Skocz do zawartości

Nauka jazdy dzieci


zetes

Rekomendowane odpowiedzi

Hej, też chciałbym się podzielić moją radością i doświadczeniami z pierwszego wyjazdu na narty z synem (5,5 roku). Byliśmy w Szklarskiej Porębie / Harrachovie w trzy rodziny z starszymi dziećmi w podobnym wieku (5-6 lat). Tatusiowe dostali zadanie nauczenia swoich pierworodnych jazdy na nartach :cool:. Na początek wybraliśmy Puchatka a w zasadzie jego ostatnia część tuż przy Baby Lifcie. Wcześniej dzieci trochę uczyły się jeździć na igielicie, ale okazało się, że śnieg to zupełnie coś innego. Dzieci znajomych dość szybka załapały o co chodzi, ale ja pierwsze próby syna oceniałem bardzo sceptycznie - byłem już załamany, że cały wyjazd spędzę na oślich łączkach wnosząc dziecko na górę :( Nawet baby lift okazał się za trudny: trzeba było mocno trzymać linkę a śniegu przy wyciągu było dość mało. Ale kolejne godziny nauki przyniosły znaczną poprawę. Szczególnie wjazd pierwszym odcinkiem krzesła i zjazd z instruktorem całym Puchatkiem był bardzo dobrym doświadczeniem. W sumie nauka z instruktorem tego dnia trwała 3 godziny i syn nauczył się pewnie jechać pługiem, zatrzymywać, skręcać w zaplanowanym miejscu. Jeszcze tego samego dnia syn nawet chciał zjechać Puchatkiem już tylko z tatą (który miał trochę obaw jak poradzić sobie z wsiadaniem i wysiadaniem z krzesła - co okazało się dość łatwe: na krzesełko syna podniósł pan z obsługi a przy wysiadaniu wystarczyło trzymać dziecko za rękę i kierować, w którą stronę mamy jechać). To był cały pierwszy dzień: jakieś 4 godziny nauki i jazdy. Kolejnego dnia trzy razy zaliczyliśmy Puchatka i tyle, bo ze stoku wygonił nas deszcz:(. W kolejnych dniach musieliśmy (musieliśmy gdyż w Szklarskiej zawitała wiosna a stan Puchatka nie zachęcał do nart) jeździć do Harrachova (o którym wcześniej słyszeliśmy że nie jest zbyt dobry dla małych i początkujących dzieci, ale który był najbliżej Szklarskiej). Pierwszy zjazd po niebieskiej (2,2km) i totalna porażka: syn w połowie stromej części (która spokojnie zasługuje na czerwony kolor) załamał się i nie chciał jechać dalej. Odpięliśmy narty i sobie spokojnie pogadaliśmy jakieś 10 minut, aż się uspokoił. Obiecałem, że jest to pierwszy i ostatni zjazd i nie będzie musiał już tam jeździć. W końcu się uspokoił i dość pewnie zjechał do dolnej stacji kanapy. Na dole czekali znajomi z swoimi dziećmi. Syn chwile pogadał z koleżankami i szybko zapomniał o strachu. Po chwili sam już chciał jechać jeszcze raz. W sumie tego dnia przedpołudnia pokonaliśmy trasę 3 razy. Kolejne dwa dni to następne jazdy na niebieskiej w Harrachovie (8 i 10 zjazdów) i syn co raz pewniej się czuł na nartach a nawet zaczął trochę "szaleć": najeżdżał specjalnie na muldy i hopki, udawał "Małysza" przyjmując pozycję zjazdową. Podobnie jak pozostałe dzieci załapał o co chodzi i cieszył się jazdą :) Ostatniego dnia udało się nam namówić dzieci na zjazd czerwona przy skoczni K-185:eek: Jej stroma część nie była trudniejsza niż stromy odcinek niebieskiej. Problemem były tylko muldy i inni narciarze (szczególnie ci o mniejszych niż nasze dzieci umiejętnościach). Dzieci dały sobie radę bardzo dobrze: pewnie zjeżdżały i skręcały pługiem, spokojnie zatrzymując się gdy potrzebowały odpocząć, na stromszych odcinkach prowadziły narty równolegle (ciężko było jechać ciągle pługiem). Nie było żadnego poważniejszego upadku (nie liczę siadania na śniegu po całkowitym zatrzymaniu się). Nie potrzebowały żadnej asekuracji (oprócz tego, że jeden z rodziców jechał jako przewodnik a co najmniej jeden zawsze jako ostatni aby robić za tarczę ochronną :D). Moim zdaniem poradziły sobie z tą trasą znacznie lepiej niż duża część dorosłych narciarzy, którzy walczyli o przeżycie Cieszę się bardzo, że nasze dzieci dobrze opanowały początki i bardzo dobrze radzą sobie na niebieskiej trasie a i na czerwonej umiały zjechać. A co najważniejsze, że załapały bakcyla (już się umawialiśmy na przyszłoroczny wyjazd do Austrii lub Włoch:D). Moim zdaniem bardzo przydało się, że byliśmy w grupie i że nasze dzieci się nawzajem motywowały do jazdy. Dobrze, że nauką zajął się instruktor - wydaje mi się, że dzieci (przynajmniej mój syn) łatwiej nauczą się jazdy od kogoś obcego niż własnego rodzica, bo bardziej się starają i bardziej słuchają poleceń. Poza tym dobry instruktor zna różne fajne ćwiczenia (np. samolocik, ręce do przodu), które faktycznie ułatwiają naukę (trudno małemu dziecku wytłumaczyć, że ma „jechać na językach”). Jeszcze mi został jeden gagatek do nauki, ale to najwcześniej za 2 lata (ma teraz dopiero 2):D
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hej, też chciałbym się podzielić moją radością i doświadczeniami z pierwszego wyjazdu na narty z synem (5,5 roku). .... Jeszcze mi został jeden gagatek do nauki, ale to najwcześniej za 2 lata (ma teraz dopiero 2):D

Witam Brawo. Fajny opis fajny pomysł i fajna realizacja. Z tym instruktorem to bywa różnie bo jedne dzieci chcą z nim jeździc inne nie bardzo ważne jest natomiast, żeby uczący dziecko jeździł naprwdę dobrze technicznie. Dzieci uczą się praktycznie tylko wzrokowo i podświadomym naśladownictwem. to co do nich mówimy tak naprawdę ma bardzo niewielkie znaczenie. W tym jest siła instruktora, że on zawsze będzie jechał ładnie i stylowo i dziecko przejmuje automatycznie ten styl i od razu jeździ poprawnie. A co do 2 latka to próbuj juz w przyszłym roku. Jasne , że im dziecko młodsze tym trudniej ale wiesz jak jest satysfakcja jak juz oboje jeżdżą razem. Tym bardziej, że syn juz jeździ więc młodzież ma dodatkową motywacje. Pozdrawiam i jeszcze raz gratulacje:)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ze swojego własnego doświadczenia powiem, że najlepszym nauczycielem do "szlifowania" swoich zjazdów dla dzieci jest drugie dziecko o podobnym poziomie zaawansowania. Mój syn jeżdzi juz trzeci sezon i od momentu keidy umiał sie zatrzymać, skręcić jeżdził ze swoim kolegą (oczywiście pod obserwacją któregoś z rodziców - jeden rodzic z przodu jako taran ;) i drugi z tyłu jako zderzak ;)). Z każdą godziną jazdy było poprostu lepiej; dodatkowym atutem jest nakrecanie się chłopaków - "jedziesz? jadę!" oraz brak problemów z jedzeniem na stoku - zgodnie siadają i rąbią kanapki. Bardzo dużo w początkowej fazie robią stoczki typu "Pysio" w BT gdzie dziecko samo wjeżdza na wyciągu, uczy się omijać przeszkody i tego typu rzeczy.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podobnie jest także ze starszymi, jest coś takigo, że ludzie lubią podpatrywać innych, pytać o rady a także w pewien sposób się na nich wzorować. Dzieciom powinny być aplikowane zasady takie same jak dorosłym tylko w zakresie metod pojawiają się różnice.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A potem, jak już jeździ jedno z drugim pojawia się problem: Tato ( bo to ja jestem na wyjazdach budzikiem:)) ja nie chcę na narty i koniec i kropka i www! A potem, po drastycznych scenach śniadaniowo -odzieżowych, jak już dotrzemy na stok, jak z czeluści bagażnika wlezą buty, ze szczytów dachu wyskoczą narty dopiero się zaczyna. Jak tylko zapięta zostanie ostania klamra zaczyna się Tato , co się tak wolno, czy mogę już ....(iść- gdy sytuacja mamiejsce na parkingu albo jechać - gdy jesteśmy na górze). AAAA!!!! Muszę się pochwalić! Dzięki dzieciom jeżdżącym ze mną w tym roku wprowadziłem w życie obowiązkową rozgrzewkę wszystkich uczestników wyjazdu - w zeszłym roku rzecz nie do pomyślenia!!!:D
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To prawda że dzieci się strasznie dopingują nawzajem. Pewnie tylko trzeba tą rywalizację trochę kontrolować i w razie potrzeby temperować (zwłaszcza jak są starsze i już potrafią się nieźle rozpędzić), ale to zależy od dzieci U nas na wyjeździe dzieci tak były chętne na narty, że same z siebie (i to na wakacjach :eek:) wstawały przed 7.00 aby zdążyć na stok przed 9.00 (wygrzebanie z domu trochę nam zabierało czasu, wiecie rodzinne śniadanko z mniejszymi dziećmi i te sprawy;)). A pod koniec dnia z żalem schodziły ze stoku... Jedyny problem jaki mieliśmy z faktu, że byliśmy z trójka dzieci to ich spory, że żadne nie chciało jechać kanapą same tylko z innym dzieckiem (niestety kanapy były 4- a nie 6-osobowe, a tatusiowie woleli pilnować swoje pociechy w czasie jazdy). Wprowadziliśmy więc "trójpolowkę" (jazdy na zmiany) i wszystko się ułożyło Zgadzam się, że w nauce dzieci chodzi aby miały z tego przyjemność (u dorosłych chyba też o to chodzi:D) Mitek może faktycznie w przyszłym roku spróbuję z młodszym - już od wielu miesięcy lubi naśladować starszego więc może z nartami też jakoś pójdzie (widziałem na stoku wiele dzieci trzyletnich już całkiem nieźle sobie radzących)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To prawda że dzieci się strasznie dopingują nawzajem. Pewnie tylko trzeba tą rywalizację trochę kontrolować i w razie potrzeby temperować (zwłaszcza jak są starsze i już potrafią się nieźle rozpędzić), ale to zależy od dzieci U nas na wyjeździe dzieci tak były chętne na narty, że same z siebie (i to na wakacjach :eek:) wstawały przed 7.00 aby zdążyć na stok przed 9.00 (wygrzebanie z domu trochę nam zabierało czasu, wiecie rodzinne śniadanko z mniejszymi dziećmi i te sprawy;)). A pod koniec dnia z żalem schodziły ze stoku... Jedyny problem jaki mieliśmy z faktu, że byliśmy z trójka dzieci to ich spory, że żadne nie chciało jechać kanapą same tylko z innym dzieckiem (niestety kanapy były 4- a nie 6-osobowe, a tatusiowie woleli pilnować swoje pociechy w czasie jazdy). Wprowadziliśmy więc "trójpolowkę" (jazdy na zmiany) i wszystko się ułożyło Zgadzam się, że w nauce dzieci chodzi aby miały z tego przyjemność (u dorosłych chyba też o to chodzi:D) Mitek może faktycznie w przyszłym roku spróbuję z młodszym - już od wielu miesięcy lubi naśladować starszego więc może z nartami też jakoś pójdzie (widziałem na stoku wiele dzieci trzyletnich już całkiem nieźle sobie radzących)

Witam W ogóle się nie zastanawiaj tylko na przyszły sezon sprzęcik i będzie jeździł. Co do nauki juz jeżdżących dzieci to ważne jest by osoba jeżdżąca przd dzieckiem jeździła naprwde dorze techicznie i taktycznie. dziecko jadące za kimś chłonie wiedzę jak gąbka i bardzo szybko zaczyna jeździc tak samo jak prowadzący. stoswać te same techniki, tak samo wybierać trasę, przyjmuje ta samą pozycję itd.Dlatego jeżeli nie jesteście pewni swoich umiejetności zainwestujcie w instruktora który taki wężyk 3-4 małych narciarzy poprowadzi. Pamietajcie, że celem jest wychowanie samodzielnego, odpowiedzialnego narciarza a nie kogos kto bedzie jeździł za tatą całe życie. Uczcie dzieci nie tylko samej techniki jazdy ale odpowiednich zachowań na stoku, taktyki wybierania terenu, dostsowania techniki do stoku, sniegu, zachowania na wyciągu, zakładania i zdejmowania nart i butów i dbałości o nie. Gwarantuje, że taka planowa edukacja narciarska zaowocuje bardzo szybko samodzielnym i odpowiedzialnym narciarzem. Mój syn właśnie skończył wczoraj skończył 6 lat. Jeździ na nartach juz 4 sezon i jest zupełnie samodzielny. Po prostu dostaje karnet i jeździ, czasami gdy akurat prowadze jaieś zajęcia to nawet nie wiem gdzie on jest ale mamświadomośc, że na nartach moge mu zaufać absolutnie i tego wszystkim życzę. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ehhh tak czytam i czytam i powiem szczerze. Mateusz ma 2,5 roku i wykazywał duże zainteresowanie nartami jak tylko pojawiły się w domu (notabane równocześnie leciał w telewizju PŚ w skokach) mały po kiku minutach patrzenia to w telewizor to na narty w końcu stanął na nartach(oczywiśćie w skarpetkach) i podskoczył. Oczywiście ambitny tatus(ja) pomyślał to intuicja i zacząłem się zastanawiać czy to już. pierwsza wizyta na stoku bez nart. Mały nadal duże zainteresowanie patrzył na ludzi jeżdżących jak zaczarowany. Przejechałem z nim wiszącym na rękach kilkadziesią metró i ubawił się po pachy. Następnego dnia wizyta w wypożyczalni i okazało się, że o ile mały jest zainetersowany to wcale nie chciał założyć butów(nawet ich nie przymierzyliśmy w efekcie). Poprostu uznał jakoś podświadomie, że jeszcze nie. I najlepsze co zrobiłem (moim zdaniem) to fakt, że na tych nartach w końcu nie stanął. Gdyby to był mój ojciec nie ja to by mu te buty włożył, ale czy potem dzieciak chciałby jeździć? niewiem Postanowliliśmy, że co będziemy na śniegu to wejdziemy do wypożycalni i spróbujemy jak nie to następnym razem. Myślę, że kiedyś dorośnie i sam powie, że chce "piękne kapciuszki" bo tak zwykł nazywać buty narciatskie. P.S. Usprawiedliwieniem napiszę, że wcale nie chcieliśmy by nasz 2,5 latek uczył się jeździć. Myślałem, że może stanie na nartach może zrobi kilka kroków bo z nauką jeżdżenia to jeszcze trzeba poczekać bo on nie zrozumie co mu się tłumaczy.

Witam Nie wiem dlaczego piszesz o usprawiedliwianiu. Podjąłeś wysiłek spróbowałeś, nie zaakacptował zrobiłeś to co mozna najlepszego czyli odpusciłeś. Przecież to ma byc zabawa a nie tortura. Możesz byc tylko z siebie dumny. Gratulacje. U mnie było podobnie, decyzje wychodziły od dzieci ja tylko starałem się i stworzyc warunki i myslę, że to jedna z lepszych dróg do sukcesu. Kacper nauczył sie jzady samodzilnej jak miał 2 lata i 10 miesięcy. Amelka pierwszy raz jeździła jak miała 2 lata i 4 miesiące ale to była walka dlatego, że cykl w tym wieku jest strasznie krótki. Ubieranie sprzętu wjazd na góre takim malutkim wyciągiem i jeden zjazd na dół - no może 50 metrów i juz sie najeździła. I takich cykli powiedzmy trzy dziennie. Po powrocie do domu byłem denatem ale w tym sezonie czyli po roku po dwóch dniach nauki jeździła samodzielnie w Kluszkowcach - oprócz ścianek i nawet wjeżdżała sama orczykiem. Poczekaj spokojnie i indoktrynuj narciarsko Mateusza a zobaczysz jak w przyszłym roku bedzie smigał. Pozdrawiam serdecznie
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kuba ma 6 lat i wlasnie mamy 4 sezon jezdzenia na nartach. Ja sam zaczalem 1 rok przed jego urodzeniem w wieku prawie 30 lat. 1 rok nauki Kuby tydzien w Zakopanem - skonczone 3 lata, Kuba zawsze byl i jest duzy jak na swoj wiek, ale za to moze troche mniej zwinny. W pierwszym roku, po 20-30 minutach zjezdzania na osle laczce (Nosal), podjazd talerzykiem z instruktorem (na szczescie bo nie zrazil sie wywrotkami), juz mial dosc i pozniej konczylo sie tym, ze wjezdzalem rowniez ja a on 'probowal' mnie dogonic - forma zabawy. Kazdy udzial w lekcji byl nagradzany 'drobnym upominkiem' - bardzo wychowawcze, prawda? Ale przynioslo efekty. 2 rok nauki - Mala Szymoszkowa- odszedl problem podjezdzania orczykiem, szlo mu juz calkiem niezle, oczywiscie codziennie instruktor, ale tez tylko 1 tydzien. Jak nie bhylo instruktora to jezdzilem z nim ja. Niestety nie jezdze na tyle dobrze aby go uczyc, wiec ograniczalo sie to do kilku uwag i jazdy 'za nim'. Czulem sie bezpieczniej - zabezpieczalem go przed najazdem przez kogos z tylu. 3 rok nauki. Dluzyszy opis - w koncu wybralismy sie w Alpy, Bad Gastein, koniec stycznia i... wjezdzamy a tam wszedzie 'zielono'. Wjazd na gore kolejka a tam prawie sniegu nie ma, trasa niebieska - dojazdowka pokryta lodem, szerokosc pokrywy 3-3,5m, paskudny zjazd nawet dla mnie. Skonczylo sie na tym, ze Kuba zjechal ze mna 'miedzy moimi nogami' do miejsca gdzie trasa dzielila sie na czerwona i niebieska i niebieska byla zamkieta. Wsciekly poszedlem d obslugi, wezwano skuter, ktory zwiozl syna, moja zone i kolezanke do kolejki - koniec jazdy tego dnia. Kuba strasznie sie zrazil, nie chcial zlozyc nart. Na szczescie w nocy popadalo i postanowilismy wziasc instruktora. Wszystko szlo dobrze do pierwszej wywrotki - znowu 'ja juz nie chce'. Znowu zabawa i wyglupy z tata ;) -Zadzialalo. Nastepnego dnia znalezlismy inna gorke, na ktorej dalo sie edzic, traza miala w sumie 4 km i Kuba znowu zlapal chec i mial przyjemnosc z jazdy. 4 rok nauki przelm stycznia i lutego biezacego roku: 1 tydzien w Zakopanem, caly czas w Witowie. Warunki na przypasowaly, przywiezlismy zime do Zakopanego. Caly tydzien fajnie sie jezdzilo (ostatni dzien deszcz ze sniegiem wiec malo przyjemnosci). Kuba codziennie 1-2 godziny z instruktorka, reszta czasu ze mna (jednego dnia zjechal w sumie 23 razy!!!). Pod koniec dnia nie moge za nim nadarzyc. Jutro ruszamy do Austrii Zillertall - Hippach, mam nadzieje, ze pogoda dopasuje a stoki spelnia oczekiwania. W kazdym roku nauki u Kuby widac postepy. Wazne, aby na poczatki sezonu zrobic dziecku 'rozjazdowke' aby nie zrazil si zaraz na poczatku sezonu. Caly czas jest problem po wywrotce, gdy cos go zaboli, zaraz chce rezygnowac, zdejmowac narty, ale wtedy stawiam go na nie z powrotem i... dalej jezdzi. W tym roku chwile jezdzil z kijkami - po jednej wywrotce, gdy kijki zadzialaly jak dzwignia, bolala go reka - odlozylismy kijki i znowu pomyka bez nich. Przy nim ja rowniez przez 3 lata jezdzilem bez kijkow (latwiej jest sie nim zajmowac). Niestety Kuba nie jest mocno samodzielny, ale nawet gdyby byl - nie pozwolibym mu jezdzic samodzielnie - nie mialbym takiej odwagi. Ufff ale sie rozpisalem, mam nadzieje, ze moje doswiadczenia komus pomoga.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kuba ma 6 lat i wlasnie mamy 4 sezon jezdzenia na nartach. Ja sam zaczalem 1 rok przed jego urodzeniem w wieku prawie 30 lat. 1 rok nauki Kuby tydzien w Zakopanem - skonczone 3 lata, Kuba zawsze byl i jest duzy jak na swoj wiek, ale za to moze troche mniej zwinny. W pierwszym roku, po 20-30 minutach zjezdzania na osle laczce (Nosal), podjazd talerzykiem z instruktorem (na szczescie bo nie zrazil sie wywrotkami), juz mial dosc i pozniej konczylo sie tym, ze wjezdzalem rowniez ja a on 'probowal' mnie dogonic - forma zabawy. Kazdy udzial w lekcji byl nagradzany 'drobnym upominkiem' - bardzo wychowawcze, prawda? Ale przynioslo efekty. 2 rok nauki - Mala Szymoszkowa- odszedl problem podjezdzania orczykiem, szlo mu juz calkiem niezle, oczywiscie codziennie instruktor, ale tez tylko 1 tydzien. Jak nie bhylo instruktora to jezdzilem z nim ja. Niestety nie jezdze na tyle dobrze aby go uczyc, wiec ograniczalo sie to do kilku uwag i jazdy 'za nim'. Czulem sie bezpieczniej - zabezpieczalem go przed najazdem przez kogos z tylu. 3 rok nauki. Dluzyszy opis - w koncu wybralismy sie w Alpy, Bad Gastein, koniec stycznia i... wjezdzamy a tam wszedzie 'zielono'. Wjazd na gore kolejka a tam prawie sniegu nie ma, trasa niebieska - dojazdowka pokryta lodem, szerokosc pokrywy 3-3,5m, paskudny zjazd nawet dla mnie. Skonczylo sie na tym, ze Kuba zjechal ze mna 'miedzy moimi nogami' do miejsca gdzie trasa dzielila sie na czerwona i niebieska i niebieska byla zamkieta. Wsciekly poszedlem d obslugi, wezwano skuter, ktory zwiozl syna, moja zone i kolezanke do kolejki - koniec jazdy tego dnia. Kuba strasznie sie zrazil, nie chcial zlozyc nart. Na szczescie w nocy popadalo i postanowilismy wziasc instruktora. Wszystko szlo dobrze do pierwszej wywrotki - znowu 'ja juz nie chce'. Znowu zabawa i wyglupy z tata ;) -Zadzialalo. Nastepnego dnia znalezlismy inna gorke, na ktorej dalo sie edzic, traza miala w sumie 4 km i Kuba znowu zlapal chec i mial przyjemnosc z jazdy. 4 rok nauki przelm stycznia i lutego biezacego roku: 1 tydzien w Zakopanem, caly czas w Witowie. Warunki na przypasowaly, przywiezlismy zime do Zakopanego. Caly tydzien fajnie sie jezdzilo (ostatni dzien deszcz ze sniegiem wiec malo przyjemnosci). Kuba codziennie 1-2 godziny z instruktorka, reszta czasu ze mna (jednego dnia zjechal w sumie 23 razy!!!). Pod koniec dnia nie moge za nim nadarzyc. Jutro ruszamy do Austrii Zillertall - Hippach, mam nadzieje, ze pogoda dopasuje a stoki spelnia oczekiwania. W kazdym roku nauki u Kuby widac postepy. Wazne, aby na poczatki sezonu zrobic dziecku 'rozjazdowke' aby nie zrazil si zaraz na poczatku sezonu. Caly czas jest problem po wywrotce, gdy cos go zaboli, zaraz chce rezygnowac, zdejmowac narty, ale wtedy stawiam go na nie z powrotem i... dalej jezdzi. W tym roku chwile jezdzil z kijkami - po jednej wywrotce, gdy kijki zadzialaly jak dzwignia, bolala go reka - odlozylismy kijki i znowu pomyka bez nich. Przy nim ja rowniez przez 3 lata jezdzilem bez kijkow (latwiej jest sie nim zajmowac). Niestety Kuba nie jest mocno samodzielny, ale nawet gdyby byl - nie pozwolibym mu jezdzic samodzielnie - nie mialbym takiej odwagi. Ufff ale sie rozpisalem, mam nadzieje, ze moje doswiadczenia komus pomoga.

Witam Jeżeli można to wydaje mi sie, że nie za bardzo jest sens wyjeżdżąc np. do Austrii z dzieckiem które jeszcze nie jest w pełni ukształtowane narciarsko. Dzieci lubia miejsca które znają w których czują sie pewnie. To powinny byc rejony niedużę które dla nich są ogarnialne, wtedy mogą skupić się najeździe bez specjalnych obciążen. Zabieranie małego niesamodzielnego dziecka w duże góry gdzie jest dużo tras w miejsca w których nie tylko ono ale i opiekun sobie nie radzi to trochę poroniony pomysł. Nawet zakładając, że będziecie korzystać z przdszkola narciarskiego nie wiedzę tu sensu. Przecież to ma byc wyjazd rodzinny i wszyscy mają się dobrze bawić a jeżeli dochodzi juz do tego, że sie wzywa skuter na stok bez przyczyny typu wypadek to znaczy żę stres był duży i ktoś nie za bardzo pomyslał. Najpierw trzeba dzieci usamodzielnić a dopiero później jechać z nimi w większe góry. Wtedy wszyscy są szczęśliwi i korzystają z wypoczynku bez niepotrzebnych stresów. Dzieki za post bo być może inni nie popełnią Twoich błędów. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam Jeżeli można to wydaje mi sie, że nie za bardzo jest sens wyjeżdżąc np. do Austrii z dzieckiem które jeszcze nie jest w pełni ukształtowane narciarsko. Dzieci lubia miejsca które znają w których czują sie pewnie. To powinny byc rejony niedużę które dla nich są ogarnialne, wtedy mogą skupić się najeździe bez specjalnych obciążen. Zabieranie małego niesamodzielnego dziecka w duże góry gdzie jest dużo tras w miejsca w których nie tylko ono ale i opiekun sobie nie radzi to trochę poroniony pomysł. Nawet zakładając, że będziecie korzystać z przdszkola narciarskiego nie wiedzę tu sensu. Przecież to ma byc wyjazd rodzinny i wszyscy mają się dobrze bawić a jeżeli dochodzi juz do tego, że sie wzywa skuter na stok bez przyczyny typu wypadek to znaczy żę stres był duży i ktoś nie za bardzo pomyslał. Najpierw trzeba dzieci usamodzielnić a dopiero później jechać z nimi w większe góry. Wtedy wszyscy są szczęśliwi i korzystają z wypoczynku bez niepotrzebnych stresów. Dzieki za post bo być może inni nie popełnią Twoich błędów. Pozdrawiam

Chyba nie myslisz, ze w kazdym kolejnym roku dziecko bedzie jezdzilo caly czas na tej samej trasie- caly czas osla laczka? Czy to wyjazd w PL czy w Alpy i tak jezeli jest to nowa trasa, trzeba z nia dziecko zapoznac (chocby w tym roku poczatki w Witowie). Bledem z naszej strony w ubieglym roku byl brak rozjazdu w PL, w momencie gdy warunki w Dachstein byly FATALNE, gdyby warunki byly takie jak byc powinny - mysle, ze problem by nie zaistnial. Moze gdyby Kuba mial zaprawe w Polsce, to mysle, ze bez probleu zjechalby tak samo jak ja - roczna przerwa dla dziecka to bardzo duzo. Mimo wszystko uwazam, ze wyjazd w doby teren narciarski, gdzie dziecko nie spedzi poowy czasu stojac w kolejce do wyciagow, tylko pojezdzi sobie tyle na ile ma ochote - jest dobrym pomyslem. To, ze opiekunowie maja caly czas zajety jest inna rzecza. Ja wjezdzajac z rodzina na narty caly czas staram sie poswiecac synowi, dla siebie wykorzystuje chwile, gdy Kuba z zona odpoczywaja w restauracji i to rowniez mi sprawia radosc.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chyba nie myslisz, ze w kazdym kolejnym roku dziecko bedzie jezdzilo caly czas na tej samej trasie- caly czas osla laczka? Czy to wyjazd w PL czy w Alpy i tak jezeli jest to nowa trasa, trzeba z nia dziecko zapoznac (chocby w tym roku poczatki w Witowie). Bledem z naszej strony w ubieglym roku byl brak rozjazdu w PL, w momencie gdy warunki w Dachstein byly FATALNE, gdyby warunki byly takie jak byc powinny - mysle, ze problem by nie zaistnial. Moze gdyby Kuba mial zaprawe w Polsce, to mysle, ze bez probleu zjechalby tak samo jak ja - roczna przerwa dla dziecka to bardzo duzo. Mimo wszystko uwazam, ze wyjazd w doby teren narciarski, gdzie dziecko nie spedzi poowy czasu stojac w kolejce do wyciagow, tylko pojezdzi sobie tyle na ile ma ochote - jest dobrym pomyslem. To, ze opiekunowie maja caly czas zajety jest inna rzecza. Ja wjezdzajac z rodzina na narty caly czas staram sie poswiecac synowi, dla siebie wykorzystuje chwile, gdy Kuba z zona odpoczywaja w restauracji i to rowniez mi sprawia radosc.

Witam Nie nie myslę. powinien byc dozowany postep w zależności od umiejętności io samodzielności młodziana. Myslę, że moja rada aby najpierw uczynić dziecko samodzilenym narciarzem a później zabierać je w większe góry nie jest tala głupia i rozjazd w Polsce nic tu nie zmieni. Jeżdżę z zynem 4 sezony i jak pisałem wcześniej dopiero w tym sezonie jest na tyle samodzielny by bez problemu jechał w każde góry i miła z tego radochę. Alpy to wysokie góry i pogoda w nich nie jest zależna od nas, właścicieli wyciągów czy kogokolwiek. Jeżeli twoja żona i ktoś tam jeszcze musiał jechac skuterem z powodu warunków czy zamknięcia jakiejs trasy to jest to tylko i wyłącznie Wasz błąd: brak rozpoznania terenu. A co by było gdyby nagle wystapiła mgła, duzy opad sniegu lub burza śnieżna - kto wtedy byłby winny temu, że: "warunki nie są takie jak być powinny" Takie jest moje zdanie oparte na paru latkach doświadczenia. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli twoja żona i ktoś tam jeszcze musiał jechac skuterem z powodu warunków czy zamknięcia jakiejs trasy to jest to tylko i wyłącznie Wasz błąd: brak rozpoznania terenu. A co by było gdyby nagle wystapiła mgła, duzy opad sniegu lub burza śnieżna - kto wtedy byłby winny temu, że: "warunki nie są takie jak być powinny" Takie jest moje zdanie oparte na paru latkach doświadczenia. Pozdrawiam

Czesciowo masz racje i nie bede sie z Toba spieral, przy wyborze pierwszej trasy to oczywsicie byl nasz blad. Co do zalamania pogody to juz zupelnie inny temat ;) Pozdrawiam i zmykam sie pakowac, w tym roku, przynajmniej warunki sniegowe sa zdecydowanie lepsze ;)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czesciowo masz racje i nie bede sie z Toba spieral, przy wyborze pierwszej trasy to oczywsicie byl nasz blad. Co do zalamania pogody to juz zupelnie inny temat ;) Pozdrawiam i zmykam sie pakowac, w tym roku, przynajmniej warunki sniegowe sa zdecydowanie lepsze ;)

Witam Zazdroszczę chetnie zapakowałbym rzeczy i też uderzył na narty. Niestety dzisiaj wyprawiłem żonę do Tonale a ja robię za nianię. Pozdrawiam i miłej jazdy
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W ogóle się nie zastanawiaj tylko na przyszły sezon sprzęcik i będzie jeździł.

Dzieki Mitek za zachętę chyba się przekonam - zobaczymy jaka w przyszłym roku będzie zima...

Uczcie dzieci nie tylko samej techniki jazdy ale odpowiednich zachowań na stoku, taktyki wybierania terenu, dostsowania techniki do stoku, sniegu, zachowania na wyciągu, zakładania i zdejmowania nart i butów i dbałości o nie.

Jak najbardziej. Na ostatnim wyjeździe instruktor mile mnie zaskoczył, że zaczął od samych podstaw: jak ustawić narty na stoku do zakładania, która nartę zapiąć pierwsza, którą odpiąć, jak można odpoczywać (kucanie na bucie). Sam staram się też wpoić dziecku podstawowe zasady, jak: sprawdzenie przed ruszeniem czy komuś nie zajedziemy drogi, rozglądanie się na stoku jak jadą inni, nie deptanie po nartach w kolejce do wyciągu :Ditp. Nawet zacząłem mówić, że jest coś takiego jak kodeks FIS porównując go do kodeksu drogowego (syn jak chyba każdy chłopak bardzo się interesuje znakami drogowymi:D)

Mój syn właśnie skończył wczoraj skończył 6 lat. Jeździ na nartach juz 4 sezon i jest zupełnie samodzielny. Po prostu dostaje karnet i jeździ, czasami gdy akurat prowadze jaieś zajęcia to nawet nie wiem gdzie on jest ale mam świadomośc, że na nartach moge mu zaufać absolutnie i tego wszystkim życzę.

Sam ma trochę obaw co do pełnego zaufania. I to nie związanych z moim dzieckiem, ale z innymi osobami na stoku. Ktoś już napisał, że czasem rodzic musi dosłownie robić za tarczę jadąc za dzieckiem:cool:. Niestety ciągle jest wiele osób, które jeżdżąc na nartach nie zważają na innych, nawet na małe dzieci:mad:, ale ten wątek był już poruszany wielokrotnie...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

córa zaczęła jak miała 2,5 teraz ma 8,5 na filmiku ma nowe narty długie 130cm pierwszy dzień (najpierw nordica k9 a potem dynastar omeglass 130, wybrała omeglassa) przesiadka ze 110 co było widać ale jest bardzo zadowolona, początku było różnie z nauką ale w wieku 4,5 już sama chciała jeździć i uważam że warto było zaczynać tak szybko, za rok zaczynam z synem też bedzie miał 2,5 :D YouTube - na nartach, nowa osada
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

córa zaczęła jak miała 2,5 teraz ma 8,5 na filmiku ma nowe narty długie 130cm pierwszy dzień (najpierw nordica k9 a potem dynastar omeglass 130, wybrała omeglassa) przesiadka ze 110 co było widać ale jest bardzo zadowolona, początku było różnie z nauką ale w wieku 4,5 już sama chciała jeździć i uważam że warto było zaczynać tak szybko, za rok zaczynam z synem też bedzie miał 2,5 :D http://pl.youtube.co...h?v=zgDcqZeDU3s

Witam Fajnie jeździ. Myslę że przy jej nastawieniu jazda na krawędzi to moment. Musi mieć tylko dobrego czysto jeżdżąćego demonstratora. I nie ma co się bać dłuższej narty. Mój syn przesiadł sie wtym roku z 80 cm na 110 i same pozytywy. Tak jazda dłuzszym skrętem jak i smigi ida mu super. Jedzie stabilniej i pewniej i nie ma przekręcania skretów co na krótkiej narcie sie zdarzało. No a jak warunki gorsze, snieg kopny, odsypy, muldki wtedy dopiero widać zalety dłuższej narty. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sam ma trochę obaw co do pełnego zaufania. I to nie związanych z moim dzieckiem, ale z innymi osobami na stoku. Ktoś już napisał, że czasem rodzic musi dosłownie robić za tarczę jadąc za dzieckiem:cool:. Niestety ciągle jest wiele osób, które jeżdżąc na nartach nie zważają na innych, nawet na małe dzieci:mad:, ale ten wątek był już poruszany wielokrotnie...

Witam Wbrew pozorom niebezpieczeństwo trafienia mozna zminimalizować taktyką jazdy: - rzadko jeździ środkiem stoku - zawsze przeczekuje fale (ruch na stoku zawsze odbywa sie falami) i startuje wtedy gdy nie tylko jest pusto ale i gdy na górze jest malo ludzi - nigdy nie rusza gdy w poblizu rusza lub jedzie ktoś inny - gdy jest wybór zawsze wybiera teren mniej uczęszczany - raczej jeździ blisko linii spadku stoku, na stromym nie unika smigu - staje zawsze w miejscach widocznych i planuje przejazd uwzględniając konfigurację i poruszjących się narciarzy Niestety takie czasy, że nie maozna tak bezgranicznie oddać się przyjemności jeżdżenia ale gdy technika, nawet nie doskonała, zostanie poparta dobra taktyką mozna wydatnie zmiejszyc ryzyko bycia udarzonym. I ta samodzielnośc dotyczy troszke lepiej jeżdżących niz np. Julka. Pozdrawiam

Zgadzam się w 100%. Julka też miała spotkania z narciarzami, którzy myślą, że umieją jeździć i gnają dość szybko a potem nie są w stanie zmienić kierunku.pozdrowionka

Witam Jeżeli to Ty jedziesz za Julką, żeby ją asekurować to sie chwali, tylko że powinieneś jechać nie za nią a nad nią. Jadąc jej sladem jesteś praktycznie zawsze z boku i w kwestii uderzenia z góry to nic nie daje. Musisz jechac tak żeby zawsze być pomiedzy chroninym a szczytem wtedy to ma sens. No i pokaż Julce, że rączki wozimy przed soba a nie wzdłuż ciała. Ona nasladuje ciebie więc musisz się starać jechac jak najładniej potrafisz nawet jak jedziesz za nią. Pozdrawiam i jak najwięcej miłych godzin na śniegu.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

akurat tutaj pilnuje jej nasz znajomy - ja "filmuję" staram się stosować asekurację w sposób przez Ciebie opisany ale niestety są talenty które skutecznie mnie mijają i potem jadą prosto w Julkę. co do techniki jazdy Julki to staram się jej pokazywać tyle ile potrafię a od czasu do czasu daje sie namówić na współpracę z instruktorem ale nasz rekord to około 40 min - ćwiczenia wydają się jej nudne: chce po prostu zjeżdżać ile się da (zwykle robimy 8-10 zjazdów na trasach długości ok. 1,5-2 km jak np. w Wierchomli). Krótko mówiąc fun to podstawa - technika niestety jest na drugim miejscu. pozdr.

Witam I chyba nic więcej nie osiagniesz ponad to 40 min. Jeżeli to będą zajęcia z ćwiczeniami. Może ona tego po prostu nie akceptuje. Może lepiej gdyby jeździła po prostu za kimś kto dobrze jeździ. Dla dzieci taki jadący wzór to podstawa do nauki, podświadomie przejmują wszystkie ruchy i zachowania. Wierchomla nadaje sie do tego idealnie bo to stok połogi i bezpieczny. Spróbuj wynająć znanego Julce instruktora na godzinke ale niech on z ni ą tylko jeździ bez ćwiczeń i w czasie jazdy niech ją poprawia jedynie. Zobaczymy co to przyniesie. Zgadzam się z Julka;), że narciarstwo polega na jeżdżeniu a nie na ćwiczeniu, więc może warto zrobić to co sugeruje. Masz fajnie, bo masz jednak bliżej góry nam pozostaje: YouTube - Amelak i Tosia 03 2008 Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 7 miesięcy temu...
Witam

obie corki uczylem/zaznajamialem z nartami w ten sposob; jezdzily miedzy nogami, trzymalem je, podtrzymywalem, stopniowo mniej i mniej chcialbym zyczyc wszystkim, zeby ich dzieci jezdzily tak jak "ofiary zabronionych praktyk"..... oczywiscie jezdzilem bez kijow

Pomijając fakt, że jest to niebezpieczne o czym napisał Berry to jest to absolutnie nieedukacyjne i jako bardzo dobry narciarz napewno sie z tym zgodzisz. Podstawa na nartach to wyważenie. jeżeli kogoś trzymasz to nie ma on sznasy tego wyważenia złapac albo łapie jeduzo dłużej Trzymając dziecko powodujesz, że nie ma ono odpowiedniego przełożenia na sterowanie nartami. Po prostu sunie w dół.Zastanów sie jak Tobie by sie jechało gdyby ktoś Cie trzymał w pól albo za ramiona. Sterowanie wychodzi z nóg i trzeba nogom pokazać jakie ruchy mają wykonac a nie trzymac dziecka żeby nie upadło. Na nartach na stoku stawiamy małego człowieka który juz umie nad nimi stanąc i łapie równowagę. Jeżęli trzymając dziecko próbujesz go tego nauczyc w jeździe to powodujesz, że ma do opanowania więcej zmiennych a więc jest mu trudniej. Mozna jeszcze pare punktów wypisac. Ty jestes znakomitym narciarzem i jak juz dzieci stały samodzielnie to mając taki wzór musiąły się nauczyc dobrze jeździc to naturalne i raczej nie mogło byc inaczej. Nie zmienia to faktu, że trzymając je między naogami w pierwszym etapie nauke im po prostu utrudniłeś Janku. Te doświadczenia sa poparte naprawdę wieloma latami pracy z dziećmi i dyskusji raczej byc tu nie może. Pozdrawiam serdecznie Mitek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam Pomijając fakt, że jest to niebezpieczne o czym napisał Berry to jest to absolutnie nieedukacyjne i jako bardzo dobry narciarz napewno sie z tym zgodzisz. Podstawa na nartach to wyważenie. jeżeli kogoś trzymasz to nie ma on sznasy tego wyważenia złapac albo łapie jeduzo dłużej Trzymając dziecko powodujesz, że nie ma ono odpowiedniego przełożenia na sterowanie nartami. Po prostu sunie w dół.Zastanów sie jak Tobie by sie jechało gdyby ktoś Cie trzymał w pól albo za ramiona. Sterowanie wychodzi z nóg i trzeba nogom pokazać jakie ruchy mają wykonac a nie trzymac dziecka żeby nie upadło. Na nartach na stoku stawiamy małego człowieka który juz umie nad nimi stanąc i łapie równowagę. Jeżęli trzymając dziecko próbujesz go tego nauczyc w jeździe to powodujesz, że ma do opanowania więcej zmiennych a więc jest mu trudniej. Mozna jeszcze pare punktów wypisac. Ty jestes znakomitym narciarzem i jak juz dzieci stały samodzielnie to mając taki wzór musiąły się nauczyc dobrze jeździc to naturalne i raczej nie mogło byc inaczej. Nie zmienia to faktu, że trzymając je między naogami w pierwszym etapie nauke im po prostu utrudniłeś Janku. Te doświadczenia sa poparte naprawdę wieloma latami pracy z dziećmi i dyskusji raczej byc tu nie może. Pozdrawiam serdecznie Mitek

masz absolutnie racje co do tego; w tym czasie zadnej prawdziwej nauki nt temat nie bylo. wszystko co napisales to prawda, natomiast przeoczyles cos co w mojej wiad bylo najwazniejsze; to ze stopniowo zmniejszalem kontrole i podtrzymywalem coraz mniej, plynnie przechodzac do tego ze jechaly miedzy moimi nogami a ja w kazdej chwili moglej je podtrzymac...... a i tak trwalo to przez piersz i drugi wyjazd w gory. jakas katastrofa z tego nie wynikla, jak widac moje corki byly albo wyjatkowo odporne na bledy albo naturalnie utalentowane (to po mamusi....:).), bo nie byly w tyle a raczej wyprzedzaly inne dzieci w postepach. duzo w tym bylo mojego wygodnictwa bo jak najszybciej chcialem zeby jezdzily ze mna po wszystkim i to BEZPIECZNIE. wiec nie sadze ze opoznilem nabywanie umiejetnosci; natomiast bledem wiekszym jest wtlaczanie wiadomosci (zwykle zbednych typu;ugnij dolna noge w kolanie) w okresie keidy dzieci faktycznie zaczynaja na powaznie jezdzic, zamiast po prostu dobierac teren ( i tu znowu nie mialem wyboru bo na alpy nas nie bylo stac) i delikatnie sugerowac jedna, dwie uwagi na dzien i wylapywac chwile, kiedy zaczynaja to robic i natychmiast podkreslac....... natomiast pamietam ze praca jaka przy tym wykonywalem, przewyzszala znacznie normalna jazde

to bardzo dobrze że tak Ci się udało... zakładam że jeździsz bardzo dobrze, czyli inaczej niż większość nas innych... Pomijam fakt nawyków... Widziałem wystarczająco dużo przygód związanych z takim sposobem nauczania... Ktoś gorzej niż Ty jeżdżący przeczyta Twój post i weźmie go za dobrą monetę.... Po wywrotkach, które u tak jeżdżących widziałem, zawsze w ostateczności na górze lądował rodzic... płaczących dzieci z powodu tego, że było im niewygodnie z kijem u szyi również trochę spotkałem... kijek na wybojach nie zawsze był na wysokości szyi, czasem wędrował na usta... itd..... Ja wiem, że odpiszesz coś co obroni Twoją tezę, ja później moją... ale nie chce mi się... Moje zdanie jest jasno wyrażone w powyższych postach i nie zmienię go... za dużo zobaczyłem na stokach...

to co opisujesz faktycznie tez widzialem i nie dziwie sie twoim slowom. i nie jest moja teza to, ze tak nalezy nauczac. nie polecam tego, natomiast tak robilem i tego nie odwroce. mialem prawdopodobnie dobry zapas umiejetnosci i wyobrazni (np nigdy kijow ze soba nie mialem) oraz utalentowany material, ale gdybym jeszcze raz zaczynal nauke dzieci, to zapewne bylo to by inaczej. no i nie polecam tego sposobu, natomiast mam zywe dowody na to ze "inaczej tez mozna" ...... oczywiscie BEZPIECZENSTWO PRZEDE WSZYSTKIEM PS; oczywiscie nie wspominajac nawet o tym ze nikt nie wspominal o kaskach................

Użytkownik jark edytował ten post 01 listopad 2008 - 19:20 scalone posty

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no wlasnie. i doszlam do wniosku ze poczekam jeszcze troszke i jak bede w stanie to obie bedziemy sie uczyc jazdy na nartach. a jak juz najmlodsze podrosnie dolaczy do nas. :) zatem jeszcze raz wielkie dzieki w potrzebie jeszcze sie odezwe

jezeli masz okazje zacznij przed corka a pozniej kontynuuj razem z nia. dlaczego przed??? bo ona cie przescignie bardzo predko.................. wiem ze masz ciezka sytuacje dlatego pisze "jezeli masz okazje"
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam

masz absolutnie racje co do tego; w tym czasie zadnej prawdziwej nauki nt temat nie bylo. wszystko co napisales to prawda, natomiast przeoczyles cos co w mojej wiad bylo najwazniejsze; to ze stopniowo zmniejszalem kontrole i podtrzymywalem coraz mniej, plynnie przechodzac do tego ze jechaly miedzy moimi nogami a ja w kazdej chwili moglej je podtrzymac...... a i tak trwalo to przez piersz i drugi wyjazd w gory. jakas katastrofa z tego nie wynikla, jak widac moje corki byly albo wyjatkowo odporne na bledy albo naturalnie utalentowane (to po mamusi....:).), bo nie byly w tyle a raczej wyprzedzaly inne dzieci w postepach. duzo w tym bylo mojego wygodnictwa bo jak najszybciej chcialem zeby jezdzily ze mna po wszystkim i to BEZPIECZNIE. wiec nie sadze ze opoznilem nabywanie umiejetnosci; natomiast bledem wiekszym jest wtlaczanie wiadomosci (zwykle zbednych typu;ugnij dolna noge w kolanie) w okresie keidy dzieci faktycznie zaczynaja na powaznie jezdzic, zamiast po prostu dobierac teren ( i tu znowu nie mialem wyboru bo na alpy nas nie bylo stac) i delikatnie sugerowac jedna, dwie uwagi na dzien i wylapywac chwile, kiedy zaczynaja to robic i natychmiast podkreslac....... natomiast pamietam ze praca jaka przy tym wykonywalem, przewyzszala znacznie normalna jazde

Janku to że Twoje dzieci jeżdżą świetnie i szybko się nauczyły jest raczej zasługą indoktrynacji wcześniejszej oraz dobrego wzoru w Twojej postaci. Sam wiesz, że dla dzieci podstawa to dobrze jeżdżący demonstrator co w wypadku Waszej rodziny chyba znacznie powyżej przecietnej się ma. Jasne nie ma co dzieciom opowiadac bajek trzeba po prostu z nimi jeździć, tylko jeździc dobrze stylowo i taktycznie i to wytarczy. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam W kwestii doboru nart dla dzieci a troszke z miłości własnej;) dwa filmiki z moim synem: YouTube - kacperion 01 2008 YouTube - kacperion 01 2008 (2) Na obu ma jakieś 5 lat i 10 miesięcy, wzrost koło 120 cm. Narta Volkl Racetiger junior 110cm. To jest styczeń dostał te narty od Mikołaja. Wcześniej jeździł jeszcze na dzicinnych Dynastarach 80 na których zaczynal jak mial niecałe trzy lata. Mikołaj zastanawiał sie czy nie kupic 120 cm bo już były na płycie i w dobrej cenie. Jka widac po swobodzie w manewrowaniu Mikołaj popełnił błąd. Pozdrawiam

SUPER!!!!! Jestem pod wrazeniem :cool: Jak jade jakims krzeslem itp. to uwielbiam obserwowac dzieciaki na stoku - i tak dobrze jezdzacego malucha nie kojarze :-) Tym bardziej, ze trasa dosc stroma - nie jakias tam Bialka czy inna latwizna. nie znam tego stoku- gdzie filmiki byly krecone ?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...