Skocz do zawartości

narty - nasze śmieszne historie


MajkaW

Rekomendowane odpowiedzi

Żonka moja - kochanie największe - "ślizga się" już wiele lat. Dostojnie, z wbiciem kijka przy każdym skręcie, ze skupieniem na twarzy. Zawsze niebieskie trasy, czasami (ale bardzo rzadko) czerwone. Ileż razy prosiłem: słonko Ty moje przecudnej urody nabierz Ty trochę pędu i przechyl ciałko swe powabne lekko coby ładnie krawędzią zaakcentować. Zobaczysz jakie to fajne. Odpowiedzi były raczej niechętne, odpuszczałem żeby nie psuć atmosfery.

Ze dwa lata temu kupiłem jej nowe narty. Oczywiście kolor i długość przy pełnej akceptacji - bo jakżeby inaczej ;).

Pierwszy sezon: postęp niesamowity. Po tygodniowych wczasach śmigała już ładnie i szybko. Ja byłem w lekkim szoku, a ona twierdziła, że to dzięki nartom, które jej fajnie dopasowały. Niech i tak będzie, mi efekt pasuje.

Jedziemy do Szpindla na weekend z przyjaciółmi. Warunki świetne. Śmigamy tu i tam. Przy podjeździe na Svaty Petr pyta mnie co to za trasa tam po lewej.

Mówię: - Czarna.

A ona: - A to ja chcę

- Kotek (lekko ;)  oponuję)  tu się świetnie bawimy, śmigasz jak zawodowiec, a tam będzie walka o ustanie na nartach.

- Ja chcę!

Proszę bardzo. Jedziemy. Kilka słów instruktarzu i o wzajemnej asekuracji i poszli!

Trzy-czwarte drogi radziła sobie naprawdę nieźle jak na pierwszy zjazd czarną trasą, aż doszło to tego do czego dojść musiało :D. Gleba, jedna narta została, potem druga, a mój kotek dalej jedzie. W końcu usłyszała (jadąc na brzuchu) żeby wbić dzioby butów w śnieg i udało się wyhamować. Ktoś dowiózł nartę, ja drugą, ale wpięcie się w nie na ściance to już takie łatwe nie jest. Kilka nieudanych prób później następuje apogeum mojej historii:

Mówię: - Kotuś, skoro tak dobrze poszedł Ci zjazd na tyłku ostatnie 50 metrów, a do końca trasy zostało 30 metrów to może tak dokończ i tam się wepniesz?

Odpowiedź: -Nie ma mowy. Jak zaczęłam tak skończę!

I tak było :). Duma z niej nie mieściła mi się pod kaskiem!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 79
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

Żonka moja - kochanie największe - "ślizga się" już wiele lat. Dostojnie, z wbiciem kijka przy każdym skręcie, ze skupieniem na twarzy. Zawsze niebieskie trasy, czasami (ale bardzo rzadko) czerwone. Ileż razy prosiłem: słonko Ty moje przecudnej urody nabierz Ty trochę pędu i przechyl ciałko swe powabne lekko coby ładnie krawędzią zaakcentować. Zobaczysz jakie to fajne. Odpowiedzi były raczej niechętne, odpuszczałem żeby nie psuć atmosfery.
Ze dwa lata temu kupiłem jej nowe narty. Oczywiście kolor i długość przy pełnej akceptacji - bo jakżeby inaczej ;).
Pierwszy sezon: postęp niesamowity. Po tygodniowych wczasach śmigała już ładnie i szybko. Ja byłem w lekkim szoku, a ona twierdziła, że to dzięki nartom, które jej fajnie dopasowały. Niech i tak będzie, mi efekt pasuje.
Jedziemy do Szpindla na weekend z przyjaciółmi. Warunki świetne. Śmigamy tu i tam. Przy podjeździe na Svaty Petr pyta mnie co to za trasa tam po lewej.
Mówię: - Czarna.
A ona: - A to ja chcę
- Kotek (lekko ;) oponuję) tu się świetnie bawimy, śmigasz jak zawodowiec, a tam będzie walka o ustanie na nartach.
- Ja chcę!
Proszę bardzo. Jedziemy. Kilka słów instruktarzu i o wzajemnej asekuracji i poszli!
Trzy-czwarte drogi radziła sobie naprawdę nieźle jak na pierwszy zjazd czarną trasą, aż doszło to tego do czego dojść musiało :D. Gleba, jedna narta została, potem druga, a mój kotek dalej jedzie. W końcu usłyszała (jadąc na brzuchu) żeby wbić dzioby butów w śnieg i udało się wyhamować. Ktoś dowiózł nartę, ja drugą, ale wpięcie się w nie na ściance to już takie łatwe nie jest. Kilka nieudanych prób później następuje apogeum mojej historii:
Mówię: - Kotuś, skoro tak dobrze poszedł Ci zjazd na tyłku ostatnie 50 metrów, a do końca trasy zostało 30 metrów to może tak dokończ i tam się wepniesz?
Odpowiedź: -Nie ma mowy. Jak zaczęłam tak skończę!
I tak było :). Duma z niej nie mieściła mi się pod kaskiem!


Ładna historia.
Ja tam wyrwalem źle zamontowane wiązania.
Ot okazyjny zakup w necie tak się kończy.
Potem musiałem je przekręcić, łatwo nie było. Nartę ktoś dowiózł. Szczęśliwie jedna. To był powrót na czarną. Z rana śmigalem po sztruksie, betonie. Warunki się zmieniły. Ciut za dynamicznie. Za mało czujnie. Potem na testowych Headach powtórka. Na przełamanie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

My się pewnie widywaliśmy w Zakopcu, sporo czasu tam spędziłam. Trochę mieszkałam u ciotki na Strążyskiej, albo w Domu Turysty. Może trochę później, lata 83 - 87

Cześć

W domu turysty bywałem rzadko i to już czasy studenckie były czyli to 85-86 by pasowało, chyba pasowało. W sumie to pamiętam jeden pobyt dobrze ale chyba oczywiste bo skończyło się sprawą w sądzie wytoczoną niejakiemu Rudemu za zakłócanie porządku i czynna napaść na funkcjonariusza. Ja byłem dość znaczny bo jeździłem już wtedy balet. Jak pamiętasz w tym okresie można było na przykład pojeździć sobie na Gąsienicowej z Tlałkami. Miały Blizzardy Thermo Quattro - moje marzenie w tamtych czasach. Nigdy sobie takich nie kupiłem, stać mnie było tylko na Duo. Po 86 to jeździłem już praktycznie tylko do Szczyrku w okresie świąteczno-sylwestrowym.

Pozdrowienia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...