Skocz do zawartości

Nauka jazdy dzieci


zetes

Rekomendowane odpowiedzi

Niko Nie polecałbym ( w nauce 1-1) metody jakiegokolwiek połączenia z dzieckiem (uprząż, sznureczki (choć w sensie przekazu ruchu to super pomysł) trzymanie za ręce, kijki, itd.) Zawsze będą przekłamania. Myslę, że tradycyjne trzymanine za dzioby i sterowanie nartami z minimalnym komenatrzem jest jednak lepsze. Pozwala zachowac bezpośredni kontakt z uczniem choć - będąc przed nim ograniczamy jego percepcje stoku.

Ciągle jestem nie rozumiany. Mówiąc o sznureczkach przy butach mam doskonały kontakt z dzieckiem. Stoi ono samo, eksperymentuje ze swoim cialem aby uzyskac równowagę . Równowagę którą ma na codzien. Pozwalając dziecku na przyjęcie postawy "sedesowej"to ciągle przypominiae mu 1-2 roku życia kiedy to dziecko tracąc równowagę pada tylko do tyłu na pupę. Trzymanie dziobów to ostatnie co bym robił ,aby uczyć dziecko. NIGDY tego nie robiłem a dzieci przyjmowały lepszą pozycję niż początkujący dorosli.Przy sznureczkach , dziecku nie zabieram nic co jest potrzebne aby czuło się bezpiecznie , aby moglo eksperymentować ze swoim cialem. Tak jak robilo to od momentu swoich narodzin. Chyba lepszej pozycji jak stanie z tyłu i prowadzenie dziecka i baczne obserwowanie jego najmniejszych reakcji nie jestes w stanie mi zaproponować. Jakąkolwiek stosuję pomoc bezposrednią to jest to krótkotrwale wsparcie aby dziecko przyjęło stan równowagi. Myślę Mitek, że trzymasz się za bardzo metod opracowanych przez innych. Nie masz swoich metod ,trików, przemyślen? Nie odrzucaj tak pochopnie doświadczen innych (również nie instruktorów). Dla mnie laika z anatomii jest jasne że napięcia mięsni i szkodliwe działanie na stawy to wynik braku równowagi. To może Twój wątek o równowadze to " pic na wodę..." Jesli nadal podtrzymujesz ta "prawdę" , że dziecko tak musi siedzieć to zrób poprawkę w swoim temacie. P.S. Mitek! Gdybyś czytał z uwagą (post 490) to bym nie powtarzał swojego dowodu na slusznosć mojej metody. A Mariettko , po co się spierać o wiek dziecka, jest metoda oswajania dziecka z wodą (pływanie pod woda), w wieku kiedy mu jeszcze daleko do chodzenia. Moze to być od 3-5 lat poznawanie poruszania się jak napisałaś na "dlugich butach". Mój sposób uczenia jest jakby identyczny.NIE UCZE jezdzić a pozwalam dziecku opanowac sposób poruszania się po śniegu.

Użytkownik niko130 edytował ten post 14 grudzień 2010 - 10:40

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[quote name='marietta']Dzieci bywają różne ;-), aleosobiście uważam, że 3,4 latek na nartkach to krzywda dla dziecka, obciążenie stawów kolanowych, które nie są jeszcze prawidłowo wykształcone. Jedyne zabawy dla takich dzieci, to ciągnięcie przez rodziców malucha po płaskim! Owszem miło popatrzeć na bomble, które suną po stoku, ale potem przykro patrzeć jakie są tego konsekwencje. ;-( Fizjologia człowieka powinna wygrać z marzeniami rodziców. Uważam, żeoptymalny wiek pierwszych narciarskich kroków to 6,7 lat. Wcześniejszy wiek to owszem tyko zabawa! Długi proces oswajania dziecka z "wydłużeniem stóp" ;-) oraz przygotowanie mięśni do narciarstwa! Bo potem patrzymy na dzieci które jeżdżą na tyłach i denerwujemy się! A tego nie zmienimy, bo taka jest fizjologia! Mięśnie są zbyt słabe by utrzymać prawidłową pozycję. Teraz łatwo wyobrazić sobie jak wielkim obciążeniom i próba poddawane są kolana!! Marietta, myślę, że to co piszesz dotyczy prawdziwych treningów narciarskich, czyli przygotowywania dziecka do jazdy zawodniczej. Jasne, że takie treningi mocno obciążają stawy i pewnie wiek 3-4 lata to trochę za wcześnie. Natomiast 3-latek, w którym nie pokłada się nadziei zawodniczych:) spędza na stoku 1-2 godziny dziennie przez 10 dni w roku. Czy ma to aż tak negatywny wpływ na stawy? Myślę, że nie większy niż inne codzienne aktywności dziecka takie jak skakanie z murków, jazda na rowerze czy kopanie piłki. Kilka lat temu, gdy moja córka zaczynała swoją przygodę z nartami, też miałam wątpliwości i konsultowałam to z ortopedami dziecięcymi. Nie mieli nic przeciwko jeździe na nartach tak małych dzieci, o ile oczywiście dzieci chcą i do niczego ich nie zmuszamy. Jeśli dziecko mówi: "bolą mnie nóżki" musimy to uszanować:) i zejść ze stoku. Wbrew pozorom dzieci potrafią sobie same odpowiednio dawkować wysiłek fizyczny.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[quote name='anuśka'][quote name='marietta']Dzieci bywają różne ;-), aleosobiście uważam, że 3,4 latek na nartkach to krzywda dla dziecka, obciążenie stawów kolanowych, które nie są jeszcze prawidłowo wykształcone. Jedyne zabawy dla takich dzieci, to ciągnięcie przez rodziców malucha po płaskim! Owszem miło popatrzeć na bomble, które suną po stoku, ale potem przykro patrzeć jakie są tego konsekwencje. ;-( Fizjologia człowieka powinna wygrać z marzeniami rodziców. Uważam, żeoptymalny wiek pierwszych narciarskich kroków to 6,7 lat. Wcześniejszy wiek to owszem tyko zabawa! Długi proces oswajania dziecka z "wydłużeniem stóp" ;-) oraz przygotowanie mięśni do narciarstwa! Bo potem patrzymy na dzieci które jeżdżą na tyłach i denerwujemy się! A tego nie zmienimy, bo taka jest fizjologia! Mięśnie są zbyt słabe by utrzymać prawidłową pozycję. Teraz łatwo wyobrazić sobie jak wielkim obciążeniom i próba poddawane są kolana!! Marietta, myślę, że to co piszesz dotyczy prawdziwych treningów narciarskich, czyli przygotowywania dziecka do jazdy zawodniczej. Jasne, że takie treningi mocno obciążają stawy i pewnie wiek 3-4 lata to trochę za wcześnie. Natomiast 3-latek, w którym nie pokłada się nadziei zawodniczych:) spędza na stoku 1-2 godziny dziennie przez 10 dni w roku. Czy ma to aż tak negatywny wpływ na stawy? Myślę, że nie większy niż inne codzienne aktywności dziecka takie jak skakanie z murków, jazda na rowerze czy kopanie piłki. Kilka lat temu, gdy moja córka zaczynała swoją przygodę z nartami, też miałam wątpliwości i konsultowałam to z ortopedami dziecięcymi. Nie mieli nic przeciwko jeździe na nartach tak małych dzieci, o ile oczywiście dzieci chcą i do niczego ich nie zmuszamy. Jeśli dziecko mówi: "bolą mnie nóżki" musimy to uszanować:) i zejść ze stoku. Wbrew pozorom dzieci potrafią sobie same odpowiednio dawkować wysiłek fizyczny.[/QUOTE] poblemem nie sa dzieci - problemem sa rodzice i ich wybujale EGO..........
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[ Kilka lat temu, gdy moja córka zaczynała swoją przygodę z nartami, też miałam wątpliwości i konsultowałam to z ortopedami dziecięcymi. Nie mieli nic przeciwko jeździe na nartach tak małych dzieci, o ile oczywiście dzieci chcą i do niczego ich nie zmuszamy. Jeśli dziecko mówi: "bolą mnie nóżki" musimy to uszanować:) i zejść ze stoku. Wbrew pozorom dzieci potrafią sobie same odpowiednio dawkować wysiłek fizyczny.

Zwykle to 'bolą mnie nóżki' można przetłumaczyć jako ' znudziła mi sie ta zabawa- pobawmy się w co innego' - i po chwili cudownym sposobem nożki przestają boleć..... ;). Wtedy również nalezy zmienić rodzaj zabawy- nauka 'na siłe' to same nieszczęscia.....
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[quote name='anuśka'][quote name='marietta']Dzieci bywają różne ;-), aleosobiście uważam, że 3,4 latek na nartkach to krzywda dla dziecka, obciążenie stawów kolanowych, które nie są jeszcze prawidłowo wykształcone. Jedyne zabawy dla takich dzieci, to ciągnięcie przez rodziców malucha po płaskim! Owszem miło popatrzeć na bomble, które suną po stoku, ale potem przykro patrzeć jakie są tego konsekwencje. ;-( Fizjologia człowieka powinna wygrać z marzeniami rodziców. Uważam, żeoptymalny wiek pierwszych narciarskich kroków to 6,7 lat. Wcześniejszy wiek to owszem tyko zabawa! Długi proces oswajania dziecka z "wydłużeniem stóp" ;-) oraz przygotowanie mięśni do narciarstwa! Bo potem patrzymy na dzieci które jeżdżą na tyłach i denerwujemy się! A tego nie zmienimy, bo taka jest fizjologia! Mięśnie są zbyt słabe by utrzymać prawidłową pozycję. Teraz łatwo wyobrazić sobie jak wielkim obciążeniom i próba poddawane są kolana!! Marietta, myślę, że to co piszesz dotyczy prawdziwych treningów narciarskich, czyli przygotowywania dziecka do jazdy zawodniczej. Jasne, że takie treningi mocno obciążają stawy i pewnie wiek 3-4 lata to trochę za wcześnie. Natomiast 3-latek, w którym nie pokłada się nadziei zawodniczych:) spędza na stoku 1-2 godziny dziennie przez 10 dni w roku. Czy ma to aż tak negatywny wpływ na stawy? Myślę, że nie większy niż inne codzienne aktywności dziecka takie jak skakanie z murków, jazda na rowerze czy kopanie piłki. Kilka lat temu, gdy moja córka zaczynała swoją przygodę z nartami, też miałam wątpliwości i konsultowałam to z ortopedami dziecięcymi. Nie mieli nic przeciwko jeździe na nartach tak małych dzieci, o ile oczywiście dzieci chcą i do niczego ich nie zmuszamy. Jeśli dziecko mówi: "bolą mnie nóżki" musimy to uszanować:) i zejść ze stoku. Wbrew pozorom dzieci potrafią sobie same odpowiednio dawkować wysiłek fizyczny.[/QUOTE] Zabroń dziecku chodzić, biegać i skakać. ;) Jak 4 latek chce jeździć to mu zabronisz? Jedne maluchy lubią zabawę na śniegu z sankami, a inne wolą przypiąć narty i jechać. To jest dla nich frajda. Zawsze gdzie drwa rąbią to wióry lecą. Zdarzają się opiekunowie z chorymi ambicjami. Chcą zrobić z 3-latka szybko mistrza Świata, ale to nie znaczy, że wszyscy opiekunowie tracą rozum i wysyłają do ciężkiej roboty swoje dzieci. :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

łał.... wczoraj napisałem długaśnego posta w odpowiedzi i wyłączył mi sie komputer, a było póxno więc stweirdziłem, że zrobie to dziś ponownie... Ale po wejściu na wątek dziś zobaczyłem, ż to o czym napisałem zawarło kilkoro z Was w swoich postach, więc tylko jakies okruchy mojego wczorajszego... 1. Wskaż proszę linki do wyników badań. 2. Nie ma sensu licytowac się kto ile pracuje z dziećmi... choćby dlatego, że robie to ciut :D :D dłużej, wielowymiarowo, nie zaś jedynie narciarsko... I na podstawie tego okresu uważam, że warto dzieci wspierać w rozwoju, a nie im go ograniczać... 3. Znam w takim razie jakichś innych rodziców i inne dzieci, bo nic nie odbywało sie nigdy na siłę... Ważne jest tylko (próbke tego dał Mig) ażeby rozróżnić dlaczego dziecko protestuje lub płacze, a najlepiej poświęcić troche czasu na stoku na to, ażeby stworzyć z dzieckiem zbliżony kanał nadawania... Gwarantuję wówczas że dziecko dziecko dokładnie poinformuje co sie w danej chwili z jego kondycją/samopoczuciem itd. dzieje... Nawet taki 3 latek, który dpo końca zdań nie potrafi sklecać... 4. Ja pytam, dlaczego uważasz, że dziecko siedzi na tyłach ze względu na słabe mięśnie ? 5. Potem trenujmy.... No własnie... Ja mówiąc o nauce dziecka mam na mysli własnie rekreację, nie treningi... Zawsze na początku zajęć warto znaleźć, o czym pisałem, wspólny kanał komunikacyjny... To gwarantuje, że dziecko nie pozwoli na to, ażeby działa mu sie krzywda... Dziecko, które sie nie obawia ( a od pomysłowości, spostrzegawczości i wiedzy instruktora zależy to, czy dziecko poczuje sie bezpiecznie), będzie komunikowac niewygodę, kiedy ona zaistnieje... Nie będzie wymyslało przyczyn dla których nie chce jeździć, tylko poda te, które faktycznie są... Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

Ciągle jestem nie rozumiany. Mówiąc o sznureczkach przy butach mam doskonały kontakt z dzieckiem. Stoi ono samo, eksperymentuje ze swoim cialem aby uzyskac równowagę . Równowagę którą ma na codzien. Pozwalając dziecku na przyjęcie postawy "sedesowej"to ciągle przypominiae mu 1-2 roku życia kiedy to dziecko tracąc równowagę pada tylko do tyłu na pupę. Trzymanie dziobów to ostatnie co bym robił ,aby uczyć dziecko. NIGDY tego nie robiłem a dzieci przyjmowały lepszą pozycję niż początkujący dorosli.Przy sznureczkach , dziecku nie zabieram nic co jest potrzebne aby czuło się bezpiecznie , aby moglo eksperymentować ze swoim cialem. Tak jak robilo to od momentu swoich narodzin. Chyba lepszej pozycji jak stanie z tyłu i prowadzenie dziecka i baczne obserwowanie jego najmniejszych reakcji nie jestes w stanie mi zaproponować. Jakąkolwiek stosuję pomoc bezposrednią to jest to krótkotrwale wsparcie aby dziecko przyjęło stan równowagi. Myślę Mitek, że trzymasz się za bardzo metod opracowanych przez innych. Nie masz swoich metod ,trików, przemyślen? Nie odrzucaj tak pochopnie doświadczen innych (również nie instruktorów). Dla mnie laika z anatomii jest jasne że napięcia mięsni i szkodliwe działanie na stawy to wynik braku równowagi. To może Twój wątek o równowadze to " pic na wodę..." Jesli nadal podtrzymujesz ta "prawdę" , że dziecko tak musi siedzieć to zrób poprawkę w swoim temacie. P.S. Mitek! Gdybyś czytał z uwagą (post 490) to bym nie powtarzał swojego dowodu na slusznosć mojej metody. A Mariettko , po co się spierać o wiek dziecka, jest metoda oswajania dziecka z wodą (pływanie pod woda), w wieku kiedy mu jeszcze daleko do chodzenia. Moze to być od 3-5 lat poznawanie poruszania się jak napisałaś na "dlugich butach". Mój sposób uczenia jest jakby identyczny.NIE UCZE jezdzić a pozwalam dziecku opanowac sposób poruszania się po śniegu.

Nie masz racji ale skoro jestem tylko powielającym metody innych to chyba nie dorosłem do dyskusji z Toba przepraszam i Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[quote name='anuśka'][quote name='jan koval'] Myślę, że wszyscy rozważamy tu jedynie sytuacje, w których dzieci SAME CHCĄ jeździć, a nie są zmuszane przez rodziców. Inaczej sobie tego nie wyobrażam.[/QUOTE] to chyba faktycznie nie pracujesz z dziecmi czy nastolatkami. w wiekszosci sa pchane do wyczynu zeby zaspokoic ambicje rodzicow. skrajny przypadek zaobserwowano na lodowisku , gdzie "trenowali" hokeisci (3-4 latkowie). jedna z mam zwierzala sie, ze nie wie jak powiedziec swojemu 4 letniemu "hokeiscie" , ze jak dorosnie, to moze nie trafic do ulubionej druzyny NY rangers, a moze byc np "drafted" do ....calgary flames. wiesz jaka jest szansa ze ten jasio bedzie gral w NHL???? jedna na pare milionow. to przyklad wybujalej wyobrazni i nierealistycznego podejscia rodzica.....
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@jan koval ...ale to chyba w USA. Znam wielu rodziców, którzy stawiają pociechy na deskach, z rakieta do tenisa, w basenie itd, bynajmniej nie z myślą o wyhodowaniu mistrza olimpijskiego. Zwyczajnie rodzice chcą, zęby się dziecko ruszało od małego. żeby nauczyło sie sportu, ruchu. Przykłady jakie podałeś powyżej, to jednostki raczej nieczęsto spotykane.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no własnie... nie wiem, co Wy z tymi :D ambicjami rodziców... Ja juz troche dzieci mam na sumieniu... Nawet troche dużo... I rodziców także... I to sa bardzo jednostkowe przypadki. Jesli dodatkowo uzyc przy nich odpowiedniej argumentacji, plus sposób rozmowy, to wychodzi na to, żę tych którzy sie utrzymują ambicjonalnie przy pomysle uszczęśliwiania dzieci na siłę jest naprawde ułamek procenta...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no własnie... nie wiem, co Wy z tymi :D ambicjami rodziców... Ja juz troche dzieci mam na sumieniu... Nawet troche dużo... I rodziców także... I to sa bardzo jednostkowe przypadki. Jesli dodatkowo uzyc przy nich odpowiedniej argumentacji, plus sposób rozmowy, to wychodzi na to, żę tych którzy sie utrzymują ambicjonalnie przy pomysle uszczęśliwiania dzieci na siłę jest naprawde ułamek procenta...

oczywiscie macie blizszy kontakt z polskim spoleczenstwem 9 icale szczescie ha ha - just kidding) tutaj mozna zaobserwowac 2 skrajne postawy ; nic nie robic i zrec w mcdonald'sie albo pchac dzieci do 10 roznych sportow i zeby stale cos robily oczywiscie w srodku jest szara przecietnosc.....
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

W czym konkretnie ? Dorosłeś a nawet przerosleś wszystkich na tym forum. Ale Twoja wola. Ty jesteś tu Panem. :):)

Ok bo nie chcę wyjśc na chama - czy tez pana -sam niewiem. Nie musisz powtarzać o co chodzi bo umiem czytać i nie zgadzam się z założeniami choć - co jednoznacznie napisałem w poście - pomysła uważąm za ciekawy i jeden z lepszych o jakich słyszałem. Ty natomiast informujesz że czegoś NIGDY nie robiłeś - podkreslenie Twoje i z tego już wynika błąd w metodzie. Czy nie jestes zbyt zadufany jednak?? Sposób nauczania który stosuje sprawdza sie w praktyce i mogę go polecić każdemu. Idea jednak jest taka, że nie uczymy dzicka jazdy na nartach w sensie technicznym ale uczymy go poruszania się po stoku czy tez taktyki jazdy ze wszelkimi jej elementami a technika praktycznie nie zajmujemy się wogóle. Dziecko uczy się praktycznie tylko poprzez naśladownictwo podświadome i podstawa to dobry demostrator, którego dziecko widzi - to po pierwsze. Po drugie trzeba w pierwszych dniach pokazywac w jaki sposób dziecko ma poruszac sie po stoku, wybierać tor jazdy, uczyć skrętów łączonych i wiele innych elementów - zresztą wiesz sam. Sposób wyważenia i technika ma tu mniejsze znaczenie i jest opanowywana niejako przy okazji. Co do sterowania dzobami to nie znam lepszej metody pokazania co ma się stać z nogą w momencie ułożenia narty na krawędzi, rozsunięcia pługu itd. Ruch przekazywany jest bezpośrednio i może być szybko naśladowany. Raczej sprawdzone wieleokrotnie i daje znakomite rezultaty zwłaszcza w szybkim usamodzilenianiu narciarza a przecię o to chodzi. Jechanie za kimś - dla mnie nie daje nic bo rezygnujemy z podstawowego atutu w nauczaniu jakim jest prawidłowa demonstracja i podświadome naśladownictwo. Szczerze powiem również, że trochę mi się przykro zrobiło, że postrzegasz mnie jako twardogłowego betona bo chyba nie dałem ku temu powodów. Pozdro Pozdrawiam serdecznie
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć Ok bo nie chcę wyjśc na chama - czy tez pana -sam niewiem. Nie musisz powtarzać o co chodzi bo umiem czytać i nie zgadzam się z założeniami choć - co jednoznacznie napisałem w poście - pomysła uważąm za ciekawy i jeden z lepszych o jakich słyszałem. Ty natomiast informujesz że czegoś NIGDY nie robiłeś - podkreslenie Twoje i z tego już wynika błąd w metodzie. Czy nie jestes zbyt zadufany jednak?? Sposób nauczania który stosuje sprawdza sie w praktyce i mogę go polecić każdemu. Idea jednak jest taka, że nie uczymy dzicka jazdy na nartach w sensie technicznym ale uczymy go poruszania się po stoku czy tez taktyki jazdy ze wszelkimi jej elementami a technika praktycznie nie zajmujemy się wogóle. Dziecko uczy się praktycznie tylko poprzez naśladownictwo podświadome i podstawa to dobry demostrator, którego dziecko widzi - to po pierwsze. Po drugie trzeba w pierwszych dniach pokazywac w jaki sposób dziecko ma poruszac sie po stoku, wybierać tor jazdy, uczyć skrętów łączonych i wiele innych elementów - zresztą wiesz sam. Sposób wyważenia i technika ma tu mniejsze znaczenie i jest opanowywana niejako przy okazji. Co do sterowania dzobami to nie znam lepszej metody pokazania co ma się stać z nogą w momencie ułożenia narty na krawędzi, rozsunięcia pługu itd. Ruch przekazywany jest bezpośrednio i może być szybko naśladowany. Raczej sprawdzone wieleokrotnie i daje znakomite rezultaty zwłaszcza w szybkim usamodzilenianiu narciarza a przecię o to chodzi. Jechanie za kimś - dla mnie nie daje nic bo rezygnujemy z podstawowego atutu w nauczaniu jakim jest prawidłowa demonstracja i podświadome naśladownictwo. Szczerze powiem również, że trochę mi się przykro zrobiło, że postrzegasz mnie jako twardogłowego betona bo chyba nie dałem ku temu powodów. Pozdro Pozdrawiam serdecznie

Ale poleciałeś:D. W zasadzie powtorzyłes wszystko o czym wczesniej pisałem. Dokładnie ten sam cel chcemy osiągnąć. Czytasz moje posty i wiesz, że ostatnią rzeczą jaka bym zrobił jest uczenie jazdy pługiem. Co nie znaczy ,że o nim nie wspominam. A to jest zupelnie co innego. Wg mnie nie może to być pierwszy sposób na jazdę jaki pokazuję. On ma być stosowany , kiedy zaistnieje taka potrzeba. Jesli przyjąłem taki sposób nauczania, to nie pochwalam nauki zaczynania od pługu. Wiesz o tym doskonale , ze prawidłowe wykonanie pługu to nie prosta sprawa. Na kursach tego musza się uczyć sami przyszli instruktorzy. Ja podchodzę do jazdy jak do czynnosci które wykonujemy na codzien : chodzenie , bieganie. Staram się wykonywać to tylko na "długich" butach. Nie interesuje mnie pług jak ja mogę "spacerować" z dzieckiem po stoku (dziecko biega , chodzi na nartach) a potem zaczyna jezdzić. RÓWNOLEGLE. Z błedami,z rotacją , machaniem rekami, róznymi smiesznymi ruchami.Ważne aby nie siadał mi na tyły nart. Ono się bawi a nie gapi w moje plecy i d... Zapewniam to sobie tymi "głupimi sznurkami" (moje własne określenie). Potem jezdzimy "od wyciągu" , "do wyciągu". Malec nie zauważa nachylenia stoku, ludzi a zdażalo mi się że sam kierował się na mała skocznię aby pojechać "na Małysza". Potem dopiero zaczyna się nasladownictwo i prowadzenie po bezpiecznym łuku. Między nami jest tylko rożnica drog którymi zmierzamy do osiągniecia tego samego celu. Kto do tego dochodzi wczesniej pozostawiam osądowi czytelników. Dlatego to "nigdy" :) (napisałem malymi literami) znalazło się w moim postcie. Może dlatego ,ze szkoda było mi pleców. ;) albo, ze to tak dziwnie wygląda :mad: Wiem,że nic nas nie potrafi poróżnić i nie będziemy chyba ciągnęli tego tematu. Pozdrawiam! Jurek

Użytkownik niko130 edytował ten post 15 grudzień 2010 - 00:28

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jazda tyłem przez cały sezon, patenty łączące dzioby nart, smycze, zwożenie śpiącego dziecka, dyskusje nad wyższością sznurków nad trzymaniem dziobów itd. Nie macie wrażenia, że to wszystko o czym pisaliście jest koronnym dowodem na to, że propagujecie naukę za młodych dzieci??? A wystarczy tylko obserwować swoje dziecko, bo:

... Dziecko "gotowe do nauki" to takie, którego układ nerwowy jest w stanie zauważyć utratę równowagi i ją aktywnie łapać. ... Większość dzieci w tym wieku (3, 4 a nawet 5 lat) po przejechaniu 3-4 metrów nieodwracalnie traci równowagę i nawet nie próbuje jej odzyskać. .. Jeśli układu nerwowy dziecka dojrzewa jak ma np. 6 lat, to próby uczenia go w wieku 3 lat są bez sensu. Mam taki prywatny patent na określenie kiedy dzieciak jest gotowy do "prawdziwej :) " nauki jazdy na nartach. Jak tylko spadnie śnieg i chwyci pierwszy mróz należy namawiać dziecko do ślizgania się na butach. Jeśli nie łapie równowagi i nie chce tego robić, dajmy sobie i dziecku spokój z jazdą na nartach. Jeśli łapie równowagę, ślizga się jak szalone i nie jesteśmy w stanie zmusić go do powrotu do domu, możemy z nim jechać na narty w dowolne miejsce. Takie dziecko w ciągu godziny będzie samodzielnie wjeżdżało orczykiem, po 2 godzinach swobodnie robiło zakręty. Najpóźniej drugiego dnia będzie jeździło bez problemów na niebieskich trasach, a trzeciego na czerwonych i w tym momencie dogoni albo nawet przegoni większość dzieci pracowicie uczonych od 3 roku życia. ...

Przepraszam za cytat samego siebie, ale aż się tu prosił. Dziecko po "próbie ślizgawki" od samego początku potrafi naśladować instruktora, czy tatę (mamę), wszystkie wymienione na początku patenty i sposoby są kompletnie niepotrzebne. Jeśli zaczynamy pierwszego dnia na niezbyt długim stoku dla dzieci, praktycznie od samego początku dziecko jest samodzielnym narciarzem. Wystarczy na górze stoku pokazać mu jak ma teraz jechać i dać mu luz. ;). Jedyny problem po 2-3 godzinach to wynegocjowanie, żeby przynajmniej co 3 zjazd jednak poćwiczył te potwornie nudne zakręty, a nie jechał na krechę... ;). I w tym momencie możemy zmienić stok na prawdziwą trasę... Ale to już zupełnie inna historia... Pozdrawiam wszystkich serdecznie, a w szczególności Mariettę :o Tadek PS. A jak nie ma "pod ręką" stoku dla dzieci, nie ma problemu z rozpoczęciem nauki na większości niebieskich tras.

Użytkownik Tadeusz T edytował ten post 15 grudzień 2010 - 01:48 PS

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jazda tyłem przez cały sezon, patenty łączące dzioby nart, smycze, zwożenie śpiącego dziecka, dyskusje nad wyższością sznurków nad trzymaniem dziobów itd. Nie macie wrażenia, że to wszystko o czym pisaliście jest koronnym dowodem na to, że propagujecie naukę za młodych dzieci??? A wystarczy tylko obserwować swoje dziecko, bo: Przepraszam za cytat samego siebie, ale aż się tu prosił. Dziecko po "próbie ślizgawki" od samego początku potrafi naśladować instruktora, czy tatę (mamę), wszystkie wymienione na początku patenty i sposoby są kompletnie niepotrzebne. Jeśli zaczynamy pierwszego dnia na niezbyt długim stoku dla dzieci, praktycznie od samego początku dziecko jest samodzielnym narciarzem. Wystarczy na górze stoku pokazać mu jak ma teraz jechać i dać mu luz. ;). Jedyny problem po 2-3 godzinach to wynegocjowanie, żeby przynajmniej co 3 zjazd jednak poćwiczył te potwornie nudne zakręty, a nie jechał na krechę... ;). I w tym momencie możemy zmienić stok na prawdziwą trasę... Ale to już zupełnie inna historia... Pozdrawiam wszystkich serdecznie, a w szczególności Mariettę :o Tadek PS. A jak nie ma "pod ręką" stoku dla dzieci, nie ma problemu z rozpoczęciem nauki na większości niebieskich tras.

hmmm jak zwykle zgadzam się z większością (pisze większością, bo nie pamiętam wszystkich Twoich postów :)) Twoich postów, tak teraz nie wiem co miałeś na myśli zbierając do tzw. kupy to co powyższe, uogólniając i wysuwając taką hipotezę... jestem ostatnią osobą, która dziecko do czegokolwiek może zmusić, ale pierwszą osobą która użyje znanych sobie, dostępnych, bezpiecznych i atrakcyjnych dla dziecka metod, które pomogą w rozwoju dziecka, jeśli ono będzie tego chciało... Wrzuciłeś do kotła kilka technik (sznurki, dzioby, śpiące dziecko/nietechnik :D)... Dla mnie w określooinych przypadkach podtrzymywanie wiodące :D dziobów dziecka w permanentnym skręcie, przy udziale jakiejś rozmowy, czy adekwatnej zabawy, czy samej radości ze skrętów, modeluje sylwetkę w skręcie... w określonych przypadkach... itd. itd... ale czuję, ze poziom mojszej (to już do wszystkich uczestników) i twojszej prawdy w tym wątku jest juz niebezpiecznie wysoki :D :D Jeśli dziecko w wieku 2, 5 roku stwierdzi, że chce jeździć na rowerze, to ja mu to umożliwię i pomogę w osiągnięciu celu... na tyle, na ile będzie to mozliwe...

Użytkownik berry edytował ten post 15 grudzień 2010 - 07:55

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć [quote name='niko130']Ale poleciałeś:D. W zasadzie powtorzyłes wszystko o czym wczesniej pisałem. Dokładnie ten sam cel chcemy osiągnąć. Czytasz moje posty i wiesz, że ostatnią rzeczą jaka bym zrobił jest uczenie jazdy pługiem. Co nie znaczy ,że o nim nie wspominam. A to jest zupelnie co innego. Wg mnie nie może to być pierwszy sposób na jazdę jaki pokazuję. [/QUOTE] Nie do konca sie zgodzę. Oczywiście, że celem jest w pełni kontrolowana jazda równoległa ale pług (element wcale nie najłatwieszy jak słusznie zauwazyłeś) jest jedna z podstawowych metod kontrolowania prędkości przy małej prędkości, gdy wąsko, gdy - i tu do dzieci sie to odnosi bardzo - nie ma jeszcze świadomości odciażenia i dociążenia. DFlatego uważam, że pług musi byc bezwzglednie na tym poziomie nauczania wprowadzany. Siła rzeczy pług jest jednym z pierwszych elementów jaki pokazujemy bo stosujemy go machinalnie w celu zatrzymania lub kontroli prędkości sami. Poza tym pług bardzo pomaga w uświadomieniu rozdzielności nart. Z moich obserwacji przejście od pługu to jazdy równoległej nastepuje praktycznie samoistnie gdy mały narciarz do tego "dorasta" i nie wymaga praktycznie żadnej nauki. Najczęstrzym kłopotem popługowym wydaje sie podpieranie wewnetrzną ale - tak jak mówię - dla mnie, przy mojej filozofii nauki nie ma to żadnego znaczenia. Nadrzędna jest kontrola prędkości, łączony i symetryczny skręt oraz pewność poruszania się. Reszta nie ma znaczenia i przychodzi po prostu z czasem. [quote name='niko130']Z błedami,z rotacją , machaniem rekami, róznymi smiesznymi ruchami.Ważne aby nie siadał mi na tyły nart. Ono się bawi a nie gapi w moje plecy i d... [/QUOTE] Ale dziecko nie gapi sie w d... tylko masz nim kontakt wzrokowy bo jedziesz przed nim tyłem kontrolując co robi. ten kontakt wzrokowy jest moim zdaniem bardzo ważny w pierwszym podstawowym okresie nauczania (mówimy o dniu czasami dwóch trzech max)bo dziecko ma świadomość kontaktu i opieki a jedniocześnie jest zmuszone do samodzilenego działania bo to ty zakładasz odpowiedni tor jazdy wymuszający skret w odpowiednim momencie, zachowanie rytmu itd. [quote name='niko130']Zapewniam to sobie tymi "głupimi sznurkami" (moje własne określenie). Potem jezdzimy "od wyciągu" , "do wyciągu". Malec nie zauważa nachylenia stoku, ludzi a zdażalo mi się że sam kierował się na mała skocznię aby pojechać "na Małysza".[/QUOTE] No więc troche inaczej ale cel ten sam. Na poczatku jednak dziecko nie wie gdzie może (jest bezpiecznie) a gdzie nie i temu słuzy właśnie jazda śladem. Bardzo szybko jednak ( właśnie po dwóch trzech dniach) jazda przestaje być zaelżnością uczeń nauczyciel a jest po prostu jazdą partnerską. ten etap pomocy w poczatkach powinien byc jak najkrótszy i chyba co do tego sie zgadzamy. Dziecko, które po dwóch sezonach na nartach wymaga całyb czas tych procedur jest po proastu źle uczone i co do tego nie ma chyba wątpliwości. Mój sposób ma jedna w porównaniu z Twoi zaletę - tak myslę - nie wprowadza elementu sztucznych ułatwień (sznureczki), który przez dziecko może byc zupełnie inaczej posrtrzegany niz przez nas. [quote name='niko130']Potem dopiero zaczyna się nasladownictwo i prowadzenie po bezpiecznym łuku. Między nami jest tylko rożnica drog którymi zmierzamy do osiągniecia tego samego celu. Kto do tego dochodzi wczesniej pozostawiam osądowi czytelników[quote name='niko130'] Jasne i to potem nastepuje bardzo szybko, tak jak pisałem to kwestia dnia, dwóch może trzech ale nie więcej raczej. [quote name='niko130']Wiem,że nic nas nie potrafi poróżnić i nie będziemy chyba ciągnęli tego tematu. Pozdrawiam! Jurek[/QUOTE] Oczywiście, że tak ale temat - jezęli tylko bedziemy mieli ochote pociągnąc można bo przeciez uczymy sie całe zycie a każda taka rozmowa coś daje - mnie przynajmniej, mam nadzieję, że i Tobie - a może komus jeszcze. Pozdro serdeczne
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[quote name='jan koval'][quote name='anuśka'] to chyba faktycznie nie pracujesz z dziecmi czy nastolatkami. w wiekszosci sa pchane do wyczynu zeby zaspokoic ambicje rodzicow. Racja, z nauczaniem dzieci nie mam nic wspólnego. Pisząc tutaj, opieram się na doświadczeniu nauczania swoich dzieci (nie tylko zresztą narciarstwa). Mam ten komfort, że moje dzieci są bardzo aktywne i nie muszę ich specjalnie zachęcać (ani tym bardziej zmuszać) do uprawiania sportu. Powiem więcej: raczej mam odwrotny problem - mój trochę wówczas ponad 2-latek przez całe lato i jesień kategorycznie żądał, aby mu odczepić te boczne kółka od roweru, "bo mi przeszkadzają":D
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

pług (element wcale nie najłatwieszy jak słusznie zauwazyłeś) jest jedna z podstawowych metod kontrolowania prędkości przy małej prędkości, gdy wąsko, gdy - i tu do dzieci sie to odnosi bardzo - nie ma jeszcze świadomości odciażenia i dociążenia.

W odpowiedzi Mitkowi Zgoda, tego samego zdania jestem. Ale ja wyprowdzam dziecko na szczyt górki zaczepiam sznureczki i zachęcam adepta aby zechciał zaproponowac spacer. do mamy na dół. Ważne jest jak ruszy, jak wykona pierwszy krok. Chcę zeby od początku budzily się w nim prawidlowe odruchy. Np. wykrok jednej z nóżek, towarzyszący temu ruch rąk , ramion.Ustawiam szerokosc rozstawu nóg (mentalnie, dotykowo).Obserwuję reakcje przy pierwszych slizgach. Przyhamowuję lub popuszczam aby malcowi pomóc zostać w równowadze. Dziecko stoi cały czas w rownowadze . Rozpedzamy się i zwalniamy ,staram się robić tak delikatne aby odczuł potrzebę balasowanie cialem. Ale zaraz znowu się rozpedzamy czemu powinno towarzyszyć pochylenie do przodu. Drugi wyjazd i zaczynam zabawę w "kręcenie". Najlepiej jak uciekającym " zajączkiem" będzie Tatuś,jesli nie to będzie "od wyciągu" , "do wyciągu", może też być przekladanie ulubionego pluszaczka z ręki do ręki. Dziecko w tym czasie powinno kroczkami podązac na stoku od trawersu do trawersu.Uczt też dziecko, ze kazdy skręt ma się kończyć na trawersie. Zanim spostrzeże zamiast kroczkow będzie wykonywał pierwsze slizgi. W trakcie zabawy mogę poprowadzić malca do grupki ludzi (rodzice , kolezanki)i poprosic go o zatrzymanie. Moze sam wpasc na to .ze zatrzyma się pierwszym swoim pługiem lub obslizgiem na nartkach rownoległych. Gdyby dziecko chciało odchylić sie na tyły , natychmiast odczuje przytrzymujące działanie dziobow nart (sznureczki)lub wspomagające popchnięcie rękoma od tylu. Sznureczkami jestem w stanie odzialywać na jego kazdą nogą (podnosząc ją od pięty, lub przesuwając w bok. Można też sporadycznie ustawić mu nartki w ukłądzie telemarkowym (cofnięcie wew do tylu), przez co ulatwiam mu skręt. Dojazdy do wyciągu , to cwiczenie pługu lub obslizgu. Kolejny etap - to jazda samodzielna z asekuracją. Ja na big fotach, zawsze ponizej narciarza, narciarz w trawersie podaje rękę wew,, wprowadzam go w skręt, reszta skretu samodzielna do zatrzymania w przeciwnym trawersie . W miedzy czasie zsuwam sie z obrotami, aby szybko znależć się znowu po jego wewnętrnej stronie. Po opanowaniu tych cwiczen przechodzimy do jazdy dlugimi skretami po stoku, ja jadę tyłem w dół stoku narciarz ma trafiać w slad moich nart. Kiedy to mamy za sobą dopiero rozpoczynam pracę nad poprawą techniki , obserwuję skręty, potem uczę bezpiecznego wyboru trasy. Narciarz jedzie moim śladem. ITD itd ITD itd Pozdrawiam!

Użytkownik niko130 edytował ten post 15 grudzień 2010 - 12:35

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyjazd zakończył się sukcesem. Ale nic nie jest łatwe. Dobrze, że poślizgaliśmy się na nowych nartach na osiedlu. Bo już nie były "obce". Niemniej na górze było nieco mgły. Góra duża dla małego. Kuba jak zauważyliśmy ma pewien lęk wysokości. Po wyjściu z kolejki jest nieco stromo. Zeszliśmy więc niżej, aby nie było od razu dużego stresu. Narty przypięte, kijki do ręki i pomalutku ruszamy. Babcia do tyłu. Jako ew. "zderzak" przed nieodpowiedzialnym narciarzem.Tylko ja i Kuba. Babcia "utrudnia" naukę, bo jak jest jakiś problem- to się krzyczy...Babciu! Do Dziadka się nie krzyczy, bo się nieco wstydzimy, że taka mała rzecz, a taki problem. Kuba zaczyna sobie przypominać swoje skręty z pługu, z zeszłego sezonu. Widać, że jest wystraszony i bardzo ostrożny. Pierwsze kilkaset metrów, po płaskim raczej terenie jest kluczowe. Jak przejedzie, to dojedziemy na dół. Przejechał i potem było coraz lepiej, mimo że bardziej stromo. Oczywiście z moich ust płynął potok pochwał, jak to świetnie sobie radzi. Zjechaliśmy dwa razy. Chciał jeszcze raz. Ale widać było pod koniec, że jest zmęczony. Dwa razy po 300 m różnicy poziomów. Ok. 5 km jazdy, licząc po wężykach. Pod koniec drugiego zjazdu zaczął się nieco wygłupiać i jeździć coraz szybciej. Zaczął się już dość pewnie czuć na nowych nartach. Będzie dobrze. Do końca sezonu prawie wyeliminujemy inicjowanie skrętu z oporu. Będzie bardziej na krawędziach. Da się w dużym stopniu wyeliminować "zapieranie się". Nauczy się początków pracy z kijkami(wbijanie). Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziadkowie Kuby. Jestem pod wrażeniem jazdy Kuby. Porównałem jego jazdę z poprzedniego sezonu i obecną. Tamta jazda to było : skret ....prosto......długie przygotowanie.... skret. Teraz pozycja bardziej zrównoważona, płynne skręty łączone. Dobra precepcja ze stokiem. Problem długosci nart jest nie zauważalny , widze , że pomógły mu zatrzymać nadmierną rotację jaką miał poprzednio. Skręt wyprowadza rotacją stóp. To dobrze, ale proponuję go nie powiększac, niech kupi teraz jazdę na zewnętrznej nartce (np zbieranie patyczków po zewnętrznej stroni skrętu,lekko wbitych w snieg aby musiał się pochylić celem ich złapania) Proponuję jazdę wokół gałazek (slalomik). Łatwo go nauczyć na której nóżce powinien jechać (podnosi lekko nad gałązką aby jej nie podeptać). Gratuluję. Pozdrawiam Kubę -Instruktora.

Użytkownik niko130 edytował ten post 16 grudzień 2010 - 16:49

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyjazd zakończył się sukcesem. Ale nic nie jest łatwe. Dobrze, że poślizgaliśmy się na nowych nartach na osiedlu. Bo już nie były "obce". Niemniej na górze było nieco mgły. Góra duża dla małego. Kuba jak zauważyliśmy ma pewien lęk wysokości. Po wyjściu z kolejki jest nieco stromo. Zeszliśmy więc niżej, aby nie było od razu dużego stresu. Narty przypięte, kijki do ręki i pomalutku ruszamy. Babcia do tyłu. Jako ew. "zderzak" przed nieodpowiedzialnym narciarzem.Tylko ja i Kuba. Babcia "utrudnia" naukę, bo jak jest jakiś problem- to się krzyczy...Babciu! Do Dziadka się nie krzyczy, bo się nieco wstydzimy, że taka mała rzecz, a taki problem. Kuba zaczyna sobie przypominać swoje skręty z pługu, z zeszłego sezonu. Widać, że jest wystraszony i bardzo ostrożny. Pierwsze kilkaset metrów, po płaskim raczej terenie jest kluczowe. Jak przejedzie, to dojedziemy na dół. Przejechał i potem było coraz lepiej, mimo że bardziej stromo. Oczywiście z moich ust płynął potok pochwał, jak to świetnie sobie radzi. Zjechaliśmy dwa razy. Chciał jeszcze raz. Ale widać było pod koniec, że jest zmęczony. Dwa razy po 300 m różnicy poziomów. Ok. 5 km jazdy, licząc po wężykach. Pod koniec drugiego zjazdu zaczął się nieco wygłupiać i jeździć coraz szybciej. Zaczął się już dość pewnie czuć na nowych nartach. Będzie dobrze. Do końca sezonu prawie wyeliminujemy inicjowanie skrętu z oporu. Będzie bardziej na krawędziach. Da się w dużym stopniu wyeliminować "zapieranie się". Nauczy się początków pracy z kijkami(wbijanie). Pozdrawiam

Ja również jestem pod wrażeniem, gratuluje!!!! Świetne podejscie do małego no a on sam - widać,że dzieciak ma to coś:-)))) Przeczytałam cały wątek, bardzo ciekawy zresztą, i widze,że macie różne opinie na temat kiedy dziecko moze zacząć jezdzić.... Z racji tego,ze oboje z mężem nie wyobrazamy sobie zycia bez nart, postanowilismy nauczyć naszego syna. Nie zakładalismy z gory,że musi jezdzić, nie wszyscy kochają i muszą kochać ten sport, ale mielismy nadzieje,że nasze dziecko, ma to w genach:-) Pierwszy raz ubral narty jak mial 3 lata. Nie zmuszalismy, sam chcial, jeszcze do konca nie zdając sobie sprawy z tego co robi. O dziwo, moje obawy,że buty będą mu za cięzkie itp, sie nie sprawdzily, mały maszerowal aż milo. Staralismy uczyć przez zabawe, nie stwarzając atmosfery przymusu i to przynioslo efekty. Dzis ma 5 lat i jezdzi z nami jak stary:-), kiedyś Pani na stoku zapytała mnie , nie wiedząc ,że jestem mamą, gdzie to dziecko ma rodziców:-)) W tym roku chcemy oddać malego do instruktora, w celu skorygowania pewnych rzeczy. Nie jestesmy instruktorami i zdajemy sobie sprawę,że na pewno popelnilismy błędy w nauce, ale mimo to jestesmy zadowoleni z efektu. Nie wiem, czy maly będzie zawsze kochal narty, może kiedys mu przejdzie, najwazniejsze to nie zmuszać dziecka, tylko dla tego ,że mamy jako rodzice ambicje. A co do wieku, to każdy z nas musi sam ocenić kiedy dziecko zacząć uczyć. Chociaż powiem Wam ,że jak jednego roku w Austrii smignął kolo mnie mały krasnal na oko nie więcej niż 6 lat, to oczy przecierałam ze zdumienia....poziom jazdy, prędkosc i technika wrecz zadziwiający, ale tam można spotkać wiele takich dzieci. Aż sam sie usmiech na usta przywoluje :-)))
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
Odpowiem Ci jako rodzic dziecka 6-letniego na podstawie moich doświadczeń. Jestem za szkółką narciarską. Przede wszystkim dlatego, że w szkółce dzieci uczą się samodzielności narciarskiej, tzn. same podnoszą się po upadku, szybciej zaczynają samodzielnie korzystać z wyciągów oraz wzajemnie się motywują do jazdy. Lekcje indywidualne z instruktorem to często nadopiekuńczość ze strony instruktora. W ubiegłym roku moja córka jeździła już całkiem nieźle (jak na ten wiek, oczywiście) i wzięliśmy jej instruktora, żeby podpowiedział, co dalej ćwiczyć. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy zobaczyliśmy, że instruktor zwozi ją na kijach, a potem podjeżdża wyciągiem talerzykowym trzymając ją na kolanie. Przecież ona samodzielnie jeździła i podjeżdżała wyciągiem już rok wcześniej i naprawdę dawała radę! Jeśli chodzi o szkółki narciarskie mamy doświadczenia ze szkółkami w Austrii. Tam stawia się na samodzielność: dzieci same wpinają/wypinają narty, wnoszą swoje narty do gondoli, podnoszą się po upadkach itp. Oczywiście trwa to wszystko znacznie dłużej niż gdyby robił to za nie instruktor, ale tak to jest z dziećmi - jeśli mają się czegoś uczyć, trzeba być cierpliwym.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...