Skocz do zawartości

Lazur Stubaiu - czyli z włoską lampą na kasztańskim lodowcu :-)


Jarda

Rekomendowane odpowiedzi

O Lazur Stubaiu - czyli włoska lampa na kasztańskim lodowcu :-) Jak to zwykle bywa - każdy wyjazd w grupie kilkudziesięcioosobowej (i większej) powoduje, iż sytuacja jest często mocno dynamiczna i - z reguły - wymyka się wcześniejszym racjonalnym wyobrażeniom. Nie inaczej było tym razem. Już bowiem na wrocławskich Bielanach karnie i punktualnie zebrana grupa oczekiwałaciut przydłuuugie chwile na nasze warszawskie Pixi & Dixi, które - pewnie - jadąc dopiero przez jakiś Piotrków, tudzież inną Rawę Mazowiecką święcie przekonywały nas telefonicznie przez - bez mała - dwie godziny, że właśnie już-już przejeżdżają przez podwrocławską Oleśnicę :-)) Po długo oczekiwanym dobiciu Wawki ruszyliśmy już zdecydowanie ku granicy z Niemcami - i okazało się - że jazda naszymi busami na dwóch kierowców spowodowała, że w ciągu zaledwie 9 h dobiliśmy spokojnie na naszą kwaterkę w Neustift. Na miejscu krótkie powitanie z przybyłą wcześniej częścią naszej ekipy, czyli Rossim, Agą, Pajgabem i Worem z rodzinką, aby po kilku okazjonalnych "podniesieniach" ruszyć składnie skibusem na lodowiec. Tutaj - pomimo "polskiego weekendu" - sytuacja była dużo lepsza, niż w ubiegłym roku, bowiem nawet w newralgicznych miejscach, czyli przy punktach "przesiadkowych" Eisgrat i Gamsgarten nie stało się dłużej, niż 1-2 min. i to tylko w godzinach wczesnopopołudniowych. Wszędzie indziej zjazd był wprost do bramki kanapy, orczyka lub gondoli (niekiedy tylko na popularnych 7-kach trzeba było odstać w króciutkiej kolejce chwil kilka ). Wszędzie poza - w tym na genialnych czerwonej 20-tce i czarnej 21-ce lecących z Daunscharte - równo i twardo, z miłym dla ucha grzechotaniem sztruksu przez cały - bez mała – dzionek. Dla nas i tak ukojeniem na tym areale jest pusta i megafajna 10-tka Fernau, gdzie można się sprawdzić zjeżdżając na pałę kilka km w dół po tym czadowym „lotniskowcu”. Generalnie w tym okresie chodził już cały areał, śniegu było mnóstwo (był mocny wielodniowy opad przed kilkoma dniami), nie można było dojechać wyłącznie 3-jką do Dresdner Huette i - niestety tradycyjnie o tej porze długaśną i wielce widokową Wilde Grub'n na sam dół. Armatki zaś chodziły dodatkowo i to non stop przy trasce łącznikowej z Eisgrat do Mittelstation Fernau. Taka mała refleksja nasunęła mi się podczas śmigania w ten moocno „polski” dzionek. Otóż – jakże małym kosztem mogliby Austriacy zaskarbić sobie kolejne rzesze fanów kasztańskich areałów, gdyby w takim dniu jak 11.11 wywiesili tu i ówdzie polską flagę lub też krótkim komunikatem po polsku i niemiecku zaakcentowali przez głośniki ten doniosły dla Polaków dzień. Zwłaszcza, że - poza herbem - barwy Tyrolu są identyczne, jak polskie ! Powaga :-) Dzień pierwszy zakończył się małą imieniową imprezką naszego Dudisa, który to w swoim mikroskopijnym bagażu zdołał "przemycić" w tajemnicy przed nami - z Polski (sic !) całkiem sporych rozmiarów ... tort ! Naturalnie to było tylko preludium do dalszej, owocnej cześci tego długiego - jak się okazało - wieczoru :-) W kolejnym dzionku spotykamy na stoku połączoną ekipę Krzyżaków i Pyrusów z Ivenem na czele. Miłe pogawędki z planami na wieczorne apreski. Sobota ludzi sporo, ale spokojnie i bez tłoku. W kolejkach także. Piękna bezwietrzna i słoneczna pogoda rozleniwia, więc siadamy na leżakach i ławkach - co rusz na małych posiedzeniach na tarasach knajpek Eisgratu i Gamsgarten. Tutaj spotykamy w osobach HesSki i Sese naszych ziomali z Wrocka. Umawiamy się na jakieś apreski w Mtterberger Stadl i – koniecznie – na odwiedziny u nas ! Jak się okazało – ci nasi Breslauerzy „zza miedzy” na najwyższym szczycie tego areału, czyli na Schaufelspitze (3.333 m npm) w taki oryginalny sposób …. właśnie się byli ... zaręczyli, zaś wieczorkiem w naszym Bauernhausie wszyscy razem lampką (co niektórzy ich krotnością ;-)) wznieśliśmy toast za przyszłe szczęście i powodzenie tej nowej, acz wielce obiecującej „podstawowej komórki społecznej” :-) Manolo, Nieve oraz o.tisk chcąc wykorzystać na maksa te dni na białym wychodzą sami codziennie, przed 7-mą niekedy i to jeszcze ciemną nocą (gdy inni jeszcze smacznie spią), aby załapać się na pierwszego skibusa, po to, by móc haratać jako pierwsi sztruksowe grzebienie na Stubaiu. Jednego dzionka bus nie przyjeżdża i czekamy prawie 20 min na kolejny, rozmyślając o pysznym śniadaniu, które właśnie nasi współspacze niechybnie konsumują z powagą i w skupieniu :-)) Dzionki z lampą w herbie mijają jak z bicza trzasł. Każdy spotyka co rusz swoich znajomych, a to z Wrocka, a to z Opola. Pojawia się i Szabir ze swoimi swojakami, więc polskiej mowy nie brakuje w żadnym miejscu. Wszyscy zgodnie mamy pewność, że w tych dniach (a może nie tylko? :-)) język polski jest drugim, co do popularności na tym „schigebiecie”. Niestety poza normalnymi narciarzami pojawia się też sporo prostactwa i zwyklego chamstwa rodem znad Wisły. W drodze powrotnej na dół, gdy chcemy się z Żymanem dosiąść na stacji pośredniej do zjeżdżającej na dół gondolki czterech typów przytrzymuje od środka otwierające się automatycznie drzwi. Gdy im się to nieudaje rozsiadają się po pańsku na siedzieniach wciągając dodatkowo torby z butami na siedzenia. Widząć to – walę do wagonika i w ciemno wrzeszczę do nich po polsku „miejsce buraki !!!” Jak się można było w ciemno domyśleć – naturalnie byli to nasi rodacy, którzy w taki właśnie sposób pozostawiają opinię o nas rodakach. Żeby było mało – byli to, jak się okazało zawodnicy z jednej z popularniejszych szkół narciarskich na Podhalu. Nie będę im robił swoistej reklamy, choć palec aż świerzbi … ;-))) O tych wszystkich wyrzucacanych na cały głos –„ ...rwach” i - ”...ujach” nawet nie chce się pisać. Przykre, ale prawdziwe. Niestety :-( Po południu zajęcia w pogrupach na apartach przerywa Rufus, Maniek, Miras i Andrzej z Iwoną, którzy postanawiają pójść na pizzę do nieodległego lokalu. Na miejscu okazuje się, że piec jest już wygaszony, pizzy nie będzie, więc, żeby całkiem nie na próżno – nasi zamiawiają po jakimś jednym, czy drugim kieliszku białej. Znudzeni ciągłym absorbowaniem właściciela postanawiają zakup większy pojemnik, by gospodarz nie musiał non stop podchodzić. Po spełnieniu ich prośby – chcąc się zrewanżować za gościnność – częstują miłego pana 40-toma gramami „izotoniku” Początkowo broniąc się bardzo, jego słabo/silna wola w zderzeniu z Polakami kruszy się i legnie z kretesem, czego efektem było częstowanie wszystkimi specyfikami dostępnymi w tym lokalu każdego z nich, włącznie z gratisową nauką obługi skomplikowanych urządzeń barowych :-). Pozostali powoli szykują się do powrotu, pakując i robiąc kanapki na dzień ostatni, a także rozliczając się z wielce miłymi i uczynnymi gospodarzami, którzy za miłe przyjęcie otrzymują od nas butelkę staropolskiego miodu z kurpiowskiej pasieki. Jeszcze tylko codzienna wizyta w fajnej saunie i po krótkiej nocce atakujemy puste kompletnie i ponownie mocno słoneczne stoku Stubaia, mając nadzieję na rychłe odwiedzenie tego wielce przyjaznego miejsca. Naturalnie - nie byłoby tak zajefajnej atmosfery i świetnej komitywy panującej na naszym wyjeździe, gdyby nasza kochana oraz nieoceniona Magdzior nie zadbała o wszystkich już w Opolu i nie zakupiła dla wszystkich wyjeżdżających i to za jednym zamachem ubezpieczenia narciarskiego, a ponadto - dzięki wspólnym, bardzo przemyślanym zakupom dokonanym przez nią i naszego Bodzia (przy okazji - dzięki za perfekcyjną i dopracowaną logistykę - polecamy się na przyszłość :-)) - uniknęliśmy jakichś bzdurnych dubletów - dzięki czemu koszt zakupu jedzonka włącznie z napojami (ekhmm te mniej i bardziej “izotoniczne” kupowaliśmy już na własną rękę i to wg własnego pomyślunku i "zapotrzebowania" ;-) zamknął się w kwocie - uwaga - 50 pln brutto !!! Serio! :-) Nie do przecenienia będzie też rola Magdziora przy codziennym przyrządzaniu wspólnych posiłków, włącznie z porannym wstawaniem z łóżka, aby dla kilku pomyleńców i to ciemną nocą (!!) robić im śniadania, choć oni wcale tego nie oczekiwali - nic, a nic ! Każdy z nas był już wiele razy na nartach i to o różnych porach roku, ale tak słonecznego, bezwietrznego i ciepłego rozpoczęcia sezonu to nie miał nikt. Czuliśmy się jak na ciepłych marcowych nartach w Dolomitach, które – notabene – były doskonale widoczne jak na dłoni przy tej słonecznej i wyjątkowo przejrzystej pogodzie. Życzy wszyscy każdemu takiego słonecznego początku sezonu, z pozdrowieniami ekipa warszawsko-opolsko-wrocławko-śląska. Ps Zdjęcia – wkleję zaraz jak się ogarnę :-) Zdravim :-)

Użytkownik o.tisk edytował ten post 16 listopad 2011 - 10:23 dopisek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tutaj spotykamy w osobach HesSki i Sese naszych ziomali z Wrocka. Umawiamy się na jakieś apreski w Mtterberger Stadl i – koniecznie – na odwiedziny u nas ! Jak się okazało – ci nasi Breslauerzy „zza miedzy” na najwyższym szczycie tego areału, czyli na Schaufelspitze (3.333 m npm) w taki oryginalny sposób …. właśnie się byli ... zaręczyli, zaś wieczorkiem w naszym Bauernhausie wszyscy razem lampką (co niektórzy ich krotnością ;-)) wznieśliśmy toast za przyszłe szczęście i powodzenie tej nowej, acz wielce obiecującej „podstawowej komórki społecznej” :-)

Wszystko się zgadza tzn byli... i zaręczyli... ale chronologia była troszku inna :) Zaręczyny (by łatwiej spamiętać i częściej wspominać) odbyły się bowiem na 3.333 mnpm ale 11.11.2011 r o 11.11 :) Było to zatem drogi otisku pierwszego dnia Waszego pobytu. Zresztą szampanowym bąblom towarzyszył smak tortu Dudisa, co jednoznacznie potwierdza, że oba wydarzenia świętowaliśmy tego samego dnia. Z naszej strony chciałbym podziękować całej otiskowej ekipie za niesamowicie pozytywną atmosferę, za uśmiechniete twarze, za rozmowy przy stole i tańce na stole i nawet za lekko spóźnony "panieński wieczór" Hesi. Tworzyliście ekstra ekipę dla spędzenia z którą czasu warto było nawet odstać te 50 minut w środku nocy na przystanku skibusa :) Jednym słowem od 10 do 14 listopada 2011 roku na Stubaiu dopisywało i śnieg i słońce i humory współuczestników. I nawet pęknięta krawędź w moich 3V (ostatni kamień na ostatniej prostej ostatniego zjazdu w ostatnim dniu) nie jest w stanie zmazać rogala z mojej twarzy. Pozdrawiam

Użytkownik sese edytował ten post 15 listopad 2011 - 16:44

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystko się zgadza tzn byli... i zaręczyli... ale chronologia była troszku inna :)

Sese - może i chronologia nie była do końca zachowana w moim opisie, ale przynajmniej zawarłem w nim większość faktów i zdarzeń. Tak mi się przynajmniej wydaje ... ;-))

Załączone miniatury

  • 20101144.jpg
  • 20101145.jpg
  • 20101150.jpg
  • 20101151.jpg
  • 20101152.jpg
  • 20101159.jpg
  • 20101160.jpg
  • 20101163.jpg
  • 20101174.jpg
  • 20101178.jpg
  • 20101180.jpg
  • 20101186.jpg
  • 20101197.jpg
  • 20101199.jpg
  • 20101200.jpg
  • 20101206.jpg
  • 20101223.jpg
  • 20101226.jpg
  • 20101240.jpg
  • 20101242.jpg
  • 20101244.jpg
  • 20101249.jpg
  • 20101255.jpg
  • 20101256.jpg
  • 20101262.jpg
  • 20101264.jpg
  • 20101265.jpg
  • 20101270.jpg
  • 20101283.jpg
  • 20101267.jpg
  • 20101277.jpg
  • 20101281.jpg

Użytkownik o.tisk edytował ten post 16 listopad 2011 - 10:11

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sese - może i chronologia nie była do końca zachowana w moim opisie

:))) To tylko świadczy o tym, jak udana była ta impreza :) Jak to mówią - szczęśliwi czasu nie liczą :P Najlepsze jest to uczucie po wszystkim kiedy zdajesz sobie sprawę z paradoksu jak szybko minął wyjazd i jednocześnie ile się wydarzyło i w jakim tempie. Einstein miał rację z teorią względności czasu ! Mam tylko nadzieję, że uda mi się jeszcze w tym sezonie - czyli po nowym roku wybrać gdzieś z Wami choć na 3-dniówkę. Po ostatnich "przygodach" postanowiłem staranniej dobierać sobie towarzystwo do wyjazdów - choć entuzjazm i fantazja pozostanie bez zmian :)))) Geeeeeeeeeerrrrrrrroooooooonimoooooooooooo :) P.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sese - może i chronologia nie była do końca zachowana w moim opisie, ale przynajmniej zawarłem w nim większość faktów i zdarzeń. Tak mi się przynajmniej wydaje ... ;-))

Jak słusznie powiedział PiVi - szczęśliwi czasu nie liczą :) Dzięki za super foty

Użytkownik sese edytował ten post 16 listopad 2011 - 11:51

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...
Też tam wtedy byliśmy i w Alpensporthotel Mutterberg (fotka 20) "gluehweina" piliśmy.. :)) Szkoda, że nie było dane się spotkać.. A co do zachowań naszych współobywateli: faktycznie nie wszyscy zostawiają dobre wspomnienia na stokach. Nam się napatoczyli zawodnicy (juniorzy?) na orczyku przy "6" (Schleplift Windachferner). Przepychanie się do przodu, wjeżdżanie pod linkami oddzielającymi, wypinanie nart koledze/koleżance stojącej w kolejce "przed" danym inteligentem itp. Ale najbardziej dołujące w tym wszystkim było to, że stojąca wraz z nimi trenerka/instruktorka w ogóle nie reagowała.. Nasze uwagi zbyto bogato rozbudowaną o emocjonalne środki stylistyczne wypowiedzią, której z przyczyn wiadomych tutaj nie przytoczę..
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

masz fajne fotki, czy móglbys mi udostepnic z jedna? z Austrii do naszego portalu o Austrii

Na kompie mam ich kilka razy więcej (nie tylko z tego wyjazdu). Jak chcesz to mogę Ci je jakoś spakowac i wysłać na maila. Podaj tylko adres na priva. Aaaa - no i nie obrażę się wcale, jeśli przy którymś z publikowanych na Waszej stronie zdjęć dostrzegę swojego nicka. Zdravim :-)

Użytkownik o.tisk edytował ten post 22 grudzień 2011 - 13:20 dopisek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 lata później...

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...