Skocz do zawartości

Upadki na nartach,jak często i dlaczego upadamy?


Kuba99

Rekomendowane odpowiedzi

Na ostatnim wyjeździe leżałam 2 razy:

 

-po wjeździe do Snowparku/w zasadzie były tylko zakręty bez hopek-toteż Snowpark?/na pierwszym zakręcie.Dlaczego-jechałam za szybko/jak na swoje możliwości/,był słaby kontrast i-nie widziałam dobrze podłoża,dość duże rynny zrobione przez innych użytkowników.Nic mi się nie stało,resztę traski pokonałam pogardzanym pługiem, bez sensacji.

 

-ostatni zjazd dnia ,dobrze czarną trasą/Piculin-Kronplatz/,po całym dniu z opadami śniegu,zmęczona i na sztywnych nogach,położyłam się na biodrze.Po krótkim odpoczynku pojechałam do samego dołu w podobnie rozpaczliwym stylu.

 

Aha-nikomu nie zagroziłam swoimi wyczynami-snowpark miał bramki,które nie puszczały następnych;a Piculin ok.17.00 jest w zasadzie pusty.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...
  • Odpowiedzi 215
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

Dzisiaj Sara zaliczyła upadek sezonu. Na tyle konkretny, że poleciała śmigłem z Mizowej do Bielska.

- nie było złych warunków,

- nie było mgły

- nie było kamieni

- nie był to pierwszy zjazd

- nie była zmęczona 

- jechała po znanej jej trasie, technika którą lubi i umie najlepiej

- nie było nikogo w kogo wjechała lub kto w jakikolwiek sposób jej przeszkodził

- narty były dobre i właściwie przygotowane

- miała na głowie kask

 


- ten ostatni punkt, prawdopodobnie sprawił że żyje.  Uderzenie (o śnieg!!) zamroczyło ją na tyle, że nie rozpoznawała miejsca w którym jest ani osób z którymi przyjechała. Choć z miejsca wypadku do schroniska, doszła o własnych siłach, to tego nie pamięta!

Obecnie Sara przeszła badania (RTG, USG, Tomograf), które nic nie wykazały i czuje się dobrze. Została w szpitalu tylko na obserwacji, więc miejmy na dzieję że wszytko skończy się dobrze. 

 

Napisałem ten post żeby pokazać, że wypadek może się jednak zdarzyć a konsekwencje mogą być poważne. Nie da się też nie zauważyć istotnej roli kasku. Czy popełniła jakiś błąd i mogła temu zapobiec? Możliwe, choć nigdy się tego nie dowiemy. Pamiętajmy jednak, że nawet Mitek może popełnić błąd.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj Sara zaliczyła upadek sezonu. Na tyle konkretny, że poleciała śmigłem z Mizowej do Bielska.

- nie było złych warunków,

- nie było mgły

- nie było kamieni

- nie był to pierwszy zjazd

- nie była zmęczona 

- jechała po znanej jej trasie, technika którą lubi i umie najlepiej

- nie było nikogo w kogo wjechała lub kto w jakikolwiek sposób jej przeszkodził

- narty były dobre i właściwie przygotowane

- miała na głowie kask

 


- ten ostatni punkt, prawdopodobnie sprawił że żyje.  Uderzenie (o śnieg!!) zamroczyło ją na tyle, że nie rozpoznawała miejsca w którym jest ani osób z którymi przyjechała. Choć z miejsca wypadku do schroniska, doszła o własnych siłach, to tego nie pamięta!

Obecnie Sara przeszła badania (RTG, USG, Tomograf), które nic nie wykazały i czuje się dobrze. Została w szpitalu tylko na obserwacji, więc miejmy na dzieję że wszytko skończy się dobrze. 

 

Napisałem ten post żeby pokazać, że wypadek może się jednak zdarzyć a konsekwencje mogą być poważne. Nie da się też nie zauważyć istotnej roli kasku. Czy popełniła jakiś błąd i mogła temu zapobiec? Możliwe, choć nigdy się tego nie dowiemy. Pamiętajmy jednak, że nawet Mitek może popełnić błąd.

Cześć

Ja nie, chyba, że uznam, że są warunki by jechać ryzykownie - np. zamknięta pusta trasa...

Pozdrowienia

Pozdrowienia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- miała na głowie kask

 


- ten ostatni punkt, prawdopodobnie sprawił że żyje.  Uderzenie (o śnieg!!) zamroczyło ją na tyle, że nie rozpoznawała miejsca w którym jest ani osób z którymi przyjechała. Choć z miejsca wypadku do schroniska, doszła o własnych siłach, to tego nie pamięta!

 

 

Przeżyłem to samo w poniedziałek we Włoszech, wstrząs mózgu, potłuczony, tyle że mnie skosił gość jadący na krechę.

Całe szczęście że miałem na sobie komplet ochraniaczy.

W środę karetka przywiozła mnie do Polski, teraz leżę i pomału dochodzę do siebie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeżyłem to samo w poniedziałek we Włoszech, wstrząs mózgu, potłuczony, tyle że mnie skosił gość jadący na krechę.

Całe szczęście że miałem na sobie komplet ochraniaczy.

W środę karetka przywiozła mnie do Polski, teraz leżę i pomału dochodzę do siebie.

U Sary i u Ciebie wygląda to raczej na wstrząśnienie mózgu, jeśli bez powikłań to drobna sprawa, chociaż głowa boli :huh:

 

Życzę wszystkim szybkiego powrotu do zdrowia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj Sara zaliczyła upadek sezonu. Na tyle konkretny, że poleciała śmigłem z Mizowej do Bielska.
- nie było złych warunków,
- nie było mgły
- nie było kamieni
- nie był to pierwszy zjazd
- nie była zmęczona 
- jechała po znanej jej trasie, technika którą lubi i umie najlepiej
- nie było nikogo w kogo wjechała lub kto w jakikolwiek sposób jej przeszkodził
- narty były dobre i właściwie przygotowane

 
Czyli co było przyczyną?
Pozdr
Marcin
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiadomo.


Wiadomo, Śpiochu, wiadomo.
Skoro nie było przyczyn zewnętrznych, to przyczyną jest przeszarżowanie. Występuje na każdym stopniu zaawansowania.
I to już kwestia filozoficzna, czy wyciągniemy z tego jakieś wnioski, czy też powiemy sobie "zdarza się".
Szybkiego powrotu do formy życzę i oby się więcej nie zdarzyło.
Pozdr
Marcin
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeszarżowanie to jest tylko jedna z możliwych przyczyn. Mnie się takowe zdarzało i wtedy o tym wiedziałem. 

W tym przypadku nie wiadomo jak było.

Zdarzają się (i to wcale nie rzadziej) z innych przyczyn związanych z czynnikiem ludzkim Np. chwilowy brak koncentracji, błąd techniczny przy spokojnej i pewnej jeździe, skurcz jakiegoś mięśnia itp. itd. Czy czynników zewnętrznych na 100% nie było też nie wiemy. Może był niewidoczna gruda lodu albo puściła sprężyna wiązania?

 

Jeśli che mieć 100% pewność, że coś takiego się nie zdarzy to muszę zaprzestać uprawiania narciarstwa.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiadomo, Śpiochu, wiadomo.
Skoro nie było przyczyn zewnętrznych, to przyczyną jest przeszarżowanie. Występuje na każdym stopniu zaawansowania.
I to już kwestia filozoficzna, czy wyciągniemy z tego jakieś wnioski, czy też powiemy sobie "zdarza się".
Szybkiego powrotu do formy życzę i oby się więcej nie zdarzyło.
Pozdr
Marcin

Witam

 

Przykra bardzo sprawa. Mam nadzieję, że nie będzie złych następstw.

 

Przyczyna jest zawsze. Nie jest przyczyną przeszarżowanie. Bo co to jest przeszarżowanie, np. pojechanie szybciej niż zwykle. To jest tylko podłoże wypadku. Ja sobie doskonale zdaję sprawę, że rozwijając szybkość kilkadziesiąt kilometrów na godzinę i uderzając w coś przy tej szybkości, to może się skończyć fatalnie. Ale w nic się nie uderza, a mimo to uderza się głową w śnieg. Tu nie ma żadnych cudów, coś musiało wytrącić jadącego z jego toru. Inaczej nie byłoby wywrotki. Wszystko może być właściwe. Narty kondycja, nie nadmierna szybkość itd. Ale się człowiek nagle niespodziewanie wywraca. Przyczyn może być wiele. Nagły uślizg jednej narty i minimalne skrzyżowanie dziobów. Jakieś małe zagłębienie w śniegu. Można tak nieszczęśliwie wbić kijek, że najedzie się na niego nartą. Nie chcę spekulować. Ale gdy sięgnę pamięcią to miałem dawno temu dosyć dziwne wywrotki. I zawsze je analizowałem, po to by to się nie powtórzyło.

 

Ja bym tej sprawy tak nie zostawił. Jak dojdzie dziewczyna do siebie spróbować szeregiem pytań wysondować, co mogłoby być przyczyną. Nagłe wywrócenie się to taki błysk i leci się. Ale zawsze jest przyczyna. Bardziej zamarznięty okruch śniegu. Nieważne co, ale musi być. Jest jeszcze jedna ważna rzecz, na którą rzadko zwraca się uwagę. Pewne podświadome odruchy, których nabiera się po latach jeżdżenia w najróżniejszych warunkach. To jest swego rodzaju "technika" wychodzenia z "opresji". Kilka lat jazdy i porządne wyszkolenie to technika na dobre stoki. I tej specyficznej "techniki" zabraknie. Proszę mnie dobrze zrozumieć, czytając ten post. Nie jestem absolutnie zwolennikiem "zdarza się". Bo się nie można w ten sposób usprawiedliwiać. Ale zdaję sobie sprawę, że się czasem zdarzy. Człowiek nie jest automatem, który nie popełnia błędów i się nie męczy. Ale żeby się nie zdarzało, trzeba zawsze dojść do tego, z jakiego powodu się zdarzyło. Tak jak wypadek lotniczy.

 

Pozdrawiam

 

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przykro mi i mam nadzieję że wszystko skończy się dobrze.

Niestety narciarstwo to ryzykowny sport, znam wiele osób, które uległy wypadkowi na nartach, a powody są różne. Każdy z nas tu obecnych myśli o bezpieczeństwie własnym i innych osób na stoku, ale każdemu też zdarza się popełnić błąd. Zazwyczaj wypadek jest skutkiem min. dwóch jednocześnie występujących czynników, które w danej chwili się zdarzają (często jeden jest niezależny a drugi zależny od nas).

Dużo zdrowia!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Przyczyna jest zawsze.

 

Przyczyna jest zawsze, ale nie zawsze możemy ją poznać.

Ja miałem już upadki gdzie jadę, jadę i nagle koziołkuje. Nie wiedziałem nawet czy mi się narty skrzyżowały czy rozjechały. Czy narta wyjechała z pode mnie czy zaryłem dziobem. Tutaj dochodzi jeszcze problem z pamięcią.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam

 

To nie jest tak, że jak się jeździ wolniej, to jest nudno. Jak się nieco wspinałem to wychodziłem z założenia, że robię to na 75 %. Co to znaczy? W trudniejszych miejscach nie próbuję iść wyżej na zasadzie uda się, albo spadnę. Jest za trudno i mam małe szanse, to się wycofuję, lub szukam obejścia trudnego miejsca. Dwadzieścia pięć procent(sił, wytrzymałości) jest na nieprzewidziane. Z takim podejściem trudno o większe sukcesy. Wtedy było konieczne, by mieć większe szanse na przeżycie. Asekuracja była iluzoryczna. Jak się zmienił sprzęt, to goście odpadali, gdy nie dali rady. I tak kilka prób z rzędu.

 

Wróćmy do nart. Też jest to 75, 80 %. Wylatywałem kiedyś na zawodniczym wertikalu(nielegalnie jechałem) na Kasprowym, gdy szybkość była za duża. Ze strachu. Może bym go przejechał, ale obawa o własne nogi zwyciężała. Czy najlepsi zawodnicy nie mają tego samego, szczególnie w zjeździe. Nie mam żadnych wątpliwości.  Oczywiście wiąże się pewność z techniką, wytrzymałością, pewnego rodzaju objeżdżeniem po trudnych trasach. Ale jest czynnik strachu, powstrzymujący przed zbyt ryzykownymi próbami. Czynnik, który wzrasta z wiekiem i doświadczeniem.  Stąd żołnierze to ludzie głównie młodzi.

 

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Śpiochu, nie każdy ma tak przesunięty próg osiągania satysfakcji :)

 


Mnie nie o to chodziło. Paradoksalnie, nie lubię dodatkowego ryzyka.

Dla mnie nie jest atrakcją że przejadę blisko drzewa czy innego narciarza tak jak dla miłośników adrenaliny.

Mógłbym jeździć spokojniej ale dalej to nie rozwiązuje tematu upadków. Uważam, że nadal bym się przewracał, jedynie trochę rzadziej.

 

Dal mnie upadki to jak wjeżdżanie w dziury autem. Dziesiątki razy w roku wpadam w jakąś większa dziurę, czasem uderzę też w kamień czy krawężnik. Są natomiast tacy co potrafią omijać dziury i mieć lakier bez zarysowań. Dla mnie to z założenia niemożliwe podobnie jak NIE upadanie na nartach, niezależnie od stylu jazdy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam

 

Jeżdżę jak emeryt. Ale jak są dobre warunki(np. wczoraj do południa w Konikach), to jestem dość szybki emeryt. Narty mam długie, krawędzie ostre(nawet 89 st. !). Dlatego potrzebuje pustego stoku. Ale teraz mam zdwojoną ostrożność, bo jeżdżąc długimi łukami, obracam głowę w górę stoku na moment, bo nigdy nie wiadomo, co pojawi się błyskawicznie z góry. A są coraz częściej dziwni osobnicy. Nowa jakaś technika jazdy. Była kiedy kolonko w kolanko(ale nogi pracowały oddzielnie). Teraz blisko nogi, narty przypominające starą boazerię i gość grzeje po stoku "fisowskim". Majta tymi nartami nieco na boki, co redukuje odrobinę szybkości, ale 70, 80 km ma miejscami. I sunie prosto w dół. A ja wtedy tym dłuższym łukiem...Nie trzeba wyobraźni.

 

Spytam o krawędzie, bo u mnie jak żywo poprzedni właściciel na 87 ustawił. Co ciekawe ostatnio u jakiegoś juniora na GSach też 87 widziałem wpisane. Skąd więc 89. Czemu? Rozumiem, że 88 standard. Co do upadków to rozumiem Spiocha, ale i innych. Ostatni przyklad juz opisywalem. Gdy zdalem sobie sprawe z zachowawczej jazdy, bez puszczenia sie po szerokim i pustym, spakowalem narty i do auta, bo po co? Zjazd numer 20 zaliczyc? Gdy i tak okolo 10 byly najsmielsze i najlepsze. 45 minut na karnecie pal licho. W aucie mnie grypa zmogla, ledwo dojechalem. Z drugiej strony motywacja byla tez aby gleby nie zaliczyc, jakos na poczatku sie uratowalem, choc blisko bylo. Co do gleb z ostatnich dwoch sezonow, to trzy spektakularne, zawsze z nierownoscia i jakims bledem, raz wyrwane wiazanie, raz utrata dwoch nart, a raz jednej. O malych nie wspomne. Ostatnich kilka razy bez gleby.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Mnie nie o to chodziło. Paradoksalnie, nie lubię dodatkowego ryzyka.

Dla mnie nie jest atrakcją że przejadę blisko drzewa czy innego narciarza tak jak dla miłośników adrenaliny.

Mógłbym jeździć spokojniej ale dalej to nie rozwiązuje tematu upadków. Uważam, że nadal bym się przewracał, jedynie trochę rzadziej.

 

Dal mnie upadki to jak wjeżdżanie w dziury autem. Dziesiątki razy w roku wpadam w jakąś większa dziurę, czasem uderzę też w kamień czy krawężnik. Są natomiast tacy co potrafią omijać dziury i mieć lakier bez zarysowań. Dla mnie to z założenia niemożliwe podobnie jak NIE upadanie na nartach, niezależnie od stylu jazdy.

 

 

Co do kraweznika to niestety ostatnio zniszczylem tak opone. Nic nie zapowiadalo klopotow droga byla prosta. Troche mnie dziwilo, ze ciemno jakos jak dlugich nie wlacze, ale sobie tlumaczylem, ze moze tak ma byc i juz. Kolo Nysy, dokladnie Grodkowa, nagle trzy auta oslepily mnie kompletnie (nie wiem czy na dlugich, czy zle ustawionych, a moze skrecili gwaltownie) - efekt totalny brak wizji, jak zobaczylem to jechalem po wydzielonym pasie (bez oswietlen czy odblaskow) i centralnie walnalem w krawezni jedna z opon. Auto stabilne wiec pojechalem na feldze, potem zabawa ze zmiana kola, nielatwa z roznych przyczyn, ale po dwoch godzinach bylem w domu. Ot taka sytuacja. PS. Lampe pasazera mialem dzialajaca tylko na dlugich sie okazalo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Czyli po prostu niedbalstwo? Tego się nie spodziewałem, powiem szczerze.

 


Jak się skupiam na ogólnej sytuacji na drodze to nie mogę się skupiać na dziurach. Na znaki też średnio patrzę (podobnie jak 90% kierowców). Jak potrafisz ogarnąć 15 rzeczy na raz to super ale nie licz na to, że wszyscy to potrafią. Ja wybieram to co najważniejsze. Innych aut (ani pieszych, rowerzystów) jeszcze nigdy nie uszkodziłem. Nie zamulam też 30 km/h i nie stoję 10 min przed rondem

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ok to może w końcu ja coś powiem. :D
 

 

Jechałam spokojnie i na pewno nie przeszarżowałam. Wypadki zdarzają się nawet tym z pucharu świata. I nie uważam, że gleba to hańba. Bo jeśli się nie przewrócisz to się nie nauczysz. Choć wystraszyłam kolegów :D Szczególnie, że nie poznawałam ich przez pewien moment.
 Z tego co pamiętam,  to "coś" spowodowało, że jedna narta mi uciekła i odwróciło mnie tyłem do kierunku jazdy.
Próbowałam hamować pługiem do tyłu (bo właśnie tak moje narty ułożyły się same), ale niestety podcięło mi jedną nartę i wybiło mnie do tyły jak z procy. Poleciałam prosto na głowę.
Pragnę też dodać, że wszystko działo się bardzo szybko. I nie było zbyt wiele czasu na reakcje i przemyślenia.

 

Nie wiem czym było to coś, bo mam luki w pamięci. Nie wiem co do końca się działo. Warunki, były bardzo dobre. Wiem, że nie był to lód, gruda lodowa czy co kol wiek innego. Wiem tylko, że po upadku nie potrafiłam rozpoznać stoku, tras i ludzi. Koniec końców urwał mi się film. Podobno o własnych siłach doszłam do schroniska, ale tego już nie pamiętam. :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ok to może w końcu ja coś powiem. :D
 
 
Jechałam spokojnie i na pewno nie przeszarżowałam. Wypadki zdarzają się nawet tym z pucharu świata. I nie uważam, że gleba to hańba. Bo jeśli się nie przewrócisz to się nie nauczysz. Choć wystraszyłam kolegów :D Szczególnie, że nie poznawałam ich przez pewien moment.
 Z tego co pamiętam,  to "coś" spowodowało, że jedna narta mi uciekła i odwróciło mnie tyłem do kierunku jazdy.
Próbowałam hamować pługiem do tyłu (bo właśnie tak moje narty ułożyły się same), ale niestety podcięło mi jedną nartę i wybiło mnie do tyły jak z procy. Poleciałam prosto na głowę.
Pragnę też dodać, że wszystko działo się bardzo szybko. I nie było zbyt wiele czasu na reakcje i przemyślenia.
 
Nie wiem czym było to coś, bo mam luki w pamięci. Nie wiem co do końca się działo. Warunki, były bardzo dobre. Wiem, że nie był to lód, gruda lodowa czy co kol wiek innego. Wiem tylko, że po upadku nie potrafiłam rozpoznać stoku, tras i ludzi. Koniec końców urwał mi się film. Podobno o własnych siłach doszłam do schroniska, ale tego już nie pamiętam. :D

Cześć
Najważniejsze że wszystko jest ok i skończyło się na strachu z szybkim powrotem na narty trochę bym się wstrzymał po wstrząsie mózgu są problemy z szybkością reakcji. Zdrowia życzę.
Pozdro
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja córka miała podobne zdarzenie na stoku, 3 lata temu w Santa Caterina przy słonecznej pogodzie ale silnym wietrze były lodowe pola i nawiane pryzmy miękkiego śniegu. Gdzieś złapała miękkie i głową lądowała na lodzie na szczęście miała kask. Badanie wykazało wstrząs mózgu oraz mały wylew podpajęczynowy. Po takich urazach trzeba wracać powoli i być pewnym że wszystko oki.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ok to może w końcu ja coś powiem. :D


Jechałam spokojnie i na pewno nie przeszarżowałam. Wypadki zdarzają się nawet tym z pucharu świata. I nie uważam, że gleba to hańba. Bo jeśli się nie przewrócisz to się nie nauczysz. Choć wystraszyłam kolegów :D Szczególnie, że nie poznawałam ich przez pewien moment.
Z tego co pamiętam, to "coś" spowodowało, że jedna narta mi uciekła i odwróciło mnie tyłem do kierunku jazdy.
Próbowałam hamować pługiem do tyłu (bo właśnie tak moje narty ułożyły się same), ale niestety podcięło mi jedną nartę i wybiło mnie do tyły jak z procy. Poleciałam prosto na głowę.
Pragnę też dodać, że wszystko działo się bardzo szybko. I nie było zbyt wiele czasu na reakcje i przemyślenia.

Nie wiem czym było to coś, bo mam luki w pamięci. Nie wiem co do końca się działo. Warunki, były bardzo dobre. Wiem, że nie był to lód, gruda lodowa czy co kol wiek innego. Wiem tylko, że po upadku nie potrafiłam rozpoznać stoku, tras i ludzi. Koniec końców urwał mi się film. Podobno o własnych siłach doszłam do schroniska, ale tego już nie pamiętam. :D


Jaki kask miałaś?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...