Skocz do zawartości

tatmak

Members
  • Liczba zawartości

    163
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi dodane przez tatmak

  1. Jazda  smigiem na stromych zboczach jest trudna. Sprawnoscia fizyczna mozna sie wspomoc, podobnie i nartami ale to moze

    i najczesciej tak jest, ze nie wystarczy. Im stromiej tym wiecej potrzeba techniki.

    Jezeli przed jazda smigiem po stromym masz strach tz. ze sie rozpedzasz a nad tym mozna popracowac.

    Po zmuldzonych trasach(czerwonych) nie jezdzi sie smigiem tylko krotkim skretem po muldach, wiec nie dotyczy tematu.

    Na poczatek jadac po stromym zboczu, zachowaj sobie bezpieczna predkosc (kazdy z nas taka ma)to jest warunek, nie dynamike ale predkosc.

    Zakladajac swoja predkosc jakakolwiek technika trzeba umiec w kazdym momencie sie zatrzymac i do tego sluzy skret stop.

    To potrafisz a jezeli masz trudnosci to nad tym pracuj.

    Mnie się to podoba, pasuje do mnie idealnie (oczywiście, muldy poza tematem).

    Śmig można pojechać chyba na każdej narcie "trasowej"?

    Kilka typów nart "trasowych" "przejechałem", i takie mam wrażenie.

    Podobno w śmigu sobie radzę (tak 5/10) do poziomu średnich czerwonych - to opinia niezależnych instruktorów (nie związani ze mną finansowo).

    Wydaje mi się, że problem w technice i odwadze, nie w nartach.

  2. gremi, nawet ci po cichu kibicowałem, i tym komórkom. ale pw to pw, tak się nie robi.

    koval to lekarz specjalista, czy dobry, czy nie, to nie mnie oceniać, i tobie też.

    Jedno zauważyłem, na forum nie leczy, czasem pomaga swoją wiedzą.informacyjnie.

     

    Oby to nie było placebo, niech ci kolano zdrowieje


  3. kordiankw, napisałeś o honorze, podjętej decyzji i jej łamaniu, itd....

    Jesteś honorowy, ale czy decyzję podjąłeś pod wpływem człowieka który ma "zdolność honorową" ?

    Przemyśl spokojnie, sprawdź "Kodeks".

    Myślę, że jesteś zwolniony ze swojej decyzji.

    Jak widać, lubimy Cię.

    Rozgoryczenie się zdarza, impulsywne reakcje też.

    Jak zmienisz zdanie, przyznaj się, honoru Ci nie ubędzie, a wręcz przeciwnie.


  4. Ale dziędziolicie....... :huh:

    Dobrze, że dzięciolicie.

    Wyleczyliście mnie z kompleksu. Myslałem, że tyjko ja jeżdżę w piankach.

    Teraz martwię się tylko, bo moje już kończą żywot a nowe nie tak łatwo kupić.

    Fakt, tyłek czasem moknie, ale potem szybko schnie, chyba są dobrze oddychające ;)

    Ochrona kolan, zwłaszcza przy niektórych bramkach wyciągów, bezcenna.

  5. ...... Ale moje miasto pieszym funduje trakty z łamanego kamienia - nawet na obuwie sportowe jest to zbyt niewygodne. ...

    Znam ten ból, mnie to nie przeszkadza jak jestem pieszym, trochę treningu w elastycznym stąpaniu po nierównym nie zaszkodzi, taki trening po płaskim przed letnim wyjazdem w góry. Czucie nawierzchni, inaczej w mokasynach, inaczej w adidasach, inaczej "na skórze", trzeba dostosować technikę do warunków przy aktualnie posiadanym sprzęcie ;) .

    A przy tym jak pięknie taki chodnik wygląda (jak jest nowy, bo ciężko taki dobrze posprzątać). Jako rolkarz już takich chodników nienawidzę, bo nie da się na tym pojechać z domkniętą szczęką i woda w plecaczku robi się "gazowana" (ja nie lubię), a  ścieżek rowerowych staram się unikać, bo konflikty się zdażają (w świetle prawa na rolkach jestem pieszy). Moja żona o takich chodnikach sądzi. :angry: :( :angry: :ph34r: ... no nie mogę napisać.

     

    A co do ścieżek rowerowych i włażących w nie pieszych.

    Ok 35 lat temu spędziłem kilka dni w Berlinie (wtedy Zachodnim). Idę ładnym dwukolorowym chodnikiem :)  a tu mijają mnie rowerzyści, pędzą, dzwonią, coś krzyczą :o. Jakby do mnie :unsure:. Co k....a, niedość, że jadą chodnikiem to jeszcze pyskują :blink:? W końcu skumałem, ale nie było łatwo pamiętać o nowym (wtedy) ograniczeniu ruchu pieszego na chodniku (tak to odbierałem), no i jeszcze kilka wpadek zaliczyłem. Słyszałem wcześniej o istnienu ścieżek rowerowych, ale u mnie, w Trójmieście, ich nie było. Wtedy to był "mój pierwszy raz". Takie zderzenie teorii z praktyką.

     

    Jako rowerzysta nienawidzę wielokilometrowych ścieżek i ddr-ów z kostki fazowanej, nowe trasy już chyba są ok, ale projektantów tych fazowanych skazałbym na dożywotnią jazdę po scieżce własnego projektu. Tu już nie umiem powołać się na "czucie nawierzchni" i inne moje "chodnikowe" wymysły, nie cierpię tego i już.

     

    A co to ma wspólnego z tematem kasków z Biedronki w przecenie?

    No nic, zwłaszcza, że jeżdżę bez kasków, tak ogónie bez kasków żyję, zakładam tylko na budowie (bo to bhp wymusza).

    Pzdr

    tatmak :)

  6.  

    Tak nawiasem mówiąc, w wypowiedzi fredowskiego pojawiło się wyrażenie „być w ekspozycji”, czy można tak w ogóle powiedzieć po polsku? Mnie to zupełnie nie brzmi – może niesłusznie. Bo „na ekspozycji” mogą z pewnością być manekiny, ale czy wspinacz może „być w ekspozycji”, dla mnie naturalniej byłoby powiedzieć „w miejscu o wysokiej ekspozycji”. Pytam, nie krytykuję.

     

    ............................................

    Ja nie wspinacz, ja dawny turysta tatrzański co trochę pochodził (znawcą nie jestem, ale trochę w Tatrach polskich przeszedłem, prawie wszystko po szlakach no i troszkę poza :ph34r: , z elementami wspinaczki :rolleyes: ). Ekspozycja w moim przypadku dotyczy raczej letnich szlaków turystycznych, bo na nartach w porządnej ekspozycji nie byłem. No właśnie, napisałem: "w ekspozycji nie byłem". Tak się wtedy mówiło (nie wiem jak teraz). Bycie w ekspozycji dla jednych znaczyło "nie patrz w dół", dla innych "przestań szpanować przed dziewczynami i skup się na chwilę". Eksponowane szlaki, bycie w ekspozycji, to były oczywiste określenia, których nikt nie definiował, a jak ktoś nie wiedział o co chodzi, to się dowiadywał jak wlazł w ekspozycję. Być może "bycie w ekspozycji" wspinaczkowej, turystycznej czy narciarskiej się różnią, pewnie tak. "Bycie w ekspozycji" jest dla mnie ozywistym określeniem, ale czy ktoś czuje, że już jest w ekspozycji, czy jeśzcze nie, to już nie jest taka prosta sprawa dla turysty (wspinaczom chyba łatwiej).

    To tak nawiasem do Twojego nawiasu.

    Pzdr

    tatmak

  7. No, coś z tym prockiem z pewnością nie tak, skoro uwolnił piętę narty i nie pociągnął nazad w ramach oddawania skumulowanej energii ;) 

    A teraz  tak tylko trochę poważniej.

    Jak wygnę aluminiowy kijek, to prostuję go "na kolanie". Przy niewielkich zgięciach zazwyczaj wraca z grubsza do poprzedniej geometrii. Zazwyczaj, bo jak troszkę nie trafię z kolanem, to robi się S i powrotu od S już nie ma, ale kijek działa jak dawniej w nowym, oryginalnym kształcie.

    Jak jest mocno wygięty, to pęka przy prostowaniu.

    Jak to będzie z nartami? Punkt przyłożenia "kolana" da się określić dość precyzyjnie, blachy mogą wrócić do poprzedniego kształtu, ale co z rdzeniem, moim zdaniem kaszana. To tak "na wyczucie", konstrukcję nart znam bardzo "poglądowo".

  8. A regulaminy ośrodków narciarskich takich spraw nie regulują?

    Nie wiem, bo albo nie czytam regulaminów, albo nudzi mi się po pkt. 3, góra pkt. 4 i odpuszczam.

    Jak nie ma tam zapisów o prawach ośrodka i obowiązkach narciarza względem tyczek, to jest się o co bić.

  9. Elan zaleca dla tegorocznego odpowiednika -5-15cm od wzrostu, więc dla znalezionej narty pewnie będzie tak samo. A dobra cena wynika pewnie z tego że każdy się boi tej długości.
    Pewnie by te 4 nadmiarowe centymetry krzywdy nie zrobiły, ale dużo zależy od zainteresowanej :)

    A na stronie Elana selektor jak najbardziej jest.

    http://elanskis.com/...kiselector.html

    Pozdr
    Marcin

    Ok, dzięki, na stronie angielskiej faktycznie jest selektor, na polskiej (www.elanskis.pl) nie widzę.

    Jakbym się uparł i lekko zaszalał z umiejętnościami to selektor nawet podpowiada takie narty i w tym rozmiarze. Muszę pogadać z żoną, w razie czego zwalę winę na selektor.

    Ale dalej jestem ciekaw czy system Amphibio jest sensowny. Ktoś coś wie?

  10. Witam,

    Mam upatrzone w komisie narty dla żony. Elan Amphibio Inspire z rocznika 12/13, 168 cm, w stanie b. dobrym i chyba niezłej cenie (590 zł).

    Problem w długościach: 168 - narta, 169 - żona. Czy nie za długa narta (długość żony mi odpowiada i nie zamierzam zmieniać ;) )?

    Jeździ tak na 4-5 w skali forum, w zeszłym roku jeździła na wypożyczonych Salomonach X-kart z r. 11/12 157 cm i była bardzo zadowolona, trasy niebieskie i czerwone ale te czerwone bez entuzjazmu.

    Gdyby ten Elan miał zwykłego tip rockera to bym się nie zestanawiał ale Amphibio to zdaje się jakiś taki "pół-rocker" z podziałem na nartę prawą i lewą. Na wewn. krawędzi rockera nie ma, na zewn. jest. Dobre to?

    I jak tu dobrać długość? Na stronie Elana nie znalazłem stosownej wyszukiwarki i nie mogłem potwierdzić mojej optymistycznej wizji.

    Osobiście jestem zwolennikiem długich nart ale nie chciałbym narażać żony na stres przez moje wyobrażenia.

    Pomóżcie.

    tatmak

    P.S. a tak przy okazji, Atomic Race LT, 182 cm, rocznik 11/12, stan bdb, cena 700 - to dobry pomysł? Długość dla mnie idealna, charakterystyka katalogowa narty też, tylko czy to przyzwoita narta za tą cenę?

  11. żartujesz, prawda? w czym bardziej niebezpieczne niz na osiedlowej gorce saneczkowej? Poza tym taka gumka z kołkami to całkiem dobry  bezpiecznik.... :-)

    No ogólnie to żartuję, ale górka osiedlowa to...taka, no...górka, i już. Na takiej górce te nartki są ok, niezależnie od położenia górki, może być sobie w Alpach albo obok mojego bloku .

    Powinienem był podkreślić, że mój punkt widzenia jest ściśle związany z punktem siedzenia (trójmiasto), bo jak zacząłem edukować narciarsko dzieci to szans na taki etap nie było (plastikowe nartki były, ale śniegu nie było), no i wyjazd w góry dopiero rok później, a etap osiedlowych górek moje dzieci ominął. Ja nie mogłem sobie pozwolić na wyjazd w góry na "górkę osiedlową", a na większych górkach takie nartki są bez sensu. No i już wiesz o co biega, o pieniądze i globalne ocieplenie.

  12. Miałem długo podobne- przeżyłem.

    No własnie, czy narty są w jakiś sposób homologowane/certyfikowane? 

    Też przeżyłem na tego typu nartkach, chyba "Smyk" się nazywały. Lekko nie było, ale dawałem radę. W obecnych czasach, kiedy 2-3 latki mogą mieć sprzęt fullwypas to trochę anachronizm (pomimo taliowania). To miałoby sens gdyby zimy były takie jak kiedyś, wszędzie można było podreptać po śniegu i najmniejszy pagórek osiedlowy nadawał się do zjazdu, a nawet "wyścigów". A w góry z czymś takim to raczej niebezpiecznie. Ale ogólnie to nartki bezpieczne dla dzieci <3, nie połkną, a poza tym nie pojeżdżą, więc krzywdy sobie nie zrobią. Byleby nie brać tego na narty.

    Też mnie ciekawi czy są przepisy co jest nartą a co nie, może UE już coś w tym temacie wymyśliła? W razie czego zawsze można zmienić nazwę, jak z żarówkami.

    P.S.

    Żeby nie było wątpliwości, to miał być taki nieśmieszny żart.

  13. Jak się robi upadek "kontrolowany" to nie wiem, ale moja córka robiła upadki "ratunkowe" jak uczyła się jeździć i traciła panowanie nad nartami, czasami w bardzo prostych sytuacjach. Tłumaczyła, że woli się sama wywalić zanim zrobią to narty. Teraz upadek to dla niej "hańba" i strasznie przeżywa jak się przydarzy (dalej uczy się jeździć ale już na poziomie 3-4).

    A ja upadam najczęściej przez głupotę własną i czasami przez głupotę cudzą.

    Przy głupocie cudzej najczęściej wnioski kierują do głupoty własnej bo większości tych upadków mogłem uniknąć.

    Prywatne upadki z głupoty własnej to najczęściej wynik chwilowej euforii.

    Np. jak załapałem co to jazda na krawędzi i na pustym stoku poleciałem szybko szerokim skrętem to byłem w 7 niebie, i byłem pewien, że przejadę 0,5 m obok siatki ograniczającej. Ostatecznie przejechałem po stycznej i prawie się udało, ale jedno oczko siatki trochę odstawało od reszty i złapało czub narty. Lot był piękny, siatka zdjęła mi obie narty i jeden kijek razem z rękawiczką. Lądowanie w puchu za siatką, też piękne, miękkie i przytulne. Jak się wygrzebałem byłem szczęśliwym idiotą :blink: . Innym razem zachwycony, że moja rodzina już jeździ na nartach filmowałem ich jadąc pługiem tyłem. Pilnowałem kadru w kamerze i toru jazdy. Po czym jadę już nie pilnowałem i jeden wredny, większy odsyp znienacka zatrzymał mi narty a ja, za sprawą fizyki, pojechałem dalej. Wyglebiłem niezbyt efektownie, ale efektywnie, pęknięte żebro i to od własnego łokcia, bo tak mi się upadło (łokieć k...a cały).  Czysta głupota, wręcz "hańba"  :(  .

    Ale generalnie staram się nie upadać i da się to zrobić. U mnie jest to kosztem szybkości postępów w nauce. Zazwyczaj, w momencie gdy wyczuwam granicę możliwości (ale taką jeszcze do przełamania), zapala się we łbie lampka ostrzegawcza: "uważaj chłopie, jak się połamiesz nie odwieziesz rodziny do domu". I co gorsza: "żona przestanie się bać długich tras i stracisz pozycję długodystansowego kierowcy" ;)

    Są też gleby przy wykonywaniu różnych idiotycznych ćwiczeń, najczęściej na jednej narcie, typu: "noga tu, ręka tu, jedziesz tam" :) . Niestety, te ćwiczenia pomagają, ale dopiero jak się je już wyćwiczy. I upadków tego typu nie liczę, są poza tematem.

     

    Podsumowując, jak już się trochę umie jeździć, upadki można zminimalizować. Doświadczenie i "objeżdżenie" w tym pomaga, ale najbardziej pomoże zdrowy rozsądek zwalczający chwilową euforię. W końcu to nie pierwsze i nie ostatnie nartowanie w życiu.

    Na narty jadę dopiero w lutym , stąd te "mądrości", a kto wie co się wydarzy. Jak już dojadę to będę musiał dobrze pilnować "zdrowego rozsądku" :P

    No, ja tak widzę amatorskie upadki przez pryzmat własnej osoby.

    Pzdr

    tatmak

  14. Pikniki na środku stoku wkurzają chyba każdego. U mnie to trwa kilka sekund i mija jak piknik mijam. Nie rzutuje na całokształt i nie zostaje w pamięci. Za dużo tego, żeby się tym denerwować, szkoda na to urlopu. A pikniki poza deskarzami potrafią też znakomicie robić narciarze.

    Podobnie traktuję pozostałe, typowe sytuacje wkurzające (wielokrotnie powyżej wymieniane), kilka sekund wkurzenia i omijam, luz, mój urlop,

    baran to baran, jego problem. Ale jak mi wlezie w moją prywatność, to luzu już nie ma. Świata nie naprawię, zwłaszcza że sam bez winy też nie jestem i kamieniem rzucić nie mogę.

    A teraz tzw. "druga strona medalu" odnośnie stereotypowo nielubianych deskarzy:

    Na polskim, "czerwonym" stoku obserwowałem 2 snowbordzistów, byli nieźli, a nawet świetni, przyjemnie patrzyło się na ich jazdę, młode chłopaki.

    W pewnym momencie pod bramkami wyciągu usłyszałem ich rozmowę:

    1- fajna górka, krótka ale da się pojeździć

    2- na fajna by była, tylko ci narciarze!


  15. HI, hi, brawo, dzięki, uśmiałem się bo trafiłaś.

    Właśnie tak sobie pomyślałem pisząc o "nie różowym" aspekcie pobytu, ale nie chciałem zbytnio podkreślać swojego mimowolnego poświęcenia (skromny jestem).

    Teraz czuję się już kombatantem którego los rzucił nieoczekiwanie na rozdrobnione wody armatkowe i przetrwał mimo niesprzyjających doskonałych warunków i oddał kawałek siebie (znaczy kasy na skipasy) dla dobra przyszłych pokoleń (no, w skali sezonu).

    Dzięki, przyznałem sobie medal (już nie jestem skromny).

  16. Tak mi się wydaje że jej skręt to ciągle nie jest skręt tylko mniej lub bardziej kontrolowane obsuwanie się po łuku i jak się kończy obsuwanie w lewo to zaczynamy obsuwanie w prawo i jakoś to idzie (takie zamiatanie).

    Na podstawie własnych i rodzinnych doświadczeń śmiem twierdzić że zamiana tego czegoś na jazdę kontrolowanym skrętem wymaga sporo czasu i cierpliwości. Coś zaczyna wychodzić i zraz stromszy stok to weryfikuje, bo znowu robimy odsypy zamiast po nich pomykać (czas i cierpliwość).

    Ja z tych co produkują odsypy na trudniejszych trasach więc się nie przejmuj.

    Fajne jest to zestawienie filmów, no ale z niego wynika (na moje oko amatora) że zwiększyła się pewność jazdy i tyle.

    A co do podejścia uczuciowego, też tak miałem ale żona była lepsza: "co ty pieprzysz, ciągle jeżdżę na tyłach".

    I tym optymistycznym akcentem zakończę ten post w temacie w którym nie powinienem się wypowiadać.

  17. Cześć

    Ostatnio siedząc w grupie narciarzy bawiliśmy się właśnie tego typu słowotwórstwem.

    A więc w budowie nart wyróżniamy kanty i szpice albo czubki. Do połączenia z trzewikiem służą oczywiście zapięcia. Jak jeździmy krótkim skrętem to jeździmy slalomem a jak długim to sportowo (na kantach oczywiście). ;)

    Pozdroweinia

    Ależ to nie słowotwórstwo, to ludowe zabytki językowe.

    Jak 40 lat temu przewracaliśmy się z kolegami na górkach w lesie pod Gdynią to właśnie były kanty, szpice, czubki, zapięcia i trzewiki. Jazda slalomem też się zgadza ale nie pamiętam jak było z długim skrętem. Nie było tylko jazdy na kantach ale było kantowanie. Ja miałem narty z kantami (chyba "Pieniny") ale niektórzy to mieli narty i z kantami i z bezpiecznikami (zazdrość).

    To były określenia nabyte od naszych rodzin i znajomych niezwiązanych z narciarstwem a chcących pomóc nam w początkach uprawiania tego dziwnego sportu. I to chyba trwa nadal.

    Ciekawe że to słownictwo przetrwało przy obecnej wszechpotędze mediów.

    Przepraszam za OT.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...