Skocz do zawartości

pieve

Members
  • Liczba zawartości

    50
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

pieve's Achievements

Contributor

Contributor (5/14)

  • First Post
  • Collaborator
  • Week One Done
  • One Month Later
  • One Year In

Recent Badges

0

Reputacja

  1. Różnice są, również w ramach jednego producenta vide Atomic/Salomon i ich oznaczenia sztywności przód/tył. Ale zbytnio bym się tym nie przejmował, zacząłem teraz jeździć na Blizzardach SL, komórka z poziomu Pucharu Europy, też trochę się bałem, że będą za sztywne przy wadze 80kg i nie czuć żadnych problemów w stosunku do Fischerów WC SL, które mają już trochę sezonów wyjeżdżone. Oczywiście w Blizzardach trzymanie lepsze, idą jak po szynach niezależnie od warunków, zmęczenie w wolnej jeździe wynika bardziej z tego, że chce się kręcić krótkim skrętem od pierwszego do ostatniego zjazdu, więc można się zmachać trochę Dynamika nart rewelacyjna. 
  2.   Przede wszystkim waga, dalej np. opony. Nie znam tych Kend, które ma Mondraker, ale w innym modelu widzę Ardenty 2.40... Już 2.25 mimo że są jednymi z bardziej lajtowych górskich opon to jednak mają trochę większe opory toczenia niż jakieś lekkie pomykacze xc 2.0, które do jazdy o której pisze Mitek to aż zanadto     Podpisuję się pod wszystkim co napisałeś o funie z pokonywania coraz cięższych tras itp. sam 80% czasu na rowerze spędzam w górach (albo chociażby krakowskich szczytach w Lesie Wolskim ), ale gdybym miał kupować rower do takiej jazdy jak pisze Mitek to byłby to zwykły ht na kołach 29 bez zbędnego wchodzenia w szczegóły sprzętowe...
  3. Mitek na fatbike'u... hehe   To są rowery do jazdy po pustyni, ewentualnie śniegu - wszystko inne to marketingowy bełkot. Ewentualnie kwestia lansu (ale umówmy się, są na to lepsze sposoby niż absurdalnie wyglądający rower).      Nie znam tego zjazdu, ale można bezpiecznie założyć, że jeśli jeździec nie zjedzie tam na zwykłym ht, to nie zrobi tego również na czymś z lepszą geo. Wiadomo, że na bardziej enduro rowerze jest fajniej, ale objeździłem polskie góry i nie tylko na sztywniaku 100mm i nie nazwałbym tego mordęgą a super zabawą.    Choć sztywniaki trailowe to fajna kategoria rowerów, to jednak polecanie ich komuś mieszkającemu w Warszawie jest lekko bez sensu. Jaro, kojarzę Cię z forum ET i dostrzegam zdecydowanie dość mocne jego wpływy   Może parunastu gości ma tam mocniejsze pojęcie o jeździe, ale każdy wyczuwa 0.1 bara różnicy w oponach, 0.3 stopnia kąta główki itp. Nie dajmy się zwariować. Rękę sobie daję uciąć, że Mitkowi w pełni wystarczy zwykły HT XC typu Scale... Choć Scott generalnie nie prezentuje zbyt dobrego stosunku ceny do jakości... Rozejrzyj się może za polskimi markami jak Kross, Unibike. O ile nie zależy Ci na znaczku to na pewno będą oferować najlepszy osprzęt w danej cenie.
  4. Twierdzenie, że na HT nie da się zjechać jakiejś trasy nie będącej trudną trasą dh lub czymś podchodzącym pod vert jest jak twierdzenie, że na węższych nartach nie da się jeździć w puchu   Mówię oczywiście o ht xc, bo w przypadku sztywniaków z większym skokiem to ludzie wyprawiają takie rzeczy, że głowa mała. 
  5.   Tak, bo ideą niskiego ciśnienia w oponach nie jest amortyzacja (choć też się sprawdza jeśli o to chodzi, zwłaszcza w rowerach z mniejszym skokiem) tylko przyczepność, dzięki dostosowywania się gumy do podłoża a nie odbijania od niego jak kauczukowa piłka. Szczerze mówiąc to opony, które wymieniłeś (oprócz specialized) nie są przeznaczone do szczególnie agresywnej jazdy w ciężkim terenie stąd takie, a nie inne zalecenia. Niskie ciśnienia dobrze sprawdzają się w mocnych oponach we wzmacnianych wersjach (snakeskin u Schwalbe, protection w Continentalu itd).   Swoją drogą to byłem dziś na Szczeblu, górze niedaleko Krakowa, z której prowadzi jeden z najtrudniejszych legalnych zjazdów w Polsce (czarnym szlakiem do Mszany Dolnej). Nie robiłem zdjęć, ale bez problemu są do znalezienia w internecie. Po pierwszej przystępnej części następuje kulminacja w postaci rynny o mocno nieprzyjemnym nachyleniu, gdzie każdy najmniejszy błąd to pewny lot, w najgorszym wypadku mogący skończyć się poważnym kalectwem  Najgorsze, że nawet o ile dałoby się tam jechać, to psychika siada gdy wiesz, że nie ma gdzie się zatrzymać, a stromizna nie ma końca. I tu niestety kwestie wielkości koła i innych niuansów tracą znaczenie. Jedyne co może pomóc to dobra geometria i dobra przyczepność - choć i tak na palcach jednej ręki można zliczyć osoby w PL, które zjechały ten fragment.   PS. w sumie przejrzałem zdjęcia w internecie - żadne nawet w 10% nie oddaje nachylenia rynny 
  6. W sumie sprawdziłem sobie szerokość tych obręczy i w zależności od modelu trochę się różnią szerokością, ale generalnie w normie i dziwne, żeby opony 2.25 pływały poniżej 3.5 bara   Rozumiem, że każdy może mieć inne odczucia, ale naprawdę polecam Ci spróbować jakichś mocniejszych, bardziej agresywnych modeli na niższych ciśnieniach - a nuż odkryjesz nową jakość jazdy. Przy 3.5-4 bara nie ma opcji, żeby opona w ogóle wykorzystywała swoją przyczepność - raczej odbija się od przeszkód. Jak się jest przyzwyczajonym to pewnie da się przeżyć, ale naprawdę fajnie jest jak rower się klei do ziemi.
  7.   Przecież przy takich ciśnieniach to niezależnie od opony rower ma zerową przyczepność. To jest około 3.5-4 bara - dla mnie kosmos. Przy szerokich obręczach i odpowiednich, mocnych modelach opon można zejść w okolice 1 bara i nie ma pływania w zakrętach. Ja osobiście jeżdzę w przedziale 1.5-2 na Maxxisach Ardent 2.25 we wzmacnianej wersji EXO i jest super. Z ciekawości, jakie masz opony?   Jeśli chodzi o rozmiar koła, to na 29 w terenie nie jeździłem, ale miałem okazję testować 27.5 na naprawdę wymagających trasach nad Gardą we Włoszech i w sumie wielkiej różnicy nie czułem w porównaniu do 26. Początkowo w ogóle zapomniałem, że jadę na większym kole, a później może rzeczywiście trochę lepiej się toczył rower po większych kamieniach itp. Braku manewrowości nie zauważyłem, ale tu generalnie wpływa tyle czynników, że ciężko jednoznacznie stwierdzić, że coś jest zasługą/winą rozmiaru koła.
  8. pieve

    rower :)

    W weekend majowy spędziliśmy 6 dni w naszym (i nie tylko) ulubionym miejscu czyli nad jeziorem Garda we włoskich Alpach. Pogoda dopisała, mieliśmy praktycznie przez cały czas lato, jedynie drugiego dnia lało non-stop ale nie przeszkodziło to w zrobieniu 1500m przewyższenia do granicy śniegu na Monte Altissimo. Na podjazdach deszcz zupełnie nie przeszkadza, jedynie przerwy nie należą do najprzyjemniejszych, zwłaszcza gdy temperatura oscyluje wokół 0 stopni    Opiszę pokrótce trasy, które zrobiliśmy, bo naprawdę tereny do jazdy są nieprawdopodobne. Pierwszy dzień to podjazd do schroniska Nino Pernicci na Bocca di Trat (1600m n.p.m). Chcieliśmy przedostać się stamtąd na przełęcz Bocca Saval, z której zjazd robiliśmy 2 lata temu, jednak w schronisku powiedziano nam, że ze względu na liczne tej zimy lawiny ścieżka przestała istnieć i nie ma co się tam pchać. Zdecydowaliśmy się na inny zjazd, o którym gość powiedział "absolutely unrideable", jednak ok. 1,5 godzinne poszukiwania jego początku na nic się nie zdały. Wybraliśmy więc inny wariant, który może nie był wyjątkowo wymagający, jednak całkiem przyjemny. Sprowadził nas on z powrotem do jeziora Ledro, gdzie zaparkowaliśmy auto. Drugi dzień przywitał nas ciągłą ulewą, zdecydowaliśmy się jednak zaatakować Monte Altissimo i legendarny zjazd Sentiero 601. Po niespełna 3h podjazdu zatrzymał nas śnieg na wysokości 1500m, zdecydowaliśmy więc rozpocząć tam zjazd. Sentiero 601 to kilkanaście (kilkadziesiąt?) km ciągłej walki na kamieniach, skałach i uskokach. Trudność zwiększył fakt, że wszystko było zupełnie mokre, ale i tak większość trasy udało się zjechać, często na granicy przyczepności. Niestety na tak długie i wymagające szlaki nie ma co liczyć w okolicach polskich gór.   Kolejne dwa dni spędziliśmy korzystając z zalet festiwalu i targów rowerowych odbywających się w tym czasie w Rivie. Wystawiało się większość firm rowerowych udostępniających do testów swoje najnowsze modele (zastaw jedynie dowodu). Przez te dwa dni jeździliśmy w okolicach Monte Brione najnowszych modelach Voteca, YT Industries, Radona i Stevensa. Udało nam się nawet dogadać z przedstawicielami Stevensa, którzy pozwolili nam wziąć sprzęt na ponad 4h, które wykorzystaliśmy na kolejny zjazd Sentiero 601. Nawet urwanie przerzutki XTRa obyło się bez żadnych problemów - zupełnie inna mentalność niż testy w Polsce, gdzie czasem trzeba wpłacić kaucję 1/2 wartości roweru...   Ostatni dzień zostawiliśmy sobie na zmierzenie się z legendą - trasą Dalco z Passo Nota do Limone. Podjazd przez piękne miasteczka, a później wzdłuż rzeki poszedł gładko, mimo zmęczenia w nogach. Zjazd pokazał jednak mi jednak jak daleko mi do dobrej jazdy. Nieskończona ilość piekielnie stromych agrafek wysypanych luźnymi kamieniami z kilkuset metrową przepaścią trochę utemperowała dobry nastrój po udanych przejazdach 601, jednak wskazała też jakiś cel na przyszłość Niektóre miejsca do zjechania tylko dla osób z naprawdę stalowymi nerwami i bezbłędną techniką.  Załączone miniatury
  9. pieve

    rower :)

      Ale przecież na mtb też się da tam wjechać  Ja patrząc na to zdjęcie wyobrażam sobie co może kryć się po drugiej stronie góry, nie ma nic gorszego niż stracić ciężko wypracowaną wysokość 10 min nudnym zjazdem po asfalcie  Choć szczerze mówiąc w tym wyścigu bym chętnie pojechał...
  10. Tak, bylismy z tej grupy Caly wyjazd bajka, zwlaszcza, ze zadnych treningow tyczkowyvh nie bylo, wiec dyzo czasu spedzilismy poza trasa. Ogolnie rewelacja, widze, ze caly wyjazd odebralismy podobnie. Pozdrowienia!!
  11. Widzę Moris, że byliśmy na tym samym wyjeździe. Pozdrowienia od sekcji narciarskiej pewnej warszawskiej uczelni    Ps. fajny widok tego autokaru przechylonego 45 stopni do drogi 
  12. Niekoniecznie, miałem ten sam problem, krawędź udało się naprawić i nie da się odczuć różnicy. 
  13. W takim razie 17 wjazdów krzesłem zajęłoby więcej niż 4h, a na tyle ponoć mieliście skipass. To miałem na myśli.
  14.   Może nie będę się wcinał i zabierał głosu w temacie, ale Twoje obliczenia wydają się być mocno podkolorowane, biorąc pod uwagę to co napisałeś, to same wjazdy krzesłem zajęłyby więcej niż 4h, a gdzie tu czas na jazdę w dół? Pozdro
  15. Cześć, Jeśli poznawanie "górek" polega na eksploracji terenów poza trasą (nie 30 m od wyciągu) to zgoda. Jeśli nie, to skoro wszystko czego potrzebuję mieści mi się w kurtce - dlaczego plecak to podstawa? Zgoda. Nigdy nie odczuwałem na nartach braku czegokolwiek, co wymagałoby plecaka. Wszystko czego potrzebuję mieści się w kurtce, a myślę, że mojej jeździe daleko do wynajęcia kucyka. Pozdrawiam!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...