Skocz do zawartości

Kaski nie chronia przed wstrząsnieniami mózgu


bocian74

Rekomendowane odpowiedzi

 

Jeżdżę od ponad 40 lat, upadałem owszem al nigdy tak aby uderzyć głową o podłoże wyciąg czy drzewo.

 


Jak to możliwe? Ja głową uderzałem co najmniej dziesiątki jeśli nie setki razy.

 

Używanie kasku to nie problem do dyskusji bo jeździ się w nim wygodniej niż w czapce.

 

 

Co do zabezpieczeń to ja zawsze używam trzech:

1. kask

2. żółw

3. rozgrzewka

 

Dla uniknięcia większości urazów, najistotniejszy jest ten trzeci punkt.

 

Obecnie staram się pracować też nad punktem 4. Przygotowanie siłowe

W ostatnich latach znacznie spadła moja aktywność sportowa i to skutkowało urazami.

Uszkodziłem m.in. bark. Sądzę że gdybym Np. dalej regularnie chodził na ściankę i miał mocniejsze mięśnie/ścięgna, bark nie uległby uszkodzeniu. (kości wytrzymały)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 59
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Masz rację, nie ma dyskusji.

Również ogólna sprawność fizyczna jest nie do zastąpienia. Wiem, że studiujesz i pracujesz równocześnie, więc lekko nie masz. Wiem coś o tym ze swojego doświadczenia. Rób co się da i tyle. Bo, przynajmniej kilka lat temu, z kondycją u ciebie nie było za halo…  

Ja również rozgrzewki pilnuję bardziej od paciorka. Zazwyczaj robię to jeszcze przed wyjściem z kwaterki. Około 25 minut rozciągania ścięgien i przyczepów w całym ciele + ze 20 przysiadów i ruchów okrężnych bioder i kolan (te ostatnie wprowadziłem po, na szczęście niegroźnej kontuzji, której byłeś świadkiem).

                                                     Pozdr. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Jak to możliwe? Ja głową uderzałem co najmniej dziesiątki jeśli nie setki razy.

 

 

 

Niesamowite, dziesiątki a może nawet setki razy głową o śnieg i lód. Ja jestem tym przerażony bo pewnie bym tego nie przeżył. Serio.

Może wytłumaczeniem tego, że bardzo rzadko upadam na nartach jest fakt że jeżdżę bezpiecznie, ostrożnie. Po prostu rekreacyjnie, nie trenowałem i nie trenuję jazdy na tyczkach. Upadek to wydarzenie raczej rzadko spotykane nie więcej niż raz - dwa na sezon.

 

A tak a propos treningu a zatem zawodowców. To uwaga do tego co napisał Danny de Vino.

Otóż już w latach 60-tych zjazdowcy używali kasków (nie wiem od kiedy) czyli wszyscy zauważali potrzebę a może nawet ich konieczność ich używania, ze względu na zagrożenie spowodowane dużymi prędkościami.

Popatrzcie natomiast kiedy kaski założyli zawodnicy w slalomie specjalnym. Jeszcze na Olimpiadzie w Nagano w 1998 r.  większość slalomistów jeździła bez kasków, dopiero Olimpiada 2002 w Salt Lake City upowszechniła kaski ale były rodzynki bezkaskowe jak np. Jure Kosir który jechał w jakiejś czarnej bandanie.

Po co ja o tym piszę ? Tu chodzi głównie o prędkość. Amatorzy nie jeżdżąc zbyt szybko z prędkością raczej bliższą slalomistom niż zjazdowcom. Stąd uważam, że zagrożenie jest niewielkie.

I żeby była jasność, nie jestem ortodoksyjnym przeciwnikiem kasków. Ale też nie widzę powodu do histerii z powodu tych którzy ich nie używają tak jak ja. Myślę że to głównie moda niż kwestia bezpieczeństwa spowdowała powszechność ich używania. Ale to moje zdanie i każdy może sobie myśleć co chce.

 

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Rób co się da i tyle. Bo, przynajmniej kilka lat temu, z kondycją u ciebie nie było za halo…

Staram się. Wczoraj byłem 1h na szybkim spacerze i 1h na siłce. Dzisiaj przejechałem 15km na rolkach.

 

To nie kondycja. Ta nigdy nie była jakaś szczególnie zła. Kilka lat temu akurat brałem udział w biegu ulicznym, miałem 45 minut na 10km. To chyba nie jest jakiś dramat. W górach też, mimo że bywam okazjonalnie, spokojnie chodzę w tempie 2/3 tego co na znakach a jak się zepnę to zrobię i 50% czasu znakowego.

 

Problemem była(jest) znikoma siła mięśni i przyzwyczajenie do interwałowego wysiłku. Ja mogę cały dzień chodzić po górach ale po 2h intensywnej jazdy na nartach jestem wrakiem.

 

 

Po prostu rekreacyjnie, nie trenowałem i nie trenuję jazdy na tyczkach. Upadek to wydarzenie raczej rzadko spotykane nie więcej niż raz - dwa na sezon.

 

Rozumiem teraz ale 30-40 lat temu jak się uczyłeś?

U mnie w pierwszych latach nauki to było po kilka/kilkanaście gleb dziennie.

 

Pierwsze próby na krawędzi - kilka gleb zakończonych wielokrotnym koziołkowaniem.

Pierwsze kroki na tykach - gleba niemal co przejazd. Późniejsze treningi - prawie każde zarycie o tyczkę i lecisz do przodu na głowę.

Pierwsze próby w snowparku. Przy lądowaniu za bardzo na przodach - gleba na ryja. Za bardzo na tyłach gleba na plecy i głowę.

Pierwsze próby w puchu - kilka gleb na jeden zjazd (ale jaki był fun ;) ).

Skitury/wiosenne ciężkie śniegi. Wiele razy zaryłem dziobami, zdarzyły się nawet gleby w czasie podejścia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem teraz ale 30-40 lat temu jak się uczyłeś?

U mnie w pierwszych latach nauki to było po kilka/kilkanaście gleb dziennie.

 

Pierwsze próby na krawędzi - kilka gleb zakończonych wielokrotnym koziołkowaniem.

Pierwsze kroki na tykach - gleba niemal co przejazd. Późniejsze treningi - prawie każde zarycie o tyczkę i lecisz do przodu na głowę.

Pierwsze próby w snowparku. Przy lądowaniu za bardzo na przodach - gleba na ryja. Za bardzo na tyłach gleba na plecy i głowę.

Pierwsze próby w puchu - kilka gleb na jeden zjazd (ale jaki był fun ;) ).

Skitury/wiosenne ciężkie śniegi. Wiele razy zaryłem dziobami, zdarzyły się nawet gleby w czasie podejścia.

 

Jestem teraz mało wszechstronnym narciarzem - zero snowparku, zero tyk, zero puchu i zero skiturów.

 

Obecnie tylko klepisko.

Kiedyś jak się uczyłem to i owszem padało się pewnie często, jazdy pozatrasowe na ołówkach i owszem. Ale nigdy głową nie przydzwoniłem o glebę. Jak pisałem zdemolowałem sobie kręgosłup, złamałem rękę upadając przy dość dużej prędkości po wypięciu narty w odsypie i jadąc na jednej do tyłu (dwa razy zresztą :( )

Jak powróciłem na narty po operacji kręgosłupa 12 lat temu i uczyłem się jeździć na krawędzi na slalomkach też padłem na początku co parę skrętów. Nawet jeden user ma moje szczere wyznania za swoje motto :D :D :D.

 

Ale koniec żartów padałem ale nigdy nie uderzyłem głową o glebę :P

A tu rozmawiamy i kaskach i urazach głowy.

 

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Staram się. Wczoraj byłem 1h na szybkim spacerze i 1h na siłce. Dzisiaj przejechałem 15km na rolkach.

 

To nie kondycja. Ta nigdy nie była jakaś szczególnie zła. Kilka lat temu akurat brałem udział w biegu ulicznym, miałem 45 minut na 10km. To chyba nie jest jakiś dramat. W górach też, mimo że bywam okazjonalnie, spokojnie chodzę w tempie 2/3 tego co na znakach a jak się zepnę to zrobię i 50% czasu znakowego.

 

To znaczy, że w sumie jest całkiem dobrze! 

                                                                         Pozdr.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie tak jak piszesz. Kluczowym aspektem przy uderzeniach prostopadłych jest strefa zgniotu, która może zmniejszyć przeciążenie działające na mózg. Jeżeli uderzymy w ostry kamień, to jest szansa że wgniecie on skorupę kasku zamiast naszej czaszki, dodatkowo zmniejszy przeciążenie i nas uratuje. Jeżeli walimy w ubitą i płaska powierzchnię śniegu, to kask raczej nic nie da, a nawet zaszkodzi.

 

WTF - jak kask zaszkodzi? wiecej niz 75 % uderzen jest "off angle" czyli nieprostopadlych do skorupy kasku

 

Wszak głowa ma mniejszy promień krzywizny niż kask i mniejszą powierzchnię kontaktu z płaską powierzchnią, jest większa szansa, że wgniecie śnieg (zrobi dołek w śniegu) i będzie jakaś strefa zgniotu chroniąca mózg. Bez kasku jest większa szansa na nabicie sobie guza, rozcięcie skóry, ale mniejsza na wstrząs mózgu.

 

nowa fizyke tworzysz?

 

 

Ale i tak chyba lepiej mieć wstrząs mózgu niż wgniecioną czaszkę.

 

to juz paranoja - KOSCI sa nieistotne - istotna jest tkanka mozgowa!!!

 

W każdym razie kask chroni nas bardziej przed obcierkami i uderzeniami punktowymi w ostre przedmioty, natomiast praktycznie nie chroni przed uderzeniami o powierzchnie płaskie, ma zbyt twardą wyściółkę. Tyle, że gdyby miał bardziej miękką, nie chroniłby przed uderzeniami punktowymi.

 

 

rozwin to bo brniesz w niesamowite tereny pseudonauki

 

 

Co do cech osób jeżdżących w kasku, to zapewne są tacy, którym kask dodaje brawury i zakładają go w celu przesunięcia granicy ryzyka, jak i ci, którzy są przesadnie ostrożni, dlatego jeżdżą w kasku nawet w fazie płużenia na oślej łączce. A pomiędzy nimi cała masa ludzi noszących kask dla wygody lub mody, bez specjalnej korelacji ze skłonnością do ryzyka. Dobrze dobrany i wentylowany kask daje komfort i dla mnie to jest podstawowa zaleta kasku. Nie przypominam sobie sytuacji, w której kask mnie przed czymś uratował, wysoki jestem to zdarza mi się pierdyknąć w łeb przy wysiadaniu z gondoli, ale bez kasku pewnie bym nie pierdyknął, bo byłbym ze 3 cm niższy i moje ciało wie, o ile trzeba głowę pochylić, a podświadomie nie uwzględnia poprawki na kask i pewnie stąd te kolizje.

 

KAZDA warstwa - nawet banan - ktora jest miedzy podlozem a mozgoczaszka, MUSI zmniejszyc energie przekazywana "na glowe" - i to jest wlasnie najwieksza zaleta kasku

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@FerraEnzo

@wojtek pw

 

Dostaliście kiedyś w łeb tyczką slalomową?

Widać nie bo pytacie dlaczego kasków używają zawodowcy.

 

Zmuszają ich do tego przepisy ale bez nich także jeździ by w kaskach.

 

@Spiochu

Wyjaśnij w jaki sposób działa "żółw"

Szczerze nie rozumiem jego zasady działania.

Dlaczego coś ( co? ) w jakiś sposób zabezpiecza ( w jaki? ).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

@Spiochu

Wyjaśnij w jaki sposób działa "żółw"

Szczerze nie rozumiem jego zasady działania.

Dlaczego coś ( co? ) w jakiś sposób zabezpiecza ( w jaki? ).

 

 

Bardzo prosto. Jak się wywalisz i potem zgarniasz tyczki plecami to nie boli ;)

 

Teoretyczna zasada działania to:

1. Dodatkowa warstwa pochłaniająca energię - to w sztywnych żółwiach działa chyba gorzej niż w miękkich

2. Rozproszenie energii uderzania na większą powierzchnię, przy okazji tak by siła nie poszła w kręgosłup  ale w mięśnie po bokach. Czy to rzeczywiście działa, ciężko stwierdzić. 

 

 

Dostaliście kiedyś w łeb tyczką slalomową?

 

W łeb to jeszcze lajt. Ja kiedyś zgarnąłem na twarz w gigancie przy 70 km/h.  Na szczęście zębów nie pogubiłem. Sporo przyjęły gogle - pękła szyba.

 

 

Generalnie kompilacja amator + tyczki w SL wygląda tak: Prawie każda nie osłonięta plastikiem część ciała = siniak w tym miejscu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niesamowite, dziesiątki a może nawet setki razy głową o śnieg i lód. Ja jestem tym przerażony bo pewnie bym tego nie przeżył. Serio.

Może wytłumaczeniem tego, że bardzo rzadko upadam na nartach jest fakt że jeżdżę bezpiecznie, ostrożnie. Po prostu rekreacyjnie, nie trenowałem i nie trenuję jazdy na tyczkach. Upadek to wydarzenie raczej rzadko spotykane nie więcej niż raz - dwa na sezon.

 

A tak a propos treningu a zatem zawodowców. To uwaga do tego co napisał Danny de Vino.

Otóż już w latach 60-tych zjazdowcy używali kasków (nie wiem od kiedy) czyli wszyscy zauważali potrzebę a może nawet ich konieczność ich używania, ze względu na zagrożenie spowodowane dużymi prędkościami.

Popatrzcie natomiast kiedy kaski założyli zawodnicy w slalomie specjalnym. Jeszcze na Olimpiadzie w Nagano w 1998 r.  większość slalomistów jeździła bez kasków, dopiero Olimpiada 2002 w Salt Lake City upowszechniła kaski ale były rodzynki bezkaskowe jak np. Jure Kosir który jechał w jakiejś czarnej bandanie.

Po co ja o tym piszę ? Tu chodzi głównie o prędkość. Amatorzy nie jeżdżąc zbyt szybko z prędkością raczej bliższą slalomistom niż zjazdowcom. Stąd uważam, że zagrożenie jest niewielkie.

I żeby była jasność, nie jestem ortodoksyjnym przeciwnikiem kasków. Ale też nie widzę powodu do histerii z powodu tych którzy ich nie używają tak jak ja. Myślę że to głównie moda niż kwestia bezpieczeństwa spowdowała powszechność ich używania. Ale to moje zdanie i każdy może sobie myśleć co chce.

 

Pozdrawiam

 

Nie zawsze tyki były przegubowe. Najazd na sztywną tykę wyglądał inaczej i szanse przydzwonienia starą tyką w łeb były minimalne. Współczesnych tyczek SL nie da się bezpiecznie atakować bez kasku, stąd zmiany u zawodników.

W ogóle Wojtek mam wrażenie, że przez całe życie widzisz szklankę do połowy pustą - taka mała dygresja i oczywiście bez obrazy  ;)

pzdr

 

Co do żółwia: mam sztywnego, często zakładam i nie żałuję: plecy bez siniaków, zadrapań itp. Ale żeby przez kilkadziesiąt lat nartowania nie przywalić głową w stok... Jestem pod dużym wrażeniem. U mnie co druga wywrotka to solidne przydzwonienie łbem w twarde. Po iluś tam takich razach zdecydowałem się na kask i nigdy tego zakupu nie żałowałem  :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1.

Nie zawsze tyki były przegubowe. Najazd na sztywną tykę wyglądał inaczej i szanse przydzwonienia starą tyką w łeb były minimalne. Współczesnych tyczek SL nie da się bezpiecznie atakować bez kasku, stąd zmiany u zawodników.

 

2.

W ogóle Wojtek mam wrażenie, że przez całe życie widzisz szklankę do połowy pustą - taka mała dygresja i oczywiście bez obrazy  ;)

 

Ad.1.

Były, były proszę bardzo IO Nagano 1998

 

Jeździli i w kaskach i bez. Kije z gardami do zbijania tyczek.

 

A tu IO 2002 Salt Lake City 2002

 

Tyczki nie zmieniły się, prawie wszyscy w kaskach.

Co się zmieniło ?

Oczywiście narty i technika. Wystarczy popatrzeć.

 

Ad.2.

Doskonała diagnoza, jak będę szukał psychoterapeuty zgłoszę się do Ciebie :D

 

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bzdury piszą w tym cytowanym artykule. Moim dwóm kolegom kaski uratowały życie, jeden huknął głowę w metalowy słupek przy wyciągu a drugi uderzył tyłem głowy o śliskie schody. Ja też miałem kilka rozmaitych przygód ale nie aż tak poważnych. Zacząłem jeździć w kasku w 2007r. jak rąbnąłem łbem w Val d'Isere tak, że przez godzinę nie wiedziałem gdzie jestem i jak się nazywam. Kilka lat później zaliczyłem bardzo podobnego charakterem dzwona w Arabbie (obrót w tył i lot trzmiela) i jedyne co się stało to lekko naciągnięty przyczep mięśniowy w karku, a łeb nietknięty. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podpisuję się pod każdym zdaniem napisanym powyżej.

 

Dodam tylko, że moim zdaniem:

 

2. Odnośnie używania kasków przez zawodowców. To oczywiście element marketingu. Tyle nowej powierzchni reklamowej :). Wystarczy przypomnieć sobie albo obejrzeć na youtubie filmiki ze zjazdu i slalomu specjalnego z lat 60, 70, 80, 90 - tych żeby zobaczyć kiedy zjazdowcy zaczęli używać kasków a kiedy zaczęto je używać w slalomie specjalnym. A później to już był obowiązek i nie było wyboru  :(.

 

 

 

 

 

Tyczki nie zmieniły się, prawie wszyscy w kaskach.

Co się zmieniło ?

Oczywiście narty i technika. Wystarczy popatrzeć.

 

 

Pozdrawiam

 

1. OK, tak mi się jakoś najbardziej zapamiętało to co podkreślone w pierwszym poście - może jednak nie reklama wymusza kask tylko rozsądek daje szansę reklamie ?  :)

 

2. Takie miałem skojarzenie: ta Twoja martyrologia 30 lat po zmianach ustroju i narzekanie na obcych  ;)

 

pzdr

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bzdury piszą w tym cytowanym artykule. Moim dwóm kolegom kaski uratowały życie, jeden huknął głowę w metalowy słupek przy wyciągu a drugi uderzył tyłem głowy o śliskie schody. Ja też miałem kilka rozmaitych przygód ale nie aż tak poważnych. Zacząłem jeździć w kasku w 2007r. jak rąbnąłem łbem w Val d'Isere tak, że przez godzinę nie wiedziałem gdzie jestem i jak się nazywam. Kilka lat później zaliczyłem bardzo podobnego charakterem dzwona w Arabbie (obrót w tył i lot trzmiela) i jedyne co się stało to lekko naciągnięty przyczep mięśniowy w karku, a łeb nietknięty. 

 

Jesteś po prostu niebezpiecznym narciarzem, witaj w klubie  ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trochę ponad rok temu zaliczyłem "czyste" rąbnięcie głową w kasku narciarskim w beton. Było to latem. Pojechałem przejechać się na rowerku do lasu. Na rower nie używam kasku. Po jakiejś godzince skończyła mi się woda, więc zawróciłem do miasta żeby kupić coś do picia. Wszedłem do sklepu sportowego i oprócz wody zakupiłem niespodziewanie, bardzo mocno przeceniony kask narciarski. Cóż z nim robić? Włożyłem na głowę i pojechałem w kierunku domu. Przed wejściem do klatki schodowej, w której mieszkam jest kilka schodków, na które zawsze wjeżdżam rowerkiem. Niestety, akurat tuż przed moim wjazdem drogę zagrodziła mi kobitka z wózkiem, przyhamowałem więc żeby ją przepuścić i wytraciłem prawie zupełnie prędkość. Gdy przeszła nacisnąłem na pedały, ale nie zdołałem nabrać niezbędnej prędkości i przednie koło zablokowało mi się na którymś schodku. Poleciałem pełnym kołowrotem wprost na łeb. A na łbie, miałem kask! Jedyny raz w życiu podczas jazdy na rowerku! Może to jednak kaski w jakiś magiczny sposób powodują wypadki? :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


WTF - jak kask zaszkodzi? wiecej niz 75 % uderzen jest "off angle" czyli nieprostopadlych do skorupy kasku

 

Ale ja pisałem o uderzeniach prostopadłych w powierzchnie płaskie, w pewnych warunkach kask może zaszkodzić.

 

 


nowa fizyke tworzysz?

 

Posługuję się starą fizyką i ją rozumiem. Kask ma na tyle twarde wypełnienie i tak dużą powierzchnię kontaktu z głową od wewnątrz, że nie jesteś w stanie tego wypełnienia zagnieść działając głową od wewnątrz, ono w ten sposób praktycznie nie amortyzuje.

Więc jak uderzasz prostopadle w powierzchnie płaską to cała nadzieja w tym, że to nie kask a podłoże będzie amortyzatorem (np. wgniecie się śnieg). Ale działając z taką samą siłą na śnieg łatwiej go wgnieść na małej powierzchni niż na dużej. Głowa bez kasku ma mniejszą powierzchnię kontaktu ze śniegiem niż w kasku i głębiej się w nim zagłębi po takim samym uderzeniu. Można sobie wyobrazić pewne graniczne warunki w których ta różnica zadecyduje o wstrząśnieniu mózgu.

 


to juz paranoja - KOSCI sa nieistotne - istotna jest tkanka mozgowa!!!

Czaszka wgnieciona do wewnątrz często uszkadza mózg, śmiertelnie.

Dlatego uderzając głową o skałę (krawędź schodka, metalowy słupek) wolałbym mieć kask, uderzając o śnieg (nawet trochę mocniej ubity) nie koniecznie i nie w każdym przypadku.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

CZASZKA W STOS DO MOZGU DZIALA TAK, JAK STREFA ZGNIOTU.. (sorry za caps)

 

te dywagacje na temat wglobienia czaszki w snieg bo ma mniejsza srednice....................................wybacz, nie przemawiaja do mnie

 

 

zadam Ci proste pytanie wobec pow wywodow:

wyobraz sobie,ze jestes najemnym morderca , bardzo wysoko cenionym, poniewaz jednym uderzeniem piesci (a wlasciwie nadgarstka) w klate potrafisz zabic delikwenta.

wlasnie dostales "zamowienie" na wykonczenie jednej z glow panstw powiedzmy, z bliskiego Wschodu. Za wykonanie zadania dostajesz tyle forsy, ze nawet jak zlamiesz sobie reke to I tak pikus bo do konca zycia mozesz juz nic nie robic.

 

 

Plan ustaliles, okazuje sie, ze facet o pewnej godzinie bedzie na prywatnym basenie z dziwka - oczywiscie, wiesz jak sie tam dostac w tej wlasnie godzinie, zeby faceta wykonczyc

Zeby byc jak pewnym, ze Twoje uderzenie wywola smiertelny skutek, wybierzesz nastepujaca opcje:

 

1/ uderzysz faceta nadgarskiem w punkt L (lethal)

2/ uderzysz faceta jw ale zalozysz rekawice bokserska

3/ opatulisz faceta kocem I dopiero pozniej wyprowadzisz cis

 

Podaj mi odpowiedz, ktora bys wybral.....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Też macie się czym martwić, wstrząśnienie mózgu to jest pikuś,  czy kask chroni przed nim czy nie, jest praktycznie bez znaczenia. Co do kasku mam tylko jedno zastrzeżenie tzn. jego ciężar, czyli o ile mocniej walimy w kasku( mamy dodatkowy kilogram na głowie) w szczególności gdy wcześniej straciliśmy przytomność i głowa jest zupełnie bezwładna, dlatego mając powyższe na względzie oraz wygodę użytkowania kupując kask kieruje się wyłącznie jego wagą. Kiedyś miałem jakiś pancerny model nie sposób było w nim jeździć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do tej pory jeździłem w kasku firmy Uvex, jego konstrukcja to twarda skorupa, wypełnienie z jakiejś twardej pianki i do tego jakaś wyściółka. Bardzo podobnie jest skonstruowany kask mojego syna (Rossignol Hero), kaski mojej żony i córki. Wg. mojej oceny ich amortyzacja w razie upadku jest raczej mała. 

 

Na ten sezon, zakupiłem (okazyjne) kask firmy Dainese model Flex. Kask ten jest całkowicie inaczej zbudowany od poprzednio posiadanych kasków, nie posiada twardej skorupy zewnętrznej, nie posiada wkładki z twardej pianki. Całość jest elastyczna i wyraźnie rozprasza energię uderzenia po całej powierzchni kasku. W mojej ocenie te rozwiązanie może lepiej chronić od modeli tradycyjnych. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

CZASZKA W STOS DO MOZGU DZIALA TAK, JAK STREFA ZGNIOTU.. (sorry za caps)

 

 

Czyli jednak rozumiesz mechanizm, tylko jakoś nie umiesz go przenieść z czaszki na kask, a konstrukcje kasków, które widziałem mają działać dokładnie w ten sam sposób co pękająca czaszka, maja pęknąć i trwale się odkształcić (a nie amortyzować, czyli ugiąć się i ponownie energię oddać odwlekając to w czasie i zmniejszając przeciążenie). Ale one nie działają jak materac czy trampolina, a żeby chronić mózg przed wstrząsem (przy uderzeniu np. w śnieg) tak powinny działać.

Jest tak jak napisałeś, STREFA ZGNIOTU! Pochłania część energii i nie przenosi pełnego przeciążenia dalej i też go nie oddaje po czasie. A jaką strefę zgniotu ma kask uderzający w ubity śnieg - praktycznie żadną. Jaką strefę zgniotu ma wtedy czaszka ubrana w kask - też żadną. Najbardziej obrywa mózg.

Z kolei jak uderzamy w coś ostrego i twardego to kask prawdopodobnie pęknie i się wgniecie i wolałbym go wtedy mieć, żeby zadziałał zamiast strefy zgniotu czaszki (która i tak jest wtedy w rezerwie).

Ale waląc w śnieg w kasku, nie masz strefy zgniotu w kasku, wyeliminowałeś strefę zgniotu w czaszce i pozostaje strefa zgniotu w śniegu, która też dla kasku jest gorsza. Jak walisz gołą głową, to masz lepszą strefę zgniotu na śniegu i w zapasie strefę zgniotu w czaszce, która niekoniecznie zadziała na śniegu, ale na pewno prędzej niż w kasku.

 

Krótko mówiąc, kaski z twardym wypełnieniem (innych nie spotkałem) chronią przed uderzaniami w ostre i twarde przedmioty, w pozostałych wypadkach chronią tylko przed urazami skóry, kosztem zwiększenia ryzyka dla mózgu. A pewnie zdecydowana większość uderzeń jest o śnieg, dopóki nie są za mocne, ktoś może pomyśleć "dobrze że miałem kask, bo by bardziej bolało i bym sobie guza nabił". Ale jak uderzenie jest mocniejsze, to podejrzewam, że kask może zaszkodzić.

 

Nie chcę teraz zmyślać, ale czy Schumacher miał pękniętą czaszkę? Bo zdaje mi się, że nie miał pomimo, że uderzył podobno w kamień. Może kamień był za płaski a kask za twardy, może gdyby dał sobie wtedy tym kamieniem zrobić dziurę w czaszce ocaliłby mózg? Ale miał kask, żeby chronić czaszkę kosztem mózgu i żeby guza sobie nie nabić. I chyba nawet sobie guza nie nabił, choć nie znam szczegółów, wszystkie istotne uszkodzenia były chyba wewnętrzne, a urazu głowy zewnętrznego zdaje się, że nie miał.

 

Jeszcze czegoś nie rozumiesz, Janie?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czyli jednak rozumiesz mechanizm, tylko jakoś nie umiesz go przenieść z czaszki na kask, a konstrukcje kasków, które widziałem mają działać dokładnie w ten sam sposób co pękająca czaszka, maja pęknąć i trwale się odkształcić (a nie amortyzować, czyli ugiąć się i ponownie energię oddać, tylko odwlec to w czasie). One nie działają jak materac czy trampolina, a żeby chronić mózg przed wstrząsem tak powinny działać.

 

nie powinny, bo wtedy contre-coup bylby zwiekszony

 

 

Jest tak jak napisałeś, STREFA ZGNIOTU! Pochłania część energii i nie przenosi pełnego przeciążenia dalej i też go nie oddaje po czasie.

 

bo nie powinna - ona powinna zaabsorbowac czesc jednokierunkowej energii i to robi..

 

A jaką strefę zgniotu ma kask uderzający w ubity śnieg - praktycznie żadną.

 

wieksza niz sama czaszka - o ile - to zalezy od kasku

 

Jaką strefę zgniotu ma czaszka ubrana w kask - też żadną. Najbardziej obrywa mózg.

 

jw

 

Z kolei jak uderzamy w coś ostrego i twardego to kask prawdopodobnie pęknie i się wgniecie i wolałbym go wtedy mieć, żeby zadziałał zamiast strefy zgniotu czaszki (która i tak jest wtedy w rezerwie).

 

jasne

 

Ale waląc w śnieg w kasku, nie masz strefy zgniotu w kasku, wyeliminowałeś strefę zgniotu w czaszce i pozostaje strefa zgniotu w śniegu

 

 

to jest absolutna bzdura, za wyjatkiem tego, ze strefa zgniotu kasku dodaje sie do strefy wgniecenia sniegu

 

 

, która też dla kasku jest gorsza. Jak walisz gołą głową, to masz lepszą strefę zgniotu na śniegu i w zapasie strefę zgniotu w czaszce, która niekoniecznie zadziała na śniegu, ale na pewno prędzej niż w kasku.

 

oczywiscie - wiec sam przyznajesz, ze czaszka peknie szybciej bez kasku

 

 

Krótko mówiąc, kaski z twardym wypełnieniem (innych nie spotkałem) chronią przed uderzaniami w ostre i twarde przedmioty, w pozostałych wypadkach chronią tylko przed urazami skóry, kosztem zwiększenia ryzyka dla mózgu.

 

czy dobrze rozumiem, ze twierdzisz, ze ktos , kto uzywa kasku ma ZWIEKSZONE ryzyko uszkodzenia mozgu?? dobrze slysze??

 

 

A pewnie zdecydowana większość uderzeń jest o śnieg, dopóki nie są za mocne, ktoś może pomyśleć "dobrze że miałem kask, bo by bardziej bolało i bym sobie guza nabił". Ale jak uderzenie jest mocniejsze, to podejrzewam, że kask może zaszkodzić.

 

podejrzewasz?? a jakies dowody na to??

 

 

Nie chcę teraz zmyślać, ale czy Schumacher miał pękniętą czaszkę? Bo zdaje mi się, że nie miał pomimo, że uderzył podobno w kamień. Może kamień był za płaski a kask za twardy, może gdyby dał sobie wtedy tym kamieniem zrobić dziurę w czaszce ocaliłby mózg? Ale miał kask, żeby chronić czaszkę kosztem mózgu i żeby guza sobie nie nabić. I chyba nawet sobie guza nie nabił, choć nie znam szczegółów, wszystkie istotne uszkodzenia były chyba wewnętrzne.

 

Kask przy uderzeniach w powierzchnię płaskie eliminuje strefę zgniotu w czaszce i zmniejsza skuteczność strefy zgniotu w śniegu, ale za to przy uderzeniach w ostre i twarde przedmioty daje dodatkową strefę zgniotu oprócz czaszki, zmniejsza też ryzyko urazów powierzchownych, a takich delikatnych upadków i "obcierek" jest najwięcej. Ale wybór należy do nas.

 

tego juz nie komentuje bo za duzo "podobno", "nie chce zmyslac "- to sie chwali

 

Jeszcze czegoś nie rozumiesz, Janie?

 

1/ odpowiedz na moje pytanie z poprzedniego postu

2/ jezeli moge spytac, jaki zawod wykonujesz, czy masz "wyuczony" - ale nie chcesz, to nie ujawniaj

3/ ciagne te wymiane  wylacznie ze wzgledow niejako zawodowych…….

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Janie, nie chce mi się tego ciągnąć, robiłem to tylko dlatego, że miałbym satysfakcję gdybyś zrozumiał i że ja potrafiłem to wytłumaczyć, ale nie zawsze się to udaje i nie za wszelką cenę.

 

Nie wiem po co pytasz o wykształcenie czy zawód, masz jakiegoś asa w rękawie na tym polu? Jestem zwolennikiem tezy, że tego typu dyskusje należy podpierać wyłącznie rzeczowymi argumentami, ale kiedy ich zabraknie niektórzy uciekają się do licytacji dyplomami, skoro Ci na tym zależy to niech będzie w takim stylu.

 

Kiedyś zrobiłem mgr ekonomii na uniwerku łódzkim. Miałem iść na polibudę, ale stwierdziłem że tam za mało fajnych lasek studiuje. :) To był błąd, bo nie ma zakazu wyrywania lasek z innej uczelni, a szybko doszedłem do wniosku, że ekonomiści nie są potrzebni światu a jedynie jakimś socjalistom, którzy odeszli od idei wolnego rynku, wpadli w tarapaty i usilnie potrzebują pomocy kogoś, kto podpowie jak sztucznie sterować gospodarką, żeby odwlec w czasie klęskę, uchronić ich głowy przed ścięciem i stwarzać pozory, że wszystko jest dobrze. Uważam to za zawód godny pogardy, w ogóle nieprzydatny ludziom uczciwym, a wręcz im szkodzący. Prawa ekonomii rządziły światem najlepiej, kiedy nie mieliśmy świadomości, że takie prawa w ogóle istnieją, a później było już tylko gorzej, nie będę do tego dokładał swojej ręki.

 

Później zajmowałem się różnymi rzeczami, od programowania, poprzez marketing dla internetowej branży porno :D, pozycjonowanie na wyszukiwarkach po produkcję kosmetyków.

Ale w końcu poszedłem na tą polibudę, zrobiłem mgr inż. inżynierii środowiska, potem uprawnienia budowlane do projektowania i kierowania robotami budowlanymi w specjalności instalacyjnej w zakresie sieci, instalacji i urządzeń cieplnych, wentylacyjnych, gazowych, wodociągowych i kanalizacyjnych i od jakiegoś czasu zacząłem pracować w tym zawodzie, projektując i wykonując w/w instalacje, co zresztą bardzo przypadło mi do gustu i czuję się w tej branży jak ryba w wodzie.

 

W każdym razie lubię fizykę i matematykę, to chyba jedyne nauki, których nie da się skazić jakąś ideologią czy poprawnością polityczną, bo one wtedy ewidentnie przestałyby działać. Można powiedzieć, że są najbardziej obiektywne wśród nauk, a "pierdolenie" w tym temacie demaskują bezlitośnie.

Potrzebujesz jakichś wyliczeń? Ale i tak uprzedzam, że nie będzie mi się chciało, albo uwierzysz mi na słowo, albo trwaj we własnych poglądach, w sumie to moja porażka, że nie udało mi się tego Tobie wytłumaczyć, będę musiał z tym żyć, ale chyba dam radę. ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Szymon

 

Po pierwsze to dziękuję za Twoje wyjaśnienia dotyczące mechanizmów fizycznych. Dobrze skonstruowany model więcej wyjaśnia niż marketingowy bełkot. A prawo Hooke'a i inne po prostu dobrze odzwierciedlają rzeczywistość. Mechanika jest bardzo dobrze dopracowana.

 

W dyskusji, która się tutaj odbyła oczywiste jest, że w miękkim podłożu droga hamowania samej głowy będzie dłuższa od tej w kasku. W związku z czym ujemne przyspieszenia będą mniejsze. Ale od tego wniosku przejście do skutków (w postaci wstrząśnienia) nie jest oczywiste.  Być może upadki w miękkim podłożu nie skutkują wstrząśnieniem (bo zbyt małe są ujemne przyspieszenia). To pierwsza wątpliwość. Druga jest taka, że obejrzałem wyściółkę moich kasków i ona jednak się ugina pod naciskiem. Czyli podczas uderzenia następuje jakaś sprężysta absorpcja energii.

 

Byłbym bardzo ostrożny z przenoszeniem ogólnie prawidłowego wniosku o skróceniu drogi hamowania na skutki w postaci wstrząśnienia. Szczególnie, że wstrząśnienie też jest skalowalne czyli mechanizm o którym piszesz być może w niewielkim stopniu wpłynie na pogorszenie stanu pacjenta przy bardzo lekkich urazach a za to zdecydowanie polepszy w przypadków cięższych urazów (na twardym podłożu).

 

To co napisałeś to ciekawy kierunek do sprawdzenia. Być może masz rację ale równie dobrze jej nie masz. Niebezpieczne jest tylko to, że taki argument może pojawić się w dyskusji jako argument dla bezkaskowców a jego prawdziwa siła jest powiedzmy porównywalna do powiedzmy komplikacji po szczepionkowych vs skuteczność szczepień.

 

Bez problemu można znaleźć inne egzotyczne przypadki gdzie kask może zabić narciarza. Wyobraź sobie, że wylatujesz z prędkością  100 km/h z trasy. Obok rośnie jedno drzewo. Nie mając kasku przelatujesz głową tuż obok pnia i lądujesz w polu pełnym miękkiego śniegu wstajesz i otrzepujesz się. Mając kask na głowie uderzasz w drzewo a potężna siła styczna łamie ci kark...

 

Pozdro

Wiesiek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...