Skocz do zawartości

Nauka jazdy dzieci


zetes

Rekomendowane odpowiedzi

bartolomeus ma rację, często bywa tak, że plany mijają się z rzeczywistością, a mimo, że mieszkam w górach to śniegu co roku coraz mniej, teraz mogłabym go ciągać za rowerem chyba po trawie :(

 

zeberkaa co Ty gadasz, bo to nie o mnie? Chciałabym, żeby tak było, życie pokaże, będzie czas na podsumowania w kwietniu. 

 

Adam P10, ja też kiedyś miałam etap, by dzieci nazywać bachorami (gdy sama miałam 17lat). Tylko ja już z tego wyrosłam... Już choćby "dzieciak" brzmi lepiej. Ty jesteś instruktorem, czy mylę Cię z kimś? I jako instruktor tak się wyrażasz o dzieciach?

 

allegro.pl/show_item.php?item=7115783130&msg=Tw%C3%B3j+e-mail+zosta%C5%82+wys%C5%82any.&msgtoken=048a25b10f8bf5405c1e387864ffa85323220a1444b540a86acf77d00be2ff62

 

Za 220zl zakup, a wypożyczenie na tydzień i wiezienie na ferie to 210zl. Przy czym codziennie w ferie nie będziemy na nartach, bo będziemy też chodzić po górach. Narty kupione przydadzą się też mam nadzieję po feriach.

 

W weekend jedziemy na Dzikowiec, mają tam w wypożyczalni nartki i butki takie małe, plus taśma, dywan, wykładzina, czy jak to tam zwał.


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I tak oto DK (dziadku z pewnością kochany) zaoszczędziłeś kilka dobrych stówek. Frajda nie do opisania. Wspaniałe doznania, szkoda tylko że tzw rodzicie nie mają takiego podejścia jak Ty. No cóż nie ma takiego złego co by na dobre nie wyszło - dzięki "podrzutkom" ja zarabiam ale wierz mi serce boli....Tak się zastanawiam kto uczy "podrzutków" wiązać sznurowadła - pewnie sąsiad z piętra wyżej - mama tata są b. zajęci..................no nie wiem może się troszkę zapędziłem............................

 

Z pewnym poślizgiem ale się włączę. Mam wrażenie, że o nartach mam jakieś drobne pojęcie. Ba nawet mam jakieś uprawnienia instruktorskie związane z górami i jazdą na nartach (choć nie stricte narciarskie).  Z dziećmi spędzamy z Martą kupę czasu. Indoktrynacja była wieloletnia i wielotorowa - dzieciaki bywały z nami w górach na nartach wiele razy (Nuśka 1 raz w przerobionych pulkach transportowych - domontowałem fotelik samochodowy - pod Łabskim Szczytem jak miała 7 miesięcy). Potem bywała (a potem bywały) wielokrotnie gdzieś w górach z wykorzystaniem nosidełek - aczkolwiek miało to interesujący evfekt uboczny: nie bardzo mogła szczaić o co biega z tym wyciągiem - przecież narty są poto by można było iść w góry, odwiedzić Ciocię w schronisku a nie jak chomik jeździć w te i wewte :D

nusia-co-rok.jpg

Zresztą jak miała circa 2.5 roku to jak coś robiłem z nartami to się jej nie dało z nich zgonić. Zdjęcie załączone jest z bananem na ustach i hasłem "Nusia jeździ narty!"

nusia-i-el-hombre.jpg

Ale pomimo tego wszystkiego dzieci do nauki oddałem instruktorom. Naprzód na nauczanie indywidualne, potem w takiej szkólce klubiku. Oczywiście jak jedna i druga złapała o co biega to oprócz jeżdżenia z instruktorem (a teraz klubem) jeżdżą co najmniej drugie tyle ze mną tyle, że tutaj nauczanie sprowadza się przypomnienia "zasad na stoku" a jeździ sobie totalnie dla przyjemności. Dlaczego tak - ano uważam, że nie znam się na pracy z dziećmi, nie do końca jestem przekonany, że moje nawyki i układ ciała jest dobrym wzorcem, a dzieci kopiują rodziców/trenerów. Więc padło na instruktorów czy trenerów. Być może mi było łatwiej bo ich wszystkich znam a połowa z nich była kiedyś moimi kursantami.....

 

Moim zdaniem kupa czasu z dziećmi na nartach TAK ale jeśli mamy jakiekolwiek zastrzeżenia co do swoich kompetencji (nawet cierpliwości) to lepiej oddać fachowcowi.

 

Kuba 


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z pewnym poślizgiem ale się włączę. Mam wrażenie, że o nartach mam jakieś drobne pojęcie. Ba nawet mam jakieś uprawnienia instruktorskie związane z górami i jazdą na nartach (choć nie stricte narciarskie).  Z dziećmi spędzamy z Martą kupę czasu. Indoktrynacja była wieloletnia i wielotorowa - dzieciaki bywały z nami w górach na nartach wiele razy (Nuśka 1 raz w przerobionych pulkach transportowych - domontowałem fotelik samochodowy - pod Łabskim Szczytem jak miała 7 miesięcy). Potem bywała (a potem bywały) wielokrotnie gdzieś w górach z wykorzystaniem nosidełek - aczkolwiek miało to interesujący evfekt uboczny: nie bardzo mogła szczaić o co biega z tym wyciągiem - przecież narty są poto by można było iść w góry, odwiedzić Ciocię w schronisku a nie jak chomik jeździć w te i wewte :D

attachicon.gifnusia-co-rok.jpg

Zresztą jak miała circa 2.5 roku to jak coś robiłem z nartami to się jej nie dało z nich zgonić. Zdjęcie załączone jest z bananem na ustach i hasłem "Nusia jeździ narty!"

attachicon.gifnusia-i-el-hombre.jpg

Ale pomimo tego wszystkiego dzieci do nauki oddałem instruktorom. Naprzód na nauczanie indywidualne, potem w takiej szkólce klubiku. Oczywiście jak jedna i druga złapała o co biega to oprócz jeżdżenia z instruktorem (a teraz klubem) jeżdżą co najmniej drugie tyle ze mną tyle, że tutaj nauczanie sprowadza się przypomnienia "zasad na stoku" a jeździ sobie totalnie dla przyjemności. Dlaczego tak - ano uważam, że nie znam się na pracy z dziećmi, nie do końca jestem przekonany, że moje nawyki i układ ciała jest dobrym wzorcem, a dzieci kopiują rodziców/trenerów. Więc padło na instruktorów czy trenerów. Być może mi było łatwiej bo ich wszystkich znam a połowa z nich była kiedyś moimi kursantami.....

 

Moim zdaniem kupa czasu z dziećmi na nartach TAK ale jeśli mamy jakiekolwiek zastrzeżenia co do swoich kompetencji (nawet cierpliwości) to lepiej oddać fachowcowi.

 

Kuba 

Masz całkowitą rację. Ja nie chciałem uczyć córki pływania, narciarstwa bo dobrze wiedziałem, że ojca słucha się inaczej. Wyszło tak, że na AWF ma dobre stypendium za wyniki.

Pozdrawiam

Piotr


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziś wypozyczone narty dł 65cm, buty rozm 15. W wypożyczalni nie dał ubrać sobie kasku, w buty pięknie sam się wślizgnął, narty upatrzył sobie inne kolorystycznie chyba tylko. Ale za to później w domu... jak już ubrał to nie dał nart zdjąć, łaził w nich po domu pół godziny, wkoło stołu (pięknie się wycofywał i radził sobie, gdy jedną nartę przydepnął). Uśmiechnięty, zadowolony. Później sam buty ubierał i w nich łaził (uwielbia mieć nowe buty, zawsze w nich musi chodzić po domu, nawet latem w zimowych zasuwa :)  )  Poszedł spać, po kilku minutach wychodzi z pokoju mówiąc: " już się wyspałem" oczywiście w butach narciarskich :D  Narty schowane, inaczej by albo je porysował, albo podłogę.

 

Jutro jedziemy na stok.

Będzie dobrze :) Ale jestem dumna!!

Załączone miniatury

  • IMG_20180112_143530.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pisz rozważnie, by czytający wybiórczo nie mogli posądzić Cię o chamstwo.

 

Dobra, bez obrazy, nie zaczynajmy.

Luśka - sorki że tak per ty - uwielbiam szyderstwo i ironię w dobrym tonie nie cierpię lansu i pozerstwa - a wg. mnie te stwierdzenie zostało użyte właśnie w takim celu. Strasznie się cieszę że wyrasta nowy narciarz :D  :D  :D  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I pierwsze ślizgi za nami, jestem bardzo zadowolona. Antoś nie wisiał, jak kociak na rękach (dzięki... lobo? o tym pisał kiedyś?), a stał sam, jechał sam po kilkadziesiąt cm, na taśmie sam. Pomoc miał przy wchodzeniu i schodzeniu z taśmy. Nie chciał na kijku jechać (może ktoś mi podpowie, jak to robić?). Nic nie rozumie, co znaczy palce do siebie, a pięty na boki. Nie wiem, jak mu to wytłumaczyć. Polecenia: rączki na kolanka też nie chciał wykonać, a w domu tak stał przecież. 

 

No nic. Było super. Jestem szczęśliwa. Kilka razy mały zjechał, krótkimi odcinkami, całkowicie samodzielnie, łapany co kawałek, żeby się nie rozpędzał, lub narty mu trzymałam. Jak zaczęło się marudzenie to się przesiedliśmy na sanki, żeby go nie zniechęcać. Nie było upadania, leżenia na śniegu, zawieszania się na NIE.   Jak ze starszym :( Poszłam z nim na talerzyk, zamiast wsadzić pod pupę to się złapał rękoma, po chwili spadł i to był koniec. Wrócił na taśmę, jak przedszkolak i ślizgał się niemrawo, bo tam strasznie płasko. A przecież potrafi łądnie pługiem jechać i się stara już nogi równolegle ustawiać, troszkę już pojeździł. Całkiem inna dwójka dzieci. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I pierwsze ślizgi za nami, jestem bardzo zadowolona. Antoś nie wisiał, jak kociak na rękach (dzięki... lobo? o tym pisał kiedyś?), a stał sam, jechał sam po kilkadziesiąt cm, na taśmie sam. Pomoc miał przy wchodzeniu i schodzeniu z taśmy. Nie chciał na kijku jechać (może ktoś mi podpowie, jak to robić?). Nic nie rozumie, co znaczy palce do siebie, a pięty na boki. Nie wiem, jak mu to wytłumaczyć. Polecenia: rączki na kolanka też nie chciał wykonać, a w domu tak stał przecież. 

 

No nic. Było super. Jestem szczęśliwa. Kilka razy mały zjechał, krótkimi odcinkami, całkowicie samodzielnie, łapany co kawałek, żeby się nie rozpędzał, lub narty mu trzymałam. Jak zaczęło się marudzenie to się przesiedliśmy na sanki, żeby go nie zniechęcać. Nie było upadania, leżenia na śniegu, zawieszania się na NIE.   Jak ze starszym :( Poszłam z nim na talerzyk, zamiast wsadzić pod pupę to się złapał rękoma, po chwili spadł i to był koniec. Wrócił na taśmę, jak przedszkolak i ślizgał się niemrawo, bo tam strasznie płasko. A przecież potrafi łądnie pługiem jechać i się stara już nogi równolegle ustawiać, troszkę już pojeździł. Całkiem inna dwójka dzieci. 

Cześć

Staraj się w żaden sposób nie podtrzymywać go nie dotykać i nie łapać. Wszystko rób za narty - uczy się sam wyważać. Jak czegoś nie rozumie to mu pokaż - rozstaw mu narty do pługu i powiedz że o to chodzi. Staraj się zachować z nim kontakt wzrokowy - jeźdździj przed nim tyłem pługiem i delikatnie uderzając w dzioby lub je prowadząc koryguj jego jazdę. Jak się tylko da nie pomagaj nie podnoś itd. niech nauczy się radzić sobie sam.

Rączki na kolanka??? A sama jeździsz w ten sposób? To bez sensu - nie każ mu robić rzeczy nienaturalnych. Ręce przed siebie lub lekko na bok będą mu ułatwiać wyważenie.

Pozdrowienia

Pozdrowienia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obecny sezon( wcześniej patrz . http://www.skiforum....4#entry574579) -ponownie Wisła , Agatka 4 latka -2 dni z instruktorem dla przypomnienia i utrwalenia pługu . W tym czasie Pani Małgosia ze SkiStars "wałkuje" zjazdy i kontrolę nad nartami pługiem , zatrzymania oraz skręty płużne , wjazd orczykiem . Drugiego dnia zjazdy z "poważnej " górki Klepki -Wisła Malinka. Tata w tym czasie ćwiczy zjazd tyłem , skręty i zatrzymania tyłem . Po dwóch dniach ćwiczeń (taty i córki ) wspólne zjazdy z Klepek -tata tyłem ;) . Polecam ten system , najpierw praca z instruktorem potem utrwalanie z rodzicem ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Pizzę i frytki" ma wpojone starszy syn, ale on zaczynając znał już to jadło. Jak powiem małemu 'frytki" to sobie wyobrazi talerz rozrzuconych byle jak frytek, a nie dwie ułożone koło siebie. No to mam tydzień, by smażyć frytki codziennie na obiad i mu układać na talerzu po 2 frytki :D Długo będzie jadł obiad...

 

Właśnie uczyłam się jeździć tyłem :) Tylko na płaskiej łące ciężko ruszyć, gdy się całkowicie zatrzyma, parodia ;p aż wstyd wstawiać film z moimi wygibasami.

 

 

Załączone miniatury

  • 20180113_105020.jpg
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam

Wydaje mi się, że kluczową sprawą dla rozpoczęcia nauki jazdy dla dziecka jest wybór miejsca. Powinien to być mały stok, koniecznie z wybiegiem. Takim, by dziecko samo się zatrzymało. Gdyby przy nim była taśma lub malutki talerzyk, czy lina plastykowa, to byłoby idealnie. Ale trudno o takie stoki. Często nie mają wybiegu. Są za strome. Przykładem była taśma Na Żarze, u dołu stacji. Tak stroma i bez wybiegu, że się zastanawiałem dla kogo? Kuba był z nami wtedy na Żarze i bałbym go się tu puścić. Mimo, że zjechał z nami z góry.

Nie ma co tłumaczyć dziecku. I łapać dziecka na stoku, czy stosować jakieś lejce. Błyskawicznie zrozumie, że ostatnią deską ratunku jest mamusia. Jak się uczy chodzić i rozbije sobie nos, to błyskawicznie pojmuje o co tu chodzi. Jedyną chyba zrozumiałą rzeczą jest "instrukcja" "skręcaj". Skręca inne dziecko, jeżdżące w pobliżu. Skręcać może mamusia lub tatuś. Ale mamusia(tatuś, może brat itp.) powinien jechać wolno, wolniutko z przodu. Dziecko za nim, by mogło, nadążyć. A za dzieckiem ktoś z rodziny. Pokrzykujący -skręcaj. To daje świetny efekt. "Wzór" powinien niezdarnie(serio) skręcać na w miarę równoległych nartach. Na to wcale nie trzeba być dobrym narciarzem. To ma być taki prosty bardzo skręt, z z pewnym ześlizgiem. Szybkość nieco większa niż marsz. Wystarczy kilka takich skrętów na początku.

Te próby powinny być poprzedzone "zjazdami" do zatrzymania się dziecka na płaskim(wybiegu). Te zjazdy trzeba demonstrować, nie jadąc pługiem, tylko narty równolegle. "Jedź za mamusią". Mamusia jedzie 10 m i narty się jej zatrzymują. Potem 15, 20 m. Potem w skos stoku. Potem mamusia skręca pod stok i zatrzymuje się. Potem jedzie prosto w dół i skręca. Zatrzymując się. Aż dojdziemy do fazy, że mamusia skręca i zaraz skręca w przeciwną stronę. Jak to przeskoczymy(wystarczy dwa skręty) dziecko zaczyna jeździć, na "równoległych nartach". I teraz trzeba mu "zorganizować" wyciąg najlepiej z innymi dziećmi, gdzie by mogło jechać do góry i z innymi dziećmi zjeżdżać w dół. Wtedy postęy są błyskawiczne. Każdy skręt coś uczy.

Cała ta zabawa, nauka może trwać cały sezon. "Demonstratorzy" powinni jeździć z kijkami. Ręce w przodzie dość szeroko. Dobrze byłoby by dziecko miało jakieś bezpieczne kijki. Ułatwią mu trzymane utrzymanie równowagi. Czasami okazjonalnie się nimi podeprze. Bez kijków, ręce będą mu opadać. Trzymanie rąk przed sobą bez kijków jest nienaturalne.

Nauką można rozpoczynać nawet w miejscu, gdzie nie ma żadnego "dziecięcego" wyciągu. Tylko jest kwestia jak dziecko wyciągać nieco wyżej. Samo nie będzie podchodzić, to zbyt męczące. Ważne jest towarzystwo innych dzieci. Jazda z rodzicami jest strasznie "nudna". I nie wiadomo po co to się robi. Jak to inne dzieci to robią, tzn. że to taka zabawa.



Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I pierwsze ślizgi za nami, jestem bardzo zadowolona. Antoś nie wisiał, jak kociak na rękach (dzięki... lobo? o tym pisał kiedyś?), a stał sam, jechał sam po kilkadziesiąt cm, na taśmie sam. Pomoc miał przy wchodzeniu i schodzeniu z taśmy. Nie chciał na kijku jechać (może ktoś mi podpowie, jak to robić?). Nic nie rozumie, co znaczy palce do siebie, a pięty na boki. Nie wiem, jak mu to wytłumaczyć. Polecenia: rączki na kolanka też nie chciał wykonać, a w domu tak stał przecież. 

 

No nic. Było super. Jestem szczęśliwa. Kilka razy mały zjechał, krótkimi odcinkami, całkowicie samodzielnie, łapany co kawałek, żeby się nie rozpędzał, lub narty mu trzymałam. Jak zaczęło się marudzenie to się przesiedliśmy na sanki, żeby go nie zniechęcać. Nie było upadania, leżenia na śniegu, zawieszania się na NIE.   Jak ze starszym :( Poszłam z nim na talerzyk, zamiast wsadzić pod pupę to się złapał rękoma, po chwili spadł i to był koniec. Wrócił na taśmę, jak przedszkolak i ślizgał się niemrawo, bo tam strasznie płasko. A przecież potrafi łądnie pługiem jechać i się stara już nogi równolegle ustawiać, troszkę już pojeździł. Całkiem inna dwójka dzieci. 

 

Jeśli tłumaczenie nie dochodzi do głowy, a później nie rozchodzi się do kończyn :-), to nie tłumacz.. Jeśli trzymasz go za dzioby, to wówczas jest tylko jazda skrętami. Antoś zacznie wtedy rozszerzać nogi, żeby się nie przewrócić. Kilka takich skrętów, może ciut więcej niż kilka i po pewnym czasie poczujesz zmniejszenie oporu podczas takich wodzonych skrętów. Po kolejnym pewnym czasie oporu nie będzie już w ogóle... Gdzieś między tymi dwoma pozycjami już nie trzymasz dziobów jego nart tylko delikatnie je, jeśli trzeba korygujesz... I tyle :-)...

 

I cały czas skręt...

Powodzenia !!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Problem jest taki, że córce szkółki się na razie znudziły.

Chce sobie pojeździć z tatą :-)

 

Weźcie razem lekcję z instruktorem. Powiedz mu od razu, czego oczekujesz - niech zaproponuje córce zestaw ćwiczeń, które ona będzie potem pod Twoim okiem wykonywać. Jak przerobicie cały "materiał", to weźmiecie kolejną lekcję :). To chyba najlepsze wyjście.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

.. Jeśli trzymasz go za dzioby, to wówczas jest tylko jazda skrętami. 

 

Nie rozumiem,, wytłumacz proszę. Za dzioby to pług przecież. 

Trochę go trzymałam za dzioby, trochę go puszczałam i jechał sam trzymając narty równolegle po 50cm-2m. Zatrzymywałam go łapaniem za dłonie, bo wtedy stał sam. Gdy łapałam go w objęcia to się uwieszał- wpadał mi między nogi. Wciąż jechałam przed nim, tyłem do spadku. Nie mogłam mu pokazywać jadąc przed nim, bo wtedy zostałby bez opieki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie rozumiem,, wytłumacz proszę. Za dzioby to pług przecież. 

Trochę go trzymałam za dzioby, trochę go puszczałam i jechał sam trzymając narty równolegle po 50cm-2m. Zatrzymywałam go łapaniem za dłonie, bo wtedy stał sam. Gdy łapałam go w objęcia to się uwieszał- wpadał mi między nogi. Wciąż jechałam przed nim, tyłem do spadku. Nie mogłam mu pokazywać jadąc przed nim, bo wtedy zostałby bez opieki.

Cześć

3.30 i w tej pozycji korygując rekami ustawienie kątowe nart oraz pokazując którą nartę obciążamy jedziemy skrętem łączonym łukami płużnymi. Łuki symetryczne i w rytmie. Im młodzież się pewniej czuje tym mniej trzymania za dzioby a tylko korekty poprzez lekkie uderzanie np.

Pozdrowienia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie rozumiem,, wytłumacz proszę. Za dzioby to pług przecież. 

Trochę go trzymałam za dzioby, trochę go puszczałam i jechał sam trzymając narty równolegle po 50cm-2m. Zatrzymywałam go łapaniem za dłonie, bo wtedy stał sam. Gdy łapałam go w objęcia to się uwieszał- wpadał mi między nogi. Wciąż jechałam przed nim, tyłem do spadku. Nie mogłam mu pokazywać jadąc przed nim, bo wtedy zostałby bez opieki.

Moja filozofia nauczania maluchów jest troszkę inna i tu absolutnie nie neguję wywodów Mietka który niewątpliwie jest dla mnie autorytetem w tej sprawie jednakże moja metodyka jest troszkę inna. Trochę surowy w tej dziedzinie jestem i wychodzę z założenia "kopać gałę każdy może ale na nartach tylko nieliczni są w stanie jechać" - przepraszam z góry, tak już mam. Albo bąbel jest gotowy na przygodę z nartami albo nie i tyle. Intuicja i wrodzone u dzieci poczucie równowagi się liczy. Może warto odpuścić sezon a w następnym "chwyci" od strzału. Generalnie trzymanie za dzioby ograniczam do niezbędnego minimum (dosłownie). Absolutnie wykluczam trzymanie się instruktora, 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

3.30 i w tej pozycji korygując rekami ustawienie kątowe nart oraz pokazując którą nartę obciążamy jedziemy skrętem łączonym łukami płużnymi. Łuki symetryczne i w rytmie. Im młodzież się pewniej czuje tym mniej trzymania za dzioby a tylko korekty poprzez lekkie uderzanie np.

Pozdrowienia

Witam

 

Obejrzałem sobie przy okazji filmu Mitka dalszy film (skimaniak) we Włoszech. Co za metoda nauki. Dzieci mają kijki fajnie. Tylko po co te idiotyczne ćwiczenia z kijka pod pachą i okolicy bioder. To jest kopiowanie ćwiczeń zawodników do stabilizacji korpusu. To nie ma żadnego sensu. dzieci w pierwszej kolejności należy nauczyć równoległego prowadzenia nart. Dłuższe, krótsze skręty, urozmaicony teren. I jeździć, a nie kopiować niezdarnie ćwiczeń nie na ten poziom. Ale takie mamy czasy. Jak najszybciej "karwing", bo jest zapotrzebowanie. I robi się karykaturę z nauki.

 

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...