Skocz do zawartości

straaaaaaaaaaaaach????


jan koval

Rekomendowane odpowiedzi

Mam takie 3: 1. Największy, gdy postanowiłem zjechać z trasy i pojeździć po puchu pobłądziłem. (prawie umarłem ze zmęczenia i strachu) 2. Zjazd na całkowita krechę po oblodzonej trasie na Pilsku 5a(zaraz za wyciągiem w prawo) i tu chyba rekord prędkości, a przy wyjeździe na trasę normalną jest uczucie jak gdyby narty miały odlecieć. Tak sobie myślę, że gdybym popełnił jakikolwiek błąd to bym się zabił. 3. To były około 3 lata temu gdy jeździłem gdzieś na Słowacji podpatrzyłem narciarzy skaczących z kickera(HURA), no to jadę na pełnym piecu, no i lecę, może niektórzy znają to uczucie jak w locie narty wyprzedzają narciarza...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 64
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

* Ja sie najbardziej balam na nartach jak w wieku 16 lat mialam szok tlenowy na lodowcu... Bylam pierwszy raz w zyciu w alpach, sniegu akurat malo,wiec od razu na lodowiec Hintertux. I od razu na sama gore.... -16 stopni... Nikt mi nie powiedzial, ze jak sie nigdy nie bylo wyzej niz w Beskidach to trzeba uwazac, a nie jezdzic szybko i bez sekundy przerwy przez pół godziny na wysokosci 3000-3250 m.... a ja 2 lata nie mialam nart na nogach i sie tak zachwycilam szeroka trasa. Skonczylo sie skokiem tetna, klopotami z oddychaniem (troche jak atak astmy to wygladalo :P) i co najgorsze-najpierw ciemno przed oczami... w czasie jazdy...szybka wywrotka i duuuze przerazenie... *a tak teraz to najczesciej sie boje, ze ktos we mnie wjedzie od tylu!!! dotad mialam takiego stracha podczas jazdy w Polsce jak byl tlok ,ale w styczniu w Alpach na czerwonej trasie znow ktos na mnie wpadl...:( Niewazne, ze na trasie swiezy snieg (wiec nieduze predkości..), na 300 metrach z 8 osob.... a jedna młoda niemka i tak we mnie wcelowala... :mad: Ja nie wiem, jak ludzie to robia... nawet na prawie pustym stoku wceluja... Przeciez jak jade w miare rytmicznie i rownym skretem to kazdy z gory moze przewidziec moj tor jazdy... Przeciez ja nie moge caly czas widziec co dzieje sie za mna... jak slysze dziwne odglosy za soba to uciekam (spanikowany, bezradnie jadacy na kreche po czerwonej niemiec krzyczacy do wszystkich "Achtung!" :P:p:p ale to nawet dobre,bo wszyscy zdazyli uciec z trasy :P),ale inaczej niekoniecznie slysze,ze ktos zaraz wemnie wjedzie... Jak ktos ZUPEŁNIE nie panuje nad nartami to niech jedzie plugiem albo idzie na niebieska.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz przy IV i V nie wjezdzam na otwarte, niezadrzewione polacie sniegu...

To i tak masz dobrze. IV to nawet w Tatrach kilka dni w roku, a poza nimi to maks 2/3 dni. V to się chyba poza jakąś nieprawdopodbną katastrofą ogłosić w Polsce nie da. Ja to zresztą niezwykle płochliwy jestem i już tak od silnej II zaczynam być niezwykle ostrożny. Zresztą sam temat strachu jest ciekawy - ja jak napisałem to płochliwy jestem. Bardzo często odczuwam, może nie strach ale pewien dyskomfort w górach czy na nartach. Natomiast regularnie się boję gdy mam kogoś pod mniej lub bardziej formalną opieką. Wtedy to miewam taką gonitwę myśli że uchachacha. Kuba
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No jak to sie nie da? GOPR nie klamie, co roku jest kilka/kilkanascie dni z IV w Karkonoszach, z V Tez jak spadnie wiecej sniegu kilka dni sie zdarza.

Od co najmniej kilku lat nie było nigdzie w Polsce ogłoszonego stopnia V (chyba żeby w Tatrach przed 2005). Co do Karkonoszy to w sezonie 2005/2006 faktycznie było kilkanascie dni z IV, ale do co najmniej kilku z nich można by mieć pewne zastrzeżenia (nie ze względu na fachowość oceniających tylko pewnego dostosowywania skali do standardów). W sezonie 2006/2007 nie było w Karkonoszach ani jednego dnia z IV (3 na Babiej Górze w momencie dużego opadu w końcu stycznia). W tym sezonie 5 dni z IV w okolicy świąt w Karkonoszach, poza nimi chyba coś w Tatrach ale też pojedyncze dni. Jak się przyjrzysz definicji stopni zagrożenia, to zauważysz, że jest tam pewna "cezura" wielkości lawin i z tego powodu ciężko jest ustalić IV taką eksplicite zgodną ze skalą. Ponieważ jednak ludzie korzystają z metod określania zagrożenia bazujących na skali, robi się taki myk, że w tych mniejszych górach wyższe stopnie skali odnosi się głownie do stabilności (m in. zagrożone nachylenia) pokrywy pomijając trochę wielkość.

Nie wierzysz? Posledz ta strone zima: http://gopr.karkonosze.net.pl/

Wystarczy, że musze oficjalny komunikat na www.gopr.pl sledzić.

Bylem osobiscie przy kilku testach zagrozenia lawinowego z naszym specem od tego.

A kursik jakiś większy już zaliczony?;)

Jak on mowi uwazajcie, tzn, ze tak trzeba. Wiem, ze Karkonosze to nie Tatry, ale gory to gory bez wyjatku i u nas tez pada snieg. Sa strome stoki, zleby i niestety lawiny.

Nikt nie deprecjonuje Karkonoszy. W Polsce poza Tatrami tam jest najwiecej lawin i niestety najwięcej wypadków. Tylko, w tak małych górach IV musi być rzadkością, a na rzetelną V to musiałaby być katastrofa.

Pozdro ze stacji centralnej GOPR Jelenia Gora:)

No to miłego dyżuru.... Kuba

Użytkownik KubaR edytował ten post 24 wrzesień 2008 - 00:47 Drobne poprawki

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszytsko, co piszesz zgadza sie, ale nie do konca. Na stronie u nas 2 lata temu byla piatka, 3 albo 4 lata temu rowniez.

To, że była na stronie nie oznacza, że była faktycznie (w sensie oficjalnego komunikatu GOPR GK). Co więcej jeżeli chodzi o sezon 2005/2006 i późniejsze, to na pewno nie było, chyba, że Służba Śneigowo - Lawinowa w Twojej Grupie co innego publikuje na stronie, a co innego podaje w swoich rocznych sprawozdaniach. Co do sezonów wcześniejszych to musiałbym iść po sprawozdania do starego mieszkania, jak chcesz mogę to prześledzić jeszcze kilka lat wstecz.

IV jest tez wcale nie tak zadko. Chodzi o to zagrozenie dla samych Karkonoszy, dla rejonu Szklarskiej Poreby i Karpacza.

Jest/bywa rzadziej niż kilka lat temu. Wynika to z ujednolicania skali pomiędzy krajami i służbami. Stąd zarówno w Tatrach jak i w innych górach Polski jakiś czas temu nieco stopnie "spadły" - mniej się używa tych "wysokich". Skala jest wynalzakiem Alpejskim i stosowana w komunikatach ma dawać informację dla ludzi łażących i posługujących się róznymi STOP OR Go! czy innymi Munterami :-). Stąd niestety by dawała taką samą odpowiedź w mniejszych górach ulega nieco "spłaszczeniu". Niestety jest inny wniosek również - w tej sytuacji III jest już bardzo poważnym stopniem, czego część turystów/narciarzy nie kuma. I zresztą to było takim głównym powodem dyskusji z tym, że przy IV/V nie wychodzisz :-) Po prostu kiedyś to co teraz uznajemy za III było bardziej "rozdrobnione". Zresztą problem nie tylko dotyczy Karkonoszy czy innych gór w Polsce ale także Tatr i innych mniejszych, niealpejskich gór w Europie. Cały czas są dyskusje. Nawet na tegorocznym spotkaniu Sudecko-Karpackich Służb Lawinowych będzie temat: "the description of various avalanche risk levels (with intermediate stages) for harmonization".

Co do kursow - bedzie w tym roku, bo jestem dopiero kandydatem, ktory wlasnie zdaje nocke.

Czyli załapiesz się na I stopień? Gratuluję. Mnie bardziej chodziło o taki kilkudniowy stricte lawinowy ale i na "jedynce" to Junior czy Tosiek na pewno wam super zajęcia zrobią.

Jak chce sie dowiedziec o zagrozeniu, to ide do dyzurki i jak ktos tam mi powie jaki jest.

To jak będziesz w tejże (w Szklarni?) i jak spotkasz Shreka to go pozdrów od Kuby z Rabki. Pozdrowienia, Kuba
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
Tutaj ciekawy moment. robienie sobie zdjęć na stokach. Warto pamiętać, że jak jedziemy znaną nam przecinką pomiędzy stokami, albo szusujemy "pustym stokiem", to w najmniej oczekiwanym miejscu zawsze może pojawić się grupka ludzi, lub jak w moim przypadku dwie panny, całkiem zresztą ładne, które w miejscu, gdzie chciałem zakręcić znalazły sobie plan do zdjęć. Na szczęście na nikogo nie wpadłem, ale było blisko. Stety lub niestety stoki są dla wszystkich i musimy o tym pamiętać. A co do zamkniętych tras to w trzech dolinach albo Les2Alpes, są miejsca, gdzie można zjeżdżać samemu na zamkniętej trasie.

Użytkownik alfiski edytował ten post 12 październik 2008 - 10:55

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czegoś nie rozumiem, albo ktoś mnie nie rozumie. Na zamkniętej trasie właśnie nie ma straaaachu, ani straachu ani nawet obaw, że wpadniesz na kogoś. a co do klasówki z trzech dolin. Orczyk Stade w VT, zawozi Cię na Stade de slalom. Trasę na którą żeby wejść musisz się zapisac albo być z klubem. Tak o sobie na niej nie zjedziesz. Bo własnie jest zamknięta. Zdałem ? :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

Czegoś nie rozumiem, albo ktoś mnie nie rozumie. Na zamkniętej trasie właśnie nie ma straaaachu, ani straachu ani nawet obaw, że wpadniesz na kogoś.:)

To albo krótko jeździsz na nartach albo masz naprawdę mocną psyche. Ja nawet w sytuacji gdy kumpel stoi i zabezpiecza trase mam czerwone swiatło :eek:gdy wjeźdząm na przełamanie i lekko unoszę pozycje. Po prostu odruch którego nie jestem w stanie powstrzymać wyrobiony przez wiele lat jeżdzenia po trasach. Prawidłowy zresztą, ale w sytuacjach, o której piszesz nie jestem w stanie nad nim zapanowac i pozostaje niedosyt, że się nie poszło na maxa.:( Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie dwa razy był straaaach: 1. Kiedy uczyłem się jeździć (sprawnie płużyłem) i w na wąskim odcinku przede mną wywróciło się dziecko. Jakoś się udało wyglebać obok niego.... 2. Kiedy w Zieleńcu stwierdziłem, że przejadę sobie na parking w poprzek przez inne stoki. Tylko zapomniałem, że tylko winterpol na którym jeździłem był sztucznie sypany. Na górze było jeszcze sporo śniegu, ale niżej ..... W końcu jechałem koleiną polnej drogi, po czystej szklance przez którą było widać ziemię, coraz szybciej... Co jakiś czas wystawały kamienie. W końcu musiałem zahamować. wybrałem kawałek na którym był firno/beton. Brakło go i na kamieniach wyleciałem....Jak wstałem to ledwo mogłem oddychać, a narty były 30 metrów wyżej... Fantastyczny koniec dnia :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć To albo krótko jeździsz na nartach albo masz naprawdę mocną psyche. Ja nawet w sytuacji gdy kumpel stoi i zabezpiecza trase mam czerwone swiatło :eek:gdy wjeźdząm na przełamanie i lekko unoszę pozycje. Po prostu odruch którego nie jestem w stanie powstrzymać wyrobiony przez wiele lat jeżdzenia po trasach. Prawidłowy zresztą, ale w sytuacjach, o której piszesz nie jestem w stanie nad nim zapanowac i pozostaje niedosyt, że się nie poszło na maxa.:( Pozdrawiam

Hi Mitku, ani jedno ani drugie. Pisałem, o strachu spowodowanym wjechanym na innych na stoku i o tym, że czasem wyjeżdżasz na trasę, albo robisz skręt a tu po środku trasy dwie panny robią sobie fotki. I o fakcie, ze jak jest trasa trenningowa lub zamknięta to nie boje się, że wjadę na innych. Psychę mam w normie i myślę, że jak chodzi o brak strachu w zakresie jeżdżenia i kontrolowania tego co się robi w danym momencie jadąc na nartach, to zwykle staram się jechać na tyle ostrożnie żeby po prostu nie przegiąć i nie skończyć w szpitalu - nie wiem jak inaczej to opisać. avec estime
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hi Mitku, ani jedno ani drugie. Pisałem, o strachu spowodowanym wjechanym na innych na stoku i o tym, że czasem wyjeżdżasz na trasę, albo robisz skręt a tu po środku trasy dwie panny robią sobie fotki. I o fakcie, ze jak jest trasa trenningowa lub zamknięta to nie boje się, że wjadę na innych. Psychę mam w normie i myślę, że jak chodzi o brak strachu w zakresie jeżdżenia i kontrolowania tego co się robi w danym momencie jadąc na nartach, to zwykle staram się jechać na tyle ostrożnie żeby po prostu nie przegiąć i nie skończyć w szpitalu - nie wiem jak inaczej to opisać. avec estime

Cześć Chodziło Mi właśnie o to, że ja niepotrafie tego wyłączyć. Wiem, że trasa jest pusta i mozna jechac bez obaw a jednak obawa jest i na sposób jazdy wpływa. Trasa jest pusta znasz ja wiesz, że nie ma niespodzianek więc mozna jechac na maxa a tu się nie da bo jest taki wewnetrzny ogranicznik. Żadnych barire technicznych czy fiycznych nie ma tylko - w tym momencie - urojona psychika. Nie wiem czy to dobrze przekazałem Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Strach jest niby jeden ale zrodlo bywa rozne. Na nartostradzie mozna miec strach przed kolizja z innymi narciarzami i ja to tez mam. Zalezy to od tloku na trasie. Wyprzedzajac musze miec zapas czasami ladnych kilka metrow, bo tak naprawde to nie da sie przewidziec co wyprzedzany moze zrobic. Wtedy obawa przeklada sie z kontrolowniem predkosci bo nie pozwalam sobie na slalom miedzy jadacymi a gdy krotkotrwale to wystapi to mam te male straszki, ze tak nie mozna. Gorzej jest na pustych(teoretycznie) trasach, kiedy zaczyna predkosc rosnac, gdy na nierownosciach zaczynasz tracic kontakt ze sniegiem, kiedy zaczynasz miec trudnosci, ze zmieszczeniem sie w zakretach, wtedy zaczyna sie ten duzy straaaaaaaach prawdziwy strach i ja tego obciazenia nie wytrzymuje podnosze sie zwalniam a pozniej mam niedosyt, ze to moze byla wlasnie ta okazja raz na maxa pojechac
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W marcu tego roku zabrałem córke 14 lat na stok na nauke . Po godzinie spokojnie zjeżdżała samodzielnie, musze przyznać na niezłej prędkości i uwaga nie wiadomo jakim cudem wykonała obrót 180 stopni zasuwała tyłem jakieś 50 metrów nabierając coraz większej prędkości a właśnie zbliżał się koniec trasy i pełno ludzi , sam nie wiem jak ale dogoniłem ją obrót i tyłem ostre hamowanie .Uf udało się i to bez upadku.

Córka ma świetne predyspozycje na narciarza freestyle'owego ;) ALe tak na poważnie, to sporo stracha musiałeś miec. Ja zawsze boję sie bardziej o innych ludzi niz o siebie. Sam doświadczyłem, że w niektórych tragicznych sytuacjach mam więcej szczęścia od innych..
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tego co pamiętam... Stracha miałem na pewno, gdy pewnego pięknego, słonecznego dnia na wypłaszczeniu zacząłem hamować, chciałem się zatrzymać. To był koniec dnia, rozkojarzenie, zmęczenie. Nie zwróciłem uwagi, ża parę metrów dalej stoi grupa dzieci a na podłożu pełno muld. Podbiło mnie bokiem, i chyba tylko cuem jakoś wyrobiłem przez tymi ludźmi. Pewnego razu, gdy trenowaliśmy GS, na skręcie w prawo na wysokości bramki był uskok, mimo duszenia zawsze się trochę wzbijało, prędkość była duża a lasek nie daleko. Był stres, ale takiego treningu potrzeba aby go przełamać. Innym razem, w Villach, jechaliśmy dosyć szybko grupką, rano, raczej puste stoki. Na hopie wyskoczyłem, nie zwróciłem uwagi (z reszta kolega również) ,ze trajektorie naszych przejazdów się w końcu zbiegną, i tak w locie się od siebie odbilismy:P Całe szczęście nikt się nie przewrócił. No i tak już trochę mniej narciarsko, najbardziej wystrachany byłem , gdy podczas zjazdu gondolą z góry, panowie z obsługi musieli stać na słupach i odbijać gondolki tak aby te nie udezyły w podpory. To był chyba Hintertux. Wiatr przesilny.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pamiętam jak 6 lat temu wybrałem się pojeździć do Chamonix. Niestety byłem tylko z żoną w 5 miesiącu ciąży - oczywiście już nie mogła jeździć, ale spacerowała sobie po okolicznych dolinkach J. Po króciótkiej aklimatyzacji i przeczytaniu prognozy pogody drugiego dnia pobytu postanawiłem popodziwiać sobie piękne widoki na Vallee Blanche. Zapakowałem narty na plecy i o 7.00 rano ustawiłem się w kolejce do wiazdu na L'Aguille du Midi. Dojeżdżając na górę liczyłem, że przy tak pięknej pogodzie (czyściutkie bezchmurne niebo), sporo grup będzie szykowało się na trawers w dół do Chamonix, a szlaki na lodowcu będą dobrze przetarte. Trzeba dodać, żę od kilkunastu dni nie padał śnieg a marcowe słoneczko grzało niemal jak w lato na 3800m. Na górze wszystko się zgodziło i już przy stromym zejściu z gondoli zrobiła sie kolejka do zejścia przy linach. Udało się w końcu zejść uff.. i zapiąć narty. Trochę głowa bolała ze wzglądu na wysokość, ale przepiękne widoki pozawalały zapomnieć o lekkim bólu. Tak jak wcześniej postanowiłem, znalazłem jakaś grupę z przewodnikiem i w bezpiecznej odległości ruszyłem za nimi w dół. (Nie lubią jak osoby z poza grupy się trzymają, blisko, więc starałem się zachować pozory, że nie jesteśmy razem:) Zjazd był bardzo sympatyczny, wymagał trzymania się przetartego szlaku ze wzglądu dużą ilość odsłoniętych seraków, narciarsko raczej słaby, ale jako całość (widoki, wrażenia) super przeżycie. Dojeżdżając już do pociągu powrotnego do Chamonix - Train do Montenvers urodził mi sie pomysł, dlaczego by nie powtórzyć tej wyprawy jeszcze raz skoro godzina jest jeszcze wczesna ??? Tak jak pomyślałem tak zrobiłem:( Około 13.00 byłem już w Chamonix prze kolejce na L'Aguille du Midi, a tuż przed 14.00 na samej górze stałem gotowy do ponownego zjazdu w dół. Pamiątkowe zdjęcie na górze i jazda do dołu. Niestety tym razem ilość osób, które czekały na zjazd wynosiła 3, jeden przewodnik i jego partner oraz ja jako wolny strzelec. Wymieniliśmy kilka zdań, spytałem się czy mogę się podłączyć. Oczywiście francuz nie powiedział nie, ale marudził sobie coś pod nosem. Pomyślałem sobie no to jadę będę jechał przed nimi i zatrzymywał się jak stracę ich z oczu. Zacząłem zjazd, tak jak opisałem do pewnego momentu plan się sprawdzał, aż do momentu, kiedy przez coraz większe napięcie straciłem orientację w terenie i po pewnym czasie zorientowałem się, że wybrałem zupełnie inną trasę niż tą, którą jechałem rano. Zatrzymałem się i liczyłem, że spotkam jeśli nie tą to kolejną grupkę, z którą mógłbym bezpiecznie zjechać w dół jako, że taki lodowiec to już nie przelewki i jeden zły ruch skończyć się upadkiem np w 30 metrową szczelinę. Mijały minuty... a nikogo w promieniu kilku kilometrów nawet już w dole nie było widać. Decyduję się na samotny zjazd. Niestety droga którą wybrałem nie posiadała wielu śladów nart pomimo braku opadów śniegu (jak się później dowiedziałem) od 3 tygodni. Dojechałem jakoś do kolejnej ścianki no i tu się zaczął poważny problem. Ścianka pomimo niewielu szczelin, które byłem w stanie zobaczyć była tak stroma, że jedyna myśl, jaka mi przyszła do głowy to powrót na górę do kolejki mimo tego, że po wielu stromych już jeżdziłem. Wszystko fajnie gdyby nie fakt, że droga powrotna zabrała by mi jakieś kilka ładnych godzin nie mówiąc już o niebezpieczeństwie podróży !!!. Wokół panowała niesamowita cisza, a przede mną roztaczał sie rozległy widok panoramy lodowca Vallee Blanche. Bardzo nisko w dole po prawej (szacuję jakieś 500 metrów różnicy poziomów) zobaczyłem daszek schroniska Refuge du Requin. Stojąc na skraju ściany, która ze względu na swoje nachylenie i położenie była już cała zacieniona poczułem niesamowity chłód, a zarazem okropny strach co dalej ? w górę nie ma szans na powrót, a od patrzenia w dół robiło mi się słabo. Czas nieubłagalnie biegnie, a ja mam do powrotu do Chamonix kilkaset metrów różnicy poziomów w pionie i kilkanaście kilometrów w poziomie ! Decyzja zapada - jadę w dół. Wyjmuję telefon komórkowy i widzę na szczęście jedną kreskę zasięgu na mojej Nokii. Wykonuje połączenie do żony, staram się opisać miejsce gdzie jestem i w przypadku braku kontaktu za określony czas proszę, aby skontaktowała się z kimś, kto mógłby zacząć lokalizację. (Zrobiłem ogromny błąd, że chociaż nie wypożyczyłem detektora na ten dzień, ale przypomniałem sobie o tym dopiero na górze). Zaczynam trawers ściany zsuwając sie powoli w dół i w prawą stronę w kierunku schroniska. Po kilkudziesięciu metrach widzę, że dalsza droga jest niemożliwa, bo dzieli na ściana skalna, której z góry nie było widać. Odwracam się i trawersuję w druga stronę mijając wąskie szczeliny w lodzie. Brak słońca sprawił, że śnieg na ścianie lodowej zaczął momentalnie marznąć i w krótkiej chwili przypominał konsystencją twardy beton. Miałem ze soba kamerę i aparat - uwierzcie, że nie byłem w stanie zrobić żadnego zdjęcia, bo zdjęcie plecaka mogło się źle skończyć, a poza tym strach paraliżował moje ruchy. Podczas zjazdu kilkakrotnie miałem czarne myśli, ale chęć życia była silniejsza. Po jakimś czasie udało mi sie dojechać do wypłaszczenia i w dole po prawej zobaczyłem końcówkę pierwotnego szlaku, którym jechałem rano. Wtedy pomyślałem sobie hurrrrra jestem uratowany!. Rzuciłem sie w pędem w dół lodowcem Glacier du Tacul aby zdążyć jeszcze na ostatni pociąg, który odjeżdżał około 17 z Le Montenevrs. Uffff ... udało się siedzę w pociągu jadącym do Chamonix i odpływam. Myślami wracam do do tej zacienionej kilkusetmetrowej ściany i tego jak udało mi się ją pokonać. Nawet dzisiaj, kiedy pomyślę sobie o tym za każdym razem ciarki przechodzą mi po plecach. Morał... Wszystko co robisz rób z głową . Wieczorkiem podłączę jakieś zdjęcie z I przejazdu
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piękne przeżycia Siwira. Moim marzeniem zawsze było zjechać z "Igły" Białą Doliną, ze względu na widoki. Niestety to raczej już mało możliwe. Natomiast nieco strachu z innych gór. W roku 1993 byłem z dwoma kolegami na lodowcu Hintertux, pod koniec marca. Po dwóch dniach jazdy miałem wszystko dokładnie objeżdżone i aby się nie nudzić zacząłem jeździć poza ubitymi trasami. Raz nawet zaczepił mnie jakiś młody Austriak, czy nie moglibyśmy razem pojeździć, bo on zna fajne trasy. Jeździł na desce z kijkami(tak mi się później wydawało, że to była deska-nie patrzyłem na jego nogi, i raczej-myślę- to była monoski). Dziękuję! Bo by mnie kondycyjnie wykończył. Był młody a ja chłop ponad pięćdziesiąt lat. Jazda w puchu po przysłowiowe ja... wymaga pracy, aby te narty wyciągnąć bliżej powierzchni przy skręcie. Rozważałem wyjście na Olperer od południa, z przełęczy między nim a Gefrorene Wand Spitze. Po analizie, stwierdziłem że samotnie w butach narciarskich jest to zbyt ryzykowne. Tym bardziej że nie widać było części pod szczytowej i ew. trudności. Postanowiłem więc, że zrobię sobie zjazd na południe do widocznego w dole zbiornika zaporowego. Przygotowałem sobie plecak z butami turystycznymi, bo wiedziałem, że czeka mnie wędrówka doliną okrążającą szczyty po prawej(orograficznie) stronie doliny Hintertux. Nie wiedziałem jednak jak wygląda dokładnie stok po południowej stronie przełęczy na której stoi schronisko Gletscherhutte(3050 m). Do zbiornika w dole było ok. kilometra różnicy poziomów. A od niego była droga do Mayrhofen, ok. 20 km. Na dolnej stacji wyciągu krzesełkowego, po stronie południowej, zauważyłem ślady nart, prowadzące w dół. Dla pewności zaczepiłem faceta z obsługi wyciągu, czy da się tu zjechać do doliny. Odpowiedź(czego można się było spodziewać) taka, żebym się wynosił do góry wyciągiem. Zacząłem zjeżdżać z myślą, że gdy pojawi wizja ew. ściany skalnej niżej to zrezygnuję i podejdę z powrotem do wyciągu. Czasu było dosyć. Zauważyłem jednak niżej kilka osób. Wyglądało to na przewodnika i jego klientów. On zjeżdżał kawałek i potem oni za nim. Jeździli dość słabo. Skoro zjeżdżają to się da zjechać, bez trafienia na skały, które nie puszczą w dół. Za chwilię minąłem zamknięte schronisko Olpererhutte i ich. Zjazd do zbiornika okazał się dość łatwy. Parking obok zbiornika był zasypany dwumetrową warstwą śniegu. Jechałem w dół po drodze, która jest czynna w lecie i płatna. W pewnym momencie droga znika w tunelu ze stalową bramą. Widać z daleka, że brama zamknięta. Zrobiło mi się zimno. Cholera jasna, ale się załatwiłem! Las stromy i śniegu do czorta(były wcześniej spore opady). Przez ten las się nie da przedrzeć. Jedyna możliwość to zjechać do potoku i jego łożyskiem przedzierać się w dół. Albo wracać kilometr do góry. Można się będzie wykończyć. Nie sądziłem, że czeka mnie taka pułapka. Nie pomyślałem też, że przewodnik z klientami też jakoś muszą dojechać do domu. Na szczęście brama była zamknięta, ale nie na klucz. Potrzebna była, bo by nawiało do tunelu. Jeszcze dwie, czy trzy tunele spotkałem z bramami. Śnieg się skończył i drałowałem w dół z nartami na plecach. Po drodze minął mnie mikrobus z nimi. W Ginzlig, po czternastu kilometrach złapałem, na szczęście, ostatni autobus do Mayrhofen, bo inaczej czekało mnie dodatkowo ponad sześć kilometrów. Morał z tego był taki, że trzeba zawsze jak najdokładniej przemyśleć i poznać różne aspekty wyprawy a mniej się napalać.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

szkoda że tylko raz można nacisnąć na dzięksa, znam ten lodowiec z letnich wycieczek, jak czytałem Twój tekst to dostałem gęsiej skórki, jeszcze raz dzięki za opis:)

Hej, Wiem, że jak byłeś nawet w lato i widziałaś Vallee Blanche to wiesz o czym mówię... Szkoda, tylko, że to tak daleko Poniżej zamieszczam kilka obiecanych wcześniej fotek. Lepiej późno niż wcale: Widok na L’Augille du Midi ze stacji połówkowej Plan de L’Augille. Wrażenie jakie robi kilkusetmetrow ściana w porannym słońcu jest piorunujące. Zdjęcia jak wiecie nie oddają wrażenia przestrzeni :rolleyes: PS Dziadek_Kuby jeśli jeżdzisz jeszcze to nie mów, że za późno. Trzeba znaleźć dobrego przewodnika i spróbować zjazdu. Wrażenia gwarantowane. Dołączona grafika Zejście z górnej stacji kolejki na plateu z którego zaczyna się jazda w dół Vallee Blanche http://chevy89.repub...e0-02-02(1).jpg 3800 panorama na Vallee Blanche i włoską stronę Alp. Ja tuz przed zjazdem :) http://chevy89.repub...e0-05-05(1).jpg Jedyne zdjęcie z II przejazdu. Widać dwójkę narciarzy, z którymi miałem zjeżdżać :( http://chevy89.repub...e3-17-17(1).jpg Zjazd w dół lodowce. Widać dużą nieregularność i sporo szczelin. W jednej z nich akcja ratownicza helikoptera z Chamonix http://chevy89.repub...3-19-18A(1).jpg Szczeliny lodowca z bliska… http://chevy89.repub...e4-21-21(1).jpg Wysokość około 2800. dalej w dół lodowcem http://chevy89.repub...e6-33-33(1).jpg Bardzo zdradliwe mosty śnieżna pomiędzy serakami http://chevy89.repub...e6-34-34(1).jpg Już na dole. Widok z ze stacji pociągu na dolną część lodowca du Tabul http://chevy89.repub...6-37-36A(1).jpg

Użytkownik Siwir edytował ten post 27 październik 2008 - 11:43

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo ładne zdjęcia. Zawsze byłem ciekaw jak wygląda zejście ze stacji kolejki na lodowiec. Czytałem różne relacje, ale nie widziałem terenu. Chodzi o ubezpieczenie, tzn. czy potrzebna jest druga osoba do ew. asekuracji, na stromej części zejścia. Czy jest możliwość samo-asekuracji(trzymania się liny), np. rozciągnięte liny(a) od samej góry do łatwego miejsca- tak jak się indywidualnie asekuruje na Via Ferratach w Dolomitach. Nie w przewodniku jest kwestia. Zresztą przejazd przez lodowiec nie wygląda ekstremalnie(następne zdjęcia). Nachodziłem się w życiu trochę po lodowcach z większymi szczelinami. Na nartach jest łatwiej przejechać ew. niepewne miejsca, bo szybciej i mniejszy nacisk na podłoże. Zresztą tam jeździ tłum. Nie jeździ się w takim terenie we mgle, bo to samobójstwo. Nie potrzebuję przewodnika, tylko dobrze widoczny teren. Zdarzyło mi się we mgle wyjść samotnie, nie tak znów dawno, na najwyższą w tej okolicy górę, ale to było łatwiejsze, bo się szło granią.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...