Skocz do zawartości

Mazby

Members
  • Liczba zawartości

    135
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Mazby

  1. Mazby

    Nauka jazdy dzieci

    Oczywiście, to są indywidualne przypadki. Sam przez wiele lat uczyłem "według książki" i dlatego... nie lubiłem pracy z dziećmi. Dopiero po czasie zaobserwowałem, że to najbardziej pojętny przedział wiekowy. Musimy sobie zdawać sprawę, że na postęp ma wpływ ogromna liczba parametrów. Inaczej to wygląda wśród dzieci które jadą w góry raz w roku. Inaczej, gdy mieszkają w górach, a jeszcze inaczej dla dzieci z rodzicami którzy byli zawodnikami. Jak się przyjrzymy życiorysom najlepszych zawodników to jednak większość pochodzi z tej ostatniej grupy. mam często zajęcia z "genetycznie skazanymi na sukces" i muszę powiedzieć, że jednak te dzieci mają predyspozycje do jazdy . Mój upór ze zmianą metodyki jest oparty na doświadczeniu, nie spekulacjach. mam już wielu stałych uczniów , z którymi zacząłem moją metodą i ich postęp jest niewiarygodny. Najlepiej to widać w rodzinie , gdzie starszak uczył się "tradycyjnie" a młodsze "bezpługowo". Często kontrast jest bardzo duży. Użytkownik Mazby edytował ten post 14 wrzesień 2011 - 11:35
  2. Mazby

    Nauka jazdy dzieci

    Chyba jednak inaczej rozumiemy pewne słowa: Moje: "Dziecko do lat "szkolnych" ... znaczy do lat szkolnych, czyli jeszcze nie szkolne, czyli ... przedszkolne. Twoje: Uczyłem setki dzieci w wieku szkolnym ... czyli nie te o których wspominam. Bocian: Przekłada się także na ilość zawodniczek i zawodników w pierwszej trzydziestce PŚ Pozdr Marcin tu masz racje 100% ... ale to nie te dzieci! jak w PL tak i TAM, dzieci które zaczynają w klubach z aspiracjami do jazdy zawodniczej, a nie u instruktora na łączce, są inaczej uczone
  3. Mazby

    Nauka jazdy dzieci

    Witam, koniec wakacji i już pachnie śniegiem... Według mojej teorii, rodzice dziecka na nartach winni sami jeździć i mieć pojęcie o nauce jazdy. Nie jest to takie skomplikowane. Sam prowadzę zajęcia z rodzicami i dziećmi jednocześnie, pokazując jak je zaprzyjaźniać z tak nietypowym "obuwiem". Co do oddawania malucha instruktorom, to jestem dość sceptyczny. Po pierwsze , rodzic jest absolutnie pewien że sprawę ma z głowy i idzie na piwo., Tak nie jest tak. Wielokrotnie się wypowiadałem o pracy instruktorów na stokach, gdzie przerabiają setki klientów i są ... mało zaangażowani w postępy, a bardziej w kasę. Nie wspomnę już (do znudzenia) , że metodyka obecnie ulega radykalnej zmianie i 300% rodziców o tym nie ma pojęcia. Pomijam to jednak, by nie tworzyć wątków klepanych na innych postach. Dziecko do lat "szkolnych" nie bardzo rozumie co od niego chcemy...gdy stwierdzi, ze skończyła się zabawa. Wszelkie ewolucje uczymy go podstępem pod postacią pajacyków i innych śmiesznych czynności. To wszystko może zrobić Tata lub Mama, i nie jest to żadna filozofia... tylko odrobina chęci. jedli sami nie będziemy jeździć , a nauczymy tego dziecko... to zaczną się kłopoty. Jeśli już jeździmy to poznanie metodyki uczenia jest nieskomplikowane. Co do "jak najszybciej równolegle" to sprawa opiera się o niezwykle "przystosowanym do przeżycia" system postępowania dzieci. Nie chodzi tu o negowanie pługu tylko o odruch jego stosowania. Dla dorosłego "wyjście " z tej ewolucji jest tylko sprawą zmiany techniki. Dla dziecka nie ma takiego pojęcia. Raz nauczone rozkraczania, będzie go stosowało przez lata. Jako instruktor mam stałe "zapotrzebowanie" na odłpłużanie, gdyż rodzice nie mogą sobie poradzić, że dziecko ciągle się rozkracza. Obecnie , bardzo ostrożnie i z dużą "dezaprobata ogólną" odchodzi się od rozpoczynania nauki od pługu. Celem jest nabycie odruchu jazdy równoległej. Nie neguje się pługu tylko uczy go dzieci w następnej fazie. metoda ta jest trudna, gdyż początki bez pługu wymagają szczególnych warunków na stoku i dla wielu właścicieli szkółek to kłopot. ja tą metodę opisałem w swojej książce , bo ją stosuję już od 4 sezonów i jest rewelacyjna. Nie jest dla mnie żadną wykładnią stosowanie takiej a nie innej metody we Włoszech czy innych alpejskich ośrodkach, gdyż wszystko sprowadza się do przerobu i kasy. Nowe metody wymagają zmiany mentalności co nie idzie w parze z dochodami szkółek. Pozdrawiam Zbyszek Użytkownik Mazby edytował ten post 14 wrzesień 2011 - 11:14
  4. Mazby

    Nauka jazdy dzieci

    Dobrze postawione pytanie. Oczywiście negować łatwo, trudniej o argumenty. Co do statystyk, to prawda, że jest ich mało. Dla mnie wystarczy jedna ofiara i jestem przekonany. Gorzej, wystarczy,że jest taka potencjalna możliwość...prawo Murphy'ego... Do rzeczy banan-ski stwierdza, że... "jednak nie doczytałem się tematu żeby ktoś sensownie wytłumaczył dlaczego nie "... i ma rację. Może ja spróbuję.... Jak wiemy, szelki dotyczą małych dzieci. Jest to wiek, kiedy jeszcze wykłady teoretyczne nie spełniają roli. Próbujemy więc "podstępem" uruchomić Pikusia do działania. Do tego służą rożne zabawy, pozycje i nawet ... piosenki, by dziecko wykonywało pewne czynności. Efektem tego jest wykonywanie ewolucji narciarskich. Jeśli dziecko je wykonuje samo, to utrwala sobie odruchy, ale co najważniejsze, samo się przekonuje, że tak należy robić. Zachęcamy i prowokujemy do działania. Jeśli te czynności nie są prowokowane, a zmiana kierunku czy prędkości "robi się sama" to dziecko NIC nie robi i nic nie utrwala. To tak jakbyśmy za niego odrabiali lekcje. Szelki ( z taśmami!), zwalniają dziecko z decyzji o zmianie kierunku i prędkości. Jest ono bezwolną marionetką. Możemy je nazwać asekuracyjne, ale czy musimy mieć dziecko na smyczy? Nie, bo do nas należy wybór warunków , czyli stopień trudności stoku. Czy powinniśmy zabierać swoją pociechę na trasę, która wymaga przywiązania go na taśmach. Co do "przyciągania "carverów... potraktuję to poważnie , choć pytanie jest na dość niskim poziomie. Jadąc szybko, wydaję się nam, że inni jadą bardzo wolno, a nawet stoją w miejscu (teoria względności układów inercyjnych). "idąc" ostrym łukiem w bok mamy ograniczone pole widzenia i ograniczony czas reakcji. Kątem oka widzimy dwie osoby w pewnej odległości od siebie. Skoro się poruszają bardzo wolno, to bez problemu możemy między nimi przejechać. .... Bardzo, bardzo często mam przypadki, kiedy jadący szybko przejeżdża 1 metr przed moim kursantem. Gdy go dopadam, to jest zdziwiony moim oburzenie, bo przecież on "objechał go daleko".... Mogę bardziej łopatologicznie.... Teraz najistotniejsze. Często oburzamy się na jakieś stwierdzenia. Spróbujmy określić dlaczego? Czy nie dlatego, że nas dotyczą? Spróbujmy sobie odpowiedzieć, dlaczego ktoś obcy usilnie próbuje nas odwieźć od jakiegoś działania. A może on nam dobrze życzy i chce oszczędzić zgryzot ? Może?
  5. Mazby

    Nauka jazdy dzieci

    od strony czysto praktycznej napewno masz rację. Ale w końcu po to są fora by pogadać w Lecie o Zimie.
  6. Mazby

    Nauka jazdy dzieci

    ... to przykro być potraktowanym jako "nic"... ale. Pomijając przytoczone przeze mnie zagrożenie, proszę mi uświadomić , jakie dydaktyczne zalety mają szelki z taśmami? Jak dla mnie to jedyną zaletą tego "urządzenia" jest to , że maluch może bez umiejętności jazdy , zjechać tak gdzie tatuś chce sobie poszusować. PS. Jako "początkujący" nie chcę Was pouczać, ale póki ktoś chce zabrać głos w temacie , to nie powinno się go zamykać.
  7. Mazby

    Nauka jazdy dzieci

    nie mnie to oceniać. Ja ich nie używam. Jeśli taki tekst w poście uratuje zdrowie choć jednego dziecka to już spełniłem swój obowiązek. ... wina w stosunku do krzywdy jest sprawą drugorzędną...
  8. Mazby

    Nauka jazdy dzieci

    ... więc walę! Mój pogląd pługiem czy nie wyłożyłem na sąsiednim wątku http://www.skiforum....ead.php?t=37841, wiec przejdę do punktu 2: wiek - zawsze uważałem, że wiek rozpoczęcia nauki określa ustawa ( podobno znowu to problem w Sejmie!) , a cała reszta to zabawa. Definicja zabawy jest taka, że jak Pikuś ma dość, to przerywamy. Jak chce dalej, to jedziemy. Jak mam wybrać to wolę dzieci w wieku "ustawowym". Ale jako usługodawca często jestem postawiony przed faktem. W Tym sezonie pobiłem swój rekord, bo miałem 2,5 latka. To był taki dowcip "recepcji", żeby ośmieszyć moją metodykę. Szczeny opadły jak w 2-giej h młody zaczął wężykować mini-slalomem. Nie będę was zanudzał , jak to się robi, podpowiem tylko, że Tata i Mama muszą być pod ręką. Jestem otwarty na wszelkie nowinki i pomaga mi to uporać się z własnymi słabościami ,nigdy nie lubiłem uczyć dzieci.... więc się bawimy i to ... doskonale. Moim zdanie bardziej istotne od wieku, jest dokładnie poznanie "danego egzemplarza". Szczególnie predyspozycji i tego, co już zrobił na nartach. Po 4 latach stosowania swojej własnej metodyki ("bezpługowej!"), mogę stwierdzić, że Pikuś "tabula raza" to, najwspanialszy materiał do uczenia, ale niestety bardzo rzadki. Gros małych klientów przychodzi z zaleceniem "opłużenia" (taka moja ostatnio specjalizacja....). Co do "sztucznych ułatwień" jak trzymanie dziobów czy skręcanie ich imadełkami, nawet nie komentuję , jako "niepłużący heretyk". Zaniepokoił mnie jednak dość często widziany obrazek "wyprowadzania na smyczy" w postaci długich pasków. Nie dość, że NIE ma to nic wspólnego z nauką dziecka, bo młody nie musi kontrolować ani kierunku ani prędkości, to jest to bardzo niebezpieczne. Dwa lata temu na stoku w Hemsedal (Norwegia) byłem świadkiem nieudanej resuscytacji 5 latka. Młody był na paskach w które wjechał ostro "carvujacy". Przywiązany do ciężkiego Taty, dziecko doznało uszkodzeń organów wewnętrznych. Była wielka zadyma i chyba w Skandynawii to jest zabronione. Wiem, że w Francji na kilku stokach żandarmeria ładowała mandaty. Obecnie są wspaniałe kluby , do których posyła się dzieci, nie w celu przynoszenia pucharów, ale szybkiej nauki jazdy. pozdrawiam
  9. Mazby

    Nauka jazdy dzieci

    .... z daty postu wynika, że poczatek dyskusji był dawno temu... ale temat aktualny...chyba...??!
  10. Tylko jedno pytanie. Ile dzieci uczysz w jednym sezonie?
  11. ... nie radzę! Te wychylenia to reakcja na zmieniające się nachylenie (podjazd, góra i zjazd z muldy, myślę o MULDACH!). Przy dużym nachyleniu idziesz na tył , by twój środek ciężkości naciskał na środek nart (bo przelecisz przez dzioby). Wjeżdżasz w podjazd w pozycji środkowej by na górze przejść na przody, dociążając narty. Zjeżdżasz i znowu wypuszczasz kolana przodem itd. Nacisk na cholewki (tył) i języki butów (przód), przenosi się na tył i przód nart. Tego na krótkich nartorolkach nie dasz rady... powoli, zaraz Zima. ... ale na nartorolkach możesz świetnie poćwiczyć tzw."oderwanie karoserii od podwozia". Szybkie skręty kolanami z jednoczesnym utrzymaniem reszty ciała w stałym kierunku do przodu. Próbowano to nazwać, rotacją i kontr-rotacją, ale to błędne określenia. R i KR to siłowe skręcenia tułowia, a tu masz dynamiczny dół i pasywnie stałą do przodu- górę. Użytkownik Mazby edytował ten post 25 czerwiec 2011 - 17:48
  12. Ja tam muld nie widziałem...oczywiście, to indywidualne odczucie, wybacz. Zacząłbym od silnego nawyku jazdy kątowej. Rozpoczynasz skręt od pługu dostawianego, co o tym świadczy. Za tym idzie oczywiście cały ciężar na dolnej narcie i inne niedobre nawyki. Kocioł Gąsienicowej w tym miejscu ma ok. 25 stpn. więc jeszcze nie występuje efekt "wyrzucenia w powietrze" i można zjeżdżać jazdą ciętą. Jest parę rzeczy na których bym się skupił. Zapraszam do Zakopanego w przyszłym sezonie, poprawimy.
  13. Myślę, ze dyskusja nabiera agresji, co nie było moim celem. Zabrałem głos, bo myślałem, że każdy może się wypowiedzieć. To są moje opinie, wnioski i praktyczne zastosowania. Moje, więc subiektywne. Przepraszam, będę bardziej ostrożny w swoich wypowiedziach.... do rzeczy. Zapewne nie znam "nowoczesnej" jazdy po muldach, jeżdżę skutecznie, zapewne archaicznie. Zawsze muldy traktowałem jako "teren", ale człowiek się całe życie myli. Jeśli myślisz , że odchylenie do tyłu zawsze będzie przeszkodą w kontroli nart, to jeszcze wiele nieznanego przed Tobą. Zapewne pomyślisz o tym, jak będziesz jechał w 80cm puchu po 45 stopniowej ścianie. Zapewne to wiesz, ale Ci przypomnę, że "powdery" 110 pod butem nie są tylko by cię nieść po puchu , tylko żeby oddalić krawędzie od buta, który przy dużym nachyleniu może Ci bokiem (buta) "podciąć" narty. ... to było niemiłe..... ... musisz to przeredagować i będzie jasność: " a poza tym, jak Ja mam"zmusic do ugiecia w luk" narte z reverse camber???? ... to taka mała złośliwość..... .... nie czytasz dokładnie moich postów, ale trudno. W puchu (nie mam na myśli przypudrowanego 20 cm stoku) musisz mieć duże nachylenie, bo nie ruszysz z miejsca. Zapraszam w Lutym na Wołowiec. ... jesli chodzi o to : "walnąć !" to jestem ZA. ... no to mamy odpowiedź na wszystkie pytania. Reasumując. Chyba zostałem źle zrozumiany w swoim poście. Chciałem podzielić się swoimi doświadczeniami, a nie ustanawiać autorytatywne i jedynie słuszne stwierdzenia. Wszystko co opisałem sprawdziłem na stoku , a nie wymyśliłem w fotelu. Tył, Przód, Środek... to są pozycje , które zmieniasz w czasie jazdy. Utrzymywanie sztywno stałego układu uniemożliwia wiele manewrów i zubaża jazdę. W jeździe terenowej "wypuszczasz" kolana do przodu (idziesz na tył), robisz skręt z jednoczesną amortyzacją i "doganiasz kolana" by przyjąć pozycję "środkową". Zapewne to wymaga "trochę" wprawy, ale NIKT tego nie uczy, więc skąd masz to znać. Co ciekawe, jazdy terenowej najszybciej się uczą osoby mające niewielkie doświadczenie narciarskie. Inna pozycja, inny układ nart i dynamiczne przemieszczanie środka ciężkości z przodu do tyłu i spowrotem, jest zupełnie obce i nie do przyjęcia dla osób dobrze jeżdżących na stoku przygotowanym. Wręcz są oburzeni, że tak można jeździć. zasady "zawsze" i "nigdy" nie obowiązują w terenie. Pozdrawiam mazby Użytkownik Mazby edytował ten post 25 czerwiec 2011 - 16:59
  14. Wszystko co odbiega od wygładzonego "sztruksiku" zaczyna być terenem "nieprzygotowanym". Można mieć "scyzoryk MacGuyvera" z 30-toma technikami, albo można po prostu... jechać dalej. Jeśli zaczynamy dyskusję akademicką o terenie mnie, bardziej, czy "mniejbardziej" przygotowanym, to ja "sorry". Jestem praktykiem i jak kończy się stok przygotowany to "sklejam" narty , daję lekko na tyły i jadę dalej. Traktuję każdy "teren" w ten sam sposób i nie mam problemu z jazdą. Tak też uczę jazdy terenowej. Jeśli trasa przygotowana mięknie, to staje się "nieprzygotowana". Wjeżdżając w taki śnieg mam ułamek sekundy, by się przestawić i tak to robię. Bywa, że przy złej widoczności (mgła, gesty opad)na dobrej, twardej trasie, też przechodzimy do układu "terenowego" , bo on daje nam bezpieczeństwo jeśli natrafimy na przeszkodę (mulda, dziura itd.). Praktyka. 1 Nie wiem co oznacza "śnieg cierpliwy". Jeśli śnieg jest ciepły, mokry i zaczyna się zapadać (znaczy narty się zapadają!), to zapadnięta narta, jej tył, nie wejdzie w boczny ześlizg zmieniając naszą trajektorię (Kristiannia). Brak twardego podłoża, nie pozwoli nam też krawędziować. Narty zaczynają jechać jak po szynach. Jeśli chcemy (musimy) jechać skrętami, pozostaje nam tylko wykorzystać łuk wygiętych pod ciężarem nart. ...... 2. ... jest to możliwe, bo jak sam wspomniałeś mamy pod nartami miękkie podłoże. Wykonujemy na tyle płynne podskoki ( a raczej uniesienia i opadania), że nasze narty w chwili dociążenia wyginają się w łuk. W tym momencie dociążenia pochylamy je na bok, antycypując wychyleniem ciała (bo nas po prostu wywali). Po 1, 2 wymuszonych skrętach narty same nas wyrzucają z boku na bok, z ugięcia w ugięcie. Jest to technika jazdy w bardzo głębokim puchu i świetnie zdaje też egzamin w głębokiej, mokrej "breji". Wiem, ze jest to dla Was zaskoczenie, ale tej techniki nie znajdziecie w żadnym podręczniku , gdyż "Jet" został "wyklęty" przez program nauczania i praktycznie nie ma opisów technik jazdy w terenie. Ja tej technikę nauczyłem się od ludzi jeżdżących w USA i Kanadzie w latach 80-tych. Próby wprowadzenia jej do programu kosztowały mnie wtedy uprawnienia instruktorskie, jako "szerzenie herezji". pozdrawiam mazby Użytkownik Mazby edytował ten post 25 czerwiec 2011 - 16:02
  15. Dla kogo jest moja książka?!... to sedno sprawy. Pomysł, żeby przenieść moje metody szkolenia na papier rodził się w bólach. Mając pewne możliwości dotarcia do klientów pracowałem jako "free-lancer" i nie interesowały mnie szkoły narciarskie. Taki "F-L" ma super życie, bo wybiera klientów, wybiera stoki i wogóle jest to bardzo przyjemna praca. Mając taką swobodę mogłem się całkowicie skoncentrować na potrzebach kursanta. Nie on się naginał do stoku tylko stok był na jego aktualne możliwości. Świerzo po pracy z wykładowcami AWF Kraków miałem pomysł uproszczenia programu do niezbędnych ewolucji i pozbycia się tych "przejściowych". Powstał bardzo skuteczny program. Teraz trzeba było go przetestować na 'królikach" w każdym wieku. Po kliku sukcesach zacząłem mieć wątpliwości , czy nie popadam w jakąś megalomanię. Konsultowałem się z wykładowcami AWF i kolegami z SITNu. Wszyscy kiwali głowami z aprobatą, ale żaden nie odpowiedział mi dlaczego się tego nie wprowadza w życie. Podczas jednej z takich rozmów, właśnie Jagna mi powiedziała; " To ty to zrób...!". Więc zrobiłem. W mojej przedmowie kieruję się do: Tych co jeszcze nie jeżdżą, z zastrzeżeniem, że nauka samemu jest trudna. Tych co jeżdżą, ale mają wątpliwości, czy dobrze to robią. Tych , co uczą. By zastanowili się czy dają z siebie wszystko. Tych co mają szkoły narciarskie. Czy nie czas na zmiany? Narty to kupa frajdy, ale trzeba nad nimi panować. Tak więc z mojej strony to tyle.... Czy będzie następna dla średnio zaawansowanych ....? Trochę nie leży mi to określenie. Ja bym nie stopniował narciarzy. Bardziej bym był za stopniowaniem warunków. Tak bardzo się przyzwyczailiśmy do "sztruksiku" i zapomnieliśmy, że narty wymyślony by poruszać się w śniegu, naturalnym, leżącym na dzikich zboczach, nieprzygotowanym. Oczywiście uczę na stokach ubitych, bo taki jest wymóg klientów, ale moja pasja i ideał narciarstwa jest jazda na nartach ... po każdym śniegu. Dla mnie określenie "umiem jeździć na nartach" oznacza, że jadę wszędzie gdzie biało. Poczułem się więc do obowiązku załączenie do książki "jazdy w terenie nieprzygotowanym", jako nierozerwalnej części "niezbędnika narciarza". Następne wydanie będzie poświęcone nauce dzieci na każdym poziomie i w każdym wieku. Będzie tam obszerny rozdział poświęcony "sytuacji zastanej", czyli jak wyjść ze złych nawyków, jako że głównie z tym się spotykam na stoku. Nie uwierzycie, ale kursantów "tabula raza", zupełnie od zera, mogę policzyć na palcach jednej dłoni. 99.999% to osoby , które "gdzieś, coś" i teraz "trzeba coś dalej..." Powstaje też wspomniane wydanie "Ski -Extreme" , bardzo mały nakład dla bardzo wąskiego grona. To moje doświadczenia z okresu, gdy nie szanowałem swojego zdrowia i ciała. Nie dla zaimponowania, tylko by Ci którzy i tak to będą robić oszczędzili sobie tego, co mnie nie ominęło. pozdr mazby Użytkownik Mazby edytował ten post 24 czerwiec 2011 - 20:47
  16. to "intuicyjnie" to zaszczepiony odruch. Na pewnym etapie tak, ale nawet w programie PZN pług nie jest przeznaczony do zatrzymania tylko Kristiania Stop. Dzieci uczone jazdy pługiem mają głęboko wpojone przyzwyczajenie rozkraczania się. Problem nie polega jaka jest droga hamowania tylko na statycznym układzie równowagi. Dziecko jeżdżące pługiem ma bardzo słabo rozwinięty zmysł równowagi, bo równowagę daje mu układ trójkąta stopa-stopa-środek ciężkości. Jeżdżący równolegle, jak i snowboardzista polega na równowadze dynamicznej: punkt nacisku- środek ciężkości i reguluje to kątem wychylenia. W takim układzie skuteczność hamowania Stop zależy tylko od wytrzymałości nóg. Układ ten jest przystosowany do każdej siły odśrodkowej w skręcie. Pług się rozsypuje gdy siła nacisku przejdzie poza punkt podparcia stopy. Wszystko weryfikuje sport wyczynowy. Tak jak i materiały, sprzęt tak i techniki jazdy. Pługu tam nie ma. pozdro mazby
  17. Zapraszam w przyszłym sezonie na stok. Nie neguję pługu do końca. Neguję tylko rozpoczynanie nauki od pługu. Chodzi o wyrabianie odruchów równowagi dynamicznej a nie statyczny układ w rozkroku. W moim programie jest oporowanie kątowe nartą dolną. Sam uczę pługu ... do tyłu! Jest to bardzo pomocna ewolucja przy odczepieniu się z orczyka i przy zakończeniu podjazdu pod stok. ... Kristiania Stop! Podstawowa ewolucja hamowania. To akurat mogę Ci znaleźć w moich video-archiwach. Wystarczy zajrzeć na treningi klubowe. "Postawiłem" na krawędziach ...2,5 latka w zeszłym sezonie. Ale to był wyjątkowy przypadek "skazanego na sukces genetycznie" wnuczka dawnego zawodnika. ... nawet na specjalnie dobranym stoku, bez tłumu szalejących na krechę? Rozumiem, że masz na myśli puszczanie na krechę malucha i obserwowanie czy przeżyje...!? Praca instruktora wygląda nieco inaczej. Wydanie "Ski 21 dla Dzieci" mamy w opracowaniu. Uczenie dziecka jest dużo bardziej skomplikowane. Bezpieczeństwo i zdrowie malucha jest priorytetowe i wiąże się głównie z zagrożeniem zewnętrznym, przez innych narciarzy i źle dobranymi parametrami stoku. Tu jestem bardzo wymagający. Niestety właściciele stacji narciarskich mniej. ... nie jest tak źle. W praktyce przedstawia się cały program kursantowi i on to akceptuje lub nie. ... widziałeś jakiś kurs gdzie nie płacisz z góry? ... my tez jeździmy z kieszeniami wypchanymi cukierkami... pozdro mazby
  18. nie bardzo... to właśnie Ty powinieneś o tym dyskutować. Jesteś odbiorcą i konsumentem usługi i jak najbardziej winieneś mieć własne zdanie. Oczywiście łatwiej , by mi było dyskutować , gdybyś zainwestował 25zł w owoc mojej grafomanii, ale póki nie znudzimy kolegów możemy podyskutować na forum. Oczywiście mówimy o pełnym kursie. Powtarzam się ale... Szkolenie zaczyna się od jazdy krawędziowej, by wyrobić odruch jazdy równoległej. Po jej opanowaniu wprowadzam ewolucje oporowe i hamowanie Stop. Tak więc kursant jest wyposażony we wszystkie "instrumenty" niezbędne do czerpania przyjemności z jazdy. Te 12h to oczywiście średnia, przy odpowiedniej percepcji i zaangażowaniu. Bywa, że klient jest odporny na wiedzę i nic nie da się zrobić. Ten krótki czas ( o ile 4 dni po 3h to krótko!) wynika właśnie z takiej kolejności nauki tych ewolucji. W "klasycznej" metodyce uczymy pługu, by zabezpieczyć kursanta i potem go długo ... oduczamy. Obecny program zakłada "wyjście" z pługu poprzez stopniowe dostawianie górnej narty, aż do całkowitego zlikwidowania łuków płużnych. Odbywa się to poprzez "wyłożenie teorii skrętu" kursantowi. Spróbujcie to zrobić z 5 letnim dzieckiem, lub brzuchatym prezesem ( to gros klientów ). Nauczenie pługu pozwala klientowi "urwać się" z dalszej nauki, bo już "umie jeździć". Mało kto kontynuuje dalsza naukę za 75zł/h. Dlaczego program zaczyna od pługu? Bo uczymy hamować kursanta, żeby sobie nie zrobił krzywdy. A dlaczego ma sobie zrobić krzywdę? Bo założenia obecnego programu nie zakładają DOBORU STOKU do aktualnych umiejętności kursanta. Moja metodyka zakłada dobór takiego stoku by kursant w początkowej fazie nauki nie musiał hamować (sic!). Jest to stok o długim wypłaszczeniu lub z lekkim przeciwstokiem. Po tym etapie uczę ewolucji oporowych , łącznie z hamowaniem i ... zmieniamy stok. Sprawa kolejności , czy pług czy nie to sprawa równowagi statycznej, dynamicznej i całe zagadnienie przyswajania odruchów... ale nie będę "drukował" tu swojej książki, bo zaśniecie. ... jak wspomniałem. Przy mojej metodyce NIE można przerwać! I taką deklarację składa kursant. W nauce dzieci, jest szczególnie ważne, by NIE zaczynać od pługu. Maluch jest lekki i nie stosuje amortyzacji (jazda na prostych nogach). Utrwala ten odruch i sam wiesz , jak trudno oduczyć córkę płużenia w każdej stresującej sytuacji. Pługiem nie zatrzymasz się "niemal w miejscu" i o tym wie każdy zaawansowany narciarz. Ewolucja ta pozwala "zaciągnąć ręczny hamulec" i tak się zsuwać po każdym nachyleniu. Jak zapewne zaobserwowałeś , dziecko niechętnie jeździ wtedy łukami. Nie wspomnę o skutkach wykręconych w pługu nóg na stawy kolanowe. Nie mając odruchu jazdy kątowej maluch bardzo szybko "łapie" skręt Stop. Mnie też trudno było zawierzyć tej metodzie i sprawdzałem ją na kursantach przez ... 4 lata, nim wdrożyłem ją z pełną odpowiedzialnością. ... a teraz ? Użytkownik Mazby edytował ten post 23 czerwiec 2011 - 09:51
  19. Fizyka. krawędzie mają mniejsze tarcie. Skręt wymuszano wygięciem narty w łuk, a nie ześlizgiem tyłów. Technologia produkcji tamtych nart nie pozwalał na tak perfekcyjne krawędziowanie , jak dziś. J.C.Killy w 1968 to dopracował i przywalił na całej linii. Wtedy jadącego można było poznać po rotacji ciała w stronę skrętu, co dydaktyka instruktorska uważała za duży błąd. Wielu trenerów było oskarżanych, że źle uczą jeżdzić. Znowu to moje skrótowe myślenie i co gorsza skrótowe pisanie. Jak się wczytasz ponownie w mój post odnajdziesz znaczenie wypowiedzi. "Zły kierunek" to rezygnacja z dalszej nauki. Obecnie płacąc 75zł /h za lekcje, wczasowicza stać na 1, góra 2 godziny. W takim czasie , żaden genialny instruktor nie nauczy jeździć , więc pokazuje pług i klient tak zostaje. Od lat to widzę w swojej pracy i na stokach jest coraz więcej ludzi "zatrzymanych " na tym etapie. ... to nie prawda, także w kieszeni. Przyczyną jest "rabunkowa gospodarka" szkółek narciarskich, konsekwencją wypadkowość, coraz większa. Zaginęły kursy narciarskie, gdzie adept był uczony do końca. Teraz w ofercie mamy jedynie instruktorów przywiązanych do danego stoku, który nie nadaje się do nauki z powodu architektury i zagęszczenia. To jest ten "zły kierunek". Co do infrastruktury , to też mam zastrzeżenia. Właściciele stacji narciarskich jeszcze mają "rękę w nocniku" i nie poszerzają stoków do wymogów współczesnych nart, którymi się jeździ nie tylko w dół ale i szeroko na boki. Dobrze, że stoków przybywa, ale jak się im przyjrzysz, to ich architektura ma za zadanie nakręcanie ilości jazd...krzesełkiem. Stoki są wąskie, szczególnie zawężone przy dojeździe do wyciągów. Na Jesieni będzie pełna oferta z programem. W skrócie:nic nie udowadniamy i do niczego nie zmuszamy. - bezpieczeństwo:szkolenie lawinowe, prognozowanie zagrożenia, działanie w przypadku zaistnienie zagrożenia, metody lokalizacji w czasie działania lawiny i po jej zatrzymaniu. Metody lokalizacji "pipsem", poszukiwanie, pierwsza pomoc. - techniki upadku pasywnego i aktywnego, odwracanie i wstawania w czasie ślizgu. - techniki skręcania w śniegu nieprzygotowanym i na dużym nachyleniu - jazda terenowa w śniegu nieprzygotowanym - jazda w puchu - jazda na dużym nachyleniu - jazda w rynnie - jazda "na fali" (nie pytajcie co to!) ... jednym słowem, kupa zabawy ... i ciężkiej harówy pozdro mazby
  20. Witam, zupełnie się z tobą zgadzam Ja też uważam , że narciarstwo idzie w złym kierunku i prawdziwe narty są w terenie nieprzygotowanym. Co więcej, wolę uczyć od "zera" jazdy w terenie niż na stoku przygotowanym. Sam zaczynałem na bardzo głębokiej wodzie, bo siedząc 2 lata we Francji, jako gówniarz miałem Alpy pod ręką. Było to dawno i wtedy widok ratraka był równie szokujący jak lądujące UFO. W Polsce, już jako duży facet nająłem się do PKLu na Kasprowym, żeby mieć Górę do syta. Byłem jednym z niewielu , którzy robili kontrolę podpór z bananem na gębie. Kto przejechał się równo wzdłuż podpór na Goryczkowej, wie o czym mówię. Prowadzę kursy, ski-extreme, ale nie jest zbyt wielu na to przygotowanych. ... i tu też masz rację. Po latach (!!!) prowadzenia nauki jazdy, doszedłem do wniosku, ze to co się dzieje na szkolnych stokach mi nie odpowiada. Cała nasza praca sprowadza się do rozkraczenia w pług klienta i dziękuję, bo już umiem. Druga pod względem liczy grupą są Ci co chcą się (lub swoje pociechy) "odpłużyć". Obserwując to opracowałem metodę nauki bez pługu. Co ciekawe, to nie mój wynalazek i wielu wykładowców z AWF Kraków ją zna i ... nie stosuje. Nie pytajcie mnie dlaczego...sam odpowiem. Metoda "No-Pizza wymaga szczególnych warunków na stoku, co jest kłopotem dla instruktorów, szczególnie tych przypisanych do danego stoku. W zeszłym sezonie pracowałem u Jagny we Witowie i miałem stok szkoleniowy o szerokości ...15 metrów! Jak chcecie uczyć w takich warunkach łuków na krawędziach? Wracając do kwintesencji twojego postu Wujot, to chyba przyznasz, że od czegoś trzeba zacząć nim walniesz z Niebieskiej Przełęczy i o tym jest mój podręcznik. Rożni się tylko tym, że mój klient jeszcze w tym samym sezonie wjeżdża w puch a nie katuje pługiem przez lata. Co do aspektu, co to znaczy "nauczyć się jeździć", to wiesz, że to dość potoczne określenie na przyjemność w miejscu stresu, na stoku. Ja nadal się uczę i nigdy chyba nie powiem, że "umiem jeździć" w pełnym znaczeniu tych słów. Mój kursant po 3-4 dniach (ok.3h/dzień) kończy swobodną jazdą krawędziową na przygotowanym "sztruksiku". Co do technik, to przechodzę płynnie z krawędzi do tylko niezbędnych technik oporowych. Podkreślam kolejność: najpierw jazda krawędziowa. Pozwala to utrwalić podstawowy odruch stawiania nart równolegle i na krawędzi, a nie rozkraczania się w szpagacie. Ewolucje oporowe są mieszane z krawędziowymi, jako kompletna kontrola nad prędkością. Gdzie chcę szaleć a gdzie zwalniać. 90% ludzi zgłaszających się do szkółek, nie ma ambicji konkurowania z Lidsey, tylko przyjemność z jedynego tygodnia wakacji w Alpach. Uczą się tego, co im potrzeba, a nie "przekombinowanych " ewolucji dziadka Joubert'a. Robię to konsekwentnie 4-ty sezon i za namową zadowolonych napisałem tą książeczkę. PS. Jak zauważyłeś nie używam słowa "karwing". Na krawędziach zawodnicy jeździli od J.C.Killy'ego, tyle że wtedy mówiło się "jazda cięta". Karwing to typowo komercyjna nowo-mowa, która ma za zadanie sprzedanie starej zabawki w nowym pudełku. pozdro mazby Użytkownik Mazby edytował ten post 21 czerwiec 2011 - 18:34
  21. Witam, Wiele już było wypowiedzi w temacie: Jak zjeżdżać po bardziej stromych stokach,bardzo zmuldzonych i z tzw breją śniegową , więc pozwolę sobie na moją opinię... Po pierwsze czy wyodrębniamy : stromy, zmuldzony i breję? Czy to wszystko występuje razem? Jeśli osobno, to musiałbym przepisać połowę swojej następnej książki "SKI 21- Extreme" i zanudziłbym Was. Tak wiec weźmy stromy+zmuldzony+breja, wszystko razem. Ogólnie można to nazwać "stok nieprzygotowany o dużym nachyleniu". Jeśli wjedziemy w taki teren, to nie wiemy co nas czeka. Tak więc musimy przyjąć wychylenie do tyłu (spokojnie, już uzasadniam!). Wjeżdżając w nieprzygotowany teren wszelkie niespodzianki czekają przed nami (ups!) więc pozycja "do tyłu" pozwala nam skompensować ewentualne uderzenia, czy gwałtowne przyhamowania, czego nie zapewni nam pozycja "do przodu". Dodatkowo pozycja "DT" pozwala nam na bardzo głęboką amortyzację i "połykanie" muld (stok zmuldzony). Jak to działa wystarczy obejrzeć "zjazd po muldach" na zawodach (polecam YT). Jesteśmy na stromym nachyleniu, więc pozycja "do tyłu" się równoważy (nacisk naszego środka ciężkości jest kierowany na środek nart). W terenie nieprzygotowanym należy prowadzić narty blisko siebie, z nogami sklejonymi (spoko, już uzasadniam...!). Taki teren ma rożne podłoże dla każdej z nart. Czy to breja czy puch, nie opieramy się o stałe podłoże, tylko o uginającą się pod nami warstwę, która się zapada w zależności od prędkości. W odróżnieniu od przygotowanego stoku, w takich warunkach każda z nart może się zapadać na inną głębokość, co oznacz inne opory na każdą z nich. Co z kolei oznacz, że jedna narta jedzie szybciej od drugie, co z kolei oznacza...uf...że występuje moment obrotowy , czyli nas przewali. Zapobiegamy temu efektowi jadąc na jednej wielkiej desce, która powstaje z naszych sklejonych ze sobą nart. Krótko, jedziemy jak na snowboardzie, tyle , że przodem (kiedys zwanej monoski). Skręt. W powyższych warunkach nie ma mowy o ześlizgu bocznym tyłów (breja!) więc kristiannia odpada. Musimy zmusić narty do ugięcia się w łuk i pochylić je na bok . W puchu osiągamy to płynnymi podskokami do góry i na dół, w brei podobnie.Tak ugięte narty wejdą w skręt. Nie mylić z jazdą krawędziowa zwaną dawniej karwingiem (pamiętamy, jedziemy na 2 nartach, jak na jednej desce). Przypomina to trochę jazdę motorówką. Taka ewolucja kiedyś znana była pod nazwą "Jet" i była bardzo popularnym stylem jazdy w puchu. Niestety została "wyeliminowana" z programu nauki jazdy , jako "nieelegancka". pozdrawiam mazby Użytkownik Mazby edytował ten post 20 czerwiec 2011 - 14:52
  22. Witam, Moja książka... a raczej książeczka. To maleństwo ma 60 stron w formacie A5. Sam się zdziwiłem jak to poskładałem i "złamaliśmy" wydanie. Być może przyczyną jest zbyt długa praca w dziennikarstwie , gdzie każdy tekst jest "cięty" do maximum koncentracji treści.... do rzeczy. Od lat pracuję na stoku. Jak każdy z nas ścisłej się stosowałem do programu i dydaktyki. Zawsze jednak mnie nękały wątpliwości dlaczego my instruktorzy jeździmy inaczej (czytaj :wolniej) od zawodników. Jeszcze w późnych latach 80 zacząłem podglądać trenującą kadrę, w końcu po to się nająłem na "fizycznego" do PKL na Kasprowym, żeby pojeździć do bólu. Zawodnicy jeździli brzydko i nieelegancko, ale nie można ich było na tyczkach dogonić. Teraz wszyscy wiemy dlaczego. Oni zawsze jeździli na krawędziach, my dopiero teraz to odkryliśmy, na "carvingach". Czy jazda na krawędziach nie jest więc naturalnym i najskuteczniejszym sposobem jazdy? Jazda oporowa. Krótko. Skoro jest taka dobra i najlepsza to dlaczego auta nie skręcają "driftem" na skrzyżowaniach? Co jest prostsze ? Wymusić i kontrolować uślizg boczny , czy tylko przechylić kolana w stronę skrętu? Ja zaczynam od jazdy krawędziowej, co pozwala nabyć prawidłowe odruchy. Dopiero po jej opanowaniu wprowadzam skręty oporowe i ewolucje kątowe. No i sprawa najistotniejsza. Pług. Wszechobecna ewolucja na stokach szkoleniowych. Usilnie wpajana od dziecka a potem... bezsilnie eliminowana! Ja uczę bez pługu. Po kilku latach eksperymentów na żywych narciarzach w każdym wieku (od 2,5 do 87 lat!) opracowałem metodykę nauki jazdy na nartach (współczesnych, czyli tych które można kupić w sklepie - taliowanych), która sprowadza cały cykl nauki od "zera" do 9 -12 godzin na stoku. Powiecie, że to katastrofa dla fachu instruktora, bo za szybko się kursant uczy? Nie. Jak u mnie zacznie, to musi zrobić cały cykl. Kto z was miał po 9-10 h zajęć z każdym kursantem? Ostatni sezon przepracowałem we Witowie w Szkole Jagny Marczułajtis. Efekty były zaskakujące (finansowe też!). Całą metodykę zawarłem w tej książeczce: "Nauka Jazdy na Nartach w XXI wieku SKI 21". Kto chce zaryzykować 25zł ( czyli 1/3 ceny za 1 H we Witowie!) to zapraszam na Allegro Mazby Użytkownik Mazby edytował ten post 20 czerwiec 2011 - 13:11
  23. Witam, żyjemy w Świecie walki z reklamą, choć reklama to informacja. zakładamy forum , żeby się coś dowiedzieć i kasujemy posty które tą wiedzę dostarczają. Tak więc by nie zostać "skasowanym" , nie podaję ani tytułu swojego podręcznika nauki ... (nie powiem czego) ani nie podam gdzie go można kupić.... Nie podam też dlaczego go napisałem.... Czego dotyczy i dlaczego jest w pewnym sensie kontrowersyjny.... Nie podam też dlaczego jest taki a nie inny, by nie zostać zbanowanym za autoreklamę... Myślę , że zastosowałem się do wszelkich wymogów admina.... Pozdrawiam mazby
  24. Potraktuj buty jak narty. Na ciepło smarem lub nawet stearyną ze świecy. Możesz natrzeć, podgrzać suszarką , lub nagrzewnicą. Nadmiar ściąć cykliną i masz spokój na parę dni. Powierzchnie z tworzywa sztucznego chłoną wilgoć i kleją śnieg. Po takim potraktowaniu powierzchnia jest zaimpregnowana na jakiś czas i nie przyjmuje wilgoci. Dotyczy to butów , jak i ślizgów nart Mazby
×
×
  • Dodaj nową pozycję...