Skocz do zawartości

Na nartach po pięćdziesiatce


Franciszek

Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 360
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

Adaci coś bardzo ciekawski jesteś , ja na przykład zostawiam w domu tipsy i tak nakazuję moim klientkom , bo to chyba wstyd jeździć z czymś takim na nartach , a szczególnie nie wyobrażam sobie czynności zapinania butów narciarskich . Jednak przyznaję , że czasami widzę takie lalki Barbi i wcale mi się nie podobają .

Zaraz tam ciekawski:cool: Nic, co ludzkie, nie bedzie mi tu obce;) Nie mogę cały czas czytac o tych nartach, butach i innych narzędziach. Próbuje nieśmiało kierowac tory miłych dysput na może niedoceniane dotychczas obszary. Teraz o tych tipsach to mam wyrobiony pogląd i wiedza taka źródłowa, że hej! Dzięki, Blondi!:)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to inny temat. Czy jest cos takiego, co możecie okreslic jako Wasza muzyka na narty? Pytam oczywiście nieco starszych narciarzy, którzy z walkmanami, discmanami i innymi MP Trójkami niewiele mają wspólnego. Wyobraźcie sobie młodzi, że kiedyś tego nie było! I telefonów komórkowych też nie było - zgroza!! Od wczesnych lat dziewięćdziesiątych, gdy granice stały sie już do pokonania, jeździłem często na narty do Czech, zabierałem swoje córki i siostrzeńców. Za Jakuszycami Program Trzeci tracił zasięg i wlączałem w aucie kasetę. Tak sie jakoś złożyło, że był to Zucchero. Dzieciakom sie spodobał i później, każdorazowo musiała pojawic sie jego muzyka w samochodzie jadącym do Pasek, czy Rokitnic. Teraz, ilekroć słyszę, jak ten zdolny Włoch śpiewa Senza Una Donna, Diamante czy inne swoje znakomite piosenki, to natychmiast czuję się ponownie w tym aucie z dzieciakami i nartami na dachu. A dzieci juz dorosłe...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na serio - co to są te tipsy:confused:

Gerius, tipsy, to inaczej sztuczne rzęsy. Źle sie w tym jeździ na ogół, a gdy się zkłada buty, to ich długość powoduje, że zahaczają o śnieg, brudzą go i obsługa wyciągów potrafi mieć pretensje. Dlatego Skiblondi na narty ich nie poleca...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od wczesnych lat dziewięćdziesiątych, gdy granice stały sie już do pokonania, jeździłem często na narty do Czech, zabierałem swoje córki i siostrzeńców. Za Jakuszycami Program Trzeci tracił zasięg i wlączałem w aucie kasetę.

Kalesony nosze zawsze gdy temperatura spada w okolice 0 (stopnia Celsiusa). I tak od dziecka. I wszystkim to radze robic. A na rower w chlodniejsze dni dodatkowe ocieplacze na kolana. Niezle im dogodzilem jezdzac w zimie bez. Z tego tez powodu zrezygnowalem z pianek na korzysc cieplutkich, nieprzewiewnych spodni narciarskich. Ale to na marginesie. Nauczylem sie dzieki Tobie, ze "kalesony" pochodza z francuskiego i co to sa tipsy. Bowiem podobnie jak Gerius nie wiedzialem. :) Twoja opowiesc o kasecie i muzyce w samochodzie tez mi cos przypomniala. A konkretnie moje rodzinne przejazdy do Polski z Francji, gdzie wtedy mieszkalem, na wakacje i z powrotem. By skrocic ich meki wlaczalem dzieciom kasety z... bajkami polskimi. Ich jezykiem naturalnym byl wtedy francuski, tak sie do siebie i do nas (choc to tepilismy) zwracali. Sluchaly z wielka przyjemnoscia i musze powiedziec, ze nie tylko one. Byly to bajki czesciowo czytane przez lektora, ale i odgrywane przez autorow w czyms w rodzaju sluchowiska radiowego (nawiasem mowiac w dziecinstwie uwielbialem sluchowiska). Wiele bylo slow, ale i wiele muzyki: piosenek, chorkow i muzyki czysto instrumentalnej tez. Jedna bajka trawala ok. jednej strony kasety, a wiec byl spokoj przez 30-45 min. I dzieki tym bajkom moja corka nauczyla sie wymawiac polskie "r", ktore jak wiadomo mocno rozni sie od tego polskiego. Miala z tym klopoty, juz prawie poddalismy sie, gdy wlasnie dzieki bajkom i wielokrotnie powtarzanym slowie "rrrowerrrr" wreszcie zaczela. Dzis potrafi wymawiac oba. Owe bajki polskie sluzyly nam tez na narciarskiej trasie Paryz-Alpy i innych wakacyjnych przejazdach. Przepraszam za malo narciarskie wspomnieniowe przynudzania, ale zdaje sie o to w tym watku chodzi. :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gerius, tipsy, to inaczej sztuczne rzęsy. Źle sie w tym jeździ na ogół, a gdy się zkłada buty, to ich długość powoduje, że zahaczają o śnieg, brudzą go i obsługa wyciągów potrafi mieć pretensje. Dlatego Skiblondi na narty ich nie poleca...

are you kidding me??? tipsy sa to sztuczne paznokcie nakladane na wlasne: zwykle dlugie i przeszkadzajace w korzystaniu z komputera (zaznaczam ze osobiscie nie mam doswiadczenia w tym temacie!): moga byc rzesy ale w tej chwili mowiac: I got to fix my tips: wszyscy rozumieja ze chodzi o paznokcie a nie o rzesy
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Janie - Jark zamieścił super linka do wikipedii, gdzie temat tipsów opisany został wyczerpująco. No i pozdrowienia z Poznania:) A czy bardzo nie-męskie będzie jak powiem że kiedyś tipsy nosiłem:confused: A było to tak: przez wiele lat nie mogłem pozbyć się durnego nawyku obgryzania paznokci. Każdemu kto spotyka się z tym problemem polecam tipsy. Dobra kosmetyczka założy je idealnie, do tego pięknie skróci i gotowe. Pzdr
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jan dał sie nabrać!!! Oczywiście żartowałem sobie z tymi rzęsami:), bo zwietrzyłem okazję;) Nazwa oczywiście pochodzi z angielskiego fingertips, ale w polszczyźnie słowo zadomowiło się szybko i bujnie, jak kazdy chwast... Troszkę narozrabiałem, tylko troszkę... Wybaczacie? :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

fajnie. niezle szaleństwo tu się rozwija. tipsy stringi, koronkowe kalesony. a może by tak coś na rozpalone namiętne glowy? własnie dzięki waszym sugestiom zakupilem dziś kask naglowny carrera. mozecie ten fakt sobie dopisac do cv i na sądzie ostatecznym będzie jak zanalazł. pozdrawiam aktywistów z ZMS i ZSMP. jak muza na narty to tylko i wyłacznie Cher. zucchero to jakies nieporozumienie, nie spodziewalem sie takiej kichy. tylko nie włączajcie tej amerykańskiej wiedźmy podczas jazdy samochodem bo pedał sam wskakuje do dna. :eek:
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co Ty, kaziks, lustrację na forum zaczynasz? W IPN się chcesz bawic? Miałeś chyba ciężki dzień...:) Co do muzyki - nie bądź taki bezkompromisowy. Zucchero kicha??? Sam Miles Davis go cenił, osobiście to słyszałem. Zobaczysz, wróci Skiblondi, to Ci pogoni za tą kichę kota! ;)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gerius, tipsy, to inaczej sztuczne rzęsy. Źle sie w tym jeździ na ogół, a gdy się zkłada buty, to ich długość powoduje, że zahaczają o śnieg, brudzą go i obsługa wyciągów potrafi mieć pretensje. Dlatego Skiblondi na narty ich nie poleca...

no to sie nabralem: nie chcialem zeby gerius'a robiono w konia a tymczasem sam sie zrobilem: dobry strzal no coz: geriatryczny dowcip jest inny........:)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dorze zgadzam sie niech rozsadzi skiblondi ale w tym jej veneto to co słychac w radiu to porazka. duzo kiepskich halasliwych stacji italo dicho. nie to co nasze polskie z pierwszego tloczenia. a teraz skiblondi do tablicy! ...jak dobrze pojdzie to ustrzelę 100 zł na liczniku. odbiór
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo malutko brakuje mi do 50ki,wiec osmielam sie ze swoja kichowa muzyka tu wystapic.Moja mlodziez juz absolutnie tego nie trawi,ale ja nieodmiennie musze miec w okolicach Selli plyty Enii. Trudno,wiem -kiczowate, ale przez dobrych kilka sezonow nam towarzyszy. Staram sie tej muzyki nie naduzywac,tak by przed oczami miec zawsze snieg i gory. Co do wloskiego radia to moj poziom tolerancji na wszystko w otoczeniu gor jest nadzwyczaj podwyzszony(tez tak macie?): Radio Dolomiti mi sie tam podoba, nawet kiepskie reklamy swiergotane po wlosku.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

sluchanie radia na wypadach turystycznych to bardzo pouczjace zajęcie. mozna się wsłuchać w melodię języka i nawet z egzotycznego brzmienia wylowic coś zrozumiałego np. prognozę pogody. z języków południa europy najbardziej zrozumialy wydał mi się macedoński. ale najbardziej lubię 50 km prze granicą ojczyzny zlopać polską stację jnajczęściej jest to zet albo rmf wtedy wydaję się to być najlepszym z hajlepszych.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uwaga!!! Wazne dla wszystkich udających sie na narty ( i nie tylko ) do Czech. W żadnym wypadku pytając braci Czechów nie używajmy naszego słowa SZUKAĆ. To tak brzydkie określenie, że nie ośmielę sie nawet wyjasnic, o co chodzi. Spóbujcie sie domyslic. Dla ułatwienia dodam, że bezpośrednio związane z robiącym( niestety!) kariere u nas "zaje..." Tak więc poszukując czegoś w Czechach, pytajcie "kde je..." lub "hledam..." Pozdrawiam, czyli "zdravim" :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...
Cześć starszaki! (Skiblondi - określenie "starszaki" jest super) Zapraszam wszystkich do opisania swoich wspomnień z pierwszego wyjazdu na narty. Proszę się nie lenić, tylko zabrać za klawiaturę. Takie solidne cofnięcie się wspomnieniami do pierwszych chwil na nartach i ich opisanie to duża frajda.:cool: Pozdrawiam. Tadek. PS. Oczywiście „starszaki” to wszyscy sympatycy tego wątku, nawet jak mają naście lat. PS2. Niektórzy obiecywali że skrobną coś o wrażeniach z lektury "W stronę pysznej". Obiecanki cacanki .... :):(:)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Melduję się i ja do starszaków ( chyba starszych starszaków, niestety ), bo od przyszłego sezonu będę już nie po 50 tylko po 70 :rolleyes: Właśnie musiałem odwiedzić w innej sprawie Łapsze Wyżne, więc nie omieszkałem zapakować do kufra na dachu nartek. Główny ukłon w strone siwych włosów to wymiana długich nart na nieco krótsze ( ale to przecież trendy ) oraz zafundowanie sobie skorupy na głowę. Poślizgałem się trochę na Zdziarze w Kluszkowcach, a następnie na Czarnej Górze i raczej na nartach nie czuję się "leśnym dziadkiem". Moje dzieci zarządziły, że w marcu jedziemy do Austrii, do St.Johan, tak więc prawdziwe narciarskie przygody dopiero przede mną. :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witamy nowego starszaka, a słowa, które wypowiada, moga nas napawać jedynie optymizmem co do przyszłości dla narciarzy spod znaku 50+ . Powodzenia na stokach w Sankt Johan! Tadeusz zachęca do opisania pierwszych wypraw na narty. Juz piszę. To był poczatek lat 70-tych, wczesny ogólniak w Bolesławcu i wielka ochota, by wreszcie wybrac sie w prawdziwe góry na narty. Miałem wtedy takie deski bez żadnych metalowych krawędzi ( mówiono na to takze " kanty"), a nie żadne "poniemieckie", tylko zrobione w B. Białej, kupiłem od kolegi. Górnicy z kopalni" Konrad" ( pierwsze zagłębie miedziowe, jeszcze przed Lubinem i Polkowicami) jeździli autobusem w niedzielę w Karkonosze. Jakoś sie wprosiłem i jadę - sam, nie znam nikogo. Chłopaki już mieli lepszy sprzęt, Gierek otworzył kraj na Zachód i w sklepach pojawiły sie buty San Marco i wiązania Markera - przedmiot naszych uczniowskich westchnień oglądany na wystawie sklepu sportowego. Górnicy mieli kasę i coniektórzy panowie dumnie już sie z tymi cackami obnosili. Pojechaliśmy do Szklarskiej Poręby. Pogoda fatalna -wieje, snieży, mgła. Towarzystwo gdzies się rozleciało, a ja samotnie , dwuetapowym, starym krzesełkowym wyciągiem ( dawali wtedy takie derki na tyłek i nogi) powoli, powoli dokołysałem się na Szrenicę. Tam wichura była straszna i niemalże zero widoczności. Koledzy wspominali, że należy jechac na Halę Szrenicką, tam są wyrwirączki i jest jazda jak talala, a potem Lolą ( czyli nartostradą Lolobrygidą - że niby taka piękna) w dół. Fajnie, tylko nikogo koło mnie nie było, aby sie zapytac, jak tam dotrzec. Zobaczyłem takie tyki wbite w snieg i jakieś ślady, to poszedłem za nimi. Szedłem i szedłem, niekiedy troche zjeżdzając, sam, jak ten palec, i wygladałem tej Hali. Pogoda okropna. Po trzech kwadransach zobaczyłem ludzi uczepionych do liny i podjeżdzających w górę. Ucieszyłem się, że trafiłem do celu. Ludzi było dziwnie mało, linka jedna, kupiłem karnecik i z duszą na ramieniu zsuwałem się na moich surowych nartach po nieprzygotowanej trasie we mgle. Na dole było schronisko, poczłapałem tam na herbate i ze zdumieniem stwierdziłem, że jestem po jakimś Łabskim Szczytem! Po prostu poszedłem na zachód ze Szrenicy zamiast na wschód i uroki Hali Szrenickiej miałem poznac dopiero następnym razem. Dopytałem się obsługi, jak dotrzec do Szklarskiej i kompletnie nieprzygotowaną trasą ( dzisiejsza Bystra) jakoś szczęśliwie osiągnąłem posrednią stacje wyciągu a zjazd Puchatkiem to była oczywiście bułka z masłem po tym wszystkim. Zdążyłem szczęsliwie na autobus, zresztą nikt by tam nie zauważył mojej nieobecności, bo panowie opowiadali sobie wrażenia i raczyli się czyms zdecydowanie mocnym. Cichutko ulokowałem sie na tylnym siedzeniu wysłużonego i cuchnącego ropą Jelcza i nikomu nawet nie opowiedziałem o moich perypetiach. Później zdobyłem mapę Karkonoszy, obejrzałem sobie wszystko i przygotowałem sie lepiej do kolejnego wyjazdu. Zmobilizowałem także swoje wszystkie oszczędności i nabyłem " plastiki" Rysy z wiązaniami Kadra2 - byłem gość! Następnym razem pogoda sprzyjała i Hala Szrenicka w słońcu z dwiema wyrwirączkami wydała mi się narciarskim rajem a Lolobrygida była faktycznie piękna! Takie to były moje początki na nartach w górach prawdziwych...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...