90 ultrafit- czyli jeden z wyższych damskich modeli mnie nie zachwycił jeśli chodzi o trzymanie pięty. Całkiem przypadkowo zmierzyłam wówczas Nordici ale inne niż ostatecznie kupiłam bo o ile pamiętam to były Sportmachine 85- i bardzo mile sie zaskoczyłam. Nie miałam wtedy czasu drążyć tematu bo wracaliśmy juz do Polski. skąd się wziłęy wobec tego Speedmachine? Po przeczytaniu instrukcji doboru butów na tym forum zaczęłam szukać takich które trzymają nogę "jak solidny uścisk dłoni" - no i to by się zgadzało:) mam taki problem z butami w ogóle że chociaż na pierwszy rzut oka nie mam jakiejś nienormalnie wąskiej stopy, ale pod wpływem całodziennej jazdy ona mi się jakoś tak "ubija" i jest NAPRAWDĘ cienka pod koniec dnia (mimo że sprawiam wrażenie raczej DUŻEJ baby ale tak naprawdę jestem drobnokoścista, jeszcze niedawno ważyłam ok 60kg ). Rano jak wkładam but to zapinam na jaknajlżej, a pod koniec dnia mam już prawie na maxa. Tu jest jeszcze taki problem w tych butach że nie można zapiąć tylko 3 klamry mocno a pozostałych słabiej bo się rozpinają w czasie jazdy- wszystkie muszą byc prawie jednakowo dopięte.
  20. Cześć No to do jutra. Postaram się obiejtywnie pomóc. Ile lat jeździsz na nartach, gdzie jeździłaś, gdzie Ci się najlepiej jeździło itd. Pozdro PODzro

    Jeżdżę od jakiś 15 sezonów czyli zaczynałam już jako dorosła osoba. Spędzam 2, w porywach 3 tygodnie w Alpach, najchętniej Austriackich. W tym roku najfajniej mi się jeździło w badGastein na czerwonych trasach: dobre średnie nachylenie, nie za płasko ale też nie jakaś ścianka i szeroko. No i oczywiście idealny śnieg w który narty wchodziły jak w masełko. Nie bez frajdy zjechałam też z kilku czarnych ścianek ale znowu były to trasy szerokie twarde ale nie oblodzone, i miałam na nogach nowiutki (pozyczony) ostry sprzęt na którym nie bałam się wypuścić. Ostatnio we Francji oczywiście narzekałam na bardzo ciepłą pogodę i rozmoczony śnieg, ale prawda jest taka że dopóki nie było muld to na swoich długich allroundowych nartach spokojnie sobie radziłam, one w tym sorbecie poprostu płynęły. Jeśli opanuję strach przed kontuzją to niejednokrotnie udaje mi sie jechać całkiem szybko i mam z tego wielką frajdę.
  21. Cześć Przyczyny moga byc cztery, a niektóre z nich na siebie zachodzą lub są przyczyną/skutkiem: 1- wiosenne (bo przeciez nie dla każdego złe) warunki 2- sportowy charakter buta niedostosowany do Twojego stylu jazdy 3- przyzwyczajenie do starego sprzętu 4- błędna ocena umiejętności. Szczerze mówiąc stawiam na wszystkie cztery - Ty musisz określić w jakich proporcjach: Jeżeli (co dla mnie jest bliskie prawdy) przyczyny 1,2,4 (wynika z 2 w duzym stopniu). To musisz sobie spostawić pytanie czy chcesz podnieść swój poziom. Jeżęli tak to pracuj. Jeżeli przeważą 1,2 to bądź cieprpliwa i ucz się nowych butów. Przeskok pomiędzy butem rekreacyjnym a sportowym - jeżęli wcześnie używałaś tylko tego pierwszego - jest dośc ostry (inne ustawienie nogi w bucie, zdecydowanie mniej kapcia, wąska skorupa itd.) i nawet jeżęli but jest dobrze dobrany może sprawiać problemy adaptacyjne. To normalne - właśnie wtym sezonie miałem okazję je przezywać i chyba pierwszy raz musiałem całkowicie rozpiąc buty na stoku i wyciągnąc nogę aby opanowac ból - warto było bo trzymają idealnie, choc troche sztywno - możę to podobny problem bo stare były bardziej miękkie. Wymaga to adaptacji techniki do nowego buta co przychodzi z czasem - im lepszy narciarz tym szybciej. Najpierw odpowiedz jednak sobie na pytania z poczatku postu. Pozdrowienia serdeczne

    Wydaje mi się że forum narciarskie jest świetnym, ale jednak NIEIDEALNYM medium doradczym- gdyby ktokolwiek z uczonych zweryfikował mnie w realu napewno opinie byłyby bardziej miarodajne. Po pierwsze na moją prośbę o pomoc w doborze sprzętu odpowiadali prawie wyłacznie faceci- oceniając podświadomie według swojej skali , zwłaszcza że paramertami jestem zbliżona do sredniej wielkości faceta- tyle że wagą i wzrostem a niekoniecznie siłą. jeśli chodzi o błędną ocenę umiejętności to naprawdę trudno mi powiedzieć, bo jak czytam te złote 10 poziomów forum to jak nic wychodzi mi 7, ale ponieważ nie raz już w swojej karierze zaliczyłam kontuzję, ponadrywane różne tam przyczepy i prawe kolano mam w fatalnym stanie to poprostu zwyczajnie się boję jakichkolwiek trudniejszych warunków- a jak się boję to się zwożę. (czyli potencjał mam ale zablokowany ) Moze nie jeżdżę jakoś super stylowo bo jestem w zasadzie samoukiem, ale z drugiej strony właciwie jaka jest definicja sportowego stylu jazdy? W tym roku w lutym jak testowałam najnowsze Atomici GS D2 w idealnych warunkach to mi się wydawało że prezentowałam z całą pewnością sportowy styl jazdy, chociaż oczywiście nie cały czas carvingowy. I wtedy właśnie po raz pierwszy zaświtała mi myśl że potrzebuję ciut twardszych butów. Te moje stare o ile pamiętam miały twardośc ok 80, to był naonczas topowy model damski z tej serii więc też nie do kompletnej zwózki. te nowe mają 105- nie miałam doświadczenia czy tak różnica jest za duża czy OK. Powiem tak: 10 lat temu wychwalałabym te buty pod niebiosa bo sama byłam w o niebo wyższej formie. Teraz już pod koniec pobytu we Francji kolano tak mnie bolało że miałam problemy z wpięciem narty- tupnięcie czy nawet napięcie mięśni to było jakby mnie ktoś walnał brechą, nie mówiąc o skręcaniu- z resztą wróciłam w sobotę a do teraz mam spuchnięte. Niepokoją mnie więc właściwie dwie rzeczy: że przestawienie się na nowy sprzęt nie zaskutkowało natychmiastowym zwiększeniem skuteczności i przyjemności z jazdy (tak jak na przykład było kiedyś ze zmianą "ołówków" na carvingi) oraz że nowe twardsze buty znacząco zwiększają obciążenie kolan. Pojawia się pytanie czy twarde sportowe buty mają naturalnie dłuższy okres adaptacyjny i za jakiś czas sie do nich przyzwyczaję czy też występuje realne niebezpieczeństwo że zrobię sobie krzywdę (typu skręcenie kolana)?
  22. Cześć Bajaderko! Myślę, że jeździło Ci się źle w nowych butach głównie z powodu trudnych warunków. W starych pewnie też byś narzekała - tylko nie miała byś na co zwalać winy :D. Ale masz zapewne z tymi butami poważny problem - zbyt mały kąt pochylenia. Jak pisze Le Master - stań w bardzo mocno zapiętych butach na podłodze i sprawdź jak głęboki przysiad możesz zrobić. Jeśli nie tracisz równowagi przy biodrach na wysokości kolan - bardziej niż poziomych udach :) - to jest ok. Jeśli tracisz równowagę, musisz wstawić jakieś podkładki (około 0,5 cm) pomiędzy kapeć, a skorupę buta w tylnej, górnej części cholewki. AAAA - najpierw sprawdź, czy Twoje buty nie mają przypadkiem regulacji pochylenia do przodu cholewki :D:D. Pozdrawiam serdecznie. Tadek

    No niestety nie mają regulacji pochylenia, tylko twardości. Poprzednie moje Technici miały- ale w nich jeździłam na pozycji twardsze/mniej pochylone więc myślałam że tak jest dla mnie optymalnie. Z resztą zaufałam firmie ( Nordica i Technica to ten sam koncern) byłam pewna że jak taka marka wypuszcza topowy model to jest on naprawdę przemyślany i dopracowany czyli że tak właśnie mają wyglądać wzorcowe buty.
  23. Myslę, ze twoj problem będzie w kompleksie związany z butem, nartami i twą techniką jazdy w trudnych warunkach. :) Myslę, ze w miekkich butach w cięzkich warunkach byloby bardziej komfortowo.:) Pamiętam, jak sam w twardych butach (flex 130) prubowalem przejechac się na nartach klasycznych i narty nie bardzo chcialy sluchac.;) Myslę, ze tez moze byc za male pochylenie cholewki butu do przodu. Twoje narty mają większy promien skrętu(dobre akurat do tych extremalnych warunkow:D), to moze znaczyc, ze cos jest z twoją techniką jazdy.;) Twardy but dobry jest do ostrego skrętu ciętego na betonowej trasie na większych szybkosciach.:) Jesli jezdzisz bardziej zeslizgową techniką, to myslę, ze zmien buty na bardaiej miękkie o fleksie 80-90, zwroc tez uwagę na pochylenie cholewki do przodu. Narty masz dobrej dlugosci, to nie slalomki, ktore jadą ostro krotki skręt na krawędziach i dlatego wybiera się je krotsze.:D

    No własnie, ja w ogóle nie miałam zamiaru kupować aż tak twardych butów, ale uległam namowom sprzedawcy, skądinąd bardzo kompetentnego i uprzejmego pana który wyjaśnił mi że wyższy=twardszy model będzie bardziej dopasowany. Jest to prawdopodobnie prawda, niemniej różnica twardości między modelem oczko niższym 95-85 a tym najwyższym 115-105 jakkolwiek w sklepie niezauważalna, na stoku prawdopodobnie byłaby kluczowa. Naprawdę jestem w kropce bo bardzo dużo osób mi odradza wymianę i wogóle zachwycają sie tymi butami, ale ja ich kompletnie nie "czuję". Są wygodne w sensie że nie piją, ale to ze sie prawie w ogóle nie uginaja do przodu sprawia że jazda nie staje się bardziej precyzyjna. Z drugiej strony jak przymierzałam model hot rod 90 to tam z kolei miałam wrażenie że noga mi leci do przodu, ze nie mam bezpiecznego oparcia na językach (oczywiście przy mierzeniu w sklepie, może na nachylonym stoku to odczucie byłoby całkiem inne) Okazuje się że dobór butów to BARDZO trudna sprawa, chyba gorsza nawet niż dobór nart: narty weźmiesz do testowania, zjedziesz raz i wszystko wiesz, a tu możesz co najwyżej potuptać po mieszkaniu - a na stoku i tak wyjdzie co innego. załamka:(
×
×
  • Dodaj nową pozycję...