Skocz do zawartości

[DIY] Thermobox.


Szymon

Rekomendowane odpowiedzi

 

 

Wynikałoby z tego, że jedno smarowanie-wygrzewanie wystarcza na sezon? Czy rzeczywiście jest aż tak dobrze???

Ale nawet wtedy jest chyba małe uzasadnienie dla budowy termoboxa bo "zwykłe" smarowanie to jest chwila i nakład pracy i koszty budowy prędko (nigdy) się nie zwrócą. 

 

 

 

 

 

Wiesiek

 

Koszt zrobienia termoboksu zwróci się każdemu kto go wykona.

Pomijam kwestie finansowe aczkolwiek nie do końca.

Policz tylko czas i koszt wysyłania nart na taką operację.

 

Dla mnie ważniejsza jest satysfakcja z wykonania i niezależność wynikająca z posiadania takiej zabawki w garażu.

 

p.s. gdybym jeszcze złapał jako klientów takich jak np. gajowy czy maniaq ( mają tyle nart, że obdzielili by niedużą miejscowość) to jeszcze wyszedł bym ostro do przodu. :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 119
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

@Szymon!

 

Ja też jestem pełen uznania dla Ciebie i za to, że podzieliłeś się swoimi rozwiązaniem z innymi. Moje pytania i wątpliwości wynikały z moich doświadczeń kogoś kto dużo jeździ i poświęca na serwis rozsądne minimum czasu i środków. To drugie - oszczędność środków wynika z faktu, że serwisujemy więcej nart a ja zajmuję się zaopatrzeniem i jak widzę jak szybko kończą się pilniki (szczególnie na nartach Volki) i że smar schodzi całkiem szybko to zadaję sobie pytania jak optymalizować wydatki.

Gdybym miał Twoje umiejętności to być może uznałbym, że budowa termoboxa jest sensowna i uzasadniona dla naszej grupki. Ale tak czy tak to bardzo interesujący wątek i na pewno go zapamiętam i być może nawet kiedyś wykorzystam

 

Pozdro

Wiesiek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pomysł Kol Szymona super,"boxik zawodowy", w moich deskach ślizgi typu elektra (grafitowy) lubią głębokie nasycenie smarem a takie można uzyskać w termoboxie. Smarowanie żelazkiem robię w zależności od przejechanego dystansu i warunków śniegowych, wygrzewanie zazwyczaj na zakończenie sezonu oraz nałożenie grubszej powłoki żalazkiem. Smarów fluorowych nie używam, zbyt drogie na moją kieszeń, uważam że w amatorskim uprawianiu narciarstwa jak i snowbordu jest to przerost formy nad treścią.

 

 

 

Pzd be-ja

 

 

Wiesiek

 

Koszt zrobienia termoboksu zwróci się każdemu kto go wykona.

Pomijam kwestie finansowe aczkolwiek nie do końca.

Policz tylko czas i koszt wysyłania nart na taką operację.

 

Dla mnie ważniejsza jest satysfakcja z wykonania i niezależność wynikająca z posiadania takiej zabawki w garażu.

 

p.s. gdybym jeszcze złapał jako klientów takich jak np. gajowy czy maniaq ( mają tyle nart, że obdzielili by niedużą miejscowość) to jeszcze wyszedł bym ostro do przodu. :D

 

Polać tym Panom, hehe  :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ha, ha, żebym miał gdzie trzymać taki box to.......  ale mieszkam w bloku, a do  sypialni to żonka nie pozwoli władować.

Co do używania urządzenia, to śmiało trzy razy w sezonie bym wsadził do niego moje deski, dwa sezony i zwrot kosztów.

 

 

 

Pzd be-ja

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ha, ha, żebym miał gdzie trzymać taki box to.......  ale mieszkam w bloku, a do  sypialni to żonka nie pozwoli władować.

Co do używania urządzenia, to śmiało trzy razy w sezonie bym wsadził do niego moje deski, dwa sezony i zwrot kosztów.

 

 

 

Pzd be-ja

 

Ja na szczęście mam garaż. Zrób sobie mały box na 1 parę nart (bez wiązań - jedna narta nad drugą) o wymiarach w okolicy 15x30x200cm obłożony styropianem 2,5 cm i do tego składany (skręcany). :) Mówię serio, jak najbardziej do zrobienia, tylko zamiast płyty HDS jakąś sklejkę 6-8mm trzeba by zastosować, ale znacznie mniej - więc nie za bardzo drożej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam dwa pytania. .

 

Wynikałoby z tego, że jedno smarowanie-wygrzewanie wystarcza na sezon? Czy rzeczywiście jest aż tak dobrze???

Ale nawet wtedy jest chyba małe uzasadnienie dla budowy termoboxa bo "zwykłe" smarowanie to jest chwila i nakład pracy i koszty budowy prędko (nigdy) się nie zwrócą. 

 

I drugie

 

Dlaczego parafiny narciarskie są tak drogie? Nie mam tutaj na myśli tych z fluorem tylko zwykłe parafiny hydrokarbonowe - nawet kupując kilogram wychodzi około 100 zł//kg. Doczytałem, że nie ma tam większej filozofii i jest to po prostu mieszanka paru/parunastu węglowodorów nasyconych o różnej długości łańcuchów (i różnych temp topnienia). Bez najmniejszego problemu znalazłem w sprzedaży parafiny do świec (o trochę niższych temperaturach topienia) w cenie 13 zł/kg a przy dużych opakowaniach nawet 7 zł/kg. są też parafiny kosmetyczne w przedziale 25-40 zł/kg (w małych opakowaniach). Czy miałoby to jakiekolwiek znaczenie jakbym zaczął stosować te "zamienniki"? Przy 10 parach nart czy desek na wyjeździe to zasadnicza różnica cenowa. Swoje narty smaruję co dwa dni (być może za często ale to w sumie moment).

 

Pozdro

Wiesiek

Wiesiek nie żebym się przy.....  ale kilka miesięcy temu napisałeś:

 

Napisano 27 luty 2014 - 11:22

No to ja się przyznam do totalnej abnegacji - w zasadzie w ogóle nie smaruję nart. Nie żebym uważał, że nie warto tylko z wyjazdu wracam w środę, rzucam się aby nadrobić zaległości do piątku, sobota i niedziela jest dla rodziny, coś trzeba naprawić, ugotować obiad, pojeździć na rowerze z żonką itd pon-piątek nadrabiam trochę do przodu robotę, trochę kucharzę (nie to że to lubię ale połowicę trzeba odciążyć) i w piątek wyjazd. A w kwietniu jest jeszcze gorzej bo potrafię być nawet 20 dni na śniegu.Więc kiedy mam serwisować? Jak naostrzę krawędzie to jest dobrze. I w kwestii koloru ślizgu to jest idealnie czarny, w tyle nie zostaję nawet na płaskich odcinkach. Jakoś mi tego smarowania nie brakuje, gorzej gdy tępe krawędzie - na lodzie trzeba uważać.

 

Za to zawsze smaruje czystą parafiną foki.

 

Pozdro

Wiesiek

 

 

Ponieważ to troszkę przeciwne aczkolwiek niewykluczające się opinie na temat smarowania chętnie przygarnę która jest prawdziwa a która na aktualne potrzeby dyskusji. Bez urazy nie osobowo a tylko o treść jak zwykle mi chodzi.

Łukasz zapomniałeś o Swojej marży wspomnieć, ile ona wynosi a są jeszcze pośrednicy. Każdy chce za swoją pracę wynagrodzenie? To dlaczego innego wynagrodzenie tak denerwuje, producent  najtańszej parafiny tez ma swoją marżę i najczęściej % podobną.

 

Te 10 smarowań to sobie gdzieś kiedyś przeczytałem i nie jestem tego autorem

Jest poważna dyskusja u sąsiadów.

http://www.skionline...rt-mity-czy-nie

 

Wynikałoby z tego, że jedno smarowanie-wygrzewanie wystarcza na sezon? Czy rzeczywiście jest aż tak dobrze???

Ale nawet wtedy jest chyba małe uzasadnienie dla budowy termoboxa bo "zwykłe" smarowanie to jest chwila i nakład pracy i koszty budowy prędko (nigdy) się nie zwrócą.

 

 

Miałem wygrzewane kilka par nart, efekt jest,  jak wielki nie potrafię w żaden sposób się odnieść.

Dlaczego?

Proste,  nie mam jak tego fizycznie zrobić, nie mam dwu identycznych par by jedne smarować drugie nie smarować i tyle samo na obu parach w identycznych warunkach przejechać. Według mnie  10 smarowań to marketing, powtarzany wielokrotnie robi się prawdą identyczną  jak omawiany na tym forum zgniot,  którego nikt nie potrafi tak zgnieść jak zgniata się na nartach podczas jazdy i to nawet na przodach ;)

 

Dlaczego parafiny narciarskie są tak drogie? Nie mam tutaj na myśli tych z fluorem tylko zwykłe parafiny hydrokarbonowe - nawet kupując kilogram wychodzi około 100 zł//kg. Doczytałem, że nie ma tam większej filozofii i jest to po prostu mieszanka paru/parunastu węglowodorów nasyconych o różnej długości łańcuchów (i różnych temp topnienia). Bez najmniejszego problemu znalazłem w sprzedaży parafiny do świec (o trochę niższych temperaturach topienia) w cenie 13 zł/kg a przy dużych opakowaniach nawet 7 zł/kg. są też parafiny kosmetyczne w przedziale 25-40 zł/kg (w małych opakowaniach). Czy miałoby to jakiekolwiek znaczenie jakbym zaczął stosować te "zamienniki"? Przy 10 parach nart czy desek na wyjeździe to zasadnicza różnica cenowa. Swoje narty smaruję co dwa dni (być może za często ale to w sumie moment).

 

Według mnie są drogie ale narty nie są dla biednych, ja przyzwyczajony jestem za swoje przyjemności płacić.

I najważniejsze.

1. Efekt jest u dobrego producenta gwarantowany.

2. Każdy smar jest elementem większej całości. Czyli w zależności czego potrzebujesz i na co Cię stać możesz ewentualnie mieć.

Badania, sponsoring, produkcja i pośrednicy kosztują tak jak w innych dziedzinach życia.

Jeśli masz jakiś zaprzyjaźniony serwis pewnie będzie Ci wstanie zrobić logiczną ofertę na smary, jeśli nie,  jesteś w tej dobrej sytuacji że (dla mnie znakomite smary) masz u siebie na miejscu przedstawiciela mojej ulubionej marki z bardzo życzliwą obsługą.

Jaki jest problem z zamówieniem grupowym,  grupą znajomych? forumowym? czy jak sobie stryjenka winszuje?

Kiedyś już opisywałem czym się smaruję więc ja nie będę się paprał w szukanie w zwykłych  parafinach.

Najzwyczajniej wolę gotowca.

Mnie grupowo podstawowy smar wychodził chyba 40-50 pln za kg. 2 lata temu,  jeszcze mam na 1 sezon

Niestety muszę wykończyć starą wersję.

Więc jak widzisz Wieśku 40 pln za kilogram smaru narciarskiego i parafinę kosmetyczną to zbyt podobna cena i wolę bez zapachów. ;)  A wiem żeś skiturowiec więc klej na fokach byćmoże  zagrożon.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiesiek nie żebym się przy.....  ale kilka miesięcy temu napisałeś:

 

 

:D :D :D

 

Zgadza się. Ale...

 

Juras wyznaczył mi zadanie :(  zorganizować serwis

 

Zakupiłem koziołki, stolik do ostrzenia i resztę zabawek. Zrobiliśmy stałe składane stanowisko serwisowe (to w sumie było najważniejsze i najtrudniejsze). Coś tam przyswoiłem sobie z netu a przede wszystkim z SF - mam wrażenie, że też od Ciebie :) .

 

Ogólnie wszyscy są zadowoleni bo jednak narty ostre, nasmarowane (i bez dziur) to fajna sprawa - szczególnie jak się jeździ na szerokich deskach. Samo serwisowanie nie sprawia mi specjalnej radości - szczególnie ostrzenie. Smarowanie prawie, że polubiłem.

 

Pozdro

Wiesiek.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

:D :D :D

 

Zgadza się. Ale...

 

Juras wyznaczył mi zadanie :(  zorganizować serwis

 

Zakupiłem koziołki, stolik do ostrzenia i resztę zabawek. Zrobiliśmy stałe składane stanowisko serwisowe (to w sumie było najważniejsze i najtrudniejsze). Coś tam przyswoiłem sobie z netu a przede wszystkim z SF - mam wrażenie, że też od Ciebie :) .

 

Ogólnie wszyscy są zadowoleni bo jednak narty ostre, nasmarowane (i bez dziur) to fajna sprawa - szczególnie jak się jeździ na szerokich deskach. Samo serwisowanie nie sprawia mi specjalnej radości - szczególnie ostrzenie. Smarowanie prawie, że polubiłem.

 

Pozdro

Wiesiek.

Wieśku, szczotkowanie jest najfajniejsze.  Jest jeszcze coś co nie wiem czy zaobserwowałeś,  narta dobrze jadąca wymaga mniej siły  więc chyba jednak staje się bezpieczniejsza. Syf który nie wchłania się w ślizg nie odkłada się potem na kleju.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wieśku, szczotkowanie jest najfajniejsze.  Jest jeszcze coś co nie wiem czy zaobserwowałeś,  narta dobrze jadąca wymaga mniej siły  więc chyba jednak staje się bezpieczniejsza. Syf który nie wchłania się w ślizg nie odkłada się potem na kleju.

Jak rozumiem mówisz o narcie turowej? Nie zauważyłem tego...

 

Do zjazdów mam drugi (a tak naprawdę to więcej) komplet - sprzęt zjazdowy jest tani i szkoda mi setów turowych. Na turach w sumie mało się jeździ (a u mnie jest sporo na lodowcach) więc chyba u mnie ten problem nie występuje...

 

Pozdro

Wiesiek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jestem po pierwszym wygrzewaniu 2 par nart, jedne nowe, drugie stare - używane.

 

Najpierw zrobiłem dwukrotne cyklinowanie na gorąco i szczotkowanie. Następnie nałożyłem jak najgrubszą warstwę smaru żelazkiem - naprawdę było go sporo. Dodatkowo na koniec nakapałem jeszcze smar na środek ślizgu bez prasowania, żeby w boxie się rozpłynął. Co prawda między bajki wsadzałem opowieści o tym, że ślizg w boxie tak pije, że smar trzeba uzupełniać, ale na wszelki wypadek dałem go dużo.

 

Po 2 godzinach zajrzałem na moment do boxa (59 st.C), smar był ładnie roztopiony i idealnie pokrywał całą powierzchnię ślizgów. Pomimo tego był na tyle gęsty, że nakapane na środek krople nie chciały się rozpłynąć po ślizgu i nawet z dziobów nart nic nie kapało, a smaru było tam aż za dużo.

Po 15-20 godzinach wyłączyłem ogrzewanie, po następnych kilkunastu w boxie było jeszcze 37st C. Jest trochę za dużo styropianu (spokojnie wystarczyłoby 5 cm) i za wolno box stygnie - to niby dobrze ale trzeba mieć cierpliwość. Rozszczelniłem lekko drzwi i wróciłem za kilka godzin.

 

Tak wyglądał ślizg nowej narty po wygrzaniu.

WP_000994.jpg

 

Smar został praktycznie tylko w miejscach gdzie był nakapany i się nie rozpłynął. Ta rozprasowana warstwa wchłonęła się w całości, a w wielu miejscach pojawiły się suche plamy. Widać je było nawet po cyklinowaniu i szczotkowaniu.

WP_000995.jpg

 

Natomiast stare narty po wygrzaniu wyglądały tak.

WP_000999.jpg

 

Smar wchłonął się w niewielkim stopniu - było co cyklinować.

Być może to wina jakości ślizgu, chociaż niby jest "sintered" i to akurat są Stockli, więc raczej nie jest podłej jakości. Bardziej prawdopodobne, że ślizg jest "zapchany" starymi smarami o większej twardości i temperaturze topnienia, które nie chciały głębiej przepuścić miękkiego smaru. Cyklinowanie na gorąco widocznie ich nie usunęło.

 

Nowe narty jeszcze raz trafiły do boxa z kolejną porcją smaru bazowego, a stare już z nałożonym smarem poślizgowym.

 

Ewidentnie widać, że nowy ślizg "lubi wypić".

 

Nie wiem natomiast czy przełoży się to na dłuższą jazdę bez smarowania, bo co z tego, że smar siedzi w głębszych warstwach ślizgu jeśli na wierzchu się zetrze? Niedługo to sprawdzę.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze słowo o wyłącznikach termicznych http://www.julik.pl/...A250V-65C-/1421.

One powinny odcinać zasilanie w temperaturze znamionowej i ponownie je załączać w temperaturze o 10-15 st. niższej.

Niestety to jakaś chińszczyzna chyba i parametry to one trzymają tylko na papierze. Na 3 sztuki 2 działały w sposób powtarzalny, jeden przy 65st.C, ale drugi przy 60st.C - więc trochę za blisko temperatury roboczej i dochodziło do niechcianych rozłączeń zasilania. Trzeci działał kompletnie bez sensu i za każdym razem inaczej. Trzeba kupić kilka, przetestować i wybrać sprawny egzemplarz.

 

Są jeszcze jednorazowe bezpieczniki termiczne, ale nie nadają się do takich zastosowań. Mają się topić w określonej temperaturze odcinając na stałe zasilanie. Problem w tym, że nie są dostosowane do pracy długotrwałej i po kilku godzinach działania temperatury o kilkanaście stopni niższej też ulegają uszkodzeniu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

J

 

Mam podobne wnioski i linkowany post w sąsiednim forum traktuję jako typowy "artykuł sponsorowany".  Z wiedzą typowo książkową. Na logicznym szkoleniu podają ile jest + - warstwy pijącej smar 0,3 mm wiec ile może wypić? jest jasne że odparowuje.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam podobne wnioski i linkowany post w sąsiednim forum traktuję jako typowy "artykuł sponsorowany".  Z wiedzą typowo książkową. Na logicznym szkoleniu podają ile jest + - warstwy pijącej smar 0,3 mm wiec ile może wypić? jest jasne że odparowuje.

 

O jakim artykule mówisz?, daj linka.

 

Parafina odparowuje? Czemu nie odparowała z drugiej pary nart i czemu ta druga warstwa, którą skończyłem już wygrzewać nie chciała odparować?

Temperatura wrzenia parafin to między 300 a 400 st.C, w 60 to ona ledwo co w stan ciekły przechodzi i do intensywnego parowania trochę brakuję.

 

Nie jestem w stanie sprawdzić jak głęboko wchodzi w ślizg parafina i czy to jest 0,3mm czy więcej - sam nie wiem gdzie ona się pomieściła, ale ani z nart nie spłynęła ani nie odparowała.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Masz linka w 31 moim poście.  http://www.skionline...rt-mity-czy-nie

 

muszę sobie przypomnieć, poszukać gdzieś na forum były jakieś wykresy tokowskie

Woda np w praniu wysycha i nie musi wrzeć.

 

Oczywiście że ciecze parują w każdej temperaturze, tylko jak szybko.

Parafina ze starych nart nie wyparowała (o były grzane równocześnie), parafina ponownie nałożona na nowe narty również nie wyparowała, logicznym wnioskiem jest, że nie da się zaobserwować parowania parafiny w temperaturze i w czasie o jakich rozmawiamy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście że ciecze parują w każdej temperaturze, tylko jak szybko.

Parafina ze starych nart nie wyparowała (o były grzane równocześnie), parafina ponownie nałożona na nowe narty również nie wyparowała, logicznym wnioskiem jest, że nie da się zaobserwować parowania parafiny w temperaturze i w czasie o jakich rozmawiamy.

 

Wystarczy zważyc nartę przed i po wygrzaniu :D

 

pozdro

Wiesiek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście że ciecze parują w każdej temperaturze, tylko jak szybko.

Parafina ze starych nart nie wyparowała (o były grzane równocześnie), parafina ponownie nałożona na nowe narty również nie wyparowała, logicznym wnioskiem jest, że nie da się zaobserwować parowania parafiny w temperaturze i w czasie o jakich rozmawiamy.

Ja nie neguje że wchłania, raczej tylko że zastępuje 10 smarowań. Kwestia ile dałeś w jakiej temperaturze wsadzałeś do boksa i w jakiej wyciągałeś. Moje lądowały momentalnie po żelazku więc prawie na pół płynnie.

Wujot, pewną część życia przejeździłem na parafinie, parafinie aptecznej,  żyję da się, kłopot zaczyna się w sporym minusie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wystarczy zważyc nartę przed i po wygrzaniu :D

 

pozdro

Wiesiek

 

mam wagi apteczne, bardzo dokładne - ale ta większa ma zakres do 1kg. :)

 

 

Ja nie neguje że wchłania, raczej tylko że zastępuje 10 smarowań.

 

Ile smarowań zastępuje to ja nie wiem. W kwestii możliwości wchłonięcia parafiny przez ślizg na pewno dużo, ale do jazdy i tak liczy się smar który jest przy samej powierzchni ślizgu (ten co jest głębiej na powierzchnię nie wylezie), więc być może zastępuje tylko 1 smarowanie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

kolo - w tym poście, który zlinkowałeś są zdjęcia boxa  w jednym z serwisów. Zauważcie, że to też jest samoróba tylko zrobiona dużo staranniej i bardziej ergonomicznie niż moja, z budowlanych płyt izolacyjnych Rectile. Nawet sterownik mają tej samej firmy i prawdopodobnie ten sam model co ja, tylko w wersji pod zabudowę tablicową (ja mam na szynę din). Dodatkowo mają też programator czasowy.

Widać, że chłopaki nie są w ciemię bici i zamiast kilkunastu tysięcy na markowy boks wydali pewnie około tysiaka. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

kolo - w tym poście, który zlinkowałeś są zdjęcia boxa  w jednym z serwisów. Zauważcie, że to też jest samoróba tylko zrobiona dużo staranniej i bardziej ergonomicznie niż moja, z budowlanych płyt izolacyjnych Rectile. Nawet sterownik mają tej samej firmy i prawdopodobnie ten sam model co ja, tylko w wersji pod zabudowę tablicową (ja mam na szynę din). Dodatkowo mają też programator czasowy.

Widać, że chłopaki nie są w ciemię bici i zamiast kilkunastu tysięcy na markowy boks wydali pewnie około tysiaka.

Znam jeszcze jeden serwis który ma samoróbkę od kilku lat, tego linkowanego nie mogę powiększyć. Zasada urządzenia jest banalnie prosta, logiczne jest samodzielne wykonanie  ze względu na koszt i późniejsze pokrycie zlecaniami płatnymi :). Chyba że chodzi komuś o prestiż, wtedy musi być oryginał najlepiej z logiem producenta smarów.

 

http://www.tokous.com/thermo_bag.htm

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obiecane, dostarczone :)
 

 

Wykres odnosi się do prasowania w czasie do 6 minut, ciężko to odnieść do 20 godzin w boxie, ale i tak jest ciekawy.

Wynika z niego, że im temperatura wyższa tym szybciej wsiąka parafina, ale to nic zaskakującego bo ma niższą lepkość, z gorącego żelazka kapie jak woda, a w 60 st.C roztopiona kropla na ślizgu nawet nie chce się rozpłynąć.

Podczas zwykłego prasowania przeważnie robimy kilka przebiegów żelazkiem po ślizgu, podczas którego dane miejsce jest łącznie prasowane może przez 30 sekund, albo mniej. Wg wykresu w ślizg wejdzie około 1mg/cm2. Z drugiej strony jak ktoś się uprze i będzie każdą nartę prasował godzinę to osiągnie czas w okolicach 6 minut (na każde miejsce) i ślizg przyjmie 20mg/cm2, a to już bardzo dużo. To mniej więcej odpowiada warstwie parafiny o grubości 0,2mm. W jaki sposób miała by się ona zmieści w 0,3mm grubości ślizgu? Musiała by docierać znacznie głębiej.

 

Jest jeszcze taki wykres http://www.tokous.com/thermo_bag.htm. Wynika z niego, że po 3 godzinach w boxie w 60 st.C parafina dociera na głębokość 0,3mm, a w wierzchniej warstwie ślizgu jej procentowa zawartość osiąga 45%. Całkiem sporo pustego miejsca musi być w ślizgu, skoro tyle parafiny przyjmuje. Ale średnia zawartość parafiny w warstwie 0,3mm jest poniżej 10%. Czyli odpowiada to warstwie parafiny 0,03mm czyli jakieś 3mg/cm2.

 

Pytanie jak to wygląda po 20 godzinach?

Ktoś pisał chyba na epicski, że ważył narty (ale nie wiem po ilu godzinach) i wyszło mu około 8g na nartę. To odpowiada prawdopodobnie około 5mg/cm2.

Z moich obserwacji wynika, że nowa narta wchłonęła praktycznie w całości warstwę, którą udało się rozprasować żelazkiem możliwie grubo - ale tu znów nie wiem jak grubo, może to było 0,1mm a może 0,3mm?

 

W każdym razie, wygląda na to, że można całkiem sporo parafiny do ślizgu wprowadzić nawet przy pomocy żelazka - ale to bardzo mozolne i ryzykowne, ze względu na możliwość przypalenia ślizgu czy uszkodzenia konstrukcji narty w przypadku jej przegrzania. Zrobienie tego w termoboxie jest bezpieczniejsze i nie absorbuje tyle własnego czasu. Parafina potrafi też wsiąknąć chyba znacznie głębiej niż 0,3mm - pytanie tylko po co ja wprowadzać tak głęboko?

Może nie ma sensu trzymać w boxie narty dłużej niż kilka godzin.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zasada urządzenia jest banalnie prosta, logiczne jest samodzielne wykonanie  ze względu na koszt i późniejsze pokrycie zlecaniami płatnymi :). Chyba że chodzi komuś o prestiż, wtedy musi być oryginał najlepiej z logiem producenta smarów.

 

Tak zgadzam się z Tobą kolo, budowanie komory ma tylko wtedy sens jeżeli będzie on zarabiał na siebie, co do oryginału jak napisałeś z logiem producenta smarów, to nie jest kwestia tylko prestiżu, bo czy klient zlecający usługę wygrzewania nart w komorze pyta się o producenta boxu, z praktyki powiem Ci, ani jeden klient nie zadał mi takiego pytania, oczywiście mogą o tym przeczytać na stronie, ale wiele serwisów się tym specjalnie nie chwali, a czy będzie to stanowiło dla nich jakiś problem, myślę, że dla większości nie, bo klient oczekuje super efektu finalnego. Poza tym oryginał ma wiele zalet i tylko jedną wadę (cena, chociaż ja swój kupiłem w super cenie), co do zalet oryginału jest to dobrze przemyślana konstrukcja, stabilna i szczelna (moja komora waży 140 kg) z dopracowanymi programami serwisowymi (taki mały bonus dla serwisu, ktoś przetestował, ktoś wprowadził i gotowe), ale nie o tym chciałem tutaj napisać, kwestia wrażeń, ponad rok używam komory i co zauważyłem, wygrzewanie nie zastąpi tradycyjnego smarowania (żelazko-smarownica), jest tylko czynnością, którą warto wykonać jeden lub dwa razy w sezonie i ma na celu dobrze nasączyć ślizg miękkim smarem, a co się z tym wiąże, dalsze procesy smarowania, a przede wszystkim efekty są bardziej trwałe (tradycyjne smarowanie na gorąco wystarcza na dłużej), dlaczego zawodnicy pałają taką niechęcią do nowych nart ?

 

Miałem okazję przetestować swoje narty, najpierw komora wygrzewanie smarem do Thermoboxu Solda, później tradycyjne smarowanie żelazkiem jako podkład smar molibdenowy Toko, a na końcu czerwony LF Performance Solda (zastosowany przeze mnie z uwagi na szeroki zakres temperatur jak i na cenę). Efekt po tygodniu jeżdżenia w różnych warunkach, był lód i świeży śnieg, poślizg narty był rewelacyjny, najłatwiej to zauważyć na płaskich trasach lub dojazdówkach oraz za bramkami przy wejściu na krzesło, gdzie wręcz trzeba było hamować kijkami. Tak samo było z ostrzeniem krawędź naostrzona precyzyjnie na dysku borazonowym o gradacji B10, efekt przerósł moje oczekiwania, bo tygodniu katowania, krawędź w idealnym, ostrym stanie.

 

Wracając do smarowania prawda w moim przypadku może być taka, że to efekt częstego smarowania na gorąco albo efekt smarowania na maszynie Wax Future, nie wiem, a powiem szczerze nie chce mi się robić specjalnych testów, bo nie mam na to czasu. Dyskusje akademickie ile gram smaru wejdzie w ślizg, albo narzekania jakie to wszystko jest drogie itp. pozostawiam Wam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...