Skocz do zawartości

kurm28

Members
  • Liczba zawartości

    352
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi dodane przez kurm28

  1. Dla mnie pięknie. Nie wiem jak inni, ale ja dziękuję. W kwestii pistoletu - dla dysponujących mniejszymi zasobami równowagi, można chyba zaproponować to ćwiczenie prze framudze drzwi. Albo stajemy w świetle drzwi i trzymamy sie po obu stronach, albo stajemy po jednej stronie i oburącz trzymamy się przed sobą - delikatnie, aby nie podciągać sie na rękach przy podnoszeniu. Akuratnie to ćwiczenie ostatnio przerabiałem i z obserwacji własnych tak mi wyszło. pzdr k

    Użytkownik kurm28 edytował ten post 14 wrzesień 2009 - 20:36

  2. Witam My tu gadu gadu, smichy-hihy, a sezon za pasem i zanim sie oglądniemy, to trzeba będzie deski przypinać i z wiatrem we włosach gnac w dół na złamanie karku. ;):D:D Pomyślałem przeto, ze mając tutaj kilka osób "oblatanych" w temacie, można by te osoby jakoś wykorzystać. Może ktoś cierpi na nadmiar wolnego czasu oraz dobrej woli i jest w stanie przygotować zestaw kilku ćwiczeń DO WYKONYWANIA W DOMU , który pozwoli "kanapowcom i zabiurkowcom", na przygotowanie się do sezonu. Zdaję sobie sprawę, ze najlepiej iśc na siłownię, znaleźć dobrego instruktora i ćwiczyć na sprzęcie, ale umówmy sie - nie każdego na to stać zarówno finansowo jak i czasowo. Nie chodzi mi tutaj o to, żeby każdy wrzucił jakieś ćwiczenie, i "cos sie dobierze", tylko raczej o w miarę kompletny zestaw okraszony takimi detalami, jak ilości powtórzeń, dni treningowe etc (nie znam sie na tym, więc ciężko mi sprecyzować). Może ktoś ma linka do takiego zestawu - tez by byo super. Najważniejsze jednak jest to, żeby można było trening przeprowadzić w domu. pzdr k.
  3. Witam. Moje zwichnięcia podobno wymagały tylko okładów i bandaży elastycznych. Lekarz zapytał :"bandaż czy gips". Skąd miałem wiedzieć, która decyzja jest słuszna? Wybrałem bandaż i skutki pozostały mi do dziś. Wielokrotnie czułem kostkę już na pograniczu zwichnięcia i muszę je oszczędzać. Życzę Ci podjęcia właściwej decyzji i szybkiego powrotu do formy ! Do wesela się zagoi.

    Pozwolę sobie tylko zauważyć, ze: 1) Jeżeli gips nie jest konieczny, to chyba jednak lepiej bandaż. Pod gipsem wszystko się osłabia i generalnie skutki dla stawu sa gorsze niż po bandażu, tak wiec wydaje się, ze nie wybrałeś tak źle. 2) Raz rozwalony staw, już nigdy nie będzie taki jak przed kontuzja i zawsze będzie osłabiony i podatny na zwichnięcia. Na stawy skokowe moi koledzy, którzy mieli problemy ze zwichnięciami (zawodnicy w klubie siatkarskim), zaczęli stosować takie specjalne stabilizatory plastikowe, ale tylko na treningi i na mecze. pzdr k
  4. Eeee, to by trzeba przed wyjazdem badania jakies robić żeby wiedzieć ile czego i jak kto spala. Za skomplikowane... Na razie wiec z polecanych produktów zapamietam sobie te kluski, czekoladę i kisiel, łatwe i dostepne, może ktoś dorzuci jeszcze coś "do smaku"?

    BANANY!!!! (do jedzenia i na twarzy, przez caly dzień). Co do tej czekolady, to ja nie twierdze, ze ona nie jest kaloryczna (spory bebzon wychodowałem na czekoladzie, więc wiem co mówię. ;):D:D ). Chodzi mi o to raczej (oczywiście mogę sie mylić), że zatankowanie tabliczki czekolady, nie powoduje natychmiastowego skoku energii (chociaż wiara czyni cuda i efekt placebo może działać). Czekoladka musi się przedostać gdzie trzeba, enzymy czy cos tam muszą zadziałać, żeby omawianą czekoladkę rozebrać :D:D:D:D (pez niegrzecznych skojazeń :cool:) i dopiero zaczyna ona powoli dawac efekty. Jak ktoś wie i potrafi napisać, ze to nie prawda, to chętnie sie dowiem jak jest. pzdr k.
  5. Kurm, czekolada od razu podnosi poziom cukru we krwi, na krótko, ale od razu. Tak przynajmniej słyszałam od diabetologa. Natomiast żołądek trawi batona długo. )

    aha - a jak to się ma do wzrostu energii, którą możemy wydatkować podczas jazdy?
  6. Dodam swoje trzy grosze. Jednym z najlepszych napojów przy długo trwającym wysiłku (np bieg długodystansowy pow 1h), jest... tadadadada... odpowiednio przygotowany kisiel. :D W skrócie wygląda to tak, że przygotowujemy rozcieńczony kisiel (tak, żeby się dało to pić np z bidonu) z sokiem z cytryny, miodem, solą... i chyba to wszystko. Badania przeprowadzone na rożnych AWFach, oraz doświadczenia biegaczy pokazują, że taki specyfik jest dużo lepszy od wszelkiego rodzaju power cudów po 10.50 PLN za 0.4L. :D:D:D:D:D Dodatkowym plusem dodatnim jest to, że można sobie codziennie inny smak zrobić. ;):cool: Kisielek (a głównie chodzi tam bodajże o skrobię), uplasował sie na II miejscu w badanej stawce. (Wiem - jestem mało precyzyjny, ale zainteresowani na 100% znajdą dokładne dane np na stronach dla biegaczy, bo przepisów na przygotowanie jest kilka.) Aha - należało by chyba wspomnieć, że po pierwsze primo, wszelkiego rodzaju czekolady i batony, działają jakieś 2h po zjedzeniu. Po drugie primo - jak się odpowiednio nie nawodnimy, to i 4kg Michałków nam nie pomogą, bo transportu nie będzie. ;):D:D pzdr k
  7. no właśnie ten ból najczęściej zdarza się osobom z płaskostopiem.. też to kiedyś miałem, ale masa cwiczen oraz wkładki ortopedyczne do butów pomogły. odtąd ból prawie całkiem ustąpił..

    no wlasnie - wkladki. zastanawialiście sie, co sie dzieje ze stopa, kiedy wkladamy ja do buta i zapinamy klamry? normalnie mamy te trzy wspomniane wyżej punkty podparcia i wysklepioną stopę (zakładam, ze nie ma płaskostopia). zapinając klamry w plastikowej skorupie, dociskamy podbicie i powodujemy, że stopa - jeżeli nie ma odpowiednio wyprofilowanej podkładki, podpierającej jej właśnie na wysklepieniu, rozpłaszcza się i przyjmuje układ zupełnie nie fizjologiczny. nie wiem jak w innych butach, ale w mich salomonkach wkładki były płaskie - ergo, nie dawały żadnego podparcia dla śródstopia. bolało. od kiedy kupiłem spec wkładki do butów narciarskich, poprawa jest znaczna. mogło by być lepiej, gdybym miał wolne 250 pln, na wkładki formowane do mojej stopy, ale na tych, które kupiłem - uniwersalne, też widzę dużą poprawę. tak wiec mili Państwo - pomyślcie o odpowiednich wkladkach do butów i dajcie stopom oparcie. ;):D pzdr k
  8. Na dodatek opowieści o tym, że na współczesnych nartach wystarczy je przechylić w odpowiednią stronę aby zainicjować skręt jest mydleniem oczu.

    zgadzam się ze wszystkim co napisałeś... oprócz powyższego. oczywiście jeździć sie tak nie da, gdyż narty tną wtedy skręt po swoim nominalnym promieniu, aczkolwiek samo wychylenie, w bok, spowoduje zainicjowanie skrętu. pzdr k
  9. Witam, Z uwagi na to, że był to PIERWSZY dzień to podejrzewałbym raczej brak aklimatyzacji na dużej wysokości. Nie należy pchać się w 1 dzień, w dodatku po długiej jeździe z Polski, od razu na szczyty. Pozdr. Rolnik

    podobnie sobie pomyślałem. stawiał bym na problemy z dotlenieniem organizmu związane z połączeniem wysokości (mniej tlenu) oraz wysiłku (zwiększającego zapotrzebowanie na tlen). może sie kolega zwyczajnie poddusił i to jest przyczyna zawrotów. ;-). pzdr k
  10. A jechał na podwójnym gazie? ;)

    gdzie tam - trzeźwy jak dziecko był :D

    nie brakuje, bo nie urwało...;) :rolleyes: powtórzyłby wyczyn ?

    no nie urwały - jest dowód w postaci II dzieciaków ;) nie powtórzył by... raczej ;)

    jabłuszka, cytrynki, muszelki... Wszak istotne że na d...e :D

    jak wiesz, d...a d...ie nie równa. :cool: :D:D
  11. Kurcze, ostra babka. Za głupotę trzeba płacić. Co ci ludzie mają w głowach ??? :confused: ona chyba nie na sankach a na "jabłuszku"?

    1) Kolega ruszył do zjazdu w pełni świadomie.... aczkolwiek nie jestem pewien, czy wiedzial co go czeka. :D:D Plusem tego jest to, że teraz już wie. ;) 2) Kolega jest bardzo poukładanym, łebskim facetem i w głowie ma sporo. (To tak w odpowiedzi na pytanie HesSki ;):D ) Inna sprawa, ze fantazji i jajec mu nie brakuje. :D:D:D:D:D:D:D yukisan to już chyba raczej na "muszelce" ;) pzdr k.

    Użytkownik kurm28 edytował ten post 11 luty 2009 - 11:04

  12. ...ciach... ciekawe kiedy znajdą się śmiałkowie chcący zjechać z ostatniej belki "Wielkiej krokwi" na sankach. przepraszam za carkazm ale powaliło mni to na łopatki.

    :D znam goscia, który na jabłuszku zjechał z buli pod wielka krokwią. skończyło się na wybitym kciuku, rekawach kurtki podciagnietymi na maksa do góry i wspomnieniami. wprawdzie to nie to samo, ale jakis poczatek jest. :D:D:D
  13. himale - wybacz, ze tak zapytam - paliłeś coś??? :eek::eek::eek::eek: 1) Typ sportowca, który sam do wszystkiego dochodzi.... Prawdziwi sportowcy maja trenerów. ;) 2) Sam kozystałes z nauk instruktorów, przyznajesz, ze to Ci pomogło, a jednocześnie piszesz dwa posty powyżej, że instruktor jest zbędny. To po cholerę korzystałeś z ich usług? :rolleyes: 3)

    Natomiast jeździłem już wtedy jako średni amator i miałem już kilka pouczających upadków za sobą, wraz ze zrytą całą buzią, nauczyłem się wtedy pokory

    - to argument zdecydowanie przemawiający za tym, że lepiej sie uczyć samemu. :D:D:D:D:D 4) Watek "społeczno-polityczny" jest tak wzięty z kosmosu, ze nawet nie warto z tym polemizować, bo większej bzdury już dawno nie czytałem. pzdr k.
  14. Szanowni HesSki i Mister K Myślę, że troszkę przesadzacie (być może celowo). Od jakiegoś czasu śledze forum i nie odniosłem wrazen podobych do tych, które w pełni wyłożył Mister K w swoim elaboracie. Odniosłem natomiast takie wrazenie, że promowane jest dążenie do doskonałosci, biegłości technicznej, myslenia i nie zamykania się w skorupce sztruksiku i niebieskich tras. Oczywiście kazdy z nas ma jakieś preferencje, odnosnie tego co na nartach robi i to jest piekne (jak by to wyglądało, gdyby na stokach wszyscy w raz np smigiem jechali? :D:D Najlepiej jeszcze w takt płynącego z głosników RAZ DWA RAZ DWA!!! :cool:) Aczkolwiek jest chyba tak, jak ktoś tutaj na forum kiedys napisał: "Najpierw naucz się jezdzić dobrze, a później jezdzij jak ci się podoba." W narciarstwie to jest chyba dodatkowo ważne, gdyż warunki moga nas zaskakiwać i wtedy biegłośc techniczna się przydaje. Tak więc moim zdaniem, nie ma nic zlego w nawolywaniu do nauki, ale nie ma też nic zlego w jezdzie po niebieskiej trasie, w relaxach z przypiętymi wiązaniem sprężynowym, plastikowymi polsportami.... pod warunkiem, ze ten kto to robi wie jak to robic bezpiecznie i ma z tego frajdę. ;):D pzdr k.
  15. Dzisiaj w Zieleńcu Było świetnie. Jakimś cudem pojawiło sie więcej śniegu niż jeszcze 2 tyg temu (a nic nie pisali, ze padało). Ziemi nie ma, kamieni nie ma, lodu prawie też nie ma. Pogoda piękna, ludzi jak na ten teren i termin co kot napłakał. SZOK... ale było fajnie. Jak temperatura się utrzyma i nie splynie, a cos armatkami dosypią, to za tydzien, dwa wciąz może być super. pzdr k.
  16. Ok - założyłem, że zjazdy odbywają się niejako "na dziko", poza trasami, tam, gdzie jeździć nie wolno. (Wnoszę, ze takie trasy są, bo czegoś ci antyterrorysci pilnują. ;) ) Jak dla mnie nowe światło rzuca tez fakt, podciągnięcia tego pod alpinizm. Widać potraktowałem problem zbyt wąsko. Wyraziłem swoją opnie, jak sie okazuje opierając sie na fałszywych założeniach. Przyjmując jednak to co pisze Kuba i przyjmując taki punkt widzenia, (nie bez znaczenia jest tez, kto to pisze) wycofuje sie z moich zastrzeżeń i obiekcji. pzdr k.
  17. A można odpisywać nie będąc? :-)

    jak się wie o czym sie pisze (a Kolega widać wie ;) ), to można

    To chyba trochę inaczej - słaby narciarz pchający się na zbyt trudny stok robi sobie krzywdę (bedzie miał trudności z których pokonania nie wiele wynika w sensie nauki techniki), może zrobić innym. Generalnie nie ma plusów.

    OK, ale jakie sa plusy "zrobienia" trudnego stoku przez b.dobrego narciarza? Jakichś specjalnych zysków na technice pewnie nie będzie - raczej sama przyjemność z pokonania. Może taki narciarz nie robi sobie krzywdy (w sensie techniki jazdy), ale dobrze też nie specjalnie.

    W przypadku miejsc które opisał Dziadek Kuby to raczej TOPR ale rozumiem intencję. Jak dla mnie to nie jest dobra argumentacja. Większość ratowników odpowie Ci, że zabranianie czy robienie halo w przypadku ludzi którzy wiedzą co robią a ulegli wypadkowi przez pech czy jakiś błąd nie ma sensu. Większość z nich sama sie wspina, chodzi na turach jeździ w ekstremalnych sytuacjach. Problemem są ci co nie wiedza co robią.

    Wg mnie nie ma znaczenia, co twierdzi TOPR (przepraszam za pomyłkę), gdyż promujemy na tym forum, bezpieczne narciarstwo. Kto ma określać, czy ten narciarz wie co robi, a ten już nie? Czy może to tak jest, ze koledzy i znajomi królika moga, a obcy nie (co wiąże sie z zaufaniem i rozpoznaniem umiejętności kolegów i znajomych, aczkolwiek nie zmienia sedna.) Poza wszystkim TOPR czy GOPR, ktory będzie zaangażowany w ratowanie takiego narciarza w trudnym miejscu (kogoś, kto sobie kuku zrobil na własne życzenie), może nie być w stanie pomóc komuś, kto na zwykłej trasie ulegnie wypadkowi. Tylko dlatego, ze komuś fantazja kazała zjechać tam, gdzie w zasadzie nie wolno. Wiem - w rejonie operuje kilka zespołów, ale w trudnej sytuacji może byc konieczne ściągnięcie kilku, co znacznie obniża poziom bezpieczeństwa w innych miejscach.

    ...ciach...A dlaczego to się robi? Może dla tego samego co Mallory: "bo są".

    tę motywacje jestem w stanie zrozumieć.

    ...Generują je dla siebie głównie. I jest to robione świadomie.

    Nieprawda - jak juz wspomniałem, w razie "W", angażują duże środki i wielu ludzi, w potencjalnie niebezpieczne zadania. Jakoś nie wierzę, że gdyby - odpukać - w czasie akcji zginął lub został ranny ratownik, to że koledzy stali by na stanowisku: "No trudno - tak bywa. W końcu rozumiemy, ze ten, którego ratowaliśmy, miał taka potrzebę wewnętrzną i wybrał się tam gdzie go być nie powinno." pzdr k.
  18. Mam pytanie do wyjadaczy.
    Czytając opis Dziadka Kuby, o zjazdach z trudnych stoków (zwłaszcza ten kawałek o linach :eek:) naszło mnie, ze to taka trochę analogia do słabych narciarzy, pchajacych się na zbyt trudny stok.
    Oczywiscie tutaj sytuacja jest trochę inna - bardzo dobrzy narciarze, ze świadomoscia co robia.... tylko czy aby na końcu nie wychodzi to samo?
    Narciarz, który jakos pokonał bardzo trudny stok, narażajac swoje zdrowie i zycie, a potencjalnie zycie innych - np ratowników GOPR, którzy w razie czego bdą musieli, przynajmniej ciało zapaleńca, jakoś wydostać.
    Jaka jest przyjeność z jazdy skokami, bez płynnosci, będąc uwiazanym lina....
    Czy to poczucie samozadowolenia i zdjęcie sladu na pustym, trudnym stoku jest warte tego ryzyka?
    Dlaczego potępiajac innych za niepotrzebne, nierozwazne ryzyko - równocześnie sami generują sytuacje niebezpieczne.

    Nie potępiam (albo nie mam raczej do końca wyrobionego zdania), tylko pytam.

    (Dziadku Kuby - nie pisze tego do Ciebie, gdyz nie mam pojecia o trudnosci stoków i miejscach, które opisujes. Twoj opis, był tylko katalizatorem tego co powyzej.)

    pzdr
    k.
  19. A ja ostatnio stwierdziłem, że już nie będę "dobierał" kogoś dla równowagi. Jakoś tak w kolejce trudno mi ocenić czyjeś umiejętności i ostatnio zdarzyło nam się z córką źle trafić. Trasa była bardzo wyboista i gość obok mnie walczył, walczył aż wywalił a mnie orczyk spad tyłka wyjechał. Co prawda zdążyłem go jeszcze złapać przed sobą ale po paru sekundach musiałem się poddać - podjazd dość stromy i chyba by mi ręce urwało.

    takie zycie. czasami sie taka osoba trafi na partnera i wtedy jedziemy z sercem na ramieniu, bo nie wiadomo co współjezdziec na orczyku zrobi (a jak sie konkretnie wywali, to nawet stary wyga nie ustoi, z para nart miedzy nogami. ;) aczkolwiek nie mozesz sie zrażać jednym wypadkiem. po pierwsze jadac samemu wydłużasz kolejke tych co za Toba (a w efekcie i sobie samemu też) po drugie, zawsze można przyczaić jakiegos lepiej jeżdżącego i wtedy bezpiecznie wjechac na górę. pzdr k. p.s. a gdzie była córka, bo gdzieś między "żle trafić" a "ręce urwało" zniknęła? ;):D

    Użytkownik kurm28 edytował ten post 16 styczeń 2009 - 15:10

  20. Już pisze, zresztą już pisałem w tym temacie ;) Dziecko ma aktualnie 7 lat. Na talerzyku jeździ sama, na orczyku (kotwicy) z koleżanką 8 lat. Oczywiście dopóki nie na uczysz dziecka kontroli nad nartami trudno wymagać aby dziecko samo jeździło na wyciągu i to bez znaczenia na jakim. Potem dobry jest talerzyk i jazda z dzieckiem miedzy nogami. jak już się zapozna z zasadami to niech jeździ samo Ty za nim. Bardzo ważny jest prawidłowy wybór wyciągu jeśli wjazd będzie spokojny nie powinno być problemów.

    no więc włałsnie. 7 letnie dziecko, w parze z 8 letim to na orczyk luzik (oczywiście dzieci juz jeżdżące). małe dziecko plus dorosły, lub samo małe dziecko na orczyku, to juz jednak może być problem (chociaż zapewne bywaja i takie małe asy, co bez problemu na orczyku same śmigają. kwestia czasu poświeconego na przygotowania i samozaparcia dziecka ;):D ) pzdr k.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...