Skocz do zawartości

Alkohol na stoku


a_senior

Rekomendowane odpowiedzi

Maciek S zapytał w wątku o wypadku na Słowacji: "Drodzy  narciarze-piwosze, chodzi o walory smakowe, czy efekt działania alkoholu??? Nie piszcie, ze niewielka ilość alkoholu Wam nie przeszkadza. Napiszcie, czy Wam pomaga. pomińmy przypadki kaca, kac jest niebezpieczniejszy od lekkiego spożycia."

 

Nie chcę, w końcu głupotami, zaśmiecać poważnego wątku o śmiertelnym wypadku na nartach, więc tworzę nowy temat. A zauważyłem, że jakakolwiek wzmianka o piwie na stoku, nawet niewinna, w jakimkolwiek wątku, powoduje reakcje ortodoksów. Może więc warto skanalizować problem. :)

 

Zanim odpowiem, kilka uwag. Tak, jestem jednym z wielu, którzy często raczą się jednym piwem w trakcie narciarskiego dnia. Przeważnie w trakcie lunchu, po kilku godzinach jeżdżenia. Jeżdżę głównie w Alpach, sporadycznie w Polsce, z różnych względów, stąd moje obserwacje dotyczą ośrodków alpejskich. Podobnie jak ja, piwo zamawiają tam powszechnie w różnych restauracyjkach na stoku. Jak napisał bartolomeus, całymi rodzinami. We Włoszech dodatkowo bombardino. Widuje się także różne mocniejsze sznapsy. Ale kończy się na jednym, piwie, bombardino czy sznapsie! Nie widziałem tam nigdy pijanego czy nawet tylko lekko podpitego osobnika. W tym także Polaków.

 

Pierwszy wniosek jaki się nasuwa. Dlaczego piwo na stoku leje się na całego a nie widać jego ujemnych skutków? Bo inna jest kultura picia. Tam się pije bardzo umiarkowanie. U nas, jak doskonale wiemy, różnie z tym bywa.

 

Dlaczego w ogóle piję piwo w trakcie narciarskiego dnia? Bo lubię jego smak, zwłaszcza w Austrii piwo ma lekko pszeniczny smak. Gasi pragnienie i nawet jeśli jest to wrażenie subiektywne to działa. A niewielka ilość alkoholu rozluźnia mnie i uspokaja. W żadnym wypadku nie ma wpływu na moje możliwości motoryczne, a jeśli już już to w dobrą stronę, tzn. jeździ mi się lepiej i pewniej. Ale różnica jest znikoma. Do tego picie piwa, powtarzam - jednego, jest dla mnie przyjemnością. Dodatkową, w pięknych okolicznościach przyrody. :) Kac jest nieznaną mi przypadłością, bo nigdy nie przekraczam dawki, która mogłaby go spowodować. I dodam na koniec, że w ciągu całego mojego długiego nartowania w różnych miejscach Europy, po piwie lub nie, nigdy nikogo na nartach nie uszkodziłem.

 

Tyle. :) Spodziewam się ostrych reakcji od dwubiegunowych ortodoksów, osobników binarnych w mojej nomenklaturze, dla których istnieją tylko dwa kolory: biały i czarny. Nic to, biorę to na klatę. :) I w żadnym wypadku nie zachęcam do spożywania alkoholu na stoku nawet w śladowych ilościach. Każdy czyni według własnego rozumu i sumienia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 79
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

Oj, ilu siada za kierownicę po jednym, czy dwóch piwach .... bo przecież nic nie czują. Albo wczorajsi - bo przecież się wyspali. Ale zostawmy to.

 

Jeżeli do kogoś nie trafia argument odpowiedzialności, wtedy powiem szczerze do chlejących alko: CUCHNIECIE okropnie szczególnie w gondoli. A jak jeszcze któryś pali, wtedy można pawia puścić. Dlatego nie lubię specjalnie gondol.

 

Zupełnie nie wiem po co jechać w góry, żeby chlać alko?

 

I nie - ja nie jestem abstynentem. Padł temat, jest więc moja odpowiedź o śmierdzielach. Mam nadzieję, że nikt się nie obrazi, bo przecież za słowa prawdy nikt obrażać się nie powinien.

 

Oczywiście jak ktoś chce jeździć po piwku, trudno - niech jeździ.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oj, ilu siada za kierownicę po jednym, czy dwóch piwach .... bo przecież nic nie czują. Albo wczorajsi - bo przecież się wyspali. Ale zostawmy to.

Jeżeli do kogoś nie trafia argument odpowiedzialności, wtedy powiem szczerze do chlejących alko: CUCHNIECIE okropnie szczególnie w gondoli. A jak jeszcze któryś pali, wtedy można pawia puścić. Dlatego nie lubię specjalnie gondol.

Zupełnie nie wiem po co jechać w góry, żeby chlać alko?

I nie - ja nie jestem abstynentem. Padł temat, jest więc moja odpowiedź o śmierdzielach. Mam nadzieję, że nikt się nie obrazi, bo przecież za słowa prawdy nikt obrażać się nie powinien.

Oczywiście jak ktoś chce jeździć po piwku, trudno - niech jeździ.

Pocisz się? Może budzisz podobne emocje u pijacych choć zupełnie z innych powodów. Z drugiej strony zabierałem blabla osoby po piwie, po fajce, po pizzy, nic fajnego. PS chorych, kaszlaych, kichających, smarkajacych. Jak reagujesz na osoby chore, z ranami, nie trzymające moczu etc. Z ciekawości pytam. Czy świat ma być pachnący i kropka? Odrobina empatii, w obie strony.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pocisz się? Może budzisz podobne emocje u pijacych choć zupełnie z innych powodów. Z drugiej strony zabierałem blabla osoby po piwie, po fajce, po pizzy, nic fajnego. PS chorych, kaszlaych, kichających, smarkajacych. Jak reagujesz na osoby chore, z ranami, nie trzymające moczu etc. Z ciekawości pytam. Czy świat ma być pachnący i kropka? Odrobina empatii, w obie strony.

Miałem nie odpowiadać, bo na bzdury nie lubię odpowiadać, ale .... na chorobę (kaszel, katar itp) nic nie poradzisz i możemy mówić o emapatii. Ale jak ktoś śmierdzi na własne życzenie (bo MUSI się napić, MUSI), to nazywajmy rzeczy po imieniu.

 

Dla mnie to koniec tematu, bo szkoda czasu. Lepiej iść pobiegać, hej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałem nie odpowiadać, bo na bzdury nie lubię odpowiadać, ale .... na chorobę (kaszel, katar itp) nic nie poradzisz i możemy mówić o emapatii. Ale jak ktoś śmierdzi na własne życzenie (bo MUSI się napić, MUSI), to nazywajmy rzeczy po imieniu.

Dla mnie to koniec tematu, bo szkoda czasu. Lepiej iść pobiegać, hej.


No co ty gadasz. Może ktoś rozchowal się, bo nie dbał o siebie, może za dużo pił piwa i osłabił odporność. Nic nie rozumiesz, jedziesz uproszczeniami bo ci łatwiej. Świat biało-czarny. Nie ty jeden. Pobiegaj. To biały świat. Chyba, że się potem przeziebisz. Zaczniesz kichac i nadmiernie pocic bez powodu.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Empatia i zrozumienie dla uchlanych pijaków w gondoli? Chyba ktoś ma coś źle z głową. 

Miałem raz okazję jechać z takimi. Styczeń 2016 Passo del Tonale nowa gondola na Presene. Wsiadam do gondoli, oprócz mnie kilka osób a w śród nich trzech "wczorajszych" muszkieterów. Oczywiście okazało się że są z Polski...
Wzrok innych towarzyszy podróży mówił sam za siebie, dobrze że gondola nowa i szybka więc ta "przyjemność" wspólnej podróży nie trwała długo. Wstyd było się cokolwiek odzywać i przyznawać że jest się z tego samego kraju. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżdżę głównie w Alpach, sporadycznie w Polsce,...Nie widziałem tam nigdy pijanego czy nawet tylko lekko podpitego osobnika. W tym także Polaków.

 

Pierwszy wniosek jaki się nasuwa. Dlaczego piwo na stoku leje się na całego a nie widać jego ujemnych skutków? Bo inna jest kultura picia. Tam się pije bardzo umiarkowanie. U nas, jak doskonale wiemy, różnie z tym bywa.

 

 

Już to gdzieś tu opisywałem. Jechałem sobie gondolą w Madonnie di Campiglio z jeszcze dwoma narciarzami. Rusek siedzący koło mnie był kompletnie pijany i coś przez cały czas bełkotał do swojego towarzysza, Włocha ubranego w stój instruktora tamtejszej włoskiej szkoły narciarskiej. Jak wstawaliśmy do wyjścia, to się wywalił i instruktor musiał mu pomóc wstać. Na koniec ten instruktor też się odezwał i okazało się że jest chyba jeszcze bardziej nawalony niż uczeń. Nigdy w Polsce nie spotkałem ludzi w takim stanie ani nawet zbliżonym do takiego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...

 

Jeżeli do kogoś nie trafia argument odpowiedzialności, wtedy powiem szczerze do chlejących alko: CUCHNIECIE okropnie szczególnie w gondoli. A jak jeszcze któryś pali, wtedy można pawia puścić. Dlatego nie lubię specjalnie gondol.

...

Miałem znajomą, która twierdziła, że prawdziwy mężczyzna musi pachnieć piwem i tytoniem. Mamy różne nosy. Ja np. w ogóle nie potrafię wyczuć od kogoś zapachu alkoholu a moja żona czuje to już ze sporej odległości. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ze skrajności w skrajność, szanujmy się. Przytaczacie przykłady ludzi upojonych zbyt mocno, w odpowiedzi do postu mówiącego o 1 piwku do obiadu. Na stokach spędza się często całe dnie, na prawdę uważacie, że jedno bombardino wypite w słońcu na leżaczku, czy piwo wypite do obiadu i zaraz spalone dużym wysiłkiem odbije się na czymkolwiek? I że akurat taki człowiek spowoduje wypadek? Bo mam wrażenie, że nie tędy droga, to siedzi w głowie i czy osoba byłaby w pełni trzeźwa czy nie, to i tak jak ma spowodować wypadek jeżdżąc jak pojeb, to go spowoduje prędzej czy poźniej. 

 

I wypraszam sobie takie imputowanie mi, że cuchnę, że jestem nieodpowiedzialna, że jadę w góry żeby chlać, pijąc 1 bombardino podczas długiej przerwy w trakcie całego dnia jazdy... bo właśnie o tym jest temat, a nie o ludziach nadużywających na stoku. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spodziewam się ostrych reakcji od dwubiegunowych ortodoksów, osobników binarnych w mojej nomenklaturze, dla których istnieją tylko dwa kolory: biały i czarny.

 

 

 

Ależ proszę:

 

Jeśli komuś alkohol nie przeszkadza w jeździe, po prostu jeździ jak pizda.

 

Ale kończy się na jednym, piwie, bombardino czy sznapsie!

 

 

Gdyby kończyło się na jednym, w ogóle nie byłoby takich dyskusji. Szerokie rzesze nawalonych narciarzy to problem nie tylko słowiański, ale obecny w całych Alpach. Nie brakuje  wstawionych Niemców, Holendrów, Anglików i pewnie innych nacji również.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dodam, co jest oczywiste: nie mam na myśli pijanych na stoku. Ani nawet podpitych. To są przypadki karygodne, by nie powiedzieć coś bardziej soczystego. Po jednym piwie, zajedzonym tym czy owym, się nie cuchnie. 

 

Nie mam na myśli też papierosów palonych w moim pobliżu. Jako byłemu palaczowi, choć nigdy nie paliłem b. dużo, dym papierosowy mi śmierdzi i źle go toleruję. Ale to inny temat.

 

Chyba miałem szczęście, bo nigdy nie spotkałem się z podobnymi przypadkami jak Rega. Zdarzało mi się wstydzić za moich rodaków w gondoli, za ich język (choć tego obcokrajowiec może nie słyszeć) czy głośne zachowanie. Kiedyś jeden z dobrze jeżdżących Polaków obsypał mnie śniegiem przy hamowaniu i przy okazji nieźle przydzwonił o ziemię (karma powraca :)). Chyba chciał się popisać. :) O pijących grupkach w autokarze już kiedyś wspominałem. W sumie tragedii nie było. Ale to wszystko dotyczy trochę innych problemów, w skrócie - zachowania rodaków na alpejskich stokach. I tak zdecydowana większość zachowuje się "normalnie" i niczym nie wyróżnia od reszty.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zanim odpowiem, kilka uwag. Tak, jestem jednym z wielu, którzy często raczą się jednym piwem w trakcie narciarskiego dnia. Przeważnie w trakcie lunchu, po kilku godzinach jeżdżenia. Jeżdżę głównie w Alpach, sporadycznie w Polsce, z różnych względów, stąd moje obserwacje dotyczą ośrodków alpejskich. Podobnie jak ja, piwo zamawiają tam powszechnie w różnych restauracyjkach na stoku. Jak napisał bartolomeus, całymi rodzinami. We Włoszech dodatkowo bombardino. Widuje się także różne mocniejsze sznapsy. Ale kończy się na jednym, piwie, bombardino czy sznapsie! Nie widziałem tam nigdy pijanego czy nawet tylko lekko podpitego osobnika. W tym także Polaków.

 

Pierwszy wniosek jaki się nasuwa. Dlaczego piwo na stoku leje się na całego a nie widać jego ujemnych skutków? Bo inna jest kultura picia. Tam się pije bardzo umiarkowanie. U nas, jak doskonale wiemy, różnie z tym bywa.

 

 

W sobotę wróciłem z Fiss, pomimo niskiego sezonu ludzi stosunkowo dużo. Moje obserwacje są odmienne. Pito mało ale niektórzy przeginali.

Ale do rzeczy. Dominowały dwie nacje Niemcy i Holendrzy (czy jak chcą by ich nazywać Niderlandczycy). Otóż w restauracjach na stoku nie zauważyłem aby pito dużo alkoholu, może ze względu na niski sezon i związaną z tym strukturę wiekową (w większości starsi ludzie i młodzi z dziećmi w wieku przedszkolnym). Niektórzy owszem mocno przesadzali i byli to głównie Holendrzy. Do mojego Aparthotelu dochodzili mocno znieczuleni i później jak słyszałem niderlandzki na wyciągu to oglądałem się za siebie jak zjeżdżali. Austriacki przemysł piwowarski miał z nich niezły pożytek.

 

 

Dlaczego w ogóle piję piwo w trakcie narciarskiego dnia? Bo lubię jego smak, zwłaszcza w Austrii piwo ma lekko pszeniczny smak. Gasi pragnienie i nawet jeśli jest to wrażenie subiektywne to działa. A niewielka ilość alkoholu rozluźnia mnie i uspokaja. W żadnym wypadku nie ma wpływu na moje możliwości motoryczne, a jeśli już już to w dobrą stronę, tzn. jeździ mi się lepiej i pewniej. Ale różnica jest znikoma. Do tego picie piwa, powtarzam - jednego, jest dla mnie przyjemnością.

 

Argumentacja prawie jak mojego syna zamawiającego makaron którego nie powinien jeść z uwagi na poważną i przewlekłą chorobę. On podobnie myśli uwielbia makaron w każdej formie i twierdzi, że niewielka ilość mu nie szkodzi. A ja mu mówię ze jest uzależniony od glutenu ;)

 

Dla jasności napiszę, że piwa nie lubię i nie piję.
 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie rozumiem. ;) Czyli słabo? Tak? Ale czy wolno czy słabo technicznie? 

 

Po prostu byle jak. Czyli nie wykorzystując pełnej koncentracji i zdolności motorycznych.

Nie koniecznie musi to być wolno. wielu pijaków osiąga zawrotne prędkości.

Będzie to jednak jazda słabsza technicznie i o mniejszej dynamice ruchu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ależ proszę:

 

Jeśli komuś alkohol nie przeszkadza w jeździe, po prostu jeździ jak pizda.

 

 

 

Gdyby kończyło się na jednym, w ogóle nie byłoby takich dyskusji. Szerokie rzesze nawalonych narciarzy to problem nie tylko słowiański, ale obecny w całych Alpach. Nie brakuje  wstawionych Niemców, Holendrów, Anglików i pewnie innych nacji również.

 

Dodam : jezdzi  byle jako, nie na granicy mozliwosci i sie po prostu wozi...

 

KAZDA ilosc alkoholu zmniejsza jakosc ruchu w sensie precyzji i rownowagi

Nie, bo po piwie jeżdżę lepiej technicznie. :) I z lepsza dynamiką. Trochę mi wtedy odpuszcza kręgosłup, który mi mocno w jeździe doskwiera. Zwłaszcza w lewym skręcie.

Tak Ci  sie wydaje, bo jestes uzalezniony od malych dawek alkoholu we krwi...

To jest zupelnie zrozumiale: po malej dawce alkoholu nastepuje "rozluznienie - cokolwiek przez to rozumiemy", uczucie, ze sie jest wspanialym, lepszym,itp - to wszystko jest pozorne - testy motoryczne nie klamia - prawdopodobnie t tylko Polacy sa wyjatkowi i testy klamia, zeby skrzywic obraz Polaka na nartach…..

 

Czy to az takie trudne zrozumiec, ze jezeli ktos MUSI wypic alkohol na nartach oraz w czasie prowadzenie samochodu, jest UZALEZNIONY od alkoholu? bo gdyby byl uzalezniony od smaku piwa, wtedy wystarczylo by  piwo bezalkoholowe.

A propos piwa "0" - Ci, ktorym ono nie smakuje, po prostu nie smakuje,  bo ono….nie ma alkoholu….

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie, bo po piwie jeżdżę lepiej technicznie. :) I z lepsza dynamiką. Trochę mi wtedy odpuszcza kręgosłup, który mi mocno w jeździe doskwiera. Zwłaszcza w lewym skręcie.

 

Jakbym czytał samego siebie :)

Ja jestem jeszcze gorszy niż Andrzej, Mitek i inni pijący piwo w połowie narciarskiego dnia do posiłku.

Ja ZACZYNAM narciarski dzień od MAŁEGO piwa połączonego z espresso. To takie moje narciarskie śniadanie.

Bardzo często jestem pierwszą osobą zamawiającą piwo na danym stoku, często dzieje się to jeszcze przed 9 rano.

I nie robię z tego z powodu kaca, przymusu picia, czy choroby alkoholowej. 

Od około 8 lat poważnie doskwiera mi dyskopatia. Ogół przeżytych przeze mnie "przygód" związanych z tym schorzeniem (m.in. atak ostrej rwy kulszowej, zabieranie przez karetkę ze stoku), powoduje, iż każdy dzień na nartach to jednocześnie wielka frajda, ale zarazem wielka obawa o to czy uda mi się dokończyć dany dzień w takiej samej formie jak go zacząłem.

Z tego powodu bez oszukania zmysłów jednym małym piwem, moja jazda jest bardzo sztywna, kołkowata, a wręcz szarpana.

Krzywe wchłaniania i eliminacji alkoholu mam w jednym palcu i doskonale wiem, że jedno małe piwo (0,33 l) w moim przypadku (powyżej 1,9 m i powyżej 90 kg) prowadzi do maksymalnego stężenia 0,13 - 0,15 promila (czyli około 0,06-0,07 mg/l). Alkomat wskazuje nawet na mniej, bo wynik dmuchania wykonanego 15 minut od wypicia piwa nigdy nie był wyższy od 0,11 promila.

Krzywe eliminacji i kilkukrotne badania alkomatem wskazują, iż po godzinie w moim organizmie już nie ma żadnego alkoholu. 

Wszystkie badania medyczne wskazują, że takie małe stężenie alkoholu w organizmie (poniżej 0,2 promila lub 0,1 mg/l) nie ma żadnego wpływu na zdolności psychomotoryczne spożywającego. Dodatkowo jest to mniej od "stanu nietrzeźwości" i "stanu po użyciu alkoholu".

Tym niemniej to jedno małe piwo wypite przed jazdą ewidentnie "odblokowuje" mnie i umożliwia mi płynną, miękką i moim zdaniem lepszą technicznie jazdę.

Na szczęście ten poranny narciarski rytuał nie skutkuje powstaniem ochoty na drugie, trzecie lub kolejne piwa. Alkoholizmu też udało mi się uniknąć, a w moim życiu bywają okresy, że alkoholu nie ruszam miesiącami. Najlepszy przykład - marcowy Gosser kupiony w połowie grudnia we Flattach wciąż chłodzi się w lodówce.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy to az takie trudne zrozumiec, ze jezeli ktos MUSI wypic alkohol na nartach oraz w czasie prowadzenie samochodu, jest UZALEZNIONY od alkoholu? bo gdyby byl uzalezniony od smaku piwa, wtedy wystarczylo by  piwo bezalkoholowe.

Zrozumiałem, od pewnego czasu, niestety. Wytłumaczyłem Ci już w innym poście, że jestem uzależniony. Od alkoholu. Tak już mam. Wpadłem na całego. To jest choroba. Trudna do wyleczenia. Ale w moim wieku już mnie raczej nie wykończy. A nawet jeśli... dzieci odchowane, wnuki mają się nieźle, właściwie moja biologiczna przydatność skończyła się. Cóż, chyba w związku z tym napiję się jeszcze mojej 40% nalewki. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od około 8 lat poważnie doskwiera mi dyskopatia. Ogół przeżytych przeze mnie "przygód" związanych z tym schorzeniem (m.in. atak ostrej rwy kulszowej, zabieranie przez karetkę ze stoku), powoduje, iż każdy dzień na nartach to jednocześnie wielka frajda, ale zarazem wielka obawa o to czy uda mi się dokończyć dany dzień w takiej samej formie jak go zacząłem.

Z tego powodu bez oszukania zmysłów jednym małym piwem, moja jazda jest bardzo sztywna, kołkowata, a wręcz szarpana.

A ćwiczysz? Ja codziennie dawkuję sobie ćwiczenia na kręgosłup i jako tako utrzymuję go w niezłym stanie. Nie tyle co powinienem (vide Kordiankw), ale systematycznie. Ok. 15 min, z jednym dniem przerwy na tydzień. Niestety na nartach, już po pierwszym dniu, zaczynam go mocno odczuwać. Muszą być jakiś przeciążenia, które mu się mocno nie podobają. Codziennie rano muszę go nieźle rozruszać. Bardzo pomagają skłony boczne. Jazda też nie jest taka jakiej bym sobie życzył. Ale tak naprawę nie piję piwa na stoku w celu zmniejszenia dolegliwości. Ze Spiochem się trochę przekomarzałem. :) Myślę, że to jedno piwa nie ma żadnego wpływu ani na mój kręgosłup ani na moją jazdę. I szczerze mówiąc mógłbym go sobie darować. Ale dlaczego odmawiać sobie przyjemności? :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakbym czytał samego siebie :)

Ja jestem jeszcze gorszy niż Andrzej, Mitek i inni pijący piwo w połowie narciarskiego dnia do posiłku.

Ja ZACZYNAM narciarski dzień od MAŁEGO piwa połączonego z espresso. To takie moje narciarskie śniadanie.

Bardzo często jestem pierwszą osobą zamawiającą piwo na danym stoku, często dzieje się to jeszcze przed 9 rano.

I nie robię z tego z powodu kaca, przymusu picia, czy choroby alkoholowej. 

Od około 8 lat poważnie doskwiera mi dyskopatia. Ogół przeżytych przeze mnie "przygód" związanych z tym schorzeniem (m.in. atak ostrej rwy kulszowej, zabieranie przez karetkę ze stoku), powoduje, iż każdy dzień na nartach to jednocześnie wielka frajda, ale zarazem wielka obawa o to czy uda mi się dokończyć dany dzień w takiej samej formie jak go zacząłem.

Z tego powodu bez oszukania zmysłów jednym małym piwem, moja jazda jest bardzo sztywna, kołkowata, a wręcz szarpana.

Krzywe wchłaniania i eliminacji alkoholu mam w jednym palcu i doskonale wiem, że jedno małe piwo (0,33 l) w moim przypadku (powyżej 1,9 m i powyżej 90 kg) prowadzi do maksymalnego stężenia 0,13 - 0,15 promila (czyli około 0,06-0,07 mg/l). Alkomat wskazuje nawet na mniej, bo wynik dmuchania wykonanego 15 minut od wypicia piwa nigdy nie był wyższy od 0,11 promila.

Krzywe eliminacji i kilkukrotne badania alkomatem wskazują, iż po godzinie w moim organizmie już nie ma żadnego alkoholu. 

Wszystkie badania medyczne wskazują, że takie małe stężenie alkoholu w organizmie (poniżej 0,2 promila lub 0,1 mg/l) nie ma żadnego wpływu na zdolności psychomotoryczne spożywającego. Dodatkowo jest to mniej od "stanu nietrzeźwości" i "stanu po użyciu alkoholu".

Tym niemniej to jedno małe piwo wypite przed jazdą ewidentnie "odblokowuje" mnie i umożliwia mi płynną, miękką i moim zdaniem lepszą technicznie jazdę.

Na szczęście ten poranny narciarski rytuał nie skutkuje powstaniem ochoty na drugie, trzecie lub kolejne piwa. Alkoholizmu też udało mi się uniknąć, a w moim życiu bywają okresy, że alkoholu nie ruszam miesiącami. Najlepszy przykład - marcowy Gosser kupiony w połowie grudnia we Flattach wciąż chłodzi się w lodówce.

Tu juz jest pytanie z rzedu medical marihuana...

natomiast, jezeli jedno male piwo stawia Cie na nogi, to sam lapiesz sie w sidla logiki….bo  skoro " po piwie nie ma sladu po 60 min…." to w jaki sposob przezywasz nastepne godziny na stoku?????

 

Zrozumiałem, od pewnego czasu, niestety. Wytłumaczyłem Ci już w innym poście, że jestem uzależniony. Od alkoholu. Tak już mam. Wpadłem na całego. To jest choroba. Trudna do wyleczenia. Ale w moim wieku już mnie raczej nie wykończy. A nawet jeśli... dzieci odchowane, wnuki mają się nieźle, właściwie moja biologiczna przydatność skończyła się. Cóż, chyba w związku z tym napiję się jeszcze mojej 40% nalewki. :)

Sorry …takie sarkazmy wyczuwam na odleglosc……- jestes fajny gosc, w sile wieku……, ale biologii nie zmienisz…….

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po prostu byle jak. Czyli nie wykorzystując pełnej koncentracji i zdolności motorycznych. Nie koniecznie musi to być wolno. wielu pijaków osiąga zawrotne prędkości. Będzie to jednak jazda słabsza technicznie i o mniejszej dynamice ruchu.

Piotrze... myślę że moze kiedys, tak za 30kilka lat też dojdziesz do wniosku, że na nartach niekoniecznie trzeba wykorzystywać pełnię zdolności motorycznych i koncentracji. Że są jeszcze góry, widoki, relaks..... że jest czas i na jazdę na max i czas na wożenie d... Coz...." jak zyć? Jak najbardziej!"
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...