Skocz do zawartości

Materiały szkoleniowe


Adam ..DUCH

Rekomendowane odpowiedzi

O joj, o żeglastwie mowa!  Szwagier, zapalony żeglarz śródlądowy(świeć Panie nad jego duszą !) edukował mnie praktycznie, przez  trzy lata na Mazurach. Bardzo się mi podobała ta edukacja. Spanie na łódce, albo w namiocie.  Wokół cisza. Łódka na kotwicy i  przymocowana(przycumowana!) do krzaka.

Lubiałem przebywać w kokpicie, tu byłem prawdziwym wilkiem jeziornym. Wiatr wiał, deszcz lał, w ręce miałem dwie liny(nazwa fał, czy szot? Szot!). W drugiej rumpel. Reszta załogi pod pokładem w suchym miejscu. Jeden z pobytów nad Zamordejami zaowocował, że mam płetwonurka w domu, a nie narciarza. Napatrzył się na takich dziwnych osobników, wynurzających się z głębin. Dla chłopca, co miał dziesięć lat, to prawie byli kosmici.

Piękne wspomnienia! Nie byłbym sobą, gdybym, tak jak na nartach nie pogłębił swojej wiedzy teretycznej.  Kupiłem stosowną książkę o żeglowaniu. Te fordewindy, bajdewindy,  wiatr pozorny. A nazwy na tych łódkach, to przecież wszystkie szyfry narciarskie, to mały pikuś.  To jest dopiero przyspieszać hadronów, jak  był uprzejmy wspomnieć w komentarzu do mojego postu jeden z kolegów.

Żeglastwo ma przyszłość, narty już nie za bardzo. Wody przybędzie, jak stopnieje Antarktyda.  Należy to wziąść pod uwagę. Na początek coś tańszego niż łódka. Kajak!  Na forum też można wiele się dowiedzieć od czego zacząć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 30.12.2021 o 18:22, Adam ..DUCH napisał:

Jak zwykle z dużą uwagą przeczytałem twój post i jak zwykle częściowo się z nim zgadzam i częściowo nie. Do tej pozycji faktycznie można mieć mieszane uczucia jednakże narty (i tu chyba nie muszę ci tłumaczyć) są wyjątkowo techniczną formą rekreacji ruchowej czy też sportu. Jak sam wiesz w jeździe sportowej niemalże niewielki gest/ruch bezpośrednio przekłada się na wynik czasowy. Czy zawodnicy juniorzy to studiują - nie sądzę tu większą rolę gra intuicja i wrodzone cechy natomiast zdecydowanie seniorzy tak - fizyka narciarstwa jest im niewątpliwie znana. Co my zwykli zjadacze chleba z tego mamy - no ci którzy z metryką urodzenia dostali kwit na narty nic, pozostali pozostają w błogim stanie nieświadomości i niejednokrotnie jest im z tym dobrze. Jest jeszcze jedna grupa - tych zawziętych którzy musza wiedzieć i to właśnie dla tych ta pozycja jest skierowana - powód dla którego muszą wiedzieć jest nieistotny. Gdyby, podkreślam gdyby osoby doradzające zakup sprzętu narciarskiego osobom początkującym przeczytały by dwie kartki z tej książki to dwa razy ugryzły by się w język zanim napisały by że narty pow 70 pod butem się nadają i wiedziały by że dobra narta to sportowa narta bo tylko taka "wybacza błędy" o ile takie pojęcie w ogóle istnieje.

Drogi Adamie

Myślę, że z książek nie da się nauczyć jeździć na nartach 🙂, oczywiście taka lektura jest potrzebna osobą szkolącym innych, a w szczególności zawodników, gdzie każdy niuans (a w dzisiejszym nowoczesnym  narciarstwie szczególnie) jest ważny. Dla przeciętnego zjadacza śniegu ważna jest praktyka, ilość dni spędzona na śniegu oraz postęp z tego wynikający. Właśnie wróciłem z tygodniowego wypadu do Krynicy, warunki - od fantastycznych do słabych. Jeżdzę ii obserwuję innych, a że jestem bardzo kontaktowy poznaję masę ludzi. I tak w czwartek matka natura przygotowała stok w iście pucharowym wydaniu - beton to mało powiedziane - istny lód, na stoku a z 5 osób sobie radziło, m.in. kolega którego poznałem na krześle. Facet jeździł na SL - skręty jakie wykonywał - perfekcyjne - jakbyś metrem zmierzył to pewnie by wyszło tyle ile producent podał, ale jak zauważyłem strasznie "cisnął" do przodu. 8.00-10.00 - było ok, później już delikatne zachwiania - 10.30 - się zwinął do domu - stwierdził że miękko? . Wniosek - postawa ok, jazda ok, ale brak dostosowania sylwetki do zmieniających się warunków - czyli coś wyuczonego na tzw. "sztruks". Ja jeździłem do 20.00 (12 godzin w moim wieku 🙂) na SL i nie zauważyłem jakichkolwiek niedogodności związanych ze zmianą warunków śniegowych. Więc rzucam tezę: do nauki skrętu, prowadzenia nart, postawy etc. - narta dłuższa, aczkolwiek o charakterze sportowym (niekoniecznie GS rasowy, ale semi i temu podobne ale wąskie pod butem), natomiast stricte SL na złe warunki aby nabrać tzw. czucia śniegu, przesunięcia sylwetki, miękkości w jeździe.

W piątek była para - dobrze po 60-tce, jechałem z nimi na kanapie - lało 8-15, warunki masakra,  kobitka korpulentna, o przeszłości zawodniczej (na krześle wyszło w rozmowie), na SL w tej brei, mąż niestety nie dotrzymywał jej kroku. To że było miękko - nic jej nie przeszkadzało. 

Dwa skrajne przykłady umiejętności dostosowania techniki do warunków - książki dla was szkolących - dla nas tylko praktyka powinna się liczyć.

pozdrawiam

Edytowane przez Marcos73
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Marcos73 napisał:

Drogi Adamie

Myślę, że z książek nie da się nauczyć jeździć na nartach 🙂, oczywiście taka lektura jest potrzebna osobą szkolącym innych, a w szczególności zawodników, gdzie każdy niuans (a w dzisiejszym nowoczesnym  narciarstwie szczególnie) jest ważny. Dla przeciętnego zjadacza śniegu ważna jest praktyka, ilość dni spędzona na śniegu oraz postęp z tego wynikający. Właśnie wróciłem z tygodniowego wypadu do Krynicy, warunki - od fantastycznych do słabych. Jeżdzę ii obserwuję innych, a że jestem bardzo kontaktowy poznaję masę ludzi. I tak w czwartek matka natura przygotowała stok w iście pucharowym wydaniu - beton to mało powiedziane - istny lód, na stoku a z 5 osób sobie radziło, m.in. kolega którego poznałem na krześle. Facet jeździł na SL - skręty jakie wykonywał - perfekcyjne - jakbyś metrem zmierzył to pewnie by wyszło tyle ile producent podał, ale jak zauważyłem strasznie "cisnął" do przodu. 8.00-10.00 - było ok, później już delikatne zachwiania - 10.30 - się zwinął do domu - stwierdził że miękko? . Wniosek - postawa ok, jazda ok, ale brak dostosowania sylwetki do zmieniających się warunków - czyli coś wyuczonego na tzw. "sztruks". Ja jeździłem do 20.00 (12 godzin w moim wieku 🙂) na SL i nie zauważyłem jakichkolwiek niedogodności związanych ze zmianą warunków śniegowych. Więc rzucam tezę: do nauki skrętu, prowadzenia nart, postawy etc. - narta dłuższa, aczkolwiek o charakterze sportowym (niekoniecznie GS rasowy, ale semi i temu podobne ale wąskie pod butem), natomiast stricte SL na złe warunki aby nabrać tzw. czucia śniegu, przesunięcia sylwetki, miękkości w jeździe.

W piątek była para - dobrze po 60-tce, jechałem z nimi na kanapie - lało 8-15, warunki masakra,  kobitka korpulentna, o przeszłości zawodniczej (na krześle wyszło w rozmowie), na SL w tej brei, mąż niestety nie dotrzymywał jej kroku. To że było miękko - nic jej nie przeszkadzało. 

Dwa skrajne przykłady umiejętności dostosowania techniki do warunków - książki dla was szkolących - dla nas tylko praktyka powinna się liczyć.

pozdrawiam

Pozwolę się wtrącić. Nie wiem jak jeździłeś ty, jak jeździł on. Jeśli z intensywnością tyczkową, znaczy jakby były tyczki, choć ich nie było, powiedzmy wirtualne, to doskonale go rozumiem, kilka sezonów temu tez jezdzilem 2h z rana po betonie ma maksa i po tych dwóch godzinach wyjeżdżony byłem, a zmęczony także, jakość skrętów i jazdy malała wraz z pogarszającymi się warunkami. Jeździć dalej by było można tyle nie na poziomie tych dwóch godzin, wiec po co? Zwrócić przez cały dzień się można lekko, miękko i technicznie, ale inny cel i inna zabawa, jak jeszcze kontaktowy jesteś to kanapa i lew prawie ze salonowy. Potem przyszedł czas na przywyciagowy freeride, a potem skitury, czyli powrót w góry, skad poniekąd wyszedłem, wspinaczkowo, taka u mnie (r)ewolucja, powrotu już nie ma, choć czasem pokrece na stoku, a jak ktoś ustawi tyczki, to grzecznie zapytam czy można.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, star napisał:

Pozwolę się wtrącić. Nie wiem jak jeździłeś ty, jak jeździł on. Jeśli z intensywnością tyczkową, znaczy jakby były tyczki, choć ich nie było, powiedzmy wirtualne, to doskonale go rozumiem, kilka sezonów temu tez jezdzilem 2h z rana po betonie ma maksa i po tych dwóch godzinach wyjeżdżony byłem, a zmęczony także, jakość skrętów i jazdy malała wraz z pogarszającymi się warunkami. Jeździć dalej by było można tyle nie na poziomie tych dwóch godzin, wiec po co? Zwrócić przez cały dzień się można lekko, miękko i technicznie, ale inny cel i inna zabawa, jak jeszcze kontaktowy jesteś to kanapa i lew prawie ze salonowy. Potem przyszedł czas na przywyciagowy freeride, a potem skitury, czyli powrót w góry, skad poniekąd wyszedłem, wspinaczkowo, taka u mnie (r)ewolucja, powrotu już nie ma, choć czasem pokrece na stoku, a jak ktoś ustawi tyczki, to grzecznie zapytam czy można.

Cześć

No właśnie ten gość (Piotrek - tak miał na imię) jeździł z dużo mniejszą intensywnością skrętów niż ja (oboje mieliśmy SL), i te 2 godz jego jazda naprawdę wyglądała ok, ale jak zaczęło mięknąć pojawiły się u niego potknięcia i sam stwierdził, że kończy bo się robi zbyt miękko, był na pewno młodszy ode mnie, a wyglądał na dość dobrze wysportowanego człowieka.

Jeździliśmy praktycznie te 2 h razem - bo rodzina moja dotarła po śniadaniu - ok 10.00 - jak On akurat postanowił skończyć jazdę.

Przeciwieństwem była ta Pani, która widać było po jej jeździe - w warunkach wieczornych (a w piątek po całodziennym opadzie deszczu nie było miodu na stoku), że jej techniczne możliwości są z bardzo wysokiej półki i nie "wyleciała krowie spod ogona" brzydko mówiąc.

Taki przykład chciałem przedstawić żeby poprzeć swoją tezę, że przede wszystkim praktyka poprawia jazdę.

pozdrawiam

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 minut temu, Marcos73 napisał:

Cześć

No właśnie ten gość (Piotrek - tak miał na imię) jeździł z dużo mniejszą intensywnością skrętów niż ja (oboje mieliśmy SL), i te 2 godz jego jazda naprawdę wyglądała ok, ale jak zaczęło mięknąć pojawiły się u niego potknięcia i sam stwierdził, że kończy bo się robi zbyt miękko, był na pewno młodszy ode mnie, a wyglądał na dość dobrze wysportowanego człowieka.

Jeździliśmy praktycznie te 2 h razem - bo rodzina moja dotarła po śniadaniu - ok 10.00 - jak On akurat postanowił skończyć jazdę.

Przeciwieństwem była ta Pani, która widać było po jej jeździe - w warunkach wieczornych (a w piątek po całodziennym opadzie deszczu nie było miodu na stoku), że jej techniczne możliwości są z bardzo wysokiej półki i nie "wyleciała krowie spod ogona" brzydko mówiąc.

Taki przykład chciałem przedstawić żeby poprzeć swoją tezę, że przede wszystkim praktyka poprawia jazdę.

pozdrawiam

Instruktorzy pewno powiedzą, ze praktyka daje objezdzenie, ale może utrwalać błędy, no i będą mieli swoją racje. PS to pisałem ja praktyk star.

Edytowane przez star
  • Like 1
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O joj, o żeglastwie mowa!  Szwagier, zapalony żeglarz śródlądowy(świeć Panie nad jego duszą !) edukował mnie praktycznie, przez  trzy lata na Mazurach. Bardzo się mi podobała ta edukacja. Spanie na łódce, albo w namiocie.  Wokół cisza. Łódka na kotwicy i  przymocowana(przycumowana!) do krzaka.

Lubiałem przebywać w kokpicie, tu byłem prawdziwym wilkiem jeziornym. Wiatr wiał, deszcz lał, w ręce miałem dwie liny(nazwa fał, czy szot? Szot!). W drugiej rumpel. Reszta załogi pod pokładem w suchym miejscu. Jeden z pobytów nad Zamordejami zaowocował, że mam płetwonurka w domu, a nie narciarza. Napatrzył się na takich dziwnych osobników, wynurzających się z głębin. Dla chłopca, co miał dziesięć lat, to prawie byli kosmici.

Piękne wspomnienia! Nie byłbym sobą, gdybym, tak jak na nartach nie pogłębił swojej wiedzy teretycznej.  Kupiłem stosowną książkę o żeglowaniu. Te fordewindy, bajdewindy,  wiatr pozorny. A nazwy na tych łódkach, to przecież wszystkie szyfry narciarskie, to mały pikuś.  To jest dopiero przyspieszać hadronów, jak  był uprzejmy wspomnieć w komentarzu do mojego postu jeden z kolegów.

Żeglastwo ma przyszłość, narty już nie za bardzo. Wody przybędzie, jak stopnieje Antarktyda.  Należy to wziąść pod uwagę. Na początek coś tańszego niż łódka. Kajak!  Na forum też można wiele się dowiedzieć od czego zacząć.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz, Plus80 napisał:

O joj, o żeglastwie mowa!  Szwagier, zapalony żeglarz śródlądowy(świeć Panie nad jego duszą !) edukował mnie praktycznie, przez  trzy lata na Mazurach. Bardzo się mi podobała ta edukacja. Spanie na łódce, albo w namiocie.  Wokół cisza. Łódka na kotwicy i  przymocowana(przycumowana!) do krzaka.

Lubiałem przebywać w kokpicie, tu byłem prawdziwym wilkiem jeziornym. Wiatr wiał, deszcz lał, w ręce miałem dwie liny(nazwa fał, czy szot? Szot!). W drugiej rumpel. Reszta załogi pod pokładem w suchym miejscu. Jeden z pobytów nad Zamordejami zaowocował, że mam płetwonurka w domu, a nie narciarza. Napatrzył się na takich dziwnych osobników, wynurzających się z głębin. Dla chłopca, co miał dziesięć lat, to prawie byli kosmici.

Piękne wspomnienia! Nie byłbym sobą, gdybym, tak jak na nartach nie pogłębił swojej wiedzy teretycznej.  Kupiłem stosowną książkę o żeglowaniu. Te fordewindy, bajdewindy,  wiatr pozorny. A nazwy na tych łódkach, to przecież wszystkie szyfry narciarskie, to mały pikuś.  To jest dopiero przyspieszać hadronów, jak  był uprzejmy wspomnieć w komentarzu do mojego postu jeden z kolegów.

Żeglastwo ma przyszłość, narty już nie za bardzo. Wody przybędzie, jak stopnieje Antarktyda.  Należy to wziąść pod uwagę. Na początek coś tańszego niż łódka. Kajak!  Na forum też można wiele się dowiedzieć od czego zacząć.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wybaczcie, ale chciałem wyczyścić edytor i się coś powklejało!.

A mam ochotę coś napisać na temat praktyki i książek. Padły mądre słowa, że praktyka  podnosi poziom(co to jest poziom ?), ale też utrwala błędy. Betonuje błędy. Co zresztą doskonale jest widoczne na każdym stoku.

Jeśli chodzi o książki(mnóstwo rad z sieci, ponieważ są stosunkowo nowe), to faktycznie trudno to czytać, jak się nie ma praktyki. Ale właściwej praktyki. Jeśli ktoś po dwudziestu latach obijania stoków i setkach dni, ciągle zaczyna skręt, od leciutkiego rozejścia się tyłów nart. Szczególnie na stromszym stoku. To  rady z książki mogą trudne do zrozumienia.

Ale książkę się kupi raz. Czytać można wiele razy. Kosztuje grosze. Przed każdym wyjazdem na narty przeczytać stosowny rozdział, jak świętą księgę i  spóbować na stoku coś poprawić. Ten proces się rozciąga na lata. Ale to jest przydatne. Ja tak czytałem niektóre książki w języku angielskim z miejscowej czytelni. Po kilka razy w odstępie paroletnim. Pierwszym razem było tam tyle nieznanych słów, że  przypuszczam niezbyt wykształcony Anglik by miał kłopoty. Ale za drugim czytaniem było lepiej(już poznałem część tych słów). ITD.

No więc apel. Uczcie się od najlepszych i czytajcie najlepszych.  Ja starałem się czytać najlepszych. Niestety, nie miałem najlepszych nauczycieli.  Wogóle ich nie miałem. Jeden na samym początku, w roku 1964 pod Gubałówką był dobry. Do dziś go wspominam i jego sprzęt. To był decydujący moment!   Takich instruktorów wspominają kursanci.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 godzin temu, Marcos73 napisał:

Drogi Adamie

Myślę, że z książek nie da się nauczyć jeździć na nartach 🙂, oczywiście taka lektura jest potrzebna osobą szkolącym innych, a w szczególności zawodników, gdzie każdy niuans (a w dzisiejszym nowoczesnym  narciarstwie szczególnie) jest ważny. Dla przeciętnego zjadacza śniegu ważna jest praktyka, ilość dni spędzona na śniegu oraz postęp z tego wynikający. Właśnie wróciłem z tygodniowego wypadu do Krynicy, warunki - od fantastycznych do słabych. Jeżdzę ii obserwuję innych, a że jestem bardzo kontaktowy poznaję masę ludzi. I tak w czwartek matka natura przygotowała stok w iście pucharowym wydaniu - beton to mało powiedziane - istny lód, na stoku a z 5 osób sobie radziło, m.in. kolega którego poznałem na krześle. Facet jeździł na SL - skręty jakie wykonywał - perfekcyjne - jakbyś metrem zmierzył to pewnie by wyszło tyle ile producent podał, ale jak zauważyłem strasznie "cisnął" do przodu. 8.00-10.00 - było ok, później już delikatne zachwiania - 10.30 - się zwinął do domu - stwierdził że miękko? . Wniosek - postawa ok, jazda ok, ale brak dostosowania sylwetki do zmieniających się warunków - czyli coś wyuczonego na tzw. "sztruks". Ja jeździłem do 20.00 (12 godzin w moim wieku 🙂) na SL i nie zauważyłem jakichkolwiek niedogodności związanych ze zmianą warunków śniegowych. Więc rzucam tezę: do nauki skrętu, prowadzenia nart, postawy etc. - narta dłuższa, aczkolwiek o charakterze sportowym (niekoniecznie GS rasowy, ale semi i temu podobne ale wąskie pod butem), natomiast stricte SL na złe warunki aby nabrać tzw. czucia śniegu, przesunięcia sylwetki, miękkości w jeździe.

W piątek była para - dobrze po 60-tce, jechałem z nimi na kanapie - lało 8-15, warunki masakra,  kobitka korpulentna, o przeszłości zawodniczej (na krześle wyszło w rozmowie), na SL w tej brei, mąż niestety nie dotrzymywał jej kroku. To że było miękko - nic jej nie przeszkadzało. 

Dwa skrajne przykłady umiejętności dostosowania techniki do warunków - książki dla was szkolących - dla nas tylko praktyka powinna się liczyć.

pozdrawiam

Nie ma miękko twardo, stromo, krzywo itd, itp - jest biało - czasami w kolorze brązu lub zieleni i masz rację, jednym z kryteriów oceny jest umiejętność sprawnego poruszania się w każdych warunkach. Jak już o przykłady chodzi - ostatnio równoległemu jeżdżącemu facetowi lat 8 z całkowitych nudów na dwóch niewielkich garbach pokazałem avalament - szatan szukał każdego garbu na trasie aby go połknąć, po dwóch kursach na wyciągu potrafił intuicyjnie bez tłumaczenia niemalże jak Paweł Smolik (chyba przesadziłem) "zrzucić" narty w skręt na szczycie. Jazda jazda i jeszcze raz jazda tyle tylko że świadoma.

Natomiast internet jest jest narciarstwem wirtualnym - tu oprócz praktyki wymagana jest teoria no chyba że zadaje się jedynie pytania. Zwróciłeś drogi Kolego że praktycznie niewidzialny jestem w "turach", "butach", "wiązaniach", "kątach, strukturach, smarowaniu" - to są płaszczyzny w których mogę jedynie zadawać pytania. 

Zakładam, iż każdy forumowicz jest tutaj nie dla oglądania widoków ale dla poszerzenia wiedzy więc myślę że te kilkadziesiąt PLN wydane na książkę nikomu nie zaszkodzi a wręcz przeciwnie.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, Plus80 napisał:

Wybaczcie, ale chciałem wyczyścić edytor i się coś powklejało!.

A mam ochotę coś napisać na temat praktyki i książek. Padły mądre słowa, że praktyka  podnosi poziom(co to jest poziom ?), ale też utrwala błędy. Betonuje błędy. Co zresztą doskonale jest widoczne na każdym stoku.

Jeśli chodzi o książki(mnóstwo rad z sieci, ponieważ są stosunkowo nowe), to faktycznie trudno to czytać, jak się nie ma praktyki. Ale właściwej praktyki. Jeśli ktoś po dwudziestu latach obijania stoków i setkach dni, ciągle zaczyna skręt, od leciutkiego rozejścia się tyłów nart. Szczególnie na stromszym stoku. To  rady z książki mogą trudne do zrozumienia.

Ale książkę się kupi raz. Czytać można wiele razy. Kosztuje grosze. Przed każdym wyjazdem na narty przeczytać stosowny rozdział, jak świętą księgę i  spóbować na stoku coś poprawić. Ten proces się rozciąga na lata. Ale to jest przydatne. Ja tak czytałem niektóre książki w języku angielskim z miejscowej czytelni. Po kilka razy w odstępie paroletnim. Pierwszym razem było tam tyle nieznanych słów, że  przypuszczam niezbyt wykształcony Anglik by miał kłopoty. Ale za drugim czytaniem było lepiej(już poznałem część tych słów). ITD.

No więc apel. Uczcie się od najlepszych i czytajcie najlepszych.  Ja starałem się czytać najlepszych. Niestety, nie miałem najlepszych nauczycieli.  Wogóle ich nie miałem. Jeden na samym początku, w roku 1964 pod Gubałówką był dobry. Do dziś go wspominam i jego sprzęt. To był decydujący moment!   Takich instruktorów wspominają kursanci.

Cześć

Masz oczywiście słuszność co do betonowania błędów, ale choćbyś przeczytał cały internet 🙂 i przeczytał całą bibliotekę Jagiellońską to się nie nauczysz jeździć bez zajęć na stoku. Do poprawiania błędów jest potrzebny ktoś ogarnięty z boku, żeby wskazał i poprawił twoje błędy, lub jeśli prezentujesz wysoki poziom dogłębna wideo-analiza aby te błędy zauważyć i wprowadzić poprawki w życie, bo jadąc możesz tych błędów nie czuć, sam tak mam i dopiero na filmie zauważam że w 1 skręcie za bardzo ucieka mi ręka, staram się tego pilnować ale nie zawsze to się udaje, nie jest to jakiś wielki problem, ale jazda nie jest "symetryczna" co MNIE wkurza, a inni tego nie dostrzegają.

Pewnie jakbym poszedł do instruktora, to pomyślałby że zdźiwiam i myślę że nawet jemu byłoby trudno ten mankament wychwycić.

pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 minut temu, Adam ..DUCH napisał:

Nie ma miękko twardo, stromo, krzywo itd, itp - jest biało - czasami w kolorze brązu lub zieleni i masz rację, jednym z kryteriów oceny jest umiejętność sprawnego poruszania się w każdych warunkach. Jak już o przykłady chodzi - ostatnio równoległemu jeżdżącemu facetowi lat 8 z całkowitych nudów na dwóch niewielkich garbach pokazałem avalament - szatan szukał każdego garbu na trasie aby go połknąć, po dwóch kursach na wyciągu potrafił intuicyjnie bez tłumaczenia niemalże jak Paweł Smolik (chyba przesadziłem) "zrzucić" narty w skręt na szczycie. Jazda jazda i jeszcze raz jazda tyle tylko że świadoma.

Natomiast internet jest jest narciarstwem wirtualnym - tu oprócz praktyki wymagana jest teoria no chyba że zadaje się jedynie pytania. Zwróciłeś drogi Kolego że praktycznie niewidzialny jestem w "turach", "butach", "wiązaniach", "kątach, strukturach, smarowaniu" - to są płaszczyzny w których mogę jedynie zadawać pytania. 

Zakładam, iż każdy forumowicz jest tutaj nie dla oglądania widoków ale dla poszerzenia wiedzy więc myślę że te kilkadziesiąt PLN wydane na książkę nikomu nie zaszkodzi a wręcz przeciwnie.

Adamie

Pełna zgoda - książkę pewnie sobie jakąś kupię i poczytam - ale teraz to będę wiedział co i o czym czytam 🙂

Bardziej jak coś to oglądam jakieś tutoriale, analizy jakichś mądrych ludzi, jestem wzrokowcem i to bardziej do mnie przemawia, uczyłem się w głównej mierze przez naśladownictwo i porady bardziej doświadczonych i w moim mniemaniu dobrych narciarzy, ilość dni na śniegu też zrobiła swoje.

Jadąc ostatnio z synem na kanapie i gadając (a skurczybyk zdradził narty dla deski 😞 - tak się teraz zajawił) stwierdził: Tato jeździsz bardzo dobrze, ale są lepsi od ciebie.........np. Bode Miller (jego idol) i setki jemu podobnych. No ciepło mi się na sercu zrobiło, duma naturalnie mnie rozpierała, ale cieszę się że moja praca włożona na stoku, godziny ćwiczeń - bo przecież to samo nie przyszło miała sens oraz że swoje dzieci tym zaraziłem i po części im przekazałem troszkę swoich umiejętności.

pozdrawiam

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 2.01.2022 o 01:05, Joanna Sm napisał:

Adamie, 

Czy mógłbyś proszę wytłumaczyć ewolucje skrętu względem tyczki?

jak uniesienie, czy obniżenie ciała ma się do pozycji względem tyczki, jesli wykorzystamy zegar od 12 do 6- ej

Np. O 3- ej -to kiedy mijamy tyczkę 

jak również kiedy następuje ustawienie nart w dół stoku na której godzinie? Na 3- ej?

Skoro diabeł tkwi w szczegółach, może i da się z minutnikiem....

Pozdrawiam 

To jest bardzo trudny temat albowiem jazda sportowa rządzi się własnymi prawami a i te są niejednokrotnie łamane (jak zachować linię kiedy jedzie się rynną). Co do zasady - minięcie tyczki jest końcem skrętu to raz dwa narta musi być prowadzona w sposób maksymalny na krawędzi, trzy myślami wyprzedzamy co najmniej dwa, trzy skręty  i to właśnie z tych dwóch powodów najbardziej techniczną konkurencją jest slalom gigant. Na twoje pytania nie można odpowiedzieć w sposób jednoznaczny bo wystarczy iż "ustawiacz" w sekcji rytmicznej obniży bramkę o 1 metr i cały cyt "misterny plan poszedł w p........du". W amatorskich GS i SL pułapki się zdarzają ale zazwyczaj są dziełem przypadku ale w przejazdach treningowych już nie, "ustawiacz" dokładnie wie co robi - po wertikalu na kompensacji wyrzuci cię na NW, po przelocie da ci bramkę oporową, lekko pochyli tyczkę w SL abyś się bała i gardę wysoko postawiła, schowa tyczkę za obniżeniem (płachta kilka cm niżej i już g ...widzisz), w trawersie ustawi girlandę i na przeciw skręcie stracisz setne - no sztuczek jest masa a jak jeszcze stok pozwala to życie można strasznie utrudnić.

Joanno zakładam że to generalnie proste treningi są więc skup się na tych pierwszych trzech zasadach a będzie bardzo dobrze. Poproś trenera aby zakładał ci "międzytyczki" a tyczki oporowe robił z kolanówek:

W tym miejscu dołączę zdjęcie Martiny Schild - nieco zapomniana alpejka - wizualnie nigdy mi się nie podobała ale skuteczność fenomenalna. Postaraj się o analizę odciążeń/dociążeń oraz kierunkowości pracy stóp/kolan pierwszego skrętu czasu i odległości wykonania - to jest dla nas kompletnie nie osiągalne:

schild-aspen-2005-sl-1-wm.jpg.d68c3a99bec82f5edd669a914827a562.jpg

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

30 minut temu, Marcos73 napisał:

Adamie

Pełna zgoda - książkę pewnie sobie jakąś kupię i poczytam - ale teraz to będę wiedział co i o czym czytam 🙂

Bardziej jak coś to oglądam jakieś tutoriale, analizy jakichś mądrych ludzi, jestem wzrokowcem i to bardziej do mnie przemawia, uczyłem się w głównej mierze przez naśladownictwo i porady bardziej doświadczonych i w moim mniemaniu dobrych narciarzy, ilość dni na śniegu też zrobiła swoje.

Jadąc ostatnio z synem na kanapie i gadając (a skurczybyk zdradził narty dla deski 😞 - tak się teraz zajawił) stwierdził: Tato jeździsz bardzo dobrze, ale są lepsi od ciebie.........np. Bode Miller (jego idol) i setki jemu podobnych. No ciepło mi się na sercu zrobiło, duma naturalnie mnie rozpierała, ale cieszę się że moja praca włożona na stoku, godziny ćwiczeń - bo przecież to samo nie przyszło miała sens oraz że swoje dzieci tym zaraziłem i po części im przekazałem troszkę swoich umiejętności.

pozdrawiam

Kurcze jak byś wcześniej napisał - był kursant na GS 9 w limitowanej wersji z wtopionym autografem nad nad nad narciarza to bym dla Twojego syna kupił a konto, już to widzę .....zasypia a na ścianie wiszą.......

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja wyszkoliłem sobie żonę.  Łapała błyskawicznie wszystkie moje rady.  I pytałem( i pytam) się jej na stoku. Zwróć uwagę na ten element. Chcę to poprawić. Może to dziwne, ale odkąd zrezygnowałem z Code na rzecz slalomek(powrót do tego co zawsze lubiałem i dobrze mi szło) to powiedziała, że lepiej jeżdżę, w sensie płynności. Nie szybkości w ruchach, te się ciągle zwalniają! 

Oglądamy czasem razem zawody PŚ. Świetnie wychwytuje wszystkie momenty, gdy zawodnikowi się coś pogorszy(jakiś błąd). Od bliższego wytłumaczenia dlaczego? Jestem ja. Ale, gdy chcę zaanalizować się na filmie, przez nią zrobionym, to analizuję każdą klatkę.  I widzę niesymetrię w skręcie. Wygięcie w biodrze niesymetryczne. Jedna noga bez ACL. Mocna, druga "normalna" słabsza, ale mniej sztywna. Skręt na jedną stronę lepszy. U niej tak samo. 

Jeździmy razem na narty od dwudziestu pięciu lat. Ja byłem jej instruktorem, od pierwszych skrętów z przestępowaniem. Według mojej oceny jeździ bardzo dobrze, szczególnie gdy się wie ile ma lat. I  zaczęła pod pięćdziesiatkę. Niemniej mam nad nią bardzo dużą przewagę, jeśli chodzi o bardzo trudne warunki, trudny śnieg, wąski, stromy teren.  Nie  zastąpi się wielu lat w takim terenie. Mnie się jej jazda podoba. Jest bardziej "kobieca", miękka. Moja bardziej siłowa.

Napisałem to, nie po to by udowadniać, że jesteśmy genialni. To tylko pewien zbieg okoliczności.  Z jej strony, że mnie spotkała. Z mojej, że mam dodatkową przyjemność jeździć z żoną.  I  że  pogłębiłem swoje pedagogiczne doświadczenie, jeśli chodzi o  uczenie jazdy na nartach. Cenne, praktyczne doświadczenie na stoku.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, Adam ..DUCH napisał:

Kurcze jak byś wcześniej napisał - był kursant na GS 9 w limitowanej wersji z wtopionym autografem nad nad nad narciarza to bym dla Twojego syna kupił a konto, już to widzę .....zasypia a na ścianie wiszą.......

No z moim synem to jest problem oraz jego idolem - zdecydowanie woli narty SL, natomiast podziw dla Bode wywodzi się od słynnego przejazdu po bandzie reklamowej ...... Jak stwierdził - jak mu to pokazałem - NIEDOWIARY co gość wyprawia - tak mu to utkwiło w głowie.

pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, Marcos73 napisał:

No z moim synem to jest problem oraz jego idolem - zdecydowanie woli narty SL, natomiast podziw dla Bode wywodzi się od słynnego przejazdu po bandzie reklamowej ...... Jak stwierdził - jak mu to pokazałem - NIEDOWIARY co gość wyprawia - tak mu to utkwiło w głowie.

pozdrawiam

Banda jak banda ale 100km/h na jednej narcie🤣 i to jest właśnie materiał szkoleniowy

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, Marcos73 napisał:

No z moim synem to jest problem oraz jego idolem - zdecydowanie woli narty SL, natomiast podziw dla Bode wywodzi się od słynnego przejazdu po bandzie reklamowej ...... Jak stwierdził - jak mu to pokazałem - NIEDOWIARY co gość wyprawia - tak mu to utkwiło w głowie.

pozdrawiam

One leg ski Bode w swoim czasie też pokazał.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

18 minut temu, Adam ..DUCH napisał:

To jest bardzo trudny temat albowiem jazda sportowa rządzi się własnymi prawami a i te są niejednokrotnie łamane (jak zachować linię kiedy jedzie się rynną). Co do zasady - minięcie tyczki jest końcem skrętu to raz dwa narta musi być prowadzona w sposób maksymalny na krawędzi, trzy myślami wyprzedzamy co najmniej dwa, trzy skręty  i to właśnie z tych dwóch powodów najbardziej techniczną konkurencją jest slalom gigant. Na twoje pytania nie można odpowiedzieć w sposób jednoznaczny bo wystarczy iż "ustawiacz" w sekcji rytmicznej obniży bramkę o 1 metr i cały cyt "misterny plan poszedł w p........du". W amatorskich GS i SL pułapki się zdarzają ale zazwyczaj są dziełem przypadku ale w przejazdach treningowych już nie, "ustawiacz" dokładnie wie co robi - po wertikalu na kompensacji wyrzuci cię na NW, po przelocie da ci bramkę oporową, lekko pochyli tyczkę w SL abyś się bała i gardę wysoko postawiła, schowa tyczkę za obniżeniem (płachta kilka cm niżej i już g ...widzisz), w trawersie ustawi girlandę i na przeciw skręcie stracisz setne - no sztuczek jest masa a jak jeszcze stok pozwala to życie można strasznie utrudnić.

Joanno zakładam że to generalnie proste treningi są więc skup się na tych pierwszych trzech zasadach a będzie bardzo dobrze. Poproś trenera aby zakładał ci "międzytyczki" a tyczki oporowe robił z kolanówek:

W tym miejscu dołączę zdjęcie Martiny Schild - nieco zapomniana alpejka - wizualnie nigdy mi się nie podobała ale skuteczność fenomenalna. Postaraj się o analizę odciążeń/dociążeń oraz kierunkowości pracy stóp/kolan pierwszego skrętu czasu i odległości wykonania - to jest dla nas kompletnie nie osiągalne:

schild-aspen-2005-sl-1-wm.jpg.d68c3a99bec82f5edd669a914827a562.jpg

 

 

 

 

Adamie

Dzięki za przypomnienie - już myślałem że pomyliłeś imiona z Marlies 🙂

No slalom to trudna sprawa - tak naprawdę raz próbowałem i o ile na początku było rytmicznie to jakoś szło, nawet nie najgorzej, było szybko i dobra linia i wydawało się że to nie takie trudne, to na 1-szym verticalu poległem - skończyło się na obiciu sam wiesz czego jak tyki poszły między nogi 🙂

I tak się skończyła przygoda z tyczkami...... kolanówki tak - długie już nie, nie mówiąc już że spodnie poszły do kosza - bo na wysokości butów były całe potargane od zbijania tyczek - kijki miałem syna z gardami - to wystarczyło, choć start nie był piorunujący - bo "troszkę" za krótkie były.

pozdrawiam

  • Thanks 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyjechał raz gość na Polczakówkę. Może miał gumę ze spodenkami. Ale napewno coś obcisłego. Ustawił sobie od góry, króciutkie tyczki do kolan. I jeździł. 

Jak zniknął w dole, to ja bezszczelnie pojechałem kilka tych bramek. Szybkość gwałtownie wzrosła. I kolejnej już nie mogłem wziąść. Doszedłem do następujących wniosków.

-  nie jestem w stanie rozpocząć wcześniej kolejnego skrętu,

-  szybkość jest za duża,

- być może po "treningach" z "trenerem" byłbym w stanie przejechać do końca, blisko tyczek,

-  ale miałbym sekundy do tyłu, w stosunku do tego gościa. Nie dość, że lepiej się ślizgał, to start też miał błyskawiczny. A na starcie te sekundy błyskawicznie lecą.

No i tak,  chętnie był czasem spróbował na łatwych tyczkach. Bardziej nawet w slalomie, ale do kolan. Jakieś zbijanie  ręką to umiejętność sama  sobie i zaburza skręt.  Tyczki są fajne. Zmuszają do skrętu. Zmuszajją do szybkiego przejazdu. Uczą, ponieważ musi się czuć bardzo dobrze śnieg pod nartami i reagować samymi stopami. Na nic innego nie ma czasu. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16 minut temu, Plus80 napisał:

Przyjechał raz gość na Polczakówkę. Może miał gumę ze spodenkami. Ale napewno coś obcisłego. Ustawił sobie od góry, króciutkie tyczki do kolan. I jeździł. 

Jak zniknął w dole, to ja bezszczelnie pojechałem kilka tych bramek. Szybkość gwałtownie wzrosła. I kolejnej już nie mogłem wziąść. Doszedłem do następujących wniosków.

-  nie jestem w stanie rozpocząć wcześniej kolejnego skrętu,

-  szybkość jest za duża,

- być może po "treningach" z "trenerem" byłbym w stanie przejechać do końca, blisko tyczek,

-  ale miałbym sekundy do tyłu, w stosunku do tego gościa. Nie dość, że lepiej się ślizgał, to start też miał błyskawiczny. A na starcie te sekundy błyskawicznie lecą.

No i tak,  chętnie był czasem spróbował na łatwych tyczkach. Bardziej nawet w slalomie, ale do kolan. Jakieś zbijanie  ręką to umiejętność sama  sobie i zaburza skręt.  Tyczki są fajne. Zmuszają do skrętu. Zmuszajją do szybkiego przejazdu. Uczą, ponieważ musi się czuć bardzo dobrze śnieg pod nartami i reagować samymi stopami. Na nic innego nie ma czasu. 

Cześć

Jak pisał @Adam ..DUCH - to nie taka prosta sprawa - trzeba przewidywać skręty dużo wcześniej - jechać wysoką linią no trzeba to przede wszystkim poczuć organoleptycznie, potrenować. Na w miarę płaskim stoku, rytmiczny, bez skomplikowanych figur, z wyznaczonym śladem i oczywiście bez VERTICALI jestem w stanie przejechać prosty slalom. Ręka nie zaburza skrętu, robi się to automatycznie o ile jest to - jak dla mnie rytmiczny slalom - czyt. prosty. Na kolanówkach jestem w stanie przejechać nieszczęsny vertical, ale na długich już nie - jak pisałeś dzieje się wszystko szybko i o ile w rytmie lewo/prawo te ręce wiedzą co mają robić - to przy takim gąszczu tyczek (no nie wiadomo po co je ktoś tyle naustawiał 🙂 ) nie wiadomo którą ręką co i jak, chyba jedną w tv widziałem - ale nie wiem którą. Ja próbowałem na Słowacji, płaska górka - chłopaki z Chrzanowa przyjechali potrenować - trener był na tyle miły że pozwolił mnie i synowi spróbować (miał tylko 3 zawodników - więc zanim wyjechali orczykiem - mogliśmy coś tam popróbować. Syn cały przejechał - ale po swojemu - to był jego 1-szy sezon na nartach i jakoś na tym verticalu manewrował, a tyczkę zawsze ostatnią zbijał, żeby nie było 🙂

Ale po tym doświadczeniu, zauważyłem że jazda sportowa mocno poprawia umiejętności - trzeba cisnąć do przodu, przewidywać, no i skręcać tu i teraz, bo inaczej będzie za późno. Było to w Oszczadnicy. Tak się nam spodobało, że kupiłem kolanówki i praktycznie pół zimy żeśmy z synem tam jeździli - mało ludzi, a i stok szeroki i łagodny, bez problemu pozwalali z boku trasy stawiać slalom i "trenowaliśmy". Na kolanówkach vertical przejadę, jak pisałem - bo krzywdy nie zrobi 😉

W naszej amatorskiej jeździe sam fakt przejechania slalomu daje niesamowitą satysfakcję - nie chodzi tu o te ułamki sekund a o sam przejazd i ukończenie. 

pozdrawiam

pozdrawiam

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 minut temu, Marcos73 napisał:

Cześć

Jak pisał @Adam ..DUCH - to nie taka prosta sprawa - trzeba przewidywać skręty dużo wcześniej -

🙂🙂

Ale po tym doświadczeniu, zauważyłem że jazda sportowa mocno poprawia umiejętności

pozdrawiam

Pozwoliłem sobie nieco wyczyścić - może nie jazda sportowa ale jazda wymuszonym skrętem - wracając do wątku "materiały szkoleniowe" - jest pewien etap nauczania/szkolenia w którym kursant musi zrozumieć, iż całe jego narciarskie życie tak powiedzmy po 12 (uśrednienie) to jazda skrętem wymuszonym. Na początku barierę stawia instruktor który tyci tyci tak "nieopatrznie" zajeżdża drogę, potem może to być gałązka, wbity kijek potem krążki na ziemi i tu już włącza się tryb "race" za nimi idą kolanówki a w kolejce ustawiają się tyczki, wynikowo nasza jazda nie jest bezpłciowym przemieszczaniem się z punktu A do B ale "szukaniem" miejsca do skrętu - zanim się nie obejrzymy to każdy garb lub mulda staje się naszym sprzymierzeńcem mało tego zaczynamy tych sprzymierzeńców szukać. Jazda musi być celowa, zanim pomyślimy "skręt" już wiemy gdzie go zrobimy,.......    

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakieś "miotełki" można by kupić. I wozić w plecaku. Tylko gorsza stok i ludzie, czy gopr. 

Dawno w Koninkach, gdy był jeszcze orczyk na Jaworzynie, to wyciąłem z lasu z dziesięć wiotkich tyczek. I ustawiałem z boku przy lesie. Dolne pół tego stoku, to dla typowego SL. Zresztą tu przez parę lat jeździła szkółka z W-wy. Tyczki mieli z rurek winidurowych(malowniczo wygiętych). I wśród instruktorów był znany na forach kolega.  

Jeździłem ja i mój syn, przyszły mistrz stoków.  Skierował się jednak w głębiny. Tyczki chowałem po treningu do lasu. Ale goprowiec się raz przyczepił. Mimo że stok był pusty i nikogo obcego tu nie "trenowałem". Miałem takie próby wjazdu na czyjś slalom. Ale nigdy, gdy ktoś trenował. Co prawda raz na Kitzsteinhornie u góry, stały "bezpańskie" tyczki. Więc sobie pojechałem po SL. U dołu stał jednak ich właściciel, którego nie widziałem.  Skończyło się tylko na krzyku.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Marcos73 napisał:

 

W naszej amatorskiej jeździe sam fakt przejechania slalomu daje niesamowitą satysfakcję - nie chodzi tu o te ułamki sekund a o sam przejazd i ukończenie. 

 

Tylko i wyłącznie ułamki sekund się liczą.

Ile komu wlepiłem, ile mi wlepili.

Rywalizacja napędza i rozwija.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, labas napisał:

Tylko i wyłącznie ułamki sekund się liczą.

Ile komu wlepiłem, ile mi wlepili.

Rywalizacja napędza i rozwija.

Cześć

Jeśli oczywiście jeździsz troszkę "bardziej na poważnie" - to tak - dla mnie sam fakt ukończenia w stylu jaki będzie mnie zadowalał będzie sukcesem. Niemniej jednak komuś "dołożyć" miłe uczucie.

pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...