Skocz do zawartości

„Kondycja narciarska” - co to właściwie jest?


Dany de Vino

Rekomendowane odpowiedzi

    Mam wrażenie, że w wypadku narciarstwa zjazdowego rozchodzi się trochę o co innego, niż np. „kondycja tenisowa”, czy „rowerowa”, czy w ogóle kondycja niezbędna do uprawiania wszelkich sportów wymagających długotrwałego wysiłku, takich jak bieganie, pływanie, czy wiosłowanie.

Oczywiście, jak do wszelkich sportów „wysiłkowo-sprawnościowych” w narciarstwie zjazdowym (myślę tu o narciarstwie amatorskim), niezbędna jest ogólna sprawność fizyczna. Tu „ni ma pomiłuj”. Ale ponieważ jest to wysiłek interwałowy, gdzie zjazd trwa na ogól od kilkudziesięciu sekund do kilku minut, nie jest niezbędna np. kondycja wydolnościowo-oddechowa. Myślę tu o takiej, jaka jest potrzebna np. do przebiegnięcia na nartach biegowych 10km. W zjeździe na nartach potrzebujemy siły i wytrzymałości mięśni, głównie (choć nie jedynie) nóg i kręgosłupa.

     Jednak, jeśli jeździmy dłużej niż jeden dzień, sprawa już wygląda nieco inaczej. Często słyszę np. o „syndromie trzeciego dnia”. Chodzi oczywiście o kumulujące się zmęczenie mięśni. Z mojego osobistego doświadczenia: wprawdzie nie odczuwam wspomnianego syndromu (3 dnia), ale jeżdżąc najczęściej na 10 dniowe wyjazdy, pod koniec takiego „ciągu”, tak mniej więcej od 7-8 dnia odczuwam narastające z dnia na dzień zmęczenie. Ostatnie dni to nie to samo co kilka pierwszych.

     I tak np.: ostatnio (w grudniu) jeździłem 10 dni na Chopoku. Nie było żadnych problemów z mięśniami zarówno w trakcie wyjazdu jak i po (jeździłem po około 6 godzin dziennie). Zaraz po powrocie spokojnie przesiadłem się na rowerek, a nawet jeden dzień na biegówki.

     Ale np. z trzech zeszłorocznych wyjazdów w Alpy mam zgoła inne doświadczenia. Po każdym takim wyjeździe dochodziłem „do siebie” dobrych kilka dni. Zmęczenie było spore. Zapewne to sprawka dużo bardziej wymagających i sporo dłuższych stoków, oraz trochę dłuższego czasu spędzanego dziennie na nartach. Do puki się jeździ to się jeździ, organizm się mobilizuje i wszystko gra. Jednak w moim wypadku, zmęczenie organizmu po powrocie z takiego wyjazdu jest naprawdę spore. Wręcz wymaga swoistej „rekonwalescencji” polegającej na tym, że przez dobry tydzień nie mam „szwungu” do zaaplikowania sobie jakiegokolwiek wysiłku fizycznego.

     Macie podobnie? Jeśli nie (lub w mniejszym stopniu), to w jaki sposób przygotowujecie się do sezonu zimowego? Jak zwiększacie swoją „wyporność narciarską”?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 103
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

     Macie podobnie? Jeśli nie (lub w mniejszym stopniu), to w jaki sposób przygotowujecie się do sezonu zimowego? Jak zwiększacie swoją „wyporność narciarską”?

Dwa elementy związane ściśle z nartami:

- Trening na rolkach- podobna motoryka i kapitalne ćwiczenie równowagi ( nie jadę łyżwą tylko slalomem po gładkiej powierzchni świetne przygotowanie do jazdy z odciążeniem w dół) + ćwiczenie równowagi na siłowni.

- przed sezonem, 3 dni tak pod koniec grudnia na nartach poświęcone na ćwiczenia doskonalące jazdę i dostosowanie ruchu do buta narciarskiego.

- potem już na nartach, należę to tego promila narciarzy, którzy  jazdę zaczynają od rozgrzewki.

 

Reszt normalnie dla zdrowia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

- potem już na nartach, należę to tego promila narciarzy, którzy  jazdę zaczynają od rozgrzewki.

 

Reszt normalnie dla zdrowia.

Również zawsze się rozgrzewam. Dość metodycznie i programowo, czyli zaczynam "lekko" i za każdym powtórzeniem dokładam intensywności w wykonywanych ćwiczeniach. Około 30 minut ćwiczeń (+ dwie przerwy, które wykorzystuję na mycie, przygotowanie śniadania itp..) - bez wliczania w czas "ćwiczenia" tych przerw. Mam rano długi "start" (na śląsku mówią "długi lajtung"), dlatego wstaję około 2 godziny przed wyjazdem na stok. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie z jak to nazwałeś z "wypornością narciarską" jest słabo. Mam 54 lata, od 12 lat po operacji kręgosłupa o drobnych kontuzjach nie wspominam szczegółowo (m.in. zerwanie stożka rotatorów w lewym barku który się często odnawia, skomplikowane wysokoenergetyczne złamanie kości nadgarstka lewej ręki) ale te zaszłości utrudniają czasami ćwiczenie i to bardzo.

 

Co do nart i ćwiczeń:

1. Wyjazdy w Alpy 6-dniowe, nie mam kryzysu 3 dnia, zmęczenie narasta systematycznie gdyż 5, 6 dnia jest  już naprawdę słabo.

2. Jeżdżę także po ok. 6 godzin dziennie ale 5,6 dnia jak jest trudny zjazd do dolnej stacji na parking to raczej gondolka, nie mam zamiaru dorobić się głupiej kontuzji na zmęczeniu :(

3. Od operacji kręgosłupa:

- ćwiczę systematycznie cały rok (inaczej nie da się funkcjonować) ale tylko rolki i orbitrek + rozciąganie + siłowe z bardzo małymi ciężarami bo nie chcę zmieniać garderoby ;)+ delikatne gumy na mięśnie głębokie.

- przez parę lat po operacji próbowałem wrócić do tenisa, biegania, roweru niestety porażka, po pięćdziesiątce dałem sobie z tym spokój,

- ćwiczę systematycznie ale mało intensywnie średnio co drugi - trzeci dzień.

4. Po powrocie z tygodniówki z zasady robię odwyk od ćwiczeń na 3-5 dni.

 

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Również zawsze się rozgrzewam. Dość metodycznie i programowo, czyli zaczynam "lekko" i za każdym powtórzeniem dokładam intensywności w wykonywanych ćwiczeniach. Około 30 minut ćwiczeń (+ dwie przerwy, które wykorzystuję na mycie, przygotowanie śniadania itp..) - bez wliczania w czas "ćwiczenia" tych przerw. Mam rano długi "start" (na śląsku mówią "długi lajtung"), dlatego wstaję około 2 godziny przed wyjazdem na stok. 

Kolejne elementy ochrony przed zajeżdżeniem to:

- zaczynam jazdę jak rusza wyciąg aby zrobić 2 przerwy w ciągu dnia,  tak  po 30 minut: pierwsza o 11 ( kiedy tłum wpada o do knajpy ja z niej  wychodzę pojeździć na pustym stoku) druga o 14 pozwala mi pozostać w pełnej kondycji do końca dnia.

- często kończę jazdę na górze tam gdzie pod koniec dnia są jeszcze przyzwoite warunki, unikam zakończenia dnia jazdą w tłumie zmęczonych narciarzy w kiepskich warunkach na tz. sam dół, jadę w dół kolejką a zaoszczędzone siły wykorzystam na wieczorny spacer lub aktywną jazdę następnego poranka.

- łykam aspirynę na noc pierwsze 2 dni. ( może jakiś lekarz to skomentuje) zero alkoholu na stoku

 

Czyli po emerycku;)

Przy okazji zobacz jak jeżdżą instruktorzy w Alpach od nich można uczyć się techniki narciarskiej   i techniki oszczędzania sił.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaczynam jazdę z chwilą otwarcia ośrodka i jeżdżę intensywnie średnio przez cztery godziny. Codziennie wieczorem poświęcam godzinę na wzmacnianie gorsetu mięśniowego i rozciąganie, niezależnie od tego czy jestem na nartach czy nie. Dodatkowo rower oraz przysiady i ćwiczenia równowagi na obwarzanku (piłce w formie obwarzanka). Taki zestaw ćwiczeń pozwala mi cieszyć się jazdą niekoniecznie emerycka :), oraz minimalizować dolegliwości bólowe kręgosłupa. Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cwiczenia caly rok - od tego nie moze byc wyjatklow

Rodzaje cwiczen? zalezy od preferencji - rolek nie probowalem, ale b duzo Mtbk , ktore jest swietnym uzupelnieniem nart - z jednym wyjatkiem : an naratch im stromiej I trydniej, tym bardziej "idziemy do przodu" cokolwiek to nie znaczy

w rowerze - odwrotnie - siadamy na tylach w gwarze narciarskiej

Rownowaga: kapitalne znaczenie proprioception (Maciej to cwiczy w pozytywnym rozumieniu idei proprio)

Mieszanka wytrzymalosciwoego, szybkosciowego treningu I elastycznosci

Core muscle (brzuch plecy) - kluczem do postepow I wytrzymywania na stoku przez caly dzien

Osobiscie rogrzewam sie na nartach - latwy zjazd, pomalu, duza czestotliwosc skretow itp itd

 

W sumie nawet plywanie lepsze od nic-nie-robienia

 

Moj schemat: siatkowka 2-3 razy/tydz po co najmniej 2h

sala z duzym procentem prorpio 3x/tydz

staram sie raz na tydzien w zimie pojechac do indoor mtbk park (tak mamy tutaj taki)

obowiazkowo - 1 dzien przerwy w tygodniu

Dobra dieta - trzymanie wagi

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja staram się nie dopuścić "syndromu dnia trzeciego" w ten sposób, że pierwszego i drugiego dnia, gdy energia rozsadza góry zatykają dech w piersiach i wydaję się sobie niezniszczalny : DDDDD  staram się schodzić ze stoku po 5, 6 godzinach w tym mała przerwa. Tak, żeby zejść jeszcze głodny jazdy i nie wytrzepać się z sił do ostatka. Zwykle to działa. Za to po tygodniu, gdy trzeba wracać czuję, że dopiero mógłbym zaczynać ; )

 

A  na nogi najlepsze są skitury : D Kilka weekendów pod rząd 1500 - 2000 przewyższenia dziennie + potem zjazd po nieprzygotowanym czyni cuda : D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki koledzy! Od każdego z was coś można "łyknąć". Szczególnie przemówiły do mnie zjazdy gondolką jako ostatni ruch dnia. Zwłaszcza jak warunki są ciężkie. W ubiegłym sezonie się naciąłem. Chyba przedostatni dzień wyjazdu. Warunki w tym dniu mglisto - marcowe. Ścianka sztywna (około kilometra dł.) i pod koniec dzionka pomuldzona jak jasny gwint! Do tego ciężki śnieg i odsypy pomiędzy oblodzonymi wzgórkami. Pawelb91, z którym jeździliśmy nawet proponował mi zjazd gondolką, ale ja, skąd... poniżej godności człowieka! No i dostałem pod ogon... Już po dwustu/trzystu metrach dowiedziałem się, że na moje przemęczone mięśnie to stanowczo za dużo. No, nic to. Udało się ześliznąć bez kontuzji. Ale wcale tak nie musiało być. To było typowe niepotrzebne ryzyko i tę lekcję postaram się zapamiętać. 

   Jeśli chodzi o treningi, to oczywiście cały rok 5 - 6 dni w tygodniu. Łachy nie robię bom nałogowiec i uzależniony od wysiłku fizycznego. Z tym nie ma problemów. Głównie tenis (wiosna, lato jesień) i cały rok rowerek górski, a jeśli spadnie śnieg to zamiast rowerka, biegówki. A jak pada deszcz, to wiosła (mam w domu odpowiednią maszynę z wózkiem). Tak czy inaczej, dzięki za rady.

                                                                                                          Pozdr4all.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie jest trochę inaczej. Przede wszystkim wiek, 68.5. Co by się nie robiło i ile by się nie ćwiczyło, pesla nie oszukasz. Są ograniczenia. Do tego dochodzą problemy miażdżycowe i kręgosłupowe. Ten ostatni mocno ogranicza moje narciarstwo.

 

Ale mimo wszystko sobie radzę. Przede wszystkim rower. Codzienny, głównie użytkowy, bez względu na pogodę. Uzbiera się ok. 4000 km/rok. Po drugie, codzienna gimnastyka, teraz ok 15 min, ale zwiększam do 30 min. Głównie na wzmocnienie gorsetu lędźwiowego. Co ciekawe, dzięki rowerowi nie muszę ćwiczyć mięśni nóg. Po nartach boli mnie tu i ówdzie, ale nie uda. Następna sprawa. Pilnuje własnego ciężaru. Gdy się zbliża do 90-ki (przy wzroście 186) ograniczam jedzenie. Bez przesady, ale jednak. W czasie 6 dniowego pobytu alpejskiego, gdzie jeżdżę po kilka godzin dziennie, głównie trasy czerwono-czarne głównie narzekam na bolący kręgosłup. Nie muszę mieć dnia "kondycyjnego", czyli pauzować w 3 dzień. I tylko czasem stawiam sobie pytanie: jak długo jeszcze? :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki koledzy! Od każdego z was coś można "łyknąć". Szczególnie przemówiły do mnie zjazdy gondolką jako ostatni ruch dnia. Zwłaszcza jak warunki są ciężkie. W ubiegłym sezonie się naciąłem. Chyba przedostatni dzień wyjazdu. Warunki w tym dniu mglisto - marcowe. Ścianka sztywna (około kilometra dł.) i pod koniec dzionka pomuldzona jak jasny gwint! Do tego ciężki śnieg i odsypy pomiędzy oblodzonymi wzgórkami. Pawelb91, z którym jeździliśmy nawet proponował mi zjazd gondolką, ale ja, skąd... poniżej godności człowieka! No i dostałem pod ogon... Już po dwustu/trzystu metrach dowiedziałem się, że na moje przemęczone mięśnie to stanowczo za dużo. No, nic to. Udało się ześliznąć bez kontuzji. Ale wcale tak nie musiało być. To było typowe niepotrzebne ryzyko i tę lekcję postaram się zapamiętać. 

   Jeśli chodzi o treningi, to oczywiście cały rok 5 - 6 dni w tygodniu. Łachy nie robię bom nałogowiec i uzależniony od wysiłku fizycznego. Z tym nie ma problemów. Głównie tenis (wiosna, lato jesień) i cały rok rowerek górski, a jeśli spadnie śnieg to zamiast rowerka, biegówki. A jak pada deszcz, to wiosła (mam w domu odpowiednią maszynę z wózkiem). Tak czy inaczej, dzięki za rady.

                                                                                                          Pozdr4all.

Dany wydaje mi sie, ze nie "lykniesz" wiele. Jestes z tz. mieczakow co czytelnie napisales w swoi poscie.

Przemowily do Ciebie ostatnie zjazdy gondolka, dodajesz asekuracyjnie jak warunki sa ciezkie.

Ja w odroznieniu lubie bo to sa wezwania... nie straszac wyprzedzanych  Danych de Vino

Opisujesz ostatni zjazd w warunkach bardzo skrajnych, dalej o przemeczonych miesniach, ze udalo sie bez kontuzji, o niebezpiecznym ryzyku itd. no i ze zapamiatasz te lekcje.

Jestes wytrenowany?, 5-6 dni w tyg. to mozna na pol gwizdka, Tenis? tam dopiero trzeba biegac (silne nogi).

Rowerek tak dziecinnie,.. gdybys napisal ROWER GORSKI napierdzielam po okolicznych pagorkach! i jeszcze biegowki :) z kijkami w paluszkach...  ?

Jak pada deszcz to jeszcze masz ergometr w domu...

Dany ! jestes przetrenowany. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dany wydaje mi sie, ze nie "lykniesz" wiele. Jestes z tz. mieczakow co czytelnie napisales w swoi poscie.

Przemowily do Ciebie ostatnie zjazdy gondolka, dodajesz asekuracyjnie jak warunki sa ciezkie.

Ja w odroznieniu lubie bo to sa wezwania... nie straszac wyprzedzanych  Danych de Vino

Opisujesz ostatni zjazd w warunkach bardzo skrajnych, dalej o przemeczonych miesniach, ze udalo sie bez kontuzji, o niebezpiecznym ryzyku itd. no i ze zapamiatasz te lekcje.

Jestes wytrenowany?, 5-6 dni w tyg. to mozna na pol gwizdka, Tenis? tam dopiero trzeba biegac (silne nogi).

Rowerek tak dziecinnie,.. gdybys napisal ROWER GORSKI napierdzielam po okolicznych pagorkach! i jeszcze biegowki :) z kijkami w paluszkach...  ?

Jak pada deszcz to jeszcze masz ergometr w domu...

Dany ! jestes przetrenowany. 

Fredo, masz rację. Mój główny problem, to zbyt częste doprowadzanie do przetrenowania. Nie ma problemu wyjść na korty, czy na rower nawet jak jestem zmęczony, ale co jakiś czas wypadałoby zrobić przerwę. I z tym właśnie mam spory problem. Latem często gram w tenisa po 8 a nawet więcej dni pod rząd i przerwę robię dopiero jak dosłownie nie mam na czym chodzić. Czasem już postanawiam, że dzisiaj przerwa bo już się dosłownie nie da.., no i nagle któryś ze znajomych tenisistów zadzwoni i trzeba grać. Z tenisa nie zwalnia nawet L4 (ewentualnie pomóc może zaświadczenie z oględzin w prosektorium, autopsja nie jest na razie wymagana). Nie wiem na ile ironizujesz w twoim wpisie, ale to nie ma znaczenia. A jeśli rzeczywiście jestem mięczakiem to trudno, już pewnie tego nie zmienię. 

                                                                    Pozdr.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja staram się nie dopuścić "syndromu dnia trzeciego" w ten sposób, że pierwszego i drugiego dnia, gdy energia rozsadza góry zatykają dech w piersiach i wydaję się sobie niezniszczalny : DDDDD  staram się schodzić ze stoku po 5, 6 godzinach w tym mała przerwa. Tak, żeby zejść jeszcze głodny jazdy i nie wytrzepać się z sił do ostatka. Zwykle to działa. Za to po tygodniu, gdy trzeba wracać czuję, że dopiero mógłbym zaczynać ; )

 

A  na nogi najlepsze są skitury : D Kilka weekendów pod rząd 1500 - 2000 przewyższenia dziennie + potem zjazd po nieprzygotowanym czyni cuda : D

 

Ja robię podobnie tzn. chleję w dzień przyjazdu, więc pierwszego dnia na nartach energia mnie nie rozpiera.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fredo, masz rację. Mój główny problem, to zbyt częste doprowadzanie do przetrenowania. Nie ma problemu wyjść na korty, czy na rower nawet jak jestem zmęczony, ale co jakiś czas wypadałoby zrobić przerwę. I z tym właśnie mam spory problem. Latem często gram w tenisa po 8 a nawet więcej dni pod rząd i przerwę robię dopiero jak dosłownie nie mam na czym chodzić. Czasem już postanawiam, że dzisiaj przerwa bo już się dosłownie nie da.., no i nagle któryś ze znajomych tenisistów zadzwoni i trzeba grać. Z tenisa nie zwalnia nawet L4 (ewentualnie pomóc może zaświadczenie z oględzin w prosektorium, autopsja nie jest na razie wymagana). Nie wiem na ile ironizujesz w twoim wpisie, ale to nie ma znaczenia. A jeśli rzeczywiście jestem mięczakiem to trudno, już pewnie tego nie zmienię. 

                                                                    Pozdr.

Grasz w jakiejkolwiek lidze tenisowej? pykanie na korcie rozwala.

Zapisz sie, wtedy ilosc przejdzie w jakosc. Jak znajomy zadzwoni to mu zlej dupe, najlepiej do fajery albo

mu odpowiedz, ze sie cieszysz bo potrzebujesz go do podawania pilek, akurat grasz mecz ligowy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czytam i mam wrażenie, że tu sami zawodnicy PŚ dominują. Spędzam całe dnie na stoku. Fakt, czynności powtarzalne, nauka, jazda, nauka i tak do znudzenia. Czasem leje się pot i to obficie. Giry potrafią boleć a stawy już dawno nie trzymają smaru. Ale nigdy, nie robiłem specjalnych przygotowań do sezonu. Nigdy nie rozciągam się i rozgrzewam przed jazdą. Po prostu wpinam narty i jadę. Ludzie, wrzućcie na luz...

 

Pozdrawiam, radcom

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do tej pory bałem się odezwać.

Same CYBORGI :)

Szwarcenegery czy cuś?

 

Ja w poniedziałek gram w tenisa stołowego.

Czwartek, badminton i czasami ( jak chłopaki z pingla się nie znudzą) to dożynam tenisem stołowym.

Mamy na treningach robota  i potrafi solidnie przeciwnika spocić.

Jeszcze z nim nie wygrałem :)

Reszta to narty.

Bieganie i rower są takie nudne, że zbiera mi się na wymioty :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czytam i mam wrażenie, że tu sami zawodnicy PŚ dominują. Spędzam całe dnie na stoku. Fakt, czynności powtarzalne, nauka, jazda, nauka i tak do znudzenia. Czasem leje się pot i to obficie. Giry potrafią boleć a stawy już dawno nie trzymają smaru. Ale nigdy, nie robiłem specjalnych przygotowań do sezonu. Nigdy nie rozciągam się i rozgrzewam przed jazdą. Po prostu wpinam narty i jadę. Ludzie, wrzućcie na luz...

 

Pozdrawiam, radcom

 

I takim zachowaniem dajesz żenujący przykład dla dzieciaków które uczysz/trenujesz. Nigdy nie mogłem zrozumieć rodziców, których dzieci trenowały w klubie a oni sami stali obok z wielkim bębnem przed sobą. Nie ma znaczenia czy młodzież z Twojego klubu będzie miała wyniki w zawodach. Ważne jest by przekazać nawyk ruchu i dbania o zdrowie. Jeśli to się nie uda to większość po kilku latach przestanie się ruszać a zacznie chlać i ślęczeć przed ekranem. Podobnie jak tatuś czy trener. A potem zdziwienie, czemu tej młodzieży się nie chce?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Grasz w jakiejkolwiek lidze tenisowej? pykanie na korcie rozwala.

Zapisz sie, wtedy ilosc przejdzie w jakosc. Jak znajomy zadzwoni to mu zlej dupe, najlepiej do fajery albo

mu odpowiedz, ze sie cieszysz bo potrzebujesz go do podawania pilek, akurat grasz mecz ligowy.

Od czasu do czasu gram. Np. w Częstochowie w amatorskich mistrzostwach miasta byłem kilka lat temu 3 ( w swojej grupie wiekowej). 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Problem "kondycji-narciarskiej" dotyczy, jak to ujął Kordian szerszego problemu. Kondycji w ogóle a także sposobu życia w szerszym ujęciu. Wpadła mi ostatnio w ręce książka Petera Walkera, Anglika, pod nieco mylącym i pretensjonalnym tytułem "Jak rowery mogą uratować świat". Dlaczego mylącym? Bo książka jest o potrzebie i niezbędności ruchu, a rower doskonale wpisuje się w ten scenariusz. I nie ma w niej żadnego rowerowego oszołomstwa , które chciałoby każdego przesadzić na dwa kółka.
 
Jeden z pierwszych rozdziałów zatytułowany jest "Pandemia bezruchu" i obrazuje kataklizm jaki sobie sami fundujemy nie ruszając się zbyt wiele. Poparte to wszystko jest solidnymi badaniami i statystykami. Pozwolę sobie na kilka cytatów:
 
"Zdaniem Adriana Davisa (brytyjski ekspert rządowy): Człowiek powstał jako gatunek zbieraczy i myśliwych. Dotąd nie wyrośliśmy z naszego biologicznego przeznaczenia. Jesteśmy wręcz stworzeni do fizycznej aktywności, a tymczasem w czasach nowoczesnych zrobiliśmy co tylko się da, żeby usunąć wysiłek fizyczny z naszego życia. Do tego stopnia, że korzystamy z elektrycznych szczoteczek do zębów"
 
"Wiele się słyszy, że aktywność fizyczna to cudowne lekarstwo. A tę cudowną pigułkę można aplikować ludziom stosunkowo szybko, łatwo i bezboleśnie. oficjalny próg WHO, od którego dana osobę uznaje się za aktywna, wynosi 150 minut umiarkowanych ćwiczeń w tygodniu, czyli półgodziny na dobe przez 5 dni w tygodniu (ważne jest by wysiłek był codzienny). Jeśli wysiłek jest intensywny, wystarczy zaledwie 75 minut w tygodniu. Pod słowem "umiarkowany" naprawdę nie kryje się nic ekstremalnego: energiczny marsz, praca w ogródku, domowe porządki... Mimo to ogromne rzesze ludzi i tak tego nie robią. W GB ok. 1/3 mężczyzn i blisko połowa kobiet nie osiąga minimalnych norm WHO, i te liczby rosną znacząco wraz z wiekiem."
 
"Brytyjskie badanie podróży wykazało, że obecnie poruszamy się pieszo o 1/3 rzadziej niż w 1995 r. 1/5 ankietowanych deklaruje, że w ciągu minionego roku nie odbyła ani jednego spaceru dłuższego niż 20 min."
 
I na koniec. "... okazało się, że u ludzi jeżdżących do pracy rowerem ryzyko, że umrą w trakcie badania (badanie 30 tys. mieszkańców Kopenhagi przez okres 15 lat), było o 40% niższe".  Zamiast roweru można sobie podstawić co innego.


Jazda rowerem do pracy jest bardzo niebezpieczna.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja w ramach przygotowań stosuję metody naturalne: pranie, mycie, prasowanie, sprzątanie, odkurzanie i inne aktywne obowiązki małżeńskie ;). Przed wejściem na stok rozciąganie, ale jeszcze w pokoju, bo mąż nie życzy sobie abym "takie rzeczy" wyczyniała przy ludziach :D.
Jako matka-trener też jestem bezwzględna. Podczas wyjazdów zmuszam dziecko do... czytania książek. W końcu, w zdrowym ciele mądry duch, czy jakoś tak, co nie? :)

Ja się poddaję jako matka- trenerka- już nawet nie zmuszam dzieci do wczesnego wstawania i wyjścia na stok. W tym czasie mogę rozgrzać się kawą.

Załączone miniatury

  • 5E3FB50F-485A-4D5F-890D-5A87A4FACE0F.jpeg
  • 1D8E11A1-6BE9-4BFC-8B92-9750FA3E2E04.jpeg
  • 59971ECE-7488-40CA-9101-FD15F8C43BD6.jpeg
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do tej pory bałem się odezwać.

Same CYBORGI :)

Szwarcenegery czy cuś?

 

Ja w poniedziałek gram w tenisa stołowego.

Czwartek, badminton i czasami ( jak chłopaki z pingla się nie znudzą) to dożynam tenisem stołowym.

Mamy na treningach robota  i potrafi solidnie przeciwnika spocić.

Jeszcze z nim nie wygrałem :)

Reszta to narty.

Bieganie i rower są takie nudne, że zbiera mi się na wymioty :)

Witam

 

Doprawdy wstyd się przyznać. zawsze w rodzinie, biurze uchodziłem za tzw. typa sportowego. Ruszam się dość często cały rok. Nieco roweru. W brzydkie dni stacjonarny. jakieś prace remontowe na świeżym powietrzu. Dawniej nieco tenisa. Przebieżki po Beskidach.  Bieganie w dół po piargach, to czas z  przed pół wieku.

 

A teraz cholera dziadyga. W tym San Anton. Jeszcze żyję. Tydzień za sobą w tym sezonie na nartach.  Rozglądam się po stoku, czy zobaczę jakieś siwe włosy.  Czy bardziej pomarszczoną twarz. Góra w wieku mojego syna. Większość  wnuki. Cholery sobie radzą. Mimo trzepania na niewidocznych muldach jadą. Ja też. Nogi jakoś wytrzymują porcję trzepania. Ale marzę o sztruksie  na Zarabiu. Jak z boku było nieco równiej, mimo sporej warstwy nowego śniegu. To zrobiłem kilkanaście przyzwoitych skrętów. Trasa, gdyby był wygłaskana, nadawałaby się na szus. A dramat dla aktywnego seniora.

 

Wrócę do kraju. Może zobaczę gdzieś na stoku paru naszych cyborgów. Tyle lat jeżdżę i poza czasami jakimiś supermenami z AZS Cup nikt się mi nie rzucił w oko. Nawet na Mitek Cup też mnie nie zdołowano. Guma, trening, mydełko. No i połowa mojego wieku zrobiły swoje. ma się prawo do tych sekund.

 

Chyba nie zrezygnujemy z żona z nart. mamy jeszcze Koniki, Mosorny, Nawet FIS po sztruksie na Skrzycznym. Ale niebieskie wąskie w Alpach, to już nie dla nas. Prędzej czarne, rankiem po solidnej pracy ratraków.

 

Ale z jednego jestem dumny. Wczoraj na SZOł  W San Anton spiker podkreślał  elegancję jazdy na nartach równoległych. Wcześniej był pług. Było się przyzwoitym elegantem. Off piste. Na dramatycznie nienowoczesnym sprzęcie. A na MC(p.w.) dostałem pucharek za najstarszego uczestnika zawodów na Cz. G. I to za 67 lat. To była pomyłka, bo miałem siedemdziesiątkę. I jeszcze jakiś dobry człowiek w temacie VIP Activ pocieszył nas, że będzie lepiej na niebieskich w miarę przebytych kilometrów. Jakie dobre serce dla starego człowieka. Ty z tych, co obok nas śmigają dzielnie po niewidocznych dla nas muldach.  Trzeba przyznać, że jeszcze nikt mnie i żonę nie trafił. To się liczy. Krajowi supermeni są mniej wybredni.

 

Pozdrawiamy, życząc ciągłych opadów śniegu w przyszłości, już na początku astronomicznej jesieni. Pierwszy maj jako koniec sezonu wydaje się być okresem właściwym

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dear Radkom,

To co piszesz, to ze zdroworozsądkowego punktu widzenia czyste herezje. Najprawdopodobniej jesteś super sympatycznym człowiekiem i niezłym narciarzem. Jednak to, w kontekście tego co napisałeś zdecydowanie nie czyni z ciebie dobrego trenera, czy nawet instruktora. Oto właśnie wynik twoich praktyk sportowych, z których najwyraźniej jesteś dumny:

 

To właśnie opisane przez ciebie zwyczaje „sportowe” doprowadziły cię do, w sumie całkiem sporego stopnia kalectwa. Przykro mi, ale twój dość duży, jak na człowieka zajmującego się zawodowo szkoleniem ludzi stopień ignorancji uważam za karygodny. Wprawdzie dla ciebie już pewnie za późno żeby odrobić spustoszenia np. w stawach, jakich dorobiłeś się zapewne nie z własnej woli, ale z niewiedzy, lenistwa czy zwykłej idiotycznej brawury. Jednak najgorsze jest to, że nie potrafisz wyciągnąć ze swojej porażki wniosków i ustrzec twoich podopiecznych przed podobnymi przypadłościami.

Nie jestem zawodowym sportowcem, ale uprawiam/uprawiałem różne dziedziny sportu od dzieciństwa. Od normalnego kopania piłki z kolegami na podwórku czy w parku, do hippiki w wersji dość ekstremalnej, włącznie. Jako chłopak trenowałem też w klubach sportowych, (w Cracovii, w młodzikach, następnie w młodszych juniorkach - hokej przez 4 lata; w Hutniku w juniorkach – piłka ręczna też około 3 lat). Zawsze wszyscy trenerzy przeprowadzali z nami solidną zazwyczaj około 20 minutową rozgrzewkę. Dotąd używam dużo sportu. Bo lubię. Podobnie jak ty nie przygotowuję się do sezonu narciarskiego, bo zawsze jestem w trakcie jakiegoś sezonu i tylko wraz z pogodą, dyscypliny się zmieniają. I jestem zdrowy!

    Nie mam żadnego wykształcenia medycznego, więc nie rozumiem jak się to dzieje, ale wiem tyle, że rozgrzewka uelastycznia mięśnie i ścięgna, a to one właśnie pomagają chronić kręgosłup i stawy. Rozgrzewka powoduje też wydzielanie się jakichś płynów wewnątrz stawów, które chronią je przed nadmiernym zużywaniem się. Mnie osobiście rozgrzewka pomaga również w skupieniu się na tym, co za chwilę będę robił.

                                            Dedykuję wszystkim, nawet tym nieuprawiającym żadnego sportu:

                                                                 

 

 

 

                                                                 

Naprawdę, wrzuć na luz. To jest forum, na którym swoje poglądy wymieniają kapelusze. Mniej lub bardziej zaawansowani, ale ciągle kapelusze. Nie ma i nigdy nie będzie prostego połączenia sportu wyczynowego ze sportem powszechnym. To dwa różne i bardzo odległe od siebie światy. Nic nie wiesz o stopniu zdegradowania moich stawów, a stwierdzasz, że to moje złe nawyki doprowadziły "kalectwa". Sorry, pojęcia nie masz jaki wpływ na stawy i układ kostny ma wyczynowe uprawianie narciarstwa zjazdowego. To, że nie celebruję po forach jakim to sportowcem nie jestem, nie oznacza, że źle przeprowadzam szkolenie zawodników w Klubie. To inny świat. A w świecie kapeluszy widzę nader często jak pseudo instruktorzy z godziny urywają piętnaście minut na "ala" rozgrzewki, bo nie chce się im uczciwie dupy na stok ruszyć. Nasze dzieciaki przez cały rok mają zajęcia na sali i basenie. Latem jeżdżą na rolkach i rowerach więc naturalnie ich stopień sprawności fizycznej jest wysoki i nie potrzebują celebracji pajacowania przed wpięciem nart. Już na stoku są rozgrzane. Co do mnie, to codziennie o 6 rano pływam 40 basenów. Tak, z nawyku bo lubię. A i jeszcze jedno: Brawura na stoku, to domena kapeluszy właśnie. My zimno kalkulujemy podejmowane ryzyko...

 

Pozdrawiam, radcom 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Naprawdę, wrzuć na luz. To jest forum, na którym swoje poglądy wymieniają kapelusze. Mniej lub bardziej zaawansowani, ale ciągle kapelusze. Nie ma i nigdy nie będzie prostego połączenia sportu wyczynowego ze sportem powszechnym. To dwa różne i bardzo odległe od siebie światy. Nic nie wiesz o stopniu zdegradowania moich stawów, a stwierdzasz, że to moje złe nawyki doprowadziły "kalectwa". Sorry, pojęcia nie masz jaki wpływ na stawy i układ kostny ma wyczynowe uprawianie narciarstwa zjazdowego. To, że nie celebruję po forach jakim to sportowcem nie jestem, nie oznacza, że źle przeprowadzam szkolenie zawodników w Klubie. To inny świat. A w świecie kapeluszy widzę nader często jak pseudo instruktorzy z godziny urywają piętnaście minut na "ala" rozgrzewki, bo nie chce się im uczciwie dupy na stok ruszyć. Nasze dzieciaki przez cały rok mają zajęcia na sali i basenie. Latem jeżdżą na rolkach i rowerach więc naturalnie ich stopień sprawności fizycznej jest wysoki i nie potrzebują celebracji pajacowania przed wpięciem nart. Już na stoku są rozgrzane. Co do mnie, to codziennie o 6 rano pływam 40 basenów. Tak, z nawyku bo lubię. A i jeszcze jedno: Brawura na stoku, to domena kapeluszy właśnie. My zimno kalkulujemy podejmowane ryzyko...

Pozdrawiam, radcom


Bardzo dziwiłem się jak jeden z byłych juniorów startował w AMPach z biegu. Pytałem czy trenował w sezonie. Nie. Czy jeździł na nartach. Tak. Czy wtedy na lodowcu poćwiczyl. Nie. Bo to inna jazda z klientem szkoleniowa. To czy przed zawodami AMP poćwiczy. Nie. Czy pierwszy przejazd asekurancki. Nie. Bo to bez sensu. Byłem pewny że wypadnie. Zarówno w SL i GS był w pierwszej dziesiątce. Wiele sezonów 200+ i tyle. Nie warto stosować własnej amatorskiej miary do zawodowców.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...