Skocz do zawartości

Nauka jazdy dzieci


zetes

Rekomendowane odpowiedzi

Smycz to jak ćwiczenie.

... dodaj tylko 'w rekach człowieka który, dokładnie wie , jaki jej zastosowanie ma mieć cel' wybacz , .... ja , obserwując zastosowania tego 'przyrządu' wiem jedno - smycz nie ma pomóc dziecku, ma ukryć brak umiejętności uczącego jarek :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Osobiście nie bardzo rozumiem te niechęć do smyczy. Z tego co widzę na stoku i na niektórych filmach, smycz pozwala jedynie pilnować dziecko, żeby sie nie rozbiło o cos twardego, na początku drogi. Smycz nie skręca, nie trzyma dziecka w równowadze, nie podpiera. To wszystko robi dzieciaczek - prędzej lub później. Dlaczego jazda z dupą do góry, trzymanie dziecka za dzioby ma być lepsze? Czy wtedy dziecko nie opiera sie rękoma o głowę jak tylko coś sie dzieje, zamiast samemu łapać równowagę? Jakie argumenty przemawiają przeciwko smyczy? Co konkretnie ukrywa smycz u uczącego? Jakie braki? pzdr k
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Osobiście nie bardzo rozumiem te niechęć do smyczy. Z tego co widzę na stoku i na niektórych filmach, smycz pozwala jedynie pilnować dziecko, żeby sie nie rozbiło o cos twardego, na początku drogi. Smycz nie skręca, nie trzyma dziecka w równowadze, nie podpiera. To wszystko robi dzieciaczek - prędzej lub później. Dlaczego jazda z dupą do góry, trzymanie dziecka za dzioby ma być lepsze? Czy wtedy dziecko nie opiera sie rękoma o głowę jak tylko coś sie dzieje, zamiast samemu łapać równowagę? Jakie argumenty przemawiają przeciwko smyczy? Co konkretnie ukrywa smycz u uczącego? Jakie braki? pzdr k

kurm... nie będę opisywał jak to sie u mnie odbywa, bo pisac sobie mozna... kiedy ja jeżdżę, z - jak to nazywasz: dupa do góry, dziecko nie trzyma i nie chwyta mnie za głowę... wszelkie ruchy wodzące, podtrzymujące robię ŚWIADOMIE, z większym lub mniejszym oporem wobec nart... ale dzięki temu, że mam na początku kontakt z nartami, czuje wszelkie napięcia, lub ich brak, i tak jest po prostu najszybciej, jesli chodzi o naukę... Ostatnio standard, to 3, 4 godziny, i dziecko jeżdżące świadomie i samodzielnie po płaskiej trasie... tyle, tytułem wyjasnienia ode mnie... oczywiście w żadne polemiki jak zwykle sie wdawać nie będę... niechże sobie jeździ kto chce z szelkami... nawet jesli to będzie trwało przez tydzień... tylko niech to robi świadomie, ze znajomościa zachowań i - kwestionowanych przez niektórych - odruchów dziecka... już kiedyś pisałem: wole szelki, aniżeli wleczenie dziecka trzymając je pod pachami, lub podtrzymując kijkiem pod szyją...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 7 miesięcy temu...
Cześć

Osobiście nie bardzo rozumiem te niechęć do smyczy. Z tego co widzę na stoku i na niektórych filmach, smycz pozwala jedynie pilnować dziecko, żeby sie nie rozbiło o cos twardego, na początku drogi. Smycz nie skręca, nie trzyma dziecka w równowadze, nie podpiera. To wszystko robi dzieciaczek - prędzej lub później. Dlaczego jazda z dupą do góry, trzymanie dziecka za dzioby ma być lepsze? Czy wtedy dziecko nie opiera sie rękoma o głowę jak tylko coś sie dzieje, zamiast samemu łapać równowagę? Jakie argumenty przemawiają przeciwko smyczy? Co konkretnie ukrywa smycz u uczącego? Jakie braki? pzdr k

Spotkajmy sie na stoku. Przypnę Ci smycz i pojedziemy. Będę Cie szarpał tak mocno jak tylko się da to w jedna to w dtruga strone albo hamował. I tak - nawet jak bedę szarpał bardzo mocno - stosunek wagi i siły nie będzie odpowiadał sile z jaka ciągniesz dziecko. Piowiesz mi póxniej jak Ci sie ejchało i co to ma wspólebgo z normlana jazdą. Smycz jest najczęściej uzywana przez słabych i przecietnych narciarzy, ktorzy nie umieją/nie wiedzą jak bezpiecznie jeździć z dzieckiem. W ten prosty sposób próbują (w swoim mniemaniu) zadbać o bezpieczeństwo młodzieży - do czasu az na niej wylądują. Smycz przekazuje dziecku info: jeseteś na smyczy, nie ufam Ci, nie musisz dbać o kierunek, kontrolę, szybkość bo smycz zrobi to za Ciebie. Smycz niczego nie uczy ani nie nauczy jest tylko: "smycz pozwala jedynie pilnować dziecko, żeby sie nie rozbiło o cos twardego, na początku drogi" iluzją tego o czym piszesz drogi Kurmie. Smycz w żadnym wypadku nie jest dla dziecka tylko i wyłącznie dla nieświadomego opiekuna. I to jest najgorsze. Pozdro serdeczne
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Osobiście nie bardzo rozumiem te niechęć do smyczy. Z tego co widzę na stoku i na niektórych filmach, smycz pozwala jedynie pilnować dziecko, żeby sie nie rozbiło o cos twardego, na początku drogi. Smycz nie skręca, nie trzyma dziecka w równowadze, nie podpiera. To wszystko robi dzieciaczek - prędzej lub później. Dlaczego jazda z dupą do góry, trzymanie dziecka za dzioby ma być lepsze? Czy wtedy dziecko nie opiera sie rękoma o głowę jak tylko coś sie dzieje, zamiast samemu łapać równowagę? Jakie argumenty przemawiają przeciwko smyczy? Co konkretnie ukrywa smycz u uczącego? Jakie braki? pzdr k

By temu zaradzić powstają różne wynalazki. Najokrutniejszym obecnie na rynku są szelki. Te długie taśmy dają nam pełną kontrolę nad marionetką do nich przywiązaną. Chcemy w lewo, to ciągniemy w lewo, w prawo...Dość. W reklamach jest opis jaki to genialny przyrząd do nauki. Skuteczniejsza by była elektroniczna obroża dla psa. Zły skręt, prądem! Nie hamuje, prądem! Jak ma się odbywać proces uczenia, skoro uczeń nie ma wpływu na to co się z nim dzieje. Nie musi reagować na zbyt dużą prędkość, ani źle obrany kierunek. Ale wspomniałem, że to „okrutny” przyrząd... Na wielu stokach Europy szelki są zakazane. W obecnej dobie jazdy krawędziowej, gdzie nabierając prędkości jeździmy w poprzek stoku, a nawet pod górę, z dużo większą prędkością jak nasi rodzice, wypadki z szelkami są tragiczne. Między 80kg tatę i przywiązane kilkumetrową do niego taśmą 20kg dziecko wpada 60kg pociska. Trochę fizyki i geometrii i ukazuje się ponura prawda o potwornej sile z jaką jest szarpnięte dziecko. Nawet jaskrawa taśma nie jest dobrze widoczna skoro ludzie się między sobą zderzają. Innym zabawnym, choć mniej groźnym urządzeniem jest spinka do łączenia czubków nart, by Pikuś jechał pługiem. Pomijam mój sentyment do uczenia pługu, ale żadne wspomaganie nikogo nic nie nauczy, jeśli to zrobi za nas. To tak jakby się uczyć hamowania pulsacyjnego w aucie z ABSem.

To samo się tyczy "jazdy z dupą do góry" wszelkie "wyręczanie" kursanta to pomyłka.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

A jazda na kiju, którą proponujesz, nie jest analogicznym wyręczaniem kursanta?

Oczywiście, jeśli jest wykonana nieprawidłowo. Dlatego obwarowana jest warunkami prawidłowego wykonania. największym błędem jest przejęcie ciężaru kursanta i wszelkie za niego decyzje. jazda na kijku pozwala stopniowo przekazywać decyzyjność uczniowi. Obecnie nauka jazdy na nartach jest "zwichnięta" metodą jej "sprzedawania". Instruktor często rezygnuje z chęci nauczenia jazdy na korzyść zadowolenia rodzica i symulowania postępów. W mojej metodyce jest to faza , którą stosuje w przypadku braku możliwości kontroli nad uczniem. Oczywiście, że jest to przez pewien czas wyręczanie, ale tylko czasowo. Co innego gdy stosujemy urządzenia "wspomagające" które po zdjęciu nie dają żadnych efektów, prócz pozorów sukcesu. prezentowanie przeze mnie tych metod jest dużym ryzykiem "oberwania" od wnikliwych czytelników. Pozostaje jednak pewien procent osób które potrafią to obiektywnie ocenić. jak wielokrotnie powtarzam, to są metody które stosuję gdyż dają efekty. Stosowałem wiele innych , które poszły do kosza...też jeździłem z "d" do góry....
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a ja tu podam taki filmik ;) http://www.youtube.c...&v=IVhQ61tovsI#!

Abstrahując od rezygnacji mojej metodyki z uczenia pługu, w obu przypadkach ( "d" i kijki) widać jak po puszczeniu NIC nie następuje. Dziecko trzymane nie wykazuje woli jakiejkolwiek pracy. jako,że dzieci Nie "kupują" teorii, nauka polega na prowokowaniu u nich takich a nie innych czynności, także utrzymanie pozycji nart...

Użytkownik Mazby edytował ten post 30 październik 2012 - 16:43

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Abstrahując od rezygnacji mojej metodyki z uczenia pługu, w obu przypadkach ( "d" i kijki) widać jak po puszczeniu NIC nie następuje. Dziecko trzymane nie wykazuje woli jakiejkolwiek pracy. jako,że dzieci Nie "kupują" teorii, nauka polega na prowokowaniu u nich takich a nie innych czynności, także utrzymanie pozycji nart...

ok Mazby może wprowadź jakieś filmiki filmiki przykładowe najlepiej własne niektórzy są bardziej wzrokowcami ;) a do tego wkleję jeszcze fotkę z takim wynalazkiem używanym z powodzeniem ;)

Załączone miniatury

  • S6300414.jpg
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

ok Mazby może wprowadź jakieś filmiki filmiki przykładowe najlepiej własne niektórzy są bardziej wzrokowcami ;) a do tego wkleję jeszcze fotkę z takim wynalazkiem używanym z powodzeniem ;)

A turbina podpięta jest. Genialne - goście płacą i jeszcz robią - cudowne. Gdzie jest ten paranoiczny mechanizm? Pozdrowienia
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ok Mazby może wprowadź jakieś filmiki filmiki przykładowe najlepiej własne niektórzy są bardziej wzrokowcami ;) a do tego wkleję jeszcze fotkę z takim wynalazkiem używanym z powodzeniem ;)

fajny patent. Gdyby to Pikusie ciągnęły to nawet mamy odzysko eko-energii...! Filmy szkoleniowe już się szykują ( czekamy na śnieg...znaczy więcej...). Co do starych materiałów to koledzy z forum mnie skutecznie oduczyli zamieszczania nie-perfekcyjnego materiału.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć A turbina podpięta jest. Genialne - goście płacą i jeszcz robią - cudowne. Gdzie jest ten paranoiczny mechanizm? Pozdrowienia

Widzisz Mitku ta turbina to po prostu karuzela i jest za darmo ;) na której dzieci się uczą przemieszczać na nartach przed /po zajęciach czasem w trakcie na stoku w szkółce narciarskiej ma napęd w obie strony i regulowaną prędkość;)

fajny patent. Gdyby to Pikusie ciągnęły to nawet mamy odzysko eko-energii... Tutaj pikusie raczej oswajają się nie tracąc zbytnio energii ;) a patent też uważam za ok Filmy szkoleniowe już się szykują ( czekamy na śnieg...znaczy więcej...). Co do starych materiałów to koledzy z forum mnie skutecznie oduczyli zamieszczania nie-perfekcyjnego materiału.

Tutaj pikusie raczej oswajają się nie tracąc zbytnio energii ;) a patent też uważam za ok
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

Widzisz Mitku ta turbina to po prostu karuzela i jest za darmo ;) na której dzieci się uczą przemieszczać na nartach przed /po zajęciach czasem w trakcie na stoku w szkółce narciarskiej ma napęd w obie strony i regulowaną prędkość;) Tutaj pikusie raczej oswajają się nie tracąc zbytnio energii ;) a patent też uważam za ok

Określenie Pikusie dla mnie jest wyjątkowo pretensjonalne - dla mnie zaznaczam. Dzieci zawsze traktowałem jako partnerów i stąd może takie odczucie. Turbina - kolejny lep dla ludzi nie mających pojęcia o co chodzi. Skoro nie robi prądu to tym bardziej bez sensu. Pozdrowienia
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć Określenie Pikusie dla mnie jest wyjątkowo pretensjonalne - dla mnie zaznaczam. Dzieci zawsze traktowałem jako partnerów i stąd może takie odczucie. Turbina - kolejny lep dla ludzi nie mających pojęcia o co chodzi. Skoro nie robi prądu to tym bardziej bez sensu. Pozdrowienia

Mitku określenie Pikusia w odpowiedzi do Mazby który tego określenia użył jako w sensie żartu nie świadczy o o niczym jak tylko o zdrobniałym nazwaniu dziecka ... I co wcale wg .mnie nie znaczy ,że się nim gardzi ..Przeciwnie ..ze się ma z nim kontakt ;) skoro traktujesz dziecko jako partnera to by Cię zrozumiało musisz przemawiać do niego jego językiem ..zniżyć się do jego poziomu następnie próbować wspólnie podnosić ten poziom w kontaktach ,nauce itp.. a co do karuzeli nazwanej przez Ciebie turbiną sorry piszesz lep... wyjaśnij czemu- piszesz nie robi prądu to b.sensu -co masz na myśli? oświeć mnie bo nie rozumiem sorka;) i mam prośbę nie wiem jak mnie odbierasz nie traktuj tego jak zaczepka po prostu forum....;) pozdrawiam ;)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć To nie ma nic wspólnego z Tobą, Mazbym czy kimkolwiek. PO prostu takie mam odczucie. Na podstawie doświadczenia zaznaczam takie określenia zawsze wiązały się z pewnym niedowartościowaniem dzieci - traktowaniem ich jako biednych bezbronnych kruszynek co już na początku odbierało im samodzileność i nasze zaufanie. Co do karuzeli to jest to dla mnie symbol tego co ostatnio przeważą w podejściu do nauki jazdy dzieci na nartach. Fura kolorowych gażetów, które mają przyciągnąć żądną tych kolorów gawiedź. To jest forma reklamy szkól i stoków a nie rzeczywisty przyżąd ułatwoijąćy nauke czy wprowadzający do niej nowe elementy. Dla mnie to również tylko głosy w dyskusji, zaczepka???. Serdecznie pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...
W tym roku chcemy spróbować uczyć naszego 4-letniego synka jeździć na nartach. Jako, że z żoną sami dopiero w zeszłym sezonie zaczęliśmy zabawę z nartami, nie poznaliśmy zbyt wielu stacji narciarskich, nie mamy zbyt dużego doświadczenia jeśli chodzi o wybór miejsca itp do nauki. W związku z tym mam pytanko gdzie się wybrać z dzieckiem, żeby zaczęło naukę pod okiem dobrych, doświadczonych instruktorów, którzy będą potrafili zaszczepić dziecku bakcyla:D Mam na myśli okolice Wisły (Cienków, Soszów, Nowa Osada, Klepki), Ustronia lub Istebnej, chyba że polecacie jeszcze jakieś inne miejsce np Szczyrk. Będę wdzięczny za porady;)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W tym roku chcemy spróbować uczyć naszego 4-letniego synka jeździć na nartach.

nadal sie upieram przy swoim. Skoro Mały ma 4 lata to róbcie to WY! Nie "dobry i doświadczony" instruktor. "D&D" wbetonuje wam syna w pizzę i macie z głowy jego narciarstwo na parę lat. Przejrzyjcie jeszcze raz dokładnie całą metodykę jaką napisałem właśnie dla WAS! http://www.skiforum....I-21?highlight= Pozdrawiam mazby

Użytkownik Mazby edytował ten post 22 grudzień 2012 - 11:41

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sami co dopiero zaczęliśmy jeździć i to pod okiem nieco bardziej doświadczonych kolegów, więc nie za bardzo widzę się jako instruktor dla mojego dziecka. Nie chciałbym go uczyć jakiś głupich, niezdrowych nawyków, które sam szczerze mówiąc nie wiem czy robię czy nie robię.

Musicie sobie odpowiedzieć szczerze na pytanie: Czy chcemy oddać dziecko do przechowalni na 2h/dziennie czy otworzyć przed nim Świat Nart. jeszcze raz apeluje o dokładne przeczytanie tego materiału jaki jest pod linkiem: Na ten pierwszy sezon możecie W OGÓLE NIE UMIEĆ jeździć na nartach, by 4 latek zaczął zjeżdżać. Obecnie PZN NIE MA PROGRAMU i metodyki dla tak małych dzieci (jest właśnie opracowywany!) i jedyną metodyką jest wstawianie dziecka w PŁUG....!!!. ... jako wola.... mazby PS: dla leniwych cytuje ten istotny dla Was fragment:

Część 2

Metodyka uczenia jazdy na nartach bardzo małego dziecka

Na opracowanie poniższej metodyki miało duży wpływ pewne zdarzenie podczas pracy w szkole narciarskiej. Kompletując materiał do opracowania kompleksowego programu i metodyki uczenia na nartach potrzebne mi były doświadczenia stosowania mojej metodyki w szkole narciarskiej. Dotychczasowa praca w szkołach narciarskich była pracą zawodową, dostosowaną do postawionych mi warunków przez właściciela szkoły i klienta. Jak duża to różnica przekonacie się sami. Pracę instruktora w szkole narciarskiej na danym stoku , można porównać do pracy pana do towarzystwa, by nie dać bardziej wulgarnego porównania. Instruktor wraz z kolegami czeka na klienta, który we większości przypadków jest przypadkowy. Bywa, że klient sam wybiera instruktora, wg kryteriów wyglądu czy płci. Instruktor nie ma żadnego wpływu na wybór klienta. We większości szkół nie ma możliwości odmówić nie łamiąc warunków przyjęcia go do pracy. We większości przypadków jest to „najem” na 1-2 godziny. Instruktor nie ma czasu na skonsultowanie wyboru sprzętu, a wprowadzenie obowiązkowej rozgrzewki jest często zarzucane przez klienta jako marnowanie czasu. Zadaniem instruktora jest tak poprowadzić zajęcia, by klient wrócił na następną lekcję i wybrał właśnie jego. Pamiętając, że to tylko 1 lub 2 godziny, nie ma mowy by priorytetem tych zajęć był prawidłowo przeprowadzony program. Klient musi być zadowolony. Tak więc dąży się do jak najszybszego uzyskania efektu „jazdy na nartach”. W ogromnej większości przypadków jest to zsuwanie się hamując z rozstawionymi szeroko nogami. Nie należy tego mylić z nauką ewolucji oporowej- pługiem. Ewolucja pług, jest dość skomplikowana i trudna, więc w tak krótkim czasie niewykonalna. Zastępuję ją jej karykatura. Tak szybko uczący się klient teraz zdecyduje, czy kontynuuje u tak dobrego instruktora, czy oświadcza, ze już umie jeździć i instruktor wraca grzać ławę. Taki system pracy bardzo negatywnie wpływa na odczucia instruktora, który z czasem traci wszelką motywację do rzetelnej pracy. Do tego dochodzi stres sposobu przydzielania klientów przez recepcję szkoły i brak możliwości wyboru stoku dla danego ćwiczenia. W tak narzuconych warunkach postanowiłem przetestować metodykę SKI-21. Mój luksus polegał na tym, że chęć zarobku i walka o klienta nie były moim priorytetem. Z czasem odmienność moich działań na stoku została zauważona. W pierwszej fazie komentarze były złośliwymi dowcipami. Gdy wzrosło zainteresowanie wśród klientów efektami mojej pracy, nastąpiła faza obserwacji ze strony kolegów instruktorów. Kiedy pod koniec sezonu nikt już nie kwestionował skuteczności metody, zaczęło się kopiowanie i pytania. Wtedy nastąpiło to wydarzenie. Przydzielono mi klienta: 2,5 roczną dziewczynkę. Moje podejrzenia o spisek umocniły się, gdy skierowałem się z mikro-adeptką w kierunku stoku. Za nami podążała grupka instruktorów.... Na Stoku Bardzo małe dziecko, wg moje definicji to góra 4 latka. Do tego wieku, kontakt z obcą osobą jest bardzo ograniczony. Dla polepszenia go, z zasady wybiera się panie instruktorki, które bardziej się kojarzą z przedszkolankami. Podstawą sukcesu jest obecność rodziców. Przy tej metodzie, bez rodziców nie mamy szans. Prezentacja metody będzie z perspektywy instruktora, ale Ci z Was , którzy sami będziecie uczyć swoje dzieci, wykreślicie odpowiednie fragmenty. Rodziców trzymamy na podorędziu skupiając całą uwagę dziecka na sobie. Przy pierwszej oznace „podkówki” na buzi, krok do tyłu i zasłaniamy się mamą. Do nawiązania pierwszego kontaktu, najlepszy jest spacer w stronę stoku. Próbujemy dać do niesienia dziecku jedną nartę, by zaznaczyć inny, bardziej warunkowy nasz do niego stosunek. Docieramy na stoczek. Część stoku, powinna być nieprzygotowana, czyli coś do deptania winno zostać. Tu się kierujemy. Oczywiście to my przypinamy narty maluchowi. Tu należy wspomnieć o regulacji wiązań dla Pikusia. Przy tak małej wadze dziecka, zaufanie do skali wiązań musi być ograniczone. Instruktorzy nigdy nie ingerują w regulacje wiązań. Jest to sprawa wypożyczalni i rodziców. W naszej sytuacji nie poruszenie tego tematu byłoby nieuczciwe. To co tu przeczytacie zostało sprawdzone bez skutków zdrowotnych na dziesiątkach dzieci. Wiązania ustawiamy na 50% wskazań skali. W większości wiązań 1 oznacza 10kg wagi narciarza. Dla dziecka 16kg ustawiamy na mniej niż 1 ( brak skali ułamkowej). W czasie pierwszej zabawy na śniegu , jaką jest chodzenie i zawracanie, po każdych dwóch wypięciach się wiązania dokręcamy o 0,5 skali. Należy zwrócić baczną uwagę które wiązanie puściło. Do czasu, kiedy samoistne wypięcie byłoby niewskazane będziemy mieli już bezpiecznie wyregulowany sprzęt. Faza 1 Zabawa na płaskim stoczku winna mieć jakiś cel. Tak więc ubijamy razem stoczek do jazdy. Maluchy są bardzo dokładne i każda nierówność podłoża zostanie wykryta. To jest moment kiedy stawiamy obok Pikusia kijki. On podpatrzy jak my je używamy i zrobi to samo. Walkę z paseczkami odpuszczamy. Jeśli wilgotność śniegu na to pozwala, odpinamy od czasu do czasu narty i budujemy zamki z „piasku”. Obserwujemy czy dziecko chętnie bawi się bez nart. Inicjatywa ponownego przypięcia nart powinna wyjść od dziecka. Objawia się ona użyciem nartki do kopania w śniegu, potem próba jazdy trzymając je w rekach aż do momentu kiedy zacznie stąpać po nich nóżkami. Wtedy dyskretnie je przypinamy i kontynuujemy chodzenie. Faza 2 Sygnałem do następnej fazy jest brak potykania się o narty i brak siłowego skręcania stóp, blokowanych przez narty. Dziecko zaczyna wybaczać nartom ich despotyczność i zaczyna małymi kroczkami przestępować celem zmiany kierunku. To wymaga czasu, ale my mamy czas dla naszego malucha. Pamiętajmy, że nie mówimy dziecku wprost co ma zrobić. Pokazujemy i zachęcamy do kopiowania. Teraz już stąpamy w stronę nachylenia stoku do momentu, kiedy narty uciekają maluchowi do tyłu. Kiedy już będzie wyraźnie niezadowolony, podchodzimy bokiem i czekamy na naśladowanie. Dziecku to przyjdzie bardzo łatwo bo jego nawyk chodzenia tylko do przodu jest bardzo świeży. Należy unikać wszelkiego popychania pod górkę i przytrzymywania przy utracie równowagi. Teraz jego zmysł równowagi walczy na pełnych obrotach i nie wolno wyrywać wtyczki z gniazdka. Podnosimy kolesia szybko po upadku. Jeśli uda nam się podejść choć kawałek pod górkę to My zjeżdżamy, a dziecko nas obserwuje. Kiedy zauważymy objawy radości na widok jadącego Taty i chęć kopiowania, szybko zaczynamy kluczowa fazę 3 Faza 3 Mama zostaje na wypłaszczeniu, a Tata zanosi dziecko na minimalne wzniesienie. Kijki idą w odstawkę. Ustawiamy malucha w linii spadku stoku z lekko rozsuniętymi na boki nartami. Pokazujemy mu mamę i jak ją już „namierzy” lekko go popychamy. Bardzo ważnym jest by w czasie tego zjazdu nie dotykać dziecka. Gdy tylko poczuje ono jakiekolwiek podparcie, jego zmysł równowagi się wyłącza i maluch osuwa się na rękę. Pikuś dojeżdża do mamy ( w razie zwalniania mama dyskretnie podchodzi) i nagrodą są jej ramiona. Tak długo jak mu się to podoba, tak zjeżdżamy. Chęć wydłużenia trasy, czy zwiększenia nachylenia (prędkość) musi być przez nas hamowana, mimo radości z widoku małego narciarza. To zabawa na cały dzień. Gdy następnego dnia zaczynamy zabawę, dobrze jest przejść płynnie wszystkie etapy. Jeśli nie ma wyraźnej inicjatywy ze strony malucha do zjeżdżania, to powtórzenie cyklu go zachęci. Mając już „opanowany” kilkumetrowy szus możemy przejść do fazy 4 faza 4 "...dzień jak co dzień. Mama na Dole a JA jadę do niej.... ale co to, gdzie jest mama?" Po 2-3 zjazdach, czyli złapaniu rutyny z dnia poprzedniego, mama po rozpoczęciu zjazdu daje 2-3 kroki w bok. Zdziwiony Maluch dojeżdża do miejsca gdzie... nie ma mamy! Teraz już będzie dokładnie obserwował gdzie mama ucieka. Wodząc za jej ruchem w bok oczami zacznie się lekko przechylać w jej stronę. To jest moment w którym się dowiemy czy dobrze wydaliśmy kasę na narty. To lekkie wychylenie w stronę mamy spowoduje, że wewnętrzna krawędź narty przejmie władzę i maluch zacznie skręcać w jej stronę. Po kilku udanych skrętach zmieniamy stronę. Przednia zabawa. Nie należy zwracać uwagi na szeroko rozstawione narty malucha. Jego równowaga to 70% statyki trójkąta, a 30% pracy błędnika. Zmiana tych proporcji będzie mierzona malejącym rozstawem nart. Jak zauważyliście, nic nie wspomniałem o nartach mamy czy taty, bo ich nie mają! NIE wolno Wam założyć nart przy tych ćwiczenia. Dlaczego? Owszem nie są wam potrzebne ale nie to jest ważne. W kolejnych fazach maluch doświadcza fenomenu kontroli kierunku. Nie wie jak to się dzieje. Dla niego siłą sprawczą jest widok mamy, tylko. Jeśli choć przez moment zobaczy układ kątowy jakichkolwiek nart. A, o zgrozo nart taty zapartego w Pługu, to wirus zaatakuje. Wykluje się dużo później, ale już tam będzie. Faza 5 Sami wiecie. Mama w czasie zjazdu (już o wiele dłuższego) przechodzi szybko z lewej do prawej i na przemian. Zdezorientowany Pikuś raz się do niej kieruje w lewo raz w prawo, potem w lewo.... …. to jest ten widok, kiedy tego pamiętnego dnia grupa moich kolegów stała z rozdziawionymi gębami...... Wydłużamy stok, zwiększamy prędkość zjazdu...mama dalej odbiega..itd Nim przejdziemy do dalszego etapu uprzykrzania dzieciństwa naszemu ukochanemu dziecko, wyjaśnijmy sobie pewne sprawy. Powyższa metoda nazwana przeze mnie uczeniem Malucha jazdy na nartach jest w zasadzie sposobem „uruchomienia” go na nartach. Równie szczerą radość u niego wzbudzi mały piesek, czy film w TV. Nie obudzi się jeszcze w nim duch narciarza. Wmawianie sobie, że syn „ pokochał narty jak ja, w wieku 3 lat” nie jest tak bardzo trafne. Póki nie nastąpi związek przyczynowo skutkowy, póki nie będzie miał radości , że to on zmienia kierunek i prędkość, tak pozostanie. Świadomość tego jest bardzo ważna w następnym etapie.

Użytkownik Mazby edytował ten post 22 grudzień 2012 - 12:00

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam Byłem jakiś czas temu, nawet w gorszej sytuacji niż Pakotomasz, gdyż nie jeździłem wcale na nartach a wpadłem na pomysł, żeby mój 5 letni syn zaczął. Skorzystałem z doświadczonego instruktora, który z powodzeniem by mógł być moim ojcem a sam dobiegam już półwiecza. Młodsza córcia zczynała w Szczęsliwicach, także z instruktorem. Młodym chłopakiem w którym Zosia się zakochała po pierwszej lekcji. Nie wiem, czy mój przypadek to ewenement, myślę że nie. Po prostu miałem fart, trafiając na fajnych ludzi, którzy mi pomogli, nie tylko na stoku ale i tutaj. Wiele się nauczyłem tutaj, za co szczególnie dziękuję Dziadkowi Kuby. Gdybym miał zaczynać z dziećmi jeszcze raz, pewnie bym postąpił tak samo i doskonale rozumiem Pakotomasza. Robi to z pewnością z troski o własne dzieci, nie czując się zbyt pewnie samemu na nartach. Nie twierdzę, że Mazby nie ma racji, pewnie tak, jednak zarówno jak dzieci, tak i instruktorzy bywają różni i wiem z własnego doświadczenia, że zdarzają się wspaniali ludzie z super podejściem do dzieci. Zostają na długo później w ich pamięci, jako wieczny wzorzec do naśladowania, nie tylko jako narciarz ale i jako człowiek. Pozdrawiam zimowo wszystkich ojców i mamy, zaczynających swoją przygodę na nartach razem z dziećmi i trzymam za ich postępy kciuki, licząc na wzajemność :) Adam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...i wiem z własnego doświadczenia, że zdarzają się wspaniali ludzie z super podejściem do dzieci. Zostają na długo później w ich pamięci, jako wieczny wzorzec do naśladowania, nie tylko jako narciarz ale i jako człowiek.

... tak to prawda. Dodam od siebie, że niezwykle rzadko są ludzie, którzy podejmują się nauki dzieci a... tego nie lubią. Większość to naprawdę wspaniali ludzi i co najważniejsze - odpowiedzialni. Nie zmienia to faktu, ze NIE mają oni wytycznych, tylko interpretują program dla dorosłych. jak zobaczycie reklamy szkól narciarskich to 99% fotek przedstawia rozkraczone maleństwa. metodykę jaką proponuję dopiero się wprowadza i co ciekawe nie w Alpach, które są dla nas wzorcem, ale w ...Skandynawii, gdzie i ja zdobywałem doświadczenie. Pozdrawiam mazby
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...