Skocz do zawartości

Madeleine

Members
  • Liczba zawartości

    73
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi dodane przez Madeleine

  1. moja córka tuliła się tylko do mnie.  

    Moja też i trenera nie pamiętała ;) Zdaje się, że w tym wszystkim zapominasz jeszcze o problemie, który niestety dotyka biednych ludzi, a mianowicie konieczności pracy zawodowej i w związku z tym krótkim urlopem. I szczerze - ja rozumiem, że jeśli ktoś nie mieszka w okolicy gór - to jeśli ma ten tydzień wolnego, to chce też sobie pojeździć sam przez tę chwilę, tym bardziej, że taki maluch godzinę czy dwie się pouczy i reszta urlopu mija właśnie z rodzicami.


  2. I tak oto DK (dziadku z pewnością kochany) zaoszczędziłeś kilka dobrych stówek. Frajda nie do opisania. Wspaniałe doznania, szkoda tylko że tzw rodzicie nie mają takiego podejścia jak Ty. No cóż nie ma takiego złego co by na dobre nie wyszło - dzięki "podrzutkom" ja zarabiam ale wierz mi serce boli....Tak się zastanawiam kto uczy "podrzutków" wiązać sznurowadła - pewnie sąsiad z piętra wyżej - mama tata są b. zajęci..................no nie wiem może się troszkę zapędziłem............................

    Zapędziłeś i to sporo. Wiele ludzi nie ma tyle szczęścia, żeby mieć śnieg w zimie za oknem, poza tym do tego typu podejścia wymagana jest fachowa wiedza.

    Ja z kolei uważam, że dużo lepsze jest powiedzenie sobie: OK, nie znam się na tyle na jeżdżeniu na nartach, żeby nauczyć dobrze moje dziecko i lepiej, niech się tym zajmie specjalista. Zamiast cudownych tatusiów, wyginających się z dziećmi na stoku.

     

     

     

    Ad rem. Jedno dziecko załapało w wieku 3 lat (ale zawsze był do przodu), drugie 3,5 - i to w szkółce, z innymi dziećmi. I od pierwszego sezonu chciała jeździć od otwarcia do zamknięcia wyciągów.


  3. W ubiegłym sezonie w Mayrhofen w tamtejszej szkole uczył chłopak z Polski, bodaj z Gorzowa, jak wynikało z rozmowy.
    Z obserwacji - więcej szkółek zatrudnia instruktorów z różnych krajów, zwłaszcza na okres ferii - wystarczy podpytać.

    O które daty konkretnie ci chodzi - niewykluczone że będę tam, w dolinie od 11.02 na parę dni.

    Hej, będziemy od 11.02 właśnie przez tydzień. Byłoby fajnie :)

  4. To że nie są to trasy „ rodzinne” świadczył brak szkółek i dzieci na stokach. Bodajże w 2 miejscach w Leogang i Fiebierbrunn widzieliśmy „przedszkola” i ośle łączki z odpowiednimi „wyrwirączkami” lub taśmociągami, ale to tylko do stawiania pierwszych kroków.

    Nie byliście w terminie ferii szkolnych. Byliśmy w ubiegłym roku, spaliśmy w Vorderglemm przy stoku i dzieciaki jak najbardziej były w szkółce. Zresztą całkiem sporo tych grup było, maluchy głównie na 63 i 64, ale już takie ciut starsze właściwie wszędzie jeździły.

     

    Nas Saalbach nie porwało, ale nawet nie ze względu na nachylenie stoków. Byliśmy z pięciolatką i dziewięciolatkiem, mieszkaliśmy przy stoku przy 61a - i dzieciaki, nawet młodsza, zjeżdżały spokojnie, zresztą udało nam się zdecydowaną większość ośrodka zwiedzić. Córka czarne trasy odpuszczała oczywiście, ogólnie jest z tych bojaźliwych - na szczęście mgła pomagała :P . Jednak szerokość tras swoje robi. 

    Natomiast faktycznie są miejsca bardzo gęsto zaludnione, do tego Saalbach jako punkt przesiadkowy z przejściem przez wieś - no i jak pisałeś, sporo łączników porobionych na siłę. Na plus - sporo śniegu napadało w czasie naszego wypadu i dało się sporo pojeździć poza trasami.

  5. Byliśmy, wróciliśmy. Śniegu dużo, można pośmigać, też poza trasami. Jak to u Austriaków bywa - przygotowanie tras bardzo dobre, nawet następnego dnia po intensywnych opadach śniegu.

    Podobno połączenie do Fieberbrunn jest zupełnie nowe - w każdym razie bardzo fajna sprawa, tamte stoki są położone wyżej, choć nie wszystkie naśnieżane sztucznie. W Leogangu jest nowa 10-osobowa gondola z ładnie położoną, niebieską, długą (5km) trasą.

     

    Samo Saalbach - no niby fajne, ale akurat konieczność przejścia przez całą wieś, żeby dostać się do wyciągu po drugiej stronie, to nie do końca wg mnie "jeden połączony region"... ;) Pewnie, że można, ale trochę szkoda czasu na spacery ze sprzętem.

     

    Mogę podzielić się namiarami na miłe mieszkanie wakacyjne na stoku w Vorderglemm (przy czym całkiem początkujący mogą mieć problem ze zjazdem).

     

    Pytałam o polskiego instruktora, koniec końców córka poszła do lokalnej szkółki (Heugenhauser) i po raz pierwszy nie jestem całkiem zadowolona - już poza faktem, że podział na grupy następował według wzrostu, a nie umiejętności (w przeciwieństwie do np. SFL w Saalbach w każdej wiosce szkółek jest po kilka = więc i instruktorów i grup odpowiednio w każdej mniej), to jeszcze obowiązkowy punkt zbiorczy jest na dole, po drugiej stronie drogi - więc realnie zanim te dzieci do gondoli dojdą i wjadą na górę, pół godziny mija. Co gorsza rodzic nie idzie bramką dla szkółki i stoi normalnie w kolejce. 

  6. ...wiele tu można przeczytać o spalaniu kalorii. Przy czym, jak największe spalanie tych kalorii wydaje się być jakimś celem nadrzędnym, czymś niezwykle pożądanym. Wręcz celem samym w sobie. Dlaczego?

    Prawdopodobnie dlatego, ze takie pytanie postawila autorka w pierwszym poscie, wiec o tym dyskutujemy ;)

     

    Moje pytanie: Czy ktoś z Was schudł podczas sezonu narciarskiego? Ale nie dzięki diecie, tylko faktycznie spalił kilogramy na nartach?

     

     

    I przy tej pieknej okazji Tlustego Czwartku wszystkim liczacym na schudniecie przy okazji uprawiania tego pieknego sportu przypomne, ze jeden paczek to prawie 400kcal, czyli wlasnie tyle, ile mielibysmy deficytu z calodziennej jazdy na nartach.

    Smacznego :)

    Moze lepiej pojsc niemieckim zwyczajem i zamiast tego obciac krawat.

  7. Nie pisałam o przypadku osoby która "cały dzień przesiaduje przy biurku i nie trenuje regularnie" tylko o osobie, która ma pracę biurową na pełny etat (8h) i ćwiczy np. 3 x w tygodniu po 1-1,5h. Taką osobę uznaję za w miarę przygotowaną do sezonu narciarskiego i potrafiącą nie tylko zsuwać się po stoku ale dynamicznie zjeżdżać na nartach przez kilka godzin w ciągu dnia :)

    No i ok. Policze na swoim przykladzie - tez mam 3 treningi tygodniowo, jestem aktywna, duzo chodze (jakies 17-18 tysiecy krokow dziennie, czyli sporo). Te trzy treningi tygodniowo daja mi ok. 500kcal zuzytych kalorii/ trening, dziennie 250kcal.

     

    Jesli jedziesz na narty i jezdzisz caly dzien, to masz tych godzin ok. 7. Z czego polowa na wyciagu - czyli zostaje efektywnej jazdy 3,5h. Co daje mi raptem 630kcal dziennie. Wydaje sie duzo - bo 380kcal dziennie wiecej. 380kcal dziennie razy 6 dni typowego wyjazdu daje cale 2280kcal. Brzmi super, nie?

    Abym spalila 1kg tluszczu, potrzebuje jednak tych kalorii spalic 7500kcal. Czyli dzieki wyjazdowi narciarskiemu pozbylam sie 1/3kg. Sorry, tych 300 gramow na wadze nie zobaczysz, to czesto jest kwestia dokladnosci wagi, zreszta wystarczy pojsc i codziennie sobie wypic kaloryczne piwko czy zjesc suty posilek - a wiadomo, po wysilku jesc sie chce i efekt diabli wzieli ;) No i jesli jezdze - to nie chodze, wiec nie mam spalonych kalorii z chodzenia.

     

    Plus jeszcze znany mechanizm - ludzie uprawiajacy sport sa bardzo czesto mniej aktywni w pozostalej czesci dnia (bo sa zmeczeni, juz sie ruszali itp.) i w efekcie - co dotyczy zwlaszcza osob starszych - efekt cwiczen jest duzo mniejszy niz moznaby przypuszczac.

  8. siłową jazda - miałem na myśli brak techniki.

    Co do zwożenia ,to osobiście się zapewne zwożę.Jeżdzę tak ,żeby jak najmniej tracić sił,a jak najwięcej wykorzystać siły,które na mnie działają.Zaprzyjaźniłem się BARDZO z grawitacją.

     

    Zaraz sie okaze, ze pocenie sie jest objawem braku techniki, wiec dobremu narciarzowi wywietrzniki niepotrzebne 8)

  9. Hmm, według mnie jeśli ktoś faktycznie jeździ intensywnie (a nie przesiaduje po knajpach), je to co zazwyczaj w codziennej diecie, to po tygodniu narciarskim w Alpach waga jednak powinna nieco drgnąć.

    W końcu zakładając że zwykły tydzień to 8h pracy (często przy biurku) + okazjonalny wysiłek fizyczny (np. basen, fitness, siłownia, dajmy na to 3x w tygodniu po 1-1,5h) pozwala na zachowanie stałej wagi, to jednak licząc średnio 6h na stoku, nawet jeśli tylko połowa z tego to jeżdżenie, daje nam kilkakrotnie więcej aktywności fizycznej na tydzień niż zazwyczaj.

    ... co nadrobisz jedzeniem. Jesli czlowiek caly dzien przesiaduje przy biurku i nie trenuje regularnie, to nie ma tez kondycji, aby jedzic od rana do wieczora przez tydzien albo sie po prostu na nartach zsuwa ze stoku, co wprawdzie jako jezdzenie sie liczy, ale nie jest duzo bardziej intensywnym wysilkiem niz stanie ;)

     

    A jesli ktos aktywnie trenuje, ma tez odpowiednie warunki, aby na nartach poszalec - ale znowu, jakiegos wielkiego wydatku energetycznego to nie powoduje. A zmiany wagi +-500g mozna nie zauwazyc.

     

    Poza tym liczy sie aktywnosc z calego dnia. Jesli na nartach nawet jezdzisz te 6h, to potem juz czlowiek jest taaaki zmeczony, ze idzie sie polozyc przed tv. I summa summarum wcale nie jest bardziej aktywny niz zazwyczaj.

     

    Wg tego - ok, dosc glupawego - kalulatora kalorii narciarstwo zjazdowe zuzywa tyle kalorii, co szybki chod/ jogging.

    http://www.therm-lin...alania-kalorii/

  10. Od roku, dwa, trzy razy w tygodniu na stoku (sztucznym) po dwie, trzy godzinki za każdym razem. A jak nie, to w domu rowerek albo ćwiczenia na wzmocnienie (podobno 25 minut ćwiczeń areobowych dziennie zapobiega Alzhaimerowi czy innemu Parkinsonowi).  I waga mi prawie nie spada (80kg przy 168). Owszem, lubię zjeść i podjeść lubię. I chyba już nie zrzucę :( Przynajmniej o konstrukcję do dźwigania tego zacząłem dbać i te moje sesje nartowe nie są już męczące. Czyli kondycja jest, ale spadek wagi nie :(

    No nic dziwnego, chudnie sie od diety, nie sportu ;)

    Przy nartach dodatkowym efektem jest z reguly brak mozliwosci 5 posilkow dziennie, co wplywa dosc negatywnie na metabolizm.

     

    I dopisujac do Dany de Vito: natura tak nas zaprogramowowala, zebysmy mieli czas zadbac o przygotowanie pozywienia. Ergo: od pojawienia sie uczucia glodu do faktycznej koniecznosci jego zapospokojenia mija minimum godzina.

     

    Dany myślisz że przyczyną otyłości naszego społeczeństwa są babcie rozpuszczające swoje wnuki (no może zjesz jeszcze troszeczkę, tak mizernie wyglądasz)? Myślę, że tylko w niewielkim stopniu. Rodziny wielopokoleniowe w Polsce to już coraz częściej rzadkość i głównie na wsi, a tam odsetek dzieci otyłych jest mniejszy niż w mieście, bo ruchu zdecydowanie więcej. Chociaż w dobie komputerów i gdy wieś powoli przekształca się w noclegownię dla ludzi nie utrzymujących się z pracy na roli, te proporcje powoli się wyrównują. Główna przyczyna otyłości to brak ruchu (przyjemniej jest zagrać w "Fifa" na komputerze niż poganiać za piłką w realu). Jeśli dołożymy do braku ruchu nieprawidłowe odżywianie (wszechobecna chemia w żywności, polepszacze smaku, słodziki, wszystkie te E-coś tam), to mamy odpowiedź na pytanie dlaczego społeczeństwo tyje.

     

    Tak. I nie tylko babcie, ale i mamusie, slodkie napoje, wysmiewane drozdzowki. Dieta, dieta. Ruch to jedno, dieta niestety jest wazniejsza.

     

    Zreszta: wyjedz do dowolnego kraju spoza zachodniego kregu kulturowego. W takiej Indonezji ludzi otylych po prostu NIE MA. Ale jak tam idziesz do sklepu czy na targ, to kupujesz w glownej mierze produkty podstawowe (typu kura w klatce, ale raczej ryby...i do tego warzywa), a nie gotowe dania do podgrzania, bo tych po prostu nie ma. A na luksusy typu ciastka czy inne czekolady ludzi nie bardzo stac.

     

     

     

    W temacie jezdzenia na nartach i drgania wagi ;) Nosze na co dzien tzw. monitor aktywnosci, zintegrowany z pulsometrem, wiec dosc dobrze odwzorowujacy faktycznie zuzyte kalorie. Zla wiadomosc: dzien na nartach nie dostarcza specjalnie DUZO wiecej spalonych kalorii niz normalnie (ale faktem jest, ze jestem aktywna na co dzien). Jednak troche sie zjezdza, ale tez co najmniej tyle siedzi na wyciagu, potem w restauracji odpoczywa, wieczorem tez malo kto idzie biegac.

  11. Moze to kwestia mody damskiej. Patrzylam na: Kjusa, Spydera, Descente (byl tylko 1 model), Schoeffela, Maier Sports, Salomona, Bognera, Mammuta plus inne, tansze marki (<200 EUR ceny wyjsciowej, czyli znowu nie jakies super tanie), dostepne w sportscheck, sportarena, karstadzie, kaufhofie, z polskich sklepow w skiteamie.

    Wszedzie kolekcje nowe. Meskie kurtki wywietrzniki posiadaja - ale maja te kurtki jednak luzny kroj. A moze ich jednak nie trzeba?

     

    Pewnie nie obejrzalam wszystkich dostepnych modeli, ale jednak wybor byl spory. Glownie najnowsza kolekcja, troche spadow z zeszlych lat.

    Zreszta - daleko nie trzeba szukac:

    http://www.sportsche...11065-F037/rot/

    http://www.sportsche...07983-F037/rot/

     

    I co, daje za kurtke 4 tysiace i ktos ja spartolil, nie dajac wywietrznikow? ejze...

  12. A w ogole zrobilam badania przekrojowe ;) Zainwestowalam mase czasu, obeszlam wszystkie mozliwe sklepy w okolicy i kurcze, to chyba jakis nowy trend. Znalazlam jeden model Salomona i jeden Schoeffela z wywietrznikami. Cala reszta, z Kjusem, Spyderem itp. drogimi markami, wywietrznikow nie ma.

     

    Dodatkowo kobiece modele sa robione w wersji fit i mi ta bluza serio przeszkadza.

    Dzieki Estka za poparcie.

  13. Tak piszecie o tych cenach. Wychodzi, że trzeba połowę wypłaty zarabianej w najniższej krajowej wydać na ubranie dzieciaka na 1, max 2 sezony, zależy, jak szybko rośnie. I kto mi wmówi, że to coraz tańszy i popularniejszy sport...

    Zresztą każda firma robi różne modele, wpis z nazwą firmy i ceną nie jest wskazówka dla kogoś, kto taką samą sztukę chciałby kupić. Piszcie nazwę modelu, nie tylko firmę. Pisanie ceny mija się z celem, nie jest naprowadzające, bo przecież ceny różnią się w różnych sezonach i miejscach zakupu. Chyba, że to tylko nakreślenie wysokości poniesionych na wyprawkę wydatków. 

    Nie bardzo wiem, co chcialas przekazac. Ze narciarstwo jednak nadal drogie? no tak. Ale tansze. Urodzilas sie w Walbrzychu? pamietasz, ilu Twoich kolegow czy kolezanek bawilo sie w narciarstwo zjazdowe tak w polowie lat 90, a ile teraz?... A gory zawsze byly blisko, Andrzejowka tez.

     

    Czy musisz miec specjalny stroj na narty, nie moze dziecko w tym normalnie zima chodzic? i tak mu przeciez stroj na zime musisz kupic.

    A ze drozsze jest z reguly lepsze... no to nie jest zadne odkrycie ;)

     

    Ze Smyk taki dobry i tani? Wyprobowalam, uwazam, ze za te pieniadze mozna kupic lepsze rzeczy. Smyk czy Coccodrillo sa fantastyczne dla maluchow, siedzacych w wozku. Potem... no coz.

    Decathlon jakos od Smyka drozej nie wychodzi, wiec w czym rzecz?

     

    Mam pisac, ze komplet (czyt. kombinezon, rekawiczki, no wszystko - byle po taniosci) za stowe obleci. Na godzine pewnie tak. Dla wielu ludzi wyjazd na narty to program pt. do poludnia pojezdzimy, a potem robimy co innego. Dla innych - caly dzien na dworze. Wymagania brzegowe jakby inne ;)

    Nie trzeba miec pieknych modnych rzeczy, ale o ile design na komfort korzystania nie wplywa, to juz mokre rece czy zimne stopy tak.

  14. Dobra, nie kupuje tej pierwszej. Musze podjechac zmierzyc kandydata nr 3.

     

    Nie wiem, czy jezdze w miare agresywnie ;) Sama pewnie bardziej, niestety ostatnio dosc czesto musze towarzyszyc piecioletniemu przychowkowi, dla ktorego agresywna jazda znaczy cos innego.

    Na pewno w dotychczasowej - North Face z parametrami 5/5 tysiecy - ostatnio bylo mi zimno (pod spodem tylko koszulka termiczna, no ale ok, bylo tak -8). W marcu przy +10 bylo mi z kolei za cieplo, nawet mimo wywietrznikow (fakt, symbolicznych).

    Bluzy pod spod zakladac nie lubie, dlatego - mimo, ze znam teorie "pierwsza warstwa, druga i hardshell" - szukam jednak kurtki all in one.

  15. Brak wywietrznika (porzadny, dlugi zamek pod pacha nie jakis zameczek z boku za kieszenia) i pasa przeciwsnieznego dyskwalifikuje wg mnie kurtke jako prawdziwie narciarska. O ile moge to przebolec w jakims sofcie na wiosenne warunki (najwyzej zdejme i zawiaze w pasie) to rozpinanie glownego zamka po intensywnym wysilku w zamieci, na mrozie to nie jest to co lubie. Niestety wiele modeli kutrek narciarskich nie ma wywietrznikow. Spokojniej jezdzacym znajomym to nie przeszkadza. Malopotliwi albo robia czestsze przerwy w knajpach.

    Pas przeciwsniezny jest, ale szczerze - to ja go nigdy nie zapinam.

    Mnie sie wydaje, ze to jest model na ciezkie warunki - stad ten odpinany kolnierz. No ale przeciez nie zawsze takie sa, ale faktycznie rozpinac kurtki nie znosze.

  16. No wlasnie mam podobne przemyslenia. W tym roku jeszcze dokupilam cieple skarpety (heat kids) - podobno najcieplejsze na rynku, tego nie wiem, calego rynku nie testowalam - ale faktycznie dzieciaki jezdzily przy -10 i po raz pierwszy nie marudzily na zimne nogi.

    Moje jedno dziecko jezdzi w kombinezonie za 80 pln (jednoczesciowy z decathlonu - na taki sie uparl, drugi sezon eksploatuje - super zakup!), pod spod bielizna za 130 i rekawiczki za tyle samo... (po tyle sa teraz w skiteamie, ale tylko do pewnego rozmiaru, duze sa juz drozsze). Naprawde mam nadzieje, ze nie zgubi na obozie. ;)

  17. Ja preferuję u 7latka i mniej, odzież zimową ze Smyka. Jak pisano wcześniej pasy przeciwśniegowe w kurtkach i na dole nogawek spodni. W kurtkach elastyczne półrękawiczki z lycry. W spodniach szelki z dużą możliwością regulacji i w pasie na rzepa regulacje do pociaśniania.

    Do tego mają jedną serię z wodoszczelnością 6tys i wiatroszczelnością 3tys, więc do uprawiania sportów już coś jest. A nie byle jaka "watolina" na dojście z domu do szkoły/przedszkola. Teraz w przecenach ceny naprawdę przyzwoite.

    Moje dzieciaki, jak ida na narty, to na caly dzien - i niestety Tchibo przemakalo od padajacego sniegu. Smyk nie, ale powiedzmy, ze jest to stylistyka w stylu balwana ;) No i gruby straszliwie, jesli sie dzieci ruszaja, to im za cieplo.

     

    Moge polecic Decathlon i KappAhl. Do wyboru co roku w KappAhlu sa 3 atrakcyjne kolory: czarny, rozowy i niebieski ;)  ale jakosciowo super.

     

    Rekawiczki dzieciece 4F wprawdzie nie przemakaly, ale syn sie skarzyl, ze mu zimno w palce. Ze 2 lata temu kupilam na wyprzedazy Rossignole i juz przemakaja.

    Spydery za to trzymaja sie dzielnie, ale w regularnej cenie (130 za jednopalczaste) - nooo, to sporo.

     

    Bielizna Brubeck swietna, mamy i taka z merino, i zwykla. Kiedys kupowalam tez w KappAhlu (w tym roku chyba nie bylo) - cieplota porownywalna z taka tania allegrowa, ale ladniej odszyta.

  18. Mam dylemat godny prawdziwej kobiety ;)

     

    Zastanawiam sie nad nowa kurtka na narty, na short liscie po analizie kolorystycznej zostaly 3 modele, z pewna preferencja dla numeru 1. Ogolnie kupilabym ja... ale nie posiada wywietrznikow. W recenzjach chwalona, ze cieply model. Super, ale czasami jezdzi sie tez w dodatnich temperaturach...

    No i nie wiem. Bo jednak od czasu do czasu z wywietrznikow korzystam, ale i parametry w starej kurtce nieporownywalne.

    Warto czy olac i kupowac?

     

    1. Spyder Radiant

    http://www.amazon.de...d_cart_vw_1_4_p

     

    2. Fischer Chamrousse

    http://www.amazon.co...t/dp/B00JRC8JUA

     

    3. Dainese Nereide

    http://www.fc-moto.d...Dry-Lady-Jacket

     

    Wszystkie kosztuja tyle samo. O ile oczywiscie o Spyderze opinii masa, to o pozostalych dwoch nie.

     

     

  19. Dzięki za miłe słowa, ale chyba trochę na wyrost.

     

    Matylda jeździ chyba sporo jak na dziecko w jej wieku - w tamtym tygodniu przejechała 160km i faktycznie całe dnie na nartach - więc trochę wprawy nabyła, w różnych warunkach. Oczywiście preferuje niebieskie trasy i sztruks, ale poza trasami też już chciała jeździć. Na pewno przydaje się też jeżdżący starszy brat jako dobrzy przykład.

     

    Natomiast bardzo boi się prędkości i jeździ powoli, za to faktycznie dość starannie (tzn. koncentruje się na tym, co robi). Na początku miała tendencję do jeżdżenia na krechę, stąd faktycznie z reguły jeździ za kimś, bo wtedy tego problemu nie ma, bardzo zresztą to lubi; kiedy ma jechać z przodu, jest niepewna i potrafi spytać, w którą stronę jechać. 

     

    Ja niestety jeżdżę technicznie źle (jestem samoukiem i co z tego, że z każdej trasy i nie tylko zjadę), ale mała woli ze mną niż z tatą. 

     

    I w związku z tym trochę boję się długich nart. 

     

    O ile przy starszym synu dylematów nie miałam - Mitek doradził mi wtedy 120cm dla wzrostu 117, bardzo słusznie! Dziecko zachwycone i teraz chciałoby 130 - będzie miał jakieś 128cm - i takie pewnie dostanie. Ale starszak uwielbia prędkość, a młodsza panna to jednak najchętniej jeździłaby od leżaka do leżaka. 

  20. Pierwszy raz - Zillertal, w 2001 albo 2002 roku.

    Płaciliśmy jakieś szaleńcze 21 euro od osoby za pokój ze śniadaniem, zapomniałam rękawiczek narciarskich i jeździłam w dwóch albo trzech parach cienkich, uważając, żeby za długo na śniegu nie siedzieć - no bo kogo tam było stać, wydać kilkadziesiąt euro na nową parę, skoro wyjazd taki drogi. I było fantastycznie.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...