Skocz do zawartości

Ile godzin jesteście w stanie jeździć na nartach?


bakkz

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć

Piszecie o prawie do oczekiwań. Zgadza się pod warunkiem, że oczekiwania będą realne. Pisał o tym Bubol a ja dodam, że coraz częściej spotykam się z oczekiwaniami nie tyle nierealnymi nawet z punktu widzenia czystego zdrowego rozsądku. Taki oczekujący potrafi zepsuć niejedne wyjazd.

Morisek pisał o bezpieczeństwie - całkowita zgoda - to podstawa. Tylko, że bezpieczeństwo nie bierze się znikąd. Jest wynikiem edukacji i innej drogi by być narciarzem bezpiecznym nie ma. Ta edukacja jest natomiast przez większość odrzucana z zasady - "nie muszę być mistrzem świata". Jasne, że nie musi tylko niech nie ma pretensji, że są złe warunki, że sobie nie może poradzić albo, że sobie coś zrobił - jego wybór.

I teraz - narciarstwo jest sportem "społecznym" - uprawisz je wśród ludzi. Jeżeli większość z tych ludzi odrzuca z takich czy innych powodów edukację to jest dla mnie potencjalnie niebezpieczna. To dość prosta zależność.

Wniosek jest również prosty - albo się nauczą albo niech ....

Pozdrowienia 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 117
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

jak i te stare umiejętności z prostych ołówków nadal się przydają ,czasem potrzebny jest śmig ,innym razem nawet pług ,nie wiem czy tego jeszcze uczą ,uczą podejścia choinką ,lub chociaż bokiem pod górkę? chyba nie bo jak widzę co się czasem dzieje pod wyciągiem ,ludzie nie potrafią się utrzymać na nartach stojąc lekko pod górkę,oczywiście połowa bez kijków ,bo te przecież strasznie przeszkadzają.Kto wie ,jak jechać po muldach ,czy to ,że w puchu trzeba lekko przenieść ciężar ciała na tył,żeby się nie zapaść w głębokim śniegu?

 

Moja córka wiek 6 lat już to umie (podejście choinką, bokiem), została nauczona przez instruktora.

Oczywiście instruktorzy uczą takich rzeczy, ale trzeba z tej oferty skorzystać.

Pojechać na kurs tygodniowy, no ale wtedy nie przejedzie się całego ośrodka,

tylko wykonuje się jazdę zadaniową. Albo reguralnie kupić lekcje u tego samego instruktora przez kilka dni,

to też kosztuje. Moim zdaniem to jest kwestia że ludzie skąpią na swoją naukę.

Byłem na takich wyjazdach że dwa autokary jadą w mały ośrodek w Alpach i wszyscy sie tam uczą,

są grupy pługowe, karwingowe, ale są też grupy uczące się śmigu.

Ale wtedy nie można się pochwalić znajomym że byłem w 3Dolinach, tylko w jakiejś pipiduwie.

To nie jest problem braków u instruktorów, słabej oferty, tylko chęci skorzystania z tego przez ludzi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

........

Wniosek jest również prosty - albo się nauczą albo niech ....

Pozdrowienia 

Jeśli w ośrodku jest jedna/kilka tras - to może zgoda, choć ja nikomu nie odbierałbym prawa do kaleczenia. Jeśli ktoś chce się zsuwać z trasy jadąc od boku do boku- jego wybór. I nie mamy prawa na siłę go edukować - tym bardziej, że pewnie nadejdzie dzień,gdy jednak może zechcieć czegoś więcej.

 

Natomiast problem ten zupełnie (lub prawie zupełnie) nie istnieje w ośrodkach alpejskich - tam zazwyczaj jest tak luźno, że kiepskiego narciarza/snowbordzistę można objechać "na kilometr". Poza tym zwykle ci "oślołączkowcy" pozostają na trasach niebieskich i nie stanowią problemu na większości tras w ośrodku

 

 

Moja córka wiek 6 lat już to umie (podejście choinką, bokiem), została nauczona przez instruktora.

Oczywiście instruktorzy uczą takich rzeczy, ale trzeba z tej oferty skorzystać.

Pojechać na kurs tygodniowy, no ale wtedy nie przejedzie się całego ośrodka,

tylko wykonuje się jazdę zadaniową. Albo reguralnie kupić lekcje u tego samego instruktora przez kilka dni,

to też kosztuje. Moim zdaniem to jest kwestia że ludzie skąpią na swoją naukę.

Byłem na takich wyjazdach że dwa autokary jadą w mały ośrodek w Alpach i wszyscy sie tam uczą,

są grupy pługowe, karwingowe, ale są też grupy uczące się śmigu.

Ale wtedy nie można się pochwalić znajomym że byłem w 3Dolinach, tylko w jakiejś pipiduwie.

To nie jest problem braków u instruktorów, słabej oferty, tylko chęci skorzystania z tego przez ludzi.

można też inaczej.

 

Jak byłem z córą pierwszy raz w Alpach (Włochy) to miała wtedy 6 lat, ale już jeździła nieźle, bo zaczynała w wieku lat 4. I w niczym nie przeszkadzało nam to objechać całe ośrodki (Bormio, Livigno i Santa Caterina), oczywiście w innym tempie niż byłoby to tylko z żoną.

Pod koniec wyjazdu mieliśmy zaliczone wszystkie trasy, łącznie z czarnymi.

Jeszcze kilka innych podobnych wyjazdów - szkolenie córy odbywało się w "locie" - dzieci bardzo dobrze naśladują styl jazdy osoby z którą jeżdżą. Dzisiaj wszyscy mówią, że oboje z córą jeździmy podobnym stylem. Nauczyłem ją zarówno jazdy na krawędziach, jak i śmigu, NW. Zaraziłem ją jazdą w terenie.

Na SF pojawiały się opinie, że nie dobrze jest uczyć dzieci samemu - a ja się cieszę, że robiłem to sam (no, także z żoną). Oprócz tego, że córa radziła sobie spokojnie na każdej trasie jaką spotkaliśmy (łącznie z Tunelem w Alpe d'Huez), to jeszcze miło spędziliśmy razem czas.

A wspomnienia z wyjazdów,  nauki, upadków i pierwszych wyjazdów poza trasę  na "chopki" czy puszek - jak mawiała córa - bezcenne.

 

A co do 3V czy pipidówy - chyba ze cztery lata temu byliśmy na obozie narciarskim w Superdevouly (FR). Córa miała wtedy 11 lat i dostała się do grupki zaawansowanej (głównie byli tam 14-16 latkowie) i spokojnie sobie tam radziła. Ja wtedy jeździłem sam, ona z grupą - ośrodek mały (100 km tras), więc po dwóch dniach miałem wszystko objeżdżone, ale i tak miło wspominam, zwłaszcza, że po szkoleniu spotykałem sie z córą i do końca dnia jeździliśmy już razem.

Nie zmienia to faktu, że bardziej jednak lubię 3 :D  Doliny

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wujocie, chyba pierwszy raz nie mogę się z Tobą w pełni zgodzić. Chorobliwa otyłość w USA to domena ludzi biednych, oczywiście zdarzają się grubaski wśród zamożniejszych, ale prym wiedzie biedota. Ważną rolę odgrywa tutaj edukacja i dopuszczenie fastfoodów do stołówek szkolnych. Każdemu zainteresowanemu tematem i mechanizmami rynkowymi, sterującymi odżywianiem, polecam dokument Fed Up.

 

Zanim dam się zdyscyplinować zadam Ci tylko pytanie:

- czy naprawdę uważasz, ze "biednych" Amerykanów nie stać na zdrowe jedzenie?

Sam zresztą na nie odpowiedziałeś - złe jedzenie to stan ducha a nie portfela. I owszem można go skorelować z mniejszymi sukcesami zawodowymi. A i pewnie z polityką edukacyjną. i tu polska się kłania.

 

Pozdro

Wiesiek


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dyscyplinowanie w ogóle nie wchodzi w grę. :) Problem tkwi w tym, że możemy mówić o zupełnie innym poziomie ubóstwa, a wtedy się nie dogadamy. Ale uogólniając, tak, biednych Amerykanów nie stać na zdrowe jedzenie. Przyczyn jest wiele, ale jest to głównie związane z brakiem wzorców samodzielnego przygotowania posiłków oraz umiejętności zbilansowania diety. (Tu tak naprawdę znowu wychodzi, że lenistwo tkwi u źródła problemu).

 

Czyli fast-foody, odgrzewana żywność o wysokim stopniu przetworzenia, uzależnienie od wszechobecnych cukrów. Do niedawna dezinformacja w szkołach, mediach i przekazie reklamowym.

 

Ogólnie rzecz biorąc w Stanach łatwo jest przytyć. Pokus jest całe mnóstwo. Wszystko pyszne, bo słodkie. W 2013 roku mimo wysokiej aktywności turystycznej oraz godziny ćwiczeń cztery razy w tygodniu przez cały pobyt, przytyłem tam 5 kg w trzy tygodnie, bo obżarłem się tego ichniego dziadostwa. Tak było szybciej i taniej. Będąc kartoflem kanapowym, dopiero byłaby jazda. :)

 

jan koval trafnie to ujął, mówiąc, że BMI jest odwrotnie proporcjonalne do dochodów, ale tak samo masz słuszność Wujocie, że ważny jest też stan świadomości. Jednak próba podniesienia stanu świadomości osób biednych jest zazwyczaj skazana na niepowodzenie. Oni nie słuchają i szybko wracają do starych przyzwyczajeń.


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ogólnie rzecz biorąc w Stanach łatwo jest przytyć. Pokus jest całe mnóstwo. Wszystko pyszne, bo słodkie. W 2013 roku mimo wysokiej aktywności turystycznej oraz godziny ćwiczeń cztery razy w tygodniu przez cały pobyt, przytyłem tam 5 kg w trzy tygodnie, bo obżarłem się tego ichniego dziadostwa. Tak było szybciej i taniej. Będąc kartoflem kanapowym, dopiero byłaby jazda. :)

 

 

slyszalem wiele takich relacji Polaków, którzy byli w Stanach kilka miesięcy,

wszyscy przytyli,

ciekawa byłaby opinia JanaKovala, znając Ciebie na pewno nie masz brzuszka  :)

warzywa są bardzo drogie, a fastood tani, więc jak żyć ?


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z moich obserwacji podczas kilkakrotnych pobytów w USA, wynika że zwykłe wyciśnięcie soku przez sokowirowke znacznie wykracza poza umiejętności przeciętnej gospodyni domowej. Za 20 baksów u chinczyka można tyle razy dołożyć sobie na talerz ile się zapragnie to po co brudzić sobie talerze w domu, a zdarza się że niektórzy nawet ich nie posiadają.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z moich obserwacji podczas kilkakrotnych pobytów w USA, wynika że zwykłe wyciśnięcie soku przez sokowirowke znacznie wykracza poza umiejętności przeciętnej gospodyni domowej. Za 20 baksów u chinczyka można tyle razy dołożyć sobie na talerz ile się zapragnie to po co brudzić sobie talerze w domu, a zdarza się że niektórzy nawet ich nie posiadają.

 

Obserwacje poczynione w ambasadzie RP?

Pzd be-ja


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obserwacje poczynione w ambasadzie RP?
Pzd be-ja

W górach Catskill gdzie ojciec szwagra prowadzi hotel&spa i proponuje turnusy odchudzające. Na takich turnusach prowadzone są również wykłady dla kuracjuszek jak przygotować własnoręcznie zdrowy posiłek. Moja żona była zdumiona reakcją pań biorących udział w szkoleniu, gdy opis prostych czynności kuchennych co chwilę przerywały okrzykiem "wow! Elizabeth that's fantastic" i tym podobnymi. Szwagierka natomiast mieszka w NY i większość (no może przesadziłem z tym słowem większość, kilka) jej sąsiadek nawet nie ma kuchni w mieszkaniu, a po kawę to się wyskakuje rano w piżamie do coffehaven.

 

PS. Żeby wrócić do tematu nart to w tychże górach jest fajny niewielki ośrodek narciarski, wyciągi trochę archaiczne: 

http://www.belleayre...5 -high res.jpg byłem tam niestety latem, więc nie było okazji sprawdzić tych tras. Niedaleko bo w Hunter jest jeszcze ciekawszy ośrodek.


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1.Grubasy amerykańskie są we wszystkich grupach i klasach także wśród urzędników i, uwaga, policjantów - a nawet w wojsku. Każdy normalnie tam pracujący zarabia na tyle dużo, że stać go na jedzenie - w tym i to zdrowsze. Nikt nie każe im zresztą żłopać coli - mogą pić wodę. Skończmy, wiec z tym mitem, że ma to podłoże ekonomiczne. Jest nawykowe i kulturowe!

2. Śmieciowe jedzenie w Polsce wcale nie jest tańsze od alternatywnego to, znów, kwestia wyboru

3. Fizjolodzy mówią o naturalnym wzroście wagi - przyjmuje się, ze pól kilograma na rok jest naturalne i nie jest szkodliwe. Przez 30 lat daje to 15 kg - tyle "ma prawo" przybyć i być może to zaobserwowałaś patrząc na przyjaciół z młodości.

 

Obecna młodzież startuje, co jest prawie nie do uwierzenia, z I stopnia otyłości - to otwarta droga do ciężkich chorób a nie paru kilo za dużo. Taka waga zamyka wiele aktywności w tym i tą narciarską.

 

Ale skoro wychodzi tak potężny OT to go pociągnę - są dwie strony równania:

1. Lewa - Żarcie

Pewnie przyczyny są złożone i wymagają śledztwa i nie jest to żart bo dezinformacja w dziedzinie żywnościowej jest niebotyczna. W stanach np. od dawien dawna dotowany (poprzez dotowanie kukurydzy) syrop glukozowo-fruktozowy staje się kandydatem nr jeden odpowiedzialnym za otyłość Amerykanów. W tym roku w Polsce ma być zniesiona dotychczasowa kwota produkcyjna i za tym drobnym faktem (nie zauważonym przez media) mogą stać daleko idące konsekwencje. Poza cukrami we wszystkich postaciach i doniesieniami o szkodliwości słodzików (bynajmniej nie rak, tylko wzrost poziomu insuliny we krwi bez obecności glukozy) kupa dodatków - hormony, konserwanty. Zdecydowanie można się załamać - wysnułem tylko ogólny wniosek co do unikania słodkości we wszelkich postaciach bo jest tego i tak bardzo dużo i kupowania prostych produktów. W szczególności po tej stronie równania zastąpiłem wszystkie płyny wodą. Jeśli zaś trafi się jakiś np. sok to go po prostu rozcieńczam

2. Jest na szczęście druga strona - to co skonsumuję powinienem spalić. I tutaj widzę szansę dla nas wszystkich. Narciarstwo w klasycznej "zjazdowej" opcji nie jest najlepszym sposobem na spalanie kalorii ale biegówki, skitury i freeride są godne polecenia - wielogodzinny wysiłek w niskiej temperaturze, gwarantującej solidne chłodzenie, to szansa na zbilansowanie równania bez konieczności dodania po tej prawej stronie reszty. Czyli tzw oponki.

 

Pozdro

Wiesiek

 

 

nic nie jest proste a w szczególności związki statystyczne.

 

Pomyliłeś przyczynę ze skutkiem. Mój wniosek jest  taki ci co mają słabe dochody nie dbają o zdrowie.  Można łatwo to nawet uzasadnić skoro mimo małych dochodów kupuję papierosy to znaczy, ze mam gdzieś swoje zdrowie i jem byle jaką "wygodną" żywność.

Nie pamiętam, który z wielkich napisał są trzy rodzaje kłamstw: kłamstwa, bezczelne kłamstwa i statystyka. Bardzo mi to utkwiło w głowie.

 

pozdro

Wiesiek

 

pees to Mark Twain

 

pees 2

 

czyli wniosek z Twojego cytatu może być taki

dochody są odwrotnie proporcjonalne do BMI - o tyle idiotyczny, ze tak naprawdę jedno i drugie zależy od stanu świadomości. A to pokazuje dalej jak głupie moze być wyciąganie wniosków z powiązań uchwyconych przez statystykę.

 

 

W górach Catskill gdzie ojciec szwagra prowadzi hotel&spa i proponuje turnusy odchudzające. Na takich turnusach prowadzone są również wykłady dla kuracjuszek jak przygotować własnoręcznie zdrowy posiłek. Moja żona była zdumiona reakcją pań biorących udział w szkoleniu, gdy opis prostych czynności kuchennych co chwilę przerywały okrzykiem "wow! Elizabeth that's fantastic" i tym podobnymi. Szwagierka natomiast mieszka w NY i większość jej sąsiadek nawet nie ma kuchni w mieszkaniu, a po kawę to się wyskakuje rano w piżamie do coffehaven.

Wujot - to sie przejechales po mnie. To co mowie, jest POPARTE statystyka, a nie sama statystyka...

 

Uffff - przynajmniej w tym watku nareszcie sie dowiedzialem,  jak sie zyje w Stanach (sarkazm...).

przypomina mi to sytuacje z pierwszych lat pobytu tutaj, gdy przylecielismy , chyba po 3 latach, do Polski i sasiedzi "zza plota" w P-niu, ktorzy najdluzszy wyjazd zrobili pod Pniewy (na grzyby) , zaczeli nam  doradzac, jak zyc w Stanach.

 

1/ Faktem jest, ze dobre jedzenie kosztuje zdecydowanie wiecej.

2/ OSOBISCIE mieszkania bez kuchni nie widzialem - jeszcze

3/ w pizamach to nawet sie paraduje po ulicach (im wieksza dupa tym bardziej opieta)

4/ ciekawa jest dystrybucja tluszczu u pewnych ras - jest zupelnie inna .....

5/ jak ktos idzie do MD i widzi "double decker" za $2, a triple decker za $2.50 - jasne jest,ze ekonomicznie jest dolozyc 50 centow..........i nastepne 500 kal..

6/ papierosy jak fast food - im wiecej zarabiasz, tym mniej pali

 

Ja przytylem w ciagu pierwszego roku ok 10 kg - te frytki z majonezem  byly takie wspaniale.......

 

Predko mi to przeszlo, ale  nast rok poswiecilem na  zrzucenie nadwagi..

 

Pare rzeczy sie zmienilo

1/ wymiotuje (prawie, ale blisko) na widok palacza

2/ ostatniego paczka (tzw donuts)  jadlem 15 moze lat temu

3/ czekolade uzywam, w malej ilosci, okazyjnie

4/ lunch (mam szczescie) przygotowuje moja zona, ktore tez jest exercise frick, wiec wiem , co jem

5/ ok raz w mies jemy w restauracji - wtedy zamawiam stek - na "codzien" ryby i drob - "organic".

 

PIje pepsi diet, ok  mze 25 ml/dzien

pije duzo wody, oraz (za duzo) - kawe


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wujot - to sie przejechales po mnie. To co mowie, jest POPARTE statystyka, a nie sama statystyka...

 

Uffff - przynajmniej w tym watku nareszcie sie dowiedzialem,  jak sie zyje w Stanach (sarkazm...).

przypomina mi to sytuacje z pierwszych lat pobytu tutaj, gdy przylecielismy , chyba po 3 latach, do Polski i sasiedzi "zza plota" w P-niu, ktorzy najdluzszy wyjazd zrobili pod Pniewy (na grzyby) , zaczeli nam  doradzac, jak zyc w Stanach.

 

1/ Faktem jest, ze dobre jedzenie kosztuje zdecydowanie wiecej.

2/ OSOBISCIE mieszkania bez kuchni nie widzialem - jeszcze

3/ w pizamach to nawet sie paraduje po ulicach (im wieksza dupa tym bardziej opieta)

4/ ciekawa jest dystrybucja tluszczu u pewnych ras - jest zupelnie inna .....

5/ jak ktos idzie do MD i widzi "double decker" za $2, a triple decker za $2.50 - jasne jest,ze ekonomicznie jest dolozyc 50 centow..........i nastepne 500 kal..

6/ papierosy jak fast food - im wiecej zarabiasz, tym mniej pali

 

Ja przytylem w ciagu pierwszego roku ok 10 kg - te frytki z majonezem  byly takie wspaniale.......

 

Predko mi to przeszlo, ale  nast rok poswiecilem na  zrzucenie nadwagi..

 

Pare rzeczy sie zmienilo

1/ wymiotuje (prawie, ale blisko) na widok palacza

2/ ostatniego paczka (tzw donuts)  jadlem 15 moze lat temu

3/ czekolade uzywam, w malej ilosci, okazyjnie

4/ lunch (mam szczescie) przygotowuje moja zona, ktore tez jest exercise frick, wiec wiem , co jem

5/ ok raz w mies jemy w restauracji - wtedy zamawiam stek - na "codzien" ryby i drob - "organic".

 

PIje pepsi diet, ok  mze 25 ml/dzien

pije duzo wody, oraz (za duzo) - kawe

To co mi najbardziej utkwiło w pamięci z pobytów w USA, to wydzielone miejsca parkingowe w centrach handlowych dla "inwalidów z nadwagą". Zamiast wyznaczyć je na najdalszym krańcu parkingu, żeby ludzie mieli okazję spalić parę kalorii zanim dotrą do wejścia, to są one przy samym wejściu głównym. I do tego te wózki akumulatorowe coby nie złapać zadyszki biegając między regałami z okazjami.  :)


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To co mi najbardziej utkwiło w pamięci z pobytów w USA, to wydzielone miejsca parkingowe w centrach handlowych dla "inwalidów z nadwagą". Zamiast wyznaczyć je na najdalszym krańcu parkingu, żeby ludzie mieli okazję spalić parę kalorii zanim dotrą do wejścia, to są one przy samym wejściu głównym. I do tego te wózki akumulatorowe coby nie złapać zadyszki biegając między regałami z okazjami.  :)

nie widzialem jeszcze wydzielonych dla handicapped, obese - ZAWSZE dla invalidow miejsca sa jak najblizej wejscia. a ze nadwaga, zwlaszcza ta montrualna, nie jest rzadka, wiec  potwory wlasnie tam parkuja....

calych Stanow nie widzialem, zaznaczam, a wiekszych miast po prostu unikam - preferuje  przyrode

co do statystyki - akurat  czesc mojej edukacji zawierala statystyke i do dzis sie nia posluguje - wyswiechtane slogany sa popularne.............ja moge powiedziec, ze ktos, kto statystyki nie rozumie, powie "prawda, g prawda i statystyka" i spotka sie to z poklaskiem, bo jest dowcipne - natomiast, jezeli ktos neguje prawidlowo przeprowadzona i uzyta statystyke - jest nihilista i przyglupem - przyglupem - bo bedzie negowal kazdy fakt, nawet poparty PRAWIDLOWO UZYTA statystyka

co jest baaaaaaaardzo czeste w niektorych czesciach swiata.... :D  :D  :D


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja znam trochę lepiej stany na północ od NY bo tam bywałem w celach turystycznych i w NY, Newark czy chociażby Kingston, widziałem że na miejscach dla inwalidów parkują głównie obeese, co nie wpływa na poprawę ich kondycji fizycznej. Znam jeszcze North Carolina a dokładnie Fort Bragg, ale tą poznałem głównie od strony poligonów i strzelnic. Ktoś tu pisał, że wojsko amerykańskie jest zapasione, z czym się kompletnie nie zgadzam (duzi z powodu prze-koksowania to tak). Marzyłoby mi się by zobaczyć jak na zaprawie porannej w polskiej armii, biega dowódca w stopniu generała razem ze swoimi podwładnymi, co jest standardem w armii amerykańskiej.


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

........ja moge powiedziec, ze ktos, kto statystyki nie rozumie, powie "prawda, g prawda i statystyka" i spotka sie to z poklaskiem, bo jest dowcipne - natomiast, jezeli ktos neguje prawidlowo przeprowadzona i uzyta statystyke - jest nihilista i przyglupem - przyglupem - bo bedzie negowal kazdy fakt, nawet poparty PRAWIDLOWO UZYTA statystyka

co jest baaaaaaaardzo czeste w niektorych czesciach swiata.... :D  :D  :D

 

Kuba!

 

W kwestii statystyki, (którą jako inżynier miałem w małym paluszku i to na poziomie zaawansowanym), chyba nie dość wyraźnie napisałem, że ze statystycznego powiązania niskich dochodów ze złą dietą nie sposób wnioskować, że osiąganie niskich dochodów skazuje na złą dietę. Równie dobrze można stwierdzić, że Ci co źle jedzą mało zarabiają. Albo nie dbają o zdrowie co wykazałem Ci na przykładzie papierosów. Niskie zarobki nie skazują na złą dietę czy palenie - brak wiedzy, złe wzorce - tak. Dziwię się, że tego nie czujesz bo pewnie w statystyce wyjdzie też, że słabo zarabiający są mało usportowieni a zawsze wykazujesz, ze to tylko zależy od dyscypliny i chęci. Czyli niskie zarobki nie skazują z definicji na asportowy tryb życia.

 

Czy naprawdę uważacie, że epidemia kaszalotów w Polsce wynika z biedy??? A może z przymusu dystrybucyjnego? Kaszaloty portfelami głosują a dystrybutorzy za tym nadążają. Idzie ci świetnie cukiernia to otwierasz drugą a zieleniak zamykasz - proste. Tłumaczenie tego rozwarstwieniem ekonomicznym jest bardzo wygodne -"jest tak bo musi tak być". W domyśle - będziemy zarabiać więcej to będzie lepiej! Nie śmierdzi Ci to??? Będzie lepiej jak w głowach nam się poprzestawia i to jest zadanie dla wszystkich. I może nawet więcej wtedy zaczniemy zarabiać!

Wszystko to jest w głowach - co nie oznacza, że nie mam pretensji do tych co mogliby kreować odpowiedzialne i korzystne dla zainteresowanych wzorce. Za tym BMI 32 pójdzie gwałtowny rozwój chorób i spadku jakosci życia i to nie tylko w sferze zawodowej. za 20 lat będzie to już bardzo widoczne.

 

pozdro

Wiesiek


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nie widzialem jeszcze wydzielonych dla handicapped, obese - ZAWSZE dla invalidow miejsca sa jak najblizej wejscia. a ze nadwaga, zwlaszcza ta montrualna, nie jest rzadka, wiec  potwory wlasnie tam parkuja....
calych Stanow nie widzialem, zaznaczam, a wiekszych miast po prostu unikam - preferuje  przyrode
co do statystyki - akurat  czesc mojej edukacji zawierala statystyke i do dzis sie nia posluguje - wyswiechtane slogany sa popularne.............ja moge powiedziec, ze ktos, kto statystyki nie rozumie, powie "prawda, g prawda i statystyka" i spotka sie to z poklaskiem, bo jest dowcipne - natomiast, jezeli ktos neguje prawidlowo przeprowadzona i uzyta statystyke - jest nihilista i przyglupem - przyglupem - bo bedzie negowal kazdy fakt, nawet poparty PRAWIDLOWO UZYTA statystyka
co jest baaaaaaaardzo czeste w niektorych czesciach swiata.... :D  :D  :D


Z przyglupem polemizować nie będę bo każdy ma prawo do swoich ocen , ale nihilisty Ci nie odpuszczę bo nie dopuszczam myśli,że nie rozumiesz tego co piszesz. I dlatego zapytam dlaczego uważasz że odrzucam, neguję i relatywizuję wszelkich przyjęte wartości, normy i zasady oraz prawa życia zbiorowego i indywidualnego .Czy kilka słów o statystyce już upoważnia do takiego stwierdzenia? Jeśli tak szybko potrafisz dokonać ocen to gratuluję.Ale moje sceptyczne podejście być może wynika z tego,że statystykę traktuję tylko I wyłącznie jako narzędzie pomocnicze I w przeciwieństwie do innych-pewnie bardziej inteligentnych jednostek-nie uznaję jej za królową nauk której należy oddawać szacunek.
pozdrawiam


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

nie widzialem jeszcze wydzielonych dla handicapped, obese - ZAWSZE dla invalidow miejsca sa jak najblizej wejscia. a ze nadwaga, zwlaszcza ta montrualna, nie jest rzadka, wiec  potwory wlasnie tam parkuja....
calych Stanow nie widzialem, zaznaczam, a wiekszych miast po prostu unikam - preferuje  przyrode
co do statystyki - akurat  czesc mojej edukacji zawierala statystyke i do dzis sie nia posluguje - wyswiechtane slogany sa popularne.............ja moge powiedziec, ze ktos, kto statystyki nie rozumie, powie "prawda, g prawda i statystyka" i spotka sie to z poklaskiem, bo jest dowcipne - natomiast, jezeli ktos neguje prawidlowo przeprowadzona i uzyta statystyke - jest nihilista i przyglupem - przyglupem - bo bedzie negowal kazdy fakt, nawet poparty PRAWIDLOWO UZYTA statystyka
co jest baaaaaaaardzo czeste w niektorych czesciach swiata.... :D  :D  :D


Z przyglupem polemizować nie będę bo każdy ma prawo do swoich ocen , ale nihilisty Ci nie odpuszczę bo nie dopuszczam myśli,że nie rozumiesz tego co piszesz. I dlatego zapytam dlaczego uważasz że odrzucam, neguję i relatywizuję wszelkich przyjęte wartości, normy i zasady oraz prawa życia zbiorowego i indywidualnego .Czy kilka słów o statystyce już upoważnia do takiego stwierdzenia? Jeśli tak szybko potrafisz dokonać ocen to gratuluję.Ale moje sceptyczne podejście być może wynika z tego,że statystykę traktuję tylko I wyłącznie jako narzędzie pomocnicze I w przeciwieństwie do innych-pewnie bardziej inteligentnych jednostek-nie uznaję jej za królową nauk której należy oddawać szacunek.
pozdrawiam

 

Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo otacza nas statystyka, i jak ważne sj wnioski wynikające z niej. Czy Ci się to podoba, czy też nie.

Nawet płacąc składkę ubezpieczeniową za cokolwiek (samochód, OC narciarskie czy ubezpieczenie turystyczne) - podlegasz wnioskowaniu statystycznemu. Z jakiegoś chyba powodu stawki np. za OC w pewnych regionach są wyższe, a na niektóre marki doliczane są dodatkowe zwyżki w AC. Nie wspominając np. o zwyżkach OC dla młodych kierowców - jak myślisz - skąd takie a nie inne decyzje TU?

 

Podobnie jest z zastosowaniem statystyki w zarządzaniu jakością, reklamie, projektach produktów, czy wielu innych dziedzinach życia.

 

Można nie uznawać statystyki za królową nauk (bo pewnie nią nie jest, a na pewno  nie jedyną ), ale negowanie praw i wnioskowania statystycznego ma podobną mądrość jak np. negowanie tego, że Ziemia krąży wokół Słońca

 

A tak przy okazji - cytując kogoś dokładnie dbaj o to by było to jednoznaczne - w cytowanym przez mnie Twoim poście swoją wypowiedź włożyłeś niejako w usta Jana, a przecież drugi akapit już był Twojego autorstwa


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wujot, ten amerykański przykład jest bardzo nietrafiony. Tamtejsza rzeczywistość jest dokładnie (o 180 stopni) odwrotna. Opasy to klasa najuboższa. Ta żyjąca na koszt państwa. Nie mająca żadnych aspiracji, wykształcenia itp... Żrą chipsy, solono - pierzone orzeszki, zapijają kokakolą i piwem. Klasa wykształcona, dobrze zarabiająca lub po prostu bogata, dba o siebie w sposób rzadko u nas spotykany. Ludzie bogaci zatrudniają za spore pieniądze dietetyków. Wśród ludzi zamożnych tłuścioch to wielka rzadkość.

     Co do ułatwień w sporcie, nadal mam wątpliwości (nie mając najmniejszych pretensji do nart taliowanych). Po cholerę się pocić na boisku piłkarskim, jak można by po prostu joystickiem? Po co doprowadzać się do stanu skrajnego nieraz wyczerpania fizycznego na korcie tenisowym? Można to samo...(są już coraz lepsze joysticki). Ja sport uprawiam dla satysfakcji czerpanej z pokonywania trudności, przesuwania granicy własnych możliwości i odporności organizmu, tych nieprzyzwoitych endorfin itd...itp... Nie wiem jak to brzmi w Waszych uszach, ale zawsze tak miałem. Sport to przede wszystkim zwycięstwo nad własnymi słabościami. Moje zwycięstwo, a nie zwycięstwo techniki, która usunie wszelkie trudności z dyscypliny, którą uprawiam. Ale oczywiście również bez żadnej ortodoksji - w tenisa nie gram drewnianą rakietą, ale też nie tęsknię do rakiety tak technicznie zaawansowanej, że jakbym nie klepnął to tak czy inaczej winner. Bo gdzie wtedy cała zabawa? 

Tak samo jak nie wynajmę człowieka, żeby za mnie pojechał w Alpy, odwalić całą tę męczącą robotę na nartach.

    Pozdrawiam serdecznie.    


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

     Co do ułatwień w sporcie, nadal mam wątpliwości (nie mając najmniejszych pretensji do nart taliowanych). Po cholerę się pocić na boisku piłkarskim, jak można by po prostu joystickiem? Po co doprowadzać się do stanu skrajnego nieraz wyczerpania fizycznego na korcie tenisowym? Można to samo...(są już coraz lepsze joysticki). Ja sport uprawiam dla satysfakcji czerpanej z pokonywania trudności, przesuwania granicy własnych możliwości i odporności organizmu, tych nieprzyzwoitych endorfin itd...itp... Nie wiem jak to brzmi w Waszych uszach, ale zawsze tak miałem. Sport to przede wszystkim zwycięstwo nad własnymi słabościami. Moje zwycięstwo, a nie zwycięstwo techniki, która usunie wszelkie trudności z dyscypliny, którą uprawiam. Ale oczywiście również bez żadnej ortodoksji - w tenisa nie gram drewnianą rakietą, ale też nie tęsknię do rakiety tak technicznie zaawansowanej, że jakbym nie klepnął to tak czy inaczej winner. Bo gdzie wtedy cała zabawa? 

Tak samo jak nie wynajmę człowieka, żeby za mnie pojechał w Alpy, odwalić całą tę męczącą robotę na nartach.

    Pozdrawiam serdecznie.    

Ale słyszałeś o ludziach którzy traktują narciarstwo jako turystykę narciarską, nie lubią biegać po górach, a wystarczy im zwykły spacer po nich, pływają w jeziorze powoli 100 m (a później poleżą sobie godzinkę na leżaku), a nie szybko 3 km?

Pozdrawiam


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kuba!

 

W kwestii statystyki, (którą jako inżynier miałem w małym paluszku i to na poziomie zaawansowanym), chyba nie dość wyraźnie napisałem, że ze statystycznego powiązania niskich dochodów ze złą dietą nie sposób wnioskować, że osiąganie niskich dochodów skazuje na złą dietę. Równie dobrze można stwierdzić, że Ci co źle jedzą mało zarabiają. Albo nie dbają o zdrowie co wykazałem Ci na przykładzie papierosów. Niskie zarobki nie skazują na złą dietę czy palenie - brak wiedzy, złe wzorce - tak. Dziwię się, że tego nie czujesz bo pewnie w statystyce wyjdzie też, że słabo zarabiający są mało usportowieni a zawsze wykazujesz, ze to tylko zależy od dyscypliny i chęci. Czyli niskie zarobki nie skazują z definicji na asportowy tryb życia.

 

Czy naprawdę uważacie, że epidemia kaszalotów w Polsce wynika z biedy??? A może z przymusu dystrybucyjnego? Kaszaloty portfelami głosują a dystrybutorzy za tym nadążają. Idzie ci świetnie cukiernia to otwierasz drugą a zieleniak zamykasz - proste. Tłumaczenie tego rozwarstwieniem ekonomicznym jest bardzo wygodne -"jest tak bo musi tak być". W domyśle - będziemy zarabiać więcej to będzie lepiej! Nie śmierdzi Ci to??? Będzie lepiej jak w głowach nam się poprzestawia i to jest zadanie dla wszystkich. I może nawet więcej wtedy zaczniemy zarabiać!

Wszystko to jest w głowach - co nie oznacza, że nie mam pretensji do tych co mogliby kreować odpowiedzialne i korzystne dla zainteresowanych wzorce. Za tym BMI 32 pójdzie gwałtowny rozwój chorób i spadku jakosci życia i to nie tylko w sferze zawodowej. za 20 lat będzie to już bardzo widoczne.

 

pozdro

Wiesiek

 

 

 

nie widzialem jeszcze wydzielonych dla handicapped, obese - ZAWSZE dla invalidow miejsca sa jak najblizej wejscia. a ze nadwaga, zwlaszcza ta montrualna, nie jest rzadka, wiec  potwory wlasnie tam parkuja....
calych Stanow nie widzialem, zaznaczam, a wiekszych miast po prostu unikam - preferuje  przyrode
co do statystyki - akurat  czesc mojej edukacji zawierala statystyke i do dzis sie nia posluguje - wyswiechtane slogany sa popularne.............ja moge powiedziec, ze ktos, kto statystyki nie rozumie, powie "prawda, g prawda i statystyka" i spotka sie to z poklaskiem, bo jest dowcipne - natomiast, jezeli ktos neguje prawidlowo przeprowadzona i uzyta statystyke - jest nihilista i przyglupem - przyglupem - bo bedzie negowal kazdy fakt, nawet poparty PRAWIDLOWO UZYTA statystyka
co jest baaaaaaaardzo czeste w niektorych czesciach swiata.... :D  :D  :D


Z przyglupem polemizować nie będę bo każdy ma prawo do swoich ocen , ale nihilisty Ci nie odpuszczę bo nie dopuszczam myśli,że nie rozumiesz tego co piszesz. I dlatego zapytam dlaczego uważasz że odrzucam, neguję i relatywizuję wszelkich przyjęte wartości, normy i zasady oraz prawa życia zbiorowego i indywidualnego .Czy kilka słów o statystyce już upoważnia do takiego stwierdzenia? Jeśli tak szybko potrafisz dokonać ocen to gratuluję.Ale moje sceptyczne podejście być może wynika z tego,że statystykę traktuję tylko I wyłącznie jako narzędzie pomocnicze I w przeciwieństwie do innych-pewnie bardziej inteligentnych jednostek-nie uznaję jej za królową nauk której należy oddawać szacunek.
pozdrawiam

 

Wiesiek - czy ja napisalem gdzies, ze  duze BMI jest powodowane przez  biede?

nie - ale koreluje, co wcale nie imputuje  zwiazku przyczynowo-skutkowego

nie mowie tez, ze  w Polsce jest bieda - chyba mnie zle zrozumiales - chociaz , bywajac w Kraju co 2-3 lata zauwazam pewna tendencje do czestszego wystepowania osob z wyzszym BMI niz w przeszlosci - co wcale nie oznacza, ze BMI w POLSCE koreluje z mniejszymi dochodami - bo moze akurat byc odwrotnie - jak to bywalo w sredniowieczu, gdzie wladcy  chlali i zarli, a biedni byli szczupli, bo nie mieli nadmiaru jedzenia...

 

Jask - chyba  przyjales mooje stwierdzenie zbyt ksobnie - moje stwierdzenie do Ciebie akurat sie nie odnosilo - bo Cie nie znam, wiec skad moge to stwierdzic?

raczej chodzilo mi o  powtarzanie pewnych stwierdzen, ktore sa moze chwytliwe, ale z rzeczywistoscia nie maja za bardzo duzo wspolnego

 

Jak Moris juz slusznie powiedzial - zaprzeczanie rzeczywistosci jest glupota - wiara jest dobraa w kosciele, w zyciu licza sie fakty...


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kuba!

 

Dynamiczna dyskusja zaczęła się po takiej wypowiedzi

 

Wszystko to kwestia taniej rozrywki. Kiedyś najtańsza rozrywka wymagała inicjatywy, dziś przywiązuje do stołu i michy.

Nie zauważyłeś że otyłość rośnie wraz ze spadkiem zamożności społeczeństwa? A jak sądzisz z czego to wynika?

Położenie geograficzno  pszenno kapuściano ziemniaczane /popatrz na ceny norweskich ryb/ też ma znaczenia a i geny robią swoje. 

 

w którym i fakty się nie zgadzają (bo USA to jednak bardzo bogate społeczeństwo - nawet najbiedniejsi na standardy światowe to krezusi) a i rzekomy związek przyczynowo-skutkowy też jest nieprawdziwy (co potwierdziłeś wyżej). Ostatnie zdanie też mocno wątpliwe (to o o genach). Wywiązała się dyskusja o biedakach w Stanach i interpretacjach statystyki co było uboczne (bo przecież chodziło mi wyłącznie o wskazanie bardzo bogatego kraju gdzie jest morze kasy a mimo tego są otyli).

 

W ramach OT o niebezpieczeństwach wyciągania wniosków z tych korelacji taki (wymyślony) przykładzik. W pewnym kraju w badaniach statystycznych wyszło, że miejscowe geje chodzą w czerwonych kurtkach. Fakt to statystyczny więc w trzech równoległych rzeczywistościach zaszły takie scenariusze:

- lokalne grupy homofobów (takie popularne u nas słowo) postanowiły spuścić im manto. wśród kilkunastu pobitych mężczyzn tylko jeden okazał się gejem.

- miejscowe homofobiczne władze postanowiły zakazać chodzenie w czerwonych kurtkach aby zlikwidować problem gejów. I rzeczywiście w następnych urzędowych badaniach odsetek tych ludzi znacząco spadł.

- podczas wyborów lokalnych polityk rozdawał ulotki nawołujące do tolerancji tylko mężczyznom w czerwonych kurtkach osiągając świetny wynik wyborczy.

Jak widać z "faktem" czyli wynikiem badań dużo można zrobić.

 

W ten sposób płynnie przepłynęliśmy do drugiego malutkiego OT - do Twojej wypowiedzi (z którą w całości poza tym zdaniem absolutnie się zgadzam).

 


Jak Moris juz slusznie powiedzial - zaprzeczanie rzeczywistosci jest glupota - wiara jest dobraa w kosciele, w zyciu licza sie fakty...

 

Fryderyk Nietzche (ogólnie dość kontrowersyjny) sformułował tezę "faktów nie ma, są tylko interpretacje" - to jest już bardzo mocno potwierdzone przez współczesną psychologię. I choć fakty czasem jednak istnieją to kluczowe dla życia społecznego są interpretacje.

 

Pozdro

Wiesiek


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wujot, ten amerykański przykład jest bardzo nietrafiony. Tamtejsza rzeczywistość jest dokładnie (o 180 stopni) odwrotna. Opasy to klasa najuboższa. Ta żyjąca na koszt państwa. Nie mająca żadnych aspiracji, wykształcenia itp... Żrą chipsy, solono - pierzone orzeszki, zapijają kokakolą i piwem. Klasa wykształcona, dobrze zarabiająca lub po prostu bogata, dba o siebie w sposób rzadko u nas spotykany. Ludzie bogaci zatrudniają za spore pieniądze dietetyków. Wśród ludzi zamożnych tłuścioch to wielka rzadkość.

     Co do ułatwień w sporcie, nadal mam wątpliwości (nie mając najmniejszych pretensji do nart taliowanych). Po cholerę się pocić na boisku piłkarskim, jak można by po prostu joystickiem? Po co doprowadzać się do stanu skrajnego nieraz wyczerpania fizycznego na korcie tenisowym? Można to samo...(są już coraz lepsze joysticki). Ja sport uprawiam dla satysfakcji czerpanej z pokonywania trudności, przesuwania granicy własnych możliwości i odporności organizmu, tych nieprzyzwoitych endorfin itd...itp... Nie wiem jak to brzmi w Waszych uszach, ale zawsze tak miałem. Sport to przede wszystkim zwycięstwo nad własnymi słabościami. Moje zwycięstwo, a nie zwycięstwo techniki, która usunie wszelkie trudności z dyscypliny, którą uprawiam. Ale oczywiście również bez żadnej ortodoksji - w tenisa nie gram drewnianą rakietą, ale też nie tęsknię do rakiety tak technicznie zaawansowanej, że jakbym nie klepnął to tak czy inaczej winner. Bo gdzie wtedy cała zabawa? 

Tak samo jak nie wynajmę człowieka, żeby za mnie pojechał w Alpy, odwalić całą tę męczącą robotę na nartach.

    Pozdrawiam serdecznie.    

generalnie zgoda, ale to nie jest tak do końca, że sprzęt zawodniczy czy nawet amatorski technicznie wyrafinowany ułatwia nam uprawianie sportu.

Podałeś dwa przykłady - pozostanę w tym zakresie.

Rakieta tenisowa - zapewniam Cę, że jeśli wziąłbyś do ręki oryginalną rakietę np. mojego idola tenisowego - Nadala (Babolat Aeoro Pro Drive - sam taką gram, ale oczywiście wersja cywilna) to  prawdopodobnie grałoby ci się trudniej niż taką samą ale sklepową. Oczywiście myślę o "grze" a nie odbijaniu,,,,

 

Podobnie przecież jest i z komórkami w narciarstwie - to nie jet tak, że jak ktoś kupi komórkę to od razu jest super narciarzem (no, chyba że myślimy o komórce typu smarfon ;) )

 

I ja też wolę się sam namęczyć na korcie czy stoku - mało tego, jeszcze za to płacę, i to nie mało :D


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam ochotę, parafrazując jana kovala, i ciągnąc myśl Dany'ego de Vino, zaryzykować stwierdzenie, że wskaźnik BMI w Polsce rośnie wraz ze wzrostem komfortu życia. Cieszy mnie natomiast, że ta mentalność powoli się zmienia i można przyuważyć coraz więcej osób, chcących zadbać o swoje zdrowie. Trzymam za nie kciuki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moris, będę w maju (2-3 dni) w Krakowie.

Z przyjemnością odbiję z Toba parę piłek (może nawet, jeśli zechcesz jakiś mecz?)Też gram niezłymi rakietami, choć innym typem niż Nadal. Bardziej podobne do tych, których używał T. Muster (żeby było jasne - jestem amatorem). Jeśli byś się wybierał do Białegostoku zadbam o zabezpieczenie dostępności kortu na mój koszt. Pozdrawiam serdecznie.  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...