Skocz do zawartości

Volkl Racetiger SL dla kobiety


Anitaa

Rekomendowane odpowiedzi

12 godzin temu, Mitek napisał:

Cześć

Nie wygłupiaj się. Córka jeździ po instruktorsku, do tego z wzorowym i trudnym podkręceniem a Ty z 45 letnim stażem nie masz poukładanego nazewnictwa. Kokietowanie.

Pozdro

Drogi Mitku

Córka to córka, robiła kursy, szkolenia etc. - więc pewnie jakąś wiedzę w tym temacie posiada, ja jako samouk i czysty amator nie mam o tym zielonego pojęcia, to że długo jeżdżę na nartach nie zmienia faktu, że teoria jest moją piętą achillesową. Moja nauka jazdy opierała się na podglądaniu lepszych, nie na studiowaniu fachowej literatury. Jasne, że w młodości miałem przygodę "klubową", ale na zasadzie 6-ciu chłopaków i ojciec zapaleniec - amator, stworzył klub aby trenować grupkę dzieciaków. NIe miał ani wiedzy szkoleniowej, ani zaplecza finansowego - tylko zapał i dobre chęci. Przetrwało to 2 zimy - ale z tej szóstki wszyscy potrafimy jeździć na nartach, a dwójka skończyła AWF i są odpowiednio instruktorem oraz trenerem narciarstwa. I tyle z historii 🙂

Z Twoich postów wynika, że i wiedzę oraz doświadczenie dość duże posiadasz. Na dzień dzisiejszy z córką mam ograniczony kontakt, po szkole średniej studiowała w Warszawie, a w zimowym okresie dorabiała jako instruktorka we Włoszech czy Szwajcarii. Po studiach przeprowadziła się do innego miasta i niestety już nie  jestem "jedynym" facetem w jej życiu. Na przestrzeni ostatnich 7-8 lat byliśmy na wspólnym wypadzie może raz. Jasne, że podczas jej szkoleń gadaliśmy o kursach, ale ja jako mentor swoich dzieci "rżnąłem głupa", gdy córka opowiadała np. "Tato, wiesz że łuczki płużne to nie taka prosta sprawa" - odpowiadałem, że wiem - bo nie wiem co to łuczki płużne 🙂

Forum, to taka forma konwersacji gdzie jesteśmy troszkę anonimowi i mogę tu podpytać o pewne "oczywiste" rzeczy, gdzie w żadnej innej formie konwersacji nie miałbym śmiałości. Więc jeś Ty lub inni bardziej obeznani Forumowicze możecie wie podzielić ze mną wiedzą będę niezmiernie wdzięczny.

pozdrawiam

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

He he. Ja oczywiście chętnie coś napiszę bo z oczywistych względów terminologia nie jest mi obca. Wydaje mi się też, że nie powinna być obca każdemu narciarzowi. Ale... mam tez pewne własne pojmowanie sprawy czy interpretację pewnych określeń, która niekoniecznie jest zgodna z ogólnie przyjętymi definicjami.

Tak jest z tym nieszczęsnym carvingiem. To nośne określenie jest tworem typowo marketingowymi mającym zwrócić uwagę gawiedzi na nowość jaką było wycinanie łuczków, mającą zainteresować tą nowością oraz zmusić do wymiany sprzętu na narty "carvingowe".

W polskiej terminologii od zawsze funkcjonował skręt cięty i tak też wypadałoby nazywać wszystkie ewolucje gdzie narta prowadzona jest ściśle na krawędzi bez uślizgów. Oczywiście w realnej jeździe rzadko mamy do czynienia z tym ideałem a wpływa na to bardzo wiele czynników dlatego wydaje się celowe podkreślanie aby nie dążyć na siłę do skrętu ciętego ale do opanowania poprawnej fazy sterowania skrętem gdzie narty idą po równomiernym łuku. Jeżeli będziemy potrafili poprawnie sterować i regulować promień tego łuku nie elementem ześlizgu ale pogłębieniem układu i/lub szybkością operowania środkiem ciężkości to skręt cięty pojawi się niejako sam.

Spiochu masz oczywiście rację, ze zawody amatorskie to raczej jazda na promieniu dla wprawnego zawodnika (nawet amatora). Ale już w Pucharach gdybyśmy zastosowali ten typ ustawienia tras to (abstrahując od faktu, że można by przy takich zawodach zasnąć) to przyjęłyby one formę walki serwisantów. Wydaje się, że właśnie trasy zmuszające zawodników do zaprezentowania całej palety technik narciarskich mają sens o wiele większy niż tylko jazda cięta i koniec. Oni wszyscy umieją jeździć na nartach jak należy.

Pozdrowienia

  • Thanks 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Mitku za przystępną formę, czyli moje wyobrażenie i poniekąd nazewnictwo poszczególnych technik nie niewiele mijało się z prawdą. Jasne, że szkoląc w tej chwili syna staram się mu "pokazać" różne techniki (czy też możliwości) pokonywania tras w różnych warunkach. Bardzo odstaje fizycznie od swoich rówieśników i tylko techniką może swoje szanse wyrównać w rywalizacji sportowej. Np. jeżdżąc na nartach GS ( a ma długie, 10 cm większe niż on sam) nauka pivotingu (tu doczytałem w necie i taka jest chyba prawidłowa nazwa) pozwala mu rywalizować z kolegami większymi i silniejszymi od niego. Wie że może i da się pokonać teoretycznie silniejszego przeciwnika. W klubie w którym jeździ, naturalnie jest szkolony przez fachowców, ale gdzie byłby Marcel gdyby nie ojciec? Tu oczywiście ja nie mam takich ambicji i nie przelewam ich na dzieci, ale staram się zarażać ich pasjami, które w mojej ocenie są wartościowe. Wyznaję zasadę, jeśli już zaczynamy coś robić, to róbmy to dobrze.

pozdrawiam.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

Ja staram się nie dotykać jazdy sportowej - nie znam się na tym. Szkolenie dzieci w klubie... no cóż, żeby to miało jakiś sens trzeba mieć mniej więcej średniej klasy samochód na sezon na dziecko. Odpuściłem w przedbiegach.

Wiesz ja zawsze wyznawałem zasadę skuteczności i bezpieczeństwa nad ideałem technicznym czyli nauka przez jazdę, mało ćwiczenia dużo taktyki poruszania się po stoku, odpowiednich zachowań itd. Myślę, że to droga, która w perspektywie szkolenia amatora daje bardzo dobre efekty w postaci np.dziecka, które jest zupełnie samodzielnym narciarzem wieku powiedzmy 7 lat. Oczywiście szkolenie klubowe bardzo podnosi jakość jazdy szkolonych - tego nic nie zastąpi i to od razu widać po prostu.

Pozdrowienia

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, Mitek napisał:

Cześć

Ja staram się nie dotykać jazdy sportowej - nie znam się na tym. Szkolenie dzieci w klubie... no cóż, żeby to miało jakiś sens trzeba mieć mniej więcej średniej klasy samochód na sezon na dziecko. Odpuściłem w przedbiegach.

Wiesz ja zawsze wyznawałem zasadę skuteczności i bezpieczeństwa nad ideałem technicznym czyli nauka przez jazdę, mało ćwiczenia dużo taktyki poruszania się po stoku, odpowiednich zachowań itd. Myślę, że to droga, która w perspektywie szkolenia amatora daje bardzo dobre efekty w postaci np.dziecka, które jest zupełnie samodzielnym narciarzem wieku powiedzmy 7 lat. Oczywiście szkolenie klubowe bardzo podnosi jakość jazdy szkolonych - tego nic nie zastąpi i to od razu widać po prostu.

Pozdrowienia

Zupełnie się z Tobą zgadzam w kwestii kosztów, ponadto miejsce zamieszkania i oczywiście sam zawodnik jest ważny.

Oczywiście sama technika to jak gdyby dalszy etap nauki - wyższy, początkowo podstawy do swobodnej jazdy technikami mieszanymi - później jazda terenowa (muldy, w śniegu, lód, topniejący śnieg wręcz woda etc.) to tak naprawdę czyni nas lepszymi narciarzami, a nie jazda po sztruksiku - chociaż jest fajna. Dlatego też, zarówno córka jak i syn mieli swobodę wybierania trasy, nie ograniczałem ich, syn raz jak z koleżanką pojechał do lasu to go 2 godziny nie było, wrócił zmordowany z nartami pod pachą - ale powiedział że było super - tylko śniegu mega dużo. Żona tylko szalała, ale jadąc kanapą widziałem z góry jak "walczą" w tym lesie. Więc było pod kontrolą, a jednak samodzielnie.

Ostatnia sprawa - bezpieczeństwo i zachowania na stoku - chyba jedna z ważniejszych rzeczy często pomijana. Co do jazdy - jak w samochodzie - zanim się włączysz do ruchu, rozglądnij się, jeśli się zatrzymujesz to w taki miejscu aby było bezpiecznie, jeździsz lepiej - przewiduj zachowania mniej wprawnych narciarzy etc., a przede wszystkim pomagaj innym jeśli wydarzy się coś na stoku - zatrzymaj się - nie bądź obojętny.

Co do prostackich zachowań co niektórych pseudo "narciarzy" - tu trzeba to piętnować i nie bać się tego wyrażać - jakiś to obecne społeczeństwo strachliwe i obojętne.

pozdrawiam.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja odradzam wpuszczania samych dzieci w las...

choc oczywiście rodzic decyduje kiedy przyjdzie odpowiednia chwila

sa wypadki, że dziecko jadąc samo wpadło w dziurę pod drzewem i po 2 godzinach znalezienie go przez rodziców niestety nie pomogło przywrócić życia. 
 

na tę chwilę nawet moich nastolatków nie puszczę 

Albo są z drugą odpowiedzialną osobą, albo mama jedzie z nimi  

to już nawet śmieszne bywa

Po kilku minutach w lesie i tak tracę ich z pola widzenia

wtedy zwalniam rozglądam się na wszystkie możliwe strony..... 

jak już zjadę na dół, to moje młodsze towarzystwo wynudzone czeka na mnie przy wyciągu 😃

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

25 minut temu, Joanna Sm napisał:

Ja odradzam wpuszczania samych dzieci w las...

choc oczywiście rodzic decyduje kiedy przyjdzie odpowiednia chwila

sa wypadki, że dziecko jadąc samo wpadło w dziurę pod drzewem i po 2 godzinach znalezienie go przez rodziców niestety nie pomogło przywrócić życia. 
 

na tę chwilę nawet moich nastolatków nie puszczę 

Albo są z drugą odpowiedzialną osobą, albo mama jedzie z nimi  

to już nawet śmieszne bywa

Po kilku minutach w lesie i tak tracę ich z pola widzenia

wtedy zwalniam rozglądam się na wszystkie możliwe strony..... 

jak już zjadę na dół, to moje młodsze towarzystwo wynudzone czeka na mnie przy wyciągu 😃

 

Cześć

Skoro nie masz zaufania do siebie to naturalne, że nie masz go również do innych.

Pozdro

  • Confused 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 hours ago, Mitek said:

Cześć

Skoro nie masz zaufania do siebie to naturalne, że nie masz go również do innych.

Pozdro

Masz racje.... mam zaufanie ograniczone do własnych umiejętności ....a w lesie szczególnie to mnie ciarki i dreszcze ogarniają ..... 

takie, że jeszcze bardziej mi się chce jeździć  ....

I jakoś zawsze w grupie raczej jadę ostatnia, z kilku powodów trochę się wstydzę mojego kibelka narciarskiego....

Idę na łatwiznę.... bo linii nie muszę wybierać ....

I czasem kogoś pozbieram i kija zapodam,  i czuję się bardzo bohatersko .....

Pozdrawiam

  • Like 1
  • Thanks 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Witam ponownie. Już po wyjeździe. Co moge napisać… zakochałam się w volkach. Na tej narcie dopiero poczułam zew krwi 😉. Pomimo moich obaw okazało się, że dopiero teraz zaczęło wychodzić to czego nie mogłam wycisnąć na babskich deskach.  Popadając w zachwyt śmiem stwierdzić, że racetigery wyciągnęły ze mnie to co najlepsze. Kończąc ten wywód pełen zachwytów ochów i achów tak zupełnie na poważnie, bardzo wam dziekuje za wszystkie rady. Kurczę, te deski są świetne.    😍. Przy moich 164 cm, długość 155 sprawdziła się idealnie. 

  • Like 1
  • Thanks 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...