Skocz do zawartości

Andrzej Bargiel szarpie się na rekord narciarski


Pontix

Rekomendowane odpowiedzi

Rozumiem to tak, że jak idzie zespół to idzie zespół. Ludzie chodzą w góry nie od dziś i jakieś standardy chyba zostały wypracowane (?) Dla mnie jest kilka stopni ryzyka: można zaryzykować trochę, średnio i mocno. Idzie dwóch braci, nagle jeden, tak jak inne ekipy podejmuje decyzję o zejściu a drugi brat zostaje. Nie mam rodzeństwa, ale wyobrażam sobie że niełatwo zostawić brata na pastwę losu, kiedy widać że ryzyko jest chyba za duże skoro wszyscy schodzą  (?) Zdaję sobie sprawę że chłopak miał narty, głęboki śnieg mu niestraszny, ale w śnieżycę, jakby jeszcze zapadł zmrok to trochę trudno byłoby na nich zjeżdżać

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 50
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

 
Cześć
Zapytałem bo wszelkie dywagacje na ten temat uważam za naduzycie. To jest wyczyn polegający na łamaniu barier. Swego czasu mialem okazję poznać troche osób, które były tam wysoko i jedno co zapamietalem z tych kontaktów to: nie byłeś nie wypowiadaj się, nie przykładaj innych miarek, nie porównuj itd.
Nie piszę tego, żeby się Ciebie czepiac Jacku ale takie pytania jako żywo przypominają dziennikarskie dyskusje jak cos się stanie. Grono nie mających pojęcia o problemie "ekspertów" wypowiadające sie na temat zasad, powinności i standartów - żałosne.
Pozdrowienia
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ok, rozumiem. Jak pisałem, pytanie było serio: nie znam się na tym, ale chcę trochę się dowiedzieć, o praktycznej stronie ale również o psychologicznych aspektach takich wypraw. Czy działa tam zespół czy każdy odpowiada za siebie. Kiedy można się rozdzielić itp. itd.A to że porównuję do tego co miałem okazję poznać - no cóż, taka jest ludzka mentalność a przykładów niepotrzebnego ryzyka, z innej beczki, trochę znam. Zrozum Mitek, ja go nie krytykuję - zrobił wielkie osiągnięcie, bo rozumiem że to jego własne osobiste ryzyko i póki nie naraża innych to jest ok. Ale chcę wiedzieć co nim kieruje: pełna świadomość ryzyka czy liczenie że tym razem też się uda  :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

Myślę, że 100% kalkulacja ryzyka w tym momencie jest niemozliwa. To nie skałki. Ilośc czynników obiektywnych jest zbyt duża.

Swego czasu na zimowej wyprawie na Everest gdy szanse na atak szczytowy wydawały się bliskie zeru (pogoda, kończące się pozwolenie itd.) w bazie odbyła się rozmowa w trakcie której uczestnicy deklarowali co by dali za zdobycie góry. "Rozliczenia" były robione w palcach amputowanych na skutek odmrożeń. Tylko jeden czlowiek Zyga Heinrich stwierdził, że "nie oddałby nawet paznokcia". Dziewięć lat póxniej zginął pod tymże Everestem. I tyle.

Pozdrowienia serdeczne

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jacek-1210 dokładnie mam takie zdanie jak Mitek -> "jest to wyczyn polegający na łamaniu barier" i ciężko to oceniać z perspektywy osoby siedzącej w domu przed monitorem. Zacytuję tutaj Stanisława Lema bo uważam że jest to jeden z najlepszych cytatów który określa ludzi i ich sportowe aspiracje (nie tylko ludzi gór, ale żeglarzy, rowerzystów, podróżników, odkrywców itp.) "Gdyby ludzie od jaskiniowej epoki robili tylko to, co wyglądało na możliwe, do dzisiaj siedzieliby w jaskiniach.". Znam osoby które uważają że wyjazd na wakacje do Chorwacji czy Grecji to jest rzecz "głupia" tak.. te osoby się po prostu tego boją jest to dla nich obce jest to rzecz nie możliwa... byłeś na wakacjach za granicą? jest to rzecz nie możliwa? głupia lub chora? widzisz a może ktoś to tak ocenia i to działa w drugą stronę to, że dla Ciebie coś jest nie możliwe do osiągnięcia to nie znaczy że można to prawidłowo ocenić, bo często można się pomylić.

Ja podam własny przykład pływam na windsurfingu... na razie maksymalnie do 7bf (to jest ok 15m/s ok 50km/h). Gdy ja wyjezdzam w wietrzny dzien z deską na dachu ludzi najczęściej już nie ma... albo powoli się chowają do domów, szczególnie jak pada deszcz :P. Oni się smucą i mówia że jest do d* a ja w tym momencie mam nie ziemską frajdę :) i banan na buzi.. ktoś by powiedział "głupota". A teraz pomyśl , bo są wavowcy którzy pływają na falach i w warunkach iście sztormowych gdzie wiatr wieje np. 9bf to jest 90-100km/h. A w telewizorach dudnia aby pozamykać domy i auta schować do garażu itp...  Przykład takich chłopaków  od 4min ->


Czy możemy ocenić ich jako samobójców? głupich? itp? myślę że nie powinniśmy oceniać, bo dzięki takim osobom świat się rozwija i być może za kilkadziesiąt lat ta przekroczona granica udowodni nam że pewne rzeczy są możliwe. Pozostaje jeszcze zacytować jedną osobę:

"Kiedyś ktoś mnie zapytał: - "Dlaczego chodzisz po górach?" Odpowiedziałem, że ludzi można podzielić na dwa rodzaje:
1) na tych, którym nie trzeba tej pasji tłumaczyć.
2) na tych, którym się jej nie wytłumaczy. "
(Piotr Pustelnik)"

Pozdrawiam ;)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To o czym pisze MajorSki to bardziej kwestia zdolnego, wytrenowanego "zawodnika" który da radę tam, gdzie niedzielni turyści wymiękają. Mnie chodzi o trochę coś innego. Jak tak patrzę, palców jednej ręki brakło by mi na zliczenie bezpośrednio znanych mi osób, którzy zginęli w zasadzie uprawiając sport. Tych znanych trochę dalej trudno zliczyć. Czasem byli to mistrzowie. W większości przypadków był to czynnik ludzki, czyli: nieprzestrzeganie zasad, przełamywanie barier, lekceważenie niebezpieczeństwa. Mitek wie o czym piszę. Ciekawi mnie czy w takich - jakby nie było profesjonalnych wyprawach jest jakieś zarządzanie ryzykiem, czy też każdy polega na własnej, osobistej ocenie ? Ja wiem co robię a ty rób jak chcesz ? Idzie 2 braci. Można się domyślać że podobnie wytrenowanych. Jeden schodzi bo robi się niebezpiecznie a drugi zostaje. Co nim kieruje: pewność że da radę, głód szczytu/rekordu czy myśl że w razie czego jakoś to będzie ? Mam znajomego który jeździ na trekingi w Himalaje, ale to są trekingi dla starszych panów, do 3-4 tys. metrów. Z forum zdaje się że Śpiochu był na jakimś wyższym trekingu (?), może coś napiszesz ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Rozumiem to tak, że jak idzie zespół to idzie zespół.

 

Taka tradycja wywodzi sie ze wspinaczki skalnej i partnerów związanych liną.

Jest standardowym odwołaniem do dawnej etyki a obecnie, często nie jest stosowana.

W himalaizmie zazwyczaj teren nie wymaga wiażania się liną a ewnetualna pomoc partnera jest bardzo ograniczona, stąd konieczność chodzenia w zespołach to częsty przedmiot dyskusji. Interesujące jest również samo zagadnienie wiązania się liną. Wiekszości ludzi daje ona pewien komfort psychiczny, jednak w stromym terenie śnieżnym, nawet na lodowcach (z wyjątkiem tych płaskich), wędrówka w zespole związanym liną (bez punktów przelotowych) jest bardziej ryzykowna niż bez żadnej asekuracji. Istnieją opracowania naukowe na ten temat, niestety nie pamiętam żródła. 

 

Moim zdaniem kwestie działalności samodzielnej, rozdzielania się zespołów itp. powinny pozostać w gestii samych wspinaczy/turystów i członków zespołów.

 

 

W większości przypadków był to czynnik ludzki, czyli: nieprzestrzeganie zasad, przełamywanie barier, lekceważenie niebezpieczeństwa.

 

Nie można jasno określić przyczyn wypadków i niepowodzeń w górach najwyższych. Sama działalność w tych warunkach, nawet w sposób bardzo ostrożny i dokładnie zaplanowany wiąże się z na tyle dużym ryzykiem, że może być uznana za głupotę. Granica między głupotą a odwagą dla każdego przebiega gdzie indziej. Wyczynowcy by osiągać sukcesy, zmuszeni są podejmować jescze większe ryzyko niz amatorzy. Jedni potrafią zarządzać nim lepiej a inni gorzej i zależy to od indywidualnych zdolności, doświadczenia i cech cahrakteru. Nie chciałbym się odnościć do żadnego konkretnego wypadku ale moim zdaniem w większości tragedii, po prostu nie udało się coś, co do tej pory się sprawdzało.

 

 

Ciekawi mnie czy w takich - jakby nie było profesjonalnych wyprawach jest jakieś zarządzanie ryzykiem, czy też każdy polega na własnej, osobistej ocenie ?

 

W profesjonalnych wyprawach komercyjnych, gdzie bierze się cieżkie pieniądze od amatorów, występują sztywne normy zarzadania ryzykiem. Np. słynna maksymalna godzina odwrotu. Przygotowanie fizyczne, doświadczenie i umięjętnosci wielu (większości??) amatorów wchodzących na ośmiotysięczniki jest żenujące i przewodnicy starają się jakoś zapanować nad klientami, którzy za wszelką cenę chcą zdobyć szczyt, mimo, że logika wskazuje, że się do tego nie nadają.

W wyprawach wyczynowych jest pewnie różnie. W zależności od jej wielkości, sposobu organizacji i autorytetu lidera, może funkcjonować lub nie, taki rodzaj zarządzania ryzykiem. Obecnie najczęsciej jednak, większość decyzji podejmują sami wspiancze, indywidualnie lub jako zespoły.

 

Ja wiem co robię a ty rób jak chcesz ? Idzie 2 braci. Można się domyślać że podobnie wytrenowanych. Jeden schodzi bo robi się niebezpiecznie a drugi zostaje.

 

Jeden gorzej się czuje i w związku z tym schodzi/zjeżdza. Bardzo dobra decyzja.

Drugi ma siłę i decyduje się iść do góry. Dalej nie widzę problemu.

Inne wyprawy schodzą? A kto na tych innych wyprawach ma choćby zbliżoną wydolność do Andrzeja?

Andrzej bardzo ryzykuje lekceważąc zagrozenie lawinowe, czego jest świadom. Ja bym na jego miejscu zawrócił ale on się zdecydiował i się udało. Myślę, że doskonale wie, że miał szczęście. Nie można też oceniać tego typu wyboru bo jak pisałem wcześniej, himalaizm to ogromne ryzyko. Nie można jednoznacznie okreslić, które jest dopuszczalne a które nie.

 

 

Z forum zdaje się że Śpiochu był na jakimś wyższym trekingu (?)

 

Byłem m.in. na podobnym trekkingu jak Andrzej. Celem też była ósemka (Cho Oyu). Miałem również ze sobą narty.

Różnica była taka, że Andrzej miał wielokrotnie wyższą wydolność i doświadczenie skiturowe. Jak sie okazało w relacji, ma również większą sklonność do ryzyka. Mnie nie udało się zdobyć szczytu a bezpośrenią przyczyną było nie podjęcie za duzego (dla mnie) ryzyka. Miałem pełne możliwości zdrowotne i pogodowe by podjąć się ataku szczytowego. Zrezygnowałem jednak, gdyż wiązałoby się to  z ryzykiem  dojścia do granic fizycznych możliwości a moja wydolność nie pozwalała by wejść na szczyt, z odpowiednio dużym zapasem sił. Wiele osób (amatorów), na moim miejscu zdecydowałoby się wejść na szczyt. Wiem nawet, że na ósemki wchodziły osoby mające wydolność niższą niż moja ówczesna. W części przypadków takie działanie kończyło się pełnym skucesem, w większości dramatycznym powrotem "na kolanch" a w niektórych niestety śmiercią. Każdy ma jednak własny stosunek do ryzyka i podejmowanie się oceny czyjegość postępowania, obarczone jest duzą dozą subiektywizmu. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...
  • 9 miesięcy temu...

Nowa wyprawa Bargiela w 2014 roku

http://off.sport.pl/...siecznikow.html

 

i nowy interesujący kombinezon puchowy zrobiony przez firmę Pająk Sport

10644998_691912714236720_2113331452674111078_n.jpg

 

Już 30 sierpnia zespół Hic Sunt Leones wyruszy w podróż do Nepalu. Celem wyprawy są dwa ośmiotysięczniki: Manaslu (8156 m n.p.m.) i Czo Oju (8201 m n.p.m.), odpowiednio ósma i szósta najwyższa góra Ziemi. Pierwsza z nich położona jest w środkowym Tybecie, 
a druga - na granicy nepalsko-tybetańskiej. Obie zapisały się w historii wielkich polskich osiągnięć himalaistycznych. Pierwszego zimowego wejścia na Manaslu dokonał Maciej Berbeka i Ryszard Gajewski, a nowe drogi na szczyt poprowadzili Krzysztof Wielicki 
z Aleksandrem Lwowem oraz Jerzy Kukuczka z Arturem Hajzerem. Czo Oju to z kolei pierwsze zimowe wejście w wykonaniu Macieja Berbeki i Macieja Pawlikowskiego.

Ataki szczytowe planowane są pomiędzy 20 a 25 września na Manaslu oraz 
1 a 7 października na Czo Oju. Bargiel będzie wyruszał z baz o północy, by około południa docierać na szczyty i wraz ze zjazdem zmieścić się w czasie poniżej 24 godzin.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
  • 4 tygodnie później...

I dotarł na pierwszy szczyt Manaslu pobijając rekord wejścia i zejścia

http://andrzejbargie...tem-na-szczycie

 

8000m z kamery Bargiela

Inna relacja

http://skimagazyn.pl...rdy-himalajach/

 

przy okazji, dużo pięknych zdjęć z poprzedniej wyprawy na stronie fotografa

http://www.marcinkin.com/#!/index/G00007iMqxK.aEk0/I00000.litt6x8cA

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co prawda wątek dotyczy Andrzeja Bargiela, ale nie należy zapominać o Olku Ostrowskim, który wczoraj zdobył Cho Oyu (notabene kolejny cel Jędrka).

Jak na razie nie wiadomo nic na  temat jego zjazdu na nartach, którego miał dokonać po wejściu na szczyt.

https://m.facebook.c...on2014?refid=17

http://www.polskiera...zdobyl-Cho-Oyu-

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 6 lat później...
  • 2 lata później...
  • 2 miesiące temu...

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...