Skocz do zawartości

JanKos

Members
  • Liczba zawartości

    127
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi dodane przez JanKos

  1. Czytając temat o absurdach na polskich stokach . Zacząłem się zastanawiać gdzie w Polsce jest największy potencjał rozwojowy i gdzie w przyszłości widzieli byście "mekkę" polskiego narciarstwa rekreacyjnego ?

    Wydaje mi się, że na dzień dzisiejszy najlepszą markę wyrobiła sobie Białka Tatrzańska. I to jest przykład, że nie potrzeba wcale wysokiej góry, tylko:

    a może zamiast budować nowe - zmodernizować istniejące doprowadzić do działania wspólnych karnetów w danej miejscowości ... zmienić wyciągi na nowocześniejsze zmodernizować infrastrukturę dookołasokową ... ect.

  2. Witam. Czytałem,że kiedyś istniały na Kasprowym dwie trasy FIS i FIS II Slalomowa biegła przez dolinę Jaworzynki,a zjazdowa z homologacją FIS przez Myślenickie Turnie.Jest ktoś na forum ,kto jeździł tymi trasami? Szkoda,że ich już nie ma...

    W zeszłym roku szlajałem się pieszo między Kondratową a Goryczkową i pstryknąłem m. in. coś takiego: Dołączona grafika Dołączona grafika Czy to jest jedna z tych starych FISowskich tras?
  3. Moje doswiadczenia sa podobne do Lobo. EPOXY, lata 80-te. Co to byl za syf! Rozkleily mi sie kilka razy i to w roznych miejscach, w tym raz pod butem. Dwa razy byly klejone w Szaflarach, chyba platnie. Co najmniej raz u jakiegos lokalnego machera. Rozpacz.

    Taaa, moje wspomnienia dotyczące EPOXów są podobne. Poza notorycznie rozwarstwiającymi się czubami raz górna powłoka jednej narty pękła w poprzek. Mój zdesperowany Tata PRZYNITOWAŁ w tym miejscu kawałek metalowej płytki - nity oczywiście przechodziły na wylot i kończyły się na ślizgach. W kolejkach do wyciągów to rozwiązanie budziło uśmiechy politowania ale sprawdziło się i narty nawet udało się potem sprzedać na giełdzie przy ul. Okrąg w Warszawie. Mimo fatalnej jakości tych nart bardzo miło je wspominam, to jest chyba tak jak z samochodami z tamtych czasów - siermiężne, bublowate ale wiozły w ładne miejsca :)
  4. Garść wspomnień dla miłośników Stanisława Lema i nart. __________________________________________________________ Zakopane Choć ojciec w młodości grywał w tenisa, nie przywiązywał większej wagi do uprawiania sportów. Był jednak zapalonym narciarzem - przynajmniej do czasu, kiedy pod koniec lat sześćdziesiątych kardiolog odradził mu wysiłek fizyczny, a on - niewykluczone, że pochopnie - go usłuchał. To właściwie dziwne, że bez większych protestów pogodził się z decyzją o porzuceniu narciarstwa, ponieważ bardzo je lubił, a głębokie przekonanie, że „wie lepiej", towarzyszyło mu nie tylko w sprawach medycznych, lecz niemal w każdej dziedzinie. Zanim jednak nastąpiło ostateczne rozstanie z nartami, przez co najmniej dekadę każdej zimy wybierał się do Zakopanego i wraz z Basią zjeżdżali z Kasprowego. "Winienem Ci, tuszę, pewne informacje na temat mej Klassy Zjazdowej. No cóż, rzeknę skromnie: Jeździ się. Od czasu, jakem odkrył Goryczkową, i od pierwszych strachów na skraju wielkich kamieni przysypanych śniegiem minęło tyle czasu, że patrzę na ten okres jak akrobata na pierwsze zdjęcie własne (niemowlęce, z pupką do góry) - gdym jeszcze chodzić nie umiał (...). Z jakim rozrzewnieniem przyglądałem się Gubałówce, zjazdowi przez mostek i tej kupce antałówkowskiej, która stanowiła nie tak dawno jeszcze Problem!" (Z LISTU DO JERZEGO WRÓBLEWSKIEGO, 19 MARCA, PRAWDOPODOBNIE 1958). Na starych, wyblakłych czarnobiałych filmach 8 mm widać szare postacie na białym tle; oprócz państwa Lemów pojawia się tam także sylwetka Aleksandra Ścibora-Rylskiego (reżysera i scenarzysty, późniejszego autora scenariusza Człowieka z marmuru i Człowieka z żelaza), zwanego pieszczotliwie „Sciborkiem". Niestety twarze postaci pośród bezkresnej śnieżnej bieli są niemal nierozpoznawalne - w przeciwieństwie do zdjęcia zamieszczonego w drugim tomie Memuarów Jeremiego Przybory. Tam doskonale widać ojca w towarzystwie Roberta Stillera, Andrzeja Wirtha i Alicji Wirthowej (później Przybory). Przybora pisał: „Z krajowych wielkości tego okresu Alicja szczególnie miłe wspomina Stanisława Lema, z którym zawarła znajomość podczas zimowych wyjazdów na narty do Zakopanego. Jak przystało żonie literata, spędzała je z mężem w Domu Literatów "Astoria", gdzie również przebywał Lem. Ujmował skromnością i bezpośrednim, pogodnym sposobem bycia, choć był już na progu swej wielkiej, światowej kariery. Alicja pamięta, na przykład, jak dzwonił z Astorii do kasy kolejki linowej w Kuźnicach i mówił: - Tu Dom Literatów "Astoria". Posyłamy do was gońca po miejscówki dla grupy pisarzy. Po czym pędził sam do Kuźnic w charakterze "gońca", żeby oszczędzić sobie i kilku zaprzyjaźnionym osobom stania w kolejce przed kasą w męce niepewności czy miejscówek nie zabraknie" (Jeremi Przybora, Przymknięte oko Opaczności, memuarów część II). Podczas jednego z szusów z Kasprowego ojciec na wirażu wypadł z trasy, przekoziołkował nad malowniczą kępą smreków i wylądował w zaspie, która szczęśliwie zamortyzowała upadek. Niestety, podczas lotu, a może samego lądowania, ucierpiały spodnie, pękając w kroku niemal na całej długości szwu. Priorytetem był oczywiście kolejny zjazd, na który ojciec miał wykupioną miejscówkę, a właściwie nie tyle wykupioną, co zdobytą, bo żeby w tamtych czasach zjechać z Kasprowego, należało stanąć w kolejce po bilety o piątej rano lub zastosować metodę opisaną przez Jeremiego Przyborę. Ojciec z pomocą Basi znalazł odpowiednią góralską chatynkę i tam właśnie, na kolanie, zostały zaszyte spodnie „literata Lema" (tak tytułowali go pracownicy kolejki) - a ojciec szczęśliwie zdołał wykorzystać miejscówkę, tym razem już bez przygód, dzięki czemu współtowarzysze podróży na szczyt mieli nie tylko okazję zapoznać się ze szczegółami przygody - ponieważ w kolejce ojciec głośno i z detalami o wszystkim opowiedział - ale i w „kolejce do kolejki" dostać przy okazji po głowie, całkiem dosłownie, bo ojciec uzbrojony w narty na ramieniu, jako jednostka o niespokojnym duchu i obdarzona żywym temperamentem, bywał dla otoczenia niebezpieczny. Kiedy w 1953 roku gruchnęła wieść o śmierci Stalina, ojciec był akurat w Zakopanem i z miejscówką w kieszeni wybierał się na Kasprowy. Wśród literatów wywiązała się dyskusja, czy w tak dramatycznych okolicznościach wypada zjeżdżać na nartach. Ojciec postanowił w zarodku stłumić tę narciarską dywersję: - To chyba jakaś prowokacja. Słońce nie umiera - powiedział. Po czym pojechał do Kuźnic. __________________________________________________________ Powyższy fragment pochodzi z książki Tomasza Lema "Awantury na tle powszechnego ciążenia" Wydawnictwo Literackie 2009
  5. :( Butorowy, Gubałówka, Nosal... ciekawe co będzie następne? Szymoszkowa? Harenda? Kasprowy? Zakopane przestało byc miejscowością narciarską, jeden KW to za mało, bo poza nim została prawie sama "drobnica". A kumaci górale z okolic którzy się potrafią dogada zacierają ręce... Nosalu będzie strasznie brakowac, przynajmniej tym bardziej ambitnym. Było stromo, ale dzięki temu luźno, no i w końcu to północny stok, śnieg leżał tam długo.
  6. wtorek 6.01 - polana górna Gubałówki: śniegu pod dostatkiem, ludzi nie za dużo, słońce i mróz środa 7.01 - Białka Tatrzańska: śniegu również nie brakowało, jeździłem głównie na 13 (bez kolejek) i 10 (max 3 min czekania). czwartek 8.01 - Gąsiennicowa: po nocnych opadach śniegu długo zamknięta, aż wreszcie puścili ratrak i około 13 można było jeździć. na dole w rynnach małe przetarcia. piątek 9.01 - Goryczkowa: dobrze przygotowana choć w dolnej części sporo przetarć i lodu. za to pogoda cudna, zero wiatru, zero chmur, słoneczko i mrozek.
  7. @jureczek160 Górka czynna od 10.00 @Zgnily Dołączona grafika Dołączona grafika Byłem tuż po 10, jak zobaczyłem ceny to miałem ochotę zawrócić ale wziąłem karnet na godzinę. Mimo mrozu górka oczywiście nie jest naśnieżona, tyle co szronu trochę po nocy zostało i dzięki niemu przynajmniej na początku można było w miarę szybko zjeżdżać - potem szron ludzie wytarli i zostało samo zielone a co za tym idzie rozpędzić się było ciężko. Ludzi przybywało z każdą chwilą a chodził tylko orczyk. Jak powiedział pan przy wyciągu "puszczamy krzesła jak kolejka się zrobi do orczyka". Trochę to wszystko dziwne biorąc pod uwagę cennik, ale cóż, mają w Warszawie monopol bo są jedyni i mogą dyktować warunki. A ja im mogę najwyżej podziękować "za współpracę" co niniejszym czynię.

    Użytkownik JanKos edytował ten post 03 styczeń 2009 - 12:38

  8. Jest szpan, jest i anty-szpan. Lubię spotykać (raczej starszych) narciarzy, ubranych w wypłowiałe kurtki i spodnie, na nogach dobrze rozchodzone trapery i wełniane skarpety, na głowie "siekierka", na plecach poprzecierany wojskowy plecak, w ręku zjeżdżone dwumetrowe "ołówki" i kijki o nieodgadnionym kolorze. Nie słyszeli o czymś takim jak bielizna termoatywna czy kurtka z membraną ale poradzą sobie na każdej trasie w każdych warunkach pogodowych. Na stoku prezentują zazwyczaj elegancką klasyczna technikę i dużą kulturę osobistą.
  9. Zgadzam się, ale nie do końca :) Jeśli chodzi o pochodzenie z buta (lub skitura) na Goryczkową to ok. Ale karta półdniowa? Przy czekaniu ponad 20 min w kolejce na krzesło (a tyle się czeka po 11 gdy jest ładna pogoda) + 15min na wjazd krzesłem + zjazd = max 3 zjazdy w ciągu 2 godzin. Tak było w ostatnim tygodniu, rozluźniało się dopiero po 15-tej (mam na mysli Goryczkową). W takich wypadkach lepsza jest chyba karta punktowa. Karta półdniowa lepiej wg mnie wypada przy jeździe od samego rana - wtedy jeszcze tłoku nie ma i można te 70 zł wykorzystac na maksa - tylko wiadomo - trzema mieć kondycję. Pozdrawiam PS. Takiej pogody jak w ostatnim tygodniu dawno nie trafiłem - rok temu przez tydzień na KW nie widziałem słońca a teraz wyglądam jak czerwonoskóry.
  10. Ze względu na położenie Suchego Żlebu śnieg tutaj leży długo. Od niedawna stok jest utrzymywany przez ratrak. Karnet 10 przejazdów kosztuje 15zł. Orczykowi przydałby się remont bo dość częste przestoje są irytujące. Ogólnie: fajny stoczek do nauki jazdy i "na rozgrzewkę" w pięknych okolicznościach przyrody i w dodatku blisko od dolnej stacji Goryczkowej. Dołączona grafika Dołączona grafika
  11. Trafiło się parę dni na KW z rewelacyjną pogodą. Zarówno na początku jazdy: http://img525.images...22490832xo6.jpg jak i pod koniec: http://img186.images...30473939tn4.jpg I jeszcze eksperyment z Gąsiennicową przez gogle :D : http://img245.images...19093107ca9.jpg Nowy wagonik zabiera z dołu ludzi szybciej (jak wyżej opisał Olencjusz) ale za to ciągle występują jakieś problemy techniczne i zdarza się, że nie kursuje mimo dobrej pogody. Ceny: 28 wjazd wagonem, jeden wjazd Gąsiennicową 65pkt, jeden Goryczkową 80pkt. 10pkt=1zł. Kaucja za kartę 15zł. Za punkty niewykorzystane kasa nie zwraca pieniędzy...:eek::confused::mad: Wyjeździć się w tym tygodniu można było do bólu i zjeżdżałem ze stoku "na ostatnich nogach". Wrażenia psuło tradycyjnie PKL. Firma ta ze swoim podejściem do klienta tkwi wciąż w PRLu. Ludzie korzystają z ich usług na KW bo tam nie ma konkurencji - i to jest smutna konieczność. Aha, i nie wiem co za kretyn (wybaczcie) wymyślił na górze automatyczne drzwi rozsuwane.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...