Skocz do zawartości

Nauka jazdy dzieci


zetes

Rekomendowane odpowiedzi

Mitek, nie zrozumiałeś mnie. Czytam wciąż, żeby zacząć od zabawy, od nauki stania na jakimś sprzęcie, który się ślizga po śniegu, chodzenia w tym, upadania, pozwalania się wciągać, itp. Dlatego też o tym pisałam. Najpierw się dziecko musi obeznać ze sprzętem, a nie szlifować technikę, prawda?  

Maluszek, bo ma 3 latka, bo nie ma nawet metra wysokości, bo nie rozumie wielu słów, zwrotów, poleceń. Nie ogarnia tego, bo ma dopiero 3 lata! Czy Ty nie miałeś dzieci? Nie masz styczności z tak małymi dziećmi? Bo nie zdajesz sobie sprawy, czego można od takiego dziecka wymagać, co ono jest w stanie zrozumieć i wykonać. Piszesz, jak o dziecku 5-cioletnim. Zawody w tv, motywacja jakimś Hir-coś tam? Co Ty gadasz w ogóle? Dziecko 3letnie ogląda Psi Patrol, to taka bajka o pieskach, a nie zawody sportowe.

Nie chcę trenować zawodowca, a zaszczepić w dziecku bakcyla. Ze starszym poniosłam klęskę, bo nie lubi jeździć i robi to ze 3 razy na sezon tylko po to, by mamie nie było przykro. Ale młodszy widzę, że jest odważniejszy i chętny do naśladowania (jak to ponoć większość młodszych braci i sióstr), dlatego liczę, że chociaż z nim uda mi się kiedyś systematycznie jeździć i przyjemnie spędzać wspólny czas. Mam nadzieję, że tego nie skopię. Dlatego proszę o porady. Dziadek Kuby pięknie opisał tego przykład :)

BogMonster, jutro będę pisać, dzięki.


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piszemy tutaj generalnie o dzieciach ale każde z nich jest inne i każde potrzebuje czegoś innego inaczej reagując.

Dla przykładu Zośka była od pierwszej lekcji zakochana w panu Tomku (instruktorze a Wojtek przez kilka lekcji się po prostu nudził aż do chwili, kiedy pojechał ze mną (czy widzicie jak mnie teraz duma rozpiera?) i zaczęliśmy zabawę. Nie chciał wtedy odpinać nart przez 2 godziny. Tydzień później byliśmy już wszyscy w Alpach.

Pisałem w tym wątku wiele o swoich perypetiach z dziećmi, będąc (jak przeczytałem przed chwilą) jednym z tych bardzo zajętych. Mimo tego, że uwielbiam narty, to po tych właśnie perypetiach z dziećmi, jazda samemu nie przynosi mi takiej frajdy jak jazda z dziećmi. Podświadomie oddalam myśl, że kiedyś będą chcieli jeździć bez wapna i boję się, że narty stracą dla mnie sens.

Dziadek Kuby jest dla mnie w tej materii największym tutaj autorytetem i niesamowicie mi swego czasu pomógł swoimi mądrymi i wyważonymi radami. Jeszcze raz za wszystko dziękuję. Kuba i mój Tomek są o ile pamiętam prawie rówieśnikami.


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

Skoro to "maluszek" - to radzę raczej zabrać wózek.

Jeżeli natomiast chcesz go nauczyć jeździć na nartach ( a z opisu to już nie maluszek i papiery ma) to jaki jest cel tej nauki i czy Ty możesz to robić?

Jeżeli ma dreptać, ciągać itd. to sobie odpuść, kup cokolwiek i się bawcie. Jeżeli natomiast ma być to nauka to potraktuj syna poważnie. Najpierw skoro chce mieć narty to wytłumacz mu że to narty a nie patyki. Pokaż jak się na nich jeździ np. obejrzyjcie razem zawody w TV. Zachęć go by był Hirscherem itd. Czyli indoktrynacja - bardzo ważny etap! Drugi etap to próba jazdy na normalnym sprzęcie. Jedźcie na narty na normalny stok (jakiś nieduży ale normalny) wypożyczcie narty i spróbujcie.

Pamiętaj, że małe dzieci mają krótki cykl więc dla niego 20 minut to jak dla Ciebie 3 godziny. To jest ciężka praca wymagająca cierpliwości i konsekwencji ale jeżeli wykonasz ja dobrze to wieku 6 lat syn będzie samodzielnym narciarzem.

Pozdrowienia

Mitek porusza bardzo ważny aspekt. Indoktrynacja to jest moim zdaniem klucz. 

Nie każde dziecko zainteresuje się pucharem świata, tym bardziej w wieku 3 czy 4 lat, jednak zwracanie dziecku uwagi na wiele rzeczy jest niezwykle istotne. Dzieci uczą się błyskawicznie i to czy będą miały poprawne wzorce na początku czy złe, będzie później się nam odbijało czkawką.

To każde z nas zna swoje dziecko najlepiej (przynajmniej tak powinno być) i sami powinniśmy wiedzieć, jaką drogą pójść. Dla jednego będzie to ktoś taki jak Hirscher ale dla dziewczynki to nie musi już być Lindsay Vonn tylko spotkana na stoku pani z różowymi nartami z dużą ilością świecidełek, tylko dlatego bo dziecko jest akurat na takim etapie.

Nie mam talentu pedagogicznego i żaden ze mnie instruktor, także ze względu na moje umiejętności narciarskie. Dlatego też instruktorów starałem się dobierać starannie. Miałem wiele szczęścia do tych, którym przyszło uczyć moje dzieci.

Tak jak Mitek pisze, to musi być zabawa. Będzie zdecydowanie łatwiej a dziecko przez niezauważony przez siebie sposób nauczy się wielu rzeczy. 

Wystarczy cofnąć się do czasu, kiedy sami byliśmy mali i na chwilę być malucha rówieśnikiem. Nie raz zdarzało mi się zaliczyć upadek czy ominąć bramkę, żeby ten mniejszy zawodnik wygrał rywalizację. Ten banan na buzi, kiedy "usiłujesz" doścignąć takiego małego rywala, który ledwie z butów wystaje, jest najsmaczniejszy.


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mitek, nie zrozumiałeś mnie. Czytam wciąż, żeby zacząć od zabawy, od nauki stania na jakimś sprzęcie, który się ślizga po śniegu, chodzenia w tym, upadania, pozwalania się wciągać, itp. Dlatego też o tym pisałam. Najpierw się dziecko musi obeznać ze sprzętem, a nie szlifować technikę, prawda?  

Maluszek, bo ma 3 latka, bo nie ma nawet metra wysokości, bo nie rozumie wielu słów, zwrotów, poleceń. Nie ogarnia tego, bo ma dopiero 3 lata! Czy Ty nie miałeś dzieci? Nie masz styczności z tak małymi dziećmi? Bo nie zdajesz sobie sprawy, czego można od takiego dziecka wymagać, co ono jest w stanie zrozumieć i wykonać. Piszesz, jak o dziecku 5-cioletnim. Zawody w tv, motywacja jakimś Hir-coś tam? Co Ty gadasz w ogóle? Dziecko 3letnie ogląda Psi Patrol, to taka bajka o pieskach, a nie zawody sportowe.

Nie chcę trenować zawodowca, a zaszczepić w dziecku bakcyla. Ze starszym poniosłam klęskę, bo nie lubi jeździć i robi to ze 3 razy na sezon tylko po to, by mamie nie było przykro. Ale młodszy widzę, że jest odważniejszy i chętny do naśladowania (jak to ponoć większość młodszych braci i sióstr), dlatego liczę, że chociaż z nim uda mi się kiedyś systematycznie jeździć i przyjemnie spędzać wspólny czas. Mam nadzieję, że tego nie skopię. Dlatego proszę o porady. Dziadek Kuby pięknie opisał tego przykład :)

BogMonster, jutro będę pisać, dzięki.

Cześć

Kacper, mój syn, dwa lata i 10 miesięcy:
skanuj0019.jpg

 

Pierwsze co napisałem to: "Jeżeli to maluszek - to zabierz wózek".

A dalej napisałem Ci jak ma to wyglądać jeżeli to nie maluszek. Każde dziecko jest inne i Ty sobie oceń co Twoje dziecko może a co nie bo ja go nie znam.

Uczyłem jeździć na nartach setki dzieci i wiem co pracuje a co nie. Indoktrynacja o której piszę jest kluczowa w kwestii nauczania własnych dzieci, kluczowa! i przy jej pomocy zaszczepia się bakcyla. Syn pierwszy raz był na nartach gdy jeszcze nie chodził - na moich plecach w nosidełku, córka też. Gdy my jeździliśmy to wózek stał na dole i się zmienialiśmy - to znakomita indoktrynacja. Oglądali ze mną transmisje z Pucharu Świata czy skoków zanim powiedzieli choć słowo ale jak już stanęli na nartach to wiedzieli praktycznie wszystko - zaufaj. Sprzęt I nie dlatego żeby byli zawodnikami - najbzdurniejszy argument, który zawsze się przewija - ale żeby jak najszybciej stali się samodzielnymi narciarzami.

skanuj0021.jpg - indoktrynacja

Ja pokazałem Ci zarys schematu, który pracuje. To co zrobisz zależy od Ciebie bo najlepiej znasz własne dzieci.

Zwracam tylko Twoją uwagę na fakt, że najczęściej blokadą postępów dzieci na nartach jest brak zaufania ze strony rodziców i opiekunów do ich możliwości i samodzielności wynikający z faktu, że sami są po prostu słabi.

Pozdro


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie istnieje jeden schemat i istnieć nie może - za dużo uwarunkowań. Rozwój psychomotoryczny, otoczenie, czas jaki planujesz spędzać "na białym", grupa, stok i setki innych. Przykład dość nowy : maluch (poniżej 3) jedzie na narty z rodzicami. Otoczeniem jest grupa 6-10 lat, która coś tam już jeździ. Podróżując po stoku (na kijku, przed ojcem) nie wychodzi z grupy - przybija piątki, pozdrawia, podjeżdża zerknąć co się dzieje na tyczkach .. aktywnie przemieszcza się po stoku (nie samodzielnie) - taka podróż. Czy to nauka techniki jazdy na nartach? W stopniu minimalnym choć dobrze prowadzony "kijek" modeluje podstawy. Czy to nauka narciarstwa? Tak - formy ruchu, podróżowania po stoku w dół i wyciągiem w górę, wzmocnienie przynależności do grupy w której z racji wieku jest raczej maskotką. Najważniejsze - zero napinki. Zaczynamy to zaczynamy, bo chce. Kończymy? To kończymy.

 

Czy ten schemat jest uniwersalny? Nie. Ale maluch w dobrym nastroju przebył każdego dnia co najmiej 50 razy więcej urozmaiconego (łatwego) terenu niż dzieci ślizgające się na wynalazkach przy wyrwirączce tudzież innej taśmie. Z doświadczenia - przeskok od ślizgania się "na kijku" do samodzielnej jazdy w urozmaiconym terenie a nie "przyszkółkowych" łączkach będzie dla niego czymś zupełnie naturalnym .. po prostu zniknie kijek.

 

Pozdrawiam,

M.


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie istnieje jeden schemat i istnieć nie może - za dużo uwarunkowań. Rozwój psychomotoryczny, otoczenie, czas jaki planujesz spędzać "na białym", grupa, stok i setki innych. Przykład dość nowy : maluch (poniżej 3) jedzie na narty z rodzicami. Otoczeniem jest grupa 6-10 lat, która coś tam już jeździ. Podróżując po stoku (na kijku, przed ojcem) nie wychodzi z grupy - przybija piątki, pozdrawia, podjeżdża zerknąć co się dzieje na tyczkach .. aktywnie przemieszcza się po stoku (nie samodzielnie) - taka podróż. Czy to nauka techniki jazdy na nartach? W stopniu minimalnym choć dobrze prowadzony "kijek" modeluje podstawy. Czy to nauka narciarstwa? Tak - formy ruchu, podróżowania po stoku w dół i wyciągiem w górę, wzmocnienie przynależności do grupy w której z racji wieku jest raczej maskotką. Najważniejsze - zero napinki. Zaczynamy to zaczynamy, bo chce. Kończymy? To kończymy.

 

Czy ten schemat jest uniwersalny? Nie. Ale maluch w dobrym nastroju przebył każdego dnia co najmiej 50 razy więcej urozmaiconego (łatwego) terenu niż dzieci ślizgające się na wynalazkach przy wyrwirączce tudzież innej taśmie. Z doświadczenia - przeskok od ślizgania się "na kijku" do samodzielnej jazdy w urozmaiconym terenie a nie "przyszkółkowych" łączkach będzie dla niego czymś zupełnie naturalnym .. po prostu zniknie kijek.

 

Pozdrawiam,

M.

Cześć

Dobry przykład. Staramy się aby w tej "zabawie w narciarstwo" było jak najmniej sztuczności, normalny sprzęt, normalny wyciąg, trasa itd. młodzież nawet nie jeżdżąc chłonie zachowania, oswaja się z terenem, ruchem, specyfiką zachowań itd.

 

Pozdrowienia


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Luśka, wiele zależy od dziecka. Dam przykład mojej córki. Mając 3 lata kupiliśmy jej prawdziwe buty narciarskie, jakiś bardzo proste nartki (nie w znaczeniu karwingowym :)) i... pomimo kilku prób zabawy na śniegu, daliśmy spokój. Mając 4 lat, szybko oddaliśmy w ręce zawodowej instruktorki (mieszkaliśmy wtedy we Francji). Po kilku godzinach już zjeżdżała z czerwonej trasy techniką płużną nazwijmy to. A na drugi dzień już samodzielnie korzystała z orczyka. Podaję stare zdjęcia z 1990 i 1991. A teraz (2014, czarna ścianka w Galtur) jeździ tak: https://photos.app.g...lFTXv9I6PFkIgz1

 

Hirmantaz 1990 bretig05.jpg

Hirmantaz 1991 bretig23.jpg

Hirmantaz 1991 bretig25.jpg


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I tak oto DK (dziadku z pewnością kochany) zaoszczędziłeś kilka dobrych stówek. Frajda nie do opisania. Wspaniałe doznania, szkoda tylko że tzw rodzicie nie mają takiego podejścia jak Ty. No cóż nie ma takiego złego co by na dobre nie wyszło - dzięki "podrzutkom" ja zarabiam ale wierz mi serce boli....Tak się zastanawiam kto uczy "podrzutków" wiązać sznurowadła - pewnie sąsiad z piętra wyżej - mama tata są b. zajęci..................no nie wiem może się troszkę zapędziłem............................


Nie zapędziłeś się
Kiedyś dziecko przygotowywało się do przedszkola, teraz szuka się przedszkoli które "odpieluchują" dziecko a do tego za dopłatą można malucha odstawić w weekend bo rodzic ma swoje potrzeby. Nie oceniam, stwierdzam tylko że świat się zmienia i nic już nie jest jak dawniej.


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z mojego punkt widzenia to wiek w którym dziecko zaczyna to sprawa bardzo indywidualna ...są dzieciaki które mają 2 lata z hakiem i już coś poruszają się na nartach ...bo rodzice mieli taką ambicję, odwagę .... no właśnie to głównie od podejścia rodziców zależy....

Ja osobiście mam dwójkę dzieci  i temat dla mnie bardzo aktualny córka 5,5 syn prawie 4. Córkę zaczęliśmy uczyć w zeszłym roku i traktowałem to bardziej jak oswajanie z nartami, kilka lekcji z instruktorem na oślich łączkach , potem byliśmy w Austrii gdzie po domem mieliśmy płaski stok na którym sobie dziennie ćwiczyła 1-2h, po powrocie kilka wyjazdów i w sumie zamknięcie sezonu na Wielkiej Raczy tam córka się uparła że chce jeździć z nami na kanapie...i miałem wrażenie że przeskok trochę zbyt duży, raz że córka na bardziej stromych odcinkach nie panuje nad nartami/prędkością, dwa nie bardzo chciała słuchać poleceń...

Młody zaczął w tym sezonie 3L11m i muszę powiedzieć, że na chwilę obecną fizycznie daje radę (jest wyrośnięty, nie ma problemu z koordynacją), natomiast ze skupieniem chociaż na moment to na razie jest duży problem. Jest tak podekscytowany że on wreszcie ma swoje narty i nie ogląda narciarzy pod stokiem, tylko wjeżdża i zjeżdża obok nich, że skupia się na wszystkim w koło tylko nie na nauce ..o ile jak chodzi o instruktora to jeszcze ma jakiś dystans i chwilami coś słucha i wykonuje polecenia to już ze mną chce wszystko sam....

I tutaj chyba najbardziej dla mnie widać dlaczego najlepszy wiek to ok tych 6 lat ...bo raz to rozwój fizyczny, a dwa to skupienie i wykonywanie poleceń...po prostu w tym wieku jest łatwiej...

Osobiście uważam, że  we wcześniejszym wieku najlepiej zapisać dziecko do jakiegoś przedszkola narciarskiego przy okazji jakiegoś wyjazdu tygodniowego gdzie przez 5 dni będzie miało szkolenie po 4-5h (gdzie w zabawę na śniegu będzie wpleciona nauka podstaw) moim zdaniem , dzieci takie małe też trochę lepiej funkcjonują w grupie no i do tego dochodzą instruktorzy którzy jednak mają doświadczenie z pracą z takimi maluchami...

Oczywiście jeśli ktoś się czuje na siłach uczyć swoje dzieci sam i ma pomysł jak skupić jego uwagę to czemu nie :)


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Indoktrynacja jest ważna, pod warunkiem, że dziecko jest na nią podatne. Mój syn nie był :). Chodził do prywatnego przedszkola, gdzie atrakcji dodatkowych było sporo. Niestety, on miał na wszystko jedną odpowiedź: Jazda konna? Nie. Judo? Nie. Tańce? Nie. 

Nie robiło na nim wrażenia, że większość kolegów chodzi na jakieś zajęcia, a pan od judo jest super. Więc, gdy pewnego dnia oznajmił nam, że będzie jeździć na nartach, byliśmy... lekko zdziwieni. Ten sport był mu kompletnie nieznany, nikt z rodziny, ani znajomych nie jeździł i nikt wcześniej mu tego nie proponował. Spodobało mu się od pierwszej lekcji, mimo że ta nie była zbyt ciekawa - wielka grupa dzieciaków i dwóch instruktorów, którzy jedno dziecko po drugim spuszczali na lassie z 30-metrowego stoku. Podczas całej godziny udało mu się "zjechać" jakieś dwa razy. Na dodatek, przez moją pomyłkę, dostał buty o kilka rozmiarów za duże, a na orczyku wjeżdżał wisząc na rękach :wacko:.

I tak było zawsze - albo coś akceptował od razu, albo żaden argument nie działał.

Trzy dyscypliny sportowe pokochał od razu - piłka nożna (miał 1,5 roku, gdy zaczął kopać), narty (również klasyczne) i pływanie. Teraz, w gimnazjum, doszła piłka ręczna i myślę, że to może być prawdziwa pasja, bo trenują razem z drużyną dziewcząt :D.


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z mojego punkt widzenia to wiek w którym dziecko zaczyna to sprawa bardzo indywidualna ...są dzieciaki które mają 2 lata z hakiem i już coś poruszają się na nartach ...bo rodzice mieli taką ambicję, odwagę .... no właśnie to głównie od podejścia rodziców zależy....

Ja osobiście mam dwójkę dzieci  i temat dla mnie bardzo aktualny córka 5,5 syn prawie 4. Córkę zaczęliśmy uczyć w zeszłym roku i traktowałem to bardziej jak oswajanie z nartami, kilka lekcji z instruktorem na oślich łączkach , potem byliśmy w Austrii gdzie po domem mieliśmy płaski stok na którym sobie dziennie ćwiczyła 1-2h, po powrocie kilka wyjazdów i w sumie zamknięcie sezonu na Wielkiej Raczy tam córka się uparła że chce jeździć z nami na kanapie...i miałem wrażenie że przeskok trochę zbyt duży, raz że córka na bardziej stromych odcinkach nie panuje nad nartami/prędkością, dwa nie bardzo chciała słuchać poleceń...

Młody zaczął w tym sezonie 3L11m i muszę powiedzieć, że na chwilę obecną fizycznie daje radę (jest wyrośnięty, nie ma problemu z koordynacją), natomiast ze skupieniem chociaż na moment to na razie jest duży problem. Jest tak podekscytowany że on wreszcie ma swoje narty i nie ogląda narciarzy pod stokiem, tylko wjeżdża i zjeżdża obok nich, że skupia się na wszystkim w koło tylko nie na nauce ..o ile jak chodzi o instruktora to jeszcze ma jakiś dystans i chwilami coś słucha i wykonuje polecenia to już ze mną chce wszystko sam....

I tutaj chyba najbardziej dla mnie widać dlaczego najlepszy wiek to ok tych 6 lat ...bo raz to rozwój fizyczny, a dwa to skupienie i wykonywanie poleceń...po prostu w tym wieku jest łatwiej...

Osobiście uważam, że  we wcześniejszym wieku najlepiej zapisać dziecko do jakiegoś przedszkola narciarskiego przy okazji jakiegoś wyjazdu tygodniowego gdzie przez 5 dni będzie miało szkolenie po 4-5h (gdzie w zabawę na śniegu będzie wpleciona nauka podstaw) moim zdaniem , dzieci takie małe też trochę lepiej funkcjonują w grupie no i do tego dochodzą instruktorzy którzy jednak mają doświadczenie z pracą z takimi maluchami...

Oczywiście jeśli ktoś się czuje na siłach uczyć swoje dzieci sam i ma pomysł jak skupić jego uwagę to czemu nie :)

Cześć

Nie o to chodzi. Słuchanie poleceń nie ma nic do tego. Trzeba w taki sposób organizować czas aby nie wydawać żadnych poleceń, żeby wszystko działo się samo. Dlatego właśnie jeżeli się nie wie jak, skorzystać z pomocy zawodowca. Nie jest łatwo znaleźć instruktora, umiejącego uczyć małe dzieci. Jeżeli zaczyna się od poleceń i ćwiczeń to już wiadomo, że gość jest słaby. Większość dorosłych nie rozumie prostego polecenia o obciążeniu konkretnej narty, po prostu nie wie jak to zrobić, więc wymaganie tego od dziecka to bezsens.

Nauka na nartach polega, a już nauka dzieci w szczególności polega na naśladownictwie podświadomym gdzie uczący się w ogóle nie jest świadom tego, że czegoś się uczy.

To jest sedno.

Pozdrowienia


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

Nie o to chodzi. Słuchanie poleceń nie ma nic do tego. Trzeba w taki sposób organizować czas aby nie wydawać żadnych poleceń, żeby wszystko działo się samo. Dlatego właśnie jeżeli się nie wie jak skorzystać z pomocy zawodowca. Nie jest łatwo znaleźć instruktora, umiejącego uczyć małe dzieci. Jeżeli zaczyna się od poleceń i ćwiczeń to już wiadomo, że gość jest słaby. Większość dorosłych nie rozumie prostego polecenia o obciążeniu konkretnej narty, po prostu nie wie jak to zrobić, więc wymaganie tego od dziecka to bezsens.

Nauka na nartach polega a już nauka dzieci w szczególności polega na naśladownictwie podświadomym gdzie uczący się w ogóle nie jest świadom tego, że czegoś się uczy.

To jest sedno.

Pozdrowienia

Swego czasu usłyszałem polecenie (DO MNIEJ WIECEJ 6 LATKA) jedz w skos stoku i trzymaj narty równolegle..... iiiiii pojechał..... ;-)


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo ładnie, jednak powiedz mi czy te buty narciarskie dziecięce są tak samo trudne w założeniu jak dorosłe?


Powiem tak: bardzo łatwo nie jest, ale da się zrobić. Zakłada się je trochę łatwiej (na pierwsze jazdy
nie musi być tak precyzyjnie dopasowany rozmiar) a dzieciak był tak podniecony perspektywą "Jazdy na nartach!", że dałby sobie nogi pourywać. Wytrzymał ponad 2 godziny i dalej nie bardzo chciał zejść ze stoku, a w aucie zasnął nim zatrzasnąłem drzwi. Wieczorem dalej z wypiekami na twarzy opowiadał wszystkim o swoich niesamowitych szusach (dokładnie jak my tu na sf) i dokonaniach wraz z obrazującymi je demonstracjami fizycznymi.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, z moich obserwacji... 3 latek, a 3.5 to czasami bardzo istotna różnica i dzieciak się potrafi
bardzo zmienić. A jeśli chodzi o zacięcie sportowe, to jak to bywa: jedni mają do tego szwung, inni nie koniecznie. Zobaczycie. Warto w lecie proponować inne sporty (może na któryś zaskoczy), żeby dzieciak rozwijał korelację ruchową.
Pozdr.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Moje" tyłków z rowerów nie ściągają i zawsze rower był obiektem pożądania. Znaczy sportowy duch jest. Ale są jeszcze strasznym głuptasami i nie byłoby siły żeby przekonać do włożenia nogi w but narciarski. Luśki synek jest ich rówieśnikiem i z podziwem patrzę na jej zacięcie. Czekam na jej doświadczenia w tej materii i obserwuję jak dali rady inni.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...