Skocz do zawartości

Nauka jazdy dzieci


zetes

Rekomendowane odpowiedzi

a ile ma lat i jak na tym orczyku jezdzi? samo, czy z kims obok? z dorosłym, czy z innym dzieckiem? oczywiście odpowiednio wyedukowane o "objeżdżone' dziecko da sobie radę z orczykiem, ale tutaj, jak rozumiem, rozmawiamy o maluchach w wieku około 3-6 lat. pzdr k.

Już pisze, zresztą już pisałem w tym temacie ;) Dziecko ma aktualnie 7 lat. Na talerzyku jeździ sama, na orczyku (kotwicy) z koleżanką 8 lat. Oczywiście dopóki nie na uczysz dziecka kontroli nad nartami trudno wymagać aby dziecko samo jeździło na wyciągu i to bez znaczenia na jakim. Potem dobry jest talerzyk i jazda z dzieckiem miedzy nogami. jak już się zapozna z zasadami to niech jeździ samo Ty za nim. Bardzo ważny jest prawidłowy wybór wyciągu jeśli wjazd będzie spokojny nie powinno być problemów.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już pisze, zresztą już pisałem w tym temacie ;) Dziecko ma aktualnie 7 lat. Na talerzyku jeździ sama, na orczyku (kotwicy) z koleżanką 8 lat. Oczywiście dopóki nie na uczysz dziecka kontroli nad nartami trudno wymagać aby dziecko samo jeździło na wyciągu i to bez znaczenia na jakim. Potem dobry jest talerzyk i jazda z dzieckiem miedzy nogami. jak już się zapozna z zasadami to niech jeździ samo Ty za nim. Bardzo ważny jest prawidłowy wybór wyciągu jeśli wjazd będzie spokojny nie powinno być problemów.

no więc włałsnie. 7 letnie dziecko, w parze z 8 letim to na orczyk luzik (oczywiście dzieci juz jeżdżące). małe dziecko plus dorosły, lub samo małe dziecko na orczyku, to juz jednak może być problem (chociaż zapewne bywaja i takie małe asy, co bez problemu na orczyku same śmigają. kwestia czasu poświeconego na przygotowania i samozaparcia dziecka ;):D ) pzdr k.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam

No taki charakter zapaleńca. Widzisz ja zacząłem w 2004 r przygodę z nartami. w 2005 "wciągłem" syna, któremu poszło jak z płatka po 2 h z instruktorem pojął sztukę i uczyliśmy się razem, a w ubiegłym sezonie doszła żona i córka. No i mam rodzinę narciarzyków. No i nie mam czasu żeby doskonalić własne umiejętności, ale wielką satysfakcją są postępy najbliższych szczególnie tych najmniejszych. Żona sobie radzi, a ja chciałbym teraz jak najlepiej poprowadzić swoją córę. Fajnie jest zobaczyć i usłyszeć na stoku ludzi którzy dopytują o wiek małego narciarza i komentarz np. patrz jak ta mała zasuwa, albo ile ma lat? patrz to tak jak nasz Janek i już tak jeździ itp. Tatuś rośnie wtedy. A moje doskonalenie musi jeszcze trochę poczekać, dzieci będą uczyć tatusia później. Pozdrawiam.

Brawo - jak dobrze wychowujemy to dzieci musża nas przerastać prawda?!

Super, że Twoje dzieciaki tak wcześnie i łatwo "załapały" jazdę na nartach :) chciałabym, żeby z naszym synem było podobnie :rolleyes:.

Moje dzieci miały łatwo bo w domu narty sa wszędzie i od zawsze - indoktrynacja to podstawa.

Jak wspominałam ma 3,5 latka i bardzo chce jeździć, ale jeszcze nie próbowaliśmy. Było w planie, że nadchodzący weekend wybierzemy się z nim na stok, gdzie znaleźliśmy instruktora dla dzieci i przygotowane dla nich miejsce.:.

Uczyć można praktycznie wszędzie i nawet lepiej jest jak szybko przejdzie się na normalne stoki ale to zależy od Waszych narciarskich mozliwości.

Wybieramy się w marcu do Austrii na tydzień i marzyło nam się, że już troszkę zakosztuje podstaw.

To rozumiem,że jeździcie więc może darować sobie Austrię - On i tak nic z tego narazie nie skorzysta i pojechać gdzieś z nim. Nie trzeba koniecznie instruktora - patrz SZYMON. Macie go nauczyć obycia z nartami, śniegiem itd

Ależ ona śmigała - niebieską trasę pokonywałam migiem mimo, że był tam bardzo stromy fragment (prawie ściana) i do tego oblodzony. Była naprawdę dobra :)

Stromy fragment na niebieskiej trasie?? Pamietaj może taka jest Twoja ocena ale dla dzieci które jeżdżą to po prostu stoczek! Nigdy nie mierzcie możliwośc dziecka wszysmi przypuszczeniami!

Mam pytanie - może prozaiczne, ale dopiero teraz (w niedzielę) zwróciłam na to uwagę. Dużo jeżdżących dzieci na wyciągu (nawet 7-8 lat) wyjeżdżają na orczyku z tatą czy mamą (między ich nogami). Raz nawet wyjeżdżałam z taką parą syn+tatuś :) Czy to jedyny sposób dla dzieci? pewnie nie poradziłyby sobie tak łatwo z orczykiem?

Dzieci uczą się jeźzić na orczyku czy talerzyku momentalnie.Problem jest w psychice: na talerzyku - sam bez wsparcia więc jeszcze gorzej. Na orczyku łatwiej ale trzeba umiec pokazać dziecku jak jechac i się do niego dostosować. Pamietajcie jednak - jeżdżenie z dzieckiem to duża odpowiedzialnośc, czasami trzeba je unieść, złapać i to w taki sposób żeby nic się nie stał tak że dla tych, którzy się na to decydują jazda musi być "odruchowa". W sporej część polskich centrów nie wpuszczą Was na talerzyk z dzieckiem na kolanie i nie róbcie awantur bo to nic nie da - nikt nie może. Pozdrawiam i życzę sukcesów

Użytkownik Mitek edytował ten post 14 styczeń 2009 - 01:23

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześc

aaa nasz smyk w sumie też widzi narty w domu i słyszy o wyjazdach od 2 lat - dla niego to prawie całe życie ;) Wcześniej jeździł tylko mąż to jakoś było ciszej o tym :):D

Ta indoktrynacja to wbrew pozorom połowa sukcesu.:) Jak mąż jeździ na 8 (dla Mnie to poziom instruktorski) to sama świadomość własnej techniki powinna pozwolic mu sensownie uczyc - czyzby leniuszek;):). A poważnie to bardzo dobrze bo jeździ dobrze i przez samo jeżdżenie wasza pociecha bardzo wiel od niego sie nauczy. Niech jeździ z nią: On pługiem tyłem nadająć odpowiedni rytm skkretu i pilnując właściwego wyboru trasy, miejsc do zatrzymania itd, rekami niech steruje jej nartkami trzymając je za dzioby i wymuszajc odpowiednie ich obciążanie, rotację aby nóżki uczyły sie tych ruchów. zapewniam Cie, że juz pierwszego dnia pozcuje że dziecko samojeździ a po trzech danich bedzie samo jeżdziło bez problemu. Niech pameta żeby stoki nie były za strome (niebieska płaska czerwona). Zobaczysz efekt murowany. Dziecko nie tylko uczy sie mechaniki ruchów ale tez uczysie wyboru toru jazdy, gdzie sie zatrzymywać, gdzie mozna szybciej a gdzie wolniej itd. Trasy sa oznaczone jak są i sa oznaczone dobrze. Na 9 to jest rzełamanie które ma z 10 może 15 metrów z wybiegiem i nie mże tu byc mowy o czerwonej. Odczcuie na przełamaniu dla kogos kto ierwszy raz stoi na nartach takie jest - nie przejmuj sie. Moja zona jak była pierwszy raz w zyciu na nartach zjeżdżała dokładnie ta trasa i w tym miejscu powiedział że nie pojedzie. Skończyło sie na takiej awanturze że rzucała we Mnie nartami:):D. Pozdrawiam Was serdecznie i zyczę fantastycznych narciarskich przeżyc. Mitek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam

Zgadzam się - ten stromy kawałek na tej trasie jest niewielki w porównaniu do całej trasy i nie może zapewne przesądzać o przekwalifikowaniu jej na czerwoną :) Trochę się jednak podłamałam, bo byłam na tej trasie mając już za sobą połowę drugiego sezonu i ten moment pokonałam bez wywrotki, jednak niestety trochę pługując :rolleyes: a końcówka na krechę - byle szybko pokonać ;) chyba najbardziej wystraszył mnie ten lód prawie na całej szerokości. Wcześniej na tej trasie i po tym fragmencie było OK. :)

Mozna spróbowac jechac przy samym orczyku po lewej stronie. Tam z tego co pamietam jest najbardziej płasko. Pług to żaden wstyd. Wielu narciarzy uważających sie za dibrych nie potrafi pojechąc dobrze pługiem. Na lodzie pług niewiel ci pomoże. Ta taktyka z szybkim przejschaniem na kreche to wbrew pozorom dobra taktyka. Jasne troche sie rozpedzisz ale póxniej masz bardziej płasko i osbie prędkość np pługiem ograniczysz.

Rozbawiłeś mnie tą sceną z żoną - dobrze wiedzieć, że nie jestem sama ;):)

Ona zeszła aż na Solisko a Ja powiedziałemże OK jak nie chce to nie, zebrałem narty ze stoku i zwiozłem na dól do wyciagu. Jak ochłonalem to dopiero dotarło jakim jestem baranem i pojechłaem ta ptrzecinka na Solisko jej szukac. Była juz prawie na dole, odpiąłem narty i pobiegłem ja przepraszac i namówić na powrót. Przy przeskakiwaniu takiego drewnianego drąga poslizgnąłem się i wyrznąłem łydka w taki metalowy słupek - i tak Mnie skarało. Choc byłem juz wtedy instruktorem to o uczeniu i jego metodyce wiedziałem jeszcze wtedy tak niewiele...

Niestety jeżdżę jeszcze nie na tyle dobrze, żeby moja technika była poprawna na czerwonych trasach, niebieskie już w miarę ok (poza takimi fragmentami). Mam jednak ambicje do wyeliminowanie prawie całkiem pługowania przy skrętach i na zielonych udaje się. Nad resztą pracuję :D Mąż twierdzi, że muszę przestać się bać prędkości na bardziej stromych fragmentach i będzie mi łatwiej ... próbuję to wdrożyć.;):)

Saraj się na znanych Ci fragmentach tras starać sie jechąc szybciej. Dobieraj sobie takie niewielkie górki z wypłaszczeniami i tam spróbuj sobie pojechac na tzw jajko z wyhamowaniem na dole. Nie eliminuj na siłe pługu jeżeli tak Ci wygodniej zainicjiwac skret ale staraj sie skracac tę faze. Zobaczysz ani sie obejrzysz jak będziesz smigac wszędzie.

Co do oznaczenia tras chodziło mi o to, że niebieska poza Polską dla mnie jest o wiele łatwiejsza niż niebieska u nas, a nawet czasem zielona :eek: .;):)

Bo jest szersza prawdopodobnie. Trasy zielone bardzo czesto są wąskimi dojazdami czy łącznikami tras. Z powodu tej wąskości masz często odczucie że jest trudno bo mało miejsca na manewry. Ostatnio jechałem taka trasa widokową we Włoszech> była włąsciwei płaska ale dośc kręta, miejscami nierówna i zlodzona no i miał chyba ze 4,5 kilometra. Mówię Ci cos strasznego, nawet Mój syn który jest napiety na jazdę mówił że tak się zmeczył płużeniem że na dól jedzie gondolka.

Ale cóż ja tam mam doświadczenia - raptem połowa drugiego sezonu i zdaję sobie sprawę, że moje spostrzeżenia czy przemyślenia dla bardziej zaawansowanego narciarza są błahe :)

Żadne spostrzeżenia nie są błahe i fajnie że się nimi dzielisz. Ta trasa na lewo od orczyka jest raczej niebieska niz zielona napewno. Wprawdzie jest płaska ale jest tez momentami dośc wąska. Zresztą w szczyrku wszystkie tzw zielone to trasy wykorzystujące drogi gruntowe lub drogi i fragmenty polan i wcale nie sa łatwe właśnie prze swoj wąskośc. Pozdrawiam serdecznie
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja ostatnio stwierdziłem, że już nie będę "dobierał" kogoś dla równowagi. Jakoś tak w kolejce trudno mi ocenić czyjeś umiejętności i ostatnio zdarzyło nam się z córką źle trafić. Trasa była bardzo wyboista i gość obok mnie walczył, walczył aż wywalił a mnie orczyk spad tyłka wyjechał. Co prawda zdążyłem go jeszcze złapać przed sobą ale po paru sekundach musiałem się poddać - podjazd dość stromy i chyba by mi ręce urwało.

takie zycie. czasami sie taka osoba trafi na partnera i wtedy jedziemy z sercem na ramieniu, bo nie wiadomo co współjezdziec na orczyku zrobi (a jak sie konkretnie wywali, to nawet stary wyga nie ustoi, z para nart miedzy nogami. ;) aczkolwiek nie mozesz sie zrażać jednym wypadkiem. po pierwsze jadac samemu wydłużasz kolejke tych co za Toba (a w efekcie i sobie samemu też) po drugie, zawsze można przyczaić jakiegos lepiej jeżdżącego i wtedy bezpiecznie wjechac na górę. pzdr k. p.s. a gdzie była córka, bo gdzieś między "żle trafić" a "ręce urwało" zniknęła? ;):D

Użytkownik kurm28 edytował ten post 16 styczeń 2009 - 15:10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

takie zycie. czasami sie taka osoba trafi na partnera i wtedy jedziemy z sercem na ramieniu, bo nie wiadomo co współjezdziec na orczyku zrobi (a jak sie konkretnie wywali, to nawet stary wyga nie ustoi, z para nart miedzy nogami. ;) aczkolwiek nie mozesz sie zrażać jednym wypadkiem. po pierwsze jadac samemu wydłużasz kolejke tych co za Toba (a w efekcie i sobie samemu też) po drugie, zawsze można przyczaić jakiegos lepiej jeżdżącego i wtedy bezpiecznie wjechac na górę.

a po trzecie, w końcu Ci co nie za bardzo umieją, też muszą się "na kimś" nauczyć :rolleyes:

Użytkownik borowina edytował ten post 16 styczeń 2009 - 16:44

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a po trzecie, w końcu Ci co nie za bardzo umieją, też muszą się "na kimś" nauczyć :rolleyes:

mozna ta osobe podszkolic dla wlasnego bezpieczenstwa. Jak mi sie zdarzalo jechac z kims bardzo niestabilnym na wyciagu to mu mowilam co ma zrobic, jak prowadzic narty- czesto to pomaga. A w krytycznym momencie /wiedzilalam,ze zaraz jest stromo+nierownosc i duzo osob tam wypada/ to babke po prostu ramieniem przytrzymalam /dobrze,ze to byla kobieta,bo tak obcego mezczyzne "przytulic" to troche glupio :p/ i dojechalysmy :).
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam Już osiągnąłeś wielki sukces i wielki ukłon za pracę, bo to ciężka praca przecież.

Witam. Ciekaw jestem czy to tempo nauki dotyczy także dzieci w tym wieku )

Nie tak malych dzieci to nie dotyczy. Taka umowan granica od której wiekszośc dzieci jest w stanie się nauczyć jeździc na nartach w miarę szybko to 3 lata - podkreślam umowna.

Pytam bo mój syn pierwszy raz właśnie w tym wieku przypiął narty( 16 grudnia). Byliśmy w Szpindlerowym Młynie. Po lektórze tego wątku byłem święcie przekonany że powinienem go oddać do instruktora. Niestety ci na których trafiłem ( szkółka dziecięca ), tylko z uśmiechem kręcili głowami. Nie było wyboru.)

Tak jest i mają rację że nie podejmują się nauki malutkich dzieci. W większośći szkół 4 lata to granica. Przy malutkich dzieciach samo nawiązywanie kontaktu, przygotowanie itd. trwa dłużej niż przeciętna godzina lekcyjna. Małe dzieci mają tak krótki cykl, zę nie raz po 40 minutach rzygotowań zjazd trwa 30 -40 sekund i juz jest po jeździe. W wypadku klasycznego układu - wynajęcie na godziny jest bez sensu. Do tego dochodzi bardzo częsty tzw. nadzór rodziców, bo im sie wydaje że muszą kontrolowac lub wiedzą lepiej - wtedy po zajćiach juz na wejściu lub podejście roszczeniowe: "tyle pieniedzy i nic nie umie" Rozumiem kolegów i popieram w tych decyzjach.

Spróbowałem jazdy tyłem ( dotąd nie czułem potrzeby :) ) i zakasałem rękawy. Najpierw utrzymanie równowagi i zjazd na wprost i w skos łagodnego stoku. Potem oswajanie z nieco większą szybkością, a na koniec długi zjazd ścieżką do hotelu - tu już złapał prawdziwego bakcyla..)

Jak stoi na nartach samodzielnie to super. Sama jazda tyłem nic jednak nie daje. Jadąc tyłem masz: - jechać skretami tak aby dziecko od razu nauczyło się, ze jeździmy skręcając nie na wprost - trzymac dziecko za dzioby nart rekami przekazując ruchy jakie narta ma wykonac by skręciła. - dziecko ma trzymać narty cały czas w pozycji płużnej a Ty sterujesz rozwarciem tego plugu. Odpowiednio pochylając narty przekazujesz nó żkom syganały jak mają nimi sterować żeby skręcić, zahamować, stanąc itd Po upadku, najpierw ustawiasz narty w skos stoku i podnosisz dziecko w takiej pozycji jakby mialo sie podnieść samo itd. - Twoja jazda musi byc pewna, stabilna i równa w rytmie bo przez nią przekazujesz informacje i tylko przez nią. - nie dotykasz w czasie jazdy ciał dziecka, chyba, ze np. upada czy opiera się o Ciebie bo nabrało za dużej prędkości. Ruchy przekazujesz tylko prze narty. Skoro juz tak sie stało, że jeźzi na wprost to trzeba teraz wymusic pozycję płużną i skręty.

Potem sylwester w Szklarskiej. Próba nauki podchodzenia pod stok - zero efektów. Próba nauki skrętów przez tłumaczenie i demonstrację - zero efektów...)

Przepraszam ale Mnie ubawiłeś. Tłumaczenie i demonstarcja nie wystarcza dla dorosłych i czesto wysportowanych osób a Ty oczekujesz żeby 2,5 letnie dziecko coś zrozumiało;):) Pokazałeś mu fajną zabawe w jazdę na wprost bez kontroli (nie przeczytałeś tematu). Wielokrotnie pisałem że od poczatku trzeba uczyć dziecko skrętów łączonych, jazda na wprost nie istnieje. Musisz powrócić na normalny stok, ten Wasz jest świetny - nie dróżkę do hotelu, która z założenia jest wąska i na skręcanie nie pozwala. I próbowac pojeździć tak jak opisuję powyżej.

Mały ciął na kreskę aby szybciej, a jeśli hamował to przez przewrót w bok. Po powrocie do domu jeszcze jedna godzina ćwiczeń. Udało się zjechać z góbałówki tutaj/ jednak o skręcaniu czy pługu nie było mowy. Tu prośba - szczególnie do Mitka: jak dalej pracować z maluchem i jakich efektów oczekiwać, aby nie być rozczarowanym ( tak ja jak i on :D )

Podstawa to cierpliowść i nie pekanie oraz nie oczekiwanie za dużo. Ja jak zaczynałem z Amelka to jej cykl trwał mniej więcej 4-5 minut i juz była najeżdżona. Pierwszy sezon też właściwie zakończył się bez samodzielnej jazdy bo bała się gdy widział że nie trzymam jej za narty. W nastepnym po dwóch dniach juz jeździła sama bez problemu. A w tym roku znowu (tym razem żona) prze dwa dni praktycznie uczyła ja od oczątku a potem juz jeździła nawet po czerwonych trasach - takich po 1,5 -2 km. Tak że spokojnie. Może On jeszcze jest za maly żeby koordynacyjnie nawet przy idealnym prowadzeniu skręcać. To skomplikowane ruchy mięśni. No i podchodzeni sobie odpuść. To męczące, koordynayjnie trudne a zapewniam, że jak już zacznie jeździc to sam się nauczy nawet nie będziesz wiedizał kiedy. Pozdrowienia serdeczne
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to zazdroszczę, ja nie miałem tak lekko :D , jak Bartosz dał się zdjąć ze stoku po godzinie to był sukces. Jak już nie miał siły do ćwiczeń to stał na stoku i emanował dumą ( tatuś zresztą też ) :P.

Zazdrościsz?? To Ja Tobie zazdroszczę. Godzina ubierania i pięc minut jeżdżenia to było cos strasznego. Na szczęście mamy to już za sobą. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

witam Mamy syna 2,5 roku, sprawiliśmy mu sprzęcik ubraliśmy go w niego i wytrzyamał 2 min.Baliśmy się, że ich nie polubi.Ubieraliśmy kask, cieszył się, że wyglada jak Adam Małysz.Postanowiliśmy pobawić sie na śniegu pojechaliśmy do Sosnowca na stok i odziwo nie chciał rozstaćsię z nartami.Popełnilismy wiele błędów ale rzeczywistość jest trudna i stosować się do wskazówek jest bardzo trudno.Jeżdził na skos ode mnie do taty, zachęcaliśmy go do skrętów. Nie chciał wolał na krechę ale gdy tata przad nim biegł tyłem i pokazywał palcem, że tu trzeba skręcać robił to nie wiem jak ale skręcał, nastepnym razem widząc, że inne dzieci jeżdżą pługiem zaczął wten sposób ustawiać narty, Chcieliśmy zeby uczył go instruktor lecz Piotruś nie chciał z nim jeżdzić. To my musimy się nauczyc jak z nim postepować, bawić się a jednocześnie uczyć. Wybieramy się do Austri i nie wiemy jak tam rozwiązać ten pobyt.Jedziemy w 6 dorosłych i 2 dzieci 2 i 2,5, będziemy się zmieniać i codziennie ktoś inny zostaje w domu zdziećmi, a dziennie wygospodarować godzinkę na wspóną naukę.Moze ktoś zna ceny szkółek (przedszkoli) i co myślą o tym

Szkoda Waszych pieniędzy. Z tego co piszesz dzieciak ma talent. Jak nie chce z instruktorem to go nie zmuszaj.:) Za rok lub dwa może zechce, a może w ogóle nie będzie to potrzebne.:) Ciesz się, że masz takie zdolne dziecko.:) Chcesz wskazówki to napisz na priv.:) Pozdrawiam, Wojtek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do Limi2006 W Austrii na próżno szukac szkółek polskojezycznych. Instruktorzy mówia tylko po Rusku,Niemiecku i Angielski. Wiec Zawsze musiała by byc osoba która by dziecku tłumaczyła to co mówi Instruktor tak aby zrozumiało...:o

Użytkownik M4ster edytował ten post 31 styczeń 2009 - 17:05

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

We wtorek wróciliśmy z 10 dniowego pobytu w Pieninach. Pod choinkę dzieciaki dostały sprzęt, od Świąt chodziły po domu prawie wyłącznie w butach narciarskich... szkoda mi było trochę dywanu, ale myślę, co tam, pal lich dywan, za to teraz Tymek (4l.) na pewno chętnie przypnie deski i pięknym pługiem będzie radośnie zjeżdżał z górki :D Przez całą drogę dzieci stanowczo upierały się, że z instruktorem to one jeździć nie będą, wykluczone. Tylko z mamą... Perspektywa jeżdżenia przez tydzień na oślej łączce nie zachwycała mnie zbytnio, ale co tam, ważne, żeby dzieci jeździły. Pierwszego dnia, na polu za domem Tosia (6,5) wzięła narty, wspięła się z nimi na górę i pięknie zjechała w dół... ufff na szczęście nie zapomniała od zeszłego roku:) :D Tymek natomiast owszem, przypiął narty, ale bardzo szybko zaczął wyć i drzeć się wniebogłosy i zakończył jazdę cały nieszczęśliwy... Ustaliliśmy, że następnego dnia jeżdżą z instruktorem - warunek- musi być pani. Następnego dnia poszliśmy do szkółki i Pani Natalia wzięła Tymka i córkę kolegi Martę (4l) na oślą łączkę. Marta zachwycona, Tymek po pierwszym zjeździe ryk...:cool: Ale Pani Natalia tak łatwo się nie poddaje - nie wiem, jakich argumentów użyła, ale Tymek spędził godzinę na nartach. Dłużej nie chciał... Następnego dnia Pani Natalka nie miała już wolnych terminów, więc Tymek jeździł z mamą, a Tosia z Panią Ulą. Tymek nie był zachwycony, Tosia też... Pech chciał, że następnego dnia Natalia się rozchorowała. Tymek ostatecznie zgodził się na Panią Monikę, Tosia na Pana Tomka... Pani Monika jednak okazała się niewystarczająco dobra dla mojego synka, po pół godzinie musiałam zakończyć tak długo oczekiwaną samotną jazdę na czerwonej trasie i wrócić pocieszać mojego zalanego łzami synka... Tosia za to zachwyciła się Panem Tomkiem, chociaż na początku udawała, że go nie widzi, nie powiedziała mu nawet dzień dobry... Tymek stwierdził, że on już w ogóle nie będzie jeździł, bo nie umie. Jakoś go przekonałam, żeby ze mną może spróbował - troszkę spróbował, ale raczej jęczał i marudził. W poniedziałek wyzdrowiała Natalka :) Tymek ochoczo poszedł z nią na oślą łączkę, po godzinie oznajmiając, że on już umie jeździć sam! I rzeczywiście, umiał :D :D We wtorek natomiast jak okazało się, że pani Natalka ma zajęte wszystkie terminy, zalał się łzami, powiedział, że on chce TYLKO z Natalką i z nikim innym. Pani Natalka przytomnie powiedziała mu, że ona też będzie na oślej łączce, więc tam się spotkają... mój syn wprawdzie nie był zachwycony tym rozwiązaniem, ale w końcu łaskawie się na nie zgodził :rolleyes: efekt: Tośka pięknie jeździ pługiem po niebieskiej trasie, czasem zaczyna jeździć równolegle, Tymek dzięki Pani Natalce opanował hamowanie i zjeżdżanie na kreskę... czasem mu się uda skręcić... Jeszcze jedno... jak zapytałam Tymka, czemu chce jeździć z Panią Natalką, a ze mną nie, odpowiedział z rozbrajającą dziecinną szczerością : "bo ona jest dla mnie miła!" :eek:

Użytkownik borowina edytował ten post 31 styczeń 2009 - 16:41

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

We wtorek wróciliśmy z 10 dniowego pobytu w Pieninach. Pod choinkę dzieciaki dostały sprzęt, od Świąt chodziły po domu prawie wyłącznie w butach narciarskich... szkoda mi było trochę dywanu, ale myślę, co tam, pal lich dywan, za to teraz Tymek (4l.) na pewno chętnie przypnie deski i pięknym pługiem będzie radośnie zjeżdżał z górki :D Przez całą drogę dzieci stanowczo upierały się, że z instruktorem to one jeździć nie będą, wykluczone. Tylko z mamą... Perspektywa jeżdżenia przez tydzień na oślej łączce nie zachwycała mnie zbytnio, ale co tam, ważne, żeby dzieci jeździły. Pierwszego dnia, na polu za domem Tosia (6,5) wzięła narty, wspięła się z nimi na górę i pięknie zjechała w dół... ufff na szczęście nie zapomniała od zeszłego roku:) :D Tymek natomiast owszem, przypiął narty, ale bardzo szybko zaczął wyć i drzeć się wniebogłosy i zakończył jazdę cały nieszczęśliwy... Ustaliliśmy, że następnego dnia jeżdżą z instruktorem - warunek- musi być pani. Następnego dnia poszliśmy do szkółki i Pani Natalia wzięła Tymka i córkę kolegi Martę (4l) na oślą łączkę. Marta zachwycona, Tymek po pierwszym zjeździe ryk...:cool: Ale Pani Natalia tak łatwo się nie poddaje - nie wiem, jakich argumentów użyła, ale Tymek spędził godzinę na nartach. Dłużej nie chciał... Następnego dnia Pani Natalka nie miała już wolnych terminów, więc Tymek jeździł z mamą, a Tosia z Panią Ulą. Tymek nie był zachwycony, Tosia też... Pech chciał, że następnego dnia Natalia się rozchorowała. Tymek ostatecznie zgodził się na Panią Monikę, Tosia na Pana Tomka... Pani Monika jednak okazała się niewystarczająco dobra dla mojego synka, po pół godzinie musiałam zakończyć tak długo oczekiwaną samotną jazdę na czerwonej trasie i wrócić pocieszać mojego zalanego łzami synka... Tosia za to zachwyciła się Panem Tomkiem, chociaż na początku udawała, że go nie widzi, nie powiedziała mu nawet dzień dobry... Tymek stwierdził, że on już w ogóle nie będzie jeździł, bo nie umie. Jakoś go przekonałam, żeby ze mną może spróbował - troszkę spróbował, ale raczej jęczał i marudził. W poniedziałek wyzdrowiała Natalka :) Tymek ochoczo poszedł z nią na oślą łączkę, po godzinie oznajmiając, że on już umie jeździć sam! I rzeczywiście, umiał :D :D We wtorek natomiast jak okazało się, że pani Natalka ma zajęte wszystkie terminy, zalał się łzami, powiedział, że on chce TYLKO z Natalką i z nikim innym. Pani Natalka przytomnie powiedziała mu, że ona też będzie na oślej łączce, więc tam się spotkają... mój syn wprawdzie nie był zachwycony tym rozwiązaniem, ale w końcu łaskawie się na nie zgodził :rolleyes: efekt: Tośka pięknie jeździ pługiem po niebieskiej trasie, czasem zaczyna jeździć równolegle, Tymek dzięki Pani Natalce opanował hamowanie i zjeżdżanie na kreskę... czasem mu się uda skręcić... Jeszcze jedno... jak zapytałam Tymka, czemu chce jeździć z Panią Natalką, a ze mną nie, odpowiedział z rozbrajającą dziecinną szczerością : "bo ona jest dla mnie miła!" :eek:

Małe dzieci zawsze mówią prawdę.:D I są rozbrajająco szczere.:) Nie każdy dorosły im się spodoba, zwłaszcza instruktor.:)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
Ponizej kompilacja filmów z nauki mojego 4,5 letniego Stasia. Koniecznie z dźwiękiem ! YouTube - skiing: 4,5 yo Sta? learning to ski 3 lata temu, po niepowodzeniach z samodzielną nauką córki założyłem ten wątek i rozpoczłem poszukiwania materiałów, które mogłby pomóc mnie i innym w nauce jazdy na nartach własnych dzieci. Przewertowałem GB materiałów, przetrząsnąłem internet i chyba nie zmarnowałem czasu - efekty na filmie :). Dojście do widocznych efektów zajęło mi 3 dni na nartach ze Staśkiem. Jak znajdę czas to opiszę w jaki sposób udało mi się to osiągnąć i jakie materiały okazały się najwartościowsze merytorycznie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...
Witam

Witam Mój brat nauczył się jeździć gdy miał prawie 4 lata (teraz ma 8). Na początku gdzieś w Szczyrku, w Arłamowie, na Rohaczach... Po kilku dniach na oślej łączce (umiał całkowicie panować nad nartami) nikt już nie chciał z nim tam jeździć - uczyliśmy go bez instruktora - i zabieraliśmy go na większe góry, tak żebyśmy my tez mogli sobie pojeździć. W ogóle się nie bał, chciał się jak najszybciej nauczyć super jeździć. Pewnie zaraz wszyscy będą mówić, że to błąd, ale nauczył się jeździć w trudnych warunkach - często były muldy, stromo...

I przyjęcliście bardzo dobra droge nauki. Osla łączka słuzy tylko ku temu aby zapenic bezpieczeństwo uczonym i praktycznie po sprawdzeniu czy dziecko dobrze na nartach stoi juz mozna jechać wyżej, jeżeli oczywiście uczącym jest osoba świadoma i dobrze jezdząca.

W tym roku byłam na obozie przygotowującym do kursu na PI i myślałam, że 'poćwiczę' naukę na bracie. Ale na tygodniowym wyjeździe w Alpy nie było ani jednego dnia 'sztruksu' - codziennie ok 30cm świeżego śniegu a popołudniu wielkie muldy. Nie było szans aby uczyć 'instruktorskiej' jazdy carvingowej. W efekcie nie umie jeździć pięknie carvingowo. Ale zjedzie w każdych warunkach, po każdym stoku. Myślę że to może nawet lepiej......

Uczenie brata będzie fajna zabawa jak będzie chciał:) jak nie to sobie odpuść. A taka jazda w trudnych czy zmiennych wrunkach napewno da Ci wiećej niż bujanie na sztruksie. Na obozach egzaminach itd. ocd razu widać tych, którzy poza ładnym równoległym nic nie umeja i tych, którzy prezentuja swobode i ławtość jazdy i choc nie jeżdżą może tak pieknie i czysto jak Ci pierwsi to jak przyjdzie zdawac im egzamin lub jechac slalom w padającym sniegu przy widoczności 10 m pogubią sie w moment a Ty tylko troszeczke starcisz ze swojego stylu. Pozdrawiam serdecznie
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 tygodni później...
Witam, wpadł mi dziś w oczy pewien sprzęt, który był przyczyną burzliwej dyskusji w naszej szkółce narciarskiej między instruktorami, mianowicie chodzi o taki gadżet: http://www.allegro.p...cznik_nart.html Słyszałem, że na białce instruktorzy używają takich albo podobnych gadżetów mających na celu ułożenia z nart pługu bez żadnego wysiłku dziecka. Finał naszej dyskusji przedstawię później a teraz zapraszam do zabrania głosu w tym temacie, ciekaw jestem czy będziecie takiego samego zdania do jakiego doszliśmy u nas w pracy. Pozdr
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam, wpadł mi dziś w oczy pewien sprzęt, który był przyczyną burzliwej dyskusji w naszej szkółce narciarskiej między instruktorami, mianowicie chodzi o taki gadżet: http://www.allegro.p...cznik_nart.html Słyszałem, że na białce instruktorzy używają takich albo podobnych gadżetów mających na celu ułożenia z nart pługu bez żadnego wysiłku dziecka. Finał naszej dyskusji przedstawię później a teraz zapraszam do zabrania głosu w tym temacie, ciekaw jestem czy będziecie takiego samego zdania do jakiego doszliśmy u nas w pracy. Pozdr

Nie mam pojęcia do jakich wniosków doszliście w swojej szkole.:) Ja takiej zabawki używam od dwóch lat i uważam, że dla instruktora jest to bardzo dobry wynalazek.:) Oczywiście nie używam tej zabawki podczas nauki wszystkich dzieci i za każdym razem, ale w tych tzw. trudnych przypadkach. :) Z pewnością wiesz jakie mam na myśli. :) Oczywiście jednym dzieciakom ta zabawka pomaga w nauce, a innym wcale, ale przynajmniej instruktor po kilku godzinach jazdy z maluszkami nie czuje się jak z krzyża zdjęty. :) Rodzice od lat nie rozumieją, że zanim oddadzą swoją pociechę instruktorowi mogliby bardzo jej pomóc, a przy okazji instruktorowi również. :) Najczęściej oddają "zielone" dziecię na lekcje i oczekują cudu.:) Generalnie pokazana przez Ciebie zabawka to przydatne w pracy instruktorskiej narzędzie w przeciwieństwie do np. szelek ze smyczą. :) Nie tylko instruktorzy z Kotelnicy Białczańskiej i Bani używają takich zabawek, inni również, tylko cena za sztukę wcale nie jest mała. Tak czy siak warto zainwestować w nią, jeśli myśli się o całym sezonie spędzonym na stoku z klientami. Niektóre koleżanki i koledzy mają cały sezon z maluszkami. :) Pozdrawiam, Wojtek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć Masz rację. Czasami tematy dyskusyjne brną w slepą uliczke a jeżeli trafi na nie osoba zaczynająca a przygodę z nartami to może tylko wyciagnąc wnisek że i tak nikt nie wie o co chodzi. Nie ma co więc zaczynać tenmatów dyskusyjnych przy okazji. Poza tym niektóre rzeczy - smig juz były wałkowane tyle razy. No dobra ale to temat o uczeniu dzieci. PS A te 5 metrów to w ilu kawałkach? Pozdrowienia

Zeby bylo w temacie, to dla dzieci sa kawalki mniejsze a reprezentacja to wezel wezlow. (od wiazania). Co do tematow niedyskusyjnych to sa one wlasnie dyskutowano - walkowane zamacone i pozostawione same sobie. I co pomysla sobie o nas kobiety? ... ze dobrze to tylko zaczynamy.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czasami kolego używam skrótów myślowych. Przykro mi, że Ty jako instruktor tego nie ogarniasz. A może ogarniasz, a tylko udajesz, że nie by temat podtrzymać?:) ( Zakładam to drugie :).)

Karat10 nie muszę tego ogarniać bo Cie nie znam więc również nie znam Twoich skrótów myślowych i tak jak pisał Mitek

warto wśród braci instruktorskiej dbac o precyzje sformułowań bo jeszcze później napiszą że przeciez przeczytali jak instruktor pisał, żeby nie pługiem a równolegle;):)

przyznaje mu 100% racji i każdy powinien wypowiadać się tak żeby wszyscy zrozumieli o co chodzi, szczególnie w takim temacie.

Pług jest oczywiście ważny, ale nie w takim stopniu jak wielu instruktorów szlifuje go z kursantami.

Wydaje mi się że to szlifowanie pługu czy łuków płużnych wynika z podświadomości instruktora, które zaś ma swój zalążek przez męczenie tymi ewolucjami na kursach CKI przez wykładowców. Aczkolwiek nie zauważyłem żeby u nas instruktorzy katowali łuki płużne bo każdy ma ich dość i chce jak najszybciej przejść do kolejnych ewolucji. Może się tak wydawać że wszędzie katują ewolucje kątowe ale wynika to gównie z osób które przychodzą na lekcje, a jak wiadomo początkujących jest najwięcej. Zrobił się lekki off top ale czasami tak niestety musi być żeby wyjaśnić niejasności wynikające ze „skrótów myślowych”.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się że to szlifowanie pługu czy łuków płużnych wynika z podświadomości instruktora, które zaś ma swój zalążek przez męczenie tymi ewolucjami na kursach CKI przez wykładowców. Aczkolwiek nie zauważyłem żeby u nas instruktorzy katowali łuki płużne bo każdy ma ich dość i chce jak najszybciej przejść do kolejnych ewolucji. Może się tak wydawać że wszędzie katują ewolucje kątowe ale wynika to gównie z osób które przychodzą na lekcje, a jak wiadomo początkujących jest najwięcej. Zrobił się lekki off top ale czasami tak niestety musi być żeby wyjaśnić niejasności wynikające ze „skrótów myślowych”.

To nie jest taki off top poniewaz dotyczy precyzji sformulowan narciarskich. Wzorowo zastosowales tutaj "gluchy telefon". Piszesz o szlifowaniu w domysle bez konca, lukow pluznych i meczeniu tymi ewolucjami na kursach CKI. Jednoczesnie dodajac, ze tego u was na kursie nie zauwazyles i mysle ze w innych szkolach tez nie. Wiec piszesz o tym czego nie ma a wiesz z chyba opowiadan tylko. Moze to jakis super tajemniczy skrot myslowy. Jak pamietam to kurs skonczyles nie dawno.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pisząc u nas miałem na myśli szkołe w której poracuje a nie kurs CKI na którym byłem. Jeżeli nie wyrazie napisałem to przepraszam, a Ty fredowski uważasz chyba wszystkich za internetowych narciarzy i wszystko co piszą to musi być zmyślona bajka a tylko Ty jesteś super realnym narciarzem. Gratuluje więc i kończe ten off top.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 miesiące temu...

Witam na nieco zapomnianym wątku. W najbliższe ferie zimowe chcę się wybrac z 7 letnią córką na narty. Ja jeżdżę, ona nie, a chciałbym, żeby zaczęła. Ja mam za słabe umiejętności, aby podjąc się zadania nauczenia dziecka jazdy na nartach. Wymyśliłem sobie, że znajdę szkółkę narciarską dla dzieci i tam w grupie nauczy się. Niestety po wertowaniu wielu ofert znalazłem w większości propozycje indywidualnych lekcji. Mi natomiast zależy na grupowym kilkudniowym kursie dla dzieciaków. Czy ktoś ma już jakieś podobne doświadczenia? Pozdrawiam

napisz jeszcze gdzie jedziecie... będzie większe prawdopodobieństwo, że zgłoszą się właściwi ludzie :D... acha... a jeśli córka jeszcze nie zaczęła jeździć, to polecam szkolenie indywidualne na początku... do opanowania skrętu i hamowania... później w grupie...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

napisz jeszcze gdzie jedziecie... będzie większe prawdopodobieństwo, że zgłoszą się właściwi ludzie :D... acha... a jeśli córka jeszcze nie zaczęła jeździć, to polecam szkolenie indywidualne na początku... do opanowania skrętu i hamowania... później w grupie...

Bęzie się czuła pewniej gdy już cos będzie wiedziała i umiala a w szkólkach rzadko zdarzają się grupy z samymi poczatkujacymi. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...