Skocz do zawartości

Upadki na nartach,jak często i dlaczego upadamy?


Kuba99

Rekomendowane odpowiedzi

 

"Upadek kontrolowany" to taka sytuacja, gdzie jadący nie ma pojęcia co dalej robić, więc się wywraca. W ten sposób wielu próbuje (bez skutku) udowodnić że tyłkiem są w stanie skuteczniej wytracić prędkość niż przy pomocy krawędzi nart.

 

Każdy sądzi wg siebie.

Ja kontrolowany upadek rozumiem, jako sytuację, gdy np. ktoś nam zajedzie drogę, wpadniemy na muldę i inne wszelkie sposoby, które wytrącają nas z równowagi i gdzie ryzyko jej utrzymania jest większe niż w przypadku wywrócenia się w taki sposób, żeby kontrolować ułożenie nóg i nart w celu uniknięcia kontuzji.

W każdym sporcie to jest stosowane.

Oczywiście wiadomo, ze im lepsze umiejętności, tym mniej powodów do upadku.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 215
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

jednego dnia zaliczyłem jakieś 25-30 upadków ...

 

lat temu wstecz 3 może 4  ... Vigo di Fassa

jest tam taki mały ośrodek , w zasadzie dla rodzinny i dla dzieci

ale jest tam również ekstra czarna trasa , nazwana na cześć jednego z najwiekszych

alpejczyków świata ... Alberto Tomba

lubił ta trasę i często na niej trenował ... w zasadzie to ściana

z długim padakiem

 

...wówczas byłem po liftingu kolana ... w łepetynie zagościł strach przed stromizną ... ot blokada i lęk przed przepaścią - nie wiem skąd to mi się wzięło

chłopaki wynudzili się tam strasznie a ja, cały dzień katowałem się na tej trasie ... góra dół  bez przerwy

pierwsze 'zjazdy' to w zasadzie jazda na tyłku po pierwszych skrętach ... leciało się na sam dół, bo o zatrzymaniu się nie było mowy

zaciśnie te zęby (najlepszy środek przeciwbólowy - lepszy niż apap) i znów na górę ...

... po 20 -tym zaczęło być lepiej .... około 30-tego było cacy

po 40-tym 'środek przeciwbólowy' zamienił się w uśmiech ...

w sumie zjechałem ok 50 razy ...

 

:)

jarek

 

Użytkownik jark edytował ten post 02 grudzień 2014 - 20:58

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Każdy sądzi wg siebie.
Ja kontrolowany upadek rozumiem, jako sytuację, gdy np. ktoś nam zajedzie drogę, wpadniemy na muldę i inne wszelkie sposoby, które wytrącają nas z równowagi i gdzie ryzyko jej utrzymania jest większe niż w przypadku wywrócenia się w taki sposób, żeby
kontrolować ułożenie nóg i nart w celu uniknięcia kontuzji.


Niestety, ale jakoś nie potrafię sobie wyobrazić takiej sytuacji. Rezygnacja z możliwości skutecznego hamowania i sterowania torem swojej jazdy nie wydaje mi się sensowna podczas normalnej, rekreacyjnej jazdy. Co innego sytuacja gdy siądziemy na śniegu już po wyhamowaniu.
No chyba że mówimy o tym, jak się zachować jak już kontrolę straciliśmy, lecimy i staramy się zminimalizować skutki niechybnego lądowania, ale chyba nie tego dotyczyło pytanie Michała.
Pozdr
Marcin
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak czytam ten temat i sobie myślę gdzieś już o tym dzwonili . . .

Był przecież już temat: dlaczego się przewracamy, czy jakoś tak (nie pamiętam dokładnie)już jest i było wałkowane (chyba też finalnie skończyło się na technice jazdy itp. )

Pyt. nr 1:  Czy założyciel tematu nie czyta forum, nie używa opcji "szukaj". . . i powstało "takie coś"

Pyt. nr 2: Czy jest to spowodowane jakąś posuchą na forum

Pyt. nr 3: A może założyciel liczy na wiodący temat, który to finalnie zostanie podwieszony przez moderatorów strony . .  . :ph34r:

 

Tak czy siak, pozdrawiam ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat może był podobny ale ten się bardzo dobrze rozwija.

 

 

Jak często upadam? To zależy. Jak jest dobry sezon i jeżdżę intensywnie i na tykach to nawet kilka razy na dzień. Jak jest taka padaka jak w zeszłym roku to chyba wyszło z 3-4 razy w czasie sezonu.

 

Dlaczego upadam? Też wskazałbym różnorodne przyczyny.

 

1. Najczęściej z uwagi na jazdę na granicy możliwości i próby jej przekraczania. To często kończy się glebą, nierzadko dość efektowną.

 

2. Nieuwaga i nonszalancja. Jadąc wolno nie skupiam się specjalnie na utrzymaniu równowagi i nieraz wychylę się za bardzo w bok i klapnę. Zdarzało się już przewrócić stojąc w miejscu Np. w kolejce do wyciągu. Nieraz spadałem też z orczyków i leżałem nawet na taśmie rozpędowej do krzesła.  Choć i tak nie przebiję kolegi, spotkanego na kursie instruktorskim, który wypadł z wyciągu krzesełkowego. Na szczęście nie z wysoka i w zaspę ;)

 

3. Czynniki sprzętowe. Wypieło się wiązanie lub puściła krawędź, choć ten drugi ma też związek z techniką.

 

4. Warunki do przewidzenia lub nie. Jakaś skała lub gałąź pod puchem. Niewidoczny fragment sztucznego śniegu prosto z armatki itp. i można polecieć jak z katapulty.

 

5. Nieznajomość trasy i brak zachowania odpowiedniej do tego ostrożności. W ten sposób spadłem z lodospadu w Pamirze i z dachu jakieś szopy w Livigno. Pewnie było też więcej przypadków.

 

6. Ludzie/ zbyt duży tłok. Zdarzały się zderzenia. Ktoś we mnie wjechał lub zmusił mnie do gleby w celu uniknięcia zderzenia. Mnie też się zdarzyło na kogoś wjechać ale ostatnio juz bardzo dawno. Większość sytuacji pewnie do przewidzenia ale ogólnie najlepiej w tłoku nie jeździć wcale.

 

Jeśli chodzi o kontrolowany upadek to w pewnym stopniu on istnieje ale na pewno nie zwiększa siły hamowania.

- Gdy puści mi krawędź na lodzie przy 70 km/h nie staram się szarpać i wstawać na siłę tylko ślizgam się na biodrze i plecach, strarając się nie zahaczyć nartami o śnieg.

- Gdy wylece z wiązań jak z katapulty stosuję taktykę "pijanego mistrza" czyli nie spinam się tylko koziołkuję czy turlam się tak jak mnie skierował moment bezwładności. Dopiero jak ten moment wyraźnie zmaleje, staram się sterować torem zjazdu tak by omijać przeszkody  lub obrucić się  nartami w dół i zacząć hamować.

- Poza trasą czy w innych niebezpiecznych warunkach gdy w przypadku gleby, konieczne jest hamowanie za wszelką cenę. Jeśli mam jeszcze narty próbuje zrobić przewrót prze bark, obrócić się nartami w dół i zacząć hamować. W przypadku braku nart, wykorzystuje buty, ręce, kolana, moze być nawet głowa. Cokolwiek by zwiększyć siłę hamowania i wryć się w śnieg. Sposób z przewrotem juz raz uratował mnie od śmierci, rycie w śniegu podobnie, z tym że upadek byl w czasie podejścia, z nartami przy plecaku (bez czekana).

- Kontrolowany upadek zdarzył się również kiedyś podczas wygłupów. Na wyjeździe z uczelni (większość początkujacych), chciałem się popisać bączkiem ale zaryłem o jakiś odsyp i glebnąlem na plecy. Wtedy szybko zrobilem przewrót w tył z nartami do jazdy pługiem tyłem. Udało się na tyle sprawnie, że koledzy uznali to za zaplanowaną akcję ;)

 

 

Bez wątpienia :) Tak samo jak stłuczka dla kierowcy.

 

Bezpieczni kierowcy nie mają stłuczek i wypadków. Kierowcy wyczynowi, mają ich za sobą dziesiątki. Niestety ale uzyskanie pewnych umiejętności wiąże się z ryzykiem. Chęć podejmowania ryzyka, zawsze będzie też subiektywna. Tak samo na nartach jak i w samochodzie. Jako idiota oceniany jest ten, który ma tę chęć większą niż dana społeczność a jako frajer ten co mniejszą. Jeżdząc na nartach zawsze jednak, w jakimś stopniu ryzykujemy, podobnie w aucie, niezależnie od tego czy jeździmy 50 czy 150. A jaki to będzie stopień ryzyka to już jest wybór nasz i społeczności, do której chcemy(lub musimy) sie dostosować.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

... Jeżdząc na nartach zawsze jednak, w jakimś stopniu ryzykujemy, podobnie w aucie, niezależnie od tego czy jeździmy 50 czy 150. ...

i jak to mawiał Forest Gump "shit happens" :) byle z tego [email protected]$#a wyciągnąć wnioski.

Ocenianie umiejętności na podstawie upadków/stłuczek jest mało miarodajne. To że ktoś się nie przewraca na nartach nie znaczy że jeździ dobrze i bezpiecznie, to że się przewrócił też nie świadczy o tym że jeździ źle i niebezpiecznie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

i jak to mawiał Forest Gump "shit happens" :) byle z tego [email protected]$#a wyciągnąć wnioski.

Ocenianie umiejętności na podstawie upadków/stłuczek jest mało miarodajne. To że ktoś się nie przewraca na nartach nie znaczy że jeździ dobrze i bezpiecznie, to że się przewrócił też nie świadczy o tym że jeździ źle i niebezpiecznie.

Cześć

Ważne jest jednak gdzie i kiedy się przewrócił.

Pozdrowienia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wage tych slow mozna docenic szczegolnie w glebokim sniegu, gdy po upadku pierwszym problemem jest okreslenie polozenia naszych nog i dostanie sie kijkami do wiazan w celu wypiecia, ewentualnie proby wykopania sie bez wypinania nart, co bez stabilnych punktow podparcia jest naprawde meczace. Czasem jeszcze dochodzi do tego poszukiwanie wypietej narty.

 

A jeszcze dodam do tego późniejsze ogólne odśnieżenie a w szczególności doprowadzenie gogli do użytku (dlatego wożę drugie do szybkiej wymiany). Czasem wyjście z głębokiego śniegu jest tak męczące, że pot zalewa oczy. A jeszcze jak trafimy z tą glebą w jakąś mieliznę to już kaplica.

Pamiętam jak kumplowi rozjechały się narty w zaspie i musiał je wypiąć. Wpadł w śnieg powyżej głowy (ja stałem na nartach i  śnieg miałem powyżej pasa). Szedł pod powierzchnią jak taran po podłożu ciągnąc narty za sobą i przepychając się w dwumetrowej ścianie śniegu - widziałem tylko czubek kasku. Szedł dusząc się w puchu i puszczając wiązanki k... (pod moim adresem bo go tam wyciągnąłem). Po paru minutach, które trwały jak wieczność po wyjściu poza mieliznę wyglądał jak po 15 rundowym pojedynku bokserskim. Ale jeździ dalej...

Poza trasą szybkie zredukowanie upadków do rozsądnej ilości (czyli zera) to kwestia przeżycia bo zamiast, co by nie powiedzieć przyjaznego, puchu można trafić twarzą w skałę albo sterczącą gałąź.

 

Ale jak się nauczyć jeździć w terenie bez tych pierwszych kilkudziesięciu gleb to naprawdę nie wiem...

 

pozdro

Wiesiek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Upadki to stosunkowo ciekawa kwestia. Zasadniczo zdarza mi się wywrócić (choć częściej stracić równowagę i wyratować) w trzech przypadkach:

1. Podczas nauki.

Gdy próbuję czegoś nowego, staram się modyfikować pozycję w skręcie, położyć się bardziej i podkręcić skręt bardziej niż pozwala na to prędkość jazdy i twardość śniegu. Można powiedzieć, że to upadki stosunkowo przewidywalne, bo mam świadomość, że przeginam.

2. Jak się zagapię.

Tutaj jest różnie, choć wywrotki zazwyczaj mają miejsce przy zerowej prędkości, po zahamowaniu, gdy bardziej skupiam się na tym, co dzieje się wokół i zapominam o tym co robię. To tak w wielkim uproszczeniu. Upadek w takich warunkach zdarza się u mnie bardzo rzadko, mniej niż raz na sezon, ale utrata równowagi i ratowanie całkiem często. :P

3. Gdy nic nie widać.

Jak jest mgła, gdy nie mam żadnego punktu referencyjnego i o tym, że jest podłoże wiem tylko dlatego, że na czymś stoję, mam poważne problemy z zachowaniem równowagi po zatrzymaniu. Szczególnie na wypłaszczeniu. Choć tutaj najczęściej taka wywrotka polega na przycupnięciu na śniegu. Choć w marcu, przejeżdżając z Risoul do Vars, zdarzyło mi się na dojazdówce we mgle zjechać z trasy i fiknąć kozła. Byłem święcie przekonany, że jadę przy lewej krawędzi trasy dojazdowej. Błąd. :)

 

Oprócz tego kusi mnie dodanie czwartej kategorii. Upadku przypadkowego, gdzie wszystko powinno być w porządku, ale np. wypięło się wiązanie, narta nieoczekiwanie zapadła się w śniegu, ogólnie stało się coś nieprzewidywalnego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

trzg13, to są te upadki, których można najłatwiej uniknąć, wprowadź taktykę jazdy, bo obserwacje już masz. I takich upadków już nie będzie.

Taktyka musi iść w parze z rozumem,a jak widzę fajną pogodę,mało ludzi to rozum trochę zawodzi,i wtedy cały misterny plan w... :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Cześć
Piotrek Tobie wolno - reszcie raczej nie ufam.

Pozdro

No tak, nie wychodząc z domu, pracując przy nartach, można przecież się skutecznie pociąć lub poparzyć.. w zależności od wykonywanych czynności.. Nie jest to chyba bardziej zacne od obitego tyłka na stoku.. ;)

 

pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Na lodowcu chyba bolało ......

 

Na szczeście nie. Raz, że gleby były mało efektowne, ani razu nawet się wiązania nie wypieły a dwa że na lodowcu były miękkie warunki, sporo świeżego śniegu.

 

Niestety wyjazd zakończył się inną dolegliwością. Jeżdżąc GS na "jajo" przeciążyłem okolice lędźwi i cały czas bolą :(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwszy tydzień na nartach i pierwsza gleba pierwszego dnia, a może raczej szurany piruet na boku. W prawym skręcie nadto się rozhulałem i oparłem klamry wewnętrznego buta na śniegu. Do tej pory się zastanawiam, jak to zrobiłem. Sztuczki nie udało mi się powtórzyć, a bardzo się starałem. :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 rok później...

 Odgrzebie trochę temat..  nie często zaliczam gleby,ale takiej jak ostatnia nie miałem jeszcze.

W ostatnią sobotę pojechałem wieczorem na stok,było miękko,padało trochę i w jednym dość szybkim zjeździe błąd,narta została w kupie miękkiego śniegu a ja wylądowałem na pysk :(  tzn. najpierw uderzyłem klatą,potem głowa.. łep bolał jak diabli ale dość szybko się pozbierałem i z bólami ale z 1.5h jeszcze jeździłem. Na drugi dzień głowa też bolała,ale klata bardziej,w poniedziałek wieczorem już się przestraszyłem że to tak boli i pojechałem do szpitala. Lekarka jakaś niemowa,(może nie lubi narciarzy) wysłała na rtg i stwierdziła stłuczenie klatki piersiowej,kości całe,przeciwbólowe tabletki dała,powiedziała że może boleć 3 tygodnie i ok.

Dziś dalej to boli jak ch..era,gdyby nie ketonal forte nie byłbym w stanie funkcjonować jako tako,nawet powietrza głębiej nie mogę nabrać bez bólu,a kaszel i kichnięcie to nawet nie mówię :( czy ktoś miał takie coś? jak to długo może tak boleć?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 czy ktoś miał takie coś? jak to długo może tak boleć?

Mam wrażenie, że im jestem starszy tym dłużej "może to boleć", dlatego staram się nie wywracać, a przed jazdą robić rozgrzewkę. Bark, na który się wywaliłem z miesiąc temu, czuję do tej pory. Ale cóż sciare necesse est, vivere non est necesse...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Odgrzebie trochę temat..  nie często zaliczam gleby,ale takiej jak ostatnia nie miałem jeszcze.

W ostatnią sobotę pojechałem wieczorem na stok,było miękko,padało trochę i w jednym dość szybkim zjeździe błąd,narta została w kupie miękkiego śniegu a ja wylądowałem na pysk :(  tzn. najpierw uderzyłem klatą,potem głowa.. łep bolał jak diabli ale dość szybko się pozbierałem i z bólami ale z 1.5h jeszcze jeździłem. Na drugi dzień głowa też bolała,ale klata bardziej,w poniedziałek wieczorem już się przestraszyłem że to tak boli i pojechałem do szpitala. Lekarka jakaś niemowa,(może nie lubi narciarzy) wysłała na rtg i stwierdziła stłuczenie klatki piersiowej,kości całe,przeciwbólowe tabletki dała,powiedziała że może boleć 3 tygodnie i ok.

Dziś dalej to boli jak ch..era,gdyby nie ketonal forte nie byłbym w stanie funkcjonować jako tako,nawet powietrza głębiej nie mogę nabrać bez bólu,a kaszel i kichnięcie to nawet nie mówię :( czy ktoś miał takie coś? jak to długo może tak boleć?

 

Heh, mi w lato po upadku na wodnych lekarz powiedział 6 tyg, niestety racje miał skubany:p

W weekend też zaliczyłem podobny upadek ale tylko paszczą zaryłem poza trasą. Jakby był kamień to w najlepszym wypadku szpital, na szczęście tylko miękki śnieg. Pzdr.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odgrzebie trochę temat..  nie często zaliczam gleby,ale takiej jak ostatnia nie miałem jeszcze.
W ostatnią sobotę pojechałem wieczorem na stok,było miękko,padało trochę i w jednym dość szybkim zjeździe błąd,narta została w kupie miękkiego śniegu a ja wylądowałem na pysk :(  tzn. najpierw uderzyłem klatą,potem głowa.. łep bolał jak diabli ale dość szybko się pozbierałem i z bólami ale z 1.5h jeszcze jeździłem. Na drugi dzień głowa też bolała,ale klata bardziej,w poniedziałek wieczorem już się przestraszyłem że to tak boli i pojechałem do szpitala. Lekarka jakaś niemowa,(może nie lubi narciarzy) wysłała na rtg i stwierdziła stłuczenie klatki piersiowej,kości całe,przeciwbólowe tabletki dała,powiedziała że może boleć 3 tygodnie i ok.
Dziś dalej to boli jak ch..era,gdyby nie ketonal forte nie byłbym w stanie funkcjonować jako tako,nawet powietrza głębiej nie mogę nabrać bez bólu,a kaszel i kichnięcie to nawet nie mówię :( czy ktoś miał takie coś? jak to długo może tak boleć?


Jak obiłem sobie żebra to ketonal brałem jak mnie mniej bolało a na początku aby przespać część nocy był zaldiar. Tak było przez dwa miesiące. Co ciekawe ból co parę dni wędrował w inne miejsce. Doświadczenie bardzo pouczające zdecydowanie nauczyło mnie ostrożności przy ostrzejszej jeździe w terenie...

Pozdro
Wiesiek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie te upadki, które wyglądają spektakularnie na ogół są mniej bolesne niż te niepozorne. Jak w tym roku przeturlałam się po stoku (obie narty wypięte) i wylądowałam na plecach, centralnie pod włączoną armatką, to nawet nie chciało mi się wstawać. Nareszcie czułam prawdziwą zimę - oświetlony stok, leżę w zaspie, śnieg na twarzy... :). A kilka dni później tak się "cieszyłam" prędkością, że nie wyrobiłam na pustej bramce. Uderzyłam się w udo tak, że mnie zamroczyło, a potem przez trzy tygodnie mnie bolało. A mówią, że tłok na bramkach to problem ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...